Powstanie polityczno- ści u Greków

Transkrypt

Powstanie polityczno- ści u Greków
Christian Meier
Powstanie polityczności u Greków
Przeł. Marek Aleksander Cichocki
Te o l o g i a P o l i t y c z n a
Warszawa 2012
638 stron
oprawa miękka
cena 53,00 zł
Tadeusz Zieliński napisał historię antyku w taki sposób, że nie byłem w stanie
oderwać się od jego grubych tomów. W miarę dorastania z pewnym przerażeniem odkryłem, że ten piękny opis nie pozwala jednak na pełne zrozumienie
tego, co się działo dwa i pół tysiąclecia temu. Co gorzej, pełnego zrozumienia
nie dają także inne, bardziej dorosłe książki, zarówno podręczniki szkolne, jak
i akademickie. Często są to opracowania przewyborne, pozwalające na poszerzenie wiedzy, lecz przeważnie pozostają jedynie na poziomie faktów.
Dzieła dające zrozumienie historii – takiej jak praca Christiana Meiera
– są prawdziwą rzadkością. Właściwie z punktu widzenia studenta polskiej
wyższej uczelni jest to książka nieprzydatna: mało tabelek i brak klarownych
podsumowań. Na domiar złego gruba i zasypująca czytelnika nieustającym
gradem dygresji. Jak się z tego uczyć? To jest właściwe pytanie, ponieważ
z Powstania polityczności uczyć się do egzaminów nie sposób. Ale jak wiele
można się z niej nauczyć!
Kluczowe dla całej pracy jest przypomnienie czytelnikom (a ilu z nas dopiero na podstawie tej lektury sobie tę prawdę uświadomi?) podstawowego
faktu: Grecy nie znali demokracji. Toteż oni nie mogli jej budować, do niej dążyć. A przecież zwykle, zarówno w podręcznikach, jak i w literaturze swobodniejszej (jak na przykład w książkach Zielińskiego) właśnie na takim tryum-
To nie demokrację budowali Grecy, ona wyszła im
przy okazji
falnym marszu ku demokracji buduje się narrację kolejnych reform i zmian
w starożytnych Atenach. Od Solona, przez Kimona i Klejstenesa, po Peryklesa,
uczeni i inteligentni mężowie w chlamidach krok po kroku zbliżali się ku wymarzonemu celowi – powszechnej władzy ludu.
Christian Meier całą sprawę ujmuje inaczej. To nie demokrację budowali Grecy, ona wyszła im przy okazji. Celem było skuteczne działanie polis –
wspólnoty, która rozrastając się i komplikując, wymuszała na mieszkańcach
znajdowanie nowych rozwiązań, mówiąc krótko – stawiała ich wobec koniecz-
346
Pressje 2013, teka 32/33
ności działań politycznych, czyniąc z nich obywateli. Jeżeli zaś nie demokracja – władza ludu – była celem, ideałem stawianym na horyzoncie działań, to
musiało być nim coś innego.
Meier wskazuje na izonomię. Termin nie do końca jasny i oczywisty we
współczesnych czasach. Pojęcie równości jest szalenie zdezawuowane, przez
jego nieustanne nadużywanie, od rewolucji francuskiej, przez październikową na
kulturalnej i wszystkich kolejnych kończąc. Izonomia to równość wobec prawa
ale także równy udział w obowiązkach wobec wspólnoty. Walki między rodami
arystokratycznymi czy rządy tyranów (będące tak naprawdę wynikiem rywalizacji oligarchów) nie były w stanie zapewnić harmonijnego działania wspólnoty.
Izonomia nie była teoretycznym konstruktem opartym na spekulacjach o ludzkich prawach, lecz opartym na praktycznych potrzebach włączaniem coraz szerszych grup obywateli w procesy polityczne, w polityczność właśnie.
Musimy także zmierzyć się, wespół z Meierem, z objętym społecznym
odium pojęciem polityczności, które autor wywodzi – a jakże – od Carla
Schmitta. Pojmowanie polityczności jako umiejętności rozróżnienia swoich od wrogów ma złą renomę. Nie podejmuję się oceny koncepcji Schmitta,
jednakże jest ona przydatna do analizy starożytnych procesów państwowotwórczych. Wchodzenie w polityczność prowadziło do coraz skuteczniejszego
jednoczenia mieszkańców Attyki, co jest jednym z podstawowych obszarów
społecznych, dających się ująć koncepcją polityczności Schmitta.
Patrząc w ten sposób zaczynamy rozumieć, że kolejne zmiany – zwłaszcza kluczowa dla ateńskiego ustroju reforma Klejstenesa – nie miały na celu
budowania kolejnych mechanizmów demokratycznych, lecz zapewnienie równoważnego udziału politycznej obecności obywateli. Twórcy mechanizmów nie
zastanawiali się co będzie bardziej demokratyczne, właściwe czy postępowe,
lecz co okaże się bardziej praktyczne. Obywatele coraz mocniej utożsamiali się
z państwem, a nie wyłącznie z rodową wspólnotą czy sieciami powiązań patronacko-klienckich. A odbywało się to z korzyścią dla nich wszystkich. To, co
uznajemy za istotę demokracji, czyli teatrum wyborcze, organizacje polityczne
czy reprezentacje okręgów, dla starożytnych Greków, odkrywających dopiero
swoją polityczność, było tylko instrumentem życia wspólnego, a nie jego celem.
Taki namysł nad politycznością antyku konfrontuje współczesnego czytelnika z polską współczesnością. Czasami można odnieść wrażenie, że nasze
elity postawiły bardziej na odtwarzanie zewnętrznej formy struktur politycznych, niż na namysł nad tym, jaka ma być ta wolna wspólnota. Określono ideał
demokracji nie przez cele i idee kształtujące polityczność Polaków, lecz przez
hasła i slogany, boć przecież każdy wie, że demokracja to wolne wybory, partie polityczne, społeczeństwo obywatelskie i co tam komu jeszcze przyjdzie
do głowy. Pusta forma nie daje życia. Nic zatem dziwnego, że czasami nasza
polska polityka tak się ma do tej z agory, jak drugorzędna burleska do tragedii
Sofoklesa i Eurypidesa.
Juliusz Gałkowski
347