Stanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z Wolińską

Transkrypt

Stanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z Wolińską
Niezależny serwis społeczności blogerów
Stanisława Michalik. Połączenie Różańskiego z Wolińską
Natalia Julia Nowak, 01.02.2017 03:02
“Przesłuchiwanie zatrzymanych
odbywało się już po zebraniu
materiałów obciążających,
którym trzeba było nadać oprawę”
Stanisława Michalik-Kowalska
(cyt. za: Tomasz Kurpierz, IPN)
Wyjątkowa hybryda
Pewien mężczyzna, który miał nieprzyjemność obserwować jej wybryki, zeznawał
później: “Byłem świadkiem, jak kiedyś doprowadzono do sekretariatu, w obecności
innych oficerów, grupę AK-owców, którzy w klapach cywilnych ubrań mieli miniaturki
wysokich odznaczeń bojowych, m.in. Virtuti Militari. Tych ludzi pani naczelnik wybiła po
twarzy i ordynarnie wyzywała” (źródło: “Twarze katowickiej bezpieki”, Instytut Pamięci
Narodowej, Katowice 2007. Scenariusz i opracowanie tekstów: dr Wacław Dubiański,
Marcin Niedurny, Robert Ciupa. Współpraca: Ryszard Mozgol. Konsultanci merytoryczni:
dr Adam Dziuba, dr Adam Dziurok, dr Krzysztof Szwagrzyk). Stanisława Michalik, bo o
niej mowa, była jedną z niewielu kobiet w Polsce, które pracowały na stanowisku oficera
śledczego w stalinowskim Urzędzie Bezpieczeństwa. Nasza antybohaterka, znana również
strona 1 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
jako “Stanisława Michalik-Kowalska” i “Stanisława Kowalska”, nie tylko została
oficerem śledczym, ale także dochrapała się funkcji naczelnika Wydziału Śledczego
Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach. Lecz to tylko część
jej przewinień. Gdy zakończyła pracę w ubecji, znalazła zatrudnienie w olsztyńskiej
Prokuraturze Wojewódzkiej, gdzie nie zależało jej na rzetelnym prowadzeniu spraw, tylko
na imputowaniu winy podejrzanym. Później, jakby nigdy nic, robiła karierę jako radca
prawny i adwokat. Oto wyjątkowa hybryda, indywiduum łączące w sobie najgorsze cechy
Józefa Różańskiego i Heleny Wolińskiej! Stanisława Michalik - osoba bezwzględna,
impulsywna i antyspołeczna - jest postacią mało znaną. Uważam wszakże, iż jej
przypadek zasługuje na szczególne nagłośnienie.
SPLAMIONY ŻYCIORYS
Jedynym, jak dotąd, biogramem obejmującym całe życie Stanisławy Michalik-Kowalskiej
jest artykuł Tomasza Kurpierza zatytułowany “Stanisława Kowalska z d. Michalik
(1919-1998), naczelnik Wydziału Śledczego WUBP w Katowicach, prokurator
Prokuratury Wojewódzkiej w Olsztynie, adwokat”. Materiał wchodzi w skład periodyku
“Aparat represji w Polsce Ludowej 1944-1989” (1/2/2005, Rzeszów) wydawanego przez
Instytut Pamięci Narodowej - Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.
Pisząc o Michalik, będę więc się opierać na tym jednym źródle. Funkcjonariuszka UB, o
której rozmawiamy, nie posiada notki biograficznej w Wikipedii, nie pamiętają o niej
również popularni publicyści historyczni. Dlatego tak cenny jest rocznik naukowy “Aparat
represji…”, który można pobrać ze strony internetowej IPN-u (Ipn.gov.pl). Miejmy
nadzieję, że to dopiero początek badań nad tym wątkiem peerelowskiej historii.
~*~*~*~*~*~
Zgodnie z ustaleniami Tomasza Kurpierza, Stanisława Michalik wywodziła się ze
środowisk socjalistycznych. Urodziła się 19 czerwca 1919 roku w Drohobyczu, a
największy wpływ na jej etatystyczny światopogląd wywarł ojczym - Piotr Michalik,
członek PPS, z zawodu górnik. Matka Stanisławy, Wiktoria z domu Zając, trudniła się
krawiectwem i posiadała, przynajmniej w latach 30. XX wieku, własny zakład krawiecki.
W roku 1935 rodzina Michalików przeprowadziła się do Sierszy koło Trzebini. Dwa lata
później nasza antybohaterka, ukończywszy siedem klas gimnazjum, przerwała edukację i
podjęła pracę w warsztacie swojej matki. Ubóstwo, w jakim żyli Michalikowie,
spowodowało, że Stanisława, wzorem swojego ojczyma, przystała do socjalistów. W
latach 1935-1936 należała do Organizacji Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu
Robotniczego, działała na terenie Sierszy i Gór Luszowskich. Z ruchem socjalistycznym
strona 2 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
związali się także jej bracia - Jan i Mieczysław. Gdy armia niemiecka wkroczyła do
Polski, przyszła ubeczka kontynuowała działalność polityczną, przez co od końca 1939
roku musiała się ukrywać przed gestapo. Okupanci dopadli Stanisławę jesienią 1941 roku
w pobliżu Wielunia, ale aresztantka szybko im uciekła i wyjechała do odległego
Sosnowca. Tam przez niecałe dwa lata mieszkała u córki jakiegoś PPS-owca. W lipcu
1943 roku Michalik przeniosła się do Radzionkowa, lecz już miesiąc później wróciła do
Sosnowca w obawie przed spodziewaną denuncjacją. W styczniu 1944 roku kobieta
ponownie została zatrzymana przez Niemców. Więziono ją w Tarnowskich Górach,
Bytomiu i Wadowicach, aż w końcu uwolniono 25 stycznia 1945 roku.
Nie wiadomo, kiedy Stanisława Michalik przeobraziła się z socjalistki w komunistkę. Jest
pewne, że wstąpiła do PPR niedługo po wyjściu z hitlerowskiej niewoli. W szeregach
peerelowskiej partii rządzącej pozostawała aż do końca jej istnienia. Jednakże czas na
aktywną działalność partyjną znalazła dopiero po zakończeniu pracy w bezpiece. Tomasz
Kurpierz pisze, że Michalik “była m.in. członkiem Wojewódzkiej Komisji Kontroli
Partyjnej PZPR w Olsztynie, Wojewódzkiej Komisji Kontrolno-Rewizyjnej KW PZPR w
Olsztynie, Komitetu Miejskiego PZPR w Olsztynie, egzekutywy POP przy Wojewódzkiej
Radzie Adwokackiej. Pełniła również różne funkcje (m.in. członka Zarządu Powiatowego)
w Lidze Kobiet (od 1981 r. w Lidze Kobiet Polskich), była członkiem Zarządu
Powiatowego ZBoWiD, w 1980 r. wybrano ją na członka władz wojewódzkich Zrzeszenia
Prawników Polskich w Suwałkach”. Za swoją lojalność dostała wiele państwowych
odznaczeń. Wróćmy jednak do końcówki II wojny światowej. Już dwa dni po opuszczeniu
więzienia Stanisława znalazła zatrudnienie w Powiatowej Komendzie MO w Będzinie.
Raczej nie czuła się dobrze w roli tamtejszej sekretarki, albowiem wkrótce złożyła
podanie o pracę w będzińskim MUBP. Z bardzo ciekawym uzasadnieniem: “Praca na tym
polu zawsze mię pociągała (…). Co jest dziś nam zadaniem, to wiem, gdyż tak partia,
TUR, jak i dzieła znanych komunistycznych poetów przygotowały mię do tego, na co
czekałam aż tyle lat”. 10 lutego 1945 roku, cztery dni po rozpoczęciu pracy w UB,
otrzymała stanowisko oficera śledczego. W Warszawie na takim stanowisku pracowali
Jerzy Kędziora, Edmund Kwasek, Eugeniusz Chimczak i inni bandyci.
Nasza antybohaterka “zawodowo” zajmowała się zwalczaniem polskiego podziemia
niepodległościowego. Prowadziła śledztwa m.in. przeciwko eneszetowcom z oddziału
Antoniego Sękowskiego “Metysa“. Uczestniczyła także w różnych działaniach
operacyjnych. Józef Wargin-Słomiński, ówczesny kierownik katowickiego WUBP,
chwalił Michalik w oficjalnym piśmie skierowanym do MBP: “Jest jedną z nielicznych
kobiet znających pracę operacyjną. (…) Jest jednym z najlepszych oficerów śledczych”.
Nic więc dziwnego, że w lutym 1946 roku przeniesiono ją z Będzina do Katowic i
uczyniono zastępcą naczelnika Wydziału Śledczego, wówczas jeszcze funkcjonującego
strona 3 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
pod nazwą Wydziału IV A. Możliwe, że do szybkiego awansu Stanisławy przyczynił się
kapitan Józef Kowalski, szef będzińskiego PUBP (nie mylić z MUBP), który w styczniu
1946 roku został wiceszefem katowickiego WUBP[1]. Tak się bowiem składa, że
Michalik i Kowalski byli zakochaną parą. W 1957 roku wzięli nawet ślub i doczekali się
dwojga dzieci - syna i córki (dla Stanisławy była to już druga rodzina. Według Kurpierza,
nasza antybohaterka poślubiła w latach 30. niejakiego Leona Ociepkę i urodziła mu syna.
Ciekawe, kiedy i w jaki sposób owo małżeństwo dobiegło końca). Po wyjeździe do
Katowic opisywana ubeczka kontynuowała działalność wymierzoną w Żołnierzy
Wyklętych. Wśród osób, które znalazły się na jej celowniku, był słynny Henryk Flame
“Bartek” - pilot WP, jeniec stalagu, partyzant NSZ. Michalik osobiście wizytowała
Podbeskidzie, żeby kontrolować dochodzenie w sprawie tego narodowca. Pod koniec
grudnia 1946 roku stalinowska oprawczyni została mianowana porucznikiem.
1 marca 1947 roku powierzono Stanisławie Michalik funkcję naczelnika Wydziału
Śledczego WUBP w Katowicach. Wcześniej jednak zasypano ją nagrodami pieniężnymi
oraz państwowymi odznaczeniami: Brązowym Krzyżem Zasługi (1945), Srebrnym
Krzyżem Zasługi (1946) i Srebrnym Medalem Zasłużonych na Polu Chwały (1946).
Objęcie przez Stanisławę stanowiska kierowniczego było tylko formalnością, gdyż już od
pewnego czasu pełniła ona obowiązki naczelnika WŚ. Podobnie, jak na poprzednim
etapie, praca Michalik była wysoko oceniana przez przełożonych. Tymczasem podwładni
mieli o naszej antybohaterce wyjątkowo złe zdanie. W ich opinii Stanisława była
jednostką porywczą i kłótliwą, często popadała w konflikty z innymi ludźmi, a tych,
których mogła, spontanicznie wyrzucała z pracy. Przypisywano jej arogancję,
antysemityzm, dyktatorskie zapędy oraz manipulowanie własnym kochankiem - majorem
Józefem Kowalskim, wiceszefem katowickiego WUBP. Michalik była osobą powszechnie
nielubianą, a jeśli początkowo cieszyła się jakimś autorytetem, to bardzo szybko go
straciła. W końcu nad kobietą zawisły czarne chmury. Okazało się, że jej brat,
Mieczysław, działa w podziemiu poakowskim i wciąż pozostaje w lesie. Fakt ten wyszedł
na jaw podczas weryfikacji drugiego brata Stanisławy, Jana, który na początku 1947 roku
rozpoczął pracę w krakowskim WUBP. Nasza antybohaterka nie miała pojęcia o
antykomunistycznych zmaganiach Mieczysława, dlatego nie można było wszcząć
postępowania dyscyplinarnego w jej sprawie. Mimo to, jak pisze Kurpierz, “1 stycznia
1948 r. odwołano Stanisławę Michalik ze stanowiska naczelnika i oddano do dyspozycji
szefa”.
Trzy miesiące później uczyniono ją inspektorem przy kierownictwie katowickiego WUBP,
a w lutym 1949 roku podjęto decyzję o zwolnieniu jej z pracy w bezpiece. Michalik
zakończyła swoją ubecką karierę 1 maja tegoż roku. Wkrótce wyjechała do Olsztyna,
gdzie przez kilka lat pracowała w Dyrekcji Okręgowej Poczty i Telekomunikacji
strona 4 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
(stanowisko: szef działu Ruchu Pocztowego). W 1952 roku wysłano ją do Szwecji na
czterotygodniowe szkolenie zawodowe. Stanisława, która w 1948 roku zdała maturę i
podjęła studia w Wyższej Szkole Administracyjnej w Katowicach, dokończyła edukację
na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Uzyskawszy tytuł magistra praw,
rozpoczęła służbę w Wydziale II Śledczym Prokuratury Wojewódzkiej w Olsztynie.
Pierwszą funkcją, którą tam pełniła, był podprokurator, a drugą - wiceprokurator
wojewódzki. Oto, jak Tomasz Kurpierz opisuje te pięć lat (21 października 1952 roku - 31
października 1957 roku) z życia naszej antybohaterki: “Przełożeni w opiniach podkreślali
zarówno jej dobre przygotowanie zawodowe, znajomość przepisów oraz chęć podnoszenia
kwalifikacji, jak i bardzo konfliktowy charakter oraz niedostateczny obiektywizm, który
przejawiał się - jak to sformułowano w opinii - m.in. ‘skłonnościami do przeceniania
wartości poszczególnych dowodów w kierunku oskarżycielskim’. Na początku 1957 r.
Komisja Okręgowa Zrzeszenia Prawników Polskich w Olsztynie zarzuciła jej naruszenie
‘zasad praworządności ludowej’, m.in. poprzez zastraszanie i wprowadzanie w błąd
oskarżonych oraz ich rodzin. Na tej podstawie decyzją Generalnego Prokuratora PRL z 31
października 1957 r. została zwolniona z prokuratury”.
W styczniu 1958 roku Stanisława znalazła zatrudnienie jako radca prawny w
Wojewódzkim Zarządzie PGR w Olsztynie, a jedenaście miesięcy później została
zaliczona w poczet gołdapskich adwokatów. Od lutego 1959 roku praktykowała przy
Sądzie Powiatowym w Gołdapi. Z bliżej nieznanych powodów, określonych przez
Kurpierza mianem “względów osobistych”, poprosiła o przeniesienie służbowe do
Zespołu Adwokackiego nr 1 w Suwałkach. Było to we wrześniu 1960 roku. Michalik
pracowała w Suwałkach aż jedenaście lat, od 1967 roku sprawowała funkcję kierownika
Zespołu Adwokackiego nr 1. Jak nietrudno odgadnąć, również tam, na Suwalszczyźnie,
dała się poznać jako osoba apodyktyczna i niekoleżeńska. W 1971 roku Wojewódzka
Rada Adwokacka w Białymstoku zwolniła naszą antybohaterkę ze stanowiska kierownika
Zespołu Adwokackiego nr 1, skierowała ją z powrotem do Gołdapi, a przeciwko niej
samej wszczęła “postępowanie w sprawie nieprawidłowości dotyczących kwestii
finansowych zespołu oraz złego stosunku do innych adwokatów”. Stanisława przez krótki
czas kontynuowała karierę w Olecku, po czym 1 stycznia 1974 roku wróciła do Zespołu
Adwokackiego nr 1 w Suwałkach. Tam praktykowała aż do emerytury, a nawet dłużej. W
1989 roku Michalik bezskutecznie próbowała uzyskać zgodę na “otworzenie prywatnej
kancelarii adwokackiej”. Na początku lat 90. musiała się tłumaczyć - przed Okręgową
Radą Adwokacką - ze swojej zbrodniczej działalności w komunistycznym UB. W 1991
roku została skreślona z listy adwokatów. Zmarła siedem lat później, nie poniósłszy żadnej
(oprócz wykluczenia z zawodu prawniczego) kary za swoje liczne niegodziwości.
strona 5 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
Oprawca “Inki”
Wszystko wskazuje na to, że zastępcą i następcą Stanisławy Michalik był Józef
Bik/Bukar/Gawerski - niegdysiejszy oprawca Danuty Siedzikówny “Inki”! Dojdziemy do
takiego wniosku, analizując profil Bika w “Biuletynie Informacji Publicznej IPN”
(Katalog.bip.ipn.gov.pl). Rzeczone źródło podaje, że Bik rozpoczął swoją ubecką karierę
w Gdańsku, a potem pracował w Warszawie i Katowicach. Do górnośląskiego WUBP
trafił 1 marca 1947 roku, obejmując stanowisko zastępcy naczelnika Wydziału Śledczego.
Jak wiemy, tego samego dnia Michalik stanęła na czele owej komórki. 1 stycznia 1951
roku Bik został szefem Wydziału Śledczego, chociaż de facto zarządzał nim już od
momentu odwołania Stanisławy. Świadczy o tym uwaga opatrzona nagłówkiem “Inne
informacje o funkcjonariuszu i służbie” (“We wniosku o przeniesienie na stanowisko
naczelnika Wydziału Śledczego WUBP w Katowicach z 10.08.1950 szef urzędu płk E.
Dowkan stwierdził m.in., że: ‘od dwóch lat jest faktycznym kierownikiem Wydziału’”).
Kim był Bik? Zagadkę tego człowieka próbował rozwikłać Piotr Szubarczyk w artykule
“Nieznane oblicza Józefa Gawerskiego”. Kopia tekstu, opublikowanego pierwotnie w
“Naszym Dzienniku”, znajduje się w serwisie Interaktywna Polska (Iap.pl). Według
Szubarczyka, oprawca “Inki” wielokrotnie fałszował własny życiorys. Posługiwał się
nawet różnymi datami urodzenia. W 1968 roku, jako Żyd, wyjechał z Polski i zamieszkał
w chłodnej Szwecji. 35 lat później skontaktował się z IPN-em, gdyż liczył na
podwyższenie emerytury za pracę w UB[2]. Czy nie wiedział, że od dawna jest
poszukiwany jako zbrodniarz stalinowski? A może po prostu grzeszył cynizmem?
Brat Borejszy
W tytule niniejszego artykułu porównałam Stanisławę Michalik do Józefa Różańskiego i
Heleny Wolińskiej. Przypomnę więc, kim były te dwie demoniczne postacie.
Doskonałymi źródłami wiedzy o Józefie/Jacku Różańskim (właśc. Goldbergu) są książki:
“Borejsza i Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce” Barbary Fijałkowskiej
(Olsztyn 1995) i “Tortury. W Polsce 1945-1955 i współcześnie” Ryszarda Walickiego
(Warszawa 2013). Józef Różański, rocznik 1907, urodził się w rodzinie warszawskich
Żydów. Był synem syjonistycznego dziennikarza, Abrahama Goldberga, i zbuntowanej
artystki Anny Różańskiej. Jako dwulatek trafił pod wyłączną opiekę swojej matki, która
porzuciła męża pod pretekstem walki o własną niezależność. Pięć lat później powrócił pod
skrzydła ojca i wychowywał się w atmosferze inteligenckiej. Józef już w gimnazjum
związał się z ruchem komunistycznym. Jako absolwent prawa UW wstąpił do zakazanej
KPP. Gdy został adwokatem - bo nie udało mu się “zrobić” aplikacji sędziowskiej bynajmniej nie zaprzestał nielegalnej działalności. Po wybuchu II wojny światowej uciekł
strona 6 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
wraz z żoną do ZSRR i rozpoczął zbrodniczy żywot oficera NKWD. Od 1944 roku służył
w Resorcie Bezpieczeństwa Publicznego PKWN, a trzy lata później objął stanowisko
dyrektora Departamentu Śledczego MBP. Słynął z okrutnych tortur, jakie stosował
nagminnie wobec więźniów politycznych (lubił osobiście bić aresztowanych). Posługiwał
się fałszywymi oskarżeniami i spreparowanymi dowodami, zakulisowo decydował o
wyrokach sądowych. W 1957 roku został skazany na 14 lat więzienia za używanie
niedozwolonych metod śledczych. Zmarł 24 lata później[3].
Ciotka Idy
Żywotowi Heleny Wolińskiej - Fajgi Mindli Danielak, Felicji Danielak - przyjrzeli się
publicyści Mateusz Zimmerman (“Oskarżycielka nie przyznaje się do winy”, Onet.pl) i
Tadeusz M. Płużański (“’Ida’, czyli zakłamana Wolińska”, Nczas.com). Czerwona bestia,
znana również jako “Lena” i “Warszawska Dolores“, przyszła na świat w roku 1919. W
dwudziestoleciu międzywojennym zafascynowała się komunizmem, co popchnęło ją
prosto do wywrotowego KZMP. Po ataku III Rzeszy na II RP Wolińska, będąca Żydówką,
znalazła się w getcie warszawskim, skąd w 1942 roku uwolnili ją bojownicy GL/AL.
Helena ochoczo wstąpiła do tej formacji zbrojnej, a potem od samego początku
uczestniczyła w “budowaniu” nowego ustroju Polski. Wysoką pozycję w stalinowskim
aparacie terroru zawdzięczała swojemu kochankowi, Franciszkowi Jóźwiakowi, który był
m.in. zwierzchnikiem MO. Nie spędziła z nim jednak całego życia. W latach 50.
powróciła do swojego cudownie odnalezionego męża Beniamina Zylberberga vel
Włodzimierza Brusa. Wolińska przeszła do historii jako prokurator Naczelnej Prokuratury
Wojskowej. Miała na sumieniu aresztowanie wielu niewinnych przeciwników
politycznych. Często działała z pogwałceniem prawa, rutynowo składała podpisy na
pustych formularzach. Po Marcu ’68 wyemigrowała wraz z Brusem do Wielkiej Brytanii.
Władze III RP przez wiele lat bezskutecznie starały się o jej ekstradycję. Wolińska zmarła
w 2008 roku w Oksfordzie. Zapamiętano ją jako osobę niezwykle agresywną, wybuchową
i wulgarną, skłonną do urządzania bliźnim dzikich awantur. Nigdy nie okazała skruchy, a
w wywiadach prasowych szydziła z polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Natalia Julia Nowak,
31.12. - 31.01. 2016/17 r.
PS 1. Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach mieścił się przy
ulicy Powstańców 31 (nie wiem, czy w okresie powojennym nazwa ulicy brzmiała tak
strona 7 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
samo jak dzisiaj). Obecnie do budynku byłego WUBP przytwierdzona jest tablica
pamiątkowa o następującej treści: “SPÓJRZCIE-/ OTO MURY PRZESIĄKNIĘTE
ZBRODNIĄ/ W TYM GMACHU W LATACH 1939-1945/ MIAŁO SWĄ SIEDZIBĘ
GESTAPO,/ A W LATACH 1945-1954/ WOJEWÓDZKI URZĄD/ BEZPIECZEŃSTWA
PUBLICZNEGO/ TU JEDNI I DRUDZY/ WIĘZILI, TORTUROWALI I MORDOWALI/
NAJLEPSZYCH SYNÓW NARODU POLSKIEGO./ ZWIĄZEK WIĘŹNIÓW
POLITYCZNYCH/ OKRESU STALINOWSKIEGO/ ODDZIAŁ KATOWICE/
WRZESIEŃ 1996”. Źródło cytatu: “Katowice - tablica upamiętniająca ofiary Gestapo i
WUBP”, witryna Miejsca Pamięci Narodowej (Miejscapamiecinarodowej.pl). Ponurą
budowlę przy ulicy Powstańców 31 można zobaczyć w programie Google Street View.
PS 2. Teresa Semik, publicystka “Dziennika Zachodniego”, umieściła skromny biogram
Stanisławy Michalik w swoim obszernym artykule zatytułowanym “Twarze katowickiej
bezpieki”. Kopię wspomnianego materiału udostępniono w serwisie Katowice - Nasze
Miasto (Katowice.naszemiasto.pl). Oto życiorys Michalik zredagowany przez Semik:
“Stanisława Michalik ur. 1919 r. w Drohobyczu. Córka działacza PPS, w czasie wojny
więziona za działalność socjalistyczną. Od lutego 1945 r. oficer śledczy MUBP w
Będzinie (jako jedna z nielicznych kobiet na tego typu stanowiskach w skali całego
województwa). Po roku pracy została zastępcą Naczelnika Wydziału IV A (Śledczego)
WUBP w Katowicach. Jej szybki awans wynikał z bardzo dobrych opinii służbowych i
związków rodzinnych (kpt. Józef Kowalski, jej przyszły mąż, z którym była bliżej
związana już podczas pracy w Będzinie, został zastępcą szefa WUBP w Katowicach). W
marcu 1947 r. objęła stanowisko Naczelnika Wydziału Śledczego w WUBP w
Katowicach. Wysokie oceny ze strony przełożonych kontrastowały z opiniami jej
podwładnych, z którymi z racji gwałtownego charakteru wielokrotnie popadała w ostre
konflikty, skutkujące m.in. zwolnieniami oficerów śledczych z UB. Złe relacje z
podwładnymi i dochodzenie w sprawie jej brata działającego w podziemiu poakowskim,
spowodowały, iż pomimo dobrych opinii służbowych, 1 I 1948 r. odwołana została ze
stanowiska Naczelnika. Mianowano ją inspektorem przy kierownictwie WUBP w
Katowicach. W maju 1949 r. zakończyła pracę w UB”. Krótko, zwięźle i na temat.
PS 3. Stanisława Michalik figuruje w co najmniej trzech elektronicznych bazach danych.
Dwie z nich to katalogi Instytutu Pamięci Narodowej: “Biuletyn Informacji Publicznej”
(Katalog.bip.ipn.gov.pl) i “Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych w Katowicach
[1945] 1983-1990” (Inwentarz.ipn.gov.pl). Trzecia baza danych to tabela
“Funkcjonariusze” na stronie NSZ Beskidy (Nsz.beskidy.pl/funkcjonariusze). Pierwsze
źródło definiuje naszą antybohaterkę jako “Stanisławę Michalik”, drugie jako “Stanisławę
Michalik-Kowalską”, a trzecie jako “Stanisławę Kowalską z domu Michalik”. Warto o
tym pamiętać podczas przeglądania rzeczonych zasobów. IPN-owska sygnatura
strona 8 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
Stanisławy: IPN Ka 0173/358 (810/V).
PRZYPISY
[1] Odrobinę informacji dotyczących Józefa Kowalskiego zaczerpniemy z kolorowej
broszury “Twarze katowickiej bezpieki” (Instytut Pamięci Narodowej 2007). Publikacja
nie zawiera wprawdzie pełnego kalendarium życia i działalności tego ubeka, ale pozwala
się zorientować, “kto zacz”. Otóż Kowalski urodził się 6 stycznia 1908 roku w Siennicy
Różanej koło Krasnegostawu. W latach 1944-1945 sprawował funkcję kierownika PUBP
w Zamościu, a w latach 1946-1949 był zastępcą szefa WUBP w Katowicach. Zanim trafił
na Górny Śląsk, stał na czele PUBP w Będzinie, jednak o tym autorzy broszury nie
napomykają… W latach 1949-1955 Józef Kowalski pracował w WUBP w Olsztynie,
piastując tam stanowisko analogiczne do katowickiego. W 1955 roku powrócił do Katowic
(Stalinogrodu) i rozpoczął pracę jako zastępca kierownika Delegatury Centralnego
Zarządu Więziennictwa. Jego dalsze losy pozostają nieznane, a przynajmniej nieopisane
przez twórców “Twarzy katowickiej bezpieki”. Jakim funkcjonariuszem był Kowalski? W
omawianej broszurze znajdujemy dość niepochlebny cytat charakteryzujący jego
zachowanie: “W swojej pracy miał objawy biurokratyczno-dygnitarskich nawyków, nie
układał właściwie stosunków z podwładnymi, u których nie posiadał autorytetu. Za dużo
czasu poświęcał na polowanie i mniej uwagi zwracał na sprawy służbowe”. Niestety, nie
wiadomo, do którego etapu działalności Kowalskiego nawiązują te słowa. Podejrzewam,
że chodzi w nich o lata 1946-1949, ale to tylko moja swobodna hipoteza. Okres 1946-1949
jest w “Twarzach…” zaznaczony na czerwono, ponieważ odnosi się do tytułowej
katowickiej bezpieki. Możliwe, że przywołany cytat też dotyczy pracy Kowalskiego w tej
górnośląskiej placówce.
[2] “W roku 2003 wpadł na szalony pomysł. Doszedł do wniosku, że gdyby jakiś urząd w
Polsce potwierdził mu lata pracy w UB (1945-1953), to dostałby wyższą emeryturę.
Postanowił napisać do… IPN! W ten sposób prokuratorzy dowiedzieli się, gdzie mieszka
ich ‘bohater‘. Bik poszedł na całość. Poza pismem do IPN złożył też pozew do Sądu
Okręgowego w Katowicach o ‘rewaloryzację’ renty!” - opowiada Piotr Szubarczyk.
Takich roszczeń nie powstydziłby się sam Anders Behring Breivik, norweski terrorysta,
któremu ciągle czegoś brakuje w luksusowym więzieniu. Józef Bik nie dożył wymarzonej
“podwyżki”. Otrzymał jednak od losu nagrodę pocieszenia, tzn. zmarł spokojnie na
emigracji, nieosądzony i nieukarany za swoje bestialstwo. O jakim bestialstwie mowa?
Szubarczyk wyjaśnia: “Kiedy przed paroma laty były zastępca naczelnika gdańskiego
więzienia Alojzy Nowicki (…) zgodził się rozmawiać z pracownikami gdańskiego IPN,
dowiedzieliśmy się, że w roku 1946 panami życia i śmierci więźniów politycznych w
strona 9 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
Gdańsku były dwie kreatury: Jan Wołkow syn Arona (…) oraz naczelnik wydziału
śledczego Józef Bik. Obaj większą część czasu ‘pracy’ spędzali na terenie więzienia, gdzie
znęcali się nad więźniami, zatwierdzali wyniki ‘śledztwa‘, a przede wszystkim (…)
praktycznie decydowali o wyrokach, szczególnie gdy chodziło o śmierć. (…)
Przesłuchiwał m.in. członków antysowieckich organizacji niepodległościowych Polskie
Siły Demokratyczne i Polska Tajna Armia Wyzwoleńczo-Demokratyczna. Osobiście
znęcał się nad nimi i wymuszał ‘zeznania’ o treści, którą sam ustalał. Żyjący do dziś
członkowie PSD mówią, że w czasie przesłuchań byli wielokrotnie bici nogą od stołka po
plecach, gumą po gołych piętach, kopani w jądra i bose stopy. Za takie wyczyny
awansowali Bika na kapitana”. Można przypuszczać, że Józef Bik/Bukar/Gawerski zabrał
swoje “nawyki“ do Warszawy, a następnie do Katowic. Z pewnością kontynuował
niehumanitarną działalność jako bliski współpracownik Stanisławy Michalik.
[3] O Józefie/Jacku Różańskim (właśc. Goldbergu) pisałam szerzej w artykule “Józef
Różański - podręcznikowy przykład sadysty!”. Materiał jest ogólnodostępny online.
A-N-E-K-S
Szuflada i przyrodzenie
Na blogu Niepodległe Zagłębie Dąbrowskie
(Niepodleglezaglebiedabrowskie.blogspot.com) znajduje się notka “Zbrodnie
nierozliczone”, w której możemy przeczytać: “Potomkowie jednej z ofiar ubeckich
oprawców przytaczają relację swojego ojca, który [był - przyp. NJN] więźniem tutejszego
[będzińskiego - przyp. NJN] więzienia”. Pod tym zdaniem widnieje świadectwo
wyróżnione kursywą i czerwonym fontem: “Ojciec mówił, że był przesłuchiwany przez
kobietę (przypuszczam, że mogła to być S. Kowalska, bo to ona prowadziła śledztwo w
sprawie tej grupy). O metodach, gdy pytałam, powiedział, że wbijano mu szpilki pod
paznokcie, ale nie sądzę, że był to jedyny sposób, bo jego bracia wspominali, że gdy
przysyłał do domu bieliznę, to kalesony były tak sztywne od krwi, że można było je
postawić oparte o ścianę. Mówił, że przesłuchująca zrobiła tak: kazała nagiemu
mężczyźnie (nie mówił, że chodziło o niego, ale…) usiąść na biurku tak, że genitalia
zwisały mu do otwartej szuflady - a następnie nogą, obutą w oficerski but, zatrzasnęła
szufladę. Po wielodniowym przesłuchaniu - gdy nic istotnego się nie dowiedziała, ojciec
nikogo nie wydał - powiedział jej, żeby podarła protokół, a on teraz powie jej całą prawdę.
Zrobiła tak, a wtedy powtórzył to, co już mówił wcześniej. Wtedy bardzo się
zdenerwowała. Ojciec był zastępcą komendanta grupy NSZ, działającej na terenie woj.
olkuskiego. Groził mu wyrok śmierci, dlatego jego ojciec a mój dziadek sprzedał część
tego, co posiadał (był rolnikiem i stolarzem) i zaciągnął duże pożyczki, a z uzyskanych w
strona 10 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
ten sposób pieniędzy dał ogromną łapówkę prokuratorowi. W rezultacie dostał wyrok 10
lat więzienia”.
Nie chciałabym podważać powyższej relacji, ale jej forma i pochodzenie wzbudzają moje
wątpliwości. Po pierwsze, nie wiadomo, kto jest właścicielem bloga Niepodległe Zagłębie
Dąbrowskie. Na innej stronie internetowej (Kluby “Gazety Polskiej” - Klubygp.pl), pod
opracowaniem o identycznej treści (“Wiezienie_w_Bedzinie.pdf”), widnieje podpis
“Autor: Łukasz Katolik, Krzysztof Klebaach”. Po drugie, nie wiadomo, kim są
“potomkowie jednej z ofiar”, na których powołuje się NZD. Kontrowersyjna jest nawet
liczba owych potomków, gdyż przytoczone świadectwo zostało sformułowane w
pierwszej osobie liczby pojedynczej. Po trzecie, nie wiadomo, kim był tajemniczy
“ojciec”, który niegdyś cierpiał katusze w będzińskim więzieniu. Podobno pełnił funkcję
zastępcy komendanta olkuskiej grupy Narodowych Sił Zbrojnych, ale nie znamy jego
nazwiska, pseudonimu ani żadnych szczegółów umożliwiających identyfikację oddziału,
w którym rzekomo służył. Po czwarte, nie wiadomo, czy szufladowa tortura była
stosowana wobec niego, czy wobec zupełnie innego człowieka (“Nie mówił, że chodziło o
niego, ale…”). Po piąte, nie wiadomo, czy sadystyczną przesłuchującą faktycznie była
Stanisława Michalik-Kowalska (“Przypuszczam, że mogła to być S. Kowalska, bo to ona
prowadziła śledztwo w sprawie tej grupy”). Po szóste, wszystkie dzieci Żołnierzy
Wyklętych są już osobami dojrzałymi lub starszymi, a zacytowane świadectwo brzmi jak
wyznanie młodej kobiety. Po siódme, mało wiarygodna wydaje mi się informacja, według
której więzień stalinowski, poddawany akurat okrutnemu śledztwu, miał prawo wysyłać
do domu brudną bieliznę. Po ósme, analizowany tekst nie zawiera żadnych danych
dotyczących “braci” i “ojca” męczonego aresztanta. Po dziewiąte, o wyrokach w
procesach politycznych nie decydowali prokuratorzy, tylko sędziowie pozostający w
zmowie z funkcjonariuszami Urzędu Bezpieczeństwa. Po dziesiąte, w latach 40.
Stanisława posługiwała się jeszcze nazwiskiem “Michalik”, a nie “Kowalska” czy
“Michalik-Kowalska” (jej ślub z Józefem Kowalskim odbył się w 1957 roku). Po
jedenaste, opowieść o przytrzaskiwaniu męskich genitaliów szufladą przypomina
domniemane ekscesy Julii Brystygierowej, dyrektorki Departamentu V MBP. Sęk w tym,
że plotka o takim właśnie dręczeniu Bolesława Szafarzyńskiego została negatywnie
zweryfikowana przez Patrycję Bukalską, autorkę biografii “Krwawa Luna”, i Ryszarda
Bugajskiego, reżysera filmu “Zaćma”. Więcej na ten temat w publikacjach “Krwawa
Luna” (Agata Szwedowicz, wywiad z Patrycją Bukalską, PAP, serwis Dzieje.pl) i
“Ryszard Bugajski o filmie ‘Zaćma’ o Julii Brystygierowej” (Barbara Hollender, wywiad
z Ryszardem Bugajskim, wirtualne wydanie dziennika “Rzeczpospolita”, Rp.pl).
Cytuję Bukalską: “Lunie przypisuje się też skatowanie ludowca Bolesława
Szafarzyńskiego, który miał umrzeć wskutek doznanych podczas śledztwa obrażeń.
strona 11 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
Okazało się jednak, że Szafarzyńskiego torturowano nie w Warszawie, a w Olsztynie, a
przesłuchanie prowadziła nie Luna, a miejscowi funkcjonariusze. Szafarzyński przeżył i
wyszedł na wolność w 1956 r”. Cytuję Bugajskiego: “W 1999 roku w
prawicowo-patriotycznym dzienniku ‘Nasza Polska’ Tomasz Grotowicz napisał, że
jednemu z więźniów, niejakiemu Szafarzyńskiemu, przygniatała genitalia szufladą i że on
wkrótce potem zmarł*. Szafarzyński był szefem propagandy PSL na województwo
olsztyńskie. I w Olsztynie znalazłem jego syna Mariusza, który prowadził biuro
architektoniczne. Przekazał mi różne dokumenty. Jego ojciec, Bolesław, został skazany na
karę śmierci w 1947 roku, siedział w Rawiczu, wyszedł w 56 roku i do Urzędu Rady
Ministrów napisał prośbę o pomoc finansową, bo był strzępem człowieka i nie miał za co
się leczyć. Wspomniał w tym piśmie, że w jego ‘odbitym‘, jak pisze, podczas śledztwa w
1947 roku jądrze wywiązała się gangrena. Ale nie pojawiło się tam nazwisko
Brystygierowej. A Mariusz urodził się w 1958 roku, więc Bolesław Szafarzyński nie zmarł
w więzieniu w wyniku tortur. Ta fałszywa legenda jest cytowana teraz na różnych
stronach internetowych, na jej podstawie zbudowano ‘oficjalną biografię’
Brystygierowej”**. Podsumowując: wypowiedź zamieszczona na blogu Niepodległe
Zagłębie Dąbrowskie pochodzi z anonimowego źródła, jest ekstremalnie nieprecyzyjna i
prawdopodobnie inspirowana starą creepypastą. Dlatego powinniśmy ją traktować z dużą
ostrożnością.
* “Maltretowany przez ‘Lunę’ Szafarzyński stanowił widok przerażający. Jądra miał na
wysokości kolan. Bristigerowa wsadzała mu przyrodzenie do szuflady i następnie
zatrzaskiwała, a także bez opamiętania biła więźnia. Szafarzyński wkrótce potem zmarł z
ogólnego wycieńczenia” [Tomasz Grotowicz, “Nasza Polska”, 4 sierpnia 1999 roku. Cyt.
za: Jerzy Robert Nowak, “Czerwone dynastie: ‘Krwawa Luna’ Bristigerowa i jej syn
Michał“, DlaPolski.pl]
** Ostatnio coraz więcej historyków (np. Andrzej Paczkowski, Andrzej Friszke, Michał
Kurkiewicz, Przemysław Stępień) twierdzi, że Krwawa Luna, wbrew obiegowej opinii, nie
torturowała więźniów osobiście, tylko wyręczała się prostymi oficerami śledczymi. Nie
zmienia to jednak faktu, że była ona odpowiedzialna za prześladowanie “zawadzających“
obywateli, a w konsekwencji - za cierpienie i śmierć wielu osób. Moim zdaniem, tym, co
przesądza o jej winie, jest ścisła współpraca Departamentu V z Departamentem Śledczym
MBP. Julia Brystygierowa oddawała ludzi na pastwę Józefa Różańskiego, a przecież
wszyscy wówczas wiedzieli, co to oznacza w praktyce. Głośną zbrodnią, którą można
uznać za wspólne “dzieło” Brystygierowej i Różańskiego, jest sprawa biskupa Czesława
Kaczmarka, skazanego na 12 lat więzienia w sfingowanym procesie pokazowym. Luna po
latach twierdziła, że nigdy nie akceptowała brutalnych metod śledczych. Należy jednak
pamiętać, iż w identyczny sposób tłumaczył się Anatol Fejgin, zbrodniarz stalinowski
strona 12 / 13
Niezależny serwis społeczności blogerów
sądzony razem z Józefem Różańskim i Romanem Romkowskim. A ileż “niewiniątek”
było na procesie Adama Humera i jego jedenastu podwładnych! Całe mnóstwo - cha, cha,
cha!
strona 13 / 13
Powered by TCPDF (www.tcpdf.org)

Podobne dokumenty