Kościelny rachunek jest już spłacony 09-08
Transkrypt
Kościelny rachunek jest już spłacony 09-08
Kościelny rachunek jest już spłacony 09-08-2014 , ostatnia aktualizacja 09-08-2014 15:56 PAP/Leszek Szymański, PAP Pisarz i wykładowca Wiktor Osiatyński Powinniśmy wypowiedzieć konkordat. W przeciwnym razie Polska stanie się państwem fundamentalistycznym – mówi Wiktor Osiatyński. Newsweek: Czy Polska jest państwem wyznaniowym? Wiktor Osiatyński: Jesteśmy w pół drogi. Właśnie o tym decydujemy. Klauzula sumienia została wykorzystana przez Kościół, głównie episkopat, oraz część środowisk prawicowych jako oręż w wojnie o stworzenie w Polsce państwa wyznaniowego, w którym prawo państwowe jest podporządkowane prawu bożemu, rozumianemu głównie jako nakazy Kościoła katolickiego. Jeżeli Trybunał Konstytucyjny zdecyduje się rozszerzyć zasadę klauzuli sumienia na inne zawody, jeżeli sądy zaczną orzekać więcej wyroków skazujących w sprawach o obrazę uczuć religijnych, jeżeli administracja publiczna będzie odwoływać wydarzenia kulturalne tylko dlatego, że nie podobają się hierarchom kościelnym, i jeżeli coraz więcej będzie demonstracji nienawiści przeciwko czemuś, co zdaniem kleru obraża uczucia religijne, to już po nas. Newsweek: Potrzeba do tego zmian konstytucyjnych? Wiktor Osiatyński: Nie. Ta metamorfoza dokonuje się metodą faktów dokonanych, przy pomocy interpretacji prawa zamiast jego twardego stosowania. Bo o co chodzi w dyskusji o klauzuli sumienia? Prawo jasno mówi, że obowiązuje w przypadku kilku zawodów: lekarza czy pielęgniarki, gdy znajdą się w sytuacji decydowania o zakończeniu życia ludzkiego. Rozciąganie tej klauzuli na inne zawody – mówi się na przykład o aptekarzach – to aberracja. Newsweek: A jeśli aptekarz nie chce sprzedawać tabletek antykoncepcyjnych, bo zakazuje ich używania jego Kościół? Wiktor Osiatyński: To niech sprzedaje zioła! Aptekarz jest zobowiązany do sprzedawania wszystkich środków farmakologicznych dopuszczonych na rynek. Za aptekarzami pójdą kioskarze, którzy odmówią sprzedawania prezerwatyw. A potem gazet, które uznają za niezgodne z przekonaniami. Nie można dopuścić do rozszerzenia klauzuli sumienia na obrót 1 towarów między ludźmi. Powinniśmy wypowiedzieć konkordat. W przeciwnym razie Polska stanie się państwem fundamentalistycznym – mówi Wiktor Osiatyński. Newsweek: Czy rozszerzenie klauzuli sumienia może oznaczać prawo odmowy udzielenia pomocy medycznej, np. gejom? Wiktor Osiatyński: Może. Ale także dzieciom urodzonym z in vitro, ludziom chorym na raka, u których ból zwalcza się dużymi dawkami morfiny. Problem pojawia się wtedy, gdy Kościół dostaje od państwa zielone światło do subiektywizowania prawa. Wszędzie tam, gdzie w grę wchodzi ludzkie życie i wolność wyboru, musi być jasno określone, co wolno, a czego nie, bo w przeciwnym razie silniejsi narzucą swoją wolę słabszym. Tak właśnie zaczyna się dziać w Polsce. Newsweek: Po klauzuli sumienia czeka nas debata o in vitro. Wiktor Osiatyński: Debaty światopoglądowe są zawsze gorące, nawet gdy wiadomo, że nie doprowadzą do zmiany w prawie. Wartością dodaną, a nierzadko celem takiej debaty jest przesunięcie granic społecznego przyzwolenia. Najlepiej obrazuje to bitwa o język, pierwsza wygrana przez fundamentalistów bitwa w wojnie światopoglądowej. Jedna z najbardziej restrykcyjnych ustaw w Europie zwie się u nas kompromisem aborcyjnym. Zarodek – dzieckiem poczętym. Język narzuca sposób myślenia, wartościowania, oceny. Odzyskiwanie języka na rzecz wolności to pierwszy krok, który trzeba wykonać, aby przeciwstawić się państwu wyznaniowemu. Newsweek: Czy ustawa aborcyjna z 1993 roku była punktem zwrotnym w wojnie światopoglądowej? Wiktor Osiatyński: Nie do końca. Renesans prawa naturalnego w Europie nastąpił po II wojnie światowej. Do zbrodni hitleryzmu nie dało się zastosować reguł istniejącego prawa – w Norymberdze oskarżano więc i skazywano także na podstawie prawa naturalnego. Pojawiła się jednak obawa, że odwoływanie się do prawa naturalnego będzie wykorzystane przez różnego rodzaju autorytety moralne, głównie przywódców religijnych i Kościoły. Aby zatem skodyfikować prawo naturalne, przyjęto konwencję o zbrodniach przeciwko ludzkości i Powszechną deklarację praw człowieka. W III RP pierwszy krok w kierunku wykorzystania prawa naturalnego zrobił nie Sejm, uchwalając ustawę aborcyjną, ale Trybunał Konstytucyjny kierowany przez prof. Andrzeja Zolla, który w prezencie przed wizytą papieża zdelegalizował aborcję na podstawie zasady demokratycznego państwa. Konia z rzędem temu, kto mi udowodni, że prawo do życia w państwie demokratycznym musi zawierać prawo do życia od poczęcia. Ten niesamowity wygibas erystyczny, prawny i intelektualny zapoczątkował proces, który potem się nasilał i krok po kroku wychodził poza prawo. Newsweek: A nie podpisanie przez Polskę konkordatu? 2 Wiktor Osiatyński: Skutki przyjęcia konkordatu widać dopiero po latach – najbardziej w przypadku ofiar pedofilii. Uznanie, że Kościół nie jest zobowiązany do zgłaszania przestępstw natury moralnej organom ścigania, bo ma swoje procedury, było karygodnym błędem. Dziś już wiemy, jak te procedury wyglądają i jak bardzo szkodliwe było przyjęcie konkordatu. Newsweek: Powinniśmy renegocjować konkordat? Wiktor Osiatyński: Powinniśmy konkordat wypowiedzieć. Zgadzam się z prof. Janem Hartmanem, który mówi, że Polska wolna od konkordatu byłaby cieplejszym i przyjaźniejszym krajem do życia. Kościół stałby się zwykłym podmiotem życia publicznego, a nie uprzywilejowaną w państwie i prawie instytucją. Ta uprzywilejowana pozycja sprawiła, że religia, w swoich założeniach oparta na miłości bliźniego, ustąpiła miejsca instytucji ferującej wyroki, ziejącej jadem, nienawiścią i zemstą. Newsweek: Mówi się, że konkordat to cena, jaką zapłaciły pierwsze rządy postsolidarnościowe za pomoc Kościoła w stanie wojennym. Wiktor Osiatyński: W każdym kościele poranna msza powinna być odprawiana za duszę generała Jaruzelskiego, który wprowadzając stan wojenny i zakazując działalności wszystkich instytucji i organizacji, pozostawił tylko Kościół. Tym samym wepchnął do niego Polaków. Pamiętam czasy Solidarności roku 1980. Związek zawodowy był sceptyczny wobec Kościoła, robotnikom nie podobały się mądre i łagodzące wystąpienia kard. Wyszyńskiego, ale stan wojenny to zmienił. Od 13 grudnia wszystko mogło odbywać się tylko w kościele. Przez Kościół szła pomoc, w kościele odbywały się spotkania. Społeczeństwo obywatelskie stało się społeczeństwem kościelnym. Wybory 1989 roku też wygrał Kościół, wszystkie wiece Newsweek: Czy w Polsce jest siła polityczna, która mogłaby wypowiedzieć konkordat? Wiktor Osiatyński: Jest – Kongres Nowej Prawicy. Ale słabe to pocieszenie, bo oznacza wybór między oszołomstwem a państwem fundamentalistycznym. Pozostałe partie przyzwalają, na kolanach albo po cichu, na zawłaszczanie państwa przez Kościół. Prof. Łętowska stwierdziła ostatnio, że Kościół prowadzi podstępną strategię: gdy chodzi o konfitury – odzyskiwanie majątków, fundusz kościelny czy naukę religii w szkole – występuje jako instytucja i domaga się przywilejów przynależnych instytucji. Natomiast gdy chodzi o sprawy światopoglądowe, Kościół występuje jako reprezentant wiernych, broniąc rzekomo ich praw. Rzekomo, bo w gruncie rzeczy chodzi o ograniczanie praw innych ludzi. Newsweek: Tych, którzy nie chcą państwa wyznaniowego? Wiktor Osiatyński: Tych, którzy nie chcą, aby pan Chazan, bo trudno o nim mówić doktor, skoro sprzeniewierzył się zasadom etyki lekarskiej, oszukując pacjentkę i pozwalając na cierpienia skazanego na śmierć płodu, został obwołany świętym. Tych, którzy nie chcą narzucenia ogółowi praw wiernych, od których nie będzie skutecznego odwołania w sądzie, u rzecznika praw obywatelskich czy w Trybunale Konstytucyjnym. W Polsce jest bardzo silny 3 konflikt, właściwie fundamentalistyczny, który dotyczy i Smoleńska, i spraw moralnoświatopoglądowych. Newsweek: Jedna strona nie przekona drugiej. Wiktor Osiatyński: Ale chodzi o to, aby mogły współżyć, zachowując neutralność. I aby mogły prowadzić uczciwą debatę, mającą na celu przekonanie do siebie środka. Smoleńsk jest doskonałym przykładem na to, co się dzieje, gdy o ten środek się nie walczy. Przez pierwszy rok po katastrofie była słyszana w przestrzeni publicznej tylko jedna strona i liczba ludzi wierzących w spiskową teorię zamachu zdecydowanie wzrosła. Newsweek: Jak walczyć o centrum? Wiktor Osiatyński: Tylko drastyczna strategia może przynieść skutek. Dlaczego, jeśli ruchy pro-life pokazują zdjęcia płodów po aborcji, nie pokazać zdjęć zdeformowanego dziecka, o którego życie walczył pan Chazan? Dlaczego pozwalać księżom, aby uzurpowali sobie prawo do decydowania o kobietach? Trzeba pokazywać ogrom nieszczęść ludzi skrzywdzonych przez fundamentalistów. Trzeba domagać się respektowania prawa. Jeśli lekarz podpisuje deklarację wiary, to niech informację o tym umieszcza na drzwiach gabinetu, aby pacjent wiedział, że nie znajdzie u niego pomocy. Niech placówka zdrowia, która bierze choćby pięć złotych z publicznych pieniędzy, ma bezwzględny obowiązek informowania, gdzie pacjent znajdzie pomoc, której pracownicy tej placówki nie chcą mu udzielić. W zderzeniu z fundamentalizmem trzeba być jak on stanowczym. Trzeba uznać, że rachunek III RP wobec Kościoła został już spłacony. Szefowa MEN: Deklaracja sumienia nauczycieli doprowadzi do wojny religijnej w polskiej szkole WAJ/"Gazeta Wyborcza" 30-07-2014 , ostatnia aktualizacja 30-07-2014 12:59 - Deklaracja jest niezgodna z konstytucją - mówi Minister edukacji Joanna KluzikRostkowska. Po deklaracji sumienia lekarzy, przyszedł czas na nauczycieli. Ich deklaracja ma siedem punktów. W trzecim napisane jest, że nauczyciel uznaje „pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim”, a „cywilizacja laicka” grozi „restauracją ludobójczych totalitaryzmów”. 4 Tą roboczą wersję przygotował prawicowy bloger, Janusz Górzyński, który sam o sobie pisze „katolicko-narodowy monarchista polski". Polubiło ją prawie 4,5 tys. internautów, w tym politycy, m.in. posłanka Marzena Wróbel. Minister edukacji, Joanna Kluzik-Rostkowska w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”podsumowała ten projekt jako niezgodny z konstytucją i Kartą Nauczyciela. - Szkoła musi być neutralna światopoglądowo. I nauczyciele publicznych szkól muszą to uszanować – mówi Kluzik-Rostkowska. - [Nauczyciel] nie może unikać pewnych tematów, bo mu nie pasują – dodaje. - Myślę, że środowiska walczącego katolicyzmu będą miały sojuszników po prawej stronie sceny politycznej. I to niestety stanie się częścią programu politycznego, choć nie powinno – dodaje pani Minister. Jej zdaniem deklaracja może doprowadzić „do wojny religijnej w polskiej szkole”, ponieważ nauczyciele innych wyznań też będą mogli podpisać podobne deklaracje. 5