czytaj opowiadanie
Transkrypt
czytaj opowiadanie
„Śmierć” Był styczeń. Śmierć przeczytała gazetę. Zwykle wolała inne formy spędzania wolnego czasu, jednak tym razem coś ją tknęło. W prasie nie działo się nic dziejowego. Kilka wypadków ze zdjęciami (niech to, nigdy nie udawało jej się załapać na fotkę!), relacje z posiedzeń politycznych i ogłoszenia. Na którejś stronie znalazła wielką informację, która ją zaciekawiła. O rozliczaniu PIT-ów nie wiedziała zbyt wiele i nigdy nie prowadziła rachunkowości. Jednak okazało się to niezbędne, by uczciwie pracować i legalnie zarabiać! Śmierć nie do końca pojmowała ideę rozliczenia, ale bardzo jej się nie podobała sugestia, że działa poza prawem. Po tylu latach pracy zawodowej zasługiwała wręcz na miano najuczciwszej kobiety od stworzenia wszechświata. Podzwoniła do kolegów po fachu. Wojna i Głód byli zbyt zajęci pracą, by jej pomóc. Zaraza miała akurat chwilę wolnego, więc chętnie wytłumaczyła Śmierci zawiłości podatkowe. Przy okazji wyśmiała ją z powodu jej zacofania. Ona już od lat miała własną księgową, która uczciwie i rzetelnie (wszystkie potępione dusze stają się genialnymi pracownikami, gdy opuszczą ciało) prowadziła całą rachunkowość. Śmierć postanowiła także znaleźć sobie kogoś, kto będzie za nią wypełniał druczki. Nigdy nie była dobra z matematyki, a błędy mogły przynieść tragiczne konsekwencje. Zaraza zaoferowała jej swoją pomoc, jako że czekała na nowy raport z ośrodka naukowego w Niemczech, gdzie próbowano wymyślić dla niej nowego wirusa. Trochę czasu zajęło jej przekonanie Śmierci, że nie może pójść do urzędu w zwykłej pelerynie, a potem szukać sekretarki. Nikt nie uzna jej za poważną i choć cieszyła się ogólnym szacunkiem, na pewno wszyscy pomyślą, że zwariowała. Udały się więc na zakupy. Śmierć zakupiła piękną, czarną szatę, w której wyglądała obłędnie („Same kości i kości, kochana!”, jak to ujęła Zaraza) oraz fachową wyglądającą teczkę na dokumenty. Nigdy wcześniej nie czuła się tak kobieca i elegancka. Ciemne kolory podkreśliły jej delikatną bladość i naturalne piękno, które zawsze chowała pod maską pośpiechu i zapracowania. Do urzędu udała się jedynie Śmierć. Zaraza dostała nagłe wezwanie do Francji z powodu niekontrolowanego rozprzestrzeniania się jednej z bakterii. Wykonywała swoje obowiązki nadzwyczaj sumiennie i wszystko musiała mieć pod kontrolą, więc czym prędzej opuściła swoją towarzyszkę. Śmierć, z nową energią i wiarą, raźno ruszyła na podbój polskiej biurokracji. Kiedy wychodziła z urzędu sześć godzin później, jej zapał jakby przygasł. Właściwie umarł w momencie, gdy zgubiła jeden z załączników i musiała czekać, aż zostanie napisany raport, potwierdzający owo zgubienie. Do tego w pracy miała duże opóźnienie, w teczce ze dwa kilogramy papierzysk, których nawet nie zaczęła wypełniać! Niemal porzuciła swoje marzenie o legalnej, uczciwej pracy. Dopiero po miesiącu przypomniała sobie o nim. Właściwie zrobił to Wojna, gdy przypadkowo wjechał na swoim wściekle czerwonym motocyklu w hydrant przed jej domem. Musieli się nieźle natrudzić i nabiegać po ubezpieczycielach, by uzyskać choć minimalne odszkodowanie. Śmierć bardzo zainteresował stosunek kolegi po fachu do rachunkowości. Wojna od osiemdziesiątego czwartego był punkiem. Nie uznawał podatków i księgowych (choć lubił z nimi grać w „Kółko, krzyżyk i terrorystów” albo „Kamień, papier, mina lądowa”), za to był w stałym kontakcie z ubezpieczycielami. Ludzie cały czas chcieli go ciągać po sądach i kazali płacić odszkodowania za błędy popełnione w pracy. Ale dzięki armii specjalistów z piekła rodem, Wojna mógł żyć spokojnie, radośnie i anarchistycznie, nie martwiąc się problemami. Śmierć wróciła do poszukiwań księgowej. Za każdym razem, gdy zabierała kogoś w zaświaty, próbowała się pokazać z jak najlepszej strony, by zachęcić potencjalne dusze do zostania jej podwładnymi. Nie osiągnęła jednak większego sukcesu, a stała się sfrustrowanym, zniechęconym cieniem samej siebie. Zaraza stwierdziła, że jeszcze bardziej zmarniała i wychudła, aż jej się żebra zapadły. Wojna próbował ją pocieszyć raźnym klepaniem w plecy, ale jedynie podłamał jej kręgosłup. Głód był na wakacjach w Zambii, ale przysłał pocieszającą kartkę pocztową. Życzył Śmierci by nabrała żywych kolorów i zachęcał do odwiedzenia wygłodzonego, umierającego kraju, co nie było zbyt taktowne i optymistyczne. Trzej Jeźdźcy Apokalipsy (Głód komunikował się z nimi poprzez portale społecznościowe) postanowili pomóc biednej i przygnębionej Śmierci. Gdy ostatni raz miała depresję, doprowadziła do Rewolucji Październikowej, i to zupełnie niechcący. W trosce o swoją przyjaciółkę, umieścili ogłoszenie w Internecie, w kilkunastu różnych serwisach, w kilkudziesięciu językach. Zaraza podejrzewała, że choć płaca jest atrakcyjna, nikt z własnej woli nie zechce współpracować ze Śmiercią. Myliła się jednak. W ciągu kilku dni dostali mnóstwo odpowiedzi na ogłoszenie, głównie od młodych, żądnych wyzwań Rosjanek. Ciocia - Stan Wojenny, zaoferowała swoją pomoc i dokonała wstępnej selekcji kandydatek. W tym czasie Śmierć nie miała się najlepiej. Każdego dnia po pracy wracała do swojego cichego zakątka, wyjmowała kalkulator i usiłowała prowadzić rachunkowość swojej jednoosobowej firmy. Mieszały jej się procenty, różnice i sumy, ulgi i odliczenia. Każdy dokument z załącznikami spinała kolorowym klipsem, aby zachować jakiś ład i porządek. Nie doszła nawet do połowy, gdy skończyły jej się barwy. Była zmęczona, sfrustrowana, łupało ją w kościach i miała najokropniejszą migrenę od jakichś czterdziestu lat. Nie pomagały przyjacielskie odwiedziny Zarazy i Głodu (Wojna pojechał na jakiś młodzieżowy zlot wielbicieli fantasy – wszyscy brali go za nordyckiego boga i za bardzo mu to pochlebiało, by sobie taką atrakcję odpuścił). Jedynym ratunkiem wydawało się zaspokojenie dziwacznego marzenia Śmierci o legalnej, uczciwej pracy, odprowadzaniu podatków i księgowej. Z całej Czwórki Jeźdźców Apokalipsy to Zaraza była najbardziej nowoczesna. Przypominała te wszystkie silne, wyzwolone kobiety, które z chęcią oddawały się karierze zamiast siedzieć w domu, zmywać dzieci i rodzić naczynia. Wydawała się też najbardziej taktowna i odpowiednia do przywrócenia Śmierci do życia. Głód był szalonym, niepoprawnym optymistą, który nie umiał trzymać języka za zębami, a Wojna był zbyt zajęty troszczeniem się o harem nastolatek, które uważały go za nowego Thora. Ciocia - Stan Wojenny mogłaby się teoretycznie nadawać, ale jej pedanteria, dziwne zwyczaje i tiki nerwowe mogłyby zaszkodzić biednej Śmierci. Reszty rodziny nie poinformowano o czasowym kryzysie. Całkiem słusznie obawiano się zachwiania równowagi całego świata i zniszczenia planety. Wycieńczona i zniechęcona Śmierć dowiedziała się o znalezieniu kandydatki na księgową po kilku dniach i natychmiast odżyła. Z nową energią pobiegła do pracy, zbierając większe niż zwykle żniwo i radośnie życząc wszystkim szerokiej drogi do zaświatów. Po powrocie do domu, starannie uprzątnęła papiery, wytarła kurze i założyła swoją odświętną szatę. Zaraza miała rację – wyglądała w niej nadzwyczaj szczupło i atrakcyjnie. Kiedy do jej drzwi zapukała młoda Rosjanka – Śmierć mało nie popłakała się ze szczęścia. W końcu spełni swoje marzenie! Młoda kobieta była profesjonalistką. Ubrana w szary kostium, z włosami spiętymi w ciasny koczek i torbą na dokumenty wyglądała tak jakby została stworzona do pracy dla Śmierci. Obie panie natychmiast przypadły sobie do gustu i atmosfera była niezwykle przyjemna... Póki na stół nie zostały wyłożone wszystkie papiery z urzędu. Były tam chyba wszystkie możliwe zaświadczenia, rozliczenia i wnioski. Młoda Rosjanka nieco spuściła z tonu, a Śmierć uśmiechała się jak psychopatka. Była w końcu taka sprytna – wszystkie sprawy miała załatwić za jednym zamachem! Księgowa coraz bardziej traciła rezon. Ręce jej się trzęsły, załączniki latały w powietrzu, a ogromna ilość pól nadal pozostawała pusta. Mamrocząc po rosyjsku, próbowała zrozumieć ten dziwaczny system podatkowy i nie tracić przy tym twarzy. Nagle Śmierć przypomniała sobie jeszcze o pewnej porcji papierów, przeprosiła kobietę i poszła ich poszukać. Gdy wróciła, zastała przerażający widok. Księgowa jęcząc i pokrzykując gorączkowo przerzucała papiery w poszukiwaniu któregoś formularza. Ujrzawszy swoją pracodawczynię z naręczem dodatkowych dokumentów, wstała i połykając łzy wybiegła z pokoju. Śmierć stała jak sparaliżowana, po czym rzuciła się w pogoń za kobietą. Próbowała ją złapać, lecz czysta panika popchnęła niedoszłą pracownicę do nadludzkiego wysiłku. Biegła ile sił w nogach, krzycząc i nie przestając histeryzować. Śmierć zatrzymała się. Spojrzała w bure, brzydkie niebo i kartki, które wcześniej kurczowo przyciskała do żeber. W tym kraju nie da się pracować uczciwie – powiedziała z żalem i złością, po czym wróciła do swojego nielegalnego, zbrodniczego życia. Panda 17 lat