Żołnierzu, na WF marsz!

Transkrypt

Żołnierzu, na WF marsz!
Żołnierzu, na WF marsz!
2013-05-25
Wielkim orędownikiem sportu w wojsku był marszałek Józef Piłsudski.
Wyszkolenie zdrowego i sprawnego żołnierza było przed wojną jednym z priorytetów. Dlatego
oficerowie musieli przez pięć lat po awansie na stopień podporucznika intensywnie uprawiać sport
w wojskowych klubach sportowych – pisze Jacek Szustakowski, publicysta portalu polskazbrojna.pl.
„Pamiętam siebie w gimnazjum, kiedy w pierwszych dwóch klasach trzeba było się zajmować tzw.
»czystopisaniem«. Wobec tego, że lubiłem Napoleona, a Napoleon paskudnie pisał, nie
zwracałem uwagi na »czystopisanie«. To było wolno, mogłem mieć pałkę i było mi wszystko
jedno, gdyż to nie wkraczało w dziedzinę praw przechodzenia z klasy do klasy. […] skoro
wiedziałem, iż wystarczą mi trójki, to ambicji do piątek nie miałem. Baczmy więc na to, żeby
wychowanie fizyczne nie stało się „czystopisaniem”, musi ono łączyć się z inną prawdą, którą jest
minimum osiągniętego wysiłku…”.
Te słowa wygłosił Józef Piłsudski w czerwcu 1929 roku na posiedzeniu Rady Naukowej
Wychowania Fizycznego przy Ministerstwie Spraw Wojskowych. Marszałek, który stał na czele
tego gremium, apelował, aby ustanowić mierniki „powodzenia w wychowaniu fizycznym szkolnym
na równi z innymi wykładanymi przedmiotami” i „minimum wysiłków, osiąganych przez
wychowanków i wychowanice w wychowaniu fizycznym”. Piłsudski, który był wielkim
orędownikiem masowości i powszechności sportu, zarzekał się, że nie jest specjalistą od
wyznaczania miernika „według którego mogłaby istnieć pewna kontrola osiąganych rezultatów”.
Dlatego zlecił to fachowcom. Wcześniej, bo już w 1919 roku, zadbał o to, aby opracowano i
wdrożono w życie wojskowe regulaminy wychowania fizycznego i instrukcje o prowadzeniu pracy
sportowej w wojsku. Tymi ważnymi dla Marszałka sprawami zajął się specjalnie przez niego
powołany Wydział Wychowania Fizycznego przy Departamencie V Ministerstwa Spraw
Wojskowych, a od 1923 roku – w Oddziale III Szkoleniowym Sztabu Generalnego Wojska
Polskiego. Priorytetem było wyszkolenie zdrowego i sprawnego żołnierza do działań na polu walki.
W tym procesie dużą rolę odgrywało współzawodnictwo sportowe dopasowane do potrzeb
poszczególnych rodzajów sił zbrojnych. Zamiast egzaminów z WF żołnierze obowiązkowo brali
udział w określonych zawodach na szczeblu kompanii, baonu i pułku.
Autor: Jacek Szustakowski
Strona: 1
Od 1927 roku wcielaniem w życie idei Piłsudskiego, by wychowanie fizyczne i sport w państwie w
pierwszej kolejności służyły potrzebom wojska, zajął się nowo utworzony Państwowy Urząd
Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego. Po wystąpieniu Piłsudskiego na
posiedzeniu Rady Naukowej WF w maju 1932 roku, kiedy to podkreślił wagę upowszechniania
zdobywania Państwowej Odznaki Sportowej i użyteczno-bojowe walory takich dyscyplin sportu,
jak lekka atletyka i pływanie, wyznacznikiem sprawności żołnierza była zdobyta przez niego POS.
Odznaka ustanowiona w 1930 roku dzieliła się na trzy klasy (brązową, srebrną i złotą), a w każdej
klasie wyróżniano cztery stopnie. W 1936 roku uproszczono regulamin zdobywania POS, a
minister spraw wojskowych zalecał kadrze wojskowej uprawianie sportu w wojskowych klubach
sportowych, których zadaniem było stworzenie żołnierzom warunków do utrzymywania dobrej
kondycji fizycznej do końca służby. Zalecano na przykład oficerom, aby przez pięć lat po awansie
na stopień podporucznika intensywnie uprawiali sport w WKS-ach. Wytyczne ministra nakładały
na szkoły podchorążych obowiązek egzekwowania od przyszłych absolwentów świetnych
wyników w pływaniu na 300 m stylem dowolnym.
W ludowym Wojsku Polskim sprawność fizyczną wojska sprawdzano na torach przeszkód.
Żołnierze musieli zaliczyć również kilka testów sprawnościowych z różnych konkurencji. Egzaminy
z WF były też wpisane w proces naboru do uczelni i szkół wojskowych. Dla wielu przyszłych
oficerów, chorążych czy podoficerów były drogą przez mękę. Egzaminy teoretyczne mniej ich
stresowały niż sprawdzian z WF. Jedynie rekruci powoływani do odbycia zasadniczej służby
wojskowej nie musieli nic zdawać... Po wcieleniu do wojska szybko nadrabiano ich ewentualne
zaległości w tej dziedzinie. Poranne zaprawy, programowe zajęcia i te nadprogramowe,
„organizowane” przez stare wojsko, potrafiły zdziałać cuda. Od kilku lat nie ma już „zetki”, ale
dobry wynik z egzaminu z WF był najlepszą „przepustką” do rozpoczęcia kariery szeregowego
zawodowego. Bez zaliczenia sprawdzianu ze sprawności fizycznej nie można też dzisiaj marzyć o
Narodowych Siłach Rezerwowych.
Żołnierz powinien być sprawny i wciąż dbać o swoją sprawność fizyczną – nie zmienia się to od
lat. Zmieniły się za to mierniki, o których wyznaczenie zabiegał Piłsudski. Do 1991 roku, kiedy to
wprowadzono w naszej armii roczny egzamin z wychowania fizycznego dla kadry zawodowej, o
tym, jaka jest kondycja żołnierzy, można się było tak naprawdę przekonać tylko podczas kontroli
przeprowadzanej w jednostkach. Rocznym sprawdzianem z WF objęto wszystkich żołnierzy
zawodowych i kontraktowych bez względu na stopień, wiek i zajmowane stanowisko. Testy
opracowane przez fachowców służyły do sprawdzenia zdolności motorycznych w zakresie:
wytrzymałości, siły i szybkości. Od samego początku sprawdzian budził spore emocje, m.in. z
powodu niezbyt trafnego doboru ćwiczeń i norm, podziału na grupy wiekowe oraz restrykcje za
ocenę niedostateczną. Zwolennicy nowego „miernika” mówili natomiast o potrzebie zmianie
mentalności kadry i przyznawali, że to długotrwały i skomplikowany proces.
Autor: Jacek Szustakowski
Strona: 2
Niemal po każdym rocznym sprawdzianie wprowadzano do niego poprawki. W 1994 roku odstępy
między grupami wiekowymi zmniejszono z dziesięciu lat do pięciu. Ta i inne zmiany dla sprawnych
żołnierzy, którzy do egzaminu przystępowali „z marszu”, nie robiły różnicy. Bez problemu i tak
zdawali na piątkę. Ci, którzy egzamin traktowali jako zło konieczne, wszelkie zaniżanie kryteriów
przyjmowali z zadowoleniem, ale i tak krytykowali pomysłodawców testów, zarzucając im
stawianie zbyt wysokich wymagań. Część z krytykantów zresztą w ogóle nie przystępowała do
egzaminów, bo nagle zaczęły ich nękać kłopoty ze zdrowiem. Do pierwszych rocznych
sprawdzianów z powodu regularnego przebywania na zwolnieniach lekarskich nie przystępowało
około 15% kadry. W pierwszych trzech latach egzaminu nie podeszło do niego aż 10% żołnierzy
legitymujących się komisyjnym zwolnieniem lekarskim.
W maju 2004 roku wprowadzono kolejne poprawki do rocznego sprawdzianu sprawności fizycznej
żołnierzy zawodowych. Choć wcale nie zwiększono wymagań stawianych kadrze, wyniki
egzaminu były alarmujące. Ogólna średnia ocena 3,43 potwierdziła, że żołnierze generalnie nie
dbają o sprawność fizyczną. Aż 12852 osoby musiały podejść do egzaminów poprawkowych, z
czego 10% w ogóle do niego nie przystąpiło z powodu nieobecności (m.in. podróże służbowe i
misje), a ponad 6 tys. nie zdawało, gdyż przebywało na… tak zwanym L4. – Każda ocena
dostateczna ze sprawdzianów z WF powinna być przez dowódców (szefów, komendantów)
traktowana jako niedopełnienie obowiązków służbowych. Czas skończyć z fasadowością i
działaniami pozornymi! – alarmował na odprawie kierowniczej kadry kultury fizycznej
podsumowującej sprawdzian z WF w 2004 roku szef Zarządu Doktryn i Szkolenia Sił Zbrojnych
Sztabu Generalnego Wojska Polskiego płk Włodzimierz Hauzer.
W kolejnych latach wyniki uzyskiwane przez kadrę się poprawiły. Przykładem 2010 rok, w którym
kondycję fizyczną żołnierzy zawodowych oceniono na 4,02. Jednak w porównaniu z
katastrofalnym 2004 rokiem, w którym 10,7% nie przystąpiło do egzaminu z powodu zwolnień
lekarskich, w 2010 wskaźnik ten wzrósł do 11,6%! Natomiast przyczyną absencji 5,1% kadry były
podróże służbowe, urlopy i inne usprawiedliwione powody. Jednak aż 1158 osób nie miało
usprawiedliwionej nieobecności na sprawdzianie. Po egzaminie w 2010 roku, w myśl nowelizacji
ustawy pragmatycznej, z armią musiało się pożegnać 81 żołnierzy, którzy otrzymali w dwóch
kolejnych latach ocenę niedostateczną ze sprawdzianu WF lub nie przystąpili do niego też w
dwóch kolejnych latach (chyba, że zostali zwolnieni ze sprawdzianu na podstawie artykułu 50a
ustęp 3).
W 2010 roku prawie 22 tys. żołnierzy zdało egzamin na piątkę. Dwa lata później najwyższe oceny
otrzymało ponad 26 tysięcy. Pewnie byłoby ich więcej, gdyby za piątki – tak jak w latach
1991–1995 i 2006–2007 – przyznawano nagrody finansowe. Ci, którzy podobnie jak uczeń
Piłsudski, nie mieli ambicji walczyć o piątki, zadowalali się trójką lub czwórką. Dodatkowa premia
Autor: Jacek Szustakowski
Strona: 3
pewnie zmobilizowałaby ich do poprawy wyników. Znam i takich, którzy dłużej podciągaliby się na
drążku czy robiliby więcej pompek ponad normę na pięć, i wcale nie dla kasy, gdyby w ramach
egzaminu wprowadzono typowe współzawodnictwo sportowe. Fakt, że instruktorzy-sędziowie
mieliby trochę więcej pracy, ale przecież pomogliby wyłonić najlepszych czwórboistów w Wojsku
Polskim w poszczególnych kategoriach i grupach. A gdyby jeszcze tych zwycięzców uhonorować
specjalnymi odznakami podczas Gali Sportu Wojskowego z udziałem najlepszych sportowców w
sporcie powszechnym i wyczynowym, to byłaby dla nich jeszcze większa gratka niż nagroda
finansowa. Póki co coraz głośniej mówi się o przyznawaniu najbardziej wysportowanym
żołnierzom nieco zapomnianej Wojskowej Odznaki Sprawności Fizycznej.
Niestety, ubiegłoroczny sprawdzian przyniósł kolejny rekord w liczbie zwolnień lekarskich. Ponad
12% żołnierzy zobowiązanych do przystąpienia do sprawdzianu nie pojawiło się na nim,
zasłaniając się L4. Trudno powiedzieć, ilu z nich tak naprawdę chorowało, ale wiadomo, że
kombinatorzy zawsze byli, są i będą. Z myślą o tych, którzy nie kombinują i w pierwszym terminie
nie będą mogli podejść do egzaminu z powodu choroby, dowódcy jednostek będą mogli w tym
roku wyznaczyć im nowy termin – od lipca do października. Resort obrony poszedł też na rękę
specjalistom mającym problemy z kondycją – dwója ze sprawdzianu z WF będzie „tylko” obniżać
ogólną ocenę w opinii służbowej do oceny dostatecznej. Zamknie więc drogę awansu i wpłynie na
nieprzedłużenie z takim żołnierzem kontraktu, a dopiero w wyjątkowym przypadku będzie
skutkowało zwolnieniem z armii.
Fakt, że nie każdy żołnierz musi biegać nieco gorzej od st. szer. Henryka Szosta, czy nie być tak
sprawny jak kpr. Damian Janikowski. Ale skoro armia wymagała od kandydatów na oficerów,
chorążych itd. wypełnienia określonych norm na sprawdzianie z WF oraz podtrzymywania potem
ogólnej sprawności fizycznej, to czy teraz mogą oni nie przejmować się pałką z WF. – Jeśli
naprawdę są dobrymi specjalistami w swoim fachu i wojsku nie zależy na pozbyciu się ich, to
przecież mogą dalej zostać w armii, nie będąc żołnierzami. Mundur jednak do czegoś zobowiązuje
– mogą powiedzieć żołnierze, którzy na co dzień dbają o swoją kondycję. „Antysportowcy”
nazywają takich „mięśniakami”. Przed kilkoma laty słyszałem, jak jeden ze starszych oficerów
krytykował kolegów wychodzących na obowiązkowe zajęcia z wychowania fizycznego. Z
lekceważeniem mówił o „mięśniakach”, którzy „niewiele mają w głowie i wojsko nie ma z nich
pożytku”. Próbował wykazać wyższość tych, którzy w pracy częściej wykorzystują głowę niż
mięśnie. Nie wiem, czy nieco zaokrąglony oficer miał kiedyś problemy ze zdaniem egzaminu z
WF, ale teraz tacy jak on – zasłaniając się tym, że są specjalistami w swojej dziedzinie – w ogóle
nie będą sobie zawracali głowy jakimś tam testem dla „mięśniaków”.
Wartościowy żołnierz musi być i wysportowany, i sprawny intelektualnie, a dobry dowódca to taki,
który sam wyciąga podwładnych do hali, na boisko czy bieżnię. – Wychowanie fizyczne nie jest
oczkiem w głowie dowódców – podkreślił w 2005 roku pułkownik Hauzer. – Ich utrapieniem jest
Autor: Jacek Szustakowski
Strona: 4
wykonanie bieżących zadań, niemających nic wspólnego z wuefem. Zapominają, że tężyzna
podwładnych jest tak samo ważna, jak sprawność sprzętu, z tą tylko różnicą, że zerwaną
gąsienicę przełożony zauważy, a naciągniętego ścięgna żołnierza nie. Każde niedotrenowanie
szybko zostanie zrewidowane na polu walki – dodał ówczesny szef Zarządu Doktryn i Szkolenia
Sił Zbrojnych SGWP. I pewnie o tężyźnie podwładnych podobnie wypowiedzieliby się dzisiaj albo
paskudnie o tym napisali – nie zwracając uwagi na „czystopisanie” – i Napoleon, i Piłsudski. Ten
drugi pewnie byłby też za tym, aby wyznaczono miernik minimum, które każdy żołnierz powinien
wypełnić.
A tak na marginesie warto podkreślić, że dzięki rocznemu sprawdzianowi z wychowania
fizycznego i jednej z konkurencji – biegowi na 3 km – z roku na rok zwiększa się liczba żołnierzy
startujących w imprezach biegowych. Niejednokrotnie pytałem amatorów biegania w mundurach o
początki ich karier sportowych. Przyznawali, że to zasługa egzaminu z WF. – Skoro przebiegliśmy
3 km, to czemu nie próbować wydłużyć dystansu i pokonać go na zawodach – mówili. I tak
niektórym spodobało się to bieganie, że teraz biegają nawet maratony…
Autor: Jacek Szustakowski
Strona: 5