A posteriori

Transkrypt

A posteriori
A posteriori
1
A posteriori
1.
Bardzo przepraszamy naszych czytelników, zwłaszcza stałych prenumeratorów,
którzy poddani zostali w tym roku wyjątkowo surowej „próbie cierpliwości”, zanim nadszedł zamówiony numer pierwszy „Sportu Wyczynowego”. Opóźnienia
startowe zdarzały się nam i wcześniej, ale tym razem powód był poważny – okazało się, że musimy zmienić wydawcę i że nie ma innej drogi, tylko ogłoszenie
konkursu. Został nim Instytut Sportu w Warszawie, nastąpiło to w połowie lipca.
Nie powiodły się wcześniej prowadzone negocjacje między Ministerstwem Sportu
i Turystyki, które jest właścicielem „Sportu Wyczynowego” a Centralnym Ośrodkiem Sportu, wcześniejszym zastępczym wydawcą. Nie będziemy tu wskazywać
strony, która ponosi winę za ten cały ambaras, najważniejsze są konsekwencje. A te
okazały się dla nas fatalne - został zaburzony rytm prac wydawniczych, przerwana ciągłość prenumeraty, nadwątlone zaufanie czytelników i autorów. Choć w tej
sprawie nic nie zawiniliśmy – musieliśmy świecić oczami, tłumaczyć się, odpowiadając na maile i telefony (dopóki nie pozbawiono nas tej możliwości, a wówczas
nie mieliśmy jeszcze nowej siedziby). Oby podobne zdarzenie już nigdy się nie
powtórzyło!
Teraz znaczną część prac, które były do wykonania w ciągu roku, trzeba będzie wykonać w pół roku. Ale postanowiliśmy podjąć to wyzwanie, kontynuować pracę i zapewnić, że „nasz produkt”, z powodu owych perturbacji, nic a nic
nie utraci na jakości.
2.
Tematem specjalnym, nad którym, naszym zdaniem, warto dyskutować, są
problemy związane z przechodzeniem zawodnika z kategorii młodszej do starszej,
zwłaszcza wtedy, gdy opuszcza on grupę młodzieżową i przystępuje do rywalizacji z seniorami. Spośród tych problemów wydobyliśmy kilka, zasadniczych.
Ale kiedy zaproszeni do dyskusji specjaliści dorzucili jeszcze inne, okazało się,
że kwestia ta, wydawałoby się czysto szkoleniowa, ma szersze uwarunkowania
– systemowe. I kolejny raz okazało się, że system sportu młodzieżowego jest
mało efektywny i w wielu miejscach nie jest kompatybilny z systemem sportu
dorosłych.
„Sport Wyczynowy” 2011, nr 1/537
2
A posteriori
3.
Ostrze krytyki dyskutantów kieruje się w pierwszym rzędzie na system współzawodnictwa. Wszyscy zgodnie podkreślają, że zdobywanie medali i miejsc punktowanych na zawodach centralnych przez młodych zawodników, związane z gratyfikacjami
finansowymi dla klubów czy trenerów, przeszkadza w prawidłowym prowadzeniu procesu szkolenia. Sytuacja przypomina błędne koło, klubom brakuje środków, więc te
młodzieżowe punkty, zdobyte we współzawodnictwie oficjalnym, pośrednio, stanowią
źródło zasilania finansowego i często są podstawą egzystencji klubu. Czy można się
dziwić, że wiele osób (trenerzy, działacze) myśli głównie o bieżących efektach szkolenia, nie o perspektywie. Wydusić z młodzika czy juniora ile się da, a co będzie z nim
za kilka lat zobaczy się.
4.
Przebiec maraton, precyzyjniej mówiąc: ukończyć bieg maratoński, nieważne w jakim
czasie, to do niedawna dla wysportowanego, ale nie zawodowego biegacza, mniej więcej
to samo, co dla alpinisty zdobyć szczyt Monte Everestu. Dziś okazuje się, że zdolne są
do tego wyczynu dziesiątki, a nawet setki tysięcy zwykłych biegaczy. Pytanie: co jest
przyczyną, że biegi maratońskie stały się tak szeroko dostępne dla mas, niemal na całym
świecie? Musi istnieć jakaś siła, która zmusza ludzi do długotrwałego, męczącego treningu, a jeszcze dodatkowo do specjalnego przygotowania startowego w maratonie. To nie
jest trudny, wyczerpujący bieg; to jest ekstremalna próba – dla ciała i psychiki. W ciągu
kilku godzin, jakich wymaga pokonanie trasy, która miewa różne, łatwiejsze i trudniejsze
konfiguracje, dochodzą czynniki zewnętrzne – zimno, deszcz, wiatr lub gorąco, wysoka
wilgotność powietrza – wychodzą na wierzch wszystkie słabości organizmu i psychiki.
Czasu wystarcza, by przypomnieć i zanalizować wiele wydarzeń ze swego życia.. A maratony biega coraz więcej ludzi, powtórzmy pytanie: – dlaczego i po co?
Pomińmy tych, którzy traktują bieganie jak zawód; trenują, by startować, wygrywać i zdobywać nagrody. Wśród przeważającej reszty biegaczy przeważa motyw
wewnętrzny – ambicjonalny, potrzeba sprawdzenia się oraz jako finalny xl „biegam
dla zdrowia”. W większości cywilizowanych społeczeństw zdrowie urosło do rangi
najważniejszych wartości. Zrozumiano, iż nie jest ono – lepsze czy gorsze, jak komu
przypadnie – dane raz na zawsze, ale, że pragnąc je zachować w jak najlepszym
stanie, trzeba o nie dbać. Najprostszym sposobem owej dbałości jest – zdrowe odżywianie oraz aktywność fizyczna. Tej, z kolei, najprostszą, najbardziej naturalną formą
jest bieg.
5.
Tomasz Sahaj przytacza opinię francuskiego socjologa Michela Maffesoliego, który
używał pojęcia „plemiona” na określenie barbarzyńców naszych czasów prowadzących
prymitywny i stadny tryb życia, w którym siła fizyczna jest środkiem w rozwiązywaniu
problemów społecznych. Aktywność pseudokibiców futbolowych, manifestowana przez
„Sport Wyczynowy” 2011, nr 1/537
A posteriori
3
nich siła, hierarchia ważności i sposób organizacji oraz poczucie bezkarności, są efektem
uwiądu mechanizmów społecznych, które mogłyby ich działania skutecznie powstrzymać.
To jasne, rzecz w tym jak te mechanizmy na powrót uruchomić, czy restrykcje i surowe prawo wystarczą.
6.
Felietonista ma prawo do przesady. To jest prawo tego gatunku. Bywa jednak, że
bzdura, którą dostrzega tak go irytuje, że nie bawi się w zawoalowane ironie, tylko wali
prosto po oczach. Jak Barbarzyńca w tym felietonie, kiedy atakuje wprost bezsensowne
miernictwo naukowe nie oparte na żadnej idei, które ma uchodzić za badania naukowe.
Niestety, pisze, wśród czcicieli danych doświadczalnych trafiają się również osoby
pracowite. Dobrze, jeśli owa pracowitość ma jakieś użyteczne skutki. Gorzej, gdy ogranicza się do bezcelowego, czysto ekstensywnego, tępego heblowania drewnianej nauki.
7.
26 marca 2011 roku będzie dla polskiego sportu, dla sportów zimowych w szczególności - datą wyjątkową. W dniu tym Adam Małysz oddał ostatni skok z Wielkiej Krokwi
i pożegnał się ze swymi kibicami. Jego kilkunastoletnia kariera była wyjątkowa, nie tylko
pod względem sportowym, to było zjawisko społeczne. Małysz miał szczęście, pojawił
się w odpowiednim czasie. Społeczeństwo na dorobku, głodne sukcesów, ulokowało
w nim swoje nadzieje i on tych nadziei nie zawiódł. Od Małysza ze skoczni szedł ku
nam prosty komunikat – Polak potrafi, i to jak! Ale Małysz zasłużył nie tylko na podziw
rodaków dla swoich niebywałych osiągnięć sportowych. Polacy pokochali go za to – jaki
był. Ambitny i pracowity, skromny, prosty, oszczędny w słowach.
O takim finale, jaki miał miejsce w Planicy, można tylko marzyć. Mógłby go napisać
jakiś natchniony scenarzysta, ale i on nie i wierzyłby, że się sprawdzi. – Mazurek Dąbrowskiego za sprawą następcy i obecność Małysza na podium. Scena symboliczna.
W komentarzu do kariery Małysza pojawił się wątek, że wszystko zawdzięcza sobie swojemu talentowi i swojemu wysiłkowi. Nie jest to cała prawda. Małysz spotkał na swej
drodze ludzi, którzy mu bardzo pomogli. Wspomnę dwóch, ze środowiska naukowego –
fizjologa, profesora Jerzego Żołądzia, który przestawił trening Małysza z dźwigania ciężarów na rozwój mocy mięśni oraz psychologa, profesora Jana Blecharza, który wykonał
olbrzymią pracę mad młodym skoczkiem.
Adam, nie odchodź! - wołano na trybunach Krokwi. Małysz pozostanie z nami, w naszej pamięci i sercach. Może też wiele dobrego uczynić dla polskiego sportu, jako wzór.
Nie ideał, ale realny wzór dla młodych sportowców.
„Sport Wyczynowy” 2011, nr 1/537
Fot. PAP
W niektórych sportach przejście zawodnika z kategorii młodzieżowca do seniora
rodzi szereg problemów – natury nie tylko szkoleniowej.