fragment - Sonia Draga

Transkrypt

fragment - Sonia Draga
fragment
Tłumaczyła z niemieckiego
Ewa Spirydowicz
Nie słyszałem o nikim, kto zrobiłby dla Rosji
coś wielkiego lub postępowego i nie zapłacił za to
życiem. Aleksander II Romanow zrobił dla Rosji wiele
i zginął. Wierzę, że Stołypin doprowadziłby
Rosję do wielkości, ale zginął*.
Borys Niemcow
* Boris Nemzow, Aus der Provinz in den Kreml, Harnisch, Nürnberg 1997,
s. 32.
Kiedy mój ojciec był małym chłopcem, mógł iść na plażę
dopiero, kiedy zaszło słońce – bo matka chciała go chronić przed palącymi promieniami. Przez cały dzień cieszył
się na te chwile na plaży i tak pierwsze słowa, które wypowiedział jako dwulatek, brzmiały: Sonce soszło – czyli:
słońce zaszło.
Po zabójstwie ojca postanowiłam wystawić mu pomnik
i kontynuować jego pracę. W pierwszej chwili chciałam
zebrać jego wpisy z Facebooka i wydać w formie książki.
Z powodu cenzury media społecznościowe to właściwie
jedyny środek przekazu, dzięki któremu mógł swobodnie,
bez ingerencji cenzora, komunikować się z mieszkańcami Rosji. Szybko jednak zrozumiałam, że te wpisy to za
mało, by oddać mu sprawiedliwość. Ukazałabym, po raz
kolejny, tylko oficjalną stronę ojca, a chciałabym przedstawić go także jako człowieka, z dala od wiadomości
i polityki; najwspanialszego ojca, jakiego można sobie
wyobrazić. Ojca, którego kochałam i kocham, tak jak
nikogo na świecie do tej pory i już nigdy więcej nie pokocham. Człowieka, który nawet po śmierci łączy ludzi;
cały czas spotykam jego przyjaciół i znajomych, których
9
ledwo albo wcale nie znałam, którzy chcą choć w części
oddać mi to, co od niego dostali.
Praca nad tą książką była ważną częścią zmagania się
z żałobą nie tylko dla mnie, lecz także dla mojej rodziny.
Moja babcia, Dina Niemcowa, która w dniu pogrzebu syna, 3 marca 2015 roku, obchodziła osiemdziesiąte
siódme urodziny, była załamana i pogrążona w rozpaczy.
Nie miała siły do życia. Ale kiedy wspomniałam o tej
książce, nagle odnalazła w sobie pokłady energii. Postanowiła spisać wspomnienia o synu, moim ojcu. I dzięki
temu rozkwitła.
Mam nadzieję, że ta książka doda sił do życia nie tylko mojej babci i mnie, ale też tym wszystkim ludziom,
którzy w Rosji i poza jej granicami rozpaczają nad tym, co
się dzieje w naszej ojczyźnie. Że potężna siła, która charakteryzowała mojego ojca, za sprawą tej książki będzie
działała dalej. Mogli zniszczyć jego ciało, ale nie ducha.
Nie pomysły. Nie jego dzieło. Nie jego walkę o wolność.
Mój ojciec nadal żyje.
Najgorsza noc mojego życia
Od tamtego lutowego piątku w 2015 roku w moim życiu
nic nie jest takie jak dawniej. Byłam w domu, w mieszkaniu w centrum Moskwy, niedaleko Kremla. Koło północy położyłam się spać, następnego dnia wybierałam się
z mamą na urlop. Walizki stały spakowane, my myślami
byłyśmy już we Włoszech. I nagle obudziły mnie przeraźliwe krzyki, jakich jeszcze nigdy nie słyszałam. Moja
pierwsza myśl? Zapomniałam zamknąć drzwi i teraz nas
napadli, w mieszkaniu są włamywacze.
Wybiegłam z pokoju, zobaczyłam mamę na kanapie.
Prawie nie była w stanie mówić.
– Zabili ojca – powiedziała.
Dopytywałam się, skąd wie, odparła, że dzwoniła
Olga, jej przyjaciółka.
– Gdzie? – zapytałam.
Usłyszałam tylko:
– Nie żyje. Zastrzelili go. Na moście Moskworeckim, w drodze do domu.
Gdyby nie mama, do rana nie miałabym o niczym
pojęcia. Na noc zawsze wyłączam komórkę, żeby nie
11
obudził mnie przypadkowy telefon czy nieważna wiadomość. Ale i tak nie mogłam od razu uwierzyć w to, co
usłyszałam od matki. Włączyłam telefon i zobaczyłam,
że już spływają kondolencje od przyjaciół i znajomych.
Ale wciąż nie mieściło mi się to w głowie, więc połączyłam się z Internetem, weszłam na stronę CNN, a potem
na portale informacyjne. W końcu weszłam na stronę
RBK, stacji telewizyjnej, w której wtedy jeszcze pracowałam. Nie było żadnych wątpliwości, niestety.
Ubrałam się najszybciej, jak to było możliwe. Na
miejsce tragedii dotarłabym pieszo w piętnaście minut,
ale padało, więc wzięłyśmy taksówkę. Po drodze kierowca pytał nas, co właściwie wydarzyło się na moście Moskworeckim. Odparłam, że zamordowano Borysa Niemcowa. Taksówkarz wzruszył ramionami i rzucił coś jakby:
– I co z tego?
Zauważyłam wtedy, że jego reakcja była co najmniej
dziwna, w końcu sprawa dotyczyła znanego człowieka
zamordowanego w centrum Moskwy. Na koniec dodałam, że chodziło o mojego ojca. Na tym nasza rozmowa
się skończyła, ale do końca życia jej nie zapomnę.
Jakieś pięć czy siedem minut później byłyśmy na
miejscu, naprzeciwko Kremla i soboru Wasyla Błogosławionego z charakterystycznymi kolorowymi, cebulastymi
kopułami. Ojciec mieszkał po drugiej stronie rzeki Moskwy, niedaleko mnie, i jeśli przebywał w centrum, często wracał do domu na piechotę. Trasa prowadząca obok
najbardziej znanych zabytków Rosji jest piękna, roman12
tyczna i na wskroś rosyjska. Ojciec ją uwielbiał, ilekroć
to było możliwe, szedł właśnie tędy. I tak właśnie było
tamtej nocy 28 lutego, jak się później okazało.
Ojciec był w radiostacji Echo Moskwy, ostatniej,
która jeszcze odważa się na słowa krytyki. Tam udzielił
wywiadu na temat największego marszu tej wiosny, planowanego na pierwszego marca 2015 roku w Marino, na
przedmieściach Moskwy, bo władze zabroniły opozycji
organizować protesty w centrum miasta. Ojciec był jednym z organizatorów tego marszu.
Po wywiadzie rozmawiał jeszcze chwilę w poczekalni i holu radiostacji z dziennikarzami – to stara tradycja
w tej rozgłośni. Następnie pojechał z Nowego Arbatu na
plac Maneżowy, który znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie placu Czerwonego. W GUM-ie, świątyni konsumpcjonizmu nowej Rosji i zabytku architektury rosyjskiej, mieści się Bosko – jedna z najbardziej popularnych
moskiewskich kafejek, także ze względu na położenie na
placu Czerwonym, naprzeciwko murów Kremla. Ojciec
umówił się tam na kolację ze swoją towarzyszką życia,
Ukrainką Anną Duricką. Nic wtedy jeszcze nie sugerowało, że to będzie jego ostatnia wieczerza.
Po posiłku na piechotę wyruszyli do domu. Przez
plac Czerwony, obok Mauzoleum Lenina, do którego
zawsze odnosił się ze sporym dystansem, dalej, obok
soboru Wasyla Błogosławionego i kremlowskiej Wieży
Spasskiej. A potem, niemal równolegle do murów Kremla, w dół, do mostu Moskworeckiego, który wiedzie do
13
historycznej dzielnicy Zamoskworieczje, której nazwa
znaczy mniej więcej: „za rzeką Moskwą”. Za czasów caratu osiedlali się tam kupcy.
Prawdopodobnie mojego ojca śledzili wtedy funkcjonariusze służb specjalnych. Przed masowymi protestami,
jak marsz wiosenny, przywódcy opozycji, sam to zawsze
powtarzał, znajdują się w centrum zainteresowania. Podsłuchiwanie i nagrywanie ich rozmów prywatnych to nie
wyjątek, to reguła. I tak w grudniu 2011 roku bulwarówka Lifenews.ru opublikowała prywatne rozmowy telefoniczne mojego ojca. Zdaniem wielu stał za tym Kreml.
Tuż po tym, jak ojciec i Anna weszli na most, wjeżdża na niego również zamiatarka, co jest widoczne na
nagraniu z oficjalnej kamery rejestrującej ruch uliczny.
Pojazd jest głośny, jedzie bardzo powoli. Wyprzedza ich,
tak że kamera ich nie widzi. Na pasie jezdni obok nich,
gdzie jeszcze niedawno panował ożywiony ruch uliczny,
nagle robi się pusto, zostaje tylko jeden samochód, biały
albo jasnoszary. Na nagraniu z kamery nie sposób tego
określić, bo było już ciemno, do tego zaczął padać śnieg.
Poza tym kamera znajdowała się w pewnej odległości.
Rzeczony samochód jedzie więc bardzo powoli i zatrzymuje się tuż za zamiatarką. A potem wszystko dzieje się
bardzo szybko: ktoś wskakuje do samochodu, który natychmiast odjeżdża, zamiatarka brnie dalej i tym samym
odsłania napastnika, który najprawdopodobniej biegł za
ojcem już od restauracji i czekał na odpowiedni moment.
Czyli na chwilę, gdy zjawi się zamiatarka.
14
Anna przypomni sobie później, że w pierwszej chwili nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje. Nagle
usłyszała coś, co przypominało sylwestrowe fajerwerki,
i spojrzała w dół, bo przestraszyła się, że petarda wybuchnie jej pod nogami. Kiedy ponownie podniosła wzrok,
mój ojciec już osuwał się na ziemię. Anna sądziła, że się
potknął albo zasłabł. Usłyszała jego chrapliwy oddech
i uklękła przy nim. I wtedy zrozumiała, co się stało. Od
razu pobiegła po pomoc, zobaczyła przed sobą zamiatarkę, usiłowała ją dogonić. Na nagraniu z kamery widać, jak na kilka minut zatrzymuje się przy samochodzie.
Jeśli wierzyć jej słowom, kierowca nie chciał jej pomóc, ale podał jej telefon na policję.
Na nagraniu widać, że obok miejsca zdarzenia
przechodzą i przejeżdżają inni ludzie. Kilka osób przystaje. Kobieta w futrze podchodzi bliżej, pochyla się i zaraz szybko odchodzi. Zatrzymuje się samochód, wysiada
z niego mężczyzna, pyta o coś i zaraz odjeżdża. Dwie
osoby podbiegają do miejsca, w którym leży ojciec, pochylają się nad nim, jakby chcieli coś sprawdzić, po czym
biegną w stronę stopni prowadzących w dół mostu. Po
chwili wracają. Prawdopodobnie to funkcjonariusze służb
specjalnych, którzy mieli za zadanie śledzić ojca.
Dwanaście minut po tym, jak padły strzały, zjawia
się policja. Jak na stosunki moskiewskie – zadziwiająco
szybko, gdyby nie brać pod uwagę miejsca wydarzeń. Jeśli
dziennikarze rozstawiają kamerę i zaczynają cokolwiek
filmować w okolicach Kremla, wystarczy kilka chwil, by
15
zjawił się co najmniej jeden, a najczęściej dwóch funkcjonariuszy służby ochrony Kremla, i zaraz sprawdzają
tożsamość kamerzysty oraz pozwolenie na filmowanie.
I dlatego trudno uwierzyć, że na moście Moskworeckim,
rzut kamieniem od murów Kremla i dwie, trzy minuty na piechotę od kolejnego posterunku straży Kremla,
przy wieży Spasskiej, w okolicy naszpikowanej kamerami przemysłowymi, w jednym z najlepiej strzeżonych
miejsc na świecie, padają strzały i tak długo czeka się
na reakcję.
Dlatego też nie sposób uwierzyć, że FSB – Służba Bezpieczeństwa – nie ma żadnych nagrań z miejsca
zbrodni. Na moście jest wiele (w sumie ponad dwadzieścia) kamer przemysłowych widocznych dla zwykłych
przechodniów. Na nasze zapytanie pracownik służb odparł, że obiektywy wszystkich skierowane są na wnętrze
Kremla. Ale przecież zarówno na moście, jak i, ma się
rozumieć, na murach Kremla, są także kamery wycelowane na sam most. Szef pierwszej grupy dochodzeniowej powiedział mi, że tamtego dnia kamery nie działały.
Także bardzo dziwna wersja.
Pierwszy na miejscu zdarzenia zjawił się Ilja Jaszyn,
który, jak się okazało, także przebywał wtedy w centrum
Moskwy. Wkrótce przybył też Wadim Prochorow, od
wielu lat nie tylko polityczny sojusznik ojca, ale też jego
adwokat. Także w tej chwili nie stracił chłodnego spojrzenia prawnika i zaskoczyło go, że ojciec ma wydęty
brzuch, a na asfalcie nie ma krwi. Później lekarze ustalą,
16
że rany postrzałowe spowodowały krwotoki wewnętrzne
i z tego powodu krew rozlała się w brzuchu.
Mniej więcej kwadrans po tym, jak na miejscu zbrodni zjawili się pierwsi przedstawiciele służby bezpieczeństwa, policja oddzieliła je od reszty miasta. Tuż potem
na moście zjawiłam się ja z mamą. W pierwszej chwili
funkcjonariusze nie chcieli nas przepuścić.
– Jestem jego córką! – tłumaczyłam rozpaczliwie.
– Dokumenty proszę! – usłyszałam w odpowiedzi.
Podałyśmy mu z mamą nasze dokumenty. Już za czasów Związku Radzieckiego mawiano w Rosji, że człowiek
bez dokumentów to nie człowiek i za Władimira Putina
znowu tak jest. Zanim funkcjonariusze pozwolili nam
przejść, ciało ojca zabrano już z ulicy. Nie zdążyłam się
z nim nawet pożegnać.
Długo wpatrywałam się w miejsce, w którym upadł.
Tam także spotkałam jego wieloletniego przyjaciela Władimira Kara-Murzę.
Podczas gdy ja, będąc na miejscu zbrodni, nie zdążyłam zobaczyć ojca, miliony rosyjskich telewidzów widziały na ekranach jego półnagie ciało i nabrzmiały brzuch.
Później pokazano foliowy worek z jego zwłokami.
Tej nocy bardzo się martwiłam o babkę. Jak dopilnować,
żeby dowiedziała się o śmierci syna nie z gazet czy radia,
tylko od najbliższych? Sama wolałabym być poinformowana twarzą w twarz, nie przez telefon. Na szczęście do
telefonu podeszła siostra ojca. Obudziła mojego kuzyna
17
i razem, o czwartej nad ranem, pojechali do babci. Czekali, aż się obudzi. Kiedy tylko usłyszała tragiczną wiadomość, postanowiła jeszcze tego samego dnia przyjechać do Moskwy.
To w naszej rodzinie tradycja: ilekroć dzieje się
coś złego, musimy się czymś zająć, coś robić. Jestem
dumna z babci, z jej charakteru i siły woli, z tego, że
brała udział w marszu żałobnym i maszerowała przez
trzy godziny.
Marsz żałobny odbył się 1 marca 2015 roku – zamiast
planowanego uprzednio marszu wiosennego. Władze zgodziły się na demonstrację w centrum Moskwy.
To w ogromnym stopniu zasługa Michaiła Kasjanowa, byłego premiera za prezydentury Władimira Putina. Dzisiaj Kasjanow to jeden z ważniejszych krytyków
Kremla; razem z moim ojcem stał na czele opozycyjnej
RPR- PARNAS (Republikańska Partia Rosji – Partia
Narodowej Wolności). Bardzo nam także pomagał przy
organizacji pogrzebu.
Uroczystości pogrzebowe zaplanowano na 3 marca
w moskiewskim Centrum Sacharowskim, które ojciec
często wspierał za życia. Zdecydowałam, że zgodzimy
się na udział mediów w ceremonii. W końcu ojciec nie
był człowiekiem zamkniętym w sobie i dlatego uznałam, że niewłaściwe byłoby zakazywanie dziennikarzom
obecności. Zwłaszcza że i tak dostaliby się do środka,
tyle że potajemnie.
18
Do dzisiaj żałuję, że zaplanowaliśmy uroczystości
pogrzebowe tylko na cztery godziny. Tak, właśnie tylko.
Tylko, bo kolejka ludzi przed budynkiem ciągnęła się na
setki metrów, a w tak krótkim czasie nie wszyscy zdążyli
pożegnać się z nim osobiście. I przez te cztery godziny
babcia stała przy otwartej trumnie jedynego syna. Nie
zniosłabym tego widoku jeszcze raz, już tam, podczas
uroczystości pogrzebowych, pękało mi serce. To, jak tam
leżał. Bez życia. On, który w moich oczach zawsze był
ucieleśnieniem żywotności.
Stałam możliwie najdalej od trumny; nie chciałam
na niego patrzeć. Byłam jak w transie. Miałam wrażenie,
że to wszystko dzieje się poza mną, bez mojego udziału.
A tak naprawdę chciałam mieć takie wrażenie.
Kiedy wyniesiono trumnę do samochodu, ludzie
na ulicy skandowali: „Bohaterowie nie umierają!”. Moskiewski ratusz dopilnował, żeby trasa na cmentarz, zazwyczaj zakorkowana, była przejezdna, i tym sposobem
dotarliśmy na miejsce w ciągu dwudziestu minut. Mijane samochody trąbiły – nie z powodu tworzących się
korków, ale na znak solidarności i aby oddać cześć mojemu ojcu. Jego zabójstwo wstrząsnęło wieloma ludźmi
w Rosji i za granicą.
Początkowo nawet największe rosyjskie kanały telewizyjne chciały publikować nekrologi, w których nie szkalowano by go jeszcze i po śmierci. Nawet Siergiej Briljow, jeden z najbardziej znanych dziennikarzy z kanału
19
Rossija, dzwonił do mamy z prośbą o wywiad. Odpowiedziała krótko:
– Nie znam pana!
To zresztą akurat była prawda, bo mama nie ogląda
rosyjskiej telewizji. Odnosząc to do warunków niemieckich, to mniej więcej tak, jakby ktoś nie znał Günthera
Jaucha. Poza tym moja mama zdecydowała, że nie będzie udzielała żadnych wywiadów.
Nie sposób było przewidzieć reakcji ludzi na zabójstwo ojca. Jak napisały „Wiedomosti”, jedna z najbardziej renomowanych rosyjskich gazet: „Dopiero po jego
śmierci stało się w pełni jasne, jak wielką popularnością
cieszył się Niemcow”.
Jednak tłumy, które brały udział w marszu żałobnym, zmusiły prokremlowskie media do zmiany
planów. Wkrótce po tym, jak mama odmówiła wywiadu, w rosyjskiej telewizji pojawiły się oczerniające
ojca materiały, i to jeszcze zanim został pochowany.
I znowu powtarzano to samo: kłamstwa o rzekomym
życiu w luksusie, o rzekomej zdradzie Rosji, o romansach; było tak, jakby nagle ogłoszono konkurs
na najbardziej niesmaczną historię o nim, największe
poniżenie.
Nina Zwieriewa, reporterka, która przed laty nakręciła o ojcu film (gdy był gubernatorem), a dzisiaj bynajmniej nie należy do zajadłych krytyków Kremla, do tego
stopnia była zdegustowana tym, co słyszała w mediach,
że 2 marca napisała na Facebooku:
20
„Program Priamoj Efir (Na żywo) obejrzałam dokładnie w Internecie po tym, jak czytałam wiele
komentarzy na jego temat. Musiałam się do tego
zmuszać, ale nie wytrzymałam więcej niż dziesięć
minut. Nadawca Rossija-1, najważniejsza państwowa stacja w Moskwie, ogłasza zdrajcą człowieka,
który jeszcze nawet nie spoczął w grobie, roztrząsa
szczegóły jego związku z ukraińską modelką, a jeśli
chodzi o pogardę, bije na głowę stację NTV. I dobrze wiem dlaczego. Rządzących przeraził wczorajszy marsz żałobny, pochód tysięcy ludzi o mądrych
twarzach i smutnych oczach. Jeszcze dzień wcześniej
rozkaz z góry brzmiał: żegnać Niemcowa jak szanowanego polityka. Potem jednak przyszło nowe polecenie: poniżyć go, upokorzyć i sięgać przy tym po
wszystkie możliwe środki. […] To już nie jest nawet
propaganda; to tak, jakby dolewać benzyny do ognia
nietolerancji i wrogości wobec popularnego, „politycznie nieodpowiedzialnego” człowieka. Nie, nie
zrozumieli do tej pory niczego, ani tego, że właśnie
ta nienawiść zabiła Borysa, nieważne, kto pociągał
za spust, ani tego, że to nie koniec rozlewu krwi. To
krwawa korrida, a lud wrzeszczy i żąda krwi. Ludzie, jak możemy położyć temu kres?”.
Nina Zwieriewa trafiła w sedno: na zabójstwie ojca się
nie skończyło; zamordowano także pamięć o nim. Kiedy Putin się dowiedział, ile osób przyszło na marsz
21
żałobny poświęcony jego pamięci – nawet władze miasta szacowały liczbę uczestników na pięćdziesiąt tysięcy
– najwyraźniej się przestraszył.
Choć zabito mojego ojca fizycznie, jego duch żyje,
i właśnie ten duch stanowi zagrożenie dla reżimu. Bo mój
ojciec stanowił dla wielu inspirację do walki ze stanem
bezprawia. Jego nazwisko stało się symbolem wolnej Rosji. A ponieważ tak wielu widzi w nim bohatera, władza uważa, że musi go dyskredytować – nawet jeszcze
po śmierci.
I to wyłącznie ze strachu. Ze strachu przed demonstracjami. Czego Putin boi się najbardziej? Że ludzie połączą szeregi w sprzeciwie, że dojdzie do masowych protestów. I dlatego robi wszystko, żeby zdławić taki ruch
już w zarodku.
Peter Pomerantsev, brytyjski ekspert w dziedzinie
propagandy posiadający rosyjskie korzenie, doszedł do
wniosku, że rządy autorytarne boją się przede wszystkim wszelkich spontanicznie rodzących się inicjatyw –
zarówno partii politycznej, która powstaje bez ingerencji
władzy, jak i inicjatywy oddolnej, gdy grupa obywateli
sprzeciwia się wycince lasu w małym miasteczku. Ilekroć
ludzie stają ramię w ramię przeciwko władzy, przeciwko
instytucji państwa, w Rosji odbiera się to jako egzystencjalne zagrożenie. Europa Zachodnia podchodzi do tego
inaczej; także i tutaj politycy i urzędnicy nie cieszą się
specjalnie z protestów i oporu, ale jednocześnie nie mają
poczucia, że zagrożone jest ich istnienie.
22
Nieważne, czy chodzi o działania polityczne, czy
nie, rosyjski aparat państwowy zawsze uderza z pełną
siłą, jak było choćby w przypadku „Monstrancji Humoru” w Nowosybirsku, gdy demonstranci nieśli ulicami
miasta humorystyczne plakaty. Każdemu w Rosji wbija
się do głowy, że wszelkie publicznie okazywane oznaki
niezadowolenia z decyzji władz to rzecz niebezpieczna.
Cytowana wyżej reporterka Nina Zwieriewa opisała to dosadnie w swoim wpisie na Facebooku 4 marca
2014 roku:
„Nagle zrozumiałam, w jaki sposób nasi nieporadni
spece od propagandy zamykają usta wszelkim przeciwnikom. Mają ku temu słowo klucz: Majdan. Dziś
wystarczy, by ktoś nie zgadzał się ze zdaniem władz
lub agresywnych mediów, a zaraz słyszy: Chcesz
doprowadzić do Majdanu? Bo Majdan to synonim
rozlewu krwi i faszyzmu. A przecież tak naprawdę
chodzi tylko o to, żeby sądy pracowały normalnie,
żeby nie oczerniać w mediach i społeczeństwie ludzi o innym światopoglądzie, żeby wybory nie były
farsą, tylko prawdziwym głosem obywateli, którzy także mogą ukarać rząd, gdy nie są zadowoleni
z jego działań.
Kijowski Majdan doprowadził do zmian – po
straszliwej korupcji, która wcześniej szalała na Ukrainie. Przy czym słaby, tchórzliwy prezydent nie był
gotów do dialogu i dlatego zaczęło się to wszystko,
23
co dzisiaj w Rosji określa się mianem Majdanu, czyli przemoc i rozlew krwi. I tym słowem zamyka się
dzisiaj usta wszystkim, którzy są innego zdania, czy
to w sprawie Ukrainy, Krymu, czy reformy służby
zdrowia lub rozwoju gospodarczego. Słyszą od razu:
Jak to? Chcesz doprowadzić do Majdanu? I już, koniec dyskusji. To bardzo, bardzo niebezpieczne!”.
Szczególnie absurdalny wydaje się strach przed masowymi demonstracjami, gdy weźmie się pod uwagę, że
sam Putin zadbał o to, żeby mieszkańcy Rosji, jeśli chcą
zawalczyć o swoje prawa, nie mieli innego wyboru niż
wyjść na ulice. Nie ma już prawdziwie wolnych wyborów,
politycznej reprezentacji sporej części społeczeństwa, media są zamknięte w sobie i oderwane od rzeczywistości,
sądy nie funkcjonują należycie. Logiczne więc, że polityka przeniosła się na ulice.
Symbolem tego niech będzie miejsce pamięci – ku
czci mojego ojca, na moście Moskworeckim. Ludzie cały
czas składają tam kwiaty, palą znicze, zostawiają jego
zdjęcia. Ochotnicy czuwają przy tej zaimprowizowanej
kapliczce, bo pracownicy państwowych instytucji dbających o czystość miasta i patriotycznych organizacji prokremlowskich co pewien czas usiłują wszystko uprzątnąć.
Nie udało nam się przeforsować umieszczenia na
moście oficjalnej tablicy pamiątkowej. 16 kwietnia 2015
roku, w transmitowanej na żywo „Gorącej Linii”, Putin
uznał, że to sprawa władz lokalnych. Jak wspominałam,
24
zadaniem reżimu jest wymazać mojego ojca z ludzkiej
pamięci i szargać jego nazwisko w debacie publicznej.
Sześć dni po pogrzebie ojca poleciałam do Niemiec,
do Alfreda Kocha, jednego z najbliższych przyjaciół ojca.
Dawniej był wicepremierem Rosji; wtedy poznali się z ojcem. Przez pewien czas ojciec mieszkał nawet u niego,
zaraz po przeprowadzce do Moskwy. My z mamą miałyśmy do niego dołączyć nieco później. Dzisiaj Koch to
jeden z najbardziej prominentnych przeciwników Władimira Putina. Mieszka w Bawarii. Musiałam spojrzeć
na wszystko z dystansu.
Ojciec zawsze szczycił się tym, że czworo jego dzieci,
jego, zaciekłego krytyka Kremla, którego rządowa propaganda przedstawiała jako bezpaństwowca i zdrajcę ojczyzny, mieszka w Rosji, podczas gdy dzieci prominentów wyjeżdżają na Zachód, który media na polecenie ich
rodziców przedstawiają jako siedzibę zgnilizny i źródło
wszelkiego zła. Wydawało mi się wtedy, że wyjeżdżam
na krótko, byłam zdecydowana wrócić do Rosji. Nie miałam pojęcia, że to tylko pobożne życzenia, a moje życie
stanie na głowie.
Cały czas słyszę pytanie, dlaczego się nie boję, dlaczego decyduję się na to wszystko. Ojciec powiedział kiedyś, że jestem odważna. Może miał rację. Choć w pewnym stopniu. Ale nie dorównuję mu odwagą.