Czuwaj! Jak się poczuć u siebie

Transkrypt

Czuwaj! Jak się poczuć u siebie
Czuwaj!
Stanisław
Petroff
Słowo wstępu
To czwarty numer wydany w ciągu minionych
dwunastu miesięcy.
Nieźle, wziąwszy pod
uwagę, że do tej pory
wychodził jeden na rok.
Wraz ze zwiększeniem
częstotliwości pojawiają
się też ludzie, którzy służą
mi uwagami. Pozdrawiam
Was wszystkich.
Dziękuję, że uświadomiliście mi, jak szkodliwy
może być tekst „Harcerze
i picie”. Jestem przerażony, co by się stało,
gdybym jednak go
umieścił. Już widzę
rodziców wypisujących
z naszego Szczepu swoje
pociechy po przeczytaniu
o tym, że czasem nawet
zuchy wchodzą w picie.
Do dalszego prowadzenia
Nietygodnika skłania
mnie chęć zwiększenia
częstotliwości jego
wydawania. Mam
nadzieję, że 2010
nie będzie najlepszym
rokiem w jego historii.
Jak się poczuć u siebie
Felietonik na temat harcerskiego przywitania
Przyzwyczajony jestem
już, że rowerzyści nie
nauczyli się witać
nadjeżdzającego z drugiej
strony. Stosowanie tego
obyczaju miało kiedyś
sens przez cały rok.
Z czasem kolarzy się
namnożyło i pozdrawiałem tylko w okresie
zimowym. Niektórzy
odpowiadają, ale nie mam
za złe tym, którzy tego nie
robią. W końcu nikt im
nie tłumaczył, że dzięki
temu drobnemu gestowi
ta, nasza garstka
na dwukółkach poczuje
się milej we wrogim nam
otoczeniu samochodów.
Czy jednak mogę tak
samo usprawiedliwić
niewiedzą harcerzy,
którzy z podobnego
osamotnienia, pośród
„niemoralnego Świata"
mogliby wyrwać się
zarezerwowanym dla nich
przywitaniem: „Czuwaj”?
Przez ostatnie tygodnie
nagabywałem harcerzy
tym słowem. Prawie
nigdy nie usłyszałem
w odpowiedzi tego
samego. Szkoda, że nie
rozumiecie. Skoro macie
Stanisław
Petroff
przywitanie, które pozwala Wam poczuć swoją
oddzielność od innych,
to kultywujcie jego używanie. Z początku może
być trudno, bo będziecie
się wstydzić. Ale, na
Boga (jak mawia Bałdyga
Stanisław) utoniecie
w tym wstydzie i nie
wyciągnie Was już spod
tego żadna dłoń. Myślę,
że harcerzy można czegoś
nauczyć takim felietonikiem. Rowerzystów
nie zbiorę przy takim
czasopiśmie, niech sami
je sobie zrobią.
Liczyłem na Konora
Marcin Delura o tworzeniu nowej jednostki,
po 3ech latach dowodzenia 88WDH-y.
Oddałeś drużynę.
Czemu?
Mój czas minął
Przewidywałem taką
odpowiedź.
To może inaczej.
Napracowałem się przez
te 3 lata. Zrobiłem to, co
chciałem. Dalej robienie
tego byłoby siedzeniem
na urzędzie
Nie uważasz, jak mówił
Paweł Rączka w wywiadzie z czerwca, że już
dawno się wypaliliście.
Nie myślę tak.
Więc ile siły Ci zostało
i na co?
Nie ma co robić kampanii
reklamowej.
Może właśnie
potraktuj ten
wywiad, jako
dobre miejsce
na to.
Mówiłem już
przy różnych
okazjach, że jak
ktoś chce,
to zapraszam
do współpracy.
Nie ma mnóstwa starych,
byłych harcerzy, którzy
by się zgłosili.
Jest grupa
widząca
tu swoją możliwość. Chcą
robić coś nie tylko
jako uczestnicy,
ale też twórcy. Zbieram
tych ludzi.
Jaką metoda?
Istnieją potencjalni wędrownicy. Nie chodzi
o zrobienie ich z ludzi
na siłę. Nie jest tak, jak
w przypadku naboru
młodszych drużyn,
że szuka się ludzi.
Tu potrzeba kogoś, kto
już jest chętny.
Czyli kto?
Starsi z Rodła:
Mańki, Kwiatek,
Maurycy, też
Świstak, Hochla.
Hochla na razie
nie może. A jaki
jest cel tego
zgarniania?
Robienie razem
rzeczy, które bardziej
lub mniej jarają, wyjazd
do jakiegoś miasta,
na bunkry, wycieczka
kajakami, czy rowerami.
Zimą na rowerach!
Nie, raczej nie
na rowerach.
Jak byłem uczony, żeby
jako wędrownik stawiać
sobie duże wyzwanie.
Możesz też wyjść nago
na dwór. Będzie to jakieś
wyzwanie?
To kiedy wsiądziecie
na rowery?
Rozumiem, że się uczepiłeś rowerów, bo sam
w tym siedzisz, ale
wymieniłem parę rzeczy,
które możemy robić. Nie
jesteśmy jakimiś fakin
maniakami rowerzystami.
Kto jest dla Ciebie
najważniejszy
we współpracy?
Liczyłem na Konora, ale
starsze osoby są dość
zajęte. Młodsze mniej.
Wiadomo. Odeszli
przyboczni.
Żałujesz?
Ta pustka jest nie do
zastąpienia. (Śmiech).
Żałuję, bo chciałem robić
to z nimi, ale nie mam
przecież do nich żalu.
Na kim się teraz
opierasz?
Merytorycznie na Krzyśku Mańku. Ale wiadomo,
że nie będę go nudniejszymi rzeczami obarczał.
Organizacyjnymi, jak
telefony związane
z przygotowaniem planu
pracy.
paki już sobie radzą sami.
Przekazanie
nastąpi przed
zimowiskiem,
w styczniu
Wracając do wywiadu
czerwcowego z Pawłem.
Nie czujesz, że jednak
miał on rację i lepiej dać
spokój w pewnym
momencie. Robisz coś,
co jak mówił Pol w Nietygodniku z listopada,
nie udało się na razie
nikomu.
Tamtego numeru nie czytałem, tylko przeglądałem. Więc nie wiem
o czym Pol
mówił
konkretnie.
Możesz
sprawdzić
tamten
numer
Po obozie oddałeś
drużynę. To tej pory nie
zrobiliście jednak
formalnego przekazania.
Dzięki temu nie było
takiej sytuacji, że chłopaki wracają z obozu
i wskakują w nowe
role, jeśli dopiero co
zajmowali się
prowadzeniem zastępów.
Przekazanie nastąpi przed
zimowiskiem, w styczniu.
I chyba często tak się
robi. Na przykład jak ja
przejąłem drużynę.
Choć wtedy byłem jedyny
w kadrze i Rączka trochę
mi pomagał. A teraz chło-
na stronie: nietygodnik.pl
Wspominał o Michale
Rączce i jego nieudanym
eksperymencie.
Wcale nie uważam, żeby
Michałowi nie udało się
prowadzenie pionu starszego. Działaliśm rok.
Zorganizowaliśmy rowerowy wyjazd letni, Rajd
Dreszczyk i zimowisko
narciarskie na Słowacji.
ry wniósł własną wizję
88y. Odejście od formy
militarno-lotniczej
na rzecz fantazy-rpg.
Brak kartonówek
i wyjazdów do Góraszki,
za to gry w Aliena i klimaty postapokaliptyczne, które też kontynuują
teraz chłopaki.
W zawodach kartonówek
mieliśmy raz wziąć udział
udział. A pierwszy klimamaty w stylu LARP (gry
fabularnej na żywo- przyp red.)
wprowadził tak naprawdę
Wieloryb, kiedy był moim
zastępowym. Myślę,
że każdy zastępowy,
czy drużynowy, który ma
inwencję robi swoje, a nie
idzie za trendem. Trzymanie się militariów na dłuższą metę jest nudne.
Trzeba to mieszać.
Mam pozytywne opinie
o Tobie jako
drużynowym.
Nie wszyscy oceniali
mnie pozytywnie. To, co
podałeś jako zalety przez
niektórych było uznawane za moje słabe strony
i byłem uważany za osobę, która nie potrafi utrzymać wszystkiego w garści, Jednak zamordyzm
nie pasowałoby
do mojego charakteru.
Czemu nie przetrwało
to dłużej?
Działaliśmy od okazji
do okazji.
Jeden harcerz spoza
Rodła stwierdził, że oddałeś drużynę większą,
niż gdy odbierałeś.
Wydaje mi się, że teraz
drużyna jest w podobnym
stanie, co trzy lata temu.
Trzeba by spytać Witka.
Jesteś drużynowym, któ-
W każdym razie teraz
zamierzasz się
zmarnować
w fatamorganie.
Żeby być szczerym.
Rzeczywiście trochę
kulawo to działa. Mam
jakiś plan. Tu na ściankę.
Jak powłazimy na wędce,
to zacząć ćwiczyć dolną
asekurację smyczy.
W Maju na Skałki.
Wyjechać w teren,
w bunkry. Są pomysły,
ale gadaliśmy z chłopakami starszymi, że to
kuleje. Podejrzewam, że
to te stare błędy związane
z brakiem
systematycznego
funkcjonowania. Wyjazdy
wyjazdami, ale trzeba
stale działać. Na razie
wszystko przed nami. Nic
nie mamy i dlatego
możemy iść w każdym
kierunku. Boga czy
Słońca.
3 Pytania do
Witka Dyszyńskiego, p.o. drużynowego 88WDH-y
Pewien harcerz
powiedział mi, że Delur
oddał drużynę większą,
niż gdy przejmował od
Rączki. Cz to prawda?
Myślę, że liczebność
jest podobna.
Raz rosła, raz spadała,
żeby dojść mniej więcej
do tego samego stanu.
Z czego to wynika?
Co trzy lata powtarza
się taka sytuacja,
że odchodzi
grupa starszych.
Gdy Marcin przejmował
drużynę były Czaple,
Puchacze i zastęp tworzący się z naboru. Jak
to wygląda teraz?
Czaple były wtedy
nowym zastępem oraz
całkiem niemały zastęp
Kobuzów, który działał
bardziej jak zaplecze dla
komendy.
Teraz w drużynie są
Kruki, Jastrzębie oraz
powstał nowy zastęp
naborowy. Jak widać stan
osobowy jest więc
podobny, jedyną różnicą
jest nasza komenda, która
już teraz składa się z 3
osób w przeciwieństwie
do Delura, który zaczynał
bez przybocznych.
Krótko na temat
Nasza była komendantka, Kasia Gajewska o Marcinie Delurze,
jako drużynowym
Marcin Delura, świetny
drużynowy. Potrafi porwać za sobą chłopaków
i tych starszych i tych
młodszych. W swojej
pracy skupia się na pracy
z zastępowymi, pokazaniu
im wzorców. Rada Drużyny i Zastęp Zastępowych
to właśnie najsilniejsze
punkty jego drużyny.
Wspólnie podejmują
decyzję, kształcą się, ale
też bawią, co powoduje,
ze tworzą silny zespół,
na którym można budować dużą, prężną drużynę.
Ważne jest dla niego
wychowywanie.
Nie boi się powierzania
zadań i związanej z nimi
odpowiedzialności
młodym, co jest
najlepszym sposobem
na naukę. Potrafi się
bawić z harcerzami,
pokazać im, że harcerstwo
to przygoda. Z małych
chłopców przychodzących do drużyny
potrafi zrobić harcerzy.
I znów wspólny wyjazd
Tym razem nie kurs ZZ, ale biwak drużyny w Kampinosie. Byłyśmy
w komplecie, może nie zupełnym, lecz i tak było nas dużo.
O tak, była to ważna
wycieczka! Po pierwsze,
wszystkie stare wyjadaczki mogły spędzić świetny
weekend w swoim towarzystwie, po drugie najmłodsze „akmerki” wyjechały po raz pierwszy na
coś takiego. Bez rodziców, bez luksusów, bez
tragarzy, noszących ich
rzeczy – po prostu miniobóz przetrwania.
Oczywiście daleko mu
było do prawdziwego
obozu, co nie wykluczało
wspaniałej zabawy.
był ten chłopak. Ostatni
odcinek trasy przejechałyśmy busem już do Kampinosu, po drodze grając
w dość szaloną grę,
w którą i tak nikt nie
wygrał!
Siedzący obok nas
chłopak zwrócił
nam uwagę,
że mamy źle
założone wywijki
Kurczę, jak tam dojść?
Wiedziałyśmy, że śpimy
w szkole. Znalezienie jej
zajęło nam sporo czasu.
Najpierw poszłyśmy
w zupełnie inną stronę.
Słychać było jęki naszych
najmłodszych koleżanek,
które najchętniej położyłyby się na ziemi, ale
duch harcerski je powstrzymywał – była to dla
nich sprawa honoru. Potem musiałyśmy zawrócić, okazało się, że szkoła
jest naprzeciwko przystanku autobusowego!
Podróż do Kampinosu
Najpierw jechałyśmy
autobusem. Każda z nas
znalazła miejsce, tak
samo jak każda z nas
myślała, że ten przejazd
będzie nudny. Otóż nie.
Siedzący obok nas
chłopak zwrócił nam
uwagę, że mamy źle
założone wywijki. Potem
z nami rozmawiał,
okazało się, że jest byłym
harcerzem z ZHR-u.
Następna była przesiadka
do kolejnego autobusu –
i tu, uwaga, zrządzenie
losu, w autobusie znowu
Cały dzień gier i zabaw
Weszłyśmy do szkoły,
naprawdę wielkiej szkoły.
Rozłożyłyśmy rzeczy
przed półką z licznymi pucharami,
dyplomami i wyróżnieniami, nie mogąc
powstrzymać się
przed głośnym
„Ach, ile pucharów!”. Potem, podzielone na grupy,
miałyśmy zawody
zastępów. Kategorie
sportowe, wzrokowe,
umysłowe i ortograficzne – z czym,
Jula Majewska
nie da się ukryć, miałyśmy największy problem.
Stworzyłyśmy też plan
rocznej rywalizacji dla
zastępów, zjadłyśmy ryż
z sosem chińskim – co za
sos! Wieczorem była gra.
W patrolach pisałyśmy
atramentem sympatycznym i uciekałyśmy przed
Niemcami. Musiałyśmy
wejść na cmentarz i zapalić świeczki na grobach
dzielnych żołnierzy. Było
ciemno, więc wchodząc
przez bramę cmentarną,
nawet najodważniejsze
z nas poczuły dreszcz
emocji na karku...
Co za noc
Po grze dojechały do nas
do szkoły Kasia Trzeciak
i Kasia Dyjewska.
Miałyśmy z nimi późnowieczorne zajęcia, kominek i skrócony kurs zastępowych. W końcu zaś
gwóźdź wyjazdu – tej nocy Przyrzeczenie miały
złożyć Kasia i Patrycja,
podzastępowe.
Rozstawiłyśmy się
na długiej drodze, a wokół
panowała sceneria jak z
sennych koszmarów
(zwłaszcza
koszmarów Eryki).
Stałyśmy na drodze
ze świeczkami w ręku.
Razem z Martą przestraszyłyśmy się nie na żarty,
kiedy wyskoczyła z krzaków sarna, podobnie jak
w filmach Hitchcocka.
Dziewczyny dostały
krzyże. To była jedna
z tych nocy, po których
nie da się spać. Dla nich
to była magiczna noc...
Co potem?
Następnego dnia
obudziłyśmy się zmęczone. Zjadłyśmy śniadanie, a że była niedziela,
poszłyśmy do kościoła.
Zupełnie dziwnego kościoła, z zewnątrz był
drewniany, od środka
barokowo-rokokowy
i chyba potrzeba specjalisty, który by określił styl
Kazanie księdza
zostanie w nas
wszystkich na długo, ponieważ mówił o wszechświecie roztoczy na naszych poduszkach
architektoniczny tego
budynku. Wiem też,
że kazanie księdza
zostanie w nas wszystkich
na długo, ponieważ mówił
o wszechświecie roztoczy
na naszych poduszkach.
Po południu miałyśmy grę
w Kampinosie i wspaniale
się przy niej bawiłyśmy,
odbierając sobie nawzajem ważne zwoje
i rozwiązując zadania
o leśnej tematyce.
Wracając, śpiewałyśmy
piosenki i śmiałyśmy się
głośno. Zjadłyśmy
„uciekające” spaghetti
w szkole i spakowałyśmy
się, a każda z nas miała
problem z wciśnięciem
śpiwora. Przed szkołą
czekał już na nas bus
jadący bezpośrednio
do Warszawy. Pożegnałyśmy się ze szkołą
i z Kampinosem i wsiadłyśmy roześmiane
do niebieskiego busa.
Śpiewając, szybko dojechałyśmy do miasta.
Zmęczone, brudne i wycieńczone, żegnałyśmy
i przytulałyśmy się miło.
Każda z nas z uśmiechem
wróciła do domu, każda
czuła, że jest w drużynie,
wśród prawdziwych
przyjaciół.
Czarny Ląd w Warszawie
W jeden z weekendów października wybrałem się na Festiwal Globalny
Rozwój w Kinie. Pomyślisz: „Festiwal? A co w tym niezwykłego?”.
No właśnie, czym różni
się od pozostałych?
Przede wszystkim zawitał
do Polski po raz pierwszy.
A jest inny ze względu
na tematykę. Filmy wyświetlane w jego trakcie
nie były thrillerami, ani
komediami romantycznymi, lecz dokumentami
ukazującymi świat takim,
jaki jest.
„Dobry los” (Good Fortune, reż. L. Van Soest)
Ten film traktuje o wydarzeniach w Nigerii
z zeszłego roku. Ukazuje,
jak negatywnie wpływa
na życie mieszkańców
Afryki pomoc ze strony
zagranicznych inwestorów i ONZ. Ich plany nie
pokrywają się z planami
miejscowej ludności.
Organizacja Narodów
Zjednoczonych i Jackson
(zagraniczny inwestor)
mają dobre chęci. Jednocześnie nie do końca
przewidują skutki swojej działalności. Komentarze jednej strony
przeplatają się
z wypowiedziami
drugiej. Możemy
dzięki temu
obiektywnie i z dystansem podejść
do tematyki poruszonej w filmie.
W tle odbywają się
wybory prezydenckie.
Gdy wychodzi na jaw,
że były sfałszowane
wybuchają zamieszki.
Film zrobił na mnie
wielkie wrażenie. Myślałem, że mam pojęcie, jak
wygląda życie w Afryce. Jednak zrozumiałem, że tak naprawdę
niewiele wiem na temat
tego, co się tam dzieje.
Film otworzył mi oczy.
Zachęcam wszystkich,
którzy chcieliby poznać lepiej mroczny
i tajemniczy kontynent
afrykański do obejrzenia
tego filmu.
„Dziecko wojny” (War
Child, reż. K. Chrobog)
Różnił się mocno
od „Dobrego Losu”
Tytułowym „dzieckiem
wojny” jest Emmanuel
Jal, który od siódmego
roku życia brał udział
w wojnie, jako żołnierz.
Po latach wspomina
strzelanie do ludzi
i zabijanie. Teraz bardzo
tego żałuje. Kiedy okazuje się, że ma możliwość
Mateusz
Kaczmarek
zwrócenia uwagi Świata
na rzeczy dziejące się
w Afryce zostaje piosenkarzem. Nie byle jakim.
Śpiewa ludziom o swoich
doświadczeniach wojennych, nawołuje wszystkich do pokoju i pojednania. Jego występy i aktualne wypowiedzi przeplatają się z fragmentami
filmu, którego głównym
bohaterem jest Emmanuel
w wieku siedmiu lat.
Doceniam wysiłek, jaki
reżyser włożył w realizację dokumentu. Jedyną
rzeczą, która mi przeszkadzała, był montaż.
Sceny nie przechodziły
płynnie jedna w drugą.
Jednocześnie mam
wrażenie, że ważniejsze
od strony technicznej jest
to, że film pokazał,
ponownie, jak ciężko
jest w Afryce.
Zapraszam do wpisania
w wyszukiwarce imienia:
Emmanuel Jal. Przynajmniej częściowo
będziecie mogli poczuć
to, co było pokazane
na filmie.
W czasie festiwalu
wyświetlono wiele
filmów.
Obejrzałem dwa
związane z afrykańskim kontynentem. Na stronie:
festival.humandoc.net/pl
możesz znaleźć coś
dla siebie.
Na ognisku z Prezydentem
Spotkanie z Prezydentem Polski z okazji odsłonięcia tablicy ku pamięci pierwszego po zaborach posterunku wojskowego.
Na miejsce przybywam
spóźniona. Tym razem,
niestety, nie mogę zwalić
odpowiedzialności
na komunikację miejską,
jest to wina wyłącznie
mojego roztargnienia.
Już z daleka widać tłum
harcerzy kłębiących się
przed wejściem do Pałacu
Prezydenckiego. Wszyscy
przybyli na spotkanie
z Prezydentem. Jeszcze
parę minut szukania
znajomych twarzy
z zastępu Kopciuszków
(zostałyśmy poproszone
o reprezentację SH),
krótka wymiana zdań
i wchodzimy.
Po przemierzeniu kilku
skomplikowanych
korytarzy znaleźliśmy się
na dziedzińcu Pałacu
Prezydenckiego.
Zostaliśmy ustawieni
przez pewnego pana
z bardzo dorodnymi
wąsami, (będzie się on
jeszcze kilka razy pojawiał, więc dla wygody
nazwijmy go Panem
Wąsaczem). Po parunastu
minutach stania we
wzorowym ustawieniu
Pan Wąsacz oznajmił
nam, że to może potrwać
jeszcze chwilę, i żebyśmy
się rozeszli. To było
bardzo przyjemne
20 minut spędzone
na oglądaniu, a potem
próbach rozśmieszenia
żołnierzy pełniących
wartę przed Pałacem
(niestety wojsko bardzo
starannie ich szkoli, wargi
im nawet nie drgnęły)
i miłym wysiadywaniu
na krawężniku. Następnie
Pan Wąsacz poprosił nas
o powtórne ustawienie
się. Potem komenda
BACZNOŚĆ! I wchodzi
Prezydent. Zaczyna przemówienie. Nie za długie,
nie męczące (z czego
można wnioskować
empatię Prezydenta),
miłe przemówienie, które
przybliżyło nam ideę
odsłonięcia tablicy,
upamiętniającej
zaciągnięcie warty przed
Pałacem Prezydenckim
przez polskich żołnierzy
w sierpniu 1915 r.
Po uroczystym
odśpiewaniu hymnu
harcerskiego, zostaliśmy
zaproszeni do Ogrodów
Prezydenckich, gdzie
Kasia Trzeciak
czekał na nas biały
namiot (ogrzewany!),
a w nim wyjątkowo
wygodne krzesła
ustawione w kształt
kręgu. W jego środku
płonęły znicze.
Ta część spotkania
przebiegała na wzór
ogniska harcerskiego.
Były więc śpiewanki
(w repertuarze między
innymi ,,Płonie ognisko”,
,,Pierwsza Brygada
i ,,Dalej wesoło”) przeplatane wspomnieniami
Prezydenta i Pani Prezydentowej o harcerstwie.
Potem zawiązanie kręgu
i pożegnanie. Na zewnątrz
czekała na nas wielka
niespodzianka: grochówka!!! Pierwszą reakcją
większości harcerzy było
po prostu – otwarcie buzi
ze zdziwienia. Lecz ta
mina, już chwilę później,
ustąpiła miejsca błogiemu
uśmiechowi związanemu
z ciepłą, gęstą i najwyraźniej smaczną zupą.
Całe wydarzenie skończyło się pół godziny
wcześniej, niż było to
przewidziane.
Jedni pewnie wybałuszą
oczy na dźwięk wyrazów
ognisko harcerskie, śpiewanki, grochówka i nazwą to „groteską” albo
„niestosownością”,
ja natomiast skwituję
to dwoma słowami:
było swojsko.
Biedna małpa
Nasza była komendantka prosto z Dalekiej Azji
Kasia Gajewska i Alek Jankowski
Warto zacząć od tego,
co sprowadziło mnie
do Singapuru. Mój
chłopak, robi doktorat
z bioinformatyki
w ramach wspólnego,
polsko-singapurskiego
programu. Wiąże się
to z pracą przez pewien
czas w Genome Institute
of Singapore.
Przyjechaliśmy więc
razem, aby spędzić rok
w tym niewielkim, ale
bardzo ciekawym kraju.
Poniżej kilka fragmentów
z naszego bloga:
singapur2011.wordpress.com,
na który serdecznie Was
zapraszamy.
Mieszkanie
Mieszkamy na czternastym piętrze czterdziestopiętrowego wieżowca.
Mieszkanie jest czteropokojowe, a lokatorzy
zróżnicowani.
W jednym pokoju przez
pewien czas mieszkali
trzej chińscy studenci,
teraz zaś młody Francuz.
W drugim mieszka dwóch
Chińczyków. W trzecim
my. Czwarty jest wspólny
i może z niego korzystać
każdy, o dowolnej porze.
To właśnie jest największą zaletą wspólnego
wynajmowania. Każdy
czuje się jak u siebie
i nikt nie musi przemykać między pokojem,
a drzwiami wejściowymi,
w przeciwieństwie
do mieszkania przy
rodzinie, czy razem
z właścicielem. Wszystko
to powoduje,
że jesteśmy bardzo
zadowoleni
z naszego mieszkania. Zanim do niego
dotarliśmy
obejrzeliśmy
inne o niewygórowanych
cenach.
W jednym bardzo
wyluzowany właściciel,
śpiewał przez cały czas
spotkania z nami.
W innym, mimo
atrakcyjnej oferty
cenowej, było kilka
wad, z których główną
stanowił mieszkający
w nim właściciel. Starszy,
chiński kawaler, nie
mówiący po angielsku.
Mieszkanie było trochę
ciemne, a kiedy agent
nieruchomości
zademonstrował, jak
otwiera się szuflada
biurka, klamka została
w jego dłoni.
Niechciany lokator
Po przylocie pojechaliśmy
do niedrogiego hostelu,
w którym mieliśmy
nocować. Przed wejściem
do niego spotkaliśmy
małpę. W ogóle nie
speszyła się naszym
widokiem. Bardzo chciała
wejść do środka, a my nie
wiedzieliśmy, czy mieszka tutaj, czy nie. Zdecy-
dowaliśmy się jednak jej
nie wpuszczać. Nie było
to takie proste – małpa
Skakała
po nas, próbowała ukraść nasz
mały plecak
(ze trzy razy
większy niż
ona) i rzucała
się na wszystkie strony.
W końcu operacja została
zakończona
sukcesem.
Udaliśmy się
na górę, gdzie musieliśmy
poczekać na właściciela.
Niestety małpa wkrótce
też się tam znalazła i zaczęła demolować wnętrze.
Skakała po całej recepcji,
przestawiała i odkręcała
różne rzeczy. Trochę nie
wiedzieliśmy, co z nią
zrobić, ale w końcu pojawił się właściciel, który
wygonił ją przy użyciu
miotły (biedna małpa),
gdyż zdecydowanie nie
była lokatorką hostelu.
Hej ^^isiaczki.
To ja, [)ruhna [)obra
®ada. Witam moje
koffu$ne harcereczki
w kąciku porad
dla modnej Pani.
Jeśli chcesz dobrze prezentować się na zbiórce,
wrzuć szałowy ciuszek,
którego pozazdrości Ci
nawet drużynowa. Pamię-
taj, że tej zimy retro wraca
do łask. Bądź vintage!
Każdy harcerz będzie oglądał się za twoją kiecką
z drelichu i wystrzałowym
sznurem korali. Świetnie
poczujesz się jako gwiazda najbliższego rajdu,
a Twój chłopiec nabierze
więcej blasku, gdy
będziesz razem z nim.
Sprawdź, na jakim etapie
jest Twój związek
z NajkOchAńszYm
SkaRBeChQoem.
ObchAAi, co dalej robić,
by wszystko potoczyło się
zgodnie z wolą gwiazd.
Jeśli Twoja druga połówka
jest spod znaku Skorpiona, a jeszcze lepiej, gdy
urodziła się przy przesile-
niu konstelacji Neptuna,
to będzie idealnie, gdy
Wasze prycze na najbliższym obozie będą stać
w stronę północną. Pozwoli Wam to na regenerację energii przekazywanej swoim następcom
przez Małkowskiego.
Karty Tarota nie kłamią,
więc wywołując duchy
Rudego, Zośki i Alka
zapnijcie dokładnie
śpiworki i czekajcie na
natchnienie.
Bd SieM DziAuOOO!!!
A Czas oczekiwania umilą
Wam najnowsze dzwonki
ściągnięte z SHmp3.
Czadowe sygnały jak
Bratnie Słowo, albo nowe
filmy ze $w33ta$nym♥
Zaciem. „Bo Zac zawsze
owni i khazdy go loFFcia”
– jak mawia mój
kochanusi mężuś.
Twój boj nie może zostać
daleko za tobą, więc naucz
go ruchów pląsu do nowej
piosenki JuStiiNKAAA
BaiBeRkkkaaaa xdd xd
xd. Potem w jej rytm
przejdźcie się w niedzielę
po Galerii Handlowej.
Tam znajdziesz dla niego
wdzianko, które upodobni
go jak najbardziej
do przedwojennego
harcerza. Duży czarny
pasechEEkk XD i rączka
wciśnięta za sprzączkeE,
do tego wąsik prosto
od stylistki z salonu
L’oreal. Tak odpicowani
możecie zanurzyć się
we wspomnieniach
z ostatniego obozu.
Ja zaś będę stała
w backgroundzie, dumna,
że tylu młodych chłopców
i dziewczynek słucha
moich rad dla współczesnego harcerza.
Czuwandero,
Pięć, Dwa, Zero
O wolność prasy
Niegodnik w obronie swojego bratniego czasopisma
Numery Nietygodnika ze stycznia,
lipca oraz listopada
były w czasie Akcji
Znicz do wzięcia
przez osoby korzystające z naszego
stoiska. Zdjęcia
przedstawiają tę
sytuację. Nie spodobała się ona
wszystkim. Pojawiły się głosy,
że czasopismo
nie jest przeznaczone dla osób
spoza Szczepu,
że dopisane
długopisem:
„Zachęcamy do
zapoznania się! Gratis!”
wygląda nieestetycznie,
a także że Nietygodnik
nie ma związku z Akcją
Znicz i stoiskiem, więc
nie powinien tu stać.
Argumenty te były
wytłumaczeniem dla
ustawienia stoiska z tyłu,
pod murem, z dala
od publicznego widoku.
Na szczęście pojawienie
się w odpowiednim
by przenieść stojak Nietygodnika z widoku publicznego, gdyż wygląda
mało estetycznie, nie ma
związku z Akcją Znicz
i nie powinien trafiać
do ludzi odwiedzających
nasze stoisko?
a) Michał Rączka
b) Anna Mieczyńska
c) Paweł Rubach
Nagrodą za dobrą
odpowiedź będzie
możliwość pisania
dla Niegodnika i dobre
sny do końca roku.
czasie
redaktora
naczelnego
przywróciło stan
promowania
Nietygodnika
wśród przechodniów.
Teraz pytanie: Kto
był osobą
sugerującą,