Nie z tego świata - Fundacja Wspólnota Nadziei

Transkrypt

Nie z tego świata - Fundacja Wspólnota Nadziei
A8
www.dziennikpolski24.pl
PONIEDZIAŁEK, 29 LISTOPADA 2010
Dziennik Reporterów Małopolska, jakiej nie znacie
Nie z tego świata
Reportaż
NATALIA
ADAMSKA–GOLIŃSKA
– Guten Morgen – Marcin wita
się w języku, w którym właśnie
czyta książkę na temat średniowiecznej sztuki.
Jest niewysokim, ogolonym
na łyso mężczyzną przed trzydziestką. Ubrany jak student:
czarny podkoszulek, spodnie bojówki i kurtka z kapturem. Szarmancko cmoka mnie w dłoń na
powitanie. Mówi ze wzrokiem
wbitym w podłogę. Unikanie patrzenia na twarz rozmówcy to jeden z najbardziej znanych objawów autyzmu.
Farma Życia w Więckowicach pod Krakowem to pierwszy
w Polsce ośrodek, w którym
osoby z autyzmem mogą mieszkać i pracować. Powstała pięć
lat temu dzięki Fundacji Wspólnota Nadziei, założonej przez
rodziców osób z tym zaburzeniem rozwoju.
Kiedy Marcin zaczyna mówić,
bardzo trudno mu przerwać. Używa wyszukanych słów, czasami
nawet całych fraz, żywcem wyjętych z naukowych książek.
– Mieszkam tu ponad rok.
Pochodzę z Żywiecczyzny. Zanim tu się przeprowadziłem,
mieszkałem samodzielnie w Krakowie przez kilka lat. Miałem
kłopoty z wynajmem, takie różne… Fundacja zaproponowała
mi mieszkanie i zgodziłem się.
Lubię tutejszy spokój i ciszę. Jedynym minusem jest daleki dojazd na zajęcia dydaktyczne,
ale moim panaceum jest litera-
tura. A kiedy człowiek traci cierpliwość, to zalicza spacerek
– uśmiecha się nieśmiało.
Marcin studiuje historię sztuki
na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Formalnie wciąż jest na trzecim
roku, choć uczy się od prawie
dziesięciu lat. Maluje, fotografuje,
szlifuje języki obce i uprawia rękodzieło artystyczne. Nie chce
powiedzieć, ile dokładnie ma lat.
– Chciałbym zachować anonimowość, jak średniowieczni
artyści. Nie znamy ich nazwisk,
dat urodzin i śmierci, nie jesteśmy pewni nawet ich imienia,
a mimo to podziwiamy ich
– mówi wymijająco.
Bo średniowiecze to konik
Marcina. Potrafi opowiadać
o tym godzinami. Jego monologi
na temat sztuki są przesycone
konkretami. Napisał dziesiątki
artykułów do Wikipedii na temat
sztuki sakralnej.
– Marzyłbym o pracy w instytucji kulturalnej, która zajmuje
się średniowieczem. Nie czuję się
adekwatny do współczesnego
świata, ale chciałbym w nim jakoś
funkcjonować. Ponad rok temu
na pielgrzymce poznałem dziewczynę, w której się zakochałem.
Chciałbym rychło się ożenić
– zwierza się.
– I wtedy wyprowadzi się Pan
z Farmy Życia?
Marcin przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.
– Czas pokaże. Nie mam pojęcia, jak będzie – przyznaje.
W żargonie terapeutów Marcin, jest „osobą wysoko funkcjonującą w społeczeństwie”. Farma
Życia daje mu oparcie, które pozwala rozwijać pasje.
Chorzy z autyzmem, wskutek
uszkodzenia mózgu, mają zaburzony kontakt z otoczeniem.
W Polsce jest ich około 40 tysięcy.
Jeszcze dwadzieścia lat temu nie
byli diagnozowani. Z etykietką
upośledzonych, chorych psychicznie, kryli się w domach, DPS–ach
lub szpitalach psychiatrycznych.
Edward Bolak, terapeuta Farmy Życia, nie lubi nazywać autyzmu chorobą. – To nierównomierny rozwój – poprawia. – Spektrum autyzmu jest bardzo szerokie. Obejmuje osoby z zespołem
Aspergera, które często są ponadprzeciętnie zdolne, ludzi takich
jak Marcin, którzy stosunkowo
dobrze funkcjonują, ale potrzebują wsparcia. Niestety, większość
ma podstawowe problemy z komunikacją, rozumieniem pojęć
abstrakcyjnych, emocji, relacji
społecznych, które uniemożliwiają im samodzielne życie – wyjaśnia Edward Bolak.
Dzięki systematycznym ćwiczeniom rozpoczętym jak najwcześniej, autyści mogą w pewnym stopniu zniwelować różnice w rozwoju. Tak jak Marcin.
Gdy miał 10 lat żaden lekarz
nie uwierzyłby, że chłopak pójdzie na studia.
Na Farmie Życia spadł
pierwszy śnieg. Delikatny puszek pokrył prawie siedem hektarów ziemi: warzywniak,
ogród przydomowy, młody sad,
aleję lipową i łąki.
– To już ostatnie prace polowe
w tym roku. Trzeba zabezpieczyć
młode drzewka przed zimą i dokonać ostatnich porządków
– mówi terapeuta, zauważając,
że spoglądam przez okno na
uczestników zajęć w granatowych ubraniach roboczych.
Farma ma czterech stałych
mieszkańców. Drugi dom jest
w budowie. Wkrótce planuje się
zamknięcie stanu surowego. Do-
FOT. ANNA KACZMARZ
Pod Krakowem rozwija się gospodarstwo ekologiczne
prowadzone przez osoby cierpiące na autyzm
W domu pachnie ciastkami, które Agnieszka przygotowywała wraz z instruktorką
Dzień otwarty
Farmy Życia
Fundacja Wspólnota
Nadziei zaprasza osoby
z autyzmem, ich rodziny
i wszystkich
zainteresowanych
działalnością farmy do
Więckowic. 7 grudnia
odbędzie się Dzień
Otwarty w ramach
Europejskiego Tygodnia
Autyzmu (1–7 grudnia).
Obchody zainauguruje
koncert charytatywny
„Dla Farmy Życia”,
z aukcją na rzecz osób
z autyzmem i ich rodzin.
Impreza odbędzie się
1 grudnia o godz. 19
w siedzibie Radia Kraków.
Wstęp bezpłatny.
celowo powstanie pięć domów,
w których zamieszka w sumie
35 dorosłych osób z autyzmem.
Koszt pobytu pokrywają częściowo sami mieszkańcy. Podobnie jak w domach pomocy społecznej, płacą 70 procent swojej
renty. Resztę dopłacają rodzice
(w zależności od dochodu na
członka rodziny) oraz ośrodki
pomocy społecznej.
– Wiele osób kłuje w oczy to,
że utrzymanie jednego mieszkańca kosztuje około 4 tysięcy złotych
miesięcznie. Ja wiem, że to dużo,
ale tę sumę generują głównie
koszty pracy trenerów i instruktorów, którzy są niezbędni. Średnia kwota zmniejszy się, gdy stałych mieszkańców będzie więcej
– tłumaczy Edward Bolak, który
jest również członkiem zarządu
Fundacji Wspólnota Nadziei.
Codziennie na farmę przyjeżdża ponad 50 uczestników
zajęć Dziennego Centrum Ak-
tywności. Uczą się pracy. Uprawiają warzywa, poznają podstawy stolarstwa, zajmują się rękodziełem. W pracowni kupieckiej przygotowują się do działalności handlowej. Prawdopodobnie wkrótce farma będzie
sprzedawała owoce swej pracy.
– Każdego dnia od podstaw
przygotowujemy obiad. Staramy
się jak najbardziej aktywizować
uczestników. Dostosujemy trudność dania do możliwości konkretnej osoby – wyjaśnia Sylwia
Pepłowska, trener pracy. – Zależy
nam, aby każdy z nich miał poczucie sukcesu, że coś udało mu
się wykonać samodzielnie.
W domu pachnie ciastkami,
które Agnieszka przygotowywała wraz z instruktorką. Bożena skończyła już przycinać
ozdobne rośliny pod opieką
ogrodniczki. Grupa pracująca
w sadzie wraca do domu, bo
zmrok szybko zapada.
Tort od Cracovii i muzyka od Firmy
na urodziny ciężko chorego Mietka z Zawadki
Chce więzienia
w imię wolności słowa
S P O Ł E C Z E Ń S T W O . Choremu na dystrofię mięśniową Mietkowi Piwowarczykowi Małopolskie Hospicjum dla dzieci zorganizowało huczne urodziny.
S P O Ł E C Z E Ń S T W O . Jerzy Rojek, mieszkaniec Kalwarii Zebrzydowskiej, przed wyborami bez uzyskania zgody
rozklejał w mieście ulotki wymierzone w burmistrza Augustyna Ormantego. Nie przyjął
mandatu od policji.
– Chyba wolałem być w szpitalu.
Tam ciągle się coś działo, miałem
znajomych. Tu trochę mi smutno.
Mam internet, ale to jednak nie
to samo – mówi Mietek leżąc
w swoim nowym pokoju.
Jako sześciolatek opuścił
dom swoich dziadków w Zawadce, w którym mieszkał z rodzicami i trójką rodzeństwa. Trafił
do Szpitala Dziecięcego w Krakowie Prokocimiu. Do Zawadki
wrócił dopiero po 12 latach spędzonych w szpitalnym łóżku.
Mietek od urodzenia choruje
na dystrofię mięśniową powodującą nieodwracalny zanik
mięśni.
Mietka na szpitalnym oddziale odwiedzała Katarzyna Gajda.
– Jego historia poruszyła moje
matczyne serce, postanowiliśmy
z mężem mu pomóc – mówi.
Przez kilka miesięcy szukała organizacji, która gotowa byłaby
wspomóc rodzinę w opiece nad
chłopcem. Dzięki jej staraniom
Małopolskie Hospicjum dla Dzieci objęło Mietka całodobową
opieką paliatywną. Państwo Gaj-
Dziesiątki znajomych z rodzinnej wsi i Krakowa zgromadziło
się, by świętować osiemnastkę Mietka FOT. KUBA TOPORKIEWICZ
dowie ufundowali rodzinie nowy
dom z pomieszczeniami przystosowanymi do opieki nad osobą niepełnosprawną i niezbędną
do tego aparaturę.
Matka chłopca po powrocie
chorego syna musiała się przestawić na inny tryb życia. – Opanowałam już obsługę całej aparatury. Na początku był problem,
jak Mietek się odnajdzie, ale my-
ślę, że z każdym dniem będzie
mu łatwiej – mówi wzruszona.
Choć Mietek nie porusza się
samodzielnie, a jego oddychanie
wspomaga respirator, jest normalnym nastolatkiem. Ma swoje
marzenia, przyjaciół, ulubiony
klub piłkarski, słucha hip-hopu
i jest uzależniony od internetu.
W sobotę w domu Mietka
było wyjątkowo tłoczno: przyszli
przyjaciele, rodzina, media. To
przyjęcie niespodzianka dla
Mietka, który tydzień wcześniej
obchodził swoje 18. urodziny.
Dziesiątki znajomych z rodzinnej wsi i Krakowa zgromadziło
się, by świętować wraz z nim.
Piłkarze Cracovii, pulubionego klubu chłopca, przysłali
tort na urodziny, a na zakończenie wystąpiła Firma, ulubiony
zespól hip-hopowy Mietka.
– Mietek jest już dorosłym
facetem, należała mu się taka
impreza – mówi z uśmiechem
Wojtek Glac z Małopolskiego
Hospicjum, które zorganizowało
niespodziankę. – Mamy jeszcze
wiele pomysłów na przyszłość
dla Mietka, ale szczegółów na
razie nie mogę zdradzić – dodaje.
Małopolskie Hospicjum przejęło opiekę nad chłopcem. Wojtek Glac i dr Krzysztof Nawrocki
zdążyli już stać się dobrymi
przyjaciółmi chorego Mietka.
– Bardzo się obawiałem, że nie
odnajdzie się w nowych warunkach i będzie się czuł samotny
– przyznaje lekarz.
Jednak widok szalejącego
na wózku wśród przyjaciół Mietka, rozwiewa wszelkie wątpliwości.
EDYTA ZAJĄC
[email protected]
Jerzy Rojek z własnej inicjatywy wykonał i kolportował
na terenie gminy ulotki, które
wymierzone były w urzędującego od ponad 20 lat burmistrza Augustyna Ormantego, który – jak się okazało
– przegrał wybory.
Ulotki miały różne treści, m.in.: „Każdy, ale nie Ormanty”, „Dość dyktatu Ormantego”, „Dość arogancji”
i „Dość marazmu”. – Jako
obywatel nie miałem żadnej
innej możliwości wyrażenia
swojego poglądu na temat
lokalnej władzy. Popełniłem
świadomie to przestępstwo
– mówi Jerzy Rojek. Dodaje,
że w przeszłości już miał
problemy z policją w związku
z kolportażem ulotek, które
wymierzone były we władze.
Było to: w latach 1976, 1979
i 1982.
Policja potwierdza. – Funkcjonariusze zatrzymali męż-
czyznę, mieszkańca Kalwarii
Zebrzydowskiej, który naklejał ulotki na słupach, bez zgody administratora drogi.
Z uwagi, iż mężczyzna nie
przyjął mandatu karnego,
w sprawie zostaną przeprowadzone czynności wyjaśniające w trybie kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia, a po ich zakończeniu zostanie skierowany
wniosek o ukaranie do Sądu
Rejonowego w Wadowicach
– informuje Elżbieta Goleniowska–Warchał, rzeczniczka wadowickiej Komendy
Powiatowej Policji.
Za rozlepianie bez zgody
grozi kara ograniczenia wolności albo grzywny.
– Dla mnie nie ma znaczenia, z jakiego artykułu
i paragrafu jestem ścigany
za rozprowadzanie ulotek.
W latach 1976, 1979, 1982 i teraz, w 2010 roku robiłem to
samo: wyrażałem swoje niezadowolenie z władzy. Dlatego odmówiłem przyjęcia
mandatu i chcę, aby sąd skazał mnie na najwyższy wymiar kary – więzienie.
W imię wolności słowa – komentuje Jerzy Rojek.
(GM)