prezes w biegu - Polska Zbrojna

Transkrypt

prezes w biegu - Polska Zbrojna
PREZES W BIEGU
2014-03-27
Starszy chorąży sztabowy Zbigniew Rosiński, szef Garnizonowego Węzła Łączności w
Lublińcu, były żołnierz Jednostki Wojskowej Komandosów
Za energię w organizowaniu i promowaniu prestiżowych, niekonwencjonalnych imprez
sportowych, dzięki którym zasłużył sobie na miano człowieka instytucji
Dzięki redaktorowi Tomaszowi Hopferowi polubił bieganie na długich dystansach. Od 19 lat występuje w barwach Wojskowego Klubu Biegacza
„Meta”, którego był współzałożycielem. Fascynację bieganiem rozbudziła w nim radość z ukończenia pierwszego Maratonu Pokoju w Warszawie w
1979 roku. Miał wtedy 19 lat. „Miałem szczęście uczestniczyć w trzech pierwszych edycjach Maratonu Pokoju. Na przekór rodzinie, znajomym i
lekarzom ukończyłem ten niewyobrażalny wtedy dystans. Od tego czasu pokochałem pot, ból i zmęczenie, które przełożyły się na wiarę i pewność
siebie”, podkreśla starszy chorąży sztabowy Zbigniew Rosiński, wiceprezes Wojskowego Klubu Biegacza „Meta” i szef Węzła Łączności w
Lublińcu. Niestety, czwartej edycji Maratonu Pokoju już nie ukończył. Bardzo chciał wystartować w Warszawie, ale wówczas służył już w jednostce
w Dziwnowie i akurat w dniu maratonu musiał być na poligonie w Drawsku Pomorskim. Nie zapominajmy też, że we wrześniu 1982 roku był stan
wojenny. Młody żołnierz i amator biegania wówczas nawet nie śmiał pytać o pozwolenie na wyjazd do Warszawy. Dzisiaj tego żałuje, bo mógłby
być jednym z nielicznych biegaczy, którzy ukończyli wszystkie maratony warszawskie. Nie żal mu natomiast tego, że trafił do elitarnej jednostki w
Dziwnowie, zamiast do milicji. Komisja lekarska zmieniła plany młodzieńca, który myślał o karierze sportowej w warszawskiej Gwardii.
Sportowcem wyczynowym nie został, ale osiągnięć sportowych może mu zazdrościć wielu amatorów biegania. Obiegł kulę ziemską. Ukończył 80
maratonów, w tym osiem w pełnym umundurowaniu, z czego cztery z 10-kilogramowym plecakiem. Startował również w siedmiu biegach na
dystansie 100 km oraz w czterech 24-godzinnych. W 2008 roku zajął ósme miejsce w mistrzostwach Polski w biegu 24-godzinnym, a rok później
dziewiąte. W pierwszym starcie w krajowym czempionacie przebiegł w Krakowie w dobę 188 km 160 m. Duży sukces zanotował w 2007 roku w
szwajcarskiej miejscowości Biel – zajął czwarte miejsce w biegu patrolowym na 100 km oraz w 2000 roku w Opolu – wygrał „Setkę z hakiem”.
Rekord życiowy w maratonie ustanowił w 1996 roku w Warszawie. Dystans 42 km 195 m pokonał w 3 godz. 6 min 26 s.
W środowisku amatorów biegania „Prezes” – tak go nazywają, choć już nim nie jest – jest jednak bardziej znany nie jako biegacz, lecz lider grupy
ludzi organizujących kultowe imprezy biegowe: Maraton Komandosa i Bieg Katorżnika. Lider Mety jest również wiceprezesem Polskiego
Stowarzyszenia Biegów. Teraz sam doradza innym, jak organizować imprezy biegowe. A jeszcze przed 20 laty nawet nie myślał o tym, aby
stworzyć klub sportowy. Pomysł podrzucił redaktor Janusz Kalinowski, tworzący Federację Klubów Biegacza. „Wielu żołnierzy z naszej jednostki
chętnie startowało w zawodach sportowych. Dużą popularnością cieszyły się biegi uliczne. Tym najważniejszym był dla nas maraton w Warszawie.
Po biegu w stolicy w 1994 roku zaproponowano nam przystąpienie do Federacji Klubów Biegacza”, wspomina „Prezes”.
Żołnierze z Lublińca nie mogli jednak zrzeszyć się w nowo tworzonej organizacji, bo nie mieli swojego klubu. Postanowili więc go założyć.
„Otrzymaliśmy materiały potrzebne do rejestracji. Wraz z trzema kolegami powołałem grupę inicjatywną i 2 stycznia 1995 roku odbyło się zebranie
założycielskie klubu. Niespełna pół roku później Meta została zarejestrowana w sądzie i formalnie rozpoczęliśmy naszą działalność”, mówi pierwszy
prezes klubu. „Nie marzyliśmy o takich sukcesach, do jakich doszliśmy”, dodaje lider Mety.
W 19-letniej historii klubu aż 290 zrzeszonych w nim osób pokonało maraton, a 55 uporało się z dystansem 100 km lub dłuższym. Zawodnicy Mety
startowali w zawodach w 49 państwach. Klub zorganizował aż 251 imprez sportowych, w tym 25 poza granicami kraju (w Iraku, Afganistanie,
Autor: Jacek Szustakowski
Strona: 1
Kongu, Libanie, we Francji, w Kirgistanie i Kosowie). W zawodach Mety wzięło udział ponad 37 tys. osób.
Sukcesy organizacyjne nie przyszły łatwo. Przez pierwsze lata „Prezes” i jego koledzy musieli się sporo uczyć i podpatrywać organizatorów innych
zawodów. Wreszcie takie imprezy Mety, jak Bieg Przełajowy o Nóż Komandosa, Maraton Komandosa czy Bieg Katorżnika (ich dyrektorem jest
chorąży Rosiński), nie cieszyłyby się tak wielką popularnością, gdyby nie pomoc w ich organizacji lublinieckiej jednostki wojskowej (najpierw 1
Pułku Specjalnego Komandosów, a obecnie Jednostki Wojskowej Komandosów). Znakomita współpraca między jednostką a klubem przynosi
jednak obopólne korzyści. Zawody organizowane przez Metę przyczyniają się bowiem nie tylko do popularyzowania biegania, lecz także służby w
wojskach specjalnych. Prezes bardzo chwali sobie współpracę z przełożonymi i dowódcami lublinieckiej jednostki, w której służył do 1995 roku.
„Trafiłem na świetnych przełożonych w Lublińcu. Bez ich poparcia nie byłoby łatwo zbudować tak solidnego klubu i odnosić sukcesów na polu
organizacyjnym. Wspólnie z jednostką jesteśmy otwarci na różne inicjatywy. Ostatnio zaangażowaliśmy się choćby w promocję sportu
niepełnosprawnych”.
Chorąży Rosiński od najmłodszych lat jest również zagorzałym kibicem sportowym. „Jako nastolatek znałem składy chyba wszystkich drużyn I ligi
piłki nożnej oraz nazwiska większości kolarzy, startujących w Wyścigu Pokoju. Potrafiłem też wymienić wielu medalistów olimpijskich czy
mistrzostw świata w różnych dyscyplinach sportu”, przyznaje. W końcówce lat siedemdziesiątych zeszłego wieku często zasiadał na słynnej
„żylecie” – trybunie Stadionu Wojska Polskiego w Warszawie. Był wielkim fanem drużyny piłkarskiej Legii i jest nim zresztą do dzisiaj, chociaż teraz
rzadko bywa na obiekcie przy Łazienkowskiej.
„Prezes” nie marzy już o poprawianiu swoich rekordów. „Okres walki o sekundy i podbijania licznika startów mam już za sobą. Teraz jestem na
etapie czerpania radości z tak zwanej turystyki biegowej. Wybieram ciekawe lub nowe imprezy oraz takie zawody, przy okazji których mogę spędzić
w nowym, ciekawym miejscu krótki urlop”, przyznaje.
Lider Mety, niczym kiedyś redaktor Hopfer, teraz sam wciąga innych do biegania i uprawiania sportu. Jednego z dwóch synów udało mu się bardzo
szybko zarazić swoją pasją. Porucznik Łukasz Rosiński służy w Jednostce Wojskowej Komandosów i od czterech lat jest prezesem Mety. Więcej
czasu zajęło „Prezesowi” wciąganie do sportu żony Barbary, która ostatnio bardzo szybko zrobiła duże postępy w bieganiu na nartach. Państwo
Rosińscy lubią zimą wpaść na kilka dni do Jakuszyc. Zresztą nie sami, lecz w towarzystwie innych osób z Mety.
Meta to dzisiaj bardzo znany klub, i to nie tylko w środowisku biegowym. Na swój sukces lubliniecki WKB pracował kilkanaście lat. Tak jak i jej lider,
którego bardzo ucieszyło wyróżnienie Buzdyganem. „Czuję się jak kapitan drużyny piłkarskiej, odbierający cenne trofeum w imieniu zespołu. Na to
wyróżnienie zapracowała cała Meta i wszyscy uczestnicy zawodów organizowanych przez nasz klub”, podkreśla „Prezes”. „Mam już kilka cennych
odznaczeń, ale nagroda od »Polski Zbrojnej« jest szczególna, gdyż dostają ją nieliczni”.
Autor: Jacek Szustakowski
Strona: 2