Nadzieja

Transkrypt

Nadzieja
Agata Czaja ur.2000r
Nadzieja
Było przepiękne majowe popołudnie. Ubrałam skórzaną kurtkę i białe trampki. Do
torby wrzuciłam przeczytane książki. Czas wybrać się do biblioteki po coś nowego pomyślałam. Po 10 minutach byłam na miejscu. Uwielbiam ten budynek, on zawsze
wywołuje dziwny spokój dziwny spokój w mojej duszy. Szybkim krokiem przemierzyłam
schody. Przywitałam się z panią Joanną, naszą bibliotekarkę. Pospiesznie oddałam książki i
udałam się w głąb regałów. Cała procedura wybierania książki to przysłowiowe 5 minut.
Jednak zostaję dłużej między półkami i zbieram pozytywną energię. Dziś ten rytuał zaburzyła
dziewczyna ubrana w niebieskie, poszarpane spodnie, czarną bluzę i trampki. Robiła to, o
czym myślałam wbiegając po schodach i to jeszcze w moim u lubionym dziale - obyczaj.
Narastała we mnie złość, ale i zaciekawienie jej osobą. Po dłuższej chwili namysłu
postanowiłam z nią porozmawiać. Wzięłam kilka głębokich wdechów i usiadłam na dywanie
obok niej.
-Hej jestem Martyna. A ty ?
-Nadzieja jestem.
I tak właśnie zaczęła się ta dziwna znajomość, która nieodwracalnie zmieniła moje życie…
Spotykałyśmy się codziennie, zawsze w bibliotece. Nadzieja nigdy nie chciała
przystać na propozycje spotkanie się gdzieś indziej, więc przesiadywałyśmy między półkami.
Pani Joasia przez pierwsze kilka dni krzywo na nas patrzyła, jednak potem przyzwyczaiła się i
nie zwracała nam uwagi. Naszym ulubionym miejscem stał się kąt na samym końcu
biblioteki. Między książkami z dziedziny geografii oraz biologii. Siadałyśmy na podłodze i
rozmawiałyśmy często po kilka godzin. Nadzieja była bardzo skryta. Chętnie opowiadała o
przeczytanych książkach, swoich zainteresowaniach. Jednak omijała tematy związane z
rodziną, domem, szkołą. Przez co intrygowała mnie jeszcze bardziej, a dziwne przywiązanie
do niej rosło. Chciałam wiedzieć jak najwięcej, ale nie zmuszałam jej do mówienia o sobie.
Czekałam, aby ona sama, bez przymusu opowiedziała o tym, o czym chce. Z każdą rozmową
odbierałam jakieś niepokojące sygnały. Można było zauważyć, że Nadzieja nie jest do końca
szczęśliwa. Czułam, że ma ona jakiś sekret, a ja wiedziałam, że chcę go odkryć. Tylko nie
wiedziałam jak.
Z tygodnia na tydzień wiedziałam o niej więcej ale nadal były to szczątkowe
informacje, które nie zaspakajały mojej ciekawości. Takim najtrudniejszym i najbardziej
przełomowym momentem naszej znajomości był ostatni dzień maja. Umówiłyśmy się na
godzinę 16, przed budynkiem naszej ukochanej publicznej biblioteki. Mijały kolejne minuty,
a ona się nie zjawiała. Zaczęłam się martwić. Postanowiłam poczekać, każdy ma prawo się
spóźnić. Po 30 minutach Nadzieja pojawiła się z podbitym okiem. Zszokowało mnie to
bardzo. Próbowałam dowiedzieć się co jest, ale ona poprosiła, abyśmy weszłyśmy do środka.
Była cała roztrzęsiona. Przemknęłyśmy obok pani bibliotekarki tak szybko, jak to było
możliwe i udałyśmy się na koniec biblioteki, z dala od ludzi, aby porozmawiać oraz wyjaśnić
tę sytuację. To była najtrudniejsza rozmowa, jaką odbyłam z kimkolwiek w życiu. Nadzieja
pierwszy raz opowiedziała mi swoją historie. Wychowuje się bez mamy która kilka lat temu
zginęła w wypadku samochodowym. Ojciec nie radzi sobie z całą sytuacją i pije, co skutkuje
nieprzyjemną sytuacją w domu, brakiem pieniędzy. Opowiedziała mi też o samookaleczaniu,
które było chwilową ucieczką od problemów i o tumblerze, który był smutnym pamiętnikiem
pozwalającym jej to wszystko z siebie wyrzucić. Z wielkim żalem opowiadała o szczęściu,
które było przed tragicznym wypadkiem oraz o tym, jak bardzo chciałaby dostać trochę tego
szczęścia teraz. Jedyne na co było mnie wtedy stać to marne „Wszystko będzie dobrze”. Nie
potrafiłam wydusić nic więcej musiałam to wszystko przyswoić, ale chyba nie tylko ja.
Przytuliłam ją oraz dałam możliwość wypłakania się. Siedziałyśmy tak dobre kilka godzin, a
mi do głowy przyszedł pomysł. Jednak wprowadzenie go w życie nie było prostą sprawą.
Bardzo chciałam zaprosić Nadzieje na noc, by odpoczęła, jednak odmówiła. Wyszłyśmy, gdy
pani Joanna zamykała bibliotekę. Zawsze uważałam panią bibliotekarkę za osobę miłą i
bardzo pomocną dlatego to jej opowiedziałam historie moje niedawno poznanej koleżanki.
Zszokowało ja to bardzo, jednak nie odmówiła pomocy na co cicho liczyłam. Namówiłam
Nadzieję na rozmowę, która pozwoliła działać. Pierwszym etap to rozmowa z pedagogiem,
którego poleciła pani Joanna. Początki depresji, samookaleczenie i obwinianie się bardzo źle
działały na psychikę. Wszystko szło w dobrym kierunku. Następnie odbyła się trudna
rozmowa z ojcem Nadziei w obecności pani bibliotekarki i terapeuty od spraw uzależnień. To
był największy przełom. Pan Józef, tato bohaterki, zgodził się na terapię. Radość, jaka nas
ogarnęła, była ogromna. Wszystko zaczęło się układać, iść w dobrym kierunku. Pani Joasia
bardzo im pomagała: zapraszała na obiady, pomagała, pilnowała terminów spotkań z
psychologiem i terapeutą. Dla Nadziei biblioteka stała się częściowo domem.
Dziś mija 4 lata od tych wydarzeń. Wszystko zmieniło się o 180 stopni. Pani Joanna i
pan Józef wzięli rok temu ślub. Nadzieja jest szczęśliwą studentką bibliotekoznawstwa, a ja
zyskałam najwspanialszą przyjaciółką na świecie. Zawsze, gdy wracamy do rodzinnego
miasta odwiedzamy naszą ulubioną bibliotekę publiczną, siadamy na końcu biblioteki w
dziale geografii, biologii i rozmawiamy długie godzinny. Do Nadziei wróciła nadzieja.