Czuwaj! Jak się poczuć u siebie
Transkrypt
Czuwaj! Jak się poczuć u siebie
Czuwaj! Stanisław Petroff Słowo wstępu To czwarty numer wydany w ciągu minionych dwunastu miesięcy. Nieźle, wziąwszy pod uwagę, że do tej pory wychodził jeden na rok. Wraz ze zwiększeniem częstotliwości pojawiają się też ludzie, którzy służą mi uwagami. Pozdrawiam Was wszystkich. Dziękuję, że uświadomiliście mi, jak szkodliwy może być tekst „Harcerze i picie”. Jestem przerażony, co by się stało, gdybym jednak go umieścił. Już widzę rodziców wypisujących z naszego Szczepu swoje pociechy po przeczytaniu o tym, że czasem nawet zuchy wchodzą w picie. Do dalszego prowadzenia Nietygodnika skłania mnie chęć zwiększenia częstotliwości jego wydawania. Mam nadzieję, że 2010 nie będzie najlepszym rokiem w jego historii. Jak się poczuć u siebie Felietonik na temat harcerskiego przywitania Przyzwyczajony jestem już, że rowerzyści nie nauczyli się witać nadjeżdzającego z drugiej strony. Stosowanie tego obyczaju miało kiedyś sens przez cały rok. Z czasem kolarzy się namnożyło i pozdrawiałem tylko w okresie zimowym. Niektórzy odpowiadają, ale nie mam za złe tym, którzy tego nie robią. W końcu nikt im nie tłumaczył, że dzięki temu drobnemu gestowi ta, nasza garstka na dwukółkach poczuje się milej we wrogim nam otoczeniu samochodów. Czy jednak mogę tak samo usprawiedliwić niewiedzą harcerzy, którzy z podobnego osamotnienia, pośród „niemoralnego Świata" mogliby wyrwać się zarezerwowanym dla nich przywitaniem: „Czuwaj”? Przez ostatnie tygodnie nagabywałem harcerzy tym słowem. Prawie nigdy nie usłyszałem w odpowiedzi tego samego. Szkoda, że nie rozumiecie. Skoro macie Stanisław Petroff przywitanie, które pozwala Wam poczuć swoją oddzielność od innych, to kultywujcie jego używanie. Z początku może być trudno, bo będziecie się wstydzić. Ale, na Boga (jak mawia Bałdyga Stanisław) utoniecie w tym wstydzie i nie wyciągnie Was już spod tego żadna dłoń. Myślę, że harcerzy można czegoś nauczyć takim felietonikiem. Rowerzystów nie zbiorę przy takim czasopiśmie, niech sami je sobie zrobią. Liczyłem na Konora Marcin Delura o tworzeniu nowej jednostki, po 3ech latach dowodzenia 88WDH-y. Oddałeś drużynę. Czemu? Mój czas minął Przewidywałem taką odpowiedź. To może inaczej. Napracowałem się przez te 3 lata. Zrobiłem to, co chciałem. Dalej robienie tego byłoby siedzeniem na urzędzie Nie uważasz, jak mówił Paweł Rączka w wywiadzie z czerwca, że już dawno się wypaliliście. Nie myślę tak. Więc ile siły Ci zostało i na co? Nie ma co robić kampanii reklamowej. Może właśnie potraktuj ten wywiad, jako dobre miejsce na to. Mówiłem już przy różnych okazjach, że jak ktoś chce, to zapraszam do współpracy. Nie ma mnóstwa starych, byłych harcerzy, którzy by się zgłosili. Jest grupa widząca tu swoją możliwość. Chcą robić coś nie tylko jako uczestnicy, ale też twórcy. Zbieram tych ludzi. Jaką metoda? Istnieją potencjalni wędrownicy. Nie chodzi o zrobienie ich z ludzi na siłę. Nie jest tak, jak w przypadku naboru młodszych drużyn, że szuka się ludzi. Tu potrzeba kogoś, kto już jest chętny. Czyli kto? Starsi z Rodła: Mańki, Kwiatek, Maurycy, też Świstak, Hochla. Hochla na razie nie może. A jaki jest cel tego zgarniania? Robienie razem rzeczy, które bardziej lub mniej jarają, wyjazd do jakiegoś miasta, na bunkry, wycieczka kajakami, czy rowerami. Zimą na rowerach! Nie, raczej nie na rowerach. Jak byłem uczony, żeby jako wędrownik stawiać sobie duże wyzwanie. Możesz też wyjść nago na dwór. Będzie to jakieś wyzwanie? To kiedy wsiądziecie na rowery? Rozumiem, że się uczepiłeś rowerów, bo sam w tym siedzisz, ale wymieniłem parę rzeczy, które możemy robić. Nie jesteśmy jakimiś fakin maniakami rowerzystami. Kto jest dla Ciebie najważniejszy we współpracy? Liczyłem na Konora, ale starsze osoby są dość zajęte. Młodsze mniej. Wiadomo. Odeszli przyboczni. Żałujesz? Ta pustka jest nie do zastąpienia. (Śmiech). Żałuję, bo chciałem robić to z nimi, ale nie mam przecież do nich żalu. Na kim się teraz opierasz? Merytorycznie na Krzyśku Mańku. Ale wiadomo, że nie będę go nudniejszymi rzeczami obarczał. Organizacyjnymi, jak telefony związane z przygotowaniem planu pracy. paki już sobie radzą sami. Przekazanie nastąpi przed zimowiskiem, w styczniu Wracając do wywiadu czerwcowego z Pawłem. Nie czujesz, że jednak miał on rację i lepiej dać spokój w pewnym momencie. Robisz coś, co jak mówił Pol w Nietygodniku z listopada, nie udało się na razie nikomu. Tamtego numeru nie czytałem, tylko przeglądałem. Więc nie wiem o czym Pol mówił konkretnie. Możesz sprawdzić tamten numer Po obozie oddałeś drużynę. To tej pory nie zrobiliście jednak formalnego przekazania. Dzięki temu nie było takiej sytuacji, że chłopaki wracają z obozu i wskakują w nowe role, jeśli dopiero co zajmowali się prowadzeniem zastępów. Przekazanie nastąpi przed zimowiskiem, w styczniu. I chyba często tak się robi. Na przykład jak ja przejąłem drużynę. Choć wtedy byłem jedyny w kadrze i Rączka trochę mi pomagał. A teraz chło- na stronie: nietygodnik.pl Wspominał o Michale Rączce i jego nieudanym eksperymencie. Wcale nie uważam, żeby Michałowi nie udało się prowadzenie pionu starszego. Działaliśm rok. Zorganizowaliśmy rowerowy wyjazd letni, Rajd Dreszczyk i zimowisko narciarskie na Słowacji. ry wniósł własną wizję 88y. Odejście od formy militarno-lotniczej na rzecz fantazy-rpg. Brak kartonówek i wyjazdów do Góraszki, za to gry w Aliena i klimaty postapokaliptyczne, które też kontynuują teraz chłopaki. W zawodach kartonówek mieliśmy raz wziąć udział udział. A pierwszy klimamaty w stylu LARP (gry fabularnej na żywo- przyp red.) wprowadził tak naprawdę Wieloryb, kiedy był moim zastępowym. Myślę, że każdy zastępowy, czy drużynowy, który ma inwencję robi swoje, a nie idzie za trendem. Trzymanie się militariów na dłuższą metę jest nudne. Trzeba to mieszać. Mam pozytywne opinie o Tobie jako drużynowym. Nie wszyscy oceniali mnie pozytywnie. To, co podałeś jako zalety przez niektórych było uznawane za moje słabe strony i byłem uważany za osobę, która nie potrafi utrzymać wszystkiego w garści, Jednak zamordyzm nie pasowałoby do mojego charakteru. Czemu nie przetrwało to dłużej? Działaliśmy od okazji do okazji. Jeden harcerz spoza Rodła stwierdził, że oddałeś drużynę większą, niż gdy odbierałeś. Wydaje mi się, że teraz drużyna jest w podobnym stanie, co trzy lata temu. Trzeba by spytać Witka. Jesteś drużynowym, któ- W każdym razie teraz zamierzasz się zmarnować w fatamorganie. Żeby być szczerym. Rzeczywiście trochę kulawo to działa. Mam jakiś plan. Tu na ściankę. Jak powłazimy na wędce, to zacząć ćwiczyć dolną asekurację smyczy. W Maju na Skałki. Wyjechać w teren, w bunkry. Są pomysły, ale gadaliśmy z chłopakami starszymi, że to kuleje. Podejrzewam, że to te stare błędy związane z brakiem systematycznego funkcjonowania. Wyjazdy wyjazdami, ale trzeba stale działać. Na razie wszystko przed nami. Nic nie mamy i dlatego możemy iść w każdym kierunku. Boga czy Słońca. 3 Pytania do Witka Dyszyńskiego, p.o. drużynowego 88WDH-y Pewien harcerz powiedział mi, że Delur oddał drużynę większą, niż gdy przejmował od Rączki. Cz to prawda? Myślę, że liczebność jest podobna. Raz rosła, raz spadała, żeby dojść mniej więcej do tego samego stanu. Z czego to wynika? Co trzy lata powtarza się taka sytuacja, że odchodzi grupa starszych. Gdy Marcin przejmował drużynę były Czaple, Puchacze i zastęp tworzący się z naboru. Jak to wygląda teraz? Czaple były wtedy nowym zastępem oraz całkiem niemały zastęp Kobuzów, który działał bardziej jak zaplecze dla komendy. Teraz w drużynie są Kruki, Jastrzębie oraz powstał nowy zastęp naborowy. Jak widać stan osobowy jest więc podobny, jedyną różnicą jest nasza komenda, która już teraz składa się z 3 osób w przeciwieństwie do Delura, który zaczynał bez przybocznych. Krótko na temat Nasza była komendantka, Kasia Gajewska o Marcinie Delurze, jako drużynowym Marcin Delura, świetny drużynowy. Potrafi porwać za sobą chłopaków i tych starszych i tych młodszych. W swojej pracy skupia się na pracy z zastępowymi, pokazaniu im wzorców. Rada Drużyny i Zastęp Zastępowych to właśnie najsilniejsze punkty jego drużyny. Wspólnie podejmują decyzję, kształcą się, ale też bawią, co powoduje, ze tworzą silny zespół, na którym można budować dużą, prężną drużynę. Ważne jest dla niego wychowywanie. Nie boi się powierzania zadań i związanej z nimi odpowiedzialności młodym, co jest najlepszym sposobem na naukę. Potrafi się bawić z harcerzami, pokazać im, że harcerstwo to przygoda. Z małych chłopców przychodzących do drużyny potrafi zrobić harcerzy. I znów wspólny wyjazd Tym razem nie kurs ZZ, ale biwak drużyny w Kampinosie. Byłyśmy w komplecie, może nie zupełnym, lecz i tak było nas dużo. O tak, była to ważna wycieczka! Po pierwsze, wszystkie stare wyjadaczki mogły spędzić świetny weekend w swoim towarzystwie, po drugie najmłodsze „akmerki” wyjechały po raz pierwszy na coś takiego. Bez rodziców, bez luksusów, bez tragarzy, noszących ich rzeczy – po prostu miniobóz przetrwania. Oczywiście daleko mu było do prawdziwego obozu, co nie wykluczało wspaniałej zabawy. był ten chłopak. Ostatni odcinek trasy przejechałyśmy busem już do Kampinosu, po drodze grając w dość szaloną grę, w którą i tak nikt nie wygrał! Siedzący obok nas chłopak zwrócił nam uwagę, że mamy źle założone wywijki Kurczę, jak tam dojść? Wiedziałyśmy, że śpimy w szkole. Znalezienie jej zajęło nam sporo czasu. Najpierw poszłyśmy w zupełnie inną stronę. Słychać było jęki naszych najmłodszych koleżanek, które najchętniej położyłyby się na ziemi, ale duch harcerski je powstrzymywał – była to dla nich sprawa honoru. Potem musiałyśmy zawrócić, okazało się, że szkoła jest naprzeciwko przystanku autobusowego! Podróż do Kampinosu Najpierw jechałyśmy autobusem. Każda z nas znalazła miejsce, tak samo jak każda z nas myślała, że ten przejazd będzie nudny. Otóż nie. Siedzący obok nas chłopak zwrócił nam uwagę, że mamy źle założone wywijki. Potem z nami rozmawiał, okazało się, że jest byłym harcerzem z ZHR-u. Następna była przesiadka do kolejnego autobusu – i tu, uwaga, zrządzenie losu, w autobusie znowu Cały dzień gier i zabaw Weszłyśmy do szkoły, naprawdę wielkiej szkoły. Rozłożyłyśmy rzeczy przed półką z licznymi pucharami, dyplomami i wyróżnieniami, nie mogąc powstrzymać się przed głośnym „Ach, ile pucharów!”. Potem, podzielone na grupy, miałyśmy zawody zastępów. Kategorie sportowe, wzrokowe, umysłowe i ortograficzne – z czym, Jula Majewska nie da się ukryć, miałyśmy największy problem. Stworzyłyśmy też plan rocznej rywalizacji dla zastępów, zjadłyśmy ryż z sosem chińskim – co za sos! Wieczorem była gra. W patrolach pisałyśmy atramentem sympatycznym i uciekałyśmy przed Niemcami. Musiałyśmy wejść na cmentarz i zapalić świeczki na grobach dzielnych żołnierzy. Było ciemno, więc wchodząc przez bramę cmentarną, nawet najodważniejsze z nas poczuły dreszcz emocji na karku... Co za noc Po grze dojechały do nas do szkoły Kasia Trzeciak i Kasia Dyjewska. Miałyśmy z nimi późnowieczorne zajęcia, kominek i skrócony kurs zastępowych. W końcu zaś gwóźdź wyjazdu – tej nocy Przyrzeczenie miały złożyć Kasia i Patrycja, podzastępowe. Rozstawiłyśmy się na długiej drodze, a wokół panowała sceneria jak z sennych koszmarów (zwłaszcza koszmarów Eryki). Stałyśmy na drodze ze świeczkami w ręku. Razem z Martą przestraszyłyśmy się nie na żarty, kiedy wyskoczyła z krzaków sarna, podobnie jak w filmach Hitchcocka. Dziewczyny dostały krzyże. To była jedna z tych nocy, po których nie da się spać. Dla nich to była magiczna noc... Co potem? Następnego dnia obudziłyśmy się zmęczone. Zjadłyśmy śniadanie, a że była niedziela, poszłyśmy do kościoła. Zupełnie dziwnego kościoła, z zewnątrz był drewniany, od środka barokowo-rokokowy i chyba potrzeba specjalisty, który by określił styl Kazanie księdza zostanie w nas wszystkich na długo, ponieważ mówił o wszechświecie roztoczy na naszych poduszkach architektoniczny tego budynku. Wiem też, że kazanie księdza zostanie w nas wszystkich na długo, ponieważ mówił o wszechświecie roztoczy na naszych poduszkach. Po południu miałyśmy grę w Kampinosie i wspaniale się przy niej bawiłyśmy, odbierając sobie nawzajem ważne zwoje i rozwiązując zadania o leśnej tematyce. Wracając, śpiewałyśmy piosenki i śmiałyśmy się głośno. Zjadłyśmy „uciekające” spaghetti w szkole i spakowałyśmy się, a każda z nas miała problem z wciśnięciem śpiwora. Przed szkołą czekał już na nas bus jadący bezpośrednio do Warszawy. Pożegnałyśmy się ze szkołą i z Kampinosem i wsiadłyśmy roześmiane do niebieskiego busa. Śpiewając, szybko dojechałyśmy do miasta. Zmęczone, brudne i wycieńczone, żegnałyśmy i przytulałyśmy się miło. Każda z nas z uśmiechem wróciła do domu, każda czuła, że jest w drużynie, wśród prawdziwych przyjaciół. Czarny Ląd w Warszawie W jeden z weekendów października wybrałem się na Festiwal Globalny Rozwój w Kinie. Pomyślisz: „Festiwal? A co w tym niezwykłego?”. No właśnie, czym różni się od pozostałych? Przede wszystkim zawitał do Polski po raz pierwszy. A jest inny ze względu na tematykę. Filmy wyświetlane w jego trakcie nie były thrillerami, ani komediami romantycznymi, lecz dokumentami ukazującymi świat takim, jaki jest. „Dobry los” (Good Fortune, reż. L. Van Soest) Ten film traktuje o wydarzeniach w Nigerii z zeszłego roku. Ukazuje, jak negatywnie wpływa na życie mieszkańców Afryki pomoc ze strony zagranicznych inwestorów i ONZ. Ich plany nie pokrywają się z planami miejscowej ludności. Organizacja Narodów Zjednoczonych i Jackson (zagraniczny inwestor) mają dobre chęci. Jednocześnie nie do końca przewidują skutki swojej działalności. Komentarze jednej strony przeplatają się z wypowiedziami drugiej. Możemy dzięki temu obiektywnie i z dystansem podejść do tematyki poruszonej w filmie. W tle odbywają się wybory prezydenckie. Gdy wychodzi na jaw, że były sfałszowane wybuchają zamieszki. Film zrobił na mnie wielkie wrażenie. Myślałem, że mam pojęcie, jak wygląda życie w Afryce. Jednak zrozumiałem, że tak naprawdę niewiele wiem na temat tego, co się tam dzieje. Film otworzył mi oczy. Zachęcam wszystkich, którzy chcieliby poznać lepiej mroczny i tajemniczy kontynent afrykański do obejrzenia tego filmu. „Dziecko wojny” (War Child, reż. K. Chrobog) Różnił się mocno od „Dobrego Losu” Tytułowym „dzieckiem wojny” jest Emmanuel Jal, który od siódmego roku życia brał udział w wojnie, jako żołnierz. Po latach wspomina strzelanie do ludzi i zabijanie. Teraz bardzo tego żałuje. Kiedy okazuje się, że ma możliwość Mateusz Kaczmarek zwrócenia uwagi Świata na rzeczy dziejące się w Afryce zostaje piosenkarzem. Nie byle jakim. Śpiewa ludziom o swoich doświadczeniach wojennych, nawołuje wszystkich do pokoju i pojednania. Jego występy i aktualne wypowiedzi przeplatają się z fragmentami filmu, którego głównym bohaterem jest Emmanuel w wieku siedmiu lat. Doceniam wysiłek, jaki reżyser włożył w realizację dokumentu. Jedyną rzeczą, która mi przeszkadzała, był montaż. Sceny nie przechodziły płynnie jedna w drugą. Jednocześnie mam wrażenie, że ważniejsze od strony technicznej jest to, że film pokazał, ponownie, jak ciężko jest w Afryce. Zapraszam do wpisania w wyszukiwarce imienia: Emmanuel Jal. Przynajmniej częściowo będziecie mogli poczuć to, co było pokazane na filmie. W czasie festiwalu wyświetlono wiele filmów. Obejrzałem dwa związane z afrykańskim kontynentem. Na stronie: festival.humandoc.net/pl możesz znaleźć coś dla siebie. Na ognisku z Prezydentem Spotkanie z Prezydentem Polski z okazji odsłonięcia tablicy ku pamięci pierwszego po zaborach posterunku wojskowego. Na miejsce przybywam spóźniona. Tym razem, niestety, nie mogę zwalić odpowiedzialności na komunikację miejską, jest to wina wyłącznie mojego roztargnienia. Już z daleka widać tłum harcerzy kłębiących się przed wejściem do Pałacu Prezydenckiego. Wszyscy przybyli na spotkanie z Prezydentem. Jeszcze parę minut szukania znajomych twarzy z zastępu Kopciuszków (zostałyśmy poproszone o reprezentację SH), krótka wymiana zdań i wchodzimy. Po przemierzeniu kilku skomplikowanych korytarzy znaleźliśmy się na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego. Zostaliśmy ustawieni przez pewnego pana z bardzo dorodnymi wąsami, (będzie się on jeszcze kilka razy pojawiał, więc dla wygody nazwijmy go Panem Wąsaczem). Po parunastu minutach stania we wzorowym ustawieniu Pan Wąsacz oznajmił nam, że to może potrwać jeszcze chwilę, i żebyśmy się rozeszli. To było bardzo przyjemne 20 minut spędzone na oglądaniu, a potem próbach rozśmieszenia żołnierzy pełniących wartę przed Pałacem (niestety wojsko bardzo starannie ich szkoli, wargi im nawet nie drgnęły) i miłym wysiadywaniu na krawężniku. Następnie Pan Wąsacz poprosił nas o powtórne ustawienie się. Potem komenda BACZNOŚĆ! I wchodzi Prezydent. Zaczyna przemówienie. Nie za długie, nie męczące (z czego można wnioskować empatię Prezydenta), miłe przemówienie, które przybliżyło nam ideę odsłonięcia tablicy, upamiętniającej zaciągnięcie warty przed Pałacem Prezydenckim przez polskich żołnierzy w sierpniu 1915 r. Po uroczystym odśpiewaniu hymnu harcerskiego, zostaliśmy zaproszeni do Ogrodów Prezydenckich, gdzie Kasia Trzeciak czekał na nas biały namiot (ogrzewany!), a w nim wyjątkowo wygodne krzesła ustawione w kształt kręgu. W jego środku płonęły znicze. Ta część spotkania przebiegała na wzór ogniska harcerskiego. Były więc śpiewanki (w repertuarze między innymi ,,Płonie ognisko”, ,,Pierwsza Brygada i ,,Dalej wesoło”) przeplatane wspomnieniami Prezydenta i Pani Prezydentowej o harcerstwie. Potem zawiązanie kręgu i pożegnanie. Na zewnątrz czekała na nas wielka niespodzianka: grochówka!!! Pierwszą reakcją większości harcerzy było po prostu – otwarcie buzi ze zdziwienia. Lecz ta mina, już chwilę później, ustąpiła miejsca błogiemu uśmiechowi związanemu z ciepłą, gęstą i najwyraźniej smaczną zupą. Całe wydarzenie skończyło się pół godziny wcześniej, niż było to przewidziane. Jedni pewnie wybałuszą oczy na dźwięk wyrazów ognisko harcerskie, śpiewanki, grochówka i nazwą to „groteską” albo „niestosownością”, ja natomiast skwituję to dwoma słowami: było swojsko. Biedna małpa Nasza była komendantka prosto z Dalekiej Azji Kasia Gajewska i Alek Jankowski Warto zacząć od tego, co sprowadziło mnie do Singapuru. Mój chłopak, robi doktorat z bioinformatyki w ramach wspólnego, polsko-singapurskiego programu. Wiąże się to z pracą przez pewien czas w Genome Institute of Singapore. Przyjechaliśmy więc razem, aby spędzić rok w tym niewielkim, ale bardzo ciekawym kraju. Poniżej kilka fragmentów z naszego bloga: singapur2011.wordpress.com, na który serdecznie Was zapraszamy. Mieszkanie Mieszkamy na czternastym piętrze czterdziestopiętrowego wieżowca. Mieszkanie jest czteropokojowe, a lokatorzy zróżnicowani. W jednym pokoju przez pewien czas mieszkali trzej chińscy studenci, teraz zaś młody Francuz. W drugim mieszka dwóch Chińczyków. W trzecim my. Czwarty jest wspólny i może z niego korzystać każdy, o dowolnej porze. To właśnie jest największą zaletą wspólnego wynajmowania. Każdy czuje się jak u siebie i nikt nie musi przemykać między pokojem, a drzwiami wejściowymi, w przeciwieństwie do mieszkania przy rodzinie, czy razem z właścicielem. Wszystko to powoduje, że jesteśmy bardzo zadowoleni z naszego mieszkania. Zanim do niego dotarliśmy obejrzeliśmy inne o niewygórowanych cenach. W jednym bardzo wyluzowany właściciel, śpiewał przez cały czas spotkania z nami. W innym, mimo atrakcyjnej oferty cenowej, było kilka wad, z których główną stanowił mieszkający w nim właściciel. Starszy, chiński kawaler, nie mówiący po angielsku. Mieszkanie było trochę ciemne, a kiedy agent nieruchomości zademonstrował, jak otwiera się szuflada biurka, klamka została w jego dłoni. Niechciany lokator Po przylocie pojechaliśmy do niedrogiego hostelu, w którym mieliśmy nocować. Przed wejściem do niego spotkaliśmy małpę. W ogóle nie speszyła się naszym widokiem. Bardzo chciała wejść do środka, a my nie wiedzieliśmy, czy mieszka tutaj, czy nie. Zdecy- dowaliśmy się jednak jej nie wpuszczać. Nie było to takie proste – małpa Skakała po nas, próbowała ukraść nasz mały plecak (ze trzy razy większy niż ona) i rzucała się na wszystkie strony. W końcu operacja została zakończona sukcesem. Udaliśmy się na górę, gdzie musieliśmy poczekać na właściciela. Niestety małpa wkrótce też się tam znalazła i zaczęła demolować wnętrze. Skakała po całej recepcji, przestawiała i odkręcała różne rzeczy. Trochę nie wiedzieliśmy, co z nią zrobić, ale w końcu pojawił się właściciel, który wygonił ją przy użyciu miotły (biedna małpa), gdyż zdecydowanie nie była lokatorką hostelu. Hej ^^isiaczki. To ja, [)ruhna [)obra ®ada. Witam moje koffu$ne harcereczki w kąciku porad dla modnej Pani. Jeśli chcesz dobrze prezentować się na zbiórce, wrzuć szałowy ciuszek, którego pozazdrości Ci nawet drużynowa. Pamię- taj, że tej zimy retro wraca do łask. Bądź vintage! Każdy harcerz będzie oglądał się za twoją kiecką z drelichu i wystrzałowym sznurem korali. Świetnie poczujesz się jako gwiazda najbliższego rajdu, a Twój chłopiec nabierze więcej blasku, gdy będziesz razem z nim. Sprawdź, na jakim etapie jest Twój związek z NajkOchAńszYm SkaRBeChQoem. ObchAAi, co dalej robić, by wszystko potoczyło się zgodnie z wolą gwiazd. Jeśli Twoja druga połówka jest spod znaku Skorpiona, a jeszcze lepiej, gdy urodziła się przy przesile- niu konstelacji Neptuna, to będzie idealnie, gdy Wasze prycze na najbliższym obozie będą stać w stronę północną. Pozwoli Wam to na regenerację energii przekazywanej swoim następcom przez Małkowskiego. Karty Tarota nie kłamią, więc wywołując duchy Rudego, Zośki i Alka zapnijcie dokładnie śpiworki i czekajcie na natchnienie. Bd SieM DziAuOOO!!! A Czas oczekiwania umilą Wam najnowsze dzwonki ściągnięte z SHmp3. Czadowe sygnały jak Bratnie Słowo, albo nowe filmy ze $w33ta$nym♥ Zaciem. „Bo Zac zawsze owni i khazdy go loFFcia” – jak mawia mój kochanusi mężuś. Twój boj nie może zostać daleko za tobą, więc naucz go ruchów pląsu do nowej piosenki JuStiiNKAAA BaiBeRkkkaaaa xdd xd xd. Potem w jej rytm przejdźcie się w niedzielę po Galerii Handlowej. Tam znajdziesz dla niego wdzianko, które upodobni go jak najbardziej do przedwojennego harcerza. Duży czarny pasechEEkk XD i rączka wciśnięta za sprzączkeE, do tego wąsik prosto od stylistki z salonu L’oreal. Tak odpicowani możecie zanurzyć się we wspomnieniach z ostatniego obozu. Ja zaś będę stała w backgroundzie, dumna, że tylu młodych chłopców i dziewczynek słucha moich rad dla współczesnego harcerza. Czuwandero, Pięć, Dwa, Zero O wolność prasy Niegodnik w obronie swojego bratniego czasopisma Numery Nietygodnika ze stycznia, lipca oraz listopada były w czasie Akcji Znicz do wzięcia przez osoby korzystające z naszego stoiska. Zdjęcia przedstawiają tę sytuację. Nie spodobała się ona wszystkim. Pojawiły się głosy, że czasopismo nie jest przeznaczone dla osób spoza Szczepu, że dopisane długopisem: „Zachęcamy do zapoznania się! Gratis!” wygląda nieestetycznie, a także że Nietygodnik nie ma związku z Akcją Znicz i stoiskiem, więc nie powinien tu stać. Argumenty te były wytłumaczeniem dla ustawienia stoiska z tyłu, pod murem, z dala od publicznego widoku. Na szczęście pojawienie się w odpowiednim by przenieść stojak Nietygodnika z widoku publicznego, gdyż wygląda mało estetycznie, nie ma związku z Akcją Znicz i nie powinien trafiać do ludzi odwiedzających nasze stoisko? a) Michał Rączka b) Anna Mieczyńska c) Paweł Rubach Nagrodą za dobrą odpowiedź będzie możliwość pisania dla Niegodnika i dobre sny do końca roku. czasie redaktora naczelnego przywróciło stan promowania Nietygodnika wśród przechodniów. Teraz pytanie: Kto był osobą sugerującą,