Poetycka Poczta
Transkrypt
Poetycka Poczta
Poetycka Poczta Poetycka Poczta Fundacja Kultury Wici 4 Noc Katarzyna Metzger Crazy Don Gaja Zapętlona implementacja, czyli skomplikowany język komputerowców Katarzyna Służalska ... 11 Bu rybb ... 12 Przemysław Suliga Andrzej Szczodrak ... 36 ... 40 Kwiat obłędu Jakub Bors... 101 Michał Zapała ... 63 Kamil Smuga ... 64 Hubert >Hajti< Chodynicki ... 67 Korozja Natalia Łakomska New fetish Michał Kaczkowski ... 68 ... 70 Poemixing Wesołych Świąt poemix Ekstremum Radosław Nowakowski ... 79 Igor Kowalczyk ... 80 Kreatywne pisanie tekstów Jak powstają nasze plakaty Ć Karakaus ... 15 Anna łukaszczyk-Pawlik... 41 Norbert Rybarczyk ... 16 Jasmina Parkita ... 19 Artur >Tortur< Sadłos ... 20 Marcin Białek ... 24 Klaudyna Kozieł ... 27 Anna Nogaj... 28 Dzień Wszystkich Świętych Jolanta Malik Tofer Loesje ... 42 ... 48 INFILTRACJA Iga Reczyńska Retrospekcje spis treści ... 35 Dura ... 7 Agnieszka Łuczyńska ... 8 ... 29 Egzamin z teatru, egzamin z istnienia Agnieszka Kozłowska-Piasta... 34 ... 50 Rzeźbiarka Maria Zając Za chwilę ... 51 Katarzyna Rostocka ... 52 Michalina Rolnik ... 59 Dominik Góral ... 60 PŁOT. Szkice do dramatu. Sebastian Sarna ... 83 Festiwal Firmament różne wymiary szczęścia Happiness ... 86 Letko ... 90 Agnieszka Julia Łysak... 92 Kamil Mroczkowski ... 93 Pociąg Paweł Chmielewski Miasto Myśli ... 97 Mury mówią Grzegorz Świercz Ać Kru ... 104 Małe a ... 106 Artur Dziwirek ... 103 ... 109 Vlepiam .. Antykanty ... 110 Kochany mój pies niebieski Kinga Matałowska Habahaba ... 117 ... 115 Martwe Anioły Michał Jadczak Vlep się! Katarzyna Hodurek ... 120 A jeśli czytanie byłoby narkotykiem ? Olga Adamus ... 123 Magdalena Szczykutowicz ... 124 Poezja, poezja-poezja?!? Michał Dobrołowicz ... 127 6 Koncepcja wydawnictwa, które trafia właśnie do Ciebie, Drogi Czytelniku, rodziła się długo. Może nie w bólach >bardziej jak dojrzewające wino< Zaczęło się prosto i w stylu Wici. Na skrzynkę redakcyjną przychodziły do nas zdjęcia, rysunki i wiersze. Na stronie www.wici.info nie było miejsca, aby je prezentować. Dlatego ogłosiliśmy dwa nieustające konkursy: jeden poetycki, a drugi - na projekt pocztówki. Chcieliśmy, aby twórczość młodych ludzi ruszyła w miasto. Nazwaliśmy to Poetycką Pocztą. Potem oddaliśmy wierszom, które jak lawina zaczęły spływać na naszą skrzynkę e-mail, strony w kieszonkowym informatorze Wici.Info. To ciągle nie było to. Pozostał ostatni krok: decyzja, aby Poetycką Pocztę Wici.Info wydać oddzielnie, niezależnie od naszej dotychczasowej działalności. Od początku wiedzieliśmy, że słowo poezja nie może być żadnym ograniczeniem. Nie chcieliśmy drukować kolejnego tomku wierszy, okraszonego lepszymi lub gorszymi obrazkami, zdjęciami, ilustracjami. Dla nas poezja to... nastrój, chwile uniesienia, wena twórcza i odwaga, aby pokazać to światu. Poezją jest wszystko, co wyrasta ponad przeciętność, walczy z codziennością i szarością zwykłych dni. Poezją może być vlepka w autobusie, graffiti na murze, zdjęcie, opowieść o kimś lub o czymś, nawet dramat i felieton. Album jest nie tylko przeglądem twórczości. Jest także, a może przede wszystkim, prezentacją autorów. Znajdziecie w nim dzieła doświadczonych i utytułowanych twórców, mniej doświadczonych, ale także doświadczonych, ale nie utytułowanych i tych niedoświadczonych, debiutantów, którzy na drodze twórczości stawiają dopiero pierwsze kroki. Niektórzy z nich współpracują z Fundacją Kultury Wici od lat, inni od miesięcy. Niektórych poznaliśmy podczas organizowanych przez nas warsztatów, pozostali po prostu przysłali swoją twórczość na ogłoszone przez nas konkursy. Wszystkie prace łączy jedno... poezja... w każdym wymiarze... Miłej lektury! 8 Noc Dotykam nocy, Zanurzam dłonie W ciepłym aksamicie. Dotykam nocy, Blaszanym Bawię się księżycem. Dotykam nocy, Wieczorna zorza Gaśnie. Dotykam nocy, Zanim wtulona W noc zasnę. Dura >Jestem poszukiwaczem i wędrowcem. Lubię psy, makowiec i zapach polskich suszonych śliwek. Kocham wolność i kociaczka.< 10 Agnieszka Łuczyńska Od 3 lat maluje sny, wyobrażenia, wrażenia z podróży. W malarstwie poszukuje ukojenia, buduje własny bezpieczny świat. Maluje bezpośrednio dłońmi, więc jej prace mają bogatą fakturę. 12 foto: rafa Przychodzisz Gaja wiesz bociany odleciały zapewne wystraszył je mój krzyk a może były zazdrosne o kasztany które rozpieszczam liśćmi swoich rąk (ostatnio nazbierałam ich sporo i zrobiłam ludki - ich zapałczane nóżki były podobne do twoich) Po wczorajszym jest tutaj jakoś mokro. Świat zaczyna coraz bardziej pędzić. Już wiem, że nieba nie należy zaklinać, ani modlić się o lepsze jutro. Ta ulewa była mi potrzebna jestem przecież kobietą Uranosa. burze coraz częściej goszczą w moich oczach więc chłodne noce zaczęłam odmierzać milimetrami oddalenia Wystarczy, że otwierasz się, a zaczynam zawiązywać pędy. Szczerość to woda, ale też i pioruny. One nas łaczą dlatego cieszę się z każdej burzy. twoje ciepło z moich dłoni uchodzi do atmosfery Katarzyna Służalska kiedy zamykam powieki Od października 2006 roku mieszka w Krakowie, gdzie studjuje biologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisze od zawsze. >Dzięki pisaniu jest mi łatwiej. Staram się szanować słowo. Zawsze.< ... rybb 15 Bu 16 Poemiksy to twórczość powstająca na styku poezji... i komiksu, dwóch dziedzin sztuki na pierwszy rzut oka ze sobą nie związanych. >Wynalazcą< poemiksów jest hiszpański artysta Alvaro De Sa, który w 1991 roku wydał tomik >Poemics (a comics meta language)<. W Polsce poemiksy istnieją od 2005 roku i zawdzięczamy je dr. Piotrowi Szreniawskiemu z Lublina, który zaraził swoim entuzjazmem dla >nowej sztuki< ludzi z kręgów komiksowych i poetyckich. Tak o poemiksie usłyszał Rybb, czyli Norbert Rybarczyk, twórca komiksowy z Kielc, który w swoich pracach nie raz bawił się narracją i dość elastycznie traktował formę komiksową. Poemiks rozwijał się w Polsce dość szybko. W ciągu roku powstało forum internetowe Europejskie Centrum Poemiksu, wydana została pierwsza antologia poemiksu, powstawały blogi i strony z twórczością poemiksową, a w czerwcu 2006 roku w Kielcach na Bazie Zbożowej otwarto pierwszą oficjalną wystawę poemiksu na świecie. rys. rybb Poemixing Ze wspomnianych blogów wymienić należy POEMIXING. BLOX.PL, na którym publikowali: Rybb, czyli założyciel bloga, Marcin Białek - główny organizator pierwszej wystawy i jeden z redaktorów mało znanego zina poetycko poemiksowego: ~Au. Jasmina Parkita, która do poemiksów wniosła niezwykły, wręcz folklorystyczny koloryt i ciekawą, automitologizującą lirykę, oraz Klaudyna Kozieł, której prace często określano jako poemiksy z prawdziwego zdarzenia. Cała ta czwórka wywodzi się z środowiska kieleckiego Plastyka, a połączyło ich właśnie wspólne zamiłowanie do twórczego eksperymentowania i łączenia najdziwniejszych, zupełnie do siebie, nie pasujących środków wyrazu. Sława polskiego, albo lepiej powiedzieć kieleckiego, poemiksu i komiksu dotarła do Hiszpanii. Tamtejszy grafik, Luciano Lozano http://ilustracionesposibles. blogspot.com >spoemiksował< dość melancholijny tekst Norberta Rybarczyka o Błękitnym Wędrowcu. Od tamtej pory nastała cisza, poemiksy zapadły w sen zimowy. Mam jednak nadzieję, że na wiosnę zakwitną nowe. Karakaus Kraków, 12.12.2007 Rocznik 82. Autor komiksów, rysownik, ilustrator. Współzałożyciel grupy Habahaba. Autor okładek magazynu >Jeju<, ma na koncie stałe publikacje w wydawnictwach niezależnych i komercyjnych. http://rybb.blogspot.com 18 poemix Norbert Rybarczyk 21 Jasmina Parkita Tegoroczna absolwentka kieleckiego Plastyka. Obecnie studiuje grafikę w Krakowie. Marzy o ilustrowaniu książek dla dzieci. Lubi dziecięcy i dziecinny styl rysowania. www.jasmina.digart.pl 23 Artur >Tortur< Sadłos Grafik freelacer. Zajmuje się ilustracją, conceptdesignem i komiksem, choć nie gardzi animacją i filmem. Należy do grupy Habahaba. http://artoftorturr.blogspot.com 25 Artur >Tortur< Sadłos 26 Marcin Białek Rocznik 85. Student Instytutu Sztuk Pieknych AŚ w Kielcach, grafik, projektant, autor poemiksów. Człowiek o niezwykłych zdolnościach organizacyjnych, sympatyczny, spokojny i wrażliwy. Współorganizator pierwszej wystawy poemiksów >Czas<. http://jeliel.digart.pl 29 Klaudyna Kozieł Rocznik 1990. Uczennica kieleckiego Plastyka, rysowniczka komiksów, autorka poemiksów, insturktorka jazdy konnej. O sobie mówi: >ciuszki, fatałaszki, różowe pasy do pończoch, mumu, dudu, big musza, botki w zebrę, filip matematyk, banany, pasteli, koronka, gorsecik, lakier, kreski, nauszniki, usta, ponętność< http://klodinne.digart.pl 30 Retrospekcje świeży powiew czasu gładzi kartki pamiętnika rozkleja wczorajsze uśmiechy budzi zaspane twarze w południe choć żółkną myśli na nowo Wy którzy odeszliście o imionach wszystkich świętych Pokój Wam! włożone między kalendarze znów pachną październikiem i paloną kawą dzban z twoim niebem rozpękł się nad ziemią Cisza krzyczy znad miejsc Waszego wiecznego spoczynku przyzywa obojętnie przemykających obok... wciąż jesteś wskazówki zegara gonią tylko wieczność żadna dziesiąta czy wpół do drugiej Dzień Wszystkich Świętych odciśnięte jak pieczęć słowo oddycha twoim sercem Anna Nogaj Kielczanka urodzona w 1980 r. Absolwentka filologii polskiej. Zamiłowania: literatura współczesna i okresu międzywojnnego. Od 9 lat trenuje karate kyokushin - Jolanta Malik Zabawa słowem sprawia mi przyjemność, chociaż jestem inżynierem. Wszystkie wolne chwile moich młodych lat poświęciłam turystyce górskiej, trochę wspinaczce. Mieszkam w przepięknym parku krajobrazowym i próbuję opisywać piękno polskich krajobrazów. Przybywamy dziś zapalić światełka pamięci by z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku przez kolejny rok nie pamiętać... 32 Międzynarodowy Festiwal Teatralny >Maski< w Poznaniu, organizowany przez teatr Biuro Podróży. Impreza ważna w świecie wielbicieli i znawców teatru offowego. W programie tegorocznej 11. już edycji imprezy znalazł się spektakl kieleckiej grupy. Studio Magellana pokazało >Sellę Turcicę<, bezsłowną opowieść o codzienności podeszłego wieku. Egzamin z teatru, egzamin z istnienia Zespół tworzy 10 pensjonariuszy Domu Opieki Społecznej w Kielcach przy ul. Jagiellońskiej: najstarszy z nich, Władysław ma... 98 lat. Małgosia porusza się na wózku, Zbyszek i Irena potrzebują kul, aby sprawniej i pewniej się przemieszczać. Józef - najbardziej milczący sprawia wrażenie niezwykle ugodowego i nieśmiałego. Jest jeszcze Olga, która uwielbia taniec, Tadeusz - prawdziwy kawalarz, elegancki i szarmancki Jan, Helena i Henryk, który ma wspaniałą bródkę. Od 3 lat pod przewodnictwem aktorów Joanny Kasperek i Grzegorza Artmana >bawią się< w teatr. Udział w festiwalu Maski wskazuje, że Studio Magellana przestało być zabawą w teatr. Stało się sztuka teatralną pełną gębą, docenianą i zauważaną przez ludzi zajmujących się teatrem. >Z festiwalu Maski zapamiętam na pewno poruszający spektakl >Sella Turcica< teatru Studio Magellana z Kielc.(...) Uderzająca prawda bijąca z ich działań ściska za gardło i długo nie daje o sobie zapomnieć< - tak o spektaklu w poznańskim dodatku >Gazety Wyborczej< napisała Marta Kaźmierska. Więcej dowodów chyba nie trzeba... fot. Antoni Myśliwiec Występ w Poznaniu to nie pierwszy artystyczny wyjazd tej grupy. Wczesną jesienią kielecki zespół występował także w Berlinie, na zaproszenie Międzynarodowego Ruchu ATD Czwarty Świat. >Sellę Turcicę< zaprezentowali na festiwalu >Sztuka przeciw ubóstwu<. Wystąpili obok innych zespołów z całej Europy. Mimo wielu obaw przed wyjazdem, jak to będzie, czy spotkanie z Berlinem, dla niektórych pierwsze, dla niektórych kolejne po latach, wypadnie dobrze, wyprawa zakończyła się pełnym sukcesem. Aktorzy przywieźli sporo spostrzeżeń - brawa były duże, nasz spektakl się podobał, przecież był łatwy do zrozumienia, bo nie używamy słów - opowiadali po powrocie. Nie chcieli przyznać się do stresu i tremy, ale z pewnością była >Trzy razy się żegnałam< - opowiada Irena o chwilach tuż przed wyjściem na scenę. Nowa przestrzeń sprawiła im nieco kłopotów. Grali w szkole, scena była poniżej widowni. >To była wielka misa jak basen. Postanowiłem, że zamiast na swoich krzesłach, siądą na brzegu tej misy< - opowiada Grzegorz Artman. - >Nie byłem pewien, czy dadzą radę. Wszyscy zaakceptowali zmianę bez szemrania, mimo, że np. Janowi każde wstawanie i siadanie sprawiało wielką trudność.< - dodaje. Inny problem miała Małgosia. Niemcy nie przygotowali wózka elektrycznego. - >Musiałam te wszystkie kółka kręcić na zwykłym< - wyjaśnia. - >Wyszło świetnie, chyba cały czas będziesz występować na zwykłym< - mówi reżyser i opiekun Grzegorz Artman. >>> 35 Społecznej, z pewnością się im to uda. Równocześnie pracują nad kolejnym spektaklem. To druga część >Selli Turcicy<. Wystąpi w nim m.in. kobieta kredens. Ma to być wyrafinowany, abstrakcyjny dowcip. Premiera już w maju - wyjaśnia Grzegorz Artman. Poza zagraniem spektaklu, zdążyli zwiedzić centrum Berlina, jeść obiad w polskiej ambasadzie i odwiedzić ewangelicki kościół. Nie smakowało im jedzenie (mieszanina węglowodanów - komentował Henryk), zauważyli, że jest drogo i nie ma śmieci na ulicach. Zachwycili się udogodnieniami dla niepełnosprawnych w hotelach. Tylko na kupno pamiątek czasu nie wystarczyło. Jaką drogę musiała przejść grupka pensjonariuszy, aby wyjechać do Berlina, a potem do Poznania? Zaczęło się 3 lata temu. >Anna Śleźnik, dyrektor DPS zaproponowała mi prowadzenie teatru< opowiada Joanna Kasperek. Zespół nazwano >Grupą Zmontowaną<. Na początek były >Jasełka<. >Najtrudniejsze było przełamanie bariery, że mogą nauczyć się tekstów. Potem okazało się, że ci, co najgłośniej krzyczą, że tego nie spamiętają, nauczyli się najszybciej< wyjaśnia Joanna Kasperek. Wszyscy aktorzy bez wyjątku bardzo ciepło wspominają ten spektakl. >Pani Asia nas zapaliła i pozwoliła uwierzyć w siebie< opowiada jeden z aktorów, Zbyszek. >Stawiała nam wysokie poprzeczki< dodaje Małgosia. >Chciałem zrezygnować, ale pani Asia wzięła mnie na ambicję: jak to, nie zrobisz tego? i nadal jestem w zespole< dodaje Janek. Na tegoroczne święta wznowili >Jasełka<. >Aktorzy chcieli, więc wznawiamy< tłumaczy Joanna. Po Jasełkach przyszła pora na... wiersze dla dzieci, m. in Brzechwy, Tuwima i Doroty Gellner. Cyrkowo-kabaretowy program o tytule: >Rym cym cym, czyli szelest w pyszczku< był zabawny i doskonale skrojony: miał rytm, ciekawe pomysły inscenizacyjne i oczywiście wyjątkowych aktorów. >Lokomotywa<, opowiadana była przy grze w karty (Małgosia, Tadeusz i Zbyszek), Pani Słowikowa (Irena) sugestywnie płakała nad zupą w wielkim, aluminiowym garnku, opowieść o smoku snuł Henryk, który wyszedł z ... szafy, a elegancka Olga z torebką z niezwykłą powagą opowiadała m.in. o małpach. Najbardziej urocze było jednak... zapominanie tekstów. Doświadczeni w >Jasełkach< aktorzy potrafili z wdziękiem i humorem >ograć< luki w pamięci. Jesienią 2006 roku dowodzenie grupą przejął Grzegorz Artman (na zdjęciu obok), prywatnie mąż Joanny Kasperek, która próbowała wtedy do >Trzech sióstr< Czechowa w warszawskim teatrze Polonia, prywatnym przedsięwzięciu Krystyny Jandy. Przyszła pora na Studio Magellana i >Sellę Turcicę<. Zaczęło się od nagrywania wspomnień i rozmów z aktorami. Wytrzymały dyktafon archiwizował wspomnienia wszystkich członków zespołu, ich opinie o ważnych sprawach, samotności, miłości. Z nagrań powstał spektakl o codziennej krzątaninie w DPS-ie, posiłkach, spacerach po korytarzu, lekach. Pod każdym krokiem i gestem kryją się wspomnienia zatarte przez czas, marzenia o tym, co chcieliby jeszcze dokonać i żale, z powodu rzeczy, których już nigdy nie uda się im osiągnąć. Spektakl miał swoją premierę w lipcu 2007 roku na małej scenie KCK >Za żelazną kurtyną<. Emocje były duże: profesjonalna scena, garderoby, kwiaty, wiele zaproszonych osób. Jeden z aktorów nie wytrzymał napięcia, tuż przed premierą trafił do szpitala. Przestawienie było inne od dotychczasowych spektakli grupy. Z wielogodzinnych wspomnień, Artman wybrał po kilka zdań dla każdego aktora, które puszczane są z taśmy podczas ukłonów. Reszta działa się bez słów. Problem zapamiętywania tekstów przestał istnieć, ale pojawiły się inne. >Granie bez mówienia jest trudniejsze, to problem zapamiętać wszystkie gesty, wiedzieć, co po czym i kiedy< wyjaśniają aktorzy. >Do tej pory nie wiedziałem, że bez słów można powiedzieć wszystko< tłumaczy Zbyszek. Wszyscy aktorzy są niezwykle oddani sztuce, potrafią się przełamać i ponieść ogromne wyrzeczenia, jak choćby rezygnacja z krzeseł w Berlinie. Po zagranicznej wyprawie wizyta w Poznaniu była dla nich jak bułka z masłem. Teraz szykują się dalej: być może wystąpią w Warszawie, w marzeniach planują zdobyć Londyn. Sądząc po harcie ducha i determinacji ich opiekunów, a także przyjaznemu oku dyrekcji Domu Pomocy Pracują, występują, ale ich codzienność jest przecież inna. Mieszkają w Domu Pomocy Społecznej. Mają sąsiadów, znajomych, którym nie do końca podoba się teatr. Wiadomość o wyjeździe do Berlina sprawiła, że wielu złośliwych kibiców im pozazdrościło. >Czujemy się świetnie w roli aktorów. Inaczej groził nam uwiąd. Perspektywa teatru wyniosła nas na scenę< malowniczo tłumaczy Henryk. >To dla nas terapia i szansa, kiedy choć na kilka dni możemy się stąd wyrwać. Chcemy z pasją wykorzystywać każdy dzień< dodaje. Ile takich dni im zostało? W trzyletniej historii zespołu już trzech aktorów (Ryszard, Józefa, Edward) odeszło na zawsze. Męczą ich choroby, słabości, lądują w szpitalach. Czasami lekarze nie pozwalają im występować. Mimo to, nikt się nie poddaje. >Pierwsza śmierć aktora była dla mnie szokiem.< opowiada Joanna Kasperek. >Zrozumiałam ulotność teatru, każde kolejne odejście oswaja mnie ze śmiercią. Mam świadomość, że każdego dnia zdaje się egzamin z istnienia, a zaniechania i niewykorzystane sytuacje życiowe ciążą coraz bardziej< dodaje Grzegorz Artman. Pewnie dlatego Grupa Zmontowana, którą niektórzy mogą uznać jedynie za grupę arteterapeutyczną lub kółko teatralne działające przy Domu Pomocy Społecznej, z sukcesem przepoczwarza się w ważny, wyjątkowy teatr o nazwie Studio Magellana. >Drzwi zostały otwarte< wyjaśnia Artman - ten Przyszłością Studia Magellana mogło by być np. przełamywanie stereotypów i burzenie podziałów społecznych, budowanie społeczeństwa obywatelskiego, w którym każdy będzie zajmował sobie przynależne, godne miejsce. >Niektórzy kielczanie myślą, że mieszkańcy DPS to patologia. Przecież tak nie jest< tłumaczy jeden z aktorów. Wyjazdy, tournee ze spektaklem, wzmianki w prasie z pewnością to podejście zmienią. Za trzy lata Przegląd ATD Czwarty Świat >Sztuka Przeciw Ubóstwu< planowany jest w Kielcach. Może już do tego czasu Studio Magellana, czyli Irena, Olga, Helena, Małgorzata, Henryk, Jan, Józef, Władysław, Tadeusz, Zbyszek, Joanna i Grzegorz wyrosną na potęgę teatralno-terapeutyczną w Polsce? Może dołączą vdo nich inni? Z okazji Nowego, 2008 Roku tego właśnie im życzę. Agnieszka Kozłowska-Piasta rys. rybb fot. Antoni Myśliwiec 37 zespół i >Sella Turcica< już wyrasta ponad stereotyp terapii zajęciowej. Teraz należałoby to rozwijać. Tylko konsekwencja i budowa większej struktury, w której po jednej stronie będzie stała sztuka, artyzm, a po drugiej terapia, fizoterapia, ćwiczenia pozwoli iść do przodu< dodaje. Oboje Joanna i Grzegorz, są świadomi swoich ograniczeń. Potrzebują wsparcia nie tylko ze strony DPS (tutaj już 100-procentowe mają). >Przydałaby się grupa muzyczna, która na żywo wspierałaby każdy spektakl. Z pewnością znaleźliby się artyści, którzy chcieliby popracować z naszymi aktorami< snują wizje i marzenia. Ty, Ja, On mijamy się czekamy... piszemy w myśli listy nie wysłane... Katarzyna Metzger 39 Crazy Don Przemysław Suliga Student grafiki w Instytucie Sztuk Pięknych Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach, autor cyklu inspirowanego historią Don Kichota. >W swoich działaniach artystycznych staram się używać technik, które są niejako wytworem mojej wyobraźni.< Marcin nie jest wyjątkiem: każdy klawiaturnik (awanturnik używający klawiatury) ma swą damę - technologię, która jest jego zdaniem najpiękniejsza na świecie. Komputerowi rycerze walczą o cześć swoich dam m.in na forach internetowych. Niektórzy za punkt honoru obrali sobie jeden cel: udowodnienie wyższości ulubionego systemu operacyjnego nad pozostałymi. Potyczki >systemowe< przypominają jednak pojedynki na topory - przeciwnicy zadają sobie ciosy silne acz mało zróżnicowane. Coś, co ma zdeklarowanych zwolenników i przeciwników nie może być >tylko narzędziem<. Może być nawet prawie religią. Informatyczny angielski nie pozostawia Kto się tym bawi? Hakerzy czyli komputerowe >złote rączki<. Nie, nie >lepkie<, a właśnie >złote<. Dla informatyków >haker< to spryciarz, który w pełni wykorzystuje komputer - wymyśla lepsze algorytmy i wybiera najbardziej odpowiednie do danego zadania konstrukcje programistyczne. Jeśli znajdzie błąd w czyimś algorytmie, zamiast obrabować bank, napisze do autora lub opublikuje wyniki swych badań. Komputerowych włamywaczy świat informatyczny nazywa crackerami. 40 >geekami< (ang. świr) uczynić jednostki choć trochę przewidywalne. To, czy program jest zrozumiały dla jego współtwórców, jest równie ważne jak to, czy właściwie >zrozumie< go komputer. Steve McConnell, autor książki zatytułowanej >Code complete< (Programista doskonały) zaryzykował tezę, iż dobry programista to w 80% komunikacja z ludźmi a w 20%- z maszynami. Jak ta komunikacja międzyludzka wygląda? Po prostu strasznie. Programiści na każdym kroku podkreślają, że należą do grupy wybrańców zaznajomionych z wiedzą tajemną. I tak napisanie części programu musi być nazwane >implementacją< (bardziej polski odpowiednikwdrożenie przyjął się tylko w odniesieniu do instalacji i uruchamiania), nowe techniki programowania, określane są mianem >paradygmatów<. ? Marcin mówi: >Język to tylko narzędzie<. Marcin się nie zna. Niedocenianie języka jako zabawki czy fetyszu (a więc także zabawki, ale dla trochę starszych dzieci) nie przeszkadza Marcinowi być naprawdę dobrym programistą komputerowym. w tej materii złudzeń: marketingowca promującego nowe rozwiązania nazywamy >technology evangelist<, a technologię np. niezależną od języka programowania >language agnostic<. Język komputerowy może być także świetną zabawą. Świadczą o tym konkursy na najbardziej nieczytelny zapis programu, jak >poezja Perla< (programy, które są jednocześnie... wierszami), czy tzw. języki ezoteryczne, w których programista jako jedynym sposobem wydawania poleceń komputerowi musi zadowolić się odstępami między linijkami lub odpowiednio dozować słowo >please<. 41 Zapętlona implementacja, czyli skomplikowany język komputerowców A sam >hack<? To według komputerowców rozwiązanie sprytne, ale mało zrozumiałe. Czytelność kodu jest jednym z ważniejszych postulatów inżynierii programowanianauki o tym jak z maniaków komputerowych zwanych Rozmowa o programie bez stosowania anglojęzycznych nazw jego elementów byłaby trudna. Bywa i tak, że określenia opisowe takie jak >zarządca obiektów< (cokolwiek to znaczy, ale nie chodzi o administrację domów mieszkalnych) używane są na początku tworzenia projektu, a gdy zbliża się tzw. deadline ustępują miejsca nazwom używanym w kodzie - np. >entity manager<. Komputerowcy używają także prostych metafor np. stos to dane, które pobiera się w kolejności odwrotnej do kolejności ułożenia, pętla to grupa instrukcji, po wykonaniu których sprawdzić. coś da się Tajemniczy czy mniej tajemniczy język programistów nie powinien jednak być zmorą zwykłego użytkownika PC-eta. Koderzy mogą sobie implementować tyle entity managerów ile tylko zechcą pod warunkiem, że informatycy pierwszego kontaktu, czyli wdrożeniowcy, serwisanci i administratorzy będą mówić ludzkim głosem. Tymczasem odczucia zwykłego użytkownika przy spotkaniu z >komputerowym lekarzem< można porównać do wrażeń jakie zapewne odnieślibyście, gdyby Wasz ulubiony internista przywitał Was >swojskim< Quomodo te habes? i upierał się przy prowadzeniu konwersacji po łacinie. Początkujący użytkownik może potknąć się już na słowie >aplikacja<. Prawnikowi może ono namieszać w głowie, gdyż kojarzy mu się z procesem zdobywania zawodu. Krawcowej skojarzy się z naszytym lub wyszytym na materiale motywem ozdobnym. Oznacza po prostu program (na którym zresztą można się zawieść). Czasem używane jest w szerszym kontekście - dla niektórych aplikacje dzielą się na gry i programy, inni twierdzą, iż to wśród programów można wyróżnić gry i aplikacje. Skąd ta różnorodność? Otóż >application< to w języku angielskim zastosowanie. Andrzej Szczodrak Absolwent informatyki na Politechnice Świętokrzyskiej, student produkcji filmowej i telewizyjnej na łódzkiej >Filmówce<. Organizator warsztatów filmowych i telewizyjnych na Bazie Zbożowej. Jako programista szczególnie ceni język Java. http://www.artserwis.pl/portfoliobrowser.php?gid=3340 Mimo to można powiedzieć, że zawiłość języka informatycznego tylko czasami wynika ze skomplikowanej materii. Częściej jest wynikiem...lenistwa: znajdywania polskich słów bliskich angielskim odpowiednikom bardziej brzmieniowo niż znaczeniowo. Przykłady można mnożyć. Ot choćby tytułowa implementacja, >przekalkowana< z angielskiego (implementation - spełnienie). Do lenistwa dodajmy szczyptę ideologii i już mamy snobizm. Algorytm (czyli przepis) łatwiejszy w implementacji niż niniejszy tekst. 43 Niektóre zagadnienia komputerowe są rzeczywiście skomplikowane, zwłaszcza dla zwykłych użytkowników pecetów. Taki internet: otwieramy przeglądarkę i już surfujemy w sieci. A jak to się dzieje? Nasza przeglądarka jest sekretarką, która zamawia książki dla swojego szefa (czyli nas). Zanim wyśle zamówienie, jej podwładni - gońcy muszą poznać adres odpowiedniej księgarni wysyłkowej (nie mówię tu o szukaniu za pomocą wyszukiwarki, a o przetłumaczeniu adresu takiego jak np. www.wici.info na coś zrozumiałego dla komputera). Gdy tak się stanie, sekretarka wysyła zamówienie, które stemplowane jest po kolei przez 7 urzędów. W końcu trafia do księgarni, która zamówienie realizuje, odsyła książkę, także 7- krotnie stemplowaną (w niektórych urzędach także ważoną i mierzoną). Nim książka trafi na biurko szefa jest jeszcze... tłumaczona przez sekretarkę... Wesołych Świąt Anna łukaszczyk-Pawlik Urodzona w Kielcach w 1976 r. Absolwentka kieleckiego Plastyka i filologii angielskiej na UMCS w Lublinie. Tworzy przede wszystkim dla dzieci, bo to najwspanialsi odbiorcy. Główny cel: przekazać choć promyk dobrej energii wszystkim oglądającym jej gwasze i akwarele. 44 Ekstremum Czarna księga brudnych myśli Dobiega końca Chciałbym ją zamknąć raz na zawsze Tofer http://tofer.fotolog.pl BO MOŻE SIĘ ROZWIĄZAĆ BEZ CIEBIE 46 47 ZASTANAWIAJĄC SIĘ NAD PROBLEMEM NIE RÓB TEGO ZBYT DŁUGO PROKLAMOWAŁEM MOJA WŁASNĄ REPUBLIKĘ ALE BYŁA ZBYT AUTORYTARNIE RZĄDZONA WIĘC EMIGROWAŁEM DO DOMU Kreatywne Pisanie Tekstów 4. INNY TEMAT TEMAT 3. w kółku, każdy z czystą kartką napisz na swojej kartce tak dużo któtkich tekstów jak potrafisz TEMAT podaj kartkę sąsiadowi po swojej lewej 5. przeczytaj i dopisz na swojej kartce tak dużo któtkich tekstów jak potrafisz INNY TEMAT TEMAT 48 1. znajdź znajomych i siądźcie Kreatywne pisanie tekstów DLACZEGO PRAWA CZŁOWIEKA 2. wybierzcie temat dla każdej kartki niech kartki krążą między wami przez kilkanaście 6. minut TEMAT 7. zaznaczcie na TEMAT każdej kartce teksty, które najbardziej wam sie podobają wypiszcie na 8. osobnej kartce najczęściej zaznaczane teksty - efekty waszych warsztatów NIE SĄ KOLEJNĄ DYSCYPLINĄ OLIMPIJSKĄ 50 ? Jak powstają nasze plakaty 3. wysyka do [email protected] 1. kreatywne 2. wybieranie pisanie tekstów najlepszych @ JESTEM 4. formatowanie Jak powstają nasze plakaty ŚWIATOHOLIKIEM Loesje 5. publikacja www.loesje.pl www.loesje.org 5. udostępnienie DOBRE POMYSŁY STAJĄ SIĘ JESZCZE LEPSZE KIEDY SIĘ NIMI DZIELISZ 52 znów czekam coraz bliżej wczorajsza rzeka wciąż przesiąka przez czarne falbanki moje ręce wciąż krwawią zbyt mocno związane wczoraj też czekałam nie przyszedłeś nikt nie znalazł mojego ciała Rzeźbiarka INFILTRACJA bliżej bardziej wilgotno czuję cię na swoim łonie niespokojnie beznadziejnie między udami głębiej Iga Reczyńska Urodzona w 1987 roku w Kielcach. Studentka filologii polskiej na Akademii Świętokrzyskiej. >Umiejętności czytania i pisania zgubiły mnie.< Maria Zając Tegoroczna absolwentka filologii polskiej. Zainteresowania: kultura i sztuka, literatura i fotografia. Jestem rzeźbiarką marzeń Z dobrego do obróbki powietrza Zrobiłam już dom pomalowany Pyłkiem z motylich skrzydeł, A dach mam z żółwich łusek, W oknach powiesiłam firanki Utkane wiatrem i zasłoną z Niagary Dywan to chmura deszczowa Z zeszłej soboty, Nowy nabytek do naszego domu. Długo buduję ten obiekt, Bo chcę w nim zamieszkać z tobą, Lecz ty go nie widzisz i burzysz te ściany, Bo drzwiami z dębowej kory Nie chcesz wchodzić. A tak chciałeś mieć dom... Pochodzi z Kielc. Rocznik 1974. W 2005 roku ukończyła trzyletni master fotografii w L- Istituto Superiore di Fotografia e Comunicazione Integrata w Rzymie. Brała udział w wielu wystawach grupowych w Rzymie: Ins di Fotografia >Final works<, Galeria Fare >Dopo l-incoronazione<, Kino >Quttro fontane<. Publikacje: Kalendarz >Intercultura< W 2006 roku przeniosła się do Dublina, gdzie wzięła udział w wystawach grupowych: >Film Base Studio< w dzielnicy Temple Bar, >Trinity College<, nawiązując współpracę z Dublin University Photographic Association. Latem 2007 razem z przyjaciókami: Simoną Bianchi i Marią Dahlberg zrealizowała wystawę PISS-OFF w Galerii Lakiernia w Bazie Zbożowej w Kielcach. 55 Katarzyna Rostocka Za chwilę Znałem taką parę, zresztą, nie wiem nawet czy znałem, czy tylko po prostu przypominam sobie parę, która zatrzymała się koło wielkiej ceglanej ściany, wokół cisza i muchy. Nie ma psów, nie słychać żadnych przeszkód, cegły powoli parują, kamienie w skupieniu leżą przy jezdni. Podejrzewam, że to ta cisza ich unieruchomiła, i może przez tą ciszę dogoniła ich jakaś myśl, nie wiem jaka, i nie wiem nawet, czy oboje ją pomyśleli, bo tylko stali i żadne nie odgarnęło długich włosów. Ale już za chwilę było widać, że Rafał czekał i Namia czekała, pierwszy raz czekała na swoje słowa, które zaczną cisnąć się na usta i będą konieczne, a nie tylko wystarczające. Do tego czasu i tak wydarzyło się za dużo. Mimo, że to były zaledwie fragmenty. Zresztą, co ja o tym wiem? Wszystko było dopiero, działo się niby przed chwilą. Pamiętam, że Namia (co za imię!) podróżowała: 56 Chorwacja, Włochy, Szwajcaria. Miasto Pula, kamieniste plaże, Triest, włoskie buty, przedmieścia Turynu, wreszcie szwajcarska wieś i szybkość Zurychu, coraz łatwiej dały się rozróżnić na te >godne< (bliżej niesprecyzowane określenie ze słownika Namii) i te raczej chamskie. Tak tworzyła się w Namii mapa, która oczywiście nie dotyczyła tylko przestrzeni, i w której tworzeniu w istotny sposób uczestniczyła suczka Hydra. Triest był super, ale w Turynie Hydra robiła kupę co dwie godziny. Jednak największą białą plamą pozostaną rodzinne Kielce. To właśnie tu stado chamskich kundli zaatakowało bezbronną, delikatną Hydrę. Suka nigdy nie zapomni, jak jej pani rzuciła się na psy warcząc i szczekając wyszminkowanymi wargami tak zajadle, że kundle nie zdążyły się nawet zdezorientować. Namia nie dałaby nikomu skrzywdzić swojej Hydry. Zanim doszło wszystko do tego miejsca, ba, zanim nawet zapytała Rafała o rodzynki, spotkała dużo niegodnych widoków, niegodnych rozmów i porównań. Zastanawiała się na przykład, jaki jest stosunek Matki Bożej Łaskawej Kieleckiej do Matki Boskiej Częstochowskiej, czy siostrzany, czy może raczej zawistny, jak to z konkurencją. Bo Oblicze Jasnogórskie jest ciemne, wschodnie, pociągające, by nie rzec: stylowe. A kieleckie jakieś grubawe, rumiane i prawie spocone. Nie wiem, czy Rafałowi zdarzały się takie rozważania. Sam przyznawał, że nie zawsze rozumiał, co na myśli miała Namia. Choćby w tamtą czerwcową niedzielę, kiedy zziajana wpadła i zapytała, czy Rafał ma rodzynki. - Mam, ale w serniku... - No dobra, nie wyjmuj - odpowiedziała. Nie wiedział, skąd biorą się w niej takie pytania. Czy to są w ogóle ważne pytania? Nie wiedział, że Namia pomyślała wtedy, że to trywialne tak nie mieć rodzynek, arabskich, suszonych z klasą, klasycznych rodzynek. Do niego, prawdę mówiąc nie przemawiał podział na godne i niegodne, na klasyczne i wulgarne; co to w ogóle za podział, klasycyzm jest otyły, bo się już przejadł i - mówił coraz głośniej daj Panie Boże, na zdrowie, sto lat, sto lat niech tyje, tyje nam: żółte kolumny z bolących poetyk... - Nie o to chodzi - mówiła Namia - chodzi o coś z klasą, o klasyczne, ale nie takie stare, profesorskie, ale o takie odjechane, zakręcone. Ale on wolał podział na śmieszne i poważne, podział w istocie tragiczny, bo to nie był podział tylko powiązanie. Tyle jest poważnych rzeczy, które ludzie wyśmiewają i tyle śmiesznych, które brane są poważnie. Śmieszne wiąże się z poważnym bez hamulców, całkowite poplątanie. Na tym samym świecie żyje przecież Namia, ale takiego głupiego ma psa (-sukę! Powtarzam: sukę!-). Takie dziwne imię, choć taka ładna buźka. Zresztą ta twarz zaskoczyła go dawno, kiedy - zanim jeszcze umówił się z jakąś dziewczyną - strzygł się na jeża i wypisywał tematy do rozmów przeglądając nowe wydanie Larousse-a. Wolał być przygotowany i tego samego oczekiwał od kandydatki. Wiedział, że to jest śmieszne, ale jednocześnie całkiem serio sporządzał notatki, bo naprawdę mu pomagały. Działo się to chyba w czasach, w których szczerość możliwa była jedynie między mężczyznami, a dojrzewało się dzięki cotygodniowym imprezom. Wówczas jeszcze paprotka w akademiku mogła usychać spokojnie, a gdy pewnego wieczoru wśród radosnych śpiewów zauważył, że trzeba podlać, to pod ręką było tylko piwo, bo wtedy akurat nie był w stanie sięgnąć po to, co nie było pod ręką. Namia weszła w jego życie najpierw ze swoją twarzą, olśniewająco świeżą i smukłą, zaakcentowaną wyraźnymi oprawkami okularów. Od razu zachwyciły go włosy, ale nie mówił o tym, może się wstydził. Potem pojawiło się jej dziwaczne imię, które powtórzył mu kolega, powiedzmy wprost: imię żałośnie pretensjonalne. Starał się poskładać to zjawisko w całość, wreszcie zaprosił ją na udka w sosie chrzanowym, potem na wystawę ikon (o której mu wcześniej wspomniała). Długie rozmowy, >>>>> wszystkiego jest nieprawdziwa. Niestety nie wiem, która połowa, zawsze zapominam, które partie są zmyślone. Ale i tak najważniejsze jest to, co dzieje się teraz. Bo teraz zatrzymali się niewiadomo czemu (nie chodzi przecież o odpoczynek i nie znaleźli się w miejscu istotnym na mapie Namii), doszli tu równolegle i byli zgrani jak filmowi karatecy: gdy ta ręka tam, to tamta tam, akcja - reakcja. Stoją na brzegu wąskiej szosy, wszystko prawie bez dźwięków, lata tylko spółgłoska muchy i słychać powietrze wciągane przez nos. Namia spostrzega, że Rafał ma rodzynkową opaleniznę, jest sierpień, myśli dopasowują się do potrzeb, płuca czują się pewnie i z klasą. Choć jeszcze niedawno nie mogła się zdecydować, kim on jest w jej życiu i czy wydać pieniądze na nowe doniczki, czy zbierać na większą podróż, to zaraz poprawi okulary i powie wszystko Rafałowi. Wszystko - nim zdążą usłyszeć daleki szum silnika. Co stanie się za chwilę? Czy w trakcie nie zrodzą się wątpliwości, skoro ona pamięta, że on w ogóle nie zauważa ludzkich twarzy, chyba że stoi na światłach i siłą rzeczy musi spojrzeć na tych po drugiej stronie pasów? A co z plagą kolorowych pinesek, które wpina wszędzie, żeby pamiętać o podlaniu kwiatka? A dzieci? Dzieci są takie dziecinne i... bezwstydne; stoją w autobusie i, gdy od dołu wypatrzą kozę w twoim nosie, 58 choć przyjemne, nie wyjaśniały, skąd takie połączenie Mediolanu, rodzynek i okularów, skąd irracjonalne przywiązanie do suki i eleganckich kwiatów. Zmartwiła go wiadomość, że Namia słucha techno, za to teraz rzadziej odwiedzał fryzjera. Apropos fryzjera, to trzeba wyjaśnić. Otóż w zakładzie pana Henryka ściany były obwieszone plakatami z bardzo różnych epok. Więc, gdy pan Henryk chciał ostrzyc lewą stronę głowy klienta mówił tylko: >Na Sabrinę<, a klient na obrotowym krześle zwracał się w kierunku półnagiej brunetki, a gdy słyszał >Na Dodę<, całe ciało skręcał w stronę gorącego spojrzenia piersiastej blondynki. Fryzjer miał dzięki temu łatwiejszą robotę i pokaźną drużynę stałych klientów. Ale, jak widać, Rafał z czasem wypadł z podstawowego składu. Namia, przeciwnie, na początku bała się, że Rafał jest z rodzaju tych, co nie radzą sobie z długimi i wytwornymi udami dziewcząt, skoro nie mógł dać rady udkom w chrzanie. Czekała tylko na moment, gdy włoży nerwowe łokcie w ciepłe ziemniaki i wytrze spocone czoło chusteczką, którą przed chwilą tamował uciekający z talerza sos. Się zestresowała bardzo, można to było poznać po inwersji, stosowała ją w stresie, w konfrontacji z >niegodnym< prostactwem. A może to nie był stres, może ten sos wcale nie grał roli, zresztą nie wiem, prawdopodobnie połowa tego to zaraz wszystkich informują. Po co od razu dziecko? Możliwe, że i Rafał się zastanawia. Czy ona potrafi o czymś zdecydować, czy umie pomyśleć o czymś poważnie? Jak to będzie? Będą wracali ze swoich światów i będą opowiadali sobie nowości, chichotliwym, podszczypywanym w tyłek szeptem. Ale przecież i tak będzie, że Rafał usiądzie, żona włączy radio, Rafał siedzi, a tu wiadomość uleci w przestrzeń, jemu uleci, ale żonie wpadnie w ucho. Wiadomość o zachmurzeniu, więc Rafał wyłączy radio, a ona powie: >Ja słuchałam o tych psach. Dla mnie to było ważne. Bo kto z Hydrą wyjdzie, jak będzie padać?<. Czy da się z tym wytrzymać? Albo z ciągłymi pretensjami, że ziemia w doniczkach śmierdzi piwem? Rafał wcale nie polubi podróży, te kilogramy bagażów, czapeczki z daszkiem, nadęty przewodnik czytany w wąskich uliczkach, wokół tłok jak w dwunastnicy. Czy to nie jest tragiczne? No i jak tu odnosić się z sympatią do tego psa, (>To jest suka, zapamiętaj!<) do tej suki. Dobrze przynajmniej, że nie widać z jakiej litery mówi się imiona, bo Namia szybko zorientowałaby się, że mówię do hydry z małej... no ja mówię, tak, ja! Wiem, wydało się, że ja tu piszę trochę o sobie, że to ja jestem tym Rafałem. Bo nie potrafię tak z zewnątrz opisać miłości! Ale może nie całkiem... zresztą, nie zapeszajmy. Przecież stoją teraz na skraju jezdni, nagrzane cegły odbijają echem ryk zbliżających się harleyów, Namia patrzy na Rafała i uświadamia sobie, że życie to czasownik a nie rzeczownik, że już wie i zaczyna mówić, (ryk motorów zagłusza słowa), a Rafał uświadamia sobie, że Hydrze przecież może przytrafić się jakiś wypadek (na przykład harleyowcy), Namia mówi coś, a jej oczy błyszczą jak Kielce nocą, (ze czterdzieści, co ja... ze sto motorów), Matko Boska Częstochowska spraw, żeby on usłyszał, Namia mówi coś pięknego, -Słucham?- pyta Rafał (przejeżdżają ostatnie grubasy w skórzanych kurtkach). - Nic nie słyszę! Co mówisz? Powtórz! - krzyczy Rafał, a kurz opada na cichnący warkot. - Nic takiego. Wracajmy - spojrzała w bok, ale Hydry tam nie było. Paweł Grzesik Laureat kilku nagród literackich, m.in Ogólnonarodowego Konkursu na Opowiadanie >Pisz do Pilcha< ogłoszonego w >Polityce<. Lat 28. >Kim jestem? To jest jednak trudne pytanie. Nie umiem tego zrobić skrótowo. Określając się poprzez wykształcenie - jestem polonistą. Zajmuję się teatrem. To jest moja pasja.< 60 Michalina Rolnik Uczennica 3. klasy Liceum Plastycznego w Kielcach. Zainteresowania: fotografia i projektowanie Fotografuje od roku, starając się pokazać codzienność w niezwykły, poetycki sposób. 63 .... nie ma odpowiedniej pory nie ma odrobiny koloru nie ma szeptów o przypadku nie ma nic wspomina swoje źrenice wypalając dziurę w karku Dominik Góral http://doomson.republika.pl Nie ma rozmów przy świetle księżyca nie ma otarć na kolanach nie ma żaru w źrenicach 64 Kwiat obłędu Wykwitł w moim umyśle Żywiąc się cierpieniem Mojej otwarcie złamanej duszy Odłamek absurdu Utkwił mi w oku Nic przez niego nie widzę Zataczam się pijany w kręgu tajemnicy foto: rafa męczennik wewnętrznej prawdy w więzieniu własnej jaźni nieżyt egzystencjalny nieodwzajemniona miłość do życia pieśń ptaka który nie może zerwać się do lotu popiół zamiast serca krzyk do boga głuchy w poszukiwaniu własnej tożsamości w hołdzie nieznanemu światu w rozpaczy w smutku ku śmierci Michał Zapała Urodził się 30 lat temu w Kielcach. Absolwent socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z zespołem MeNoMiNi nagrał płytę >Z pierwszego tłoczenia<. 66 Kamil Smuga Urodzony w 1978 r. Absolwent Państwowej Szkoły Umiejętności Plastycznych w Kielcach i Akademii Świętokrzyskiej o kierunku >Edukacja Artystyczna w zakresie sztuk plastycznych<. Jestem rzeźbiarzem, malarzem, a nade wszystko fotografikiem i twórcą video. >Nowe media pociągają mnie najbardziej. To moja pasja! Staram się nie tylko tworzyć ale również udostępniać swoje >produkty< jak najszerszej publiczności poprzez tworzenie i prowadzenie własnej strony www. Dzięki łatwemu dostępowi, możliwościom edycyjnym i mocy oddziaływania nowe media uważam obecnie za najcenniejszy sposób wyrażania siebie<. http://www.kamilsmuga.neostrada.pl/ 68 Hubert >Hajti< Chodynicki Uwielbia podrózować sam w dzikie miejsca, bo tam czuje harmonię z otoczeniem. Fotografuje, chcąc dzielić się tym pięknem. 71 Korozja Natalia Łakomska www.natka.wici.info Urodzona w 1977 r. w Kielcach. Ukończyła studia na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu z tytułem magistra sztuki i dyplomem z malarstwa. Zajmuje się edukacją artystyczną. 72 New fetish Michał Kaczkowski >Słyszałem kiedyś, jak znany fotograf mówił o portrecie fotograficznym, porównując go do biegu na sto metrów. Mordercza konkurencja, krótki dystans, walka z czasem i zawodnikami. Sport jakoś mnie nie pociąga, Chodzę wolno, przyglądam się ludziom, słucham tego, co mają do powiedzenia, robię zdjęcia. Tak aby one mówiły resztę.< http://www.michalkaczkowski.greentech.pl/ >>>>> 75 >>>>> >>>>> PŁOT. Szkice do dramatu. Sytuacja j e s t dramatyczna. Nie umiem pisać dramatów, a muszę dramat napisać, bo właśnie tym razem dramat przyszedł mi do głowy. To miałby być taki normalny, zwykły dramat, zapewne wielce tragiczna komedia, z didaskaliami i podziałem na role, z osobami dramatu. Ze wszystkim co jest potrzebne do tego, żeby dramat był dramatem. Na szczęście to nie ma być dramat przeznaczony na scenę - na taką zwykłą, klasyczną scenę teatralną z kurtyną i kulisami, z tekturowymi dekoracjami. Wszystko ma się odbywać w tak zwanej naturalnej scenerii. Wiem, nie dam zarobić scenografom, ani oświetleniowcom. Wiem. Kompozytorom też zapewne nie, chociaż to nie jest jeszcze takie pewne - zakładam, że wszystkie dźwięki jakie się pojawią, pojawią się w tak zwany zupełnie naturalny sposób, to znaczy gdyby taka sytuacja zaistniała nie jako napisany wcześniej dramat, lecz jako konsekwencja różnych uprzednich zdarzeń, to towarzyszyłyby jej, czy też mogłyby jej towarzyszyć, takie właśnie dźwięki. Akustycy też by nie zarobili - 76 chociaż to akurat nie jest pewne: mogłoby się przecież zdarzyć, że ktoś przyniósłby tubę albo jakiś niewielki system nagłaśniający, żeby przekrzyczeć innych. Trudno to jednak przewidzieć na samym początku. Zresztą w ogóle trudno przewidywać cokolwiek. Wygląda bowiem na to, że dramaturg też nie zarobi, albowiem jego rola może sprowadzić się jedynie do początkowej prowokacji rzuci kamyczek, który spowoduje lawinę. Prawdopodobnie aktorzy też nie zarobią, bo nie będą potrzebni - nikt nikogo nie będzie udawał, wszyscy występujący będą sobą i nawet nie będą wiedzieli, że występują, nie będą mieli pojęcia, że biorą udział w jakimś dramacie, chociaż wydarzenia mogą być doprawdy dramatyczne. Nie o dramat pisania dramatu tu jednak chodzi - ten bowiem jest niczym w porównaniu z właściwym dramatem... Sytuacja jest jednak mniej dramatyczna niż była kilka dni temu. Aczkolwiek to tylko pozory. Efekciarstwo. Spadło trochę śniegu. Zabieliło się. Bo kiedy tu nie jest ani zielono, ani złoto, ani biało, jest brudno i szpetnie. Panoszy się paskuda, króluje ohyda. A cesarzem jest betonowy płot... Co wcale nie oznacza, że mój dramat będzie się toczył właśnie wtedy, kiedy nie jest ani zielono, ani złoto, ani biało, kiedy jest zimno, zgnile i mgliście. To powinien być ciepły, długi jasny dzień. Mógłby też być wieczór, taki długi, letni wieczór niechętnie zamieniający się w noc. Mogłaby to być też noc. Różne pory dnia mogłyby to być - i różne pory dnia będą - wszak dramat będzie trwał, to nie będzie jeden epizod krótszy niż mrugnięcie okiem, niezauważalny. Zatem pora nie jest tak bardzo istotna, byle było ciepło. Nie lubię marznąć. Chyba nikt nie lubi dygotać i szczękać zębami. Mam wrażenie, że intrygi się wtedy źle snują, sztywnieją niczym druty i nie zaplątują się należycie. Lecz może się mylę. Nieistotne... A skoro pora nie jest tak bardzo istotna, to i miejsce też. Byle był betonowy płot. Wzór również nie jest istotny. Każdy się nadaje. Każdy jest wystarczająco porażający. Chociaż bardziej porażający byłby płot pomalowany jaskrawymi, jakby fosforyzującymi farbami: zielono-czerwono-białoniebieski (te określenia są mylące, gdyż o tym czy takie zestawienie jest zachwycające czy paraliżujące decydują odcienie - nie ma co jednak wybrzydzać, a tym bardziej próbować definiować te barwy zgodnie ze wzornikiem Pantone - trzeba zaufać wszechobecnemu bezguściu) albo brązowo-biały. Och, nie bądźmy tacy wybredni. Przecież akcja może się przenosić i każdy akt może rozgrywać się przy innym płocie. Wybór zdaje się nieograniczony. (Na szczęście tylko zdaje - wyobraźnia jest ograniczona nie tylko ograniczeniem wyobraźni odbiorców.) Po co jednak tak łazić? Ale sterczeć jak kołki w płocie też niedobrze... AKT (czy podział na akty i sceny byłby w tym przypadku uzasadniony? dekoracje nie ulegałyby przecież zmianie, chyba że nastąpiłoby ich zniszczenie, lecz to byłoby elementem dramatu - nawet jeśli doszłoby do ich zmiany do raczej w wyniku przeniesienia się całej akcji w inne miejsce - a sceny? ciągle ktoś będzie dochodził i odchodził, więc sceny by się plątały i zazębiały wpadały na siebie, nieustanna kolizja scen, więc po co jeszcze dodatkowy zamęt? tym bardziej, że te przychodzenia i odchodzenia odbywałyby się w jak najbardziej dowolnych momentach, zaś ta dowolność byłaby ściśle ograniczona zupełnie nieprzewidywalnym rozwojem akcji...) Jest ciepło i przyjemnie. Jak to mawiają: nic nie zapowiada burzy - wicher, granatowe chmury, trzaskające pioruny, błyskawice rozdzierające niebo, chlustający deszcz to ostatnie rzeczy, które przychodzą na myśl. Chociaż leciutka duchota może trochę niepokoić. To jest jednak tak lekka duchota, że jedni mogą ją odczuwać, podczas gdy > zakończenia dramatu jest jeszcze bardziej nieokreślona niż godzina jego rozpoczęcia. Wiadomo tylko tyle, że nie będzie on krótki, aczkolwiek nie można wykluczyć rozwiązania drastycznie dramatycznego, wybuchowego. Ludzie gromadzący się pod płotem należą do Stowarzyszenia Miłośników Płotów Drewnianych. Z początku nikt się tego nie domyśla, ponieważ empedecy nie różnią się od członków bardzo wielu innych stowarzyszeń. Być może jednak różnią się jakoś od miłośników ogrodzeń betonowych (nic nie wiadomo, czy założyli oni swoje stowarzyszenie - może je założą i to wkrótce). Emobetów (a może mobitów?) nie należy mylić z peobetami (czyli posiadaczami ogrodzeń betonowych więc może jednak pobitami?) których nie należy z kolei utożsamiać z probetami (czyli producentami ogrodzeń betonowych) aczkolwiek może się zdarzyć, że ktoś będzie i tym i tamtym i owym. Wszystkie kombinacje są dopuszczalne. Nawet najbardziej skrajne zestawienia należy brać pod uwagę; to co nam się wydaje skrajne, ekstremalne i absolutnie niemożliwe, dla życia jest całkiem zwyczajne i nie wymagające zdziwienia. Sytuacja co-tu-się-dzieje?-po-co-oni-tu-stoją? czyli 78 inni nie, ci z trochę gorszym krążeniem tak, a ci z trochę lepszym - nie. Przed betonowym płotem, który jest statystycznie szpetny i przez to jego szpetota staje się niezauważalna co czyni go tym groźniejszym dla nędznych resztek estetycznej wrażliwości pałętających się gdzieś w zachyłkach statystycznych umysłów, zaczynają gromadzić się ludzie. W zasadzie nie wiadomo, czy to są aktorzy czy widzowie. Obawiam się, że nie będzie to wiadome do końca. W zasadzie nie wiadomo od początku - ostatecznie aktor jest także widzem: trudno zaprzeczyć temu, że ogląda spektakl; zaś widz jest także, do pewnego stopnia, aktorem - tutaj ten >pewien stopień< będzie bardzo wysoki. Godzina rozpoczęcia dramatu jest nieokreślona. To znaczy: jeśli ktoś przyjdzie w tej chwili, to dramat zacznie się dla niego w tej chwili właśnie; jeśli ktoś przyjdzie dwie godziny później, to dla niego dramat zacznie się właśnie wtedy; a jeśli ktoś pojawi się następnego dnia, to dla niego dramat zacznie się następnego dnia, oczywiście pod warunkiem, że do tego czasu się nie skończy, co na obecnym etapie prac trudno przewidzieć, albowiem godzina bezładne kłębienie powoli zaczyna ujawniać swoje przyczyny. Oto z kakafonii chaotycznych rozmów zaczynają wybijać się stwierdzenia mające moc haseł. Są głośniejsze. Przechodzą w krzyk. Niektóre samogłoski są nadmiernie przeciągane, aż przeradzają się w wycie, chociaż jeszcze nie ma w tym jęczeniu i zawodzeniu jakiejś straszliwej agresji, wściekłości, demolującej wszystko rozpaczy. Może nad głowami, albo na płocie, zostaje rozciągnięty transparent: PRECZ Z BETONOWYMI PŁOTAMI! lub ostrzejszy w tonie: PRECZ Z OHYDĄ BETONOWYCH PŁOTÓW! Niestety, litery są nie mniej ohydne niż betonowe płoty, ale jakoś nikt na to nie zwrócił uwagi. Może ktoś to wykorzysta. Zaczynają się też mnożyć wystąpienia indywidualne. Coś jakby przemówienia. Nawoływania do czegoś. Żeby coś zburzyć, obalić. Żeby coś czymś zastąpić. Żeby nie budować tego, a budować tamto. Pojawiają się też wystąpienia mające charakter wykładu, lub przynajmniej próbujące mieć znamiona takowego. Nie jest jednak łatwo. Wolna, otwarta przestrzeń nie jest pudłem rezonansowym uniwersyteckiej auli. Ale i argumentacja jakaś mizerna i niezbyt przekonująca. Bo niby dlaczego drewniany płot z krzywymi lub prostymi sztachetami ma być ładny lub nawet piękny, a betonowa, kilkucentymetrowej grubości płyta, z dosyć precyzyjnie uformowanymi detalami, udająca jednocześnie solidny, gruby, rustykalny mur z kamienia łamanego (łupanego) i toczone, pękate, brzuchate, z osimi taliami tralki, ma być paskudna? Tak to właśnie jest: najtrudniej wytłumaczyć rzeczy oczywiste. Bo niby dlaczego miałoby to być oczywiste? Najpierw należałoby zacząć od wyjaśnienia co to jest piękno, a co to ohyda. I może nawet będzie na to czas. Oto bowiem okazuje się, że po drugiej stronie płotu cisza. Żadnych oznak życia. Żadnego kłębienia się. Nic. Nawet pies nie zaszczeka. Nawet kot nie zamiauczy. Nawet myszka nie piśnie. Nawet ptaki nie świergolą. Cisza jakaś taka straszna. Nieswojo się robi. Cudzo. Okropnie. I co tu robić? Gadać po próżnicy? Bo oto przed mówcą stoją ci, którzy to co ma on powiedzieć słyszeli już tyle razy, że jeszcze jeden raz może okazać się przysłowiową kroplą powodującą efekt przelania, urwania ucha dzbana - odwrócą się i w niepohamowanym szaleństwie zaczną demolować drewniane płoty, z wyrwanych sztachet układać gigantyczny stos, by dokonać na nim samospalenia... I wtedy, ni stąd ni zowąd, ale wyraźnie stamtąd, zza zakrętu lub zza wzniesienia, to zależy od konfiguracji drogi lub > 80 machikułami (nie od parady jest zastępcą prezesa Stowarzyszenia Miłośników Częstokołów, Fos, Wałów i Murów Warownych) - dlatego stanęło w końcu na betonowej płycie, która u dołu udaje mur, a u góry siatkę, a raczej treliaż lub maszrabiję zważywszy grubość >drutów<. I teraz oto pojawiła się szansa przekształcić w wyobraźni to rachityczne ogrodzenie w potężne obwarowania, a z czasem, w ferworze bohaterskiej obrony, może nawet je wysadzić w powietrze, tym samym udowadniając jego słabość i nieprzydatność jak również konieczność wzniesienia prawdziwych fortyfikacji. Teraz dramat nabiera tempa. Wrzątek i gorąca smoła leją się na tłum, spada deszcz strzał. Wykłady, napominania, odezwy, analizy giną w coraz większym tumulcie. Lecz oto nadciągają posiłki. Czy aby na pewno? To przecież pospolite ruszenie Zrzeszenia Producentów Ogrodzeń Betonowych. Za nimi regularne oddziały producentów cementu wspierane przez kamieniołomiarzy, operatorów koparek i górników powierzchniowych. Za nimi wytwórcy koparek i taśmociągów, inżynierowie i projektanci, ci co ich leczą i karmią i tak hen, aż po horyzont... Zaś z drugiej strony nadciągają brygady drwali, stolarzy i tartaczników... O tym w jakie są uzbrojeni argumenty nie będę wspominał, 81 > ulicy, wyłania się bryła błota na kołach. Sunie powoli, choć mogła by szybko i gwałtownie, jakby z obawy przed rozpadnięciem się, skruszeniem na pył. Zatrzymuje się jakby nieśmiało i z wahaniem w pewnej odległości, którą można by określić jako bezpieczną, czyli uniemożliwiającą bezpośredni atak tłumu. Chwila zawieszenia. Jednocześnie sflaczenia i napięcia. Groza i ulga. Nagle bryła błota pęka. Wyskakuje z niej właściciel betonowego płotu. Również całkiem nieźle umorusany. Wspomagany przez kilku kolegów (o których nie wiadomo jakiego rodzaju płotów są posiadaczami i czy w ogóle - ubłocenie wskazuje, że byli razem na wyprawie) zdobywa bramę gwałtownym szturmem. Już jest po drugiej stronie. Tłum faluje zaskoczony i wzburzony. Lecz odrobinę zachwycony, chociaż nie tak bardzo jak właściciel obleganej posesji. Ten bowiem jest wielkim miłośnikiem oblegania starych zamczysk - tłum nie wie o tym, nie wie też, że ogrodzenie, którego zburzenia się domaga, jest wynikiem wielkiego kompromisu: żona jest zwolenniczką siatek drucianych (przemilczmy dlaczego, nie będziemy włazić z butami w czyjeś intymne życie) podczas gdy mąż widział wokół domu, już wyposażonego w dwie krępe wieże obronne, raczej potężny, kamienny mur z blankami, krenelażami i hurdycjami, a może nawet b y włos się zbytnio na głowie nie jeżył, lica nie bladły, krew nie tężała grożąc zatorami i miażdżeniem żył. Lecz gdzie bije się siedemnastu tam osiemnasty korzysta. I oto niespodziewanie pojawiają się tłumnie i gromadnie zwolennicy siatek drucianych (to zapewne robota właścicielki obleganego płotu). Krzyczą, że ich ogrodzenia są najlepsze, bo przecież prawie niewidoczne, niczego nie zasłaniają. Nikt ich nie słucha, nawet oni sami siebie nie słyszą. Pędzą tratując i depcząc po drodze zwolenników kompromisu, którzy próbują przekonywać, że przecież można w ogrodzeniu łączyć elementy drewniane z betonowymi i metalowymi. Ich zaś próbują zagłuszyć niezbyt zresztą liczni, lecz potwornie wrzaskliwi, zwolennicy płotów żywych wspierani przez nie wiadomo kogo. Bo na pewno nie przez ekologów - ci bowiem miotają się nie potrafiąc rozsądzić, czy bardziej szkodliwe jest wycinanie drzew na sztachety czy mielenie gór na beton czy wydzieranie rud żelaza czy usypywanie ziemnych wałów przekształcające do cna krajobraz... No i tak dalej. Aż do konfliktu między cywilizacjami. Aż do wojny między galaktykami. Aż do katastrofy kosmicznej, przy której to co wydarzyło się na polach Kurukszetry byłoby ledwie pomeczową zadymą. I gdyby to dokładnie opisać, wielki Wjasa okryłby się rumieńcem wstydu. Radosław Nowakowski >Od 52 lat jestem na świecie. Od 52 lat żyję wśród książek. Od 44 lat czytam książki. Od 33 lat piszę książki i nieopisuję świat. Od 31 lat gram na bębnach, nagrywam płyty i koncertuję z różnymi zespołami w różnych krajach. Od 29 lat nie studiuję architektury. Od 18 lat tłumaczę różne książki z różnych języków. Od 14 lat mam komputery i drukarki. Od 13 lat mieszkam na wsi u podnóża Łysogór, w krainie wymarłych czarownic, w miejscu gdzie punktem zerowym spiralnego kalendarza mógłby być rok, w którym Ts-ai Lun wyprodukował papier nadający się do pisania. Od 13 lat jestem mężem Krystyny. Od 12 lat jestem ojcem Sabiny. Od 7 lat robię drewniane pudełka na moje książki. Nie robię papieru, ale może kiedyś zacznę. Za to czasami projektuję różne rzeczy: plakaty, okładki, ogrody, wystawy..... Raczej nie nudzę się. < Od dwóch lat Radek publikuje swoje teksty w informatorze Wici.Info. http://www.liberatorium.com/ 82 Igor Kowalczyk Zajmuje się malarstwem sztalugowym i ściennym. Lat 28, tancerz, malarz grafik. Oczy niebieskie, włosy blond. Uczestnik projektu komunalnego 142 zajmującego się regeneracja przestrzeni poprzez sztukę. >Ce< był w mieście znany z tego, że miał pecha. A dlaczego szczęścia brak doskwierał >Ce<? Różnie o tym mówi się. 84 Ć Ć >Ce< żywota miał początek trzynastego. I to w piątek. A przez drogę, gdy był mały, czarne koty mu biegały. Pod drabiną chadzał stale, choć do szkoły było dalej oraz zawsze kiedy mógł dawał kumplom >cześć< przez próg. Raz, podobno, gdy swawolił, to wysypał worek soli. A następnie flaszką wina rozbił luster pół tuzina. Wiedział to już każdy kiep. Pech się trzymał >Ce< jak rzep. >Ce< bezczynnie nie chciał siedzieć. Żeby pomóc sobie w biedzie kupił słonia, co jak wiecie jest symbolem szczęścia w świecie. Lecz to chyba mało było. Wciąż nieszczęście go trapiło, więc nazbierał podków stosy. Szczęścia przecież nigdy dosyć. Myślał, że to dobra droga, lecz zarwała się podłoga pod ciężarem sterty stali. Kominiarze się >Ce< bali, grzęźli bowiem mu w kominie. >Więc nadzieja w koniczynie czterolistnej< myśli >Ce<. Przywiózł jej wywrotki dwie. Zieleniny wielką toń Ale pożarł wszystko słoń. Wybrał w końcu się do wróżki. >Nie obiecuj z wierzby gruszki< zaczął >Ce<, lecz mu przerwała. W kuli wróżka już widziała, co chce dostać od niej >Ce<. >Twój amulet robi się< rzekła i po chwili niesie rzecz, co szczęście >Ce< przyniesie. Gdy >Ce< sięgał po amulet zbił niechcący szklaną kulę, czym rozsierdził wróżkę strasznie. Wściekła wróżka jak nie wrzaśnie: >Już ja ci amulet dam!< I po głowie bam! bam! bam!, >Ce< patelnią tak otłukła, że sylwetka guza smukła wnet wyrosła mu na skroni. A głos wróżki za nim goni: >Oto guz jest! Noś go dzielnie! Przy okazji weź patelnię!< I patelnią tak rzuciła, że >Ce< w czoło przydzwoniła. Z guzem ciężko chodzić >Ce<. Trzeba mocno schylać się, by nie wadzić o balkony. Nagle jakiś kwit zielony >Ce< zobaczył pod nogami. Był to kupon ze zdrapkami, który >Ce< wydrapał równo i nagrodę wygrał główną. Gdy odebrał całą pulę, to odkupił szklaną kulę i patelnię wróżce sprawił. Starą sobie >Ce< zostawił i w tygodniu po dwa razy w guza dawał sobie razy żeby guz pozostał i by mógł się nazywać >Ć<. Sebastian Sarna A utor książki dla dzieci >Kubusiowe opowiastki<. 87 Festiwal Koncerty, interaktywne instalacje, nowoczesne projekty audiowizualne i muzyczne, wizualizacje, happeningi muzyczne i wiele innych trudnych do sklasyfikowania przejawów współczesnej muzyki alternatywnej - tak w skrócie można scharakteryzować Festiwal Firmament. Jego już 5. edycja odbyła się w grudniu w Kieleckim Centrum Kultury. Impreza ma już swoją markę, a z roku na rok grono zwolenników nowoczesnej eksperymentującej muzyki stale się powiększa. Firmament miał też swoją letnią odsłonę Otwarty Warsztat na Bazie Zbożowej w czerwcu 2006 roku - całodniową artystyczna akcję, pełną warsztatów, instalacji, kulinarnych happeningów, teatru i koncertów. Organizatorem imprezy jest Firmament Fundacja Kultury Wici. www.firmament.wici.info t n e m a M R FI l A w i fEsT Happiness Częściowo chyba tak. Osoby występujące na scenie można podzielić na te >prawdziwe< i te wymyślone na potrzeby projektu. Te pierwsze są autentyczne, na scenie robią to, co kochają, co jest częścią ich życia - to bez wątpienia wokalista i tancerki. Pozostałe osoby grają... i w tym szczęścia nie widziałam. >Happiness< audio-video live performance to jeden z punktów programu tegorocznego festiwalu Firmament. Jego twórcą jest Piotr Domagała - JNA The AnimalMan (JNA, czyli Ja Nie Artysta). Zebrał swoich znajomych i razem zrealizowali projekt pod bardzo ogólnie brzmiącą nazwą: >Szczęście<. Performance składał się z kilku scen, które, jak powiedział mi sam autor, miały traktować o różnych aspektach szczęścia. Czy tak rzeczywiście było? http://www.myspace.com/jnatheanimalman fot. Kamil Smuga różne wymiary szczęścia Mogliśmy posłuchać muzyki Karaza, który śpiewa od 18 lat. Sam opowiada z pasją i zaangażowaniem o początkach swojej twórczości, o rapowych produkcjach domowych (czyli tzw. >nielegalach<), o zespole Karaz&theWiggas i o swoim największym sukcesie - udziale w festiwalu piosenki studenckiej w Krakowie. Człowiek z pasją musi więc być człowiekiem szczęśliwym. Radość emanowała także z trzech tancerek, adeptek Kieleckiego Teatru Tańca - Marty, Igi i Pauliny. Kiedy na nie patrzyłam, miałam wrażenie, że nic poza tańcem nie istnieje, że gdy tańczą, to cały świat znika. Nie przeszkadzało im to, że miały niewiele miejsca, ani to, że podłoga była cała w kurzu, sosnowych igłach i tłuszczu zwierzęcym... po prostu tańczyły. Tak, według mnie to jest wyraz szczęścia. Dla mnie projekt Happiness to: przycinane drzewka, Karaz śpiewający z pasją, ale o wronach, zbyt dużo czasu poświęcająca >>>>> 90 na dbanie o siebie kobieta, malarz-ćpun i uzdrowiona noga tancerki. Każda ze scen była na swój sposób ciekawa, wymagała na pewno wiele pracy, ale w całość się one nie łączyły. Być może ta sztuka miała dawać szczęście osobom ją tworzącym mogę mieć tylko nadzieję, że dała. Ogromny plus za wizualizacje (JNA The AnimalMan) i dźwięk (Rosoul) - tworzyły wspaniałą oprawę dla całości - żałuję, że szukając szczęścia w kreacjach aktorów nie mogłam więcej uwagi poświęcić temu tłu. Dorota Kurpios Od dziecka wolałam pisać, niż mówić i uwielbiałam tworzyć długie zdania do dziś nie umiem pisać krótko i zwięźle, ale pracuję nad tym. Moją pasją jest harcerstwo, albo szerzej - skauting, ale w kręgu zainteresowań mieści się także wiele innych zagadnień - lubię wyzwania i nie zamykam się na nowe doświadczenia. fot. Kamil Smuga 92 Letko piszą o Letko Projekt muzyczny istniejący od 2003 roku, ściśle związany z festiwalem Firmament. Założony przez Monikę Bożykvocal, sequencer i Grzegorza Degeyde-programowanie, sampling, elektronika, bębny. W roku 2004 ich muzyka pojawia się na buddyjskim cd >Triangle music project<. Tego samego roku zauważył ich Piotr Kaczkowski, Kompozycja Letko pojawia się na płycie >Minimax.pl<. >Pochodzące z Kielc Letko nie ma odpowiednika na polskiej scenie. Ich zmysłowe, organiczne brzmienia często określane są jako avant pop. Są czymś więcej< - Łukasz Kamiński. Gazeta Wyborcza >Potrafią łączyć w swojej muzyce eteryczność avant popu z niepokojem trip hopu. Muzyka Letko grana na żywo ma w sobie dużo energii, równocześnie zachowując dyskretny urok niedopowiedzenia< - Ultramaryna. http://www.letko.fan.pl 94 rozmawiamy podtekstami zdarzy nam się krzyknąć niedomówieniem szept jest garścią półsłówek przestrzeń pozostaje otwarta na nowe dźwięki Agnieszka Julia Łysak Kamil Mroczkowski Urodzony w 1979 r, Grafiką zajmuje się od 3 lat, Absolwent AŚ w Kielcach, obecnie student Wydziału Artystycznego UMCS w Lublinie. http://kamil m.blogspot.com iOPXBSFXPMVDZKOB NFUPEBTXPCPEOFHP LPKBS[FOJB QP[XPMJ$JTUBljTJǒ JOUFSFTVKLJDZN QSPXPLBDZKOZN JV JVS[FLBKLJDZN SP[NÓXDLJKBLJN [BXT[FDIDJBFǯ CZlju 96 Pociąg (fragment) (Tekst nagrodzony w konkursie Polskiego Radia i zrealizowany jako słuchowisko >Stacja końca świata<) Osoby: Podróżny Zawiadowca Stacji Dziewczyna Mężczyzna Starszy Konduktor Scena I >>>>> (Wnętrze budynku, późne popołudnie, zmierzch. Jedyne światło wpada przez szyby okienne. Przez okno widać człowieka brnącego w błocie. Z oddali napływa przytłumiony stuk kół pociągu, potęguje się, narasta, grzmi, cichnie, zanika w oddali) GŁOS (ZAWIADOWCA): Wspaniały! (z zachwytem) Wspaniały pociąg... (pauza) Aż trudno uwierzyć, że istnieje. (dłuższa pauza) Już drugi raz dzisiaj... Coś nadchodzi ... (Powolne rozjaśnienie. Na krześle siedzi człowiek ubrany w brązowe ubranie bez dystynkcji, patrzy przed siebie) GŁOS ZZA OKNA (PODRÓŻNY): Dobry wieczór. (pauza) Dobry wieczór! (kroki, w obręb światła wchodzi mężczyzna w średnim wieku - płaszcz szarego koloru, szary kapelusz, ogólnie człowiek szary, brązowa walizka z powycieranymi rogami) Dobry wieczór. Co to za stacja? Chciałem przenocować (przejmująca cisza) Ja... chciałem się zapytać (brak reakcji ze strony Zawiadowcy) Jestem tu pierwszy raz... ZAWIADOWCA: Już bardzo dawne, całe wieki... nie jechał tu żaden pociąg. (dopiero po chwili zauważa Podróżnego, wstaje) A... skąd pan się tu wziął? PODRÓŻNY: Pociąg zatrzymał się (ruch ręką w nieokreślonym kierunku) w polu. (pauza) Przyszedłem tutaj. (zirytowany) Co to za stacja? ZAWIADOWCA: Nie przedstawiłem się. Jestem kierownikiem tego punktu kolejowego albo jak staromodnie mawiał mój ojciec zawiadowcą stacji. (wymieniają uścisk dłoni) To pan z tego pociągu... (pauza) Walizkę tu. (Podróżny stawia walizkę we wskazanym miejscu) Nie zginie. PODRÓŻNY: Z pociągu? (pauza) Spałem i... (Zawiadowca natarczywie gapi się na Podróżnego) Nie wiem co to był za pociąg. ZAWIADOWCA: Nie wiedział pan, gdzie jedzie? PODRÓŻNY: (oburzony) Wiedziałem! Zawsze jedzie się do jakiegoś celu. (Zawiadowca dalej gapi się na Podróżnego) Co to za stacja? Mam chyba prawo wiedzieć, gdzie jestem?! ZAWIADOWCA: Owszem (pauza) Tylko (przejmująca cisza) Tu... w zasadzie... nie ma stacji. PODRÓŻNY: Jak... tooo... nieeee... maaaa? (grzebie po kieszeniach) To gdzie ja jestem? ZAWIADOWCA: Na stacji. (uśmiecha się) (pauza) PODRÓŻNY: Jest budynek... Pan jest... ZAWIADOWCA: Wszystko się zgadza. (pauza) Ale naszej stacji nie ma (po Podróżnym widać, że nic nie rozumie). Jest mała, za mała. (pauza) Nie figuruje w rejestrach, czyli nie ma. (uśmiecha się) Rozumie pan? PODRÓŻNY: Nie. ZAWIADOWCA: To nic. Kiedyś pan zrozumie. Z noclegiem będzie trudno. (zapada cisza niepokojąca) Chce pan herbaty? >>>> PODRÓŻNY: Więc niech pan zatrzyma. Chyba potrafi pan zatrzymać pociąg? ZAWIADOWCA: Potrafię. U nas jednak nie jeżdżą pociągi. PODRÓŻNY: Nie stają, czy nie jeżdżą? ZAWIADOWCA: Nie jeżdżą. PODRÓŻNY: Mówił pan, że nie stają. ZAWIADOWCA: Nie wiem. PODRÓŻNY: Powiedział pan nie stają. Nie nie jeżdżą, ale - nie stają. ZAWIADOWCA: Nie pamiętam. (pauza) PODRÓŻNY: Mówił pan... Słyszałem o jednym pociągu. ZAWIADOWCA: Piękny. Wspaniały pociąg. Jedzie i tak naprawdę go nie widać. Jak we śnie. Duch, widmo. Nigdy nie staje. PODRÓŻNY: A inne? ZAWIADOWCA: Nie ma innych. Ten jeden wystarczy. PODRÓŻNY: Przyjechałem pociągiem. Ciąg wagonów, po torach jedzie, na początku lokomotywa, przedziały, korytarz, dwie klasy, zatrzymuje się na stacjach. Duży, stalowy. Po torach jedzie. ZAWIADOWCA: Muszę na chwilę wyjść. PODRÓŻNY: Jak się stąd wydostać? (Zawiadowca wychodzi) Poczekam. Telefon nie działa... nie ma kabla. Telefon bez kabla. Zimno. Nie ma węgla. Jest lampa, ale nie ma nafty. Nie ma stacji. Nie ma papierosów. (Zawiadowca 98 PODRÓŻNY: Tak. (Zawiadowca wychodzi, po chwili wraca z parującym czajnikiem, z szuflady stołu wyjmuje dwie szklanki, wsypuje herbatę, wlewa wrzątek, siada na krześle) ZAWIADOWCA: Proszę siadać. (Podróżny rozgląda się bezradnie) Nie będzie przecież pan pił na stojąco. (Podróżny nadal stoi) Nie ma gdzie? O tu (wskazuje) Na tej skrzynce. (Podróżny siada) PODRÓŻNY: Ilu was jest na tej stacji? ZAWIADOWCA: (liczy) Ja... mój pomocnik... PODRÓŻNY: Ma pan papierosa? ZAWIADOWCA: Nie palę. PODRÓŻNY: Nie wziąłem swoich. ZAWIADOWCA: Pan pozwoli, że zatelefonuję. (podnosi słuchawkę czarnego telefonu i wykręca numer) Nic. (odkłada słuchawkę) Nie zgłasza się. PODRÓŻNY: Do kogo pan dzwonił? ZAWIADOWCA: Tajemnica służbowa. Oni nigdy nie odpowiadają. Może ich też nie ma. PODRÓŻNY: To po co pan dzwoni? ZAWIADOWCA: Obowiązek. PODRÓŻNY: Pana może też nie ma? ZAWIADOWCA: W zasadzie... PODRÓŻNY: Nic nie rozumiem. Jak się wydostać z tej matni... Pociągiem? ZAWIADOWCA: U nas pociągi nie stają. wraca) ZAWIADOWCA: Zimno panu? Nie mamy niestety węgla. PODRÓŻNY: A co tu jest? Konkretnie, że jestem na jakiejś stacji, w dodatku w nocy - to już wiem. Nie jeżdżą pociągi, telefon nie działa, nie ma łóżka, węgla, nafty i w ogóle wszystkiego. ZAWIADOWCA: Lampa jest. PODRÓŻNY: Ale nie ma nafty! ZAWIADOWCA: Nafty..? No, nie ma. PODRÓŻNY: Jaki w tym sens? Pociągów nie ma, stacji nie ma, pana nie ma! Po co pan w takim razie jest? To znaczy po co pana nie ma? ZAWIADOWCA: Ja tu nie jestem od myślenia. PODRÓŻNY: A gdyby coś się stało? Jak pan chce zadzwonić skoro telefon nie działa? ZAWIADOWCA: U nas nic się nie dzieje. PODRÓŻNY: Telefon nie ma kabla! ZAWIADOWCA: Kabla? Myśli pan, że to najważniejsze? Niech pan sobie wyobrazi - nie ma semafora. Zginął. Ktoś zabrał semafor. To jakiś znak. Trzeba będzie zawiadomić. Zatelefonować. PODRÓŻNY: Nie ma kabla. ZAWIADOWCA: Kabla? (podnosi słuchawkę i wykręca numer) PODRÓŻNY: To ja już sobie pójdę. ZAWIADOWCA: Niech pan siada i poczeka do rana. Stąd wszędzie jest bardzo daleko. PODRÓŻNY: (idzie do drzwi) Ja, jednak. ZAWIADOWCA: Cicho. Chyba jedzie. (słychać narastający i świst lokomotywy) PODRÓŻNY: Pociąg? ZAWIADOWCA: Stanął. On nigdy się nie zatrzymywał. PODRÓŻNY: Idę. To jest jakaś szansa. ZAWIADOWCA: Idę z panem. (wychodzą) (...) Paweł Chmielewski Urodzony w Kielcach, z wykształcenia polonista, aktualnie dziennikarz, z zamiłowania wielbiciel kina noir, braci Strugackich i Boba Dylana, z nudów doktorant literaturoznawstwa. Autor czterech nagrodzonych dramatów i esejów >Słowacki w supermarkecie< (2003), >Czy romantycy jedzą hamburgery?< (w przygotowaniu). Współpracuje m.in. ze >Studiami Sienkiewiczowskimi<. Największe marzenie: emerytura w Polsce dla 40-latków. Miasto Myśli 102 103 Jakub Bors Jakub Bors, urodzony roku pańskiego 1989. >Staram się - poprzez technikę wielokrotnej ekspozycji i spontaniczności zdjęcia, przekazać ulotne uczucie zbliżone formą do wspomnień zapadających w ludzkiej pamięci. Jestem świadom ogromu doświadczeń, których jeszcze nie zdobyłem w fotografii. Nabyłem jakiś czas temu lustrzankę i staram się ją ujarzmić. Kolejnym krokiem jest także organizacja autorskiej wystawy<. Wystawę będzie można oglądać w Galerii >Lakiernia< w lutym 2008. Pamiętam doskonale czasy, kiedy jako chłopiec lat kilku, w fazie wczesnej podstawowej obserwowałem w mej mieścinie rozwój sztuki grafficiarskiej. Ba, rozwój i jej powstawanie. A tak zwykle bywa, że początki nie są zbyt wysokich lotów, więc sztuka ta ograniczała się do sloganów różnej treści na murach. Kiedy przemierzałem ulice, zakamarki osiedli, centrum, rynek i inne miejsca, oczom mym ukazywały się rozmaite mądrości. Głęboko wbiło się w mą pamięć hasło: >ZALEGALIZOWAĆ MARIHUANĘ - ZDELEGALIZOWAĆ PARLAMENT<. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, co to legalizacja, marihuana, tym bardziej parlament. Ten napis zniknął, pozostało po nim jedynie wspomnienie. Ale obecnie, mając lat dwadzieścia trzy, rozliczne doświadczenia i troszkę pojęcia o świecie, sam chętnie napisałbym sprayem coś bardziej dosadnego. Nie będę silił się na krytykę parlamentarzystów, bo to znacznie obniżyłoby poziom tej opowieści. Dodam jedynie, że skoro kokę i heroinę w tym kraju kupić można w Kancelarii Prezydenta, to dlaczego nie zioło w sklepach ze zdrową żywnością, na półce obok rumianku i melisy na spokojność? A wszelkie płody parlamentu przypominają..., więc po co nam Sejm - Senat? Pewna mądrość z muru krzyczała niegdyś do mnie foto: rafa 104 Mury mówią trzema słowami: >KURWA NIE RZĄD<. Na ile sposobów można ją interpretować? Czy przedstawicielka najstarszego zawodu świata może być całą Radą Ministrów? Chyba nie. Czy też to na tyle mało skomplikowane - pewna pani i jej nierząd? Możliwe, że tak wiele znacząca część parlamentarzystów jest tak niewiele warta? Niech każdy napisze do tego własną historię! W centrum miasta do dziś widnieje napis, który pamiętam od lat: >MATKA BOSKA KASZPIROWSKA<. Nie wiem dlaczego, ale bardzo mi się podoba, to jeden z moich ulubionych. Może to sentyment do radzieckiego szarlatana, który w czasach głębokiego socjalizmu atakował wszystkich, dla których nie istniała alternatywa Canal+, HBO i Cyfrowego Polsatu. Człowiek albo poddawał się hipnozie, albo wyłączał odbiornik telewizyjny marki Rubin. A że telewizja była nie byle jaką rozrywką, pewnie dlatego wszyscy byli bardzo podatni na szachrajstwa Kaszpirowskiego. Domyślam się jedynie, że slogan ten wywodzi się właśnie z ogromnej rysy na psychice człowieka z puszką farby w dłoni, który chciał mieć swoją Matkę Boską... Choć praktycznie każde z wymienionych wcześniej haseł ma w sobie nutkę aktualności, określa czasy (słusznie lub nie) minione. Teraz wykształcił się nowy nurt i ma wielu przedstawicieli. A oni swoją kontestację przedstawiają dwojako, poprzez: >HWDP< i >Jebać policję<. Ta gałąź sztuki malarskiej rozwija się najszybciej i najprężniej. Deklaracje uwielbienia dla podopiecznych Ministra Spraw Wewnętrznych widać wszędzie, niczym psie odchody, gdy stopnieje śnieg. * * * Mój ulubiony napis na murze nie rzuca Pamiętam go od zawsze i mam nadzieję, zniknie. >NIE ZAPOMINAJ O MARZENIACH<. Od tylko tyle: uważaj o czym marzysz, bo spełniają! Pokój - nie wojna. się w oczy. że nigdy nie siebie dodam marzenia się Grzegorz Świercz Rocznik 84, syn swoich rodziców - ekonomiczny humanista (V rok AŚ)obserwator - konstatator, przy tym dziennikarz - amator, miłośnik wszystkiego, co Dobre - szczególnie swojej Przyszłej Żony 106 Ać Kru AĆ KRU to pozytywny kolektyw ludzi zainteresowanych sztuką. Zajmują się szeroko pojętym >obrazem sztuki<, przedstawiając go w różnych formach. Mówią, że AĆ to nic innego, jak to co otacza nas na co dzień, to co widzimy za szybą autobusu i to obok czego przechodzimy. Podsumowując AĆ to świat, ludzie i styl, sposób w jaki rosną w siłę. Głównym przesłaniem AĆ jest niesienie pokoju. 109 Małe a Kielecki street art: vlepki, szablony, graffiti, miejskie akcje, fotografia, grafika komputerowa... http://akielce.blog.onet.pl/ 111 Artur Dziwirek Kielczanin. Członek ZPAF. Fotografuje głównie krajobrazy. Prowadzi warsztaty fotograficzne dla młodziezy w Bazie Zbozowej w Kielcach. - i co się dziwisz ? Vlepiają we mNIE wzrok .. NIE patrzę oczami .. Krok głębiej o krok Krok szerzej o krok Krok wyżej o krok .. Ale w powierzu NIE wisze ! Słowem iskrą Słowa słome Słowem w zgliszcze .. Antykanty Osobnik rodzaju męskiego, lat 25, >abstrakcyjny indywidualista<, mieszkaniec Kielc. Zajmuje się rapem, vlepkami i pisaniem. Student dziennikarstwa i komunikacji społecznej. 112 http://www.fotolog.com/antykantyzm Vlepiam .. Piszę do Ciebie, jak do samej siebie. Wiesz, mam nowego lokatora. Wracałam do domu, i szkarłatny liść klonu, mokry od listopadowej mgły musnął mój policzek. Poczułam wtedy szybkie, zimne ukłucie w piersi i to było to. Potem wizyta u lekarza. Nie spodziewałam się takiej diagnozy. Na początku było zaskoczenie i strach, że On jest we mnie. W moim ciele. Po chwili była radość, że nareszcie się udało. Spać poszłam z rumianymi policzkami, spokojna. Szczęśliwa. Zasnęłam, spałam spokojnie. Śniłam o bursztynowych kolczykach, które wcześniej dostałam od fauna na mojej bezludnej wyspie. Wiesz, te, które rozpadły się i wypuściły na zewnątrz zaklęte w sobie muchy. Nie wiem, czy to zła, czy dobra wróżba. Piszę o tym, bo chciałabym się z Tobą podzielić kawałkiem mojego życia. Wczesnym rankiem obudziłam się, niebotycznie szczęśliwa. On - we mnie. Nigdy nie myślałam, że to nastąpi tak szybko, spontanicznie. Wszyscy mówią żebym się nie martwiła, że to nie to, ale ja chcę: ja marzę o tym. Gdy dowiem się i dłońmi strach roztrącę, pójdę w ciemność nocy, której nikt jeszcze nie przejrzał. A oni zostaną tutaj, umarli. Bo wiem, że świat się dla wielu skończy, kiedy odejdę. A teraz. Mam nową zabawę. Co wieczór gdy zmęczona leżę w łóżku pieszczę się, tam. Upewniam się, badam, obserwuję wzrost. I przywołuję te odległe dni, gdy dwa najbliższe mi życia odchodziły w niebyt. Dużo widziałeś ludzkiej krwi? Ja nasiąkłam nią, jak wszystkim tym, co razem przeżyliśmy w naszym wspólnym śnie. Pamiętasz? Chłód zaklętej w lodzie kuli słońca. Głód ciepła, i kłębuszki pary, buchające z naszych ust. Szron na szaliku, na dłoniach i sercach. Mimo najgorętszego lata stulecia, a może właśnie latu na przekór. Jak moja krew przebiła się przez te przedwcześnie zamarznięte żyły? A On wzrasta i się mnoży. Wędruje z krwią, jak zaklęte we mnie szaleństwo. Kreśli własne szlaki po błękitnych ścieżkach mojego krwioobiegu. Góra-dół, serce-mózg. Biega i próbuje mnie pobudzić do podobnego biegu, nie uda mu się: wbrew wszelkim zasadom, obrosłam w wariacki spokój. Krążę po przydomowym ogrodzie i łowię fruwające wszędzie martwe rybki, które mi z wodnego oczka pouciekały. Szukają bramy do nieba, co rusz w nocy któraś uderza w okno mojego pokoju, budząc mnie. Moje kotki się wściekają, wyczekują ich na tarasie, jak głupie próbują je 114 Kochany mój łapać, ale rybki są sprytniejsze, zawsze gdzieś uciekną. Ech, kotek będzie mi brak najbardziej, może wiesz, czy mogłabym zabrać je ze sobą? Trochę obawiam się tej podróży i spotkania, nie wiem jak mam się ubrać, w sukienkę, czy w dżinsy wskoczyć? Myślę, że ta koronkowa z second-handu będzie dobra, ale mnie jej czerń drażni. Myślę, że na spotkanie ze Śmiercią wypada się ubrać raczej w zieleń. A Ty, jak byłeś wtedy ubrany, czekaj, pijany skoczyłeś z mostu, więc dżinsy i koszulka. Zresztą, jakie to ma znaczenie? pac! kolejna rybka uderzyła w ramę okienną. I znowu ukłucie w pierś, obrasta w mit przyczyna mojej śmierci. Nie chce mi się pisać więcej i czajnik piszczy w zimnej kuchni, zresztą i tak niebawem się zobaczymy, wyjdź po mnie koniecznie, nie chcę krążyć jak te rybki gdzieś w niezrozumiałej, lodowatej przestrzeni. Tak, ja jednak wezmę szalik, ten, który tak lubisz: poznasz mnie po nim, i po mojej żółtej torbie, bo od Twojego odejścia zdążyłam obciąć i ufarbować włosy, zmieniłam też oprawki, ale o tym potem! Póki co, całuję i ściskam, Twoja KiniaMa :-* 117 pies niebieski Kinga Matałowska >Jestem KiniaMa. Chyba nadal palę. Szczególnie lubię pić kawę i przyglądać się, jak słońce prześwieca przez firanki w moim pokoju. Fotografuję je, łapię. Lubię dźwięk obijających się o siebie szklanych kulek. A kawa: musi być gorzka!< mój pies niebieski merda ogonem podsikuje gwiazdy wielka niedźwiedzica warczy ze wściekłością kręci kołem mały wóz mój pies niebieski wyłazi podczas pełni na żer skomli ociera się szuka samki niepocieszony i kości spokoju wtedy ja nie mogę usnąć miotam się w pościeli płaczę. KiniaMa 118 Habahaba http://habahabahaba.blox.pl Przede wszystkim nie zajmujemy się tylko vlepkami. Na początku istnienia grupy, która od niedawna działa już jako oficjalne i legalne stowarzyszenie, rzeczywiście nasze działania manifestowane były poprzez akcje street-artowe, bądź happeningowe. Vlepki robimy cały czas, ale już głównie dla frajdy. Kilku z nas czynnie udziela się w różnych środowiskach graficznych, głównie conceptartowych i komiksowych, nie tylko w kraju, ale też poza jego granicami. Powstaje Habahaba Studio... I pomyśleć, że zaczęło się od bractwa studenckiego. Po co to robimy? Ciężko powiedzieć, kiedy sprawy zaszły juz tak daleko. Chcemy z tego żyć, bo już żyjemy TYM. Grupa zaprezentuje się na wystawie sztuki ulicznej otwartej od 15 stycznia 2008 r. w Galerii Lakiernia na Bazie Zbożowej. Martwe Anioły Michał Jadczak Student dziennikarstwa, racjonalista o poetyckiej duszy. Lubi poezję Leśmiana, malarstwo Beksińskiego i prozę Lovecrafta. Zafascynowany mitologią germańską 120 Jest na Świecie takie miejsce, gdzie leżą martwe anioły... Nikt nie odwiedza ich lodowych grobów, nikt nie pamięta. Tylko jedna osoba zawsze Zatrzymuje się na chwilę Wpadając w zadumę I roniąc łzy nad lodową pustynią Zapomnianych dusz. Tam zawsze pada śnieg Tam zawsze wieje wiatr Tam nigdy nie ma światła Tam, gdzie leżą Martwe Anioły... Lecz On wie, że gdzieś pod tymi skutymi lodem grobowcami tli się pierwiastek życia, który kiedyś pozwoli powrócić ich duszom. Ale na razie leżą martwe Anioły Zemsty Miłości Radości Szczęścia Nienawiści Gniewu wszystkie razem zrównane przez Śmierć Cierpienie Ból oblepione krwią i błotem i ziemią zbezczeszczone Istoty Boga dla których Bóg już nic nie może zrobić I tylko On zatrzymuje się zawsze i roni łzy nad ich martwymi ciałami w lodowych grobowcach On jeden z nich anioł o czarnych skrzydłach, Asmodeusz... 122 Vlep się! Duże, kolorowe gipsowe klocki pokryte vlepkami, graffiti i malowanymi szablonami kieleckich grup street-artowych Habahaba i Blaga - to efekt akcji >Vlep się< zorganizowanej w Muzeum Zabawek i Zabawy w ramach I edycji Off Fashion (25 maja 2007). Kolorowe uliczne malowidło na klockach ułożonych w logo Muzeum powstawało na oczach i przy udziale publiczności. Gotowe vlepki przyklejali rodzice i ...dzieci, którzy tłumnie pojawili się na muzealnym dziedzińcu. Niektórzy próbowali swoich sił także w technice szablonu. Kolorowe klocki można nadal oglądać w Muzeum Zabawek i Zabawy. Pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich, którzy włączyli się w akcję! Koordynator akcji, autor tekstu i zdjęć: Katarzyna Hodurek Muzeum Zabawek i Zabawy /slogan społecznej reklamy rumuńskiej agencji MC/CD Advertising dla UNICEF. Z kampanii tej pochodzi również zdanie: >A gdyby tak czytanie też było zabronione, skusiłoby Cię to aby spróbować??</ Z badań TNS OBOP przeprowadzonych dla Biblioteki Narodowej wynika, że tylko połowa Polaków przeczytała w 2006 roku chociażby jedną książkę. Teraz zapytajmy sami siebie: jak to jest z nami? Nie liczmy obowiązkowych lektur, czy książek potrzebnych do zdania egzaminu albo napisania referatu. Ile książek czytamy dla czystej przyjemności? Jeszcze lata temu byli pisarze >modni<, książki, których nie wypadało nie znać. Przedstawiciele starszych pokoleń zapytani o to, bez namysłu wymieniają książki i nazwiska z ich młodości, które po prostu trzeba było znać: Proust, Stachura, Tołstoj czy Sartre. Dziś to Harry Potter i Katarzyna Grochola, z wyższej półki jest zaledwie Coelho i >Władca pierścieni<. Brzmi to trochę śmiesznie. Czytanie to strata czasu, Internet jest ciekawszy i można się z niego więcej dowiedzieć, książki są drogie, a poza tym to nuda - to opinie młodych ludzi umieszczane na forach internetowych. Pośród bardzo młodych osób królują wypowiedzi typu: A co do, lektur to jedyna jaka mi się podobała to >Chłopcy z placu Broni ale to była chyba V klasa podstawówki ;) Teraz jestem w liceum i same grube lektury typu >Potop<, >Lalka< ... Ehh a to takie nudziarstwo, że wolę sobie przed kompem posiedzieć :). Najbardziej zaskoczyła mnie jednak wypowiedź pewnej dziewczyny, która zauważyła, że ludziom najwięcej daje własne doświadczenie, autopsja, samopoznanie, a nie czytanie tego, co ktoś wymyślił i przeżył. Fakt, można i tak iść przez życie bez ideałów i wzorców. Młodzież coraz bardziej stroni od książek, a im bardziej stroni, tym ich wiedza jest ciągle mniejsza, a może będąc bardziej dokładną: ich niewiedza się pogłębia. Wokół nas jest wiele bibliotek, tanich księgarń, czytelni. W czym więc leży problem? Dlaczego czytanie to nuda i wstydem jest pokazać się z książką wśród młodzieży? Jak to załamany SpaQ napisał na pewnym forum: Czytasz - jesteś debil. Nie czytasz - dobry z Ciebie ziom. 124 A jeśli czytanie byłoby narkotykiem ? Zastanówmy się więc, gdzie zapodziała się kultura czytania. Czy przemija ona tak samo, jak znikają papierowe pieniądze czy tradycyjne listy? Można by pomyśleć, że przyczyną stale zmniejszającej się liczby czytelników są nowe technologie, Internet i SMS-y. Niestety wniosek to zbyt prosty, bo według TNS OBOP osoby >skomputeryzowane< czytają więcej od osób, które nie mają nic wspólnego z pecetem. Dokładnych danych na temat tej grupy komputerowej nie ma. Można jednak podejrzewać, że to ludzie, dla których komputer to coś więcej niż konsola do gier. Może jest wiele prawdy w porównaniu książek do narkotyków. Kiedy czegoś jest wokół pełno, jest to dozwolone, a jeszcze bardziej polecane przez starsze pokolenia wtedy młodzież się buntuje. Niestety taka już mentalność. Inni zasłaniają się natłokiem obowiązków. 20 letnia Marta, która studiuje zaocznie i nie pracuje, zapytana o to, dlaczego nie czyta książek, odpowiada prosto: Nie mam czasu. Drążąc temat dowiaduję się, że gdyby ktoś przyniósł mi i polecił jakąś książkę, może bym przeczytała. Co więc skłoni ludzi do czytania książek? Czy większa ilość akcji promujących czytanie wystarczy? Czy może tylko gwiazdy popkultury, idole pokroju Dody i ciągnące się seriale są w stanie wpłynąć na połowę społeczeństwa? Na egzaminie gimnazjalnym i maturalnym pojawiają się zadania, w których sprawdzana jest umiejętność czytania ze zrozumieniem tekstów czy wykresów. Okazuje się, że młodym ludziom sprawiają one wiele problemów. Wiedzy tu nie potrzeba żadnej, a jednak sprawiają one wiele problemów młodym ludziom. Czy brak koniecznych do tego: wyobraźni, logicznego myślenia i efektywnego czytania wypływa z odrzucenia książek? Myślę, że tak. Bo czy czytanie nie wymaga od nas dobrej pamięci przydatnej do zapamiętania nazwisk, wielu miejscowości czy drobnych epizodów? Czy nie potrzebujemy logicznie pomyśleć aby powiązać wszystkie wątki? I w końcu jaką to musimy mieć wyobraźnię, aby ze słów na białej kartce stworzyć w myślach kolorowy film? Warto czytać książki. To pozwala nam się zrelaksować i oderwać od przytłaczającej rzeczywistości. Nauczy nas wielu słów i podsunie liczne pomysły. A w towarzystwie w końcu będziemy mogli zabłysnąć. Olga Adamus Studentka polonistyki z zamiłowania, lubi zmieniać szyk w zdaniach, i w ogóle dużo lubi.. opadam podłoga smakuje sierścią żyrandol umarł i odszedł do światła na plecach wieczór dźwigam Kielczanka od urodzenia, z wykształcenia politolog (w praktyce wszystko przed nią). Kocha poezję PawlikowskiejJasnorzewskiej, Jana Twardowskiego i kilku innych twórców, a także prozę iberoamerykańską i wszystko, co >magiczne<. W wolnych chwilach słucha smooth jazzu i nie tylko, amatorsko bawi się fotografią i ucieka z bloku, aby się głębiej zaciągnąć...powietrzem. Magdalena Szczykutowicz czuję kształt blachodachówki ścian płaskoobły po omacku biegnę pięcioczłonem dłoni fale stalowe morza zwiedzam nurkuję w kominach i z dymem wypływam w mroźne niebo rury znów śpiewają posępny hymn triumfalny ze ściekiem uciekł właśnie ostatni szept motyla 126 Gdy słyszymy słowo >wiersz< na myśl przychodzi nam pewnie krótki, rymowany utwór. Wiele osób twierdzi, że cechą dobrej poezji jest jej melodyczność wyrażona w jednakowej liczbie zgłosek w każdym wersie czy rytmie, który słychać podczas recytacji - Początek XX wieku i twórczość poetów Awangardy Krakowskiej odsłoniły nowy wizerunek poezji. Już nie tylko jej melodia była istotna - wręcz przeciwnie, futuryzm sprawił, że wiersz stał się dziełem plastycznym (gdy mowa była o schodach, nieregularne wersy układały się w schodki). Jak w baroku, bardzo ważna stała się nie tylko treść, ale i forma utworu. Rytmy zrobiły się bardzo odległe (pierwszy wers wiersza mógł rymować się z szesnastym; >rymować się<? to za dużo powiedziane! często chodziło tylko o współbrzmienie wyrazów). Nie da się ukryć, że w takiej postaci poezja stała się rozrywką hermetyczną, przeznaczoną tylko dla wąskiej grupy odbiorców. Surowe wymogi męczyły także twórców. Od działalności reprezentantów Awangardy Krakowskiej minęło kilkadziesiąt lat. W tym czasie wiele się zmieniło. Obecnie często zarzuca się artystom plastykom, że ich obrazy nie spełniają podstawowej funkcji sztuki - funkcji estetycznej. Innymi słowy: nie dają odbiorcy przyjemności wizualnej. Jak w tej rzeczywistości odnajduje się poezja? Jaka jest jej funkcja? W USA od lat organizuje się imprezy odbywające się pod hasłem >Slam Poetry<. Wziąć w nich może udział każdy, kto pisze wiersze: wystarczy przyjść na umówione spotkanie, wyrecytować w określonym czasie swoje utwory. W ten sposób można nie tylko wygrać nagrodę, ale i zdobyć uznanie widzów. No właśnie. O tym, czyje wiersze zostaną uhonorowane, decyduje publiczność. >Slamy< mają swoje hasło - >Przyjdź nakrzyczeć na poetów<, publiczność bardzo często, i nierzadko w sposób dosadny komentuje to, o czym mówią poprzez swoje utwory twórcy. Od kilkunastu miesięcy >Slamy< regularnie odbywają się także w Kielcach, są organizowane przez Dom Środowisk Twórczych. Na jednym z takich spotkań moją 128 Poezja, poezja-poezja?!? Apokalipsa mowy? Najbardziej poważna z niepoważnych rzeczy? Określeń słowa >poezja< jest bardzo wiele. Niektórzy, jak największy żyjący pisarz Izraela, Amos Oz, porównują ją do przygody na jedną noc - piszemy wiersz i jesteśmy wolni. A może poezja to po prostu językowe eksperymenty? Może bardziej słuszne jest porównanie jej do wiatru, który wieje, kiedy chce i jak chce? Może te wszystkie rozważania są dobrym tematem do napisania nowego wiersza?... A zatem: jeżeli masz chandrę czy kaca, nie masz absolutnie nic do powiedzenia, powietrze z Ciebie uszło, a umysł? - ten osiągnął szczyty komara! W takiej sytuacji napisz >coś dla hecy<, czyli - wiersz! uwagę zwrócił młody mężczyzna, który swoje 3 minuty przeznaczone na prezentację wiersza wykorzystał w sposób niekonwencjonalny. Do mikrofonu wypowiedział tylko słowo >manifest<, a potem odwrócił się plecami do publiczności i przez 175 pozostałych sekund milczał. Warto zastanowić się: czy to można nazwać poezją? Z pewnością wyraża to jakąś myśl, ideę. Potrzeby estetycznej chyba jednak nie zaspokaja (abstrahując od tego, czy autor przykładowego >Manifestu< jest przystojny, czy nie). Być może współczesna poezja ma przede wszystkim sprawiać, że autor czuje się wolny, bo wyraził - w wybrany przez siebie sposób, nawet najbardziej niebanalny - jakąś myśl, nurtujący go problem... Kazimierz Biculewicz, wielokrotnie nagradzany poeta, w latach 70. w krakowskim konkursie o Jaszczurowy Laur wyrecytował utwór, którego fragment cytuję: >Zbadaj wpierw, co jest prezerwatywą dla oka. A potem, co jest nią dla ucha. Możesz też po drodze sprawdzić, co jest nią dla węchu. Umocniony tak, w filozofii prezerwatywy jako samej a w ogóle - dopiero macaj z elipsy zagadnienie, czymże tak sama z siebie, zaprzecza naturze dotyku, albo i duszę uśmierca, ba? Do czego dojdziesz w końcu? Czyżbyś nie zdołał zauważyć, że ani człowiek nie jest z zasady zły ani jego prezerwatywa. Bywają, dobrzy ludzie. I, złe prezerwatywy. I lepszy to wariant trudności, niż - odwrotny, skrupulatnie. Źli ludzie - w dobrych prezerwatywach.< Być może we współczesnych czasach ceniona poezja nie musi zadziwiać (choć dobrze jest, gdy zaintryguje, na przykład oryginalną tematyką jak utwór Kazimierza Biculewicza), nie musi od razu zachwycać, czy prosić się o śpiewną recytację. Może we współczesnych czasach, gdy na refleksję i zadumanie czasu brak, powinna coś nam dawać. Odbiorcy dawać do myślenia, a autorowi dawać satysfakcję, że w sposób najlepszy, w jaki potrafił, coś ważnego przekazał. Tej satysfakcji życzę wszystkim autorom wierszy i innych tekstów opublikowanych w tym numerze Poetyckiej Poczty. Obyśmy nie musieli się trudzić z żadną >prezerwatywą< ograniczającą formę, w jakiej chcemy coś przekazać. Oby udawało się >przeskoczyć< nawet język. Michał Dobrołowicz Uczeń klasy maturalnej I LO im. S. Żeromskiego w Kielcach. Interesuje się dziennikarstwem i szeroko pojętą kulturą. Jest wielbicielem poetyckich tekstów krakowskiej >Piwnicy pod Baranami<, a sam - jako artysta - wciąż poszukuje swojej Muzy... >Gdybym nie był tym, kim jestem, chciałbym być... maszyną do pisania Ryszarda Kapuścińskiego. :)< Poetycka Poczta ISSN 1898-6285 www.poetyckapoczta.wici.info Wydawca Fundacja Kultury Wici www.fundacja.wici.info Redakcja: Wici.Info - Baza Zbożowa 25-416 Kielce, ul Zbożowa 4 [email protected] Wydawnictwo współfinansowane ze środków Funduszu Inicjatyw Obywatelskich i Miasta Kielce www.wici.info
Podobne dokumenty
Poetycka Poczta
I pomimo, że forum skupia ledwie nieco ponad 100 użytkowników, to z czystym sumieniem można stwierdzić, iż w tym przypadku jakość, nie ilość jest najważniejszą miarą potęgi tego wirtualnego miejsca...
Bardziej szczegółowo