A PO GODZINACH…TĘSKNOTA Od momentu jak rano zadzwoni

Transkrypt

A PO GODZINACH…TĘSKNOTA Od momentu jak rano zadzwoni
A PO GODZINACH…TĘSKNOTA
Od momentu jak rano zadzwoni budzik, nie mamy czasu uruchomić pewnych emocji. W biegu
kawa, w locie kanapka, a w korku papieros. Potem osiem godzin w pracy, gdzie skupienie na często
jednostajnej czynności, nie pozwala wychylić się poza granice obowiązków. W drodze powrotnej
jeszcze też nie jest źle, powoli opadają w nas emocje związane z pracą. Po wejściu do domu, po
kilku pierwszych oddechach powietrzem pełnym wspomnień, echa czyjegoś głosu
i zapachu, upadamy na duchu.
Kiedy ktoś znika nagle z naszego życia, niespodziewanie nas opuszcza, jednocześnie zmienia nasze
życie w ciągu jednej chwili. Z początku jest strasznie, bo nie możemy poradzić sobie
z naszą samotnością i pustką jaka pozostała po kimś nam bliskim. Wierzymy, że czas leczy rany,
lecz stopniowo, łudząc się, że jest lepiej, rezygnujemy z drobiazgów w naszym życiu. Następnie
z większych rzeczy, aż w końcu ze wszystkiego co było ważne, lecz przestało takie być. Nasz
śmiech jest cichy, aż w końcu zupełnie przestajemy się śmiać. Nasz uśmiech staje się imitacją
radości, nakładamy go na twarz jak makijaż. Okazuje się, że czas nie leczy ran, tylko je rozdrapuje.
Nie mając ujścia dla swojego cierpienia, nosimy je w sobie, hamując wszelkie normalne emocje.
Wracamy w miejsca, które nas magnetyzują, ale nie przynosi to ulgi lecz wlewa w nas żal, że
utraciliśmy kogoś na zawsze. Czytamy stare listy, maile, smsy. Szukamy zapachu, spojrzenia
i głosu tej osoby.
I tak kręcimy się w kółko pomiędzy swoimi obowiązkami a domem. Zamknięci na świat, patrzymy
na niego przez okna swojego mieszkania i zastanawiamy się, kiedy ten stan minie. Wieczorami
snujemy się po pustym mieszkaniu jak cień. Odgłosy sąsiadów i światła w oknach bloków jako
oznaki, że są jeszcze inni, którzy nie śpią, dają nam trochę ulgi. Nie czujemy się tacy samotni i
zdołowani. Ale przychodzi godzina, że wszyscy gaszą światła. Wtedy ból zgina nas
w pół i krzyczymy w duszy, wołamy o pomoc. Pragniemy żeby nas ktoś wypił z nami przed snem
kakao, pochodził po pokoju w szlafroku, pomarudził, poziewał i przytulił do snu…
Stoimy w gruzach swojego życia, nieruchomo.
A może by tak ruszyć do przodu?
Po co dodawać sobie bólu karmiąc się nieustannie wspomnieniami? Trzeba wiedzieć, kiedy odciąć
się od nich i zacząć budować coś nowego. Wałęsanie się po pustym mieszkaniu wcale nie zapełni
tej pustki, która w nim panuje. Czytanie starych listów i oglądanie zdjęć, nie wypełni pustki, jaką
mamy w sercu. Każdy człowiek potrzebuje cierpienia, bo czuje, że gdy nie cierp,i to nie żyje.
Cierpienie daje fizyczne uczucie, że jesteśmy istotami, które czują, które w żyłach mają krew.
Podświadomie często dodajemy sobie cierpień sami – właśnie takimi drobiazgami. Owszem –
cierpienie jest również elementem naszego człowieczeństwa i właściwie każdy człowiek
potrzebuje czasem doznać bólu, aby się uszlachetnić. Ale potrzebuje również umieć odciąć się od
tego bólu, żeby nie doprowadzić się na skraj wyczerpania. Zadręczanie się autodestrukcyjnymi
emocjami nie prowadzi w dobrą stronę.
Więc jak?
Najważniejsze to podjąć działania i odczuwania, które naprawdę sprawią, że poczujemy się lepiej.
Można podejść do tego realistycznie: „dostrzegam, że to jeszcze nie koniec świata i że mogłoby
być gorzej. Mogę próbować to naprawić. Mogę nie zwracać uwagi na przeciwności. Mogę się
przekonać, że to mnie nie wykończy”. Można podejść logicznie: „Mogę nie wysnuwać wniosku,
że nastąpiło coś całkowicie złego i okropnego. Mogę pojąć, że nie muszę pozbawiać się wszelkiego
możliwego szczęścia w życiu”. I można podjeść do tego pragmatycznie: „Rozumiem, że
określając przeszkodę jako katastrofalną, niepotrzebnie się denerwuję, nie próbuję zmienić sytuacji
na lepszą i prawdopodobnie ją pogarszam.”
Jakiejkolwiek filozofii autoterapii byśmy nie podjęli, będzie ona miała na celu uzdrawianie naszych
emocji.
Karolina Kwiatkowska
www.karolinakwiatkowska.weebly.com