Cybernetyczna
Transkrypt
Cybernetyczna
LITERATURA literatura LITERATURA (r)ewolucja Pisząc o obecności literatury w internecie należy rozważyć trzy podstawowe kwestie wiążące się z tym tematem. Po pierwsze będzie to sprawa tzw. hipertekstów, po drugie literatury w sieci i literatury sieci, czyli takich form zapisu treści, które nigdy drukiem nie zostały wydane. Zanim przejdziemy do ich omawiania należy nakreślić krótką definicję hipertekstualizmu w ogóle i nowego post medialnego paradygmatu kultury. Hipertekstualizm jest to nic innego jak tendencja w kulturze końca XX wieku i początku XXI wieku. Niektórzy suponują już, iż będzie to kolejny prąd w kulturze obok modernizmu i postmodernizmu, ale jak na razie te futurologiczne dywagacje należy zarzucić na rzecz takiej tezy, iż hipertekstualizm to sposób, a raczej próba stworzenia nowego sposobu opisu kultury, jej stanu i przemian. Kiedy dawne formy komunikacji ulegają zużyciu, schematy i kody wytarciu, kiedy i za ich pomocą nie da się oddać struktury otaczających nas zjawisk, można wtedy mówić o początkach czegoś nowego, a mianowicie zrębach awangardy. Podobną sytuację dostrzegamy dotykając kwestii cybersztuki czy szerzej cyberkultury. Należy dopatrywać się pewnych asocjacji w dążeniach dawnych awangardystów i dzisiejszych cyberartystów. Ci pierwsi, jako „straż przednia” kroczyli odważnie przed innymi kontestując, dekonstruując zastany porządek, obraz sztuki i sposób komunikacji. Obecnie awangarda post medialna nie szokuje i nie chce zwracać na siebie uwagi, natomiast do niej należy m.in. przetwarzanie dorobku poprzedników za pomocą nowych technologii, nowych komputerowych narzędzi. Stąd też obok ewolucji kultury możemy mówić o jej inwolucji. Internet nie wziął się przecież z niczego. Jego początków należy szukać sięgając do socjologiczno-kulturowych uwarunkowań, do rozwoju kultury medialno-obrazkowej, a przede wszystkim do ruchów kulturotwórczych rozwijających się na zachodzie. Właśnie tam miały swoje źródło, m.in. takie zjawiska, jak: poetyka skandalu, idea wolności i demokratyzacji sztuki, które jak wiadomo na dużą skalę zadomowiły się w cyberkulturze, tylko że teraz już nikogo to nie dziwi, a co niektórych najwyżej zatrważa. Jednym słowem nowa awangarda stała się czymś naturalnym, dlatego nie robi się wokół niej większego zamieszania, a zwraca natomiast szczególną uwagę na konstruktywność pracy cyebrartystów, ich zaangażowania w tworzeniu nowego modelu kultury. Spróbujmy teraz nakreślić umowną periodyzację zjawiska cyberkultury. Jeżeli chodzi o literaturę, to Stanisław Lem w Bombie megabitowej jako pierwszy przewidział istnienie sieci i rzeczywistości wirtualnej, którą nazwał fantazmatyką. W połowie lat 80. fantastyka naukowa eksploatowała jeszcze stare schematy, co diametralnie zmienił nowy kierunek stworzony przez grupę buntowników skupionych wokół pisma „Cheap Truth”, nazwany później cyberpunkiem. Początków cyberkultury należy upatrywać już na przełomie lat 80. i 90., kiedy to formowała się społeczność hakerów. Następnie lata 90. przynoszą wchłonięcie tego co offowe, co funkcjonowało poza głównym obiegiem, do mainstreamu. Natomiast datą szczególną, którą można uznać za istotny początek cyberkultury to rok 1989, kiedy Tim Berners Lee stworzył teoretyczne podstawy dla Worl Wide Web. W Polsce jest to rok 1991, kiedy to 17 sierpnia z baraku przed instytutem Fizyki UW w Warszawie został wysłany pierwszy e-mail do Kopenhagi. Internet z roku na rok coraz bardziej się rozwijał. Stał się miejscem do swobodnej wymiany myśli, przyspieszył formę kontaktu między użytkownikami (e-maile, fora itp.), otworzył dostęp do wielu informacji. Cyberprzestrzeń wchłonęła i wchłania coraz większą liczbę sympatyków, co dla grupy konserwatywnych 12 Praca graficzna Edyty Bobowiec Cybernetyczna obrońców wynalazku Gutenberga jest czymś nie do zaakceptowania. Pojawiło się wiele kontrowersyjnych opinii tyczących sfery pogłębiającej się multimedialności, która coraz szybciej infekuje obieg papierowy. Dla wielu zapis bitowy prowadzi do swoistej dehumanizacji, a literatura umieszczana w internecie to nic nie warty chłam. Kwestie sporne dotyczą w dużej mierze głównie literatury, tzw. liternetu. Jak jest naprawdę, co z tą e – literaturą? Wróćmy więc na początek naszych rozważań i zastanówmy się nad istotą hipertekstu, a dokładnie, hipertekstowej powieści. Jest to jedna z odmian e – literatury, której nieodłączną część składową stanowią hipertekstowe odnośniki prowadzące czytelnika przez historię w porządku przez niego ustalonym. Atrakcyjność tego typu czytelniczej przygody polega na zawartości w niej elementów pozajęzykowych – dźwięków, filmów video, itp. Fabułę można zmieniać kilkakrotnie, odkrywając z kolejnym wyborem (kliknięciem w dane hiperłącze) nowe wydarzenia. Dzięki linkom możemy przechodzić do kolejnych leksji (czyli względnie spójnych i niepodzielnych kolejnych jednostek tekstu). Należy pamiętać, że istnieją dwa podstawowe typy powieści hipetrtekstowych - eksploracyjny – którym można nawigować, ale nie przekształcać go i drugi, konstrukcyjny - gdzie czytelnik ma już całkowitą swobodę w dodawaniu własnych leksji czy hiperłączy. Zagłębiając się w hipertekstową lekturę zabawa może być przednia, ale pozostaje obawa o indywidualność twórców, marginalizowanie ich roli na rzecz maksymalnego zmniejszenia dystansu między czytelnikiem a autorem. Dzieło stanowiące pierwotnie zamysł artystyczny autora staje się poniekąd współwłasnością czytającego. Kolejną sprawą naszych rozważań są wszelkie formy literackie zamieszczone w sieci przez potencjalnych poetów i pisarzy. Wiele osób - o czym była juz mowa wcześniej - neguje tę formę ekspresji doszukując się w niej jedynie pseudo literackich prób i chęci zaistnienia za wszelką cenę wśród klasy piszących. Czy tak jest naprawdę? Przeglądając różne literackie witryny rzeczywiście spotykamy się z masą grafomaństwa wyrażającą się w szafowaniu częstochowszczyzną i tekstami nadającymi się jedynie na laurkowe rymowanki. Jednakże można też spośród informacyjnego szumu i morza bezwartościowej treści wyłowić cenne poetyckie perełki. Publikują je ludzie, którzy nie zaistnieli jeszcze w mainstreamie, ci którzy nie mają funduszy na wydanie tomiku w wersji papierowej, jednym słowem poeci przed debiutem szukający swojego miejsca w głównym obiegu. Internet niewątpliwie stanowi dla nich miejsce bardzo ważne, ponieważ za pomocą tego medium po raz pierwszy ich twórczość jest oceniana i przez to w pewien sposób zaczyna „egzystować”. Należy jednak pamiętać, że niewielu wprawnych krytyków czy uznanych poetów komentuje na poetyckich witrynach wiersze nieznanych twórców. Stąd też często poddawane są ocenie osób niekompetentnych i złośliwych. „Społeczność internetowa” promuje też uznanych już Poetów, dla których ogłaszanie swojej twórczości na domowych stronach internetowych czy blogach jest dodatkową i ważną formą promocji. Wymienić tu można choćby stronę Tadeusza Dąbrowskiego – redaktora pisma „Topos”, O. Eligiusza Dymowskiego, Artura Nowaczewskiego, Pawła Lekszyckiego czy Jerzego Sosnowskiego. Wystrój tych witryn jest zazwyczaj ascetyczny, bez zbędnych upiększaczy w postaci avatarow (piór, książek i wszelakich barwnych obrazków), co ułatwia czytanie, wprowadza pewien nastrój powagi i nie razi sztucznością. Na podobnej zasadzie funkcjonują pisma stricte literackie, jak Odra, Akant czy Akcent, które to są przykładem na upowszechnianie literatury w sieci i promowanie swojego wydawnictwa. W dwóch powyższych przypadkach nie można mówić już o e- literaturze, jak miało to miejsce przy autorach przed debiutem książkowym, gdyż wcześniej zawartość tychże witryn internetowych została wydana drukiem. Zamieszczanie jej w sieci świadczy o rozwoju popularności medium jakim jest internet i chęci konsolidacji rożnych środowisk kulturalnych, wymieniania się miedzy sobą cennymi informacjami i poglądami na sztukę. Jest to też sposób na dotarcie do szerszego grona odbiorców, tych czytelników, którzy nie mają z różnych przyczyn dostępu do źródeł drukowanych czy też po prostu nie zaopatrują się w nie. Korzystając z internetu nolens volens stają się często (nie)przypadkowymi czytaczami portali literackich, skłaniając się nawet do prób komentowania artykułów czy poezji i prozy. Kontaktowanie się przez szklany ekran pozwala też im wypowiadać się beż skrępowania na tematy dotyczące interesującej ich kwestii, czego nie uczyniliby często podpisując się imieniem i nazwiskiem w prasie tradycyjnej. I postawmy sobie dwa końcowe pytania: czy książka tradycyjna za kilkanaście lat będzie miała jeszcze jakąś wartość. Czy internetowa demokratyzacja sztuki, tworzenia przejawiająca się w sposobie dystrybucji tekstów, ich upowszechniania nie zniechęci Autorów do starań o uwiecznienie swoich artystycznych dokonań w postaci tradycyjnego druku? Miejmy nadzieję, że nie. Należy pamiętać, iż literatura a szczególnie poezja skierowane są do zindywidualizowanego odbiorcy, a cyfrowe medium to swoista masówka, w której łatwo zatracić swoją indywidualność. Z drugiej strony trzeba też pamiętać, że multimedialny świat rozwija się coraz szybciej, reprezentuje holistyczny model kultury rozbijając skostniałe formy i schematy panujące w nauce. Następuje ciągłe, płynne przechodzenie informacji, dookreślanie miejsc pustych, wymiana myśli – inaczej mówiąc synchronia wypiera diachronię. Niesie to ze sobą wiele dobrego: szybszy dostęp do ważnych informacji, docieranie do źródeł często niedostępnych w miejscu zamieszkania. Nie uda się zatrzymać tej cybernetycznej ewolucji. Coraz więcej w przestrzeni cyfrowej treści stricte naukowych – encyklopedii, słowników, twórczości eseistycznej i literatury pięknej. Miejmy więc nadzieję, że konserwatyści pogodzą się z cyberartystami, zaakceptują, że obok tradycyjnego nośnika informacji jest nośnik nowy i również będą z niego korzystać dzieląc się cenną wiedzą z użytkownikami ”internetowej społeczności”. Oby tylko z dobrodziejstw cyberkultury korzystano umiejętnie i z umiarem. Bibliografia Piotr Marecki, Liternet.pl Anna Nogaj Świętokrzyskie tropy Longina Jana Okonia W grudniu ubiegłego roku przypadły jubileusze 80-lecia życia i 65-lecia pracy artystycznej zacnego twórcy literatury, wychowawcy młodzieży i aktywnego działacza społecznego – Longina Jana Okonia. W jego życiorysie i dokonaniach jest wiele elementów związanych z naszym regionem. Urodził się 20 grudnia 1927 r. w Świerszczowie (powiat chełmski) w rodzinie chłopskiej. Czas nauki w szkole podstawowej, na tajnych kompletach nauczania w okresie wojny, w gimnazjum ogólnokształcącym i Liceum Pedagogicznym, a potem pracy nauczycielskiej spędził w Chełmie lub w jego okolicy. Tu mieszka do dzisiaj (po 15letnim okresie zamieszkiwania w Lublinie). Debiutował jako piętnastolatek wierszami rozklejanymi na murach Chełma w okresie wojny (m.in. Niemcy, pamiętajcie, Nadciąga zemsty grom, Śmierć najeźdźcom). Pierwsze tomy wierszy opublikował w 1949 roku. Były to Łzy serca i Odpryski. Do ostatniego swojego jubileuszu wydał ich ponad 20, m.in. Łowienie świtu, Pamięć śpiewających rzek, Kamień i nadzieja, Niegasnący płomień, Ziemia miłością owocująca (wiersze tłumaczone były na języki: fiński, francuski, angielski, ukraiński, rosyjski…). Drugą pasją artystyczną Okonia jest proza. Opublikował jej 12 tomów, (w tym cykl powieści indiańskich o Tecumsehu, za który otrzymał Order Uśmiechu i szereg nagród, a ich łączny nakładł przekroczył trzy miliony). Niemal kultową książką, wielokrotnie wznawianą, stały się jego Opowieści niedźwiedziego grodu. Pasja społecznikowska tego pisarza ujawniła się nie tylko w różnych inicjatywach społecznych (powoływaniem towarzystw regionalnych, grup poetyckich, czasopism, inicjatyw wydawniczych), ale także w działalności na rzecz Związku Nauczycielstwa Polskiego, Związku Literatów Polskich, ziemi chełmskiej i lubelskiej, koleżeńskiej pomocy materialnej i artystycznej, ale także dziesiątkami opracowań o pisarzach, ludziach oświaty i kultury, z zakresu etnografii i nauczania (tego ogarnąć się nie da, stwierdzam to z całą pewnością jako autor monografii o nim). Kielecczyzna w życiu Longina J. Okonia zajęła ważne miejsce. Pojawiła się w trudnym dla pisarza czasie. Z początkiem lipca 1959 został powołany przez WKR w Lublinie do odbycia wojskowych ćwiczeń poligonowych. Był wtedy studentem drugiego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Mimo starań o zwolnienie, nie uzyskał zgody. Lipiec, sierpień i wrzesień spędził na poligonie w Legionowie. Nie przystąpił do sesji egzaminacyjnej, musiał przerwać studia. Po dwóch latach postanowił jednak wykorzystać trzy zaliczone semestry polonistyki na UW i skończyć Studium Nauczycielskie. Wybrał Kielce. „Chciałem – jak sam przyznaje – bliżej poznać uroczą krainę Żeromskiego”. Trafił na drugi rok studiów. Znowu oddajmy głos pisarzowi. Podczas studiów „w wolnych od nauki chwilach chodziłem po mieście i podziwiałem jego uroki. W którąś sobotę z kolegami poszedłem do teatru na sztukę Brechta „Matka Courage”. Kreacje aktorskie były świetne. Dekoracje oryginalne. Ze wzruszeniem opuszczałem teatr”. Pracę dyplomową, na temat Wersyfikacja Łąki Bolesława Leśmiana, napisał po opieką B. Szlesińskiego. Obronił ją 16 grudnia 1963 roku na ocenę bardzo dobrą. 13 Okoń, prezentując miejsca związane z naszym regionem, udziela czytelnikom podstawowych informacji o nich (historycznych, architektonicznych) i opisuje je bardzo plastycznie, np.: „Wzgórze Malik pokryte bujną zielenią lasu stało w blasku zachodzącego słońca. […] Blask łuczywa ślizgał się po wiszących u sufitu stalaktytach, na ścianach chybotał jak żywe dziwaczne cienie.” L. J. Okoń podczas rozmowy z Wandą Rogalą – prezesem wydawnictwa „Gens” i dr Stanisławem Rogalą w siedzibie oddziału ZLP w Lublinie Ze swoich kieleckich nauczycieli najlepiej wspomina: Z. Żakową, M. Głazek, K. Helis i B. Szlesińskiego. Poświęcił im kolumnę wierszy z cyklu Kroki słoneczne, opublikowaną w „Ziemi Chełmskiej” (1962, s. 16). W opisie pejzażu w wierszach tych możemy dostrzec wiele widoków z Kielecczyzny. Takim jest utwór Zimowy pejzaż. Zacytujmy go: Drzew stupalce ramiona stoją w zgrzebnych koszulach – w szronie Tabuny wron i kawek jak plamy czarne wklejone w mięciutki puch buszują pośród pól – szukają ziarn dających ciepło. Inne związki L. J. Okonia z Kielecczyzną to wielokrotna obecność u nas jako pisarza uczestniczącego z spotkaniach autorskich, imprezach literackich, również jako literaturoznawcy wypowiadającego się o naszych pisarzach. W 1998 roku, nakładem kieleckiego wydawnictwa „STON 2”, ukazała się jego powieść Przekleństwo Inków, a nakładem Wydawnictwa GENS pierwsza monografia jego pisarstwa pt. Longin Jan Okoń (wznowiona w 2002). W świętokrzyskiej prasie publikowane były omówienia jego twórczości. Świętokrzyscy studenci już kilkakrotnie podejmowali jego twórczość za przedmiot prac magisterskich, jedna z nich nawet opublikowała książkę – B. Danielczuk Longin Jan Okoń – pisarz i nauczyciel. Pisarz wielokrotnie obecny był na antenie radia „Kielce”. Z okazji ostatniego jubileuszu Longin J. Okoń otrzymał od świętokrzyskich pisarz listy gratulacyjne, natomiast – w rzadko spotykanej jako hołd dla pisarza od ponad 30 pisarzy-kolegów – antologii dedykowanych mu wierszy, wydanej nakładem lubelskiego oddziału ZLP, pt. Jubilatowi – przyjaciele znalazł się mój tekst poetycki List… Jego publikację poczytuję sobie za szczególny zaszczyt. Gestów wdzięczności od kolegów przy tej okazji otrzymał pisarz wiele. Oprócz wskazanej antologii, jego utwory pojawiły się w nowych publikacjach zbiorowych, takich jak Antologii poezji chełmskiej grupy poetyckiej „Lubelska” 36, Skok po szczęście, wznowiono jego utwór Biały niedźwiedź i zapowiedziano następne wznowienia, w Szwajcarii ukazał się tom wierszy w tłumaczeniu na język francuski. Redakcja „Dedala” przyłącza się do życzeń jubileuszowych. dr Stanisław Rogala Na Kielecczyznę powrócił pisarz w klechdzie Klęska Boruty z tomu Opowieści niedźwiedziego grodu. Popularnego księcia ciemności prowadzi autor od Łęczycy, przez Góry Świętokrzyskie do kredowych krużganków pod Chełmem. Znudzonego samotnością Borutę wyciąga z łęczyckich lochów świętokrzyska wiedźma Jaroma. Obiecuje zaprowadzić go na Łysicę, gdzie odbywa się sabat, pod warunkiem, że pomoże jej przepędzić z Puszczy Jodłowej Smolenia, który psuł jej plany. W nagrodę obiecuje mu pomoc przy porwaniu pięknej Tiny, córki cygańskiego króla Werana. Smoleń zamieszkiwał jaskinię Raj we wzgórzu Malik. Boruta nakazał mu służyć sobie jako stangret powożący karetą, gdy będą uprowadzać Tinę. Podstępny zamysł Jaromy powiódł się. Wywabiła Tinę z cygańskiego obozowiska obietnica złotego prezentu, który niby przysłał jej książę z chęcińskiego zamku, Boruta pochwycił w swe szatańskie ramiona i ze Smoleniem uprowadzili do Chełma. 14 Pisarz w swojej bibliotece z wigwanową fajką pokoju (kalumetem) Mohawków, wrzesień 2002