s. ł. ó. weczko
Transkrypt
s. ł. ó. weczko
S. Ł. Ó. W. E. C. Z. K. O.® Sensowne, ładne, óczone, wielce elokwentne, całkiem zabawne, ko(s)miczne (i) oczywiście ®ozchwytywane Pisemko działające przy pewnym Studenckim Kole Przewodników Turystycznych. Numer(ek) DWUDZIESTY… ,,Słóweczko” wstępne Kochani! Ani się obejrzeliśmy, a to już dwudziesty umer(ek). Nasze „Słóweczko” powoli wchodzi w dorosłość. Może spoważnieje wraz z wiekiem, kto wie? Redakcja może jedynie obiecać, że do absolutnej powagi nie dopuści. Poprzednio zostaliście zarzuceni poprzejściowymi wspomnieniami BW, ale czas już wrócić do teraźniejszości, czyli kursanckich, niepodległościowych, handlu kalendarzami, piwa w „Rugbusiu” i wszystkich tych spraw, za które tak lubimy SKPT. Żeby jednak nie był to zbyt gwałtowny przeskok, zamieszczamy perełki z egzaminów przedprzejściowych BW. Jednocześnie redakcja wyraża wsparcie dla wszystkich kursantów, którzy zmagali się (lub nadal to czynią – w sumie to oni bardziej potrzebują wsparcia) z egzaminami do Koła. Dacie radę – tyle pokoleń kursantów zdało, to i Wy możecie! I w tym numerku spróbujemy zakończyć artykuł o generale Walterze – może się uda... Jednocześnie czekamy na Wasze opinie, refleksje – może właśnie o nim, a może są inne postacie warte opisania? Do redakcji dochodziły głosy, iż Słóweczko to same krotochwile, za mało poważniejszych artykułów, ale pisać takowych nikt nie chce... Ale nie tracimy nadziei, iż skrzynka wreszcie się zapełni. Piszcie [email protected]. Samozwańcza Redakcja KWIATKI EGZAMINACYJNE Oto kilka z kwiatków jakie znalazłem w testach egzaminów przedprzejściowych BW w 2006 r. Pyt.: Gdzie Ignacy Łukasiewicz uruchomił pierwszą w świecie kopalnię ropy naftowej? Odp.: na pn. wschód od Soliny Pyt.: Wymień 3 jeziora zaporowe w BW. Odp.1: Zalew Myszkowski, ... (chyba za dużo SDM) Odp.2: Solina, Solina, Solina Pyt.: Gdzie na terenie Bieszczadów znajdują się jaskinie? Odp.: Najczęściej na stokach gór, czasem na zboczach jarów. Pyt.: Co oznacza termin ikonoklazm? Odp.: Chyba niszczenie ikon, ale proszę się nie śmiać w razie czego. Chata Socjologa znajduje się w masywie .....Bieszczad..... a Chałupa Elektryków w .....Beskidzie Niskim..... (dokładność porażająca) Pyt.: Długa wieś o zabudowie rozciągniętej wzdłuż doliny to wieś ....? Odp.: podłużna Pyt.: Kwiatkiem charakterystycznym w runie leśnym buczyny karpackiej jest ....? Odp.: borówka (całkiem smaczny kwiatek) Pyt.: Krótko opisz 3 fale osadnictwa na terenie BW. Odp.: Za ostatnią fazę można uznać Łemków powracających do swoich domów po Akcji Wisła oraz ludzi, którzy osiedlają się tam dzisiaj (agroturystyka). Jednym z zagadnień do rozwiązania była graniówka obejmująca m.in. bieszczadzkie połoniny. Wyciągające pytanie: „Jeśli jeszcze coś rozpoznajesz to opisz”, dawało pole do popisu. No i rzeczywiście - odpowiedzi typu: „hmmm... granicę widać”, „granica z Ukrainą” świadczą o niesamowitej wręcz spostrzegawczości. Pyt.: Charakterystycznym ptakiem połonin jest a) siwarnik, b) pliszka górska, c) cietrzew, d) pstrąg potokowy? Odp. c) Pyt.: Które z podanych jezior to jezioro zaporowe: a) Szmaragdowe, b) Myczkowskie, c) Ostrzyckie, d) Duszatyńskie? Odp. c) (i to 2 razy! – to chyba jakiś dowód na to, że górale to Kaszubi, którzy zostali zepchnięci na południe przez lodowiec) Pyt.: Najwyższe piętro roślinne w Beskidzie Niskim to: a) regiel dolny, b) regiel górny, c) połoniny, d) turnie? Odp. c) (się coś na to c uparli ) Ale i tak nic nie pobije kilkuminutowego zastanawiania się jednej z kursantek nad odpowiedzią na pytanie o najwyższy szczyt Masywu Śnieżnika - zasłyszane podczas egzaminów połówkowych kilka lat temu. EgzaminatoR OGŁOSZENIE 25 lutego odbędzie się uroczysty obchód Tomka Kursanta po domach SKPTowców. Celem jest ustalenie, czy aby na pewno już wszyscy posiadają kalendarz w gospodarstwie domowym (i czy aby na pewno nie mogliby mieć więcej). W przypadku negatywnego wyniku badania, Tomek będzie wyciągał konsekwencje w trybie natychmiastowym. Dodajmy, że jest on zupełnie nieprzekupny (no chyba że jedzeniem). WYJAZD NIEPODLEGŁOŚCIOWY 2006 Poniedziałek, godzina 6.20, właśnie dotarłam do domku, o 9.45 odjeżdża autobus na uczelnię, więc główka pracuje, myśli intensywnie co pożytecznego można zrobić przez ponad 3 godziny. Po śniadaniu i kąpieli z peelingiem w końcu wzięłam długopis w dłoń (klawiaturę w palce?), by wspomnienia spisać. Muszę jednak na wstępie zaznaczyć że będzie to relacja wielce subiektywna, , z punktu widzenia, jak to określił jeden z uczestników wyjazdu, „tej zakały grupy” (zakały nie zakały, ale na pewno niedowidzącej, bo okulary umarły śmiercią niezupełnie naturalna tuz po wejściu do pociągu, zostawiając mnie sam na sam z –3 dioptriami) – doprawdy nie rozumiem tej nieuzasadnionej złośliwości ;). Pierwszą kwestia, która należy poruszyć jest sama nazwa wypadu – pojawiły się bowiem głosy, że bardziej niż niepodległościowy byłaby adekwatna nazwa zaduszkowy, myślę jednak że pogoda rozwiała wątpliwości tych wszystkich osób, z drugiej jednak strony trudno nazwać początek listopada zimą... pozostanę więc przy stwierdzeniu, że pogoda była śnieżna, większość czasu mroźna. O 17.50 wyruszył z Gdyni głównej pociąg relacji Gdynia – Poznań (dodajmy ten z gatunku gadających „podróżnych prosimy o zabranie bagażu podręcznego, dziękujemy że zdecydowali się państwo skorzystać z naszych usług”), w Poznaniu przesiadka i pierwszy szok – śnieg z deszczem. Stacja końcowa: Kraków główny i drugi szok – pierwszy prawdziwy tego roku śnieg (tu musze napomknąć o pewnym dobrym koledze, który tuż przed odjazdem pociągu poradził wziąć jeszcze jeden sweter i ciepłe rajstopy, dziękuję misiek ). Odnajdujemy się na peronie – nie to co na niskim, tym razem jest nas 7, słownie: siedem osób, w tym 2 kursantów. Po przeliczeniu uczestników ruszamy w stronę PKS, który dowozi nas do Szczawnicy, po krótkich zakupach żywieniowych wyruszamy. Pierwsze podejście, idę sobie gdzieś tam na końcu (to się bodaj nazywa zamek;D), włócząc się troszeczkę i podziwiając krajobrazy (i zadając sobie pytanie: czemu nikt nie wziął aparatu?). zakładamy ile może być mrozu : -1º czy –3º, w końcu kierownik rozładował atmosferę, stwierdzając sprawiedliwie, że –2º (wiadomo, sprawiedliwość musi być). Tuż przed zmierzchem dotarliśmy na Durbaszkę, schronisko czekało tylko na nas, choć kuchnia w nim niekoniecznie, ale na szczęście miejsce na ognisko niedaleko, a i kierownik to sprytny facet był i w mig rozpalił, co było trzeba (aż by się chciało rzecz, ogień w naszych sercach) , na uwagę zasługuje tez motyw śniegu w breji (ale to po prostu bardzo długa historia pewnego lenistwa). Radośnie sobie brejując dostrzegliśmy tajemnicza postać i...hurra, to był ósmy uczestnik wyjazdu (i do tego z aparatem!), który nie mógł uwierzyć, że odpowiedź na pytanie „czy reszta osób jest w schronisku?” brzmi : „nie”. Nie ma chyba sensu spisywać krok po kroku poczynań naszej, bądź co bądź wesołej gromady. Jak wygląda chodzenie po górach każdy chyba wie, info z trasami prawie każdy otrzymał (ale żeby potem nie było – z Durbaszki na Wysoką, bacówkę na Obidzu i do chaty na Niemcowej, z chaty na Niemcowej na Cyrle, a w niedziele zeszliśmy prosto do Nowego Sącza). Zabrał nas pociąg przez Tarnów i Kraków (opcja dwuosobowego stopa umarła dość szybko ze względu na warunki pogodowe :/), a góry jeszcze nam zamajaczyły. Najważniejsze bowiem są te rzeczy, które dzieją się gdzieś tam między słowami, te drobne sprawy , które tworzą cała atmosferę wyjazdu. Pierwsze (i przynajmniej dla mnie, najważniejsze) było to, że byliśmy grupa niezwykle rozśpiewaną – tuż po wstaniu, przy śniadaniu, podczas pakowania, w drodze, pod prysznicem, wieczorami przy świecach i kościach do gry i prasie, której tytułów tu nie umieszczę. Mimo że nie było z nami gitary, to wszystkie wariacje muzyczne były, że hej! Starczy nadmienić nazwy: „koncert życzeń”, „jaka to melodia”, „ułóż piosenkę ze słowem”, „dokończ piosenkę po koledze” lub po prostu: „śpiewaj tak długo dopóki ktoś ci nie zwróci uwagi” itp. Musze tez nadmienić o piosnkach rusko – ukraińsko – niewiadomego do końca pochodzenia i (tu należy sobie wyobrazić zachwyt ) niezwykle męskim głosie Pawła K. Znalazło się dwóch śmiałków, którzy spali pod namiotem, a ściślej mówiąc to pod namiotem pod szałasem i pod namiotem rozbitym na stole w imprezowni na Cyrli. Breja – jeszcze raz trzeba wspomnieć kierownika, który czy deszcz czy śnieg ze sobie tylko znana dzielnością rozpalał ogień z zamokniętego lub zamarzniętego drzewa. Stworzyliśmy tez breję mięsną (przepis może już wkrótce ), podczas jej jedzenia padało tylko regularne : „czemu nikt nic nie mówi ?”. No ale przejdźmy do bilansu wyjazdu : -przemoczone buty – 6 na 8 par -nieprzespane noce – 2/3 (co prawda w tym wypadku mówię tyko o sobie, ale to najlepszy dowód, że działo się, oj działo!) -bitwy na ścieżki, turlanie po śniegu itp. – zdecydowanie za mało -mróz – różnie odczuwany prze różne osoby -dzienna dawka śmiechu (18 minut) – przekroczona wieloookrotnie -śnieg – tylko miejscami do kolan -widoki – jak to ktoś z nas powiedział : „dlatego warto tu było przyjechać” -kierownictwo - trochę nadgorliwe ;) ale kochane -starty – 1 para okularów -wkład do gramatyki języka polskiego – korzystając z okazji postulujemy o stworzenie nowej samogłoski , podwójnego „ą” występującego m.in. w słowie „melanż”* Konkluzja: jak było? Hmm... ja chcę jeszcze raz nizioŁek *70% osób czytających tę relację właśnie sprawdza, czy owa samogłoska rzeczywiście istnieje. Wróżenie z mapy, czyli… ...kręcenie mapą, kompasem, a niekiedy sobą. Pierwsze azymuty, nie pierwsze i nie ostatnie na pewno powroty na skrzyżowanie z rzekomą przecinką, a wszystko to (wreszcie) w promieniach jesiennego słońca (Piotr – organizator i tu spisał się świetnie). Nie muszę pisać jak pięknie jest w Jarze Radunii i okolicach, gdy kobierzec z kolorowych liści zaściele las, ale chyba warto dodać, że tegoroczni kursanci (wyjątkowo nie tylko ponoć tegoroczni) maja nadzwyczajnego nosa. Niektórzy z nich odkryli nowe stanowisko kurhanów… szkoda tylko, że parę lat po archeologach ze Śląska. Ci którzy dotrwali do końca ogniska zmierzyli się z (niekoniecznie leśną) mafią. Ogólnie ‘Kobiety, wino i śpiew’ w wydaniu SKPT-owskim. Zdaje się, że najlepiej podsumowuje imprezę ranne pytanie jednej z kursantek: To kiedy następna kursancka? Już niedługo: 18/19 listopada – Boże Pole – Strzebielino, Emila Piechowicz [email protected] tel.506572096) Zapraszam już dziś, bo niewiele jest takich chwil jak ta, gdy po całodziennym szwendaniu się po lesie, można usiąść przy ognisku i długo się śmiać, gdy ‘dalekie miasta są niczym’. GórMiMało Czym jest Darżlub, wszyscy wiemy. Oto artykuł, który wyjaśni to tym, którzy jednak nie wiedzą (można przekazywać znajomym) W nocy z 2 na 3 grudnia odbędzie się kolejna edycja Nocnych Marszy na Orientację „Darżlub”, organizowanych od 31 lat przez Studenckie Koło Przewodników Turystycznych w Gdańsku. Marsze te cieszą się dużą popularnością, na poprzedniej imprezie wystartowało ponad 200 osób. - Nocne marsze na orientację to możliwość sprawdzenia swych umiejętności posługiwania się mapą i kompasem w trudnych leśnych warunkach. To także sprawdzian wytrzymałości i kondycji, ale przede wszystkim świetna zabawa! - mówi Maciej Ślósarczyk, kierownik imprezy. - Dla najlepszych zespołów będą czekały wartościowe nagrody w postaci sprzętu turystycznego - polary, śpiwory, sakwy rowerowe i wiele innych. Na wszystkich startujących czeka na w połowie trasy ognisko, a na mecie w wynajętej szkole gorąca herbata i miejsce noclegowe w warunkach turystycznych. Terenem imprezy będzie rozległy, pagórkowaty obszar leśny na obszarze województwa pomorskiego. Dokładna lokalizacja zostanie przekazana uczestnikom dopiero w dniu imprezy w momencie rozpoczęcia ostatecznych zapisów w Gdyni. - Zasadą imprezy jest umożliwienie rywalizacji zarówno osobom, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z mapą i kompasem, jak również bardziej doświadczonym uczestnikom - mówi Maciej - dlatego przygotowujemy trasy o różnych długościach - od 16 do 26km - i o różnych stopniach trudności. Im wyższy stopień, tym trasa jest dłuższa a jej punkty kontrolne są rozstawiane w trudniejszych nawigacyjnie miejscach i otaczane punktami stowarzyszonymi, mającymi zmylić uczestników. Uczestnicy mogą startować w zespołach jedno, dwu lub trzyosobowych. Otrzymają komplet czarnobiałych map (z lat 80-tych, skala 1:25 000) oraz kartę startową. Zadaniem zespołu jest potwierdzenie w określonym limicie czasu swojej obecności przy ustawionych w terenie punktów kontrolnych. Najczęściej są to rozstawione przez organizatorów „lampiony”, czyli przypięte do drzew biało - czerwone prostokątne znaki, ale na łatwiejszych trasach przeważają słupki leśne, ambony myśliwskie lub paśniki dla zwierząt. - Koniecznie trzeba zabrać latarkę, kompas, przybory do pisania i dobre buty - dopowiada Maciej. - Warto też wziąć ze sobą kiełbasę do upieczenia nad ogniskiem, śpiwór i karimatę. Podejmiemy starania o zapewnienie dobrej pogody, jednak nie wiemy czy przy ogromie prac przygotowawczych i ten punkt uda nam się dopiąć na ostatni guzik... Gdzie i kiedy Zbiórka i zapisy w hallu dworca SKM Gdynia Główna 25 marca w godzinach 16.00 - 17.00. Do 30 listopada można się również zgłaszać przez Internet. Wpisowe wynosi 15 zł. Sponsorami imprezy są sieć sklepów turystycznych Horyzont (www.e-horyzont.pl), producent sprzętu turystycznego Cumulus oraz producent śpiworów i odzieży puchowej Robert's Outdoor Equipment. Więcej informacji znajdziesz na stronie: www.DARZLUB.prv.pl. Na działającym tam forum można również zadawać wszelkie pytania organizatorom. O człowieku który się kulom nie kłaniał, czyli prawdy i mity generała „Waltera” Po wojnie „Walter” zostaje wiceministrem obrony narodowej, a jedną z jego pasji nadal jest tropienie byłych żołnierzy AK w szeregach LWP, do których dołączają także powracający z wojny żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wielu założyło po powrocie mundur LWP, by po kilku miesiącach trafić do kazamatów Informacji Wojskowej, czy wprost „pod ścianę”... Pierwsze lata powojenne PRL-u to m.in. walki z Ukraińską Powstańczą Armią, prowadzone na terenach południowo-wschodniej Polski - zwłaszcza w Bieszczadach. Walki te toczono ze zmiennym szczęściem, bywało że ukraińska partyzantka tygodniami panowała nad obszarem kilku powiatów. Po dwóch latach zmagań postanowiono o likwidacji zaplecza dla podziemia ukraińskiego – czyli wysiedleniu całej ludności ukraińskiej w ramach „Akcji Wisła”. Jej integralną częścią była też operacja wojskowa przeciwko UPA. Podczas wstępnych przygotowań do tej akcji „Walter” 28 marca 1947 r. wybiera się na wizytację wojska do Baligrodu. Kontrola w jego wydaniu oprócz inspekcji szeregowców polegała też (jak zwykle) na imprezie z oficerami. Dość nagle, już w stanie upojenia, Świerczewski postanawia rozszerzyć wizytację o placówkę WOP w Cisnej. Z niewielką eskortą rusza w kierunku przełęczy nad Habkowcami, by pod Jabłonkami wpaść w zasadzkę połączonych sotni UPA „Hrynia” i „Stiacha” (według innej z hipotez zasadzkę zorganizowały UB i NKWD, by dać pretekst do rozpoczęcia „Akcji Wisła”). Generał ginie obok mostku nad potokiem Jabłonka - jak zwykle „kulom się nie pokłonił”... Dzień po śmierci zostaje zatwierdzone wykonanie „Akcji Wisła”, w wyniku której w ciągu kilku tygodni setki tysięcy cywilnych Ukraińców traci dach nad głową i trafia na obczyznę, cztery tysiące zostaje uwięzionych w obozach koncentracyjnych, a kilkaset osób ginie. Natomiast UPA praktycznie przestaje istnieć, choć ostatni partyzanci ukraińscy ujawniają się bądź zostają zlikwidowani dopiero w roku 1954... „Walter” na wiele dziesiątków lat staje się komunistycznym „świętym”, śmierć na polu walki przypieczętowuje jego legendę. Rok później Janina Broniewska pisze książkę „O człowieku który się kulom nie kłaniał”, którą kolejne pokolenia dzieci katowane są w podstawówkach, aż do końca lat 80. Wanda Jakubowska i Jerzy Borejsza kręcą film „Żołnierz Zwycięstwa”. Jan Gerhard – w roku 1947 dowódca 34. pułku piechoty, który stacjonował feralnego dnia w Baligrodzie, później literat – czyni generała jednym z głównych bohaterów i patronów książki „Łuny w Bieszczadach”; książki która na pokolenia wyznaczyła stosunek Polaków do Ukraińców (w 1961 r. posłużyła za podstawę scenariusza filmu „Ogniomistrz Kaleń” z Wiesławem Gołasem w roli tytułowej). W miejscu śmierci staje masywny pomnik, zaś w jego pobliżu – muzeum pamięci „Waltera” i walk z UPA. Pobliski szczyt Woronikówki, przez która wiedzie zielony szlak na Durną staje się „Walterem”. Jego wizerunek trafia na banknot NBP o nominale 50 zł. Jego imię otrzymują dziesiątki ulic i szkół, w każdej większej miejscowości naszego kraju - po dziś dzień w wielu miastach i wioskach można się na nie natknąć. Zaś jego grób znajduje się w Alei Zasłużonych na Powązkach. By go tam umieścić – zlikwidowano grób Walerego Sławka, marszałka Sejmu i trzykrotnego premiera II RP... Krzysztof Nowak Ponieważ powyższy tekst jest raczej esejem niż pracą historyczna, nie zamieszczam pełnych przypisów. Zainteresowanych tematem walk polsko-ukraińskich i postacią Świerczewskiego odsyłam do lektury m.in.: Akcja „Wisła” 1947, Warszaw-Kijów 2006 Akcja „Wisła”. Konferencja IPN, Warszawa 2003 Karol Świerczewski „Walter” – komunista i generał, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Opolskiego” nr 32/1996 Krasucki E., Przepis na nowego bohatera narodowego, „Biuletyn IPN” 7/2006 Motyka G, Wnuk R., Pany i rezuny. Współpraca AK-WiN i UPA 1945-1947, Warszawa 1997 Motyka G., Tak było w Bieszczadach. Walki polsko-ukraińskie 1943-1948, Warszawa 1996 Płeczeń O., Dziewięć lat w bunkrze. Wspomnienia żołnierza UPA. Lublin 1991 Problemy Ukraińców w Polsce po wysiedleńczej akcji „Wisła” 1947 roku, Kraków 1997 Torzecki R., Polacy i Ukraińcy. Sprawa ukraińska w czasie II wojny światowej na terenie II Rzeczpospolitej