Skan oryginału listu Jerzego Buzka do Marszałka Województwa
Transkrypt
Skan oryginału listu Jerzego Buzka do Marszałka Województwa
Warszawa, dnia 16 października 2010r. Pan Marek Woźniak Marszałek Województwa Wielkopolskiego Szanowny Panie Marszałku, Szanowni Państwo, Uczestnicy Dni Kultury Solidarności. Cywilizacja europejska od stuleci w centrum i na piedestale stawia człowieka. Istota człowieczeństwa jest przedmiotem dociekań i rozważań filozofów, potrzeby człowieka wyznaczają kierunek i tempo badań naukowych, a prawa człowieka wyrosły na gruncie Europy niemal do rangi religii. Czasem wręcz spychają religie na drugi plan. Nie można dziś być Europejczykiem, nie będąc humanistą. Jednak pytanie o kształt humanizmu, jego ramy i fundament pozostaje otwarte. I warto szukać na nie odpowiedzi w sobie, w swojej społeczności, w historii i doświadczeniu swojej wspólnoty lokalnej, regionalnej, narodowej. W tym roku mija trzydzieści lat od wielkiego zrywu „Solidarności”. Zrywu, który nie tylko zmienił bieg historii politycznej Polski i Europy, ale też w sposób trwały odcisnął ślad na polskim społeczeństwie. Polska i Polacy przed „Solidarnością” i po powstaniu „Solidarności” to dwa różne światy. Nie warto koncentrować się dziś w debacie publicznej na rozważaniach: „co zostało nam z tamtej „Solidarności”?”; „Po której stronie są miliony, które wówczas należały do Związku?” Nie warto tracić czasu na spory o to, kto i kiedy zaangażował się w „Solidarność”. To zadanie dla historyków, bo w pewnym sensie tamta „Solidarność” jest już historycznym pomnikiem. Debata publiczna winna zaś koncentrować się na dziedzictwie solidarności – na doświadczeniu płynącym z tamtych wspaniałych dni, tygodni i miesięcy odnawiającego się – czy też może raczej trzeba powiedzieć: powstającego jak feniks z popiołów – społeczeństwa obywatelskiego. Dziś, gdy zastanawiamy się i debatujemy nad kulturą solidarności, warto przywołać tamto doświadczenie i pamięć społeczną o nim, i przez ten pryzmat spojrzeć na dzień dzisiejszy i wyzwania, które przyniesie ze sobą przyszłość. Trzydzieści lat temu solidarność była odpowiedzią Polaków, stających się obywatelami, na opresyjność, omnipotentność i jednocześnie bezwład komunistycznego państwa. Solidarność była drogą i sposobem wyrażania sprzeciwu wobec kilkudziesięciu lat nieustannych prób totalnej atomizacji społeczeństwa, rozwiązaniu jakichkolwiek więzi, nad którymi państwo nie mogło sprawować bezpośredniej kontroli. Ta solidarność – wyrażająca się w oddolnym budowaniu struktur, nie tylko związkowych, ale również wspólnot sąsiedzkich, solidarność emanująca zaangażowaniem i społeczną otwartością – stała się dla komunistycznego reżimu zagrożeniem niemniejszym niż instytucjonalizowana „Solidarność”. Również dlatego, że w nie do końca uświadomiony sposób, właściwy dla spontanicznych ruchów społecznych stawiała w centrum człowieka, jego godność i prawa. Pomoc drugiemu człowiekowi była w tamtych dniach niepisanym prawem. Zaufanie do człowieka – normą. Po 1989 roku najważniejsze wyzwania rysowały się po stronie państwa, gospodarki i finansów. Skoncentrowaliśmy się na budowie w miarę nowoczesnych rozwiązań prawnych, ustrojowych, liberalizacji gospodarki, walki z inflacją – na tysiącach zadań, z których żadnego nie można było zaniedbać i odłożyć „na potem”. Nie było wiele czasu na refleksję, że sprawne państwo musi być budowane z udziałem obywateli. Że pomocniczość nie jest jedynie prawną, konstytucyjną formułą, której zastosowanie umieści nas w lidze krajów nawiązujących do najlepszych tradycji cywilizacji euroatlantyckiej. Że bez prawdziwego zaangażowania obywateli, bez owego „potencjału solidarności”, trudna jest budowa sprawnej i sprawiedliwej Rzeczypospolitej. Wydaje się, iż pokłosiem tego zaniechania – wynikającego, w co głęboko wierzę – z potrzeby chwili, gwałtowności zmian i ich głębokiego charakteru, nie z celowego działania są obecne problemy, z którymi mierzyć się przychodzi i politykom (bierność społeczna, brak zainteresowania sprawami publicznymi, niższa od średniej europejskiej frekwencja wyborcza) i samym obywatelom, dla których ciągle żywy jest podział na MY i ONI. Warto pamiętać o tych zaniechaniach i zaszłościach rozmawiając dziś o solidarności, o budowaniu kultury solidarności, o solidarnym społeczeństwie. W tym miejscu chciałbym przywołać słowa papieża Pawła VI, który już w 1974 roku przypominał: „o danej cywilizacji można sądzić na podstawie tego, w jaki sposób traktuje słabych, dzieci, chorych, osoby w podeszłym wieku…”. Jeśli więc dziś z dumą stwierdzamy, że cywilizacja europejska, której jesteśmy częścią i istotnym elementem, stawia w swoim centrum człowieka, postawmy pytanie: - Czy każdy człowiek w naszej europejskiej, na wskroś humanistycznej cywilizacji, ma takie same szanse na realizację swych praw? Czy stworzyliśmy cywilizację zorientowaną na człowieka, czy tylko na człowieka sukcesu? I czy stosowane w poszczególnych krajach – również w Polsce – mechanizmy wyrównywania szans w dostępie do pełni praw przysługujących człowiekowi są naprawdę sprawne? Poszukiwanie odpowiedzi na te pytania będzie dotknięciem istoty solidarności, o jakiej w życiu społecznym marzymy, jaką chcielibyśmy obudzić, rozwijać i promować. Jeśli mówimy bowiem o kulturze solidarności, jeśli zgromadziliśmy się w Poznaniu, by świętować Dni Kultury Solidarności, to nie po to, by odsyłać obywateli „słabych, dzieci, chorych, osoby w podeszłym wieku…” do ośrodków pomocy społecznej, centrów pomocy rodzinie, zakładów opiekuńczo-leczniczych czy domów dziecka. Państwo, które zakłada z góry, że obywatele nie poradzą sobie sami z rozwiązaniem nawet najbardziej rudymentarnych problemów, jakie niesie ze sobą życie we wspólnocie, w swej istocie nie różni się bowiem znacząco od państwa totalitarnego. Nie znaczy to, że państwo ma umyć ręce, zwolnić się z prowadzenia polityki społecznej, pozostawić zadania z tego zakresu wolnym obywatelom w nadziei, że im – z dnia na dzień – podołają. Odpowiedzialne, nowoczesne państwo tak daleko posunąć się nie może. Ale bez wolności nie ma solidarności. Bez zaufania nie ma solidarności. Jeśli państwo nie wycofa się, nie pozostawi choćby niewielkiego kawałka przestrzeni publicznej wolnym obywatelom, gotowym do podjęcia odpowiedzialności za siebie, innych i za ową przestrzeń – marzenia o solidarności, o kulturze solidarności, o krzewieniu więzi opartych o wartości pozostaną tylko marzeniami. Wolny obywatel, człowiek obdarzony godnością, cieszący się pełnią praw przynależnych mu z samej istoty człowieczeństwa w pełni może rozwijać się tylko we wspólnocie. Dziś w ramach Unii Europejskiej budujemy strukturę ponadnarodową, ponadpaństwową. To proces, który zaczął się na długo przed naszym przystąpieniem do Wspólnoty, i potrwa jeszcze dziesięciolecia. Będzie trwać tak długo, jak będzie trwała Unia – bo tylko żywy, rozwijający się od wewnątrz organizm ma szansę życia. Skostniałe struktury rozpadają się, choć czasem rozpad z zewnątrz może być przez lata ukryty. Trzydziesta rocznica Sierpnia 1980 roku jest dobrym momentem, by wyeksportować naszą wewnętrzną debatę o kulturze solidarności, o prawach człowieka w solidarnym społeczeństwie również na forum Unii Europejskiej. Nie dlatego, że czujemy się w tym obszarze liderem, że możemy zaoferować Unii sprawdzone rozwiązania i zaproponować wzorce. Solidarność, o której dziś rozmawiamy, to raczej zadanie i wyzwanie, a może jeszcze bardziej – gotowość do podejmowania zadań i wyzwań pojawiających się w przestrzeni publicznej. Jeśli więc Polska ma mandat, by do debaty europejskiej włączyć kwestie kultury solidarności, to płynie on właśnie z gotowości, jaką trzydzieści lat temu wyraziły miliony Polaków, żyjących w opresyjnym państwie. Zatarcie pamięci o tamtym doświadczeniu byłoby utratą części europejskiego dziedzictwa. Niepodjęcie debaty o solidarności, jako fundamencie wspólnoty – również wspólnoty europejskiej, wspólnoty państw tworzących Unię Europejską – to taki sam błąd, jak pomijanie roli „Solidarności” w obaleniu systemu komunistycznego. Błąd w skutkach swoich o tyle niebezpieczniejszy, że rzutujący na przyszły kształt wspólnoty europejskiej i jej szanse w świecie. Dlatego na koniec pragnę gorąco pogratulować Panu Markowi Woźniakowi Marszałkowi Województwa Wielkopolskiego, oraz założycielom i wszystkim współpracownikom Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka” za podjęcie inicjatywy zorganizowania Dni Kultury Solidarności, a w ich ramach pierwszych Targów Przedsiębiorczości Społecznej. Żałuję, że nie mogę osobiście uczestniczyć w tych wyjątkowych „spotkaniach wielkopolskich”. Trudno mi się w tym miejscu tłumaczyć tym, że obowiązki Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego uniemożliwiają mi, jak niegdyś, udział w wielu wydarzeniach społecznych w naszym kraju. Przyjmując bowiem tę funkcję brałem pod uwagę, że będę teraz w inny sposób służył realizacji i promocji tych idei, które trzydzieści lat temu wyraziły się w powstaniu „Solidarności”, a obecnie ożywiają nasz ustrój samorządnej Rzeczypospolitej – także poprzez takie działania, jakie reprezentują nam laureaci Nagrody Pro Publico Bono, licznie reprezentowani w tych dniach, w Poznaniu.