Wywiad z reżyserem spektaklu „Którędy do nieba?”

Transkrypt

Wywiad z reżyserem spektaklu „Którędy do nieba?”
Wywiad z reżyserem spektaklu „Którędy do nieba?”
Dominik Kozinoga opowiada o przygotowaniach do wystawienia spektaklu własnej reżyserii wg
scenariusza ks. Adama Piekarzewskiego SDB. Rozmawia Aleksandra Czaja.
A.C.: Z jakiej potrzeby zrodził się pomysł na wystawienie inscenizacji teatralnej?
D.K.: Podczas jednego ze spotkań stwierdziliśmy, że trzeba zrobić coś zwykłego – niezwykłego, coś innego.
Zrodził się zatem pomysł wystawienia spektaklu. Ksiądz Grzegorz Rajs był inicjatorem tego pomysłu, a my to
realizowaliśmy.
A.C.: Czyli pomysł na wystawienie sztuki nie wyszedł z Twojej strony?
D.K.: Nie. Pomysłodawcą był ks. Grzegorz, jednak pomysł odszedł na dalszy plan. Wróciliśmy do niego jakieś
pół roku temu. Wtedy też wpadł mi w ręce scenariusz „Którędy do nieba?” napisany przez ks. Adama
Piekarzewskiego SDB. Zaproponowałem wystawienie 2-aktowego spektaklu, a ks. Grzegorz poparł ten pomysł.
A.C.: Według jakiego klucza dobierani byli wykonawcy?
D.K.: Starałem się wybrać do współpracy ludzi, na których można polegać. Osoby, które swoim charakterem
odpowiadali granym przez siebie postaciom. Jak się jednak okazało, na pierwszej próbie obsada uległa małej
zmianie. Aktorzy – amatorzy – zaproponowali nieco inny podział ról, co jak się później okazało było bardzo
dobrą decyzją.
A.C.: Jak wyglądały przygotowania do wystawienia sztuki?
D.K.: Spotykaliśmy się w domu katechetycznym średnio dwa razy w miesiącu. Czas przeznaczony na próbę był
od początku do końca w zupełności wykorzystany zwłaszcza, że każdy z nas miał swoje obowiązki i zajęcia
wśród których musiał znaleźć też miejsce na spotkanie – próbę. Później w miarę, jak zbliżał się termin premiery
spotykaliśmy się częściej, bo dwa razy w tygodniu. Starałem się panować nad porządkiem naszych spotkań oraz
nad całością realizacji spektaklu. Muszę tutaj zaznaczyć, że scenariusz, jak już wcześniej wspomniałem, był
autorstwa ks. Adama Piekarzewskiego, natomiast ruch sceniczny i wygląd sceny mojego autorstwa.
W przygotowaniach sceny pomógł mi Adrian Froehlich oraz jego tato, który podjął się realizacji zadania
związanego z elektryką. Pani Ewa Myga uszyła kurtynę, Pani Anna Szyguła zadbała o estetykę materiałowych
rekwizytów, a stroje dla aktorów zostały dzięki ks. Grzegorzowi wypożyczone z Opery Śląskiej.
A.C.: Temat poruszony w spektaklu wywołuje w ludziach różne reakcje. Czy wolałeś widzieć po spektaklu na
twarzach widzów zadumę czy melancholię?
D.K.: Jest to bardzo dobre pytanie i cieszę się, że zostało zadane. Wiedziałem, że ludzie odbiorą ten nasz
spektakl, jako szkolną akademię, która jest nudna i nie wnosi nic konkretnego w życie widza. Jak się jednak
okazało, widzowie byli bardzo zaskoczeni efektami naszej pracy. Widziałem, że łezka pojawiła się w oku
niejednego gościa. Miłe słowa, które padały pod adresem wykonawców, czy podziękowania za dostarczenie
nowych wrażeń oraz przemyśleń były dla nas wszystkich bardzo budujące. Ja jednak cieszyłem się z tego, że na
twarzach wielu naszych widzów zauważyłem zadumę. To było moim celem. Chciałem poprzez muzykę,
scenografię oraz grę aktorów poruszyć w widzach nie tylko rozum, ale i serce. Każdy bowiem kto oglądał ten
spektakl ze zrozumieniem mógł zauważyć, że przez krzyż Chrystusa (stojący z boku), biały obrus na ołtarzu –
Zmartwychwstanie – może dojść do wiecznego szczęścia, jakim jest niebo. Mam nadzieję, że do takiej właśnie
interpretacji swojego życia doszedł przynajmniej co trzeci gość.
A.C.: A co dalej? Czy zobaczymy Cię jeszcze w roli reżysera?
D.K.: Takie mam plany. Chciałbym wystawić wraz z moimi kolegami i koleżankami inscenizację
„Zaczarowany kuferek”. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować ten pomysł. Jednak na razie mogę zdradzić,
że zgłosiliśmy swój udział w 5 edycji projektu ENTRÉE, którego organizatorem jest m.in. Teatr Rozrywki
w Chorzowie, dlatego też na chwilę obecną „zawieszamy naszą działalność”.
A.C.: Życzę wygrania konkursu i powodzenia w drodze do realizacji kolejnych inscenizacji. Myślę też, że
w imieniu Parafian mogę powiedzieć, iż z niecierpliwością czekamy na kolejne podniesienie kurtyny.
D.K.: Dziękuję.