Drobne ogłoszenia

Transkrypt

Drobne ogłoszenia
Przeczytaj uważnie tekst. Wyobraź sobie bohatera i jego kłopoty. Następnie DOKOŃCZ
opowiadanie, napisz dalszy ciąg – co mogło się wydarzyć? Pamiętaj, że narracja
jest prowadzona w pierwszej osobie – narratorem jest Długi.
Kiedy opuszczałem park, nie spodziewałem się wcale, że trafię jakby w sen albo w
filmową scenę z „Doktora Parnassusa”. W każdym razie w coś kompletnie nierzeczywistego.
Ogród, w którym spędziłem popołudnie, nie wyróżniał się niczym – z fontanną,
stawem, krzakami róż i ławkami wzdłuż ziemnych alejek. Włóczyłem się wśród starych
drzew, w cieniu kawiarnianego parasola wrąbałem porcję czekoladowych lodów, przysiadłem
nad wodą, żeby popatrzeć na kaczki i śmieszne, kiczowate gondole, wożące turystów. Było
leniwie i sennie. Nie chciało mi się wracać, tym bardziej, że powrót oznaczał konieczność
podjęcia decyzji, a ja wcale, ale to wcale nie miałem na to ochoty. Gapiłem się więc na
spacerujące pary, na dzieciaki, na staruszków, którzy, chyba tak jak ja, nie spieszyli się z
odejściem. Może nic na nich nie czekało? A może i im opuszczenie ogrodu kojarzyło się z
problemami? Parę razy zadzwonił telefon, ale nie odebrałem. Głupio się z tym czułem, nie da
się ukryć. Potrzebowałem jednak trochę spokoju i samotności. Sms od mamy przypomniał mi,
że byłem dziś umówiony na dodatkową lekcję kontrabasu przed koncertem, na którym
miałem sporą solówkę. „Hej, Długi, co z Tobą? Za godzinę masz być u Tadeusza. Zdążysz?
Wszystko ok.? Trochę się niepokoję, więc….”. Na śmierć zapomniałem. Zmierzchało już.
Ciepłe światło zachodu gasiło barwy.
1
Ruszyłem ku bramie. Tenisówki przemokły od wieczornej rosy, czułem chłód. „Nic się
nie martw, zdążę. Nie było dwóch ostatnich lekcji, więc wracałem przez park. Trochę się to
przeciągnęło . Dzięki, że mi przypomniałaś” – odpisałem nie do końca zgodnie z prawdą.
Owszem, nie było dwóch lekcji, owszem, wracałem przez park, ale o spotkaniu z profesorem
zapomniałem zupełnie i wcale nie miałem pewności, czy zdążę. Myśli skakały w oszalałym
tańcu i nawet nie mogłem się im dobrze przyjrzeć. Koncert był przepustką do liceum, choć
kończyłem dopiero drugą klasę, za rok już nie musiałbym zdawać żadnych egzaminów. Czy
jednak nie powinienem zrezygnować? Żuraw wcale nie jest ode mnie gorszy. Gorszy? Jest
lepszy. Przypadek, że ja przeszedłem eliminacje. W dodatku ta jego kwaśna sytuacja. Chyba
zwaliło mu się na łeb całe sklepienie niebieskie, wszystko na raz. I pewnie bym mu to moje
miejsce odstąpił, gdyby nie rozmowa pod tablicą ogłoszeń, kiedy czytaliśmy wyniki – „No,
ładnie się ustawiłeś, Długi. Mamusia czy tatulek, no? Kto ci to załatwił?” – syknął w moją
stronę, spojrzał z lekceważeniem i odszedł. Nie odzywa się do mnie od dwóch miesięcy.
Myślałem o tym mijając bramę i idąc spiesznie uliczką ku górze, gdzie miałem nadzieję
złapać autobus, żeby jednak zdążyć na lekcję kontrabasu. Światło gazowych latarni
rozpraszało mrok. Pachniało, czym się da – nie znam się na tym, ale można by rzec, że
pachniało wszystkim na raz: bzami, macierzanką, jaśminem, czeremchą i czym kto chce.
Jeszcze odezwał się jakiś spóźniony ptak – wcale zresztą nie słowik. „Sześć komarów
nadziewanych w konwaliowym sosie, tort z wietrzyka w księżycowym blasku, biedna pani
słowikowa nie ma ciebie w nosie, mój ty słodki ananasku” – tłukło mi się jak uparty refren.
Na ogrodzeniu dostrzegłem spore ogłoszenie, którego, dałbym głowę, po południu
jeszcze nie było.
„Uczę milczenia
We wszystkich językach
Metodą wpatrywania się
W gwieździste niebo,
W skok pasikonika,
W płatek śniegu.”
2
Dziwne, pomyślałem. Może to jakaś artystyczna instalacja? „Uczę milczenia.”
Ciekawe. Ruszyłem dalej, ale stanąłem oniemiały. Ogłoszeń było mnóstwo – wisiały na
zdobionym metalowym płocie, na latarniach, na drzewach. W miękkiej mgle kołysały się
zawieszone nad brukowaną uliczką. Snułem się w tym gąszczu jak zaczarowany. Próbowałem
odczytywać, nie zawsze były wyraźne, niektóre zamazane, na innych rozmył się atrament, a
inne jeszcze uciekały przed moim wzrokiem, nikły. „Szukam recept na….”, „Oddam w dobre
ręce pogodę ducha….”, „…………………….. tylko zatroskanym”.
„Ktokolwiek
wie, gdzie się podziewa
Współczucie (wyobraźnia serca)
- niech daje znać! Niech daje znać!”….
Wyobraźnia serca? Znużony usiadłem na krawężniku, oparty o latarnię. Niebo pociemniało
zupełnie. Była noc. Chciałem nie zapomnieć, zatrzymać ten sen-nie-sen. Zapamiętać
chociaż niektóre z ogłoszeń kołyszących się w najdziwniejszej na świecie rubryce. I
zrozumieć to, co wydało się specjalnie dla mnie: gdzie się podziewa wyobraźnia
serca….
3