ten'm grzywna nie robi
Transkrypt
ten'm grzywna nie robi
Sygn. akt IV K 1358/07 UZASADNIENIE Na podstawie ujawnionego w sprawie materiału dowodowego Sąd ustalił, co następuje: Na parkingu przy ul. (...) w W. stał M. (...)., o czeskich nr rej. (...), o wartości 490.000 koron czeskich, to jest 66.934 zł, stanowiący własność Towarzystwa (...) a.s. (...), który został skradziony w dniu 27 czerwca 2006 r. w(...). Samochodu tego nikt nie używał. Był brudny, ale posiadał komplet lusterek i wycieraczek na przedniej szybie, jego szyby były całe, natomiast w tylnej części pojazdu brakowało jedynie elementu czujnika. Ponieważ auto to stało nieopodal wjazdu na teren przedszkola, niekiedy blokowało wjazd na jego teren ciężarówek i innego ciężkiego sprzętu, koniecznego do wykonania remontu nawierzchni przedszkolnego ogródka, wykonywanego przez firmę (...). W. O. współpracował z A. R., który był jego podwykonawcą. Parę razy, żeby ciężki sprzęt mógł wjechać na teren przedszkola, przesuwali m. o kilka metrów, by go nie uszkodzić. Załogi przejeżdżających patroli straży miejskiej nie reagowały na informację o porzuceniu tego pojazdu przez właściciela i blokowaniu przez niego wjazdu na teren przedszkola, jak również kradzieży z niego kół. Własnością tego samochodu natomiast zainteresował się bliżej W. O., który zadzwonił do swojego znajomego z Czech, M. G., by ustalić, czy jest on kradziony. M. G. w rozmowie telefonicznej powiadomił go, że pojazd nie figuruje, jako skradziony, ale informacja ta nie jest stuprocentowa. W. O. wraz z A. R., korzystając z tego, że nikt m. nie używa i nie wzbudza on zainteresowania straży miejskiej i policji, postanowili go zabrać dla siebie. W tym celu W. O. przyjechał wczesnym rankiem 24 września 2007 r. własną lawetą na ulicę (...) i przywiózł własne koła do m., które założył wraz z A. R.. Funkcjonariusze policji, P. K. i P. W., na polecenie dyspozytora (...) udali się pod adres (...), gdzie zastali W. O. i A. R. ładujących M. o nr rej. (...) na lawetę. W. O. powiedział funkcjonariuszom, że jego znajomy M. G., będący czeskim policjantem, poprosił ich, żeby pojazd ten zabrali i zabezpieczyli na strzeżonym parkingu, żeby nie został skradziony bądź rozebrany na części. Podał przy tym numer telefonu do niego. Funkcjonariusze dokonali zatrzymania W. O. i A. R., zaś m. został odholowany na parking depozytowy. Powyższy stan faktyczny Sąd ustalił na podstawie następujących dowodów: częściowych wyjaśnień W. O. (k. 287-289, k. 606-610), częściowych wyjaśnień A. R.(k. 51-51v, k. 87, k. 156-157, k. 289-291, k. 603-606), zeznań P. K. (k. 15v-16, k. 349, k. 612-613), zeznań P. W. (k. 411, k. 611-612), protokołu zatrzymania A. R. (k. 4), protokołu zatrzymania W. O. (k. 8), protokołu oględzin (k. 17-18v), tłumaczenia kopii postanowienia wydanego przez czeską policję w przedmiocie zawieszenia postępowania (k. 77), tłumaczenia kopii potwierdzenia wypłaty odszkodowania (k. 74). W. O., przesłuchiwany w postępowaniu przygotowawczym, oświadczył, że nie przyznaje się do popełnienia zarzucanego mu czynu i skorzystał z uprawnienia do odmowy składania wyjaśnień (k. 47). Tej samej treści oświadczenie złożył podczas kolejnego przesłuchania, konsekwentnie nie przyznając się do winy (k. 91). Słuchany po raz pierwszy w postępowaniu sądowym (k. 156), W. O. również nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i odmówił składania wyjaśnień, dodając, że złożył je w formie pisemnej. Na kolejnej rozprawie (k. 287-289) W. O. w dalszym ciągu nie przyznawał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i wyjaśnił, odpowiadając na pytania Sądu, że chcieli przestawić ten samochód 300 metrów od ich budowy, ponieważ stał naprzeciwko wjazdu do przedszkola. Stwierdził, że początkowym impulsem, dla którego pomyśleli o tym, żeby przestawić ten pojazd, było to, że do placu zabaw podjeżdżały ciężkie samochody na budowę i bali się, że go uszkodzą. Podał również, że po tym samochodzie było widać, że stoi wiele lat, choć nie był wrakiem. Wskazał, że wykorzystał swoje znajomości w czeskiej policji i ustalił, że pojazd ten jest kradziony, a polska policja, choć wcześniej sprawdzała ten pojazd, niczego takiego nie stwierdziła. Ponadto oświadczył, że widzieli podczas budowy, że samochód jest rozkradany, ukradzione zostały wszystkie koła, lusterka, listwy ozdobne, na co zwracali uwagę przejeżdżającym patrolom policji. Zrelacjonował również, że widział wygolonych mężczyzn, którzy rano chcieli zabrać m. na lawetę. Wdał się z nimi w rozmowę, wiedząc już wówczas, że samochód jest kradziony, co zakończyło się wyzywaniem jego i A. R., ale ludzie ci odjechali, czego powodem mogło być, że byli tam również inni pracownicy budowy. Oświadczył, że chciał przewieźć ten pojazd na strzeżony parking, by nie został ponownie rozkradziony do czasu, kiedy zareaguje czeska policja, nie planował tego, ale zadziałał impulsywnie powodowany złością do „ludzi z miasta”. Wskazał, że pojechał po koła i przyciągnął własną lawetę. Wyjaśnił, że mówił tego dnia o zdarzeniu straży miejskiej, ale nie zareagowali i choć często tą ulicą przejeżdżały patrole, to ich uwagi nie powodowały żadnych działań. Dodał, że dzielił się swoimi przemyśleniami z projektantem (...), któremu tłumaczył, że jedzie po opony, a on musiał na niego czekać z pracą, z M. J., który właśnie tego dnia przywiózł wizytówki i materiały reklamowe, któremu tłumaczył, dlaczego się spóźnił na spotkanie z nim. Nadmienił, że mówił policjantom, dlaczego zabiera samochód, opisując całą sytuację. Wyjaśnił, że A. R. był obecny, kiedy przyjechali „ludzie z miasta” po m.. Wiedział, gdzie chce zabrać samochód i dlaczego. Wskazał, że myśli, że był świadomy, dlaczego wyjeżdża z budowy i co zamierza zrobić. W. O. podał, że prowadzi (...), w ramach działalności której odtwarzają zdarzenia historyczne, w szczególności z okresu II wojny światowej, a z ich okazji przyjeżdża także ekipa z Czech, w skład której wchodzi M. G.. Stwierdził, że zadzwonił do niego, podając numery rejestracyjne tego pojazdu, które następnie potwierdził sms-em. Kiedy dzwonił do niego, M. G. był na poligonie, ale grzecznościowo sprawdził, że samochód jest kradziony i powiedział mu, że jak wróci do P., to tam na policji podejmie czynności. Wyjaśnił, że M. G. nie sugerował mu, by pojazd zabezpieczyli, bo był zajęty czymś innym, ale z własnej inicjatywy postanowili tak zrobić. Doprecyzował, że rozważali, czy pozostawić pojazd, bo bez kół może przestać, skoro tak długo stał. Jednak, kiedy zobaczyli, że ktoś go chciał zabrać, to impulsywnie podjął decyzję, żeby go zabezpieczyć. Nadmienił, że wcześniej ustalał, czy na parkingu są wolne miejsca i pytał, czy można zapłacić za postój przy odbiorze, ponieważ liczył na to, że pojazd odbierze właściciel lub firma, która będzie go odbierać i dowiedział się, że nie ma problemu. Wybrał parking znajdujący się najbliżej, około 200 metrów od budowy. Stwierdził, że nie wiedział, kto jest posiadaczem pojazdu w Polsce ani jego właścicielem. Uszczegółowił, że prace na budowie zaczynali około 6.00 rano, a po tym jak przyjechali „chłopcy z miasta”, mogło być około 8.00 rano, kiedy przyjechał z lawetą. Wyjaśnił, że najpierw założyli koła, kiedy go delikatnie unieśli, a gdy stwierdzili, że jest zabezpieczony, zajęli się pracą na budowie. Podał, że samochód nie stał na lawecie, a zakładanie kół i jego zabezpieczanie trwało kilka godzin, ponieważ zajmował się tym w przerwie, kiedy już wytłumaczył robotnikom, co mają robić. Wskazał, że jak montowali koła, to przejeżdżał patrol straży miejskiej, ale tylko uchylili szybę i nic nie spisali. Wyjaśnił, że określił mężczyzn, którzy chcieli wziąć m., jako „ludzi z miasta”, bo tak wyglądali, tak się ubierali i zachowywali, choć osobiście ich nie znał. Podał, że gdy przyjechała policja, m. nie stał na lawecie, tylko na jezdni, a od chwili, w której zaczęli coś przy samochodzie robić, do momentu przybycia patrolu upłynęło kilka godzin. Funkcjonariusze policji sami nie wiedzieli, co mają zrobić, konsultowali się w tej sprawie, a oni w tym czasie normalnie pracowali na placu zabaw przez kilkadziesiąt minut. Pierwsze zaś informacje o tym, że samochód został skradziony, policja uzyskała od nich. Podczas swojego ostatniego składania wyjaśnień na rozprawie (k. 606-610) W. O. również nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i stwierdził, że wielu rzeczy już nie pamięta. Wyjaśnił, że wykonywali prace na terenie przedszkola dla dzieci, ale nie pamiętał, ile osób było na budowie w dniu zdarzenia ani czy był z kimś wówczas umówiony. Wskazał, że przedmiotowy samochód im przeszkadzał z powodu ograniczonej możliwości manewrowej dojeżdżających na plac ciężarówek i był przesuwany przez nich dwa razy lekko na bok, raz w przód, raz w tył. Potwierdził, że często przyjeżdżały patrole i raz rozmawiał z funkcjonariuszami policji i raz ze strażnikami miejskimi na temat tego pojazdu na pewno kilka, kilkanaście dni wcześniej, ale nie potrafił dokładnie umiejscowić tego w czasie. Podał, że miał wrażenie z tych rozmów, że służb to nie interesowało. Opisał, że samochód wyglądał tak jakby stał tam dłuższy czas, leżały pod nim śmieci, a przy kołach rosły rośliny. Oświadczył, że rozmawiał z wieloma osobami na temat tego pojazdu. Zrelacjonował, że działa w grupach rekonstrukcyjnych i odtwarzał bitwę nad B., a na jednym z takich zjazdów poznał Czecha, który, jak się później okazało, był oficerem czeskiej policji. Ten m. był zaś na numerach czeskich albo słowackich. Stąd też zadzwonił do swojego znajomego z Czech, żeby go sprawdził, a wówczas okazało się, że samochód był na czeskich numerach rejestracyjnych. Wskazał, że wysłał mu dane tego pojazdu sms-em i otrzymał odpowiedź, że jest on poszukiwany, jako skradziony. Stwierdził, że nie pamięta, czy konsultował z nim, co zrobić z tym autem. Opisał także, że w tylnym zderzaku m. nie było czujników cofania, a listwy, czujniki i opony w miarę postępu jego prac na budowie znikały. Stwierdził, że miał wrażenie stopniowego demontażu tego pojazdu i chciał go przeprowadzić na parking strzeżony. Wskazał, że poinformował policję i straż miejską o tym samochodzie, ale ich to w ogóle nie interesowało, co go wzburzyło. Oświadczył, że ze względu na powolny demontaż tego samochodu i próbę jego zabrania oraz w związku z otrzymaną przez niego informacją, że jest on kradziony, chciał temu zapobiec. Wyjaśnił, że na parkingu, na który chcieli go przewieźć, trzymali sprzęt, tj. drzewo, koparkę i rozmawiał na temat tego pojazdu z osobą, która była w budce. Stwierdził, że pamięta, że starszy pan pokazał ręką, gdzie ten samochód może być postawiony i dowiedział się od niego, że opłata może być uiszczona w przypadku odbioru tego pojazdu z parkingu, co go wtedy satysfakcjonowało. Nie pamiętał treści rozmowy przeprowadzonej z tą osobą ani czy mówił jej, jak wygląda samochód, i że jest opuszczony. Wskazał, że w dniu zdarzenia z samego rana przyjechała laweta z trzema lub czterema mężczyznami, z których dwóch było łysych, i z którymi doszło do awantury. Stwierdził, że chcieli go czymś postraszyć i do czegoś go zmusić, ale nie pamiętał, do czego. Podał, że mężczyźni ci przyjechali zabrać ten samochód, a jak na miejscu była już policja i odholowywano m., to przejeżdżał jeden z tych łysych mężczyzn i rzucił do kogoś: ,,zabierają nam m.. Dodał, że tego dnia specjalnie musiał pojechać po koła, ponieważ nie miał przy sobie ani ich ani lawety. Nie pamiętał, kto mógł być wtedy na budowie, ale skoro był tam sprzęt, to ktoś musiał go pilnować. Nie wiedział, czy ktoś na niego czekał, gdy pojechał po koła. Nadmienił, że przez dłuższy czas policjanci wyjaśniali sytuację przez krótkofalówkę, a oni w tym czasie przemieszczali się po placu budowy. Stwierdził, że informacji w przedmiocie uiszczenia opłat za postój samochodu na parkingu strzeżonym zasięgał w tym samym dniu, w którym miał on zostać tam przewieziony, oraz że nie było jego zamiarem zabieranie tego pojazdu. Wyjaśnił, że o ile dobrze sobie przypomina, to jego znajomy z Czech mówił mu, że ten samochód jest kradziony albo że z nim jest coś nie tak. Nie przypominał sobie, czy był przez niego instruowany, co ma robić. Pamiętał z rozmowy z nim jedynie to, że nie był na miejscu swojej pracy. Nie był w stanie odpowiedzieć, czy w jakikolwiek sposób go ostrzegał. Nie pamiętał, kiedy dzwonił do niego, ale informacja od niego była przekazana na pewno kilka dni wcześniej. Wskazał, że kontaktował się z nim więcej niż raz w tej sprawie, ale nie był w stanie powiedzieć, czy telefonów było 2 czy 5 ani umiejscowić ich w czasie. Nadto wskazać należy, że W. O. stwierdził na rozprawie, że nie do końca pamięta treść swoich wyjaśnień, które złożył na piśmie (k. 644). Po ich okazaniu stwierdził, że nie pamięta treści rozmów ze swoim znajomym z Czech i nie przypomni sobie, czy instruował go, co ma z pojazdem zrobić. A. R., będąc przesłuchiwanym po raz pierwszy (k. 51-51v), stwierdził, że zrozumiał przedstawiony mu zarzut i przyznaje się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Jednocześnie oświadczył, że w dniu 24 września 2007 r. pomagał znajomemu W. O. ładować na lawetę samochód stojący przy ul. (...), nie wiedząc, że pojazd ten kradną. Wskazał, że myślał, iż W. O. zabiera ten samochód legalnie na prośbę swojego znajomego, oraz że został w pewien sposób wprowadzony w błąd przez W. O., bo gdyby wiedział, że samochód ten został w tym miejscu pozostawiony przez właściciela, nigdy nie przyłożyłby do tego ręki. Oświadczył także, iż bardzo żałuje tego, co zrobił, i że nigdy wcześniej nie popełnił żadnego przestępstwa, a z tego, co mówił W. O., to samochód miał odholować na pobliski parking. Podczas kolejnego przesłuchania (k. 87), jeszcze na etapie postępowania przygotowawczego, w dniu 26 listopada 2007 r. A. R. oświadczył, że zrozumiał treść ogłoszonego mu zarzutu i przyznaje się do jego popełnienia oraz odmówił składania wyjaśnień. Będąc przesłuchiwanym po raz pierwszy w toku postępowania sądowego (k. 156-157), A. R. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Po odczytaniu swoich wcześniejszych depozycji, oświadczył, że składał wyjaśnienia takiej treści, że wcześniej się przyznał, ale nie polegało to na tym, że chciał ukraść pojazd, a jedynie że był w danym miejscu w danym czasie. Stwierdził, że nie przyznał się do tego, że powodem tego była kradzież samochodu. Podczas kolejnej rozprawy (k. 289-291)A. R. także nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i wyjaśnił, że na budowie wykonywał część prac ziemnych na zlecenie W. O.. Wskazał, że nie ulega wątpliwości, że był w tym miejscu i wiedział, że m. ma być odholowany na parking strzeżony i nawet był przy rozmowie W. O. z obsługą parkingu, ponieważ trzymał na nim swój sprzęt. Oświadczył, że został posądzony o kradzież, ale nie miała ona miejsca, a kiedy przedstawiano mu zarzut na policji, to pytano go, czy był na miejscu zdarzenia. Stwierdził, że nie czytał swojego zarzutu, ponieważ nie miał okularów, mówił policjantowi, że nie jest w stanie przeczytać, ale funkcjonariusz kazał mu podpisać, co uczynił, ponieważ nie miał wcześniej styczności z policją i wymiarem sprawiedliwości. Podał, że jeszcze kilka dni przed zdarzeniem rozmawiał ze strażą miejską na temat samochodu przy okazji tego, że przyjechała w związku z brudną ulicą. Nadmienił, że widział również jak w dniu zdarzenia W. O. rozmawiał z policją i strażą miejską na temat m., ale nie był przy tych rozmowach obecny i właściwie nie wie, czy o nim dyskutowali. Dodał, że był świadkiem, kiedy gdy W. O. zakładał koła, to zatrzymał się starszy mężczyzna, który powiedział, że jest prokuratorem i od dłuższego czasu walczy, by usunąć pojazd i ucieszył się, że ktoś się tym zajął i wziął od W. O. wizytówkę, a on powiedział mu, że zabiera ten samochód na parking strzeżony. A. R. wyjaśnił także, że pomagał podnieść m., a później pojechał ze swoim psem do weterynarza i wrócił po 2-3 godzinach. Stwierdził, że pomagał również zakładać koła. Powiedział, że wykonywał te czynności, ponieważ wiedział, że samochód ma być zabezpieczony na parkingu i nie widział w tym nic złego, a wręcz przeciwnie. Wskazał, że W. O. powiedział, iż wie od policjanta, którego również on sam też zna z widzenia z inscenizacji, że pojazd ten jest kradziony. Zrelacjonował, że policjant polski poinformował go, że powinni byli powiadomić policję, że chcą ten samochód zabezpieczyć i wtedy mogliby to zrobić. Oświadczył również, że była taka sytuacja, o której wspomniała jego była narzeczona, A. M. (1), że on rok wcześniej w rozliczeniu z W. O. otrzymał pojazd marki M. z (...). Wskazał, że odbyło się to w ten sposób, że W. O. był mu winien pieniądze, więc pojechali razem, by obejrzał tamtego m., ponieważ się na nich znał, gdyż jeździł podobnym modelem, a z uwagi na to, że był mu dłużny pieniądze, zapłacił za m., którego kupił. Podał, że psa na budowę przywiózł na budowę, bo chciał go zabrać do weterynarza, że w czasie zdarzenia były 3-4 osoby, które pytały o W. O., ale nie znał ich nazwisk, a całe zajście trwało kilka godzin, określając ten czas w przybliżeniu na 5-6 godzin, a on sam u weterynarza był 2-3 godziny. A. R. przesłuchiwany w toku rozprawy po raz ostatni (k. 603-606) powtórzył, że nie przyznaje się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Wyjaśnił, że podczas remontu przedszkolnego placu zabaw przedmiotowy m. wielokrotnie przeszkadzał, a raz czy dwa był przesuwany, by ciężarówki mogły wjechać. Opisał, że samochód był bez kół i miał powyrywanych wiele elementów. Stwierdził, że krytycznego dnia rano samochód był chyba przesuwany, bo przeszkadzał, później pojechał z psem do weterynarza, a po powrocie, gdy przesuwali ten pojazd, przyjechała policja. Wskazał, że miał być odprowadzony na sąsiadujący parking, co zostało na tym parkingu zgłoszone zanim zaczęli ten samochód zabierać. Podał, że informował o tym przesłuchującego go policjanta, by to sprawdził. Nadmienił, że był podwykonawcą W. O.. Oświadczył, że z nikim na temat m. przed zdarzeniem nie rozmawiał, ponieważ nie miał takiej potrzeby. Stwierdził, że wie, że doszło do rozmowy ze strażnikami miejskim i W. O. na temat tego samochodu, ale on z nimi nie rozmawiał i nie wie, czy było to tego samego dnia, co zdarzenie. Podał, że nie pamięta, czy pojazd wyglądał na używany, czy nie, ale wyglądał na zniszczony. Opisał, że były dwie sytuacje, gdy ktoś się nim interesował. Raz przyjechali jacyś panowie z lawetą i chodzili wokół niego, a W. O. spytał, czego szukają, co mogło stać się w tym samym dniu, co zdarzenie, jak również wielokrotnie policja przejeżdżała ulicą, zwracając im uwagę na utrzymanie porządku na placu. Relacjonując samo zdarzenie, wyjaśnił, że tego dnia nie był skupiony, ponieważ miał chorego psa i jeździł na wydział SGGW do weterynarza, próbując zwierzęciu wykonać prześwietlenie z uwagi na problemy z chodzeniem. Nie pamiętał jednak, czy został z psem przyjęty. Jednocześnie stwierdził, że 2-3 dni później jego wujek zbadał psa. Nie pamiętał, jak wyglądało ładowanie m. na lawetę ani w którym to było momencie, natomiast koła do niego przywiózł chyba W. O. poprzedniego lub tego samego dnia. Nie pamiętał, czy w ogóle doszło do załadowania pojazdu na lawetę. Oświadczył, że na lawetę m. miał załadować wspólnie z W. O.. A. R. wyjaśnił również, że nie wiedział w chwili zatrzymania, jak ma się zachować, ponieważ nigdy wcześniej nawet mandatu nie dostał. Podał, że mówił funkcjonariuszom policji, że ma wadę wzroku, ale oni powiedzieli, że i tak ma podpisać, więc podpisał. Podał, że wskazywał policjantom, żeby sprawdzili parking, na który miał być przewieziony samochód, że W. O. kontaktował się z osobą z Czech, żeby go sprawdziła, żeby zweryfikowali sms-y, ale to wszystko nie zostało zrobione. Po odczytaniu jego pierwszych wyjaśnień z postępowania przygotowawczego stwierdził, że nie pamięta sytuacji, by powiedział, że przyznaje się, że chciał ukraść samochód. Oświadczył, że nie miał takiego zamiaru i nawet przez myśl mu to nie przeszło, nie miał wcześniej styczności ani z kradzieżami ani z przestępcami, zaś przed sądem i policjantowi powiedział, że był w tamtym miejscu, i że taka sytuacja zaistniała. Po okazaniu protokołu jego wyjaśnień stwierdził, że widnieją na nim jego podpisy, ale ma wadę wzroku, przez którą nie jest w stanie czegokolwiek przeczytać, a policjanci spakowali wszystkie jego rzeczy włącznie z okularami w plecak, do którego nie miał dostępu. Nie pamiętał, czy powiedział, że W. O. wprowadził go w błąd i czy to prawda, czy nie. Po odczytaniu kolejnych swoich wyjaśnień z etapu dochodzenia stwierdził, że powiedział, że się przyznaje, bo przyznawał się do miejsca i zdarzenia, ale dopiero na rozprawie zapytano go, czy przyznaje się do kradzieży. Powtórzył, że nie chciał tego samochodu ukraść, a jedynie go przestawiali. Oskarżony podał także, że A. M. (1) jest jego byłą dziewczyną. Opisał, że raz poprosił W. O. o pomoc w wyborze samochodu, ponieważ jeździł podobnym do tego, jaki on chciał mieć. W. O. kupił mu ten samochód w formie zapłaty za wykonane przez niego usługi. A. R. nadmienił również, że wówczas uważał, że skoro była informacja ustna do straży miejskiej, to mogli ten samochód stamtąd zabrać tym bardziej, że nie robili niczego w ukryciu, a w biały dzień, kiedy każdy mógł ich zobaczyć. On sam natomiast ubrany był w garnitur i koszulę, ponieważ tego dnia miał mnóstwo spraw do załatwienia i chciał poskładać oferty pracy w urzędach. Sąd zważył, co następuje: Wyjaśnienia W. O. (k. 47, k. 91, k. 156, k.287-289, k. 606-610, k. 644) jedynie w części posłużyły do ustaleń stanu faktycznego. Zdaniem Sądu, nie znajdują one w większości odzwierciedlenia w ujawnionym materiale dowodowym, jak również są nielogiczne i niezgodne z doświadczeniem życiowym. W pierwszej kolejności wskazać należy na okoliczności, które stanowiły fundament linii obrony oskarżonego – jego kontakt w przedmiocie niniejszego samochodu ze znajomym z Czech zakończony informacją, że pojazd jest kradziony oraz zamiar odprowadzenia pojazdu na pobliski parking strzeżony. Przesłuchiwany M. G. nie potwierdził wskazywanego przez W. O. przekazania mu wiadomości o tym, że m. jest kradziony, a wręcz jej zaprzeczył. Stwierdził, że rozmawiał z oskarżonym, ale powiedział mu, że pojazd nie jest kradziony, i żeby się nim nie interesował, dopóki tego w sposób zupełny nie wykluczą. Brak podstaw do uznania, by świadek M. G. mógł w swoich zeznaniach podać na ten temat nieprawdę. Informacja o kradzieży pojazdu nie jest tajna, zatem funkcjonariusz policji nie musiałby się kryć z jej ujawnieniem w postępowaniu sądowym w obawie przed konsekwencjami służbowymi. Kwestia powoływania się przez oskarżonego na znajomego policjanta z Czech w stosunku do przybyłych na miejsce zdarzenia funkcjonariuszy nie ma, zdaniem Sądu, znaczenia dla oceny sprawstwa oskarżonych. Pomijając język, w jakim mieliby się polscy funkcjonariusze porozumieć z Czechem na poziomie pozwalającym na dokonanie jakichkolwiek ustaleń, to nawet jeśli przyjąć wersję W. O., że M. G. przekazał mu, że pojazd jest kradziony, za prawdziwą, to okoliczność ta w żaden sposób nie wyklucza zamiaru zaboru przedmiotowego pojazdu przez oskarżonych w celu przywłaszczenia. Oskarżeni już wówczas potraktowali M. G. jako alibi, jednakże nie jest ono przekonywujące. Rzecz skradzioną kolejny sprawca może ponownie zabrać w celu przywłaszczenia. To, czy W. O. i A. R. w dniu zdarzenia wiedzieli, że m. jest kradziony, nie ma znaczenia dla oceny ich zamiaru, bowiem informacja ta nie może prowadzić do wykluczenia działania w celu przywłaszczenia samochodu. Na marginesie zauważyć należy, że z zeznań dokonującego zatrzymania oskarżonych funkcjonariusza policji wynika, że W. O. twierdził, iż M. G. prosił go, żeby zabezpieczył pojazd na strzeżonym parkingu, by nie został rozkradziony. Okoliczność ta nie znalazła odzwierciedlenia w pierwszych wyjaśnieniach W. O., który oświadczył, że M. G. nie mówił mu, by zabezpieczył pojazd, ponieważ był zajęty czymś innym, a on postanowił zrobić to z własnej inicjatywy. Zatem oskarżony już na miejscu zdarzenia miał przygotowaną argumentację na wypadek interwencji policji. Nie znalazła ona jednak nie tylko potwierdzenia w zeznaniach M. G., ale nie była również konsekwentnie podtrzymywana przez oskarżonego. Natomiast tłumaczenia W. O., że pojazd chciał jedynie zabezpieczyć na strzeżonym parkingu, nie znajdują oparcia w depozycjach procesowych przesłuchanych w sprawie świadków w osobach pracowników parkingu i jego właściciela, tj. R. M., T. W. oraz W. W., którzy zgodnie podali, że opłata na parkingu była pobierana z góry, zaś osoba pozostawiająca pojazd powinna dysponować jego dokumentami. Choć świadkowie wskazywali, że sporadycznie były wyjątki, gdy należność przechowujący mógł uiścić później, to uściślali, że chodzi w tych wypadkach o stałych klientów bądź mieszkańców osiedla. Zupełnie zaś nieracjonalnym w tych okolicznościach jest twierdzenie, że na strzeżony parking mógłby zostać przyjęty m. przywieziony na lawecie, bez dokumentów potwierdzających pochodzenie pojazdu oraz z uzgodnionymi warunkami jego postoju w postaci zapłaty przez nieznanego odbiorcę w nieznanym terminie. Jest to bowiem nie tylko nieracjonalne z ekonomicznego punktu widzenia, ale również mogłoby narazić właściciela parkingu i jego pracowników na zarzut paserstwa. Stąd też, w ocenie Sądu, powoływanie się przez W. O. na zamiar jedynie zabezpieczenia przedmiotowego m. na strzeżonym parkingu i uzgodnienie powyższego z jedynym z pracowników parkingu, nie tylko nie znajduje odzwierciedlenia w zeznaniach przesłuchanych w sprawie świadków, ale jest również sprzeczne z zasadami logicznego rozumowania i doświadczeniem życiowym. Depozycje procesowe W. O. budzą wątpliwości również z innych powodów. Oskarżony stwierdził, że początkowo przedmiotowy samochód chcieli jedynie przestawić o 300 m., ponieważ bali się, że mogą go uszkodzić w trakcie budowy, a dopiero pod wpływem impulsu wywołanego spięciem z mężczyznami, którzy chcieli zabrać pojazd, zdecydowali o jego konieczności załadowania go na lawetę i przewiezienia na parking strzeżony. Tymczasem obaj oskarżeni przyznawali, że przed dniem zdarzenia przestawiali już wcześniej pojazd o parę metrów w celu umożliwienia wjazdu ciężkiego sprzętu na teren przedszkola bez ryzyka uszkodzenia m.. Pozostaje zatem pytanie, po co w ogóle mieliby przestawiać samochód o 300 m., skoro wystarczającym dla ich potrzeb było przesunięcie go o kilka metrów. Wersja W. O. o jego przeciwstawieniu się czterem mężczyznom, co do których miał podejrzenia o związek ze światem przestępczym i jego chęci pokrzyżowania im planów, również nie jest wiarygodna. Trudno przyjąć, by oskarżony chciał ryzykować swoje bezpieczeństwo dla samochodu, którego właściciela nie znał, a który sprawiał mu jedynie kłopoty w jego codziennej pracy. Ratowanie cudzego dobytku, który stanowił jedynie przeszkodę w trakcie budowy, przed niebezpiecznymi przestępcami, skoro mieli nimi być „ludzie z miasta”, jak określił ich W. O., nie jest, w uznaniu Sądu, wiarygodne. Nadto podkreślić należy, że kwestia pojawienia się na miejscu postoju m. mężczyzn z lawetą, przezA. R. została przedstawiona dopiero podczas jego ostatniego przesłuchania na rozprawie i to w sposób marginalny, choć już W. O. podawał ją za powód przystąpienia przez niego do przestawienia pojazdu i nadawał jej szczególne znaczenie. Tymczasem sam A. R. nie mówił nic na temat zwyzywania jego i jego towarzysza przez tych mężczyzn, na co powoływał się W. O.. Gdyby faktycznie takie spięcie miało miejsce przy udziale przestępców, z pewnością nie umknęłoby uwadze drugiego z oskarżonych. Poza tym należy zwrócić uwagę na różnice w opisie m. oskarżonego i tego, który wynika z protokołu oględzin. Według W. O. samochód był powoli rozkradany, brakowało w nim m.in. lusterek i listew ozdobnych, tymczasem w protokole oględzin wyraźnie wyszczególniono, że posiadał komplet lusterek, a brakowało w nim jedynie jednego czujnika z tyłu. Nadto oskarżony twierdził, że samochód wyglądał jakby stał już wiele lat, co nie mogło mieć miejsca, ponieważ został skradziony w P. około roku wcześniej. Charakterystyka pojazdu podana przez oskarżonego, zdaniem Sądu, miała świadczyć o jego niskiej wartości, złym stanie i obywatelskiej postawie oskarżonych. Jednakże m. był wart ponad 60.000 zł i nie był w tak opłakanym stanie, jak starał się to przedstawić W. O.. Zresztą w przeciwnym razie nie stanowiłby przedmiotu zainteresowania potencjalnych sprawców kradzieży – „ludzi z miasta”, na których powoływał się W. O.. Kolejną kwestią pozostaje sprzeczność wyjaśnień W. O. z zeznaniami świadków M. K. i M. J.. Oskarżony oświadczył, że powiedział M. K., że jedzie po opony do m. i dlatego ten musiał na niego czekać, zaś M. J. tłumaczył, dlaczego się spóźnił. Jednakże niniejsze nie znajduje potwierdzenia w zeznaniach świadków. Reasumując powyższe, zdaniem Sądu, wyjaśnienia W. O. nie są w pełni wiarygodne, w szczególności co do jego zamiaru w stosunku do przedmiotowego m.. Dlatego też oparł się na nich w tym zakresie, w którym oskarżony podawał wykonywanie przez niego przy współpracy z A. R.remontu nawierzchni placu zabaw przedszkola, samego faktu kontaktu z M. G., ale nie treści przekazanej mu przez niego informacji, przyprowadzenia własnej lawety i kół w celu załadunku przedmiotowego samochodu oraz zatrzymania oskarżonych przez funkcjonariuszy policji. Wyjaśnienia A. R. (k. 51-51v, k. 87, k. 156-157, k. 289-291, k. 603-606) również budzą wątpliwości. Sąd oparł się na nich w tej części, w której wskazywał on na okoliczności bezsporne, tj. współpracy z W. O. przy remoncie nawierzchni terenu przedszkola przy ul. (...), przestawiania m. przed dniem zdarzenia, by nie przeszkadzał przy wjeździe ciężkiego sprzętu na budowę o kilka metrów, przygotowywania m. do jego załadunku z W. O. na jego lawetę oraz ich zatrzymania przez policję. Sąd nie dał natomiast wiary oskarżonemu, że nie miał zamiaru zaboru przedmiotowego pojazdu. Podnieść należy, żeA. R., składając swoje pierwsze wyjaśnienia jeszcze w postępowaniu przygotowawczym, podniósł, że nie wiedział, że kradną pojazd, że myślał, iż zabierają go legalnie na prośbę znajomego W. O.. Podał również, że gdyby wiedział, że samochód został w tym miejscu postawiony przez właściciela, to nigdy nie przyłożyłby do tego ręki. Tymczasem sam W. O. oświadczył, że zrobili to z własnej inicjatywy, a M. G. nie sugerował mu, w jaki sposób ma postąpić, ponieważ był zajęty czym innym. Zupełnie nieracjonalne jest tłumaczenie ze strony A. R., że ktokolwiek mógł oskarżonych upoważnić do zabrania samochodu w sposób legalny. Uprawnienie do przekazania takiej prośby lub polecenia mógł mieć jedynie właściciel, którego oskarżeni nie znali. Zaś funkcjonariusz policji, na którego powoływali się oskarżeni, w takim przypadku nie korzystałby z pomocy znajomych, ale powiadomił odpowiednie służby, które zabezpieczyłyby samochód. Zdaniem Sądu, oskarżony w pełni zdawał sobie sprawę z działania podjętego wspólnie z W. O.. Pracując przy ul. (...), codziennie widział stojącego nieopodal wjazdu do przedszkola m. i wiedział, że nikt nim nie jeździ. Nie został przez W. O. wprowadzony w jakikolwiek sposób w błąd, ponieważ zdawał sobie sprawę, że ten nie miał do niniejszego samochodu jakichkolwiek praw, zatem nie mógł w sposób swobodny dysponować jego własnością i zabierać go z miejsca, w którym stał. Nieprzekonująco brzmi twierdzenie oskarżonego z pierwszego jego przesłuchania, że W. O. mówił mu, że miał odholować m. na pobliski parking, skoro podczas jednej z rozpraw oświadczył, że był przy rozmowie W. O. z obsługą parkingu. W uznaniu Sądu, w pierwszej swojej depozycji procesowej A. R. dystansował się od działania W. O., jednakże nawet jeśli inicjatywa zaboru pojazdu, sam pomysł, wyszedł ze strony drugiego oskarżonego, to w żaden sposób nie wyklucza to współsprawstwa A. R., który w całym przedsięwzięciu brał czynny udział i w pełni zdawał sobie sprawę z sytuacji prawnej samochodu i braku jakichkolwiek uprawnień do dysponowania jego własnością. Przy czym znamienna jest wypowiedź oskarżonego, że gdyby wiedział, że pojazd został pozostawiony przez właściciela, nigdy nie przyłożyłby do tego ręki. Okoliczność przez kogo został pozostawiony przy ul. (...) przedmiotowy m. nie ma natomiast znaczenia dla oceny zachowania oskarżonych. Skradziony pojazd może być bowiem przedmiotem kolejnego przestępstwa. A. R. natomiast wraz z W. O. chcieli wykorzystać fakt, iż z samochodu nikt nie korzysta i nikt się nim nie interesuje, podczas gdy wciąż przedstawiał realną wartość. Na uwagę w wyjaśnieniach A. R. zasługuje stwierdzenie, że przedmiotowy samochód miał powyrywane wiele elementów. Natomiast z protokołu oględzin wynika, iż jego stan techniczny nie był tak zły, jak próbował przedstawić to oskarżony. M. posiadał bowiem komplet lusterek oraz wycieraczek na przedniej szybie, jego szyby nie były uszkodzone, a jedynie w tylnej części pojazdu brakowało elementu czujnika. Brak zapisów świadczących o tym, że miał powyrywane choćby listwy ozdobne. Kolejna nieścisłość pomiędzy treścią depozycji procesowych oskarżonego a ujawnionym w sprawie materiałem dowodowym dotyczy okoliczności rozmów na temat niniejszego pojazdu. A. R. zaprzeczył, by z kimkolwiek o nim dyskutował, zaś co innego wynika z zeznań A. K., byłej narzeczonej oskarżonego, która miała nawet szukać jego właściciela. Zastanawiające jest także, jak różne okoliczności A. R. przytacza na swoją obronę. Z jednej stron twierdzi, że w dniu zdarzenia jechał z psem na prześwietlenie, ponieważ zwierzę miało problemy z poruszaniem się, a z drugiej podaje, że był ubrany w garnitur, ponieważ miał zamiar w tym dniu rozwozić oferty po urzędach. Pomijając fakt, że oskarżony wskazywał, że w tym dniu również pracował na terenie przedszkola, choć trudno sobie wyobrazić pracę fizyczną przy nawierzchni terenu w garniturze, to zakładanie eleganckiego stroju przed wizytą u weterynarza, spowodowaną kłopotami z poruszaniem się czworonoga, jest co najmniej nieracjonalne. Zresztą wersja oskarżonego, że krytycznego dnia przed jego zatrzymaniem jeździł z psem na SGGW, budzi zastrzeżenia, skoro, jak przyznał, ostatecznie psa badał jego wujek, który jest weterynarzem. Okoliczność badania czworonoga, choć ma znaczenie drugorzędne, to ukazuje, że upływu czasu oskarżony nadbudowuje swoją linię obrony, dodając do niej nowe elementy w sposób nie do końca przemyślany, co sprawia, że wiarygodność jego wyjaśnień słabnie. O chorym psie, z którym miał być u weterynarza 2-3 godziny po tym, jak pomógł W. O. przy podnoszeniu m., a przed ich zatrzymaniem, wspomniał dopiero podczas drugiego przesłuchania na rozprawie. Przy czym sama okoliczność, że pies był tego dnia na terenie budowy, nie świadczy o tym, że oskarżony w ogóle tego dnia był z nim u weterynarza. Z kolei o zainteresowaniu mężczyzn, którzy przyjechali z lawetą i oglądali przedmiotowy samochód, A. R. wspomniał dopiero podczas swojego ostatniego przesłuchania. Przy czym jego opis tej sytuacji odbiegał od wersji W. O., który wskazywał, że osoby te wyzywały jego i A. R.. Skoro spięcie z nimi miało być impulsem do działania dla W. O., to zdarzenie to nie powinno być tak marginalnie przez A. R. przedstawiane, jeśli rzeczywiście miało miejsce, tym bardziej jeśli i on miał być lżony. Dla Sądu nie była przekonywująca argumentacja oskarżonego, że niczego nie robili w ukryciu, a w biały dzień. Z jego wyjaśnień bowiem wynika, że pojazd przeszkadzał mieszkańcom, straż miejska ani policja nie były zainteresowane tym, co się z pojazdem dzieje, zaś oskarżeni mieli przygotowane alibi, które zresztą przedstawili funkcjonariuszom przybyłym na miejsce. Działanie w godzinach przedpołudniowych, zdaniem Sądu, miało jedynie maskować prawdziwe zamiary oskarżonych. Na marginesie stwierdzić należy, że choć A. R.w pierwszym swoim przesłuchaniu przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu, to jednocześnie oświadczył, że nie wiedział, że pojazd kradnie, w związku z czym de facto zaprzeczył zamiarowi przywłaszczenia. Jednakże już samo jego tłumaczenie w toku postępowania sądowego, iż przyznał się, ponieważ przy przedstawieniu zarzutu na policji, pytano go, czy był na miejscu zdarzenia, a on nie czytał zarzutu, gdyż nie miał okularów, świadczy o postawie oskarżonego, który odpowiedzialnością za działania przynoszące mu negatywne konsekwencje obarcza inne osoby. Nawet ktoś, kto nie miał nigdy styczności z organami ścigania, zdaje sobie sprawę, że sam pobyt na miejscu przestępstwa nie czyni z niego jego sprawcy. Natomiast nawet jeśli przyjąć, że brak obycia oskarżonego z policją i stres towarzyszący jego zatrzymaniu w sposób kluczowy wpłynął na treść jego pierwszych wyjaśnień, to argumenty te nie mogą już przemawiać odnośnie jego kolejnego przesłuchania w toku dochodzenia, które miało miejsce 26 listopada 2007 r., a więc dwa miesiące po zdarzeniu. Oskarżony odpowiadał wówczas z wolnej stopy, a jego okulary nie zostały zabezpieczone na potrzeby postępowania. Miał dużo czasu, by przemyśleć swoją strategię i jako człowiek dorosły, sprawny intelektualnie, w pełni zdawał sobie sprawę z położenia, w jakim się znalazł – statusu podejrzanego. Podpisał postanowienie o uzupełnieniu zarzutu z dnia 26 listopada 2007 r. i złożył oświadczenie, że otrzymał pouczenie o prawach i obowiązkach osoby podejrzanej, oraz że treść ogłoszonego mu zarzutu w dniu 26 listopada 2007 r. zrozumiał, a do zarzucanego mu czynu przyznaje się. Oczywistym jest, że uprawnieniem oskarżonego jest przyjęcie dowolnej linii obrony. Jednakże trudno zakładać, że A. R.nie był świadomy tego, co podpisuje w dniu 26 listopada 2007 r. Podsumowując powyższe rozważania, stwierdzić należy, że wyjaśnienia oskarżonego A. R., co do jego zamiaru, nie zasługują na uwzględnienie. Treść jego depozycji procesowych, podobnie jak w przypadku W. O., budzi poważne wątpliwości. Świadek M. G. , słuchany w drodze międzynarodowej pomocy prawnej (k. 574-575, odczytane w trybie art. 391 § 1 kpk k. 644), zeznał, że zna W. O., którego spotkał podczas międzynarodowego zlotu (...), ale nie zna A. R.. Co do pojazdu marki M. (...) o nr rej. (...), wskazał, że W. O. mówił mu, że samochód ten stoi u niego albo u jego kolegi w Polsce i chciał ustalić, czy nie jest kradziony. Podał, że poradził mu, aby ustalił to przez internet, ale oskarżony odparł, że nie zna się na internecie, więc on sam wpisał dane tego pojazdu na publicznych stronach internetowych i potem zadzwonił do niego, powiadamiając go, iż auto nie jest kradzione, ale informacja ta nie jest stuprocentowa. Wskazał, że zrozumiał sytuację w ten sposób, że chyba W. O. chciał to auto sprzedać albo kupić, ale tego nie pamięta dokładnie, ponieważ zdarzenie miało miejsce trzy lata temu. Zaprzeczył, by pojazd ten widział i stwierdził, że nie wiedział, że z tego auta coś skradziono. Oświadczył, że nie wysyłał sobie z oskarżonym żadnych wiadomości tekstowych typu sms. W sposób kategoryczny stwierdził, że nie jest prawdą, że powiedział W. O., że samochód jest kradziony, i że jak wróci do P., to na policji podejmie niezbędne działania. Wskazał, że jeśli oskarżony faktycznie do niego dzwonił, gdy był na strzelnicy, to prawdą jest, że nie mógł niczego ustalić, ale na pewno nie powiedział mu, że pojazd jest kradziony. Zeznał, że wręcz przeciwnie, ostrzegał oskarżonego, by nie interesował się tym samochodem, dopóki nie wykluczą, że pojazd nie jest kradziony. M. G. nie był bezpośrednim świadkiem zdarzenia, ale jego zeznania posłużyły do weryfikacji wersji podawanej przez oskarżonego W. O.. Oskarżony podkreślał kontakt sms-owy z M. G., który świadek wykluczył. Zaprzeczył także przekazaniu oskarżonemu informacji o kradzieży m.. Nie można zgodzić się argumentem W. O., że z uwagi na pełnioną przez M. G. funkcję, nie mógł on przekazać mu informacji o kradzieży oficjalnie. Informacja o kradzieży nie jest informacją niejawną. Wręcz przeciwnie, jeśli funkcjonariusz policji dowiedziałby się, że pojazd, o który jest pytany, pochodzi z kradzieży, to jak najbardziej powinien o powyższym uprzedzić. Jak zostało już powyżej wskazane, podanie telefonu do świadka przez oskarżonego na miejscu zdarzenia interweniującym funkcjonariuszom policji nie ekskulpuje oskarżonego. Pierwszym problemem pozostaje bowiem bariera językowa. Natomiast nawet przy przyjęciu, że faktycznie M. G. powiadomił oskarżonego, że samochód jest kradziony, to nie znaczy to jeszcze, że nie można było przywłaszczyć go jeszcze raz w drodze zaboru. Argumentacja o zamiarze jedynie zabezpieczenia pojazdu stanowiła przygotowane alibi. Przy czym zwrócić należy uwagę, że W. O. powiedział interweniującym policjantom, że M. G. chciał, by przestawili pojazd, czego świadek nie potwierdził w procesie, jak również sam oskarżony przyznał, że świadek mu tego nie mówił, ponieważ był zajęty czymś innym. Zeznania P. K. (k. 15v-16, k. 349, k. 612-613) nie budzą wątpliwości. Świadek w postępowaniu przygotowawczym zrelacjonował jedynie te okoliczności, które zdołał sam zaobserwować i zapamiętać. Jako osoba obca, nieskonfliktowana ze stronami postępowania i niezaangażowana w jego wynik, nie miał interesu ani prawnego ani faktycznego w podawaniu nieprawdziwych informacji. Choć świadek w toku rozprawy nie pamiętał interwencji, to kwestia ta nie poddaje w wątpliwość jego zeznań z etapu dochodzenia. Jako funkcjonariusz policji w swej pracy stykał się z wieloma sytuacjami i nie można wymagać od niego, by po upływie blisko czterech lat od zdarzenia pamiętał czynności, jakie podejmował na miejscu zdarzenia i szczegóły zajścia. Depozycje procesowe P. W. (k. 411, k. 611-612) posłużyły do ustalenia samego faktu interwencji policji oraz powoływania się przez oskarżonych na znajomego policjanta z Czech. Świadek nie pamiętał jednakże szczegółów zajścia i nie opisywał przebiegu zdarzenia, opisując głównie własne odczucia, co do wiarygodności wersji podawanej przez zatrzymywanych i ich opanowania. Sąd nie znalazł podstaw do zakwestionowania zeznań P. W., znajdują one odzwierciedlenie w relacji P. K., a świadek podawał jedynie te okoliczności, które potrafił sobie przypomnieć. Braki w jego pamięci są zrozumiałe z uwagi na upływ czasu od zdarzenia oraz liczbę podejmowanych przez niego interwencji w codziennej pracy funkcjonariusza policji. Jego wrażenia z miejsca interwencji nie są jednak z punktu widzenia merytorycznego rozstrzygnięcia sprawy istotne. Zachowanie przez oskarżonych spokoju, zdaniem Sądu, było wynikiem okoliczności na miejscu zdarzenia. Nie należy przecież zapominać o fakcie, że w tym samym miejscu pracowali, a podawane przez nich uzasadnienie brzmiało w pewien sposób racjonalnie. Próba zaś podjęcia ucieczki byłaby zupełnie bezsensowna wobec łatwości ustalenia ich personaliów u dyrektorki przedszkola, jak również podważyłaby ich alibi. Sąd nie znalazł podstaw do podważenia zeznań R. M. (k. 699). Nie był on bezpośrednim świadkiem zdarzenia, ale jego wypowiedź ma istotne znaczenie z punktu oceny wyjaśnień W. O. odnośnie uzgodnienia na strzeżonym parkingu kwestii postawienia na nim przedmiotowego m.. R. M., jako właściciel parkingu, stwierdził, że parking płatny jest z góry, choć są sporadyczne sytuacje, kiedy ktoś umawia się, że zapłaci później, oraz że stróże parkingowi mają obowiązek przy krótkim postoju pojazdu, samochodzie uszkodzonym albo na lawecie sprawdzić jego dowód rejestracyjny. Zeznania T. W. (k. 769, odczytane na rozprawie k. 859), w ocenie Sądu, są szczere i spontaniczne. Jest osobą dla stron obcą, niezainteresowaną przebiegiem postępowania. Świadek ten nie pamiętał oskarżonych, ale podał, że opłatę na parkingu pobierali z góry, a czasami można było później, z zasady zaś nie przyjmowało się samochodów od osób, które nie posiadały „karty pojazdu”, chyba że był to znajomy z osiedla, który „był już w papierach”, albo przyjeżdżał bardzo starym autem, np. maluchem. Natomiast gdy ktoś nie posiadał dokumentów, był odsyłany z kwitkiem. Świadek kategorycznie oświadczył, że nie pamięta, by ktoś mówił mu, że chce trzymać na parkingu m., którego właściciela nie zna, celem jego zabezpieczenia przed kradzieżą, oraz że za jego przechowanie zapłaci właściciel przy odbiorze, ona sam zaś nie przyjąłby m., ponieważ to za drogie auto, a tym bardziej, jeśli próbowano by go ukraść, ponieważ bałby się złodziei, jak również dlatego, że osobą przechowującą nie byłby właściciel. Wyraził również przekonanie, że jego koledzy również nie przyjęliby takiego samochodu na parking. Zeznania T. W. nie stanowią dowodu, który posłużyłby do ustaleń stanu faktycznego, ale stanowiły cenny materiał dowodowy do weryfikacji wersji podawanej przez oskarżonych. Świadek W. W. (k. 845) również stwierdził, że nie przyjmował m. na parking, ponieważ szef mu zabronił ze względu na cenę tych aut. Wskazał także, że opłata za parking była przyjmowana z góry, a osoby korzystające z parkingu musiały okazywać dokumenty. Podał, że nikt nie rozmawiał ani z nim ani z jego kolegami o m., którego właściciela nie można było ustalić, ponieważ taki samochód rzucał się w oczy. Depozycja W. W. nie budzi wątpliwości, jest zbieżna z zeznaniami T. W. oraz R. M.. W ocenie Sądu tym mocniej podważa wypowiedzi oskarżonych o uzgodnieniu przechowywania przedmiotowego m. na strzeżonym parkingu przed próbą jego transportu. Sąd nie oparł się w ustaleniach stanu faktycznego na zeznaniach M. J. (k. 318-319, k. 641-643). Jego depozycje procesowe są niekonsekwentne. Nadto nie znajdują odzwierciedlenia w wyjaśnieniach W. O. i A. R. Podnieść należy, że według relacji W. O., M. J. miał w dniu zdarzenia przywieźć wizytówki i materiały reklamowe, ale musiał czekać na oskarżonego, który po przyjeździe wyjaśnił, dlaczego się spóźnił i opowiedział, co działo się wcześniej (k. 288). Z kolei świadek podał, że był obecny przy rozmowie obu oskarżonych z patrolem straży miejskiej. Stwierdził, że W. O. informował strażników, że pojazd jest kradziony, ale oni na to nie zareagowali. Był pewien, że obaj oskarżeni rozmawiali ze strażnikami miejskimi (k. 318). Oświadczył również, że nigdy nie czekał na W. O. na placu budowy aż przywiezie opony (k. 642), więc oskarżony nie mógł mu tłumaczyć, dlaczego się spóźnił. Natomiast A. R. wyjaśnił, że kilka dni przed zdarzeniem on rozmawiał ze strażą miejską, która pojawiła się w związku z brudną ulicą, a w dniu zajścia widział, jak W. O. rozmawia z funkcjonariuszami straży miejskiej i policji, ale właściwie nie wie, o czym, bo w dyskusji nie uczestniczył (k. 290). Należy również zwrócić uwagę, że podczas swojego drugiego przesłuchania M. J. stwierdził, że W. O. po rozmowie ze strażnikami miejskimi był wzburzony ich brakiem zainteresowania, co do przekazywanej im przez niego informacji, że samochód jest porzucony i ktoś zdjął z niego koła (k. 642). Dopiero po odczytaniu jego wcześniejszych zeznań wskazał, że oskarżony powiedział funkcjonariuszom straży miejskiej, że pojazd ten znajduje się na liście samochodów skradzionych. W ocenie Sądu, wiadomość o kradzieży samochodu a informacja o zabraniu opon z samochodu porzuconego przez właściciela różnią się znacząco ciężarem gatunkowym. Gdyby W. O. powiedział strażnikom miejskim, że pojazd jest kradziony, a oni na tę informację nie zareagowali, świadek z pewnością zapamiętałby tę sytuację na dłużej niż tylko do swojego pierwszego przesłuchania w sprawie. Zdaniem Sądu, M. J. w swoich zeznaniach oddawał przede wszystkim nie własne obserwacje, ale to, co usłyszał od W. O. w sprawie. M. J. sam zresztą przyznał, że rozmawiał na jej temat z oskarżonym, który prosił go, by został świadkiem. Wszystkie powyżej wspomniane kwestie prowadzą do wniosku, że depozycje procesowe M. J. nie mogą posłużyć za podstawę ustaleń faktycznych. Nawet jeśliby przyjąć, że świadek był szczery w swoich zeznaniach, to ich treść nie miałaby wpływu na ocenę zamiaru oskarżonych. To, czy W. O. i A. R. rozmawiali ze strażnikami miejskimi i funkcjonariuszami policji, nie implikuje jedynie chęci przez nich zabezpieczenia pojazdu. Brak zainteresowania ze strony odpowiednich służb stanowi również niekiedy zachętę dla postąpienia z rzeczą jak z własną. W ocenie Sądu, zeznania P. M. (k. 319-320, k. 643-644) nie mają znaczenia dla merytorycznego rozstrzygnięcia w sprawie. Świadek w swojej wypowiedzi podniósł, że to, co się stało, pamięta bardziej z różnych rozmów z W. O. i nie pamięta szczegółów (k. 643). Kwestia podnoszona przez świadka, że oskarżony prosił go o załadunek przedmiotowego m., ale nie mógł mu pomóc, ponieważ nie miał czasu, kłóci się z oświadczeniem W. O., że zabranie przez niego pojazdu było impulsem, a na miejscu był A. R., który de facto samochód ten z nim zaczął załadowywać. W uznaniu Sądu, świadek, jako kolega oskarżonego, chciał pomóc mu podczas procesu. Depozycje procesowe M. K. (k. 339-341, k. 613-614) również nie były przydatne dla ustaleń stanu faktycznego. Nadmienić należy, że oskarżony W. O. podał, iż dzielił się swoimi przemyśleniami i rozmawiał m.in. z projektantem (...), któremu tłumaczył, że jedzie po opony, a on musiał na niego czekać z pracą (k. 288). Natomiast pytany podczas rozprawy świadek zrelacjonował, jak raz na budowie zastał W. O. wściekłego, bo ciężarówka z kruszywem nie mogła manewrować ze względu na stojący tam samochód, a następnego dnia o tym pojeździe rozmawiał na placu budowy z W. O., który mówił mu, że zatrzymał przejeżdżający radiowóz policji, by patrol sprawdził, do kogo on należy, by właściciel go przesunął (k. 339). Nie wspomniał w żadnym fragmencie swoich zeznań o tym, że czekał na oskarżonego aż ten wróci z oponami do m.. Przeciwnie, wskazywał, że pojawili się ludzie z lawetą, którzy chcieli zabrać ten samochód, ale zostali przepędzeni, zaś oskarżony nie opowiadał mu, co zamierza zrobić w związku z ich wizytą. Stwierdził natomiast, że myśli, iż wówczas W. O. zaczął się pojazdem bardziej interesować, a następnie dodał, że później była „historia z czeskim gościem od zabawek militarnych” (k. 340). Podkreślenia wymaga, że z wyjaśnień W. O. wynika, że przyjazd lawety z osobami, które chciały zabrać przedmiotowego m., miał miejsce wcześnie rano i tego samego dnia już około 8.00 on sam przyjechał ze swoją lawetą (k. 289), zaś informację od swojego znajomego z Czech o tym, że samochód jest kradziony uzyskał jeszcze wcześniej niż w krytycznym dniu. Wniosek ten wypływa z twierdzeń oskarżonego, który podawał, że jego znajomy z Czech ustalił, że pojazd jest kradziony, a rozmawiając z wygolonymi mężczyznami, którzy chcieli rano zabrać samochód na lawetę, wiedział już wtedy, że jest on kradziony (k. 288). Nadto M. K. przesłuchiwany podczas kolejnej rozprawy stwierdził, iż po tym, gdy ciężarówka z kruszywem nie mogła wjechać na teren budowy, około tygodnia później w rozmowie z W. O. dowiedział się, że doszło do jakiejś afery (k. 613). Zdaniem Sądu, M. K. nie było w dniu zdarzenia na terenie przedszkola, jak przedstawiał W. O., i nie był on jego świadkiem, wszelkie zaś informacje na jego temat zaczerpnął od oskarżonego W. O., jego kolegi, jak sam go określił. Okoliczność zaś czy przedmiotowy m. przeszkadzał przy wjeździe ciężkiego sprzętu na budowę nie ma znaczenia dla oceny zamiaru oskarżonych. Nie wyklucza bowiem chęci jego zaboru. W ocenie Sądu, brak podstaw do zakwestionowania zeznań G. S. (k. 858-859). Jako funkcjonariusz policji, niezwiązany ze stronami postępowania i nie mogący odnieść z potencjalnie żadnej korzyści z zawarcia w sporządzanej przez niego notatce nieprawdziwych informacji, nie miał powodów do złożenia fałszywych zeznań. Świadek jednakże nie pamiętał okoliczności sprawy ani okoliczności towarzyszących sporządzanej przez niego notatki. Stwierdził jedynie na jej podstawie, że słowa, które w niej zapisał pochodzą od A. M. (1). Zdaniem Sądu, oparcie się na zeznaniach G. S., mogłoby prowadzić do obejścia zakazu wynikającego z art. 174 kpk, dlatego też Sąd pominął jego depozycję procesową. Niniejsza zaś notatka urzędowa, która sama w sobie z uwagi na treść art. 174 kpk dowodu stanowić nie może, stanowiła asumpt zarówno do przesłuchania G. S., jak i A. K. (k. 844-845). Była narzeczona A. R. zaprzeczyła, by powtarzała policji treść telefonicznej rozmowy przeprowadzonej z A. R. po jego zatrzymaniu, twierdząc, że policjanci w ogóle nie chcieli z nią rozmawiać. Oświadczyła również, że oskarżony nie mówił jej, że dostał w rozliczeniu m., bo jeśliby go dostał, to dostałby go dla firmy, a wówczas ona musiałaby o tym wiedzieć. Wspomniała o m., który A. R. wcześniej sobie kupił, ale jej się ten samochód nie podobał. Tymczasem sam A. R. stwierdził dwukrotnie, że W. O. zapłacił za jego m. w rozliczeniu za wykonane przez niego usługi rok wcześniej, nadmieniając, że o tej sytuacji mówiła jego narzeczona (k. 291, k. 604). Skoro zatem oskarżony dostał wcześniej m. w ramach zapłaty od W. O., to A. K. musiała o tym wiedzieć ze względu na jej pracę w firmie oskarżonego, a takiej informacji na rozprawie nie potwierdziła. Sprzeczność pomiędzy wyjaśnieniami oskarżonego A. R. a zeznaniami A. M. (1) stanowi również kwestia rozmów oskarżonego z innymi osobami na temat przedmiotowego pojazdu. Oskarżony kategorycznie zaprzeczył, by z kimś w jego przedmiocie dyskutował, k. 603), zaś z zeznań A. M. (1) wynika, że wiedziała o problemie, jaki stwarzał na długo przed samym zdarzeniem, ponieważ szukała jego właściciela po okolicznych budynkach. Nadto świadek stwierdziła, że jej pomysłem było przeciągnięcie m. o kilka metrów, by nie przeszkadzał, ale nie było to możliwe, gdyż był zaciągnięty hamulec ręczny albo zepsuta skrzynia biegów, co stoi w opozycji do wyjaśnień oskarżonych, którzy twierdzili, że przesuwali ten samochód (k. 603, k. 606). Co ważne, A. K. oświadczyła, że nie przypomina sobie, by przed zdarzeniem uzyskała informację, że pojazd ten był kradziony, tłumacząc, że mógł o tym wiedzieć A. R., dla niej zaś był to bardzo napięty czas. Trudno jednakże przyjąć tę wypowiedź o braku czasu za wiarygodną, skoro świadek miała szukać właściciela pojazdu i zastanawiać się nad rozwiązaniem, które pozwoliłoby na przesunięcie pojazdu tak, by nie przeszkadzał we wjeździe na budowę. Istotne jest również, że świadek zeznała, że po zajściu A. R. powiedział jej, że podjęli decyzję, żeby samochód ten przestawić, zabrać i postawić z boku, a była to kwestia paru metrów, co nie znajduje odzwierciedlenia w wyjaśnieniach oskarżonych, którzy twierdzili, iż chcieli przestawić m. na parking strzeżony. W ocenie Sądu, świadek chciała pomóc A. R.w postępowaniu sądowym, ale jej zeznania poza weryfikacją wyjaśnień A. R., nie stanowiły podstawy dla stanu faktycznego. Z uwagi na niepamięć świadka A. M. (2) (k. 641) treść jej zeznań nie mogła przyczynić się do ustaleń stanu faktycznego. Podobnie Sąd ocenił zeznania świadka Z. K. (k. 699), który nie kojarzył oskarżonych ani nie był w stanie przypomnieć sobie, by ktokolwiek na jego zmianie podczas pracy na parkingu strzeżonym w 2007 r. pytał się, czy będzie mógł zostawić m. i kwestie opłaty za niego. Dowody dokumentarne w postaci protokołu zatrzymania A. R. (k. 4), protokołu zatrzymania W. O. (k. 8), protokołu oględzin (k. 17-18v), tłumaczenia kopii postanowienia wydanego przez czeską policję w przedmiocie zawieszenia postępowania (k. 77), tłumaczenia kopii potwierdzenia wypłaty odszkodowania (k. 74) nie budziły wątpliwości Sądu, a ich treść nie była kwestionowana przez strony. Przy czym podkreślenia wymaga, że z protokołu oględzin (k. 17-18) wynika, że M. o nr rej. (...) posiadał komplet lusterek prawych i lewych przednich, komplet wycieraczek na przedniej szybie, jego szyby są całe i kompletne, natomiast w tylnej części pojazdu brakuje elementu czujnika. Sąd nie znalazł podstaw do podważenia opinii sądowo-psychiatrycznej (k. 143-144). Jest pełna, jasna i nie zawiera sprzeczności. Została sporządzona na zlecenie uprawnionego organu, istnieje więc jej legalna podstawa. Opinia ta jest jasna – żaden ze zwrotów użytych przez biegłych, zarówno w zakresie wnioskowania, jak również w części opisowej nie nasuwa zastrzeżeń, co do komunikatywności. Jest też pełna, gdyż odnosi się do wszystkich okoliczności relewantnych z punktu widzenia odpowiedzialności karnej oskarżonego, tj. kwestii poczytalności oskarżonego w czasie czynu, jak również zdolności do jego udziału w postępowaniu. Nie ujawniły się również żadne okoliczności pozwalające na zakwestionowanie kompetencji biegłych, które rozpoznały u W. O. przebytą reakcję depresyjną sytuacyjną. Stan ten jednak nie znosił ani nie ograniczał jego zdolności do rozpoznania znaczenia czynu ani zdolności do pokierowania swoim postępowaniem, zaś jego poczytalność w okresie objętym zarzutem oraz w trakcie badania nie budzi wątpliwości. Wobec powyższego w uznaniu Sądu wina i sprawstwo oskarżonych nie budzi wątpliwości. W przekonaniu Sądu materiał dowodowy, który stanowił podstawę wyrokowania, w sposób jednoznaczny wskazuje, że oskarżeni swoim zachowaniem wyczerpali ustawowe znamiona występku opisanego w art. 13 § 1 kk w zw. z art. 278 § 1 kk. Na wstępie rozważań prawnych należało zauważyć, że na podstawie art. 278 § 1 k.k. odpowiada ten, kto zabiera w celu przywłaszczenia cudzą rzecz ruchomą. Przepis art. 13 § 1 k.k. stanowi, że odpowiada za usiłowanie, kto w zamiarze popełnienia czynu zabronionego swoim zachowaniem bezpośrednio zmierza do jego dokonania, które jednak nie następuje. Oskarżeni mieli zamiar z pojazdem M. (...) o nr rej. (...) postąpić jak z własną rzeczą. Nie znając jego właściciela i korzystając z faktu, że samochód nie jest przez kogokolwiek używany, zdecydowali o przewiezieniu go z miejsca jego postoju bez wiedzy i zgody podmiotu uprawnionego do podejmowania takich decyzji. Pojazd ten nie był rzeczą niczyją, dobrowolnie pozostawioną lub zgubioną i przedstawiał niebagatelną wartość 66.934 zł, wynikająca z dokumentów przesłanych przez pełnomocnika Towarzystwa (...) a.s. (...). Wbrew twierdzeniom oskarżonych ich działanie nie było ukierunkowane na zabezpieczenie m. przed kradzieżą czy też demontażem, samochód chcieli wykorzystać dla własnych potrzeb. Pod pozorem w pełni jawnego działania chcieli załadować m. na lawetę i wywieźć, czemu przeszkodzili wezwani na miejsce funkcjonariusze policji. Gdyby faktycznie chcieli jedynie uchronić pojazd, zawiadomiliby o swoim działaniu policję. Nadto podawany przez oskarżonych argument o ustaleniu miejsca postojowego na strzeżonym parkingu nie znalazł potwierdzenia w ujawnionym materiale dowodowym. Podobnie jak poinformowanie przez M. G. W. O. o kradzieży przedmiotowego samochodu. Argument odnoszący się do chęci zrobienia na złość przestępcom, którzy chcieli ukraść auto, jest nieprawdopodobny i nieprzekonujący. Linia obrony oskarżonych nie znalazła odzwierciedlenia w ujawnionym materiale dowodowym. Okolicznością zaś bezsporną jest zatrzymanie oskarżonych, którzy ładowali m. na lawetę W. O.. W uznaniu Sądu oskarżeni W. O. i A. R. skorzystali z faktu, że samochód nie wzbudzał niczyjego poza ich zainteresowania, stał na parkingu nieużywany, wcześniejsze poszukiwania właściciela wśród okolicznych mieszkańców przez A. K. nie przyniosły efektu, przestawianie go o kilka metrów nie spotkało się z niczyją reakcją, zaś stanowił niemałą wartość. Czyn, jakiego się oskarżeni się dopuścili, cechuje znaczny stopień społecznej szkodliwości. O stopniu społecznej szkodliwości decydują łącznie czynniki z art. 115 § 2 k.k., przy czym nie suma wszystkich tych czynników, a przede wszystkim ich natężenie. W. O. i A. R.swoim postępowaniem uderzyli w dobro prawne, jakim jest mienie. Działali w zamiarze bezpośrednim, a ich motywacją była chęć zysku. Przepis art. 278 § 1 k.k., jakkolwiek nie jest zagrożony surową w kontekście innych sankcją, jednak znajduje się w grupie przepisów chroniących własność, a więc wartość istotną, jaka powinna podlegać ochronie przez państwo, wartość podlegającą również ochronie konstytucyjnej. Wartość samochodu, który chcieli zawłaszczyć oskarżeni nie jest bagatelna, zaś sposób ich działania związany był z wcześniejszym zaaranżowaniem okoliczności ukierunkowanej na popełnienie przestępstwa oraz przygotowaniem narzędzi. Działania oskarżonych były w znacznym stopniu zorganizowane wraz z przygotowaną już linią obrony, objęte wcześniejszym, z góry powziętym zamiarem. Oskarżony W. O. skorzystał z własnej lawety, by przewieźć przedmiotowy pojazd. Usiłowanie zaboru dokonywane było w miejscu publicznym, w dzień pod pozorem zabezpieczenia samochodu. Nie przeszkadzała oskarżonym w popełnianiu czynu potencjalna obecność osób postronnych. Względy te prowadzą do wniosku, że stopień społecznej szkodliwości czynu oskarżonego należy uznać za znaczny. Orzekając o wymiarze kar, Sąd wziął pod uwagę wskazania w art. 53 kk. W ocenie Sądu wymierzone kary W. O. i A. R.kar po sześć miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem ich wykonania na okres dwóch lat próby są adekwatne do stopnia winy oskarżonych, ich motywacji, rodzaju i rozmiaru ujemnych następstw czynu. Jako okoliczność łagodzącą Sąd wziął pod uwagę dotychczasową niekaralność oskarżonych, pomimo ich średniego wieku. Nie bez znaczenia pozostaje również upływ ponad sześciu lat od zdarzenia, który świadczy o pozytywnej prognozie kryminologicznej oskarżonych. Sąd wymierzył również oskarżonym na podstawie art. 33 § 2 kk obok kar pozbawienia wolności kary stu stawek dziennych grzywny po dziesięć złotych każda za popełnione przez nich przestępstwo kradzieży, przy miarkowaniu których Sąd kierował się analogicznie dyrektywami z art. 53 §1 i 2 kk oraz stanem majątkowym oskarżonych. Sąd nie dopatrzył się okoliczności, czy też szczególnych względów, które stosownie do treści art. 58 § 2 kk, mogłyby prowadzić do wniosku, iż oskarżeni grzywny nie uiszczą i nie będzie jej można ściągnąć w drodze egzekucji. Na podstawie art. 63 § 1 kk Sąd zaliczył W. O. i A. R. na poczet orzeczonych wobec nich kar grzywien okres ich rzeczywistego pozbawienia wolności w sprawie w postaci zatrzymania w dniu 24 września 2007 r. Sąd zasądził od Skarbu Państwa na rzecz adw. R. J. kwotę 2.436 zł powiększoną o stawkę podatku od towarów i usług tytułem nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej oskarżonemu z urzędu w oparciu o § 14 ust. 2 pkt 3 w zw. z § 16 rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości w sprawie opłat za czynności adwokackie oraz ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej z urzędu (Dz. U.2013.461, t.j.). Na podstawie art. 627 kpk Sąd zasądził na rzecz Skarbu Państwa koszty sądowe po 340 zł od każdego z oskarżonych, w tym po 220 zł tytułem opłaty.