MAGAZYN EUROPA ARCHIWUM

Transkrypt

MAGAZYN EUROPA ARCHIWUM
Sobota, 14 lipca 2007 Imieniny: Kamili, Kamila, Marcelego
Dziennik.pl
Google
Potrzebna wtyczka FlashPlayer w wersji 8 lub nowsza Pobierz
MAGAZYN EUROPA ARCHIWUM
POLITYKA
» DZIENNIK
TRADYCJA
WYDARZENIA
GOSPODARKA
"EUROPA" Numer 165/2007-06-02, strona 14
ŚWIAT
Narodowość i polityka
KULTURA
OPINIE
Polska świadomość narodowa jako problem
NAUKA
SPORT
Jedyną szansą na zaistnienie we współczesnym świecie jest zdefiniowanie własnej tożsamości
zgodnie z jego wymogami. Polacy, którzy ciągle traktują swoją tożsamość jako balast, powinni
wreszcie to zrozumieć
ŻYCIE NA LUZIE
AUTO
KOBIETA
HOROSKOP
PROGRAM TV
REPERTUAR KIN
LOTTO
POGODA
FORUM
ARCHIWUM
EUROPA
NEWSLETTER
» WIRTUALNE PODRÓŻE
» KURSY WALUT
1 CHF
2.25 zł
1 EUR
3.74 zł
1 USD
2.71 zł
1 GBP
5.51 zł
więcej »
» GIEŁDA
WIG
WIG20
65989.73
0.14
3846.05
0.43
więcej »
» SONDA
Czy zagłosujesz na
połączoną partię
Leppera i Giertycha?
Tak
Nie
Jeszcze nie wiem
Wielką zaletą książki Nikodema Bończa-Tomaszewskiego "Źródła narodowości. Powstanie i rozwój
polskiej świadomości w II połowie XIX i na początku XX wieku" (Wrocław 2006, seria Monografie
FNP) jest rozpoczęcie zasadniczej dyskusji na temat polskiej świadomości narodowej. Książka
napisana jest z rozmachem i entuzjazmem. Ukoronowaniem rozważań Tomaszewskiego na temat
wyboru polskiej narodowości jest zakończenie zatytułowane "Dlaczego Nietzsche chciał być
Polakiem?". Odpowiedź Tomaszewskiego brzmi: bo polskość oznaczała dla nich wolność i
podmiotowość, brak mieszczańskiego formalizmu, w który wtłaczała ich bogatsza wprawdzie, ale
bardziej ograniczająca kultura niemiecka. "Uboższa, ale nieobciążona nowoczesnością polskość
stała się azylem chroniącym podmiotowość". Tomaszewski jest pisarzem radykalnym i śmiałym.
Szuka źródeł polskiego poczucia narodowości i znajduje je nie we wspólnej pamięci historycznej
(jak to robią przyjaźni koncepcji narodowości badacze, tacy jak Anthony Smith) czy w
konieczności obcowania z ludźmi w ramach grupy (jak to robią wrodzy tej koncepcji badacze w
rodzaju Karla Deutscha). Według Tomaszewskiego poczucie narodowości wytworzyło się w
rezultacie pojawienia się problematyki podmiotowości w filozofii europejskiej - problematyki,
której wprowadzenie przypisuje się zwykle Kartezjuszowi. Kartezjusz uwolnił europejskie myślenie
od ciężaru dyskursywnego rozumowania i pozwolił świadomości swobodnie i samodzielnie określać
świat i samą siebie. Podmiotowość i świadomość są konieczne, by wytworzyło się poczucie
narodowości: "świadomość narodowa jest przełożeniem idei świadomości podmiotu na kwestię
narodową" - postuluje Tomaszewski. Stawia on jednak słuszne pytanie, czy da się badać zjawiska
nowoczesności, takie jak narodowość, przy pomocy kategorii, które nowoczesność wytworzyła,
tzn. kategorii zależnych od "nowoczesnego" etapu historii - czy nie są tu konieczne jakieś
metakategorie? Sam jednak żadnych takich metakategorii nie sugeruje, ograniczając się do
stwierdzenia, że jego metodologia ma pewne "nieusuwalne ograniczenia". Drugim czynnikiem
zaistnienia polskiej wspólnoty narodowej w opisywanym okresie jest "cielesność". Ten segment
książki nawiązuje do przedkartezjańskiego pojmowania rzeczywistości. Tomaszewski odwołuje się
do dyskursu o królu jako Ciele, do Kantorowicza i jego teorii dwóch ciał królewskich oraz do
pierwszego Listu do Koryntian św. Pawła. Ma rację, że w wieku XIX postrzeganie wspólnoty jako
ciała upadło w myśli społecznej, ale stało się tak dlatego, że było związane z katolicyzmem i
tomizmem, a nie - jak twierdzi autor - z przyczyn rasistowskich. Uważa on, że do ciała wrócono w
erotyce, a stamtąd droga wiodła do wspólnoty - przez odrzucenie erotyki i miłości dla dobra
ojczyzny. Kultura narodowa, jej obrazy i poematy, stają się ciałem ojczyzny. W Polsce wieś,
ludzie ubodzy, krajobraz, zwierzęta, wspomnienia bitw, też stają się cielesnością ojczyzny.
Bowiem narodowość to ziemia, jej "rzeki i miasta, krew i dzieje, kwiaty i język". Bez cielesności
nie ma narodowości. "Idea wspólnoty ciała powstaje w świadomości jednostki jako odpowiedź na
potrzeby duchowe nowoczesności".
Tomaszewski zwraca uwagę na to, że w badanym przez niego okresie panował w Polsce kult
bohaterów. Powstania, wielkie momenty w historii Polski - bardowie narodowi pojawili się masowo
w malarstwie i w literaturze. Wbrew marksistom takim jak Eric Hobsbawm, Tomaszewski
postuluje, że kult bohaterstwa był hołdem wspólnoty narodowej w stosunku do własnej
podmiotowości. Przytomnie jednak dodaje, że wywodził się on również z chrześcijaństwa - jako
wezwanie do wielkości. Wezwanie to jest skierowane do jednostki: "Świadomość narodowa jest
świadomością jednostki, a nie formą kolektywnego myślenia". Romantyzm i nietzscheanizm łączą
się w ten sposób w podmiotowości heroicznej. Tu Tomaszewski stawia śmiałą tezę, że "myślenie
narodowe ukształtowało wizję historii, a nie odwrotnie". Ale myślenie narodowe niemożliwe jest
bez historii, więc w najlepszym wypadku mamy tu sprzężenie zwrotne. Zdaniem Tomaszewskiego
Maksymilian Gierymski i inni artyści "przetworzyli naturę w ojczyznę", ale pod wpływem
Nietzschego "idea krajobrazu narodowego w sztuce załamała się", a "podmiotowość zaczęła
dominować nad naturą". Tak więc sztuka polska "uczestniczyła w podmiotowej rewolucji". Dopiero
w wieku XX artyści doprowadzili do "rozpadu romantyczno-narodowego polskiego ja". Dalej
sprawy Tomaszewski nie prowadzi - jego książka jest postawieniem i obroną tezy, że
podmiotowość stała się źródłem polskiego poczucia narodowości.
Jest czymś zrozumiałym i pożądanym, że tego rodzaju książka została napisana po ponownym
odzyskaniu niepodległości w 1989 roku. 50 lat zniewolenia uniemożliwiło intelektualne rozliczenie
się
z 60 popowstaniowymi latami poprzedzającymi pierwsze odzyskanie niepodległości w roku 1918.
Ówczesne przewroty w samoświadomości polskich elit są ważne dla elit dzisiejszych, a
Tomaszewski doskonale je artykułuje. Nikt wcześniej nie przedstawił tak oryginalnych przemyśleń
dotyczących tego okresu. Wydaje mi się jednak, że zawarta w tytule propozycja nadania mu
miana "źródła" polskiej tożsamości zawęża w jakiś sposób polskie możliwości. Oferta tego okresu
jest bowiem słaba i niepełna - bez względu na to, jak cenimy Kętrzyńskiego i Grottgera. Oto
przyczyny tych zastrzeżeń.
Po pierwsze, owa podmiotowość, którą Polacy zinternalizowali w wieku XIX i którą tak świetnie
odkrywa dla nas Tomaszewski, łączy się gładko z warcholstwem, tzn. z negatywnymi cechami elit
» KONTAKT
DZIENNIK Polska Europa Świat
Ul. Domaniewska 52
02-672 Warszawa
Tel. (22) 232 05 19,
faks (22) 232 55 17,
Adres e-mail: [email protected]
przedrozbiorowej Polski, umacnia je i wypiera pozytywne cechy przedrozbiorowych elit: optymizm
i pogodę ducha, poczucie godności osobistej, nieświadome, ale głębokie ugruntowanie w
arystotelesowskiej epistemologii (czyli szacunek dla rzeczywistości, a potem dopiero dla własnego
ja) oraz opartą na tym światopoglądzie akceptację Innych. Postkartezjańska podmiotowość
natomiast prowadzi w ślepy zaułek subiektywizmu i jest jednym ze źródeł resentymentu.
Skolonizowane przez Innych polskie wykształcone podmioty, uważające siebie jakże często za
wyjątkowy dar Boży dla świata, skazane były na niedocenienie i "niedopieszczenie". Niemców
przed całkowitym pogrążeniem się w kartezjanizmie uratowało mieszczaństwo i rozwój nauk
ścisłych. Polacy na takie koła ratunkowe nie mogli liczyć.
Drugi problem to związek podmiotowości z okresem klęsk politycznych. Poczucie pokrzywdzenia
jest wspólną cechą świadomości narodowej wszystkich niegdyś skolonizowanych narodów Afryki,
Azji, Europy i Ameryki Południowej, ale nie jest ono elementem świadomości narodów zachodniej
Europy czy świata anglojęzycznego. Ten "aspekt pokrzywdzenia" stwarza wielkie trudności, gdy
chodzi o kreowanie wizerunku Polaków wobec tych narodów - dla nich wizerunek ten jest obcy i
niezrozumiały. Tymczasem uznanie polskiej tożsamości przez te właśnie narody jest dla tej
tożsamości nieodzowne (więcej na ten temat poniżej). Trzeci problem to - polski kolonializm. "W
Lituanii [Grottgera] i niezrealizowanej Rusi, odkrywamy nową koncepcję natury jako ojczyzny" pisze Tomaszewski.
Ja widzę to inaczej. W cyklu "Lituania" (1864-1866), w poemacie Miodońskiego "Litwa" (1900), w
niezliczonych pejzażach przedstawiających ukraińską naturę i polskie dwory na Ukrainie widzę
zawłaszczenie Ukrainy i Litwy przez polską samoświadomość w sposób, który przyniósł opłakane
skutki - że wspomnę tylko mordy wołyńskie. Fatalnym wzorcem był tu Mickiewicz. Lata, którymi
zajmuje się Tomaszewski, to okres budzenia się świadomości narodowej na Ukrainie, Litwie i
Białorusi. W powieści Ukraińca Anatolija Svydnytskiego "Liuboratsky" (1861-1862) ostrze krytyki
skierowane jest przeciwko Polakom i Rosjanom, bo oba te narody odbierały Ukraińcom ich
tożsamość. Na Litwie to samo zjawisko dobrze symbolizuje fakt, że wnuk polskiego patrioty
Kazimierza Landsberga nazywa się już Vytautas Landsbergis i jest patriotą litewskim (oraz byłym
prezydentem Litwy). Wyczuleni na rusyfikację i germanizację Polacy byli ślepi i głusi na prądy
narodowościowe w dawnej Rzeczypospolitej. Fantazjowali na temat jej odbudowy w granicach
sprzed 1772 roku. Ten brak zrozumienia, że wykłuwają się tam inne narody, które nieco inaczej
postrzegały polską chełpliwość w temacie "wielonarodowej Rzeczypospolitej", jest dowodem
niesłychanej krótkowzroczności polskich inteligentów owego okresu. Należy się do tej nieczułości
jakoś ustosunkować, ale Tomaszewski tego nie czyni. Faktem jest jednak, że w opisywanym
okresie polskość straciła siłę przyciągania, którą posiadała w wiekach XVI i XVII, w czasach
sarmatyzmu, gdy cała warstwa ludzi piśmiennych na Litwie, Białorusi i Ukrainie zadeklarowała się
jako polscy obywatele niezależnie od języka, którym mówili, a wielu przybrało polską narodowość.
To, że tak się nie działo w drugiej połowie XIX wieku (Kętrzyński i Grottger to wyjątki), ma na
pewno związek z wzorcami polskiej świadomości narodowej w owych czasach (choć jest
uwarunkowane również przez kolonizację samej Polski). Polskie "zyski tożsamościowe" miały
miejsce w stuleciach, które określa się jako sarmackie. Model sarmacki, oparty na umiłowaniu
wolności i instynkcie demokratycznym ("szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie"), był bardziej
pociągający niż model "podmiotowy". Należy więc pamiętać, że przedstawiony przez
Tomaszewskiego okres "ujawniania się" polskiej tożsamości narodowej pod wpływem
zapożyczonych przemyśleń filozoficznych był jednocześnie okresem, gdy oferta polskości została
definitywnie odrzucona przez znaczną część ludności dawnej Rzeczypospolitej.
Czwartym problemem dotyczącym modelu, który przedstawia Tomaszewski, jest zależność
ponowoczesnej świadomości od postrzegania nas przez Innych. Mają oni większy wpływ na
kształtowanie się naszego narodowego ja, niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Współczesna wizja
świata, Europy i Polski, wykreowana przez kolonizatorów Polski oraz przez jej mniejszości
narodowe, jest dramatycznie różna od grottgerowsko-romantycznej wizji, która kształtowała się
pod wpływem kartezjańskiego "dochodzenia do podmiotowości" i oparta jest na wizualności
zrozumiałej jak dotychczas jedynie dla Polaków. Życzyłabym Tomaszewskiemu, by jego książka
ten stan rzeczy zrewidowała, ale są to na razie jedynie życzenia. Bynajmniej nie proponuję, by
stworzony przez Innych wizerunek zaakceptować, bo jest on często z gruntu fałszywy i
niesłychanie wrogi polskiej tożsamości. Nie można jednak go ignorować, należy jakoś się do niego
ustosunkować, obrać w stosunku do niego jakąś strategię. Po wielu pokoleniach klęsk, Polacy nie
są już postrzegani przez Innych tak, jak postrzegają sami siebie. Centralnym elementem
rozpoznawalności, czyli uznania polskiej tożsamości przez Innych, nie są ważne dla Polaków
problemy, które przedstawia Tomaszewski. Jak przełożyć te problemy na odczucia angielskie,
niemieckie, rosyjskie? Wbrew powiedzeniu, że jeden obraz wart jest tysiąca słów, to tekstowość
raczej niż wizualność tworzy wizerunek narodów na dłuższą metę. Jakim językiem należy nauczyć
się mówić - kartezjańskim czy ponowoczesnym? A może spróbować sięgnąć do sarmatyzmu?
Polscy sąsiedzi i polskie mniejszości już od pokoleń odmawiają uznania polskiej tożsamości w tym
kształcie, w którym istniała ona (i po części istnieje do dziś) w świadomości polskich elit. W
modelu, który proponuje Tomaszewski, nie ma miejsca na ustosunkowanie się do tych spraw. Tak
więc z przyczyn epistemologicznych i egzystencjalnych model polskości, nakreślony przez
Tomaszewskiego, którego kwintesencją jest polskie poczucie podmiotowości i polskie umiłowanie
wolności, względnie łatwo jest anulować "z zewnątrz". Jest on wizualny raczej niż prawdziwie
"cielesny", brak mu też tekstualności. Wydaje mi się, że gdyby polskie elity wyartykułowały ofertę
neosarmacką, zakorzenioną w epoce, gdy Polacy liczyli się w Europie i gdy nie dało się ich
lekceważyć w ten sposób, w jaki dziś są często lekceważeni, byłoby trudniej ją anulować. Ten
niezreformowany przez Kartezjusza ludzki umysł, który był fundamentem sarmatyzmu, wydaje mi
się solidniejszym fundamentem tożsamości niż to, co przyzwyczajeni do klęsk artyści wieku XIX
upamiętnili w literaturze i sztuce. Taki umysł uważa wolność wyboru za rzecz fundamentalną,
przynależną z natury wszystkim ludziom - a więc za coś oczywistego, czego Innym też nie można
odebrać. Mimo że przedrozbiorowi sarmaci uchodzą za nieuków, koncepcja ludzkiej osobowości,
którą reprezentowali, jest produktem sylogistycznych argumentów raczej niż wizualnych percepcji,
a więc posiada potencjał intelektualizmu. Zgoda, sarmatom brak było tego intelektualizmu - ale to
nie musi się powtórzyć u neosarmatów. Neosarmacka tożsamość różniłaby się od swego
pierwowzoru właśnie intelektualną żarłocznością i kreatywnością. Taką tożsamość łatwiej byłoby
obronić niż subiektywne Ja.
Wzorem Anthony'ego Smitha szukałabym więc źródeł tożsamości w pamięci historycznej. Nie tyle
w wydarzeniach jako takich, co w tekstach. Zaczęłabym od tłumaczeń Długosza i innych kronik,
pisanych wprawdzie po łacinie, ale nakreślających wspólnotę pamięci. Ucząc chłopskie dzieci
czytania i pisania, mądry Lew Tołstoj kazał im czytać kijowską kronikę Nestora z XII wieku. W
Polsce też najstarsze teksty są kluczowe - w XXI wieku należy jakoś ustosunkować się do
Stanisława ze Skarbimierza, Andrzeja Frycza-Modrzewskiego czy Piotra Skargi i ich projektów
naprawy Rzeczypospolitej, do Stanisława Orzechowskiego i Wawrzyńca Goślickiego, do poezji i
prozy Janickiego i Kochanowskiego, do pisarzy parenetycznych XVII wieku (poetycka antologia
Krzysztofa Koehlera "Słuchaj mię, Sauromatha" nie została jeszcze przez polskich historyków idei
przetrawiona). Ten sarmacki tekstowy bagaż, a zwłaszcza eksplozja kreatywności w wieku XVII,
zostały przytłoczone klęskami następnych stuleci, a potem wyśmiane przez wrogów księdza Baki.
Zachowały się jako słaby, choć formacyjny ślad w polskiej zbiorowej pamięci. Ponowne
skonfrontowanie współczesnych Polaków z tymi tekstami i ich reintegracja w samoświadomość
byłyby procesem podobnym do tego, który już dawno nastąpił w przypadku elżbietańskiego
renesansu w Wielkiej Brytanii. Innymi słowy, proponowałabym oparcie akceptacji i dumy z
polskiej potrzeby wolności nie na kartezjańskiej podmiotowości, lecz na bardziej fundamentalnym
poczuciu osobowości, które wiąże się z przedoświeceniową epistemologią - bo nawet protestant
Frycz-Modrzewski jest bardzo tomistycznie uwarunkowany w swoich argumentach. Racjonalizm
Arystotelesa i racjonalizm Kartezjusza to dwie różne rzeczy. Czy wśród setek polskich
doktorantów z humanistyki nie znajdzie się choć jedna osoba zdolna do odtworzenia tej narracji w
sposób równie atrakcyjny, co Tomaszewski, tyle że w odniesieniu do drugiej połowy XIX wieku?
Należy mieć na uwadze, że wbrew pozorom ponowoczesna narodowa tożsamość ugruntowana jest
w języku raczej niż w wizualności, w tekstach raczej niż w krajobrazie czy geografii. Mimo
wszechobecności w Ameryce tej kultury popularnej, o której pisał Marshall McLuhan, narodowa
świadomość amerykańska to głównie pisma Ojców Założycieli - nie tylko Deklaracja
Niepodległości, Konstytucja i 26 poprawek do niej, ale również wymiany zdań pomiędzy ludźmi,
którzy zakładali republikę, a więc teksty takie jak Eseje Federalistów (Federalist Papers), Mowa
Gettysburska (The Gettysburg Address) Lincolna oraz nieskończona liczba komentarzy do nich.
W skrajnie lewicowych kręgach w USA przyjęte jest traktowanie wszystkich wypowiedzi
dotyczących narodowości i niepotępiających jej w czambuł jako wypowiedzi "faszystowskich".
Chris Hedges, były korespondent "New York Times", wydał w styczniu
2007 roku tom zatytułowany "Amerykańscy faszyści: chrześcijańska prawica i wojna przeciwko
Ameryce" ("American Fascists: The Christian Right and the War
on America"). Wprawdzie pisze on głównie o sektach protestanckich, ale na samym początku
wyzywająco umieszcza listę "czternastu cech faszyzmu". Pierwszą z nich ma być zajmowanie się
sprawami narodowościowymi. Narodowość to nacjonalizm, czyli słowo brzydkie, którego w
przyzwoitym towarzystwie nie należy wymawiać i o którym nie należy pisać - chyba że
negatywnie. Chris Hedges należy do narodu, którego tożsamość jest bezpieczna. Tego samego nie
można powiedzieć o Polsce. Hedges może sobie pozwolić na fantazjowanie o faszyzmie, ale
Polacy, którzy dopiero niedawno wyzwolili się z kolonialnej zależności, nie powinni tłamsić dyskusji
o narodowej tożsamości ze strachu, że Inni oskarżą ich o faszyzm. Dlatego życzyłabym książce
Nikodema Bończa-Tomaszewskiego wielu wydań i dużych nakładów. Miarą wartości książek jest
nie tylko to, co można wyczytać na ich stronicach, ale również ich zdolność do pobudzania
refleksji. Pod obydwoma względami książka Tomaszewskiego jest wybitna.
Dlaczego Polacy nie są dziś wielkim narodem?
Odpowiedź Ewy Thompson brzmi: Polacy, podbijani niegdyś przez ościenne mocarstwa, pielęgnują
w sobie poczucie krzywdy. Nie chcą i nie potrafią zrozumieć, że upodabnia ich to raczej do
dawnych kolonialnych narodów Afryki, Azji czy Ameryki Południowej niż narodów Zachodu, które
podobne zachowania traktują jako objaw słabości i neurozy. Ten brak porozumienia sprawia, że
polskie poczucie krzywdy jeszcze bardziej narasta.
W relacjach ze wschodnimi sąsiadami - Ukraińcami, Białorusinami, Litwinami - problemem Polaków
jest natomiast brak świadomości, że byli nie tylko narodem kolonizowanym, lecz również
kolonizującym. Wyidealizowana wizja dawnej Rzeczypospolitej jest nie do pogodzenia z
wrażliwością innych narodów zamieszkujących przedrozbiorowe Kresy.
Ewa M. Thompson, ur. 1937, badaczka literatury, slawistka. Jest profesorem na Uniwersytecie
Rice w Houston i jednym z najbardziej znanych polskich intelektualistów pracujących na
Zachodzie. Uprawia cieszące się tam obecnie ogromnym uznaniem tzw. studia postkolonialne, w
których literaturę i inne wytwory kultury interpretuje się pod kątem zachowanych w nich śladów
kolonizacji i imperialnego podboju. Tym postkolonialnym wątkom w literaturze rosyjskiej
poświęciła znakomitą książkę "Trubadurzy imperium" (2002). Jej metoda interpretacji daje
fascynujące rezultaty także w odniesieniu do literatury i kultury polskiej, która zdaniem Thompson
do dziś silnie naznaczona jest piętnem kolonializmu i zniewolenia - z nich właśnie wynikają
dzisiejsze polskie kompleksy wobec Zachodu żywione przede wszystkim przez elity. Na temat
źródła i natury tych kompleksów Thompson kilkakrotnie wypowiadała się na łamach "Europy" ostatnio w nr 156 z 31 marca br. w wywiadzie "Polski nacjonalizm jest niezwykle łagodny".
EWA THOMPSON slawistka
Tekst główny artykułu z wydania 165/2007-06-02 ze strony 14
© 2006 Axel Springer Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Polityka | Wydarzenia | Gospodarka | Świat | Kultura | Opinie | Nauka | Sport | Życie na luzie | Auto | Kobieta
Newsletter | Horoskop | Program tv | Repertuar kin | Lotto | Pogoda | Forum | Archiwum | Europa
Redakcja Online | Reklama | Warunki prawne