DO BIOGRAFII KS. EUGENIUSZA OKONIA Wśród powodzi sypiącej
Transkrypt
DO BIOGRAFII KS. EUGENIUSZA OKONIA Wśród powodzi sypiącej
DO BIOGRAFII KS. EUGENIUSZA OKONIA Wśród powodzi sypiącej się jak z rękawa literatury naukowej i popularnej z dziejów najnowszych Polski, otrzymaliśmy w ostat nich czasach jeszcze jedną pozycję w postaci książki o ks. Euge niuszu Okoniu w opracowaniu Tadeusza R eka1. Postać księdza Okonia zbyt dobrze znana jest starszemu żyjącemu jeszcze poko leniu aby i książka o nim nie miała wzbudzić żywszego zainte resowania czytającej publiczności. Tym większego, że książka Reka ma bądź co bądź posmak sui generis sensacji, wywołanej wspo mnieniami o burzliwej, na całą Polskę rozgłośnej, karierze poli tycznej jej bohatera. A kariera to niecodzienna, tym ciekawsza, że była karierą typowego politycznego partyzanta, chodzącego własnymi od niczego i nikogo niezależnymi drogami. Ksiądz nietyle z powołania ile z przypadku (a raczej z życiowej może ko nieczności), z wcześnie rozbudzoną ambicją i poczuciem własnej nieomylności i doskonałości, był przez cały czynny okres swojego politykowania w stałej, wprost maniackiej, walce dosłownie ze wszystkimi. Od skrajnej konserwatywnej prawicy po komunistycz ną lewicę, wszędzie miał ksiądz Okoń tylko wrogów a nigdzie przyjaciół. Wśród nich miał oczywiście największych tam, gdzie mieszał szyki i stawał się groźnym chwilami konkurentem a więc wśród stronnictw ludowych, które bić będzie na głowę w doborze środków i metod walki politycznej o wpływy wśród ludu chłop skiego. Dodajmy, że środków i metod w zgoła niewybrednym ga^ tunku które sprawiły, że na arenie politycznej pierwszego 10-lecia Polski niepodległej zabłysła w ks. Okoniu gwiazda demagogii, warcholstwa i politycznego awanturnictwa o niespotykanych do tąd wymiarach. A że jego księża sutanna była dla religijnych i wierzących chłopów niekwestionowanym autorytetem i że całej jego działalności politycznej towarzyszyło konsekwentne okrywa nie się płaszczem katolickiej prawowierności, stąd już rozumiemy, że mógł przez długie lata utrzymać się na fali powodzenia i po pularności wśród swoich wyznawców i że walka z nim nie była ani prostą ani łatwą. Ale ks. Okoń groźny był tylko w pierwszej 1 Tad eusz ss. 243. Rek, K sią d z E u g en iu sz O k o ń 1881— 1949, W arsza w a 1962 2 [ ] fazie walki o wpływy i dusze wyznawców i zwolenmkow. ^ szelka demagogia stosowana jako system i stanowiąca trwały i jedyny element politycznej działalności, jest działaniem na bardzo krotką S i o tym ks. Okoń - mimo całej swojej niewątpliwej inteli gencji i zdolności — pamiętać nie umiał i to go szybko gubiło. Poznawali się na nim nawet najbardziej otumanieni i dlatego ka riera ks. Okonia to ustawiczne przeganianie go z jednego regionu w drugi. W latach 1911— 1914 grasował w Kolbuszowszczyznie, w r. 1919 musiał już szukać szczęścia w Tarnobrzeskim a w trzy lata potem i tam zbankrutował i za mandatem poselskim uganiać mu się przyszło już w Lubelszczyźnie. I tutaj także me na długo, Z y W r 1926 wyrzucono 5o z własnego przezeń z o 'S ,m z » w » ; nego stronnictwa i ostatecznie przy walnej pomocy PbL, Wy lenia zlikwidowano go z kretesem. W wyborach z r. 119-8 j już bez żadnych szans i gwiazda pomyślności ks. Okonia, iście patologiczna ' narośl ówczesnego polskiego życia politycznego, gaśnie ostatecznie. Poza utratą popularności gubiła naszego bo hatera jeszcze groźniejsza rzecz dla każdego działacza a mląn«wicie ośmieszenie, które przyniosły mu przede wszystkim jego wystąpienia w sejmie, niemal z reguły mające charakter wesołych interludiów ku uciesze posłów i galerii. Ale wszystko to nie wyczerpuje jeszcze charakterystyki ks. Okonia. W każdej działalności publicystycznej ważny jest rowmez zespól cech osobistych działacza, a u księdza w szczególności. ->ie idzie tu oczywiście o chodzącą doskonałosc a u księdza wzor bogobojności, ale o to, aby życie osobiste takiego działacza i jego codzienne postępowanie było zgodne z najbardziej podstawowymi zasadami moralnymi, chyba także ważnymi w życiu zbiorowym każdego zdrowego organizmu społecznego Ks. Okoniowi imponderabilia te niestety były obce i bliżej nad tym się me rozwodząc trzeba stwierdzić, Że publiczną tajemnicą owych czasów było brudne życie osobiste bohatera omawianej obecnie książki. Kto pragnie szczegółów, znajdzie ich niezgorszy rejestr w książce Reka który — przyznajemy lojalnie — mówi o tym dosc dużo, chociaż z widocznym zażenowaniem i nieukrywaną zgoła tendencją do bagatelizowania i rozgrzeszania. Takim to oto był ks. Okoń jako działacz i człowiek a w tej chwili przedmiot i bohater procesu rehabilitacyjnego jaki wyto czył autor w imię obiektywnej prawdy historycznej. Ocena dotych czasowa osoby ks. Okonia była — zdaniem autora — jednostron na, subiektywna, pełna uprzedzeń a zatem krzywdząca i dlatego autor po „przeprowadzeniu bardziej gruntownych badan i w opar ciu o dostępne materiały źródłowe dochodzi w rezultacie < o przekonania, że w jego oświetleniu ocena osoby ks. Okonia „w y pada pozytywniej” . Sformułowanie zatem dość ostrożne i pełne [3] zrozumiałej rezerwy, tym słuszniejsze, że zadanie jakiego podją się autor, to była naprawdę gra nie warta świeczki.^ I dlatego to nie będziemy się dłużej zastanawiać nad niemlalym całkowicie zabiegiem rehabilitacyjnym podjętym przez autora. Dosłownie ani w jednym wypadku autor nie zdołał udowodnić, ze zarzucany ks. Okoniowi z rzadką w Polsce jednomyślnością re jestr jego „błędów i wypaczeń” nie był prawdziwy. Zastosowana zaś przezeń metoda bagatelizowania, tuszowania a niekiedy na wet — z powołaniem się o dziwo na etykę świecką — rozgrzesza nia jest może dobra w mowie obrończej przed sądem, ale jej walor naukowego, objektywnego sądu (a o to przecież autorowi chodzi) jest żaden. A jeśli z kolei tak przez autora reklamowany rady kalizm chłopski ks. Okonia ma go rozgrzeszać, to jest argumen tacja również osobliwa i niebezpieczna. Przyzwoitość w życiu osobistym obowiązuje każdego, na straży tego stoi etyka zarówno katolicka, jak i świecka, stoi także prawo. Obowiązuje zaś przede wszystkim tych, którzy wysuwają się na czoło i pragną społe czeństwu przewodzić. Społeczny zaś radykalizm ks. Okonia nie może go tym więcej usprawiedliwiać, że wogóle poglądy i posta wa ideowa ks. Okonia — co zresztą przyznaje autor — stanowią rzadko na ogół spotykany splot monstrualnych wręcz sprzeczności za którymi kryły się pustka, cynizm i umysłowa anarchia. Ale niezależnie od tego czy ten zabieg rehabilitacyjny udał się autorowi czy też nie, książka jego mogła mieć wartość czysto in formacyjną,’ która nigdy nie jest do pogardzenia. Tym więcej, że autor w przedmowie mówi o „gruntownych badaniach , „materia łach źródłowych” starając się w czytelniku wywołać wrażenie, że mamy tutaj do czynienia z przedsięwzięciem o charakterze zgoła naukowym. Tymczasem z jej naukowością i z tymi gruntownymi badaniami jest całkiem niewesoło a czasami wręcz opłakanie. Są w tej książce bowiem cale partie, gdzie źródła jego wiado mości pozostały tajemnicą autora; domyślić się tylko można cza sem, że korzystał z jakichś bliżej nieokreślonych relacyj o*®!*’ które miały w tej materii coś do powiedzenia no i rzeczywiście naopowiadały historyjki nie z tego świata. A że autor grzeszy przy tym podziwu godną łatwowiernością i nie zadał sobie trudu aby prawdziwość tego co mu naopowiadano skontrolować, stąd zna lazły się w książce cale partie o charakterze zgoła mistyfikacyjnym. Dotyczy to w szczególności rozdziału „M łode lata ks. Oko nia” (s. 33— 52) omawiającego działalność polityczną ks. Okonia w szeregach Narodowej Demokracji. Jeśli rozdział ten pisał na podstawie relacyj bliżej nieznanych informatorów, to stwierdzamy, że ci nadużyli dobrej wiary autora co go zresztą zupełnie nie usprawiedliwia. Mamy bowiem poza tym aż nadto dowodów, że autor po prostu nie orientuje się w sprawach o których pisze, nie szczędząc jednak czytelnikowi barwnych opowiadań o rzekomych rozmowach Skarbka z Głąbińskim i Grabskim, o konferencjach z ks. Okoniem i o zawartych umowach, jego agitacji wyborczej i wreszcie dlaczego nie został posłem i dlaczego rozstał się z Na rodową Demokracją. Pisze o tym wszystkim conajmniej jakby w charakterze naocznego świadka a czytelnik chyba tylko na sło wo honoru ma to wszystko przyjąć do wiadomości. Czytelnik jednak bardziej w tej materii zorientowany włoży to wszystko między baśnie a na podstawie chociażby załączonych w „Dodatku listów ks. Okonia przekona chyba autora jak dalece się pomylił i jak nie należy pisać historii. Z załączonych listów dowie się tedy autor jak dalece ks. Okoń był skrępowany zakazami biskupa w swojej agitacji wyborczej, jak mocno naciska o pom oc właśnie w osobie owego Karola Wierczaka który rzekomo miał go kon trolować, i jak dalece sięgała osobista znajomość ks. Okonia z ks. Stojalowskim skoro prosi usilnie prezesa Pawlikowskiego o interwencję. Dowie się dalej z listu nr 2, że sam ks. Okoń pisze o sobie jako tylko kandydacie na zastępcę posła i przekona się chyba co warte było jego własne opowiadanie na s. 42— 44 o rze komych umowach i rzekomej roli pierwszego kandydata na posła Lewickiego jako firmanta mającego się zrzec mandatu na rzecz ks. Okonia. I słuszne były obawy ks. Okonia wyrażone w tym liście, bo w r. 1912 komisja weryfikacyjna austriackiego parla mentu rzeczywiście nie uznała kandydatury ks. Okonia i mandat zastępcy posła przekazała trzeciemu z kolei kandydatowi figuru jącemu na liście. Dowie się wreszcie autor z listu nr 2 i 3, że ks. Okoń pod koniec wyborów został przeniesiony do Drohobycza (w ruskie strony) i że wreszcie okoliczności jego rozstania się z Narodową Demokracją były całkiem prozaicznej natury i zgoła mało chwalebne dla niego. Z powierzonego bowiem mu funduszu wyborczego w kwocie 2.800 koron nie chciał się — mimo sze regu urgensów — wyliczyć i oczywiście, że w tych warunkach mu siał się ze stronnictwem rozstać. Tak to w świetle dokumentów wygląda początek działalności politycznej ks. Okonia. Autor jed nak wolał posłużyć się plotkami i mętnymi wspomnieniami ja kichś bliżej nieznanych informatorów, którym fakty i daty z bie giem lat pomieszały się z kretesem. Ta swoista metoda „gruntownych badań” zemściła się na auto rze w sposób jeszcze bardziej kompromitujący w dalszej części tego ustępu, gdzie czytamy niemniej barwnie i niemniej lekko myślnie opowiedzianą baśń o ks. Stojałowskiin i jego „testamen cie” na rzecz ks. Okonia. Cała ta historia miała mieć miejsce po ■wyborach w r. 1912 i w intencji autora miała być dla czytelni ków jeszcze jednym dowodem krzywdy jaka ks. Okonia spotkała u progu jego politycznej kariery. Ale autor niewątpliwie byłby nam oszczędził czytania tej wzruszającej i chwytającej za serce historii, gdyby spełnił był najbardziej prymitywny warunek przed jej napisaniem a mianowicie: a) zapoznał się nieco z historią Stojałowczyków przynajmniej od r. 1908 i b) skontrolował datę śmierci ks. Stojałowskiego (23 X 1911). Ponieważ tego zaniedbał, więc w rezultacie książka jego zawiera w tym miejscu opis coś jakby spirytystycznego seansu, kiedy to, jak wiadomo, żywi ludzie rozmawiają z duchami. Dalsze komentarze do tej sprawy są chyba zbyteczne. W tymże samym rozdziale są jeszcze dalsze przykłady „grun townych badań” towarzyszące napisaniu tej książki. Nie jest za tem zgodnie z pełną prawdą, że ks. Okoń jako poseł do sejmu galicyjskiego „nie przejawiał żywszej działalności, nie zabiera gło su na posiedzeniach” . Już wtedy bowiem dał się ks. Okoń poznać jako specjalista w swoiin rodzaju: od tzw. „zwischerufów” i od zwykłych awantur, których ofiarą padał głównie poseł Stapiński, zachodzące wówczas słońce na firmamencie galicyjskiej polityki. Wreszcie już całkiem źle informuje autor czytelników kiedy mówi 0 studiach uniwersyteckich ks. Okonia. Nie w czasie wojny ale w latach 1908— 1912 był ks. Okoń zapisany na wydziale filozo ficznym U. J. Piszemy wyraźnie „zapisany” ponieważ o studiach na serio trudno mówić skoro ks. Okoń nie mieszkał w Krakowrie 1 całkowicie był zajęty pracą po parafiach wzgl. polityką. A tak przecież łatwo można to było sprawdzić w aktach archiwum U. J. Znowu te nieszczęsne informacje jako jeszcze jeden dowód „grun townych badań” . Tak to oto wygląda jeden ustęp książki o ks. Okoniu. Reszta na odmianę gęsto opatrzona przypisami i odnośnikami ze źródeł co w tym wypadku przemawia raczej na korzyść książki, jest jed nak tylko kompilacją mechanicznie pozszywanych cytatów z pa miętników, przemówień i artykułów ks. Okonia opatrzonych w ra zie potrzeby odautorskim komentarzem. Dysponując już łatwo do stępnym materiałem źródłowym, nie każe nam autor wierzyć na słowo honoru w to co pisze. Zadziwia jednak i tutaj duże zaufa nie do sprawozdań prasowych (zwłaszcza „Chłopskiej Sprawy” ) kolportujących nieraz notoryczne bzdury, niedbałe i niedokładne cytowanie literatury, jaskrawe sprzeczności a niekiedy także i ten dencyjna złośliwość np. w przekręcaniu nazwisk. Wszystko to aż nadto usprawiedliwia dużą nieufność do następnych także roz działów zawierających także mniej lub więcej drastyczne błędy czy omyłki. Spośród takich które od razu rzucają się w oczy, wymagają sprostowania bodaj takie informacje: 1) W ojciech Wiącek nigdy nie był administratorem dóbr Tar nowskich, (s. 55) 2) Za zamachem Piłsudskiego spośród ludowców opowiedziało się także PSL Wyzwolenie a nie tylko Stapiński (s. 46) 3) W r. 1919 nie było jeszcze w Krakowie arcybiskupstwa (s. 74) 4) Arcybiskup Teodorowicz nie występował na wiecach w sza tach liturgicznych nie tylko dlatego, że na to nie pozwalają prze pisy kościelne, ale także i dlatego, że na to nie pozwalałby mu prosty rozsądek, na którym temu najwybitniejszemu przedstawi cielowi polskiego episkopatu na pewno nie zbywało, (s. 76) 5) Nie było żadnego paktu lanckorońskiego; pakt pomiędzy CHJN a Piastem został zawarty w Warszawie dnia 17 maja 1923 (s. 130) 6) Projekt zmiany konstytucji po zamachu majowym zgłosiła właśnie opozycja a nie piłsudczycy, którzy w tym czasie w sejmie jako grupa polityczna nie istnieli (chociaż jako wtyczki byli w różnych klubach od Piasta i Chadecji aż do PPS) (s. 132) 7) Do kategorii kiepskich i dość wulgarnych dowcipów należy przekręcenie nazwiska gen. Szamoty na Szmata (s. 82) 8) Nie missaria ale inissalia (s. 181) 9) Czy ks. Okoń zrezygnował z kandydowania dlatego, że tak przyrzekł posłowi Putkowi (s. 140) czy też na skutek nacisku sa nacji (s. 177)? 10) Czy ks. Okoń w grudniu 1927 siedział w więzieniu (s. 177) czy też przemawiał na zjeździe swojego „stronnictwa” (s. 168)? 11) Wielokrotnie wspomniana miejscowość Rudka to Rudki na zachód od Lwowa, 12) Ów „niejaki” Marczak (s. 68) to nauczyciel gimnazjalny w Tarnobrzegu, dyrektor biblioteki Tarnowskich w Dzikowie i zasłużony w tych stronach działacz na polu naukowym i kul turalnym. 13) Wreszcie nie jako sprostowanie ale jako uzupełnienie wriedzy o osobistych przymiotach ks. Okonia taka autentyczna scena z sejmu w czasie II kadencji 1922— 1927: Do spacerujących w ku luarach dwóch posłów z prawicy podchodzi ks. Okoń i powiada: „N o chyba dziś jesteście ze mnie zadowoleni (było to po jakimś gwałtownym wystąpieniu ks. Okonia przeciwko lewicy), dajcie 100 zł, bo nie mam centa przy duszy” . Żyjący uczestnik tej sceny już nie pamięta czy dali 100 zł, czy też może mniej. Jeśli zatem także informacyjna strona książki w pewnych wy padkach zawodzi zupełnie a w innych budzi również poważne za strzeżenia, to wydanie kilkunastoarkuszowej książki poświęconej tego rodzaju postaci jak ks. Okoń wydaje się luksusem mało uspra wiedliwionym. Z punktu widzenia zaś potrzeb poznawczo-naukowych byłoby tu raczej miejsce na studium z pogranicza historii, socjologii i psychopatologii niektórych bardziej wstydliwych 6tron polskiego życia politycznego minionych czasów, w którym obok in nych tego rodzaju zjawisk znaleźć by się mogło także miejsce i dla ks. Okonia i jego stronnictwa. Zwłaszcza historia polityczna Galicji dostarczyć może wiele wdzięcznego dla badacza materiału i w tej właśnie głównie myśli napisano niniejsze uwagi i opatrzono je no wą dodatkową dokumentacją źródłową, która przyszłemu badaczo wi przydać się może bodaj dla ustalenia tzw. faktografii zagad nienia. — o — Załączone listy ks. Okonia pochodzą z archiwum domowego ro dziny Jana Gwalberta Pawlikowskiego, który poza swoją wielo stronną działalnością na polu naukowym i kulturalnym, brał także czynny udział w życiu politycznym Galicji przed I wojną światową jako prezes stronnictwa Demokracji Narodowej oraz jako członek Komitetu Centralnego i Krajowego Ligi Narodowej. Z tego właśnie tytułu pozostawił po sobie J. Gw. Pawlikowski bardzo cenną ko respondencję polityczno-organizacyjną w której znalazły się także listy ks. Okonia. DODATEK 1) Do Jana Gwalberta Pawlikowskiego Jaśnie W ie lm o ż n y P an ie P rez esie D o b r o d z ie ju ! W ró c iw sz y d o d om u , p r a c u ję całą siłą, c h o c ia ż sk ry cie i p o ta je m n ie . T o m i u tru d n ia , że na w iece zak azan e m am je ź d z ić , ale i w ta k ic h o k o lic z n o ś c ia c h rąk się nie op u szcza . L ecz trz eb a b y nam d w ó ch a k a d e m ik ó w d o p o m o c y c h ło p o m a n a d to p ro s zę b a rd zo Jaśnie W ie lm o ż n e g o P ana P rezesa , ażeby m ó g ł ko* n ie cz n ie na tę n ie d z ie lę p r z y je c h a ć d o C m olasa p . W ie r c za k K a r o l, g d y ż rozb ija ją c y naszą je d n o ś ć w p o w ie c ie org an ista C ie p ie lo w s k i, p o d a ją c y się za „S t o ja ło w s z c z y k a ” r o z g ło s ił, że tę n ie d z ie lę ce le m p o p a r c ia je g o k a n d y d a tu ry (k tó r a jest ty lk o o p e re tk o w ą ) ma p r z y je c h a ć ks. p ra łat S to ja ło w sk i d o C m ola su i tym się p rz ech w a la . Ja w to n ie c h c ę w ie r z y ć , by tak rozu m n y c z ło w ie k ja k ks. S to ja ło w sk i m óg ł p o p ie r a ć taką k rea tu rę n ęd zn ą , ale w k a ż d y m razie dla ok a za nia tem u p an u n aszej siły i je d n o ś c i p o je d z ie m y tam m ocą ( ? ) na trzecią g o d z in ę p o p o łu d n iu a k o n ie c z n ie p o tr z e b n y jest nam W ie rcza k . B o ja p rz em a w ia ć p u b lic z n ie nie b ę d ę m ógł. U p ra sza m ta k że Jaśnie W ie lm o ż n e g o P ana P rezesa D o b r o d z ie ja , ażeby b y ł łaskaw ks. S to ja ło w sk ie m u ustn ie lu b p isem n ie p rz e d ło ż y ć sy tu a cję i p o p r o s ić g o, by tem u C iep ie lo w s k ie m u z a b r o n ił in try g ow a n ia , b y na je g o ten w ie c d o C m olasu a b solu tn ie ks. S to ja ło w sk i nie je c h a ł a w „ W ie ń cu i P s z c z ó łc e ” by m nie z L e w ick im u m ieścił a c o d o C ie p ie lo w s k ie g o zaraz sp r ostow a ł. B o to ba łam u ci lu d zi a C ie p ie lo w s k i ks. S to ja ło w sk im się zasłania. U p ra sza m w ię c na ks. p ra ła ta S to ja ło w s k ie g o w p ły n ą ć a na bisk u p a P elcz a ra m oże p rz ez ks. B isk u p a B a n d u rs k ie g o . M am zaszczyt z a łą czy ć w y razy n a jg łę b sz e g o szacu n ku u n iżon y sługa K s. E u g en iu sz O k oń M a jd a n K o lb u s z o w s k i, 26 V 1911 2) Do Jana Gwalberta Pawlikowskiego M a jd a n K o lb u s z o w s k i, 18 V I 1911 Jaśnie W ie lm o ż n y P an ie P rez esie D o b r o d z ie ju ! P o n ie w a ż jestem z p o sa d y w M a jd a n ie p rz e n ie sio n y i n ie z a d łu g o m uszę je c h a ć a z a le g ło ści w y b o r c z e p ie n ię ż n e za d ru k i i inn e w y d a tk i są n ie w y ró w n a n e, ja zaś tyle się ju ż z a d łu ży łem p rz ez te w y b o r y , że w ię c e j nie m o g ę w y silać się m a teria ln ie, tym b a r d z ie j, że za k arę za w y b o r y b isk u p m i d a je k iep sk ą strasznie p o sa d ę w ru sk ich stro n a ch , u p ra sza ć śm iem Jaśnie W ie lm o ż n e g o P ana P rezesa D o b r o d z ie ja o łaskaw e sp ieszn e p rz e sła n ie na za p ła ce n ie ty ch zaległo* ści w y b o r c z y c h 500 z łr , g d y ż d o te j k w o ty d łu g w y b o r c z y je s z c z e d ora sta . A d ru k arn ia z K o lb u s z o w y o p re te n s je s w o je 267 k o r o n ju ż m ię zaskarżyła są d ow n ie i c h c ia łb y m p rz e d te rm in e m w y r ó w n a ć to . P ro s zę r ó w n ie ż b a rd z o g o r ą c o Jaśnie W ie lm o ż n e g o P ana P rezesa o łaskaw e p o p ie r a n ie m o je j sp ra w y , b y g ło sy d an e na m n ie ja k na za stę p cę L e w ick ie g o uzn a n o za w ażn e w k o m isji le g ity m a c y jn e j oraz w T ry b u n a le A d m in is tr a c y jn y m , by p r z e c ie ż tak m o zo ln a p ra ca m o ja nie b y ła na d a rm o . U p ra sza m o to b a rd z o . Ł ą czą c n a jg łę b sz e u k ło n y Jaśnie W ie lm o ż n e m u d z ie jo w i p o z o s ta ję w d zię c zn y m n a jn iższy m sługą P an u P re z e so w i D obro K s. E u gen iu sz O k o ń 3) Do Prezydium Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego D r o h o b y c z , dnia 2 I I I 1912 S za n ow n e P re z y d iu m S tro n n ictw a D e m o k r a ty c z n o -N a r o d o w e g o ! N in ie jszy m o św ia d cza m , że w y stę p u ję ze stro n n ictw a d e m o k r a ty cz n o -n a r o d o w e g o . A c z y n ię to z n a stę p u ją c y c h p o w o d ó w : P ie rw sze nie zga d zam się w w ielu z a sa d n icz y ch k w e stia ch z p ro g ra m e m stro n n ictw a , m a ją c o d m ien n e i o d rę b n e za p a try w a n ia p o lity c z n e . P o w tó r e sk ło n iło m ię d o te g o p o s tę p o w a n ie ze m ną d e le g a ta stro n n ictw a p o u k o ń c z e n iu w y b o r ó w , k tó re b y ło n ie ty lk o nie* szla ch etn e ale w p ro s t nie lu d z k ie . O to za m o ją p e łn ą za pa łu p ra cę i za m o je tru d y i za m o je zn isz cz e n ie się m a te ria ln e , g d y ż w szy stk ie m o je p ie n ią d ze i d o c h o d y i p o k a ź n ą p o ż y c z k ę ja k ą za cią g n ą łe m na w y b o r y w ło ż y łe m o p r ó c z p ie n ięd zy stro n n ictw a w o ż y w io n ą o g ro m n ą a g ita cję trw a ją cą k ilk a m iesięcy (k tóra i tak n a jm n ie j w c a łe j G a lic ji k o sz to w a ła , tak tan ią n ig d zie w k ra ju n ie by ła p e w n ie ), o t o za to w sz y stk o , żem p o sła p rz y s p o rz y ł stro n n ictw u b e z in te r e sow n ie, p ra cu ją c d la id e i t y lk o , d o cz e k a łe m się te j ze stron y S za n ow n eg o S tr o n n ictw a w d z ię c z n o ś c i, że p o c ich u , d y p lo m a ty c z n ie r o z p o c z ę t o tajem n ą r o b o t ę p rz e c iw m n ie , c h c ą c m i o d e b r a ć w p ły w y w m o im p o w ie c ie i u znany zosta łem p rzez d e le ga ta stro n n ictw a za „ n ie u c z c iw e g o ” i „ z ło d z ie ja ” , b o ja k g łosił d e legat lu d z io m : „r a c h u n e k p o d a n y nie zga d za się z w y d a tk a m i” i „2 .0 0 0 (d w a tysiące k o r o n ) g d zie ś d ia b li w z ię li” . G ry zły m ię i b o la ły te za rzu ty i o s z cz e r stwa rzu ca n e na m n ie , b o B ó g m i św ia d k ie m , że t y lk o n iecn a in tryg a i w y r a fin o w a n a z ło ś ć lu d zk a i zem sta, m o g ły m n ie n ie w in n e g o tak b ło te m b r y z g a ć . I c ie rp ia łe m w m e j duszy m ó w ią c s o b ie : n ie ch c ie r p ię c h w ilo w o dla sp raw y p u b lic z n e j n ie w in n ie , abym się n a u czy ł ja k o to c ie r p ie ć m usi w p r a c y p u b lic z n e j n a r o d o w e j n a jc z ę ś cie j n a jn ie w in n ie j, ale k ie d y ś w c z e ś n ie j czy p ó ź n ie j n i e w i n n o ś ć moja się ok aż e i s p rawa moja słuszna zwy c i ę ż y . A le p o n ie w a ż d o w ie d z ia łe m się, że S za n ow n e S tr o n n ic tw o p ra g n ie m i w a lk ę w y t o c z y ć p u b lic zn ą i ma n aw et „ p u b lik o w a ć ” ja k ąś b r o ń p r z e c iw k o m nie — dla w y ja śn ie n ia spraw y i dla u ła tw ie n ia w a lk i o w e j c z y li k r u c ja ty p rz e c iw k o m n ie ja k o k o m e n ta rz d o o w e j p u b lik a c ji — to sob ie p o z w o lę z a u w a ży ć (g d y ż S za n ow n e S tr o n n ic tw o t y lk o je d n o s tr o n n ie p rz ez m eg o d a w n eg o p r z y ja c ie la p . W ie r c z a k a b y ło p o in fo r m o w a n e i zd a n ie te g o p ana c o d o m o je j w a rtości b y ło m ia r o d a jn e ), że p rz e d e w szy stk im c h c ą c S za n ow n e S tr o n n ic tw o żąd a ć o d e m n ie sk ład an ia r a ch u n k ó w , p o w in n o b y ło p rz y p rz esy ła n iu p ie n ię d z y na m o je rę ce w y ja ś n ić m i, że m am z d a ć d o k ła d n y ra ch u n ek z w y d a n y c h p ie n ię d z y i z a p isy w a ć w szy stk o c o w y d a ję , a w te n cza s ja b y m u stan ow ił sob ie p rz y b o c z n e g o sek re ta rza , k t ó r y b y łb y z a p isyw a ł w sz e lk ie w y b o r c z e w y d a tk i, a lb ow ie m ja sam a g itu ją c i k a n d y d u ją c b e z u r lo p u w śród ta k ich stra szn ych w a ru n k ó w tru d n y ch , k ie d y n o ca m i m u siałem u rz ą d za ć w ie c e a w d z ie ń p r a c o w a ć m u siałem w k o ś c ie le , w sz k o ła ch i o b słu g u ją c c h o r y c h , n i e b y ł e m a b s o l u t n i e w s t ani e p r o w a d z i ć r a c h u n k ó w i d l a t e g o nie za pi s yw ał em n i c c o m w y d a ł, b o m o p r ó c z n ie m o ż liw o ś ci fiz y c z n e j n o t o w an ia, uw aża ł te ż, m a ją c czy ste su m ie n ie , że i s w o je w łasne p ie n ią d ze w to w k ła d a m i że m i na su m ien ie w ierzą . K ie d y p o te m p o w y b o r a c h za żą da n o o d e m n ie skład an ia ra ch u n k ó w , z d z iw iłe m się b a rd z o , b o p r z e c ie ż tą sam ą p o słu g u ją c się m etod ą p o w in ie n e m b y ł od S za n ow n ego S tron n ictw a żą d a ć z w ró cen ia m i m o ich oso b is ty ch k o s z tó w za p ra cę a g ita cy jn ą , a ja te g o n ie żądałem i n ie c h c ę , b o m n i e d l a p i e n i ę d z y p r a c o w a ł a l e d l a s p r a w y p u b l i c z n e j , c h c ą c z w y c ię ż y ć p r z e m o c n iesły ch a n ą n a m iestn ik a B o b r zy ń sk ie g o . A k ied y d a lej m ę cz o n o m ię d o p o m in a n ie m się o k o n ie c z n e w y sta w ien ie r a c h u n k ó w , c h c ą c się p o z b y ć ty ch „u r g e n s ó w ” k azałem b ra tu m oje m u , ak a d e m ik o w i z a k a d em ii la sow ej, w y sta w ić p r o fo r m a ja k i b ą d ź ra ch u n ek c o on u c z y n ił i p o sła ł. A le nie b y ł to istotn y ra ch u n ek k ie d y m nie n o to w a ł w y d a tk ó w , b o m nie czu l się d o tego o b o w ią z a n y m , le c z m n iej w ię c e j, o i l e m ó g ł s o b i e b r a t z k i l k u m i e s i ę c y p r z y p o m n i e ć , zesta w ił w p rz y b liż e n iu p o z y c je , k t ó r e n i e b y ł y ś c i s ł y m r a c h u n k i e m a n i z k t ó r y c h z a r z u t ó w mi c z y n i ć n i e m o ż n a i n i e w o l n o w e d ł u g z a s a d s p r a w i e d l i w o ś c i i u c z c i w o ś c i . W szy stk ie w y d a tk i, o ile so b ie d zi siaj p r z y p o m n ie ć m og ę, b y ły w p rz y b liż e n iu p o d a n e na p ię ć ty s ięcy k o r o n , a w to w c h o d z i ł o w s z y s t k o i co się w y p ł a c i ł o i to co j e s z c z e w y p ł a c i ć m i a ł o a s t r o n n i c t w o na to d a ł o t y l k o d w a t y s i ą c e o s i e m s e t k o r o n , b o z trz e ch w ła ściw ie o k r ą g ło k o r o n m i p rz y sła n y ch , d w ie ście k o r o n d a łem p . W ie r c z a k o w i. N iech ż e w ię c n aw et p rz y p u ść m y w o sta te cz n o śc i, z ło ś liw y i c h c ą c y się n iesłu szn ie m ścić na m nie c z ło w ie k , p r z e p o ło w i n aw et ze z ło ś liw o ś c i ten ra ch u n ek , to i tak w te j p rz y p u sz cz a ln e j t y lk o e w e n tu a ln o ści, te d w a t y s i ą c e osiemset koron n a w et w y r a fin o w a n a z ło ś liw o ś ć i zem sta z n a j d z i e p r z e z e m n i e na c e l e a g i t a c y j n e w y d a n y c h i je s t w p ro s t ab su rd em i szaleństw em tw ie r d z ić , żem na ce le oso b is te czy m o je j r o d z in y „s k r a d ł dw a ty sią ce k o r o n ” z c z e g o by w y n ik a ło , że t y lk o osiem set k o r o n k o sz to w a ła a g ita cja i w y szło na nią ty lk o ty le . N ig d y m się w ż y c iu na p ie n ią d ze nie ła k o m ił i k rzy w d y n ig d y n ik o m u nie w y rzą d z iłe m , t y lk o m n ie lu d z ie ju ż n iera z sk rzy w d z ili b a r d zo a tera z za m ają p ra cę n a ro d o w ą , g d ziem t y lk o b y l w m ia ste cz k a ch i p o w sia ch , m iło ś ć P o ls k i hu d ząc w szęd zie i św ia d o m o ść n a ro d o w ą w śród s z e ro k ich m as c h ło p s k ic h , taką o k r o p n ą k r z y w d ę w y rzą d za m i z o h y d z a n ie m ię w o p in ii p u b lic z n e j za to , że ośm iela m się m ie ć od m ien n e za p a try w a n ia p o lity c z n e , to s tro n n ic tw o , k tó re tak p o tę p ia p o lity k ę „b r u d n y c h d r ó g ” w ż y c iu p o lity c z n y m i p u b lic z n y m w o g ó le . T ak k o p a ć c z ło w ie k a , k tó ry b ą d ź c o b ą d ź b e z in te re s o w n ie i sz cz e rze d łu g i czas dla sp raw y stro n n ictw a p r a c o w a ł, to p rz e c ie ż n ie po lu d z k u ; nie p r z y k r o by m i to b y ło , g d y b y to c z y n ił P ru sak a lb o M osk a l, ale P o la k n a ro d o w y d e m o k ra ta ! P rz e c ie ż z a z d r o ś c ić p ra cy n a r o d o w e j n ik o m u się nie p o w in n o , ale ow szem n ie c h ja k n a jw ię c e j, c h o ć b y z od m ie n n y m i za p a try w a n ia m i p o lity c z n y m i (b o p rz e k o n a n ia n ik o m u p rz e m o c ą n a rz u c ić n ie p o d o b n a , g d y ż on e się sam e w m y ś lą c e j i s a m o d z ie ln e j g ło w ie fo r m u ją z p o stę p e m w y k sz ta łcen ia i d ośw ia d cze n ia ż y c io w e g o ) — na n iw ie n a ro d o w e j p r a c u je a p rz y n a le ż n o ść p a rty jn a to rzecz d ru g o rz ę d n a . M y ślę, że p o lsk a nasza ziem ia m a ty le je s z c z e z a g o n ó w o d ło g ie m le ż ą cy c h i ty le trzeba g łó w i rąk d o p r a c y , że je d e n o b o k d ru g ie g o sn ad n ie p o m ie ś c ić się m o że i z d o ła , b y le t y lk o b y li lu d z ie n ie z ło ś liw i, m ściw i i c ia sn y ch i o g ra n ic z o n y c h g łó w i h o r y z o n tó w , ale lu d z ie p rz e d e w szy stk im d o b r e j w o li i szer s z y ch i g łęb sz y ch p o g lą d ó w , k tó rz y n ie ży ją d n iem d zisie jszy m i sp e k u la cją p o lity c z n ą , ale patrzą w p rz y s z ło ś ć. W a lk i w ię c ja ż a d n e j n ik o m u z d o b r y c h P o la k ó w nie w y d a ję , lecz g d y zosta n ę z a c z e p io n y m , d o osta tn ie g o tch u m ężn ie i z c a ły m za p a rciem b r o n ić się b ę d ę i rzu con ą m i rę k a w ic ę p o d e jm ę z g o d n o ś cią . W a lk i się nie lęk a m , b o m am n a tu rę d o b o jo w a n ia stw orzon ą i czu ję w so b ie d o s y ć siły , ażeby się z g n ę b ić nie d a ć ! „ B ic z ó w też się nie b o ję , ja k i tam ja cy ś p a n ow ie z o so b is te j a n im o z ji p o d o b n o na m nie u k r ę c ili, b o m ja d la m iło ś ci P o lsk i i J ej p rz y s z ło ś ci i p o tę g i C h łop a p o ls k ie g o i „ n a b icze g o tó w je s t ” . A n a d to czasem i to b a rd z o czę sto byw a b ic z i dw a k o ń c e m iew a. Z re sz tą na b ic z e D ariu szów b y ły m ie cz e M ilcia d esów . N ie c h ż e c i, k tó rz y u m ieli [101 236 na w z ó r m osk ie w sk i ż y c ie m o je o so b iste sz p ie g o w a ć i w y w ia d y w a ć się i n ib y w ady i p la m y na nim z n a le ź li (c o b y im m o g ło p rz y d a ć się p rzy b e a ty fik a c ji ja k o „a d w o k a to m d ia b o li” ) w ystaw ią sw o je ż y c ie p ry w a tn e p o d św ia tło s ło n e cz n e a z ob a czy w sz y o k ie m in n y ch , że tam w n ich św ię to ść sam a a p lam y ż a d n e j, n ie ch się ośm ielą d o p ie r o w te d y b y ć sęd zia m i d ru g ich i r z u ca ć na n ic h k a m ień p o tę p ie n ia . Ja m am sumienie czyste i ch oćby n a jn ik cz e m n ie jsz e j z ło ś c i i zem sty lu d z k ie j się nie b o ję a na szatań sk iej in tr y d z e , z ło ś ci i zem ście o s o b isty ch w r o g ó w czę sto z w y k ło się sp e łn ia ć o w o p ra sta re z d a n ie : M en tita e st in ią u ita s s ib i! D o ty c h zaś k tó rz y m i k r u c ja tą i p u b lik a cja m i g rożą , od zy w a m się : „ P r z y ja c ie lu c o m asz c z y n ić , czy ń r y c h le j” . A je s z c z e raz w o b e c B o g a i lu d zi p o d su mi en iem i słowem ho no ru oświadczam, że j e d n e g o centa z p ie n ię d z y p rz y sl an y ch przez S za now ne S t r o n n i c t w o na c e l e m o j e o s o b i s t e c z y m o j e j r o d z i n y n i e w y d ał em ale wszystkie prz ysłane jako też wszystkie moje i p o ż y c z o n e p r z e z e m n i e p i en i ąd ze w ło ż y ł e m w agi tację w y b o r c z ą i ch y b a ty le m o je j w szy stk ie j w in y , żem nie n o to w a ł w y d a tk ó w , c o zresztą b y ło fiz y cz n ą n ie m o ż liw o ś cią i d o c z e g o n ie m iałem p o le cen ia z g ó ry . J a k k o lw ie k żegn am się z P an a m i, n ie n a w iści nie b ę d ę m iał d o stro n n ictw a , ty lk o żal i b o le ś ć , żem za p ra cę m oją szczerą i o fia rn ą , w n a g rod ę n ie w in n ie c ie r p ia ł2. Z g łę b o k im p o w a ż a n iem K s. E ugen iu sz O k o ń Józef Zieliński P o d k r e śle n ia w te k ście p o c h o d z ą o d au tora listów . L isty p rz e d ru k o w a n o b ez ja k ic h k o lw ie k zm ian g r a m a ty c zn o -sty listy c zn y ch z w y ją tk ie m w p ro w a d ze n ia n o w e j p iso w n i. K R Ó T K I E B I O G R A F I E ISAKOWICZ IZAK MIKOŁAJ (1824— 1901) arcybiskup-metropolita lwowski ob. orni. Ur. 6 VI w Łyścu, pow. bohorodczański, syn Samuela i Rypsymy ze Słowackich. Pierwotne nazwisko tej drobnomieszczańskiej rodziny Huybab, zostało dopiero w drugiej połowie X V III w. zmienione, uważała się ona za pochodzenia szlacheckiego. Do gimnazjum chodził I. w Stanisławowie, studia teologiczne odbył we Lwowie, gdzie 6 VIII 1848 wyświęcony przez arcybpa Stefanowicza na kapłana. Pierwszy wikariat otrzymał w Tyśmienicy, skąd po roku przydzielono go na kooperatora do Stanisławowa. Tu w 1. 1849— 63 stał się faktycznym kierownikiem parafii przy starym i zniedołężniałym proboszczu. Z zebranych osobistą kwestą 10 tys. reńskich odrestaurował kościół miejscowy. W 1. 1863— 5 kapelan w Suczawie na Bukowinie, zwrócił na sie bie uwagę listem otwartym w jęz. ormiańskim do tamtejszych gregorian, wzywającym do unii (1862). Już poprzednio dal Od prawą autorowi broszury „G łos do ziomków ob. orm.-kat'’ , w po lemice o zniesienie obrządku orm. w Galicji, jako żarliwy tegoż obrońca (1861). W Stanisławowie wybił się talentem kaznodziej skim i zaczął drukować zrazu bezimienne Kazania i nauki na wszystkie uroczystości w przeciągu całego roku (Lwów 1856; t. II jako Kazania o Mące Pańskiej i nauki przygodne, 1857). Miano wany proboszczem w Stanisławowie 1865 r. rozwinął intensywną działalność nie tylko kościelną, ale i obywatelską. Po pożarze miasta (1868) otwarło się do niej nadzwyczajne pole. Z uzbiera nych znów kwestą 18 tys. reńskich odbudował spalony kościół i plebanię. Wszedł 1867 r. do rady miejskiej, został prezesem miejscowej kasy oszczędności, zorganizował opiekę nad biedną młodzieżą szkolną, bursę dla niej i ochronkę dla dziewcząt. Ka nonik honorowy od 1871, drugi kandydat przy wyborze arcybibiskupa 1875, dziekan stanisławowski 1877, okazał się płodnym pisarzem homiletycznym, drukując kilka dalszych tomów orygi nalnych kazań i układając wspólnie z ks. Tomaszem Dąbrowskim antologię Biblioteka kaznodziejsko-polska (Lw. 1877— 8), 33 auto rów z 1. 1760— 1830, kazań 146 w 4 t. Zdobył mir w Cerkwi grecko-unickiej, służąc jako chętny łącznik między nią a obrząd kiem łacińskim, trafiając do wiernych obu tych obrządków. Nie zdziwił też nikogo, owszem spotkał się z powszechnym zadowo leniem i zaufaniem jednomyślny wybór I-cza 12 I 1882 pierwszym