Alice Miller - Strony Ocalenia
Transkrypt
Alice Miller - Strony Ocalenia
Alice Miller Urywek z ksi ki autorki „Bunt Ciaøa” Od kilku lat czytuj wpisy uczestników forów internetowych Ourchildhood . W ci gu tego czasu udaøo mi si zaobserwowa pewn prawidøowo . Otó , wi kszo nowych uczestników pisze, e przegl daj c wpisy innych osób, które opowiadaj o tym, jak wiele cierpienia zadawano im w dzieci stwie, dochodz do wniosku, e problem maltretowania ich wøa ciwe nie dotyczy. Wprawdzie sami byli niekiedy bici, okazywano im pogard czy upokarzano w inny sposób, ale nigdy nie krzywdzono ich tak bardzo, jak wielu innych uczestników forum. Po pewnym czasie ludzie ci zaczynaj jednak sami opowiada o pewnych zachowaniach swych rodziców, które bez w tpienia uzna mo na za przejawy maltretowania i które tak wøa nie odbierane s przez innych uczestników forum. Oni sami potrzebuj jednak pewnego czasu, aby odczu , e jednak tak e cierpieli w dzieci stwie i dzi ki wspóøczuciu innych uczestników forum stopniowo u wiadomi sobie wøasne emocje. Zjawisko to obrazuje bardzo rozpowszechnion postaw ludzi wobec maltretowania dzieci. Wielu jego przejawów w ogóle si nie zauwa a, inne traktowane s co najwy ej jako „wpadki wychowawcze”, nie zamierzone bø dy rodziców, którzy maj wobec dziecka jak najlepsze zamiary, lecz po prostu nie daj sobie rady z jego wychowaniem. Bicie dziecka przez ojca usprawiedliwia si jego przepracowaniem lub wr cz przeciwnie, brakiem pracy, a to, e matka tak døugo bije dziecko rami czkiem, a je na nim poøamie, tøumaczy si po prostu jej problemami maø e skimi. Takie absurdalne wyja nienia s owocem naszej moralno ci, która zawsze opowiada si po stronie dorosøych, a przeciwko dziecku. Z tej perspektywy trudno jest zauwa y , jak bardzo cierpie mo e maøe dziecko w swojej wøasnej rodzinie. St d wzi ø si mój pomysø stworzenia forów internetowych, na których ludzie mog opowiada o swoich urazowych do wiadczeniach z dzieci stwa. Mam nadziej , e z czasem przyczyni si one do upowszechnienia wiadomo ci na temat tego, co znosi musi maøe dziecko, którego nikt nie wspiera. Mam te nadziej , e dzi ki relacjom uczestników tych forów zrozumiany zostanie wreszcie mechanizm powstawania nienawi ci, która doprowadzi mo e do tego, e bezbronne i niewinne dziecko jako osoba dorosøa zdolne jest na przykøad uczestniczy w realizacji obø ka czej wizji szale ca, zorganizowa gigantyczny holocaust, zinstytucjonalizowan form sadyzmu, caøkowicie go aprobowa , broni , a potem bez trudu o nim zapomnie . Na razie jednak spoøecze stwo nie chce nic wiedzie o przyczynach, o tym, jakie urazy i upokorzenia z dzieci stwa spowodowaøy, e te zwyczajne, caøkowicie normalne dzieci przemieniøy si w sadystyczne potwory. Zarówno ludzie, którzy sw w ciekøo i agresj skierowali przeciwko innym, jak i ci, którzy skierowali je przeciwko sobie, za co zapøacili chorob , broni gorliwie swych rodziców przed wszelkimi zarzutami. Nie s wiadomi ani wpøywu, jaki maltretowanie w dzieci stwie wywarøo na ich ycie, ani te cierpie , których wtedy z jego powodu do wiadczali. Nie s wiadomi i wcale nie chc tego wiedzie . Uwa aj , e wszystko, czego do wiadczyli od swoich Alice Miller jest pomysøodawczyni forów internetowych Ourchildhood jako formy wsparcia dla osób z urazowymi do wiadczeniami z okresu dzieci stwa. W chwili obecnej fora takie istniej w kilku wersjach j zykowych (m. in. niemieckiej, angielskiej i francuskiej). Dokøadne adresy podane s na stronie internetowej www.alice-miller.com. Fora te posiadaj wøasnych moderatorów, adne z nich nie jest autoryzowane przez autork . rodziców wyszøo im tylko na dobre. W ró nego rodzaju poradnikach autoterapii i w innej literaturze psychoterapeutycznej trudno znale jednoznaczne zalecenie, by udzieli wsparcia tkwi cemu w czøowieku dorosøym skrzywdzonemu dziecku. Czytelnikowi zaleca si , aby porzuciø rol ofiary, nikogo nie obwiniaø za swoje yciowe problemy, pozostaø wierny sobie i w ten sposób uwolniø si od przeszøo ci, a przy tym zachowaø dobre stosunki z rodzicami. W radach tych, zgodnych z duchem „czarnej pedagogiki” i tradycyjnej moralno ci, tkwi gø boka sprzeczno . Mog one wywoøa w czøowieku tak wielki zam t, e w niektórych okoliczno ciach do ko ca ycia nie uda mu si opu ci pozycji zale nego dziecka, nie uda mu si dorosn . Czøowiek dorosøy ma bowiem odwag stawi czoøo swej prawdzie, zamiast si jej zapiera , ma odwag odczu wiadomie caøe swoje przeszøe cierpienie, przywoøa do wiadomo ci swoje emocje, swoj histori zapisan w pami ci ciaøa, zintegrowa j i przyj , zamiast ignorowa . To, czy b dzie on mógø utrzymywa stosunki z rodzicami, czy te nie, zale y od konkretnych okoliczno ci. Musi on jednak bezwzgl dnie uniezale ni si od nich emocjonalnie, czego cz sto nie da si osi gn bez cisøej fizycznej separacji. Musi zerwa chorobliw wi z uwewn trznionymi rodzicami z dzieci stwa, któr nazywa si miøo ci , cho ona w adnym wypadku miøo ci nie jest. Wi t buduj takie czynniki, jak wdzi czno , wspóøczucie, oczekiwania, iluzje, zamykanie oczu na prawd , posøusze stwo, l k i strach przed kar . Przez døugi czas zastanawiaøam si , dlaczego dzieje si tak, e terapia pewnych ludzie czasami bardzo szybko ko czy si sukcesem, a inni ludzie caøymi latami poddaj si psychoanalizie czy psychoterapii, a mimo to nie potrafi uwolni si od swych dolegliwo ci. Doszøam do wniosku, e ludziom, których terapia zako czyøa si sukcesem, udaøo si spotka osob , która towarzyszyøa im w ich historii, staøa si dla nich empatycznym wiadkiem, podzielaj cym ich oburzenie z powodu zachowania rodziców. Pomogøa im ona uniezale ni si emocjonalnie od rodziców, zerwa destrukcyjn wi , opu ci pozycj zale nego, krzywdzonego dziecka. Ludziom tym udaøo si dorosn , mogli zacz y w zgodzie ze sob , nie odczuwali wi c potrzeby nienawidzenia swych rodziców. Inaczej byøo w przypadku ludzi, którym podczas terapii wmówiono, e samo przebaczenie przyniesie im wyzdrowienie. Zostali oni uwi zieni na pozycji maøego dziecka, które wierzy, e kocha swoich rodziców, co wyra a si w zgodzie na to, aby uwewn trznieni rodzice do ko ca ycia ich kontrolowali i oddziaøywali na nich destrukcyjnie, czego objawem s choroby. Taka zale no jest po ywk dla nienawi ci, która wprawdzie zostaje støumiona, lecz nie znika, a w ko cu przeradza si w agresj , kierowan przeciwko søabszym. Czøowiek nienawidzi tak døugo, jak døugo czuje si bezsilny. Otrzymaøam setki listów, które utwierdziøy mnie co do søuszno ci moich wniosków. Pewna dwudziestosze cioletnia kobieta o imieniu Paula, cierpi ca z powodu alergii, napisaøa na przykøad, e w dzieci stwie byøa molestowana seksualnie przez wuja. W czasie ka dych odwiedzin w jej domu wuj dotykaø bezczelnie w obecno ci innych czøonków rodziny jej piersi. Jednocze nie byø on jedynym czøowiekiem, który w dzieci stwie okazywaø jej zainteresowanie i si ni w ogóle zajmowaø. Kiedy Paula skar yøa si na jego zachowanie swoim rodzicom, oni powiedzieli, eby mu na to nie pozwalaøa. Nikt z dorosøych nawet nie próbowaø jej broni . Zamiast chroni dziecko przed wujem, rodzice przerzucili na nie odpowiedzialno za jego zachowanie. Jako osoba dorosøa Paula poddaøa si psychoterapii. Kiedy wuj zachorowaø na raka, Paula nie chciaøa go odwiedzi , poniewa byøa na niego w ciekøa. Jej terapeutka powiedziaøa jednak, e powinna wzi pod uwag , e jest to stary, chory czøowiek. Powiedziaøa te , e je eli go nie odwiedzi, b dzie to potem miaøa sobie za zøe, a poza tym nie powinna teraz nara a si na gniew rodziny, bo to nie przyniesie nic dobrego. Tak wi c Paula poszøa odwiedzi wuja, tøumi c w sobie w ciekøo i oburzenie, które czuøa. Wkrótce po jego mierci jej wspomnienia o molestowaniu przerodziøy si w co zupeønie innego. Zacz øa nawet czu do zmarøego wuja co na ksztaøt miøo ci. Terapeutka byøa z niej bardzo zadowolona, ona sama z siebie te , bo wygl daøo na to, e ta miøo uwolniøa j od nienawi ci i wyleczyøa z alergii. Ni st d, ni zow d pojawiøa si u niej jednak silna astma, zacz øa cierpie na ataki duszno ci. Paula nie potrafiøa zupeønie zrozumie , sk d wzi øa si u niej ta choroba. Czuøa si taka czysta, przebaczyøa przecie wujowi i nie miaøa mu ju niczego za zøe. Dlaczego wi c zostaøa ukarana? Uwa aøa, e jej choroba jest kar za to, e wcze niej byøa na wuja w ciekøa i oburzona. Przeczytaøa jednak moj ksi k i postanowiøa do mnie napisa . Astma znikn øa, gdy tylko Paula przestaøa uwa a , e czuje do swego wuja „miøo ”. Nie byøa to bowiem w adnym wypadu miøo , a jedynie posøusze stwo. Inna kobieta nie mogøa zrozumie , dlaczego po kilku latach poddawania si psychoanalizie pojawiøy si u niej bóle w nogach, dla których lekarze nie potrafili znale adnej organicznej przyczyny. Dlatego te uznano, e jej dolegliwo ci maj podøo e psychiczne. Przedmiotem sesji psychoanalitycznych byøy jej rzekome fantazje na temat tego, e w dzieci stwa byøa seksualnie wykorzystywana przez swego ojca. Staraøa si uwierzy swemu terapeucie, e nie chodzi tu w adnym razie o wspomnienia realnych zdarze , lecz o jej wyobra enia. Nie poczuøa si jednak z tym lepiej i nadal nie potrafiøa zrozumie , sk d wzi øy si u niej takie bóle w nogach. Kiedy w ko cu przerwaøa terapi , ku swemu wielkiemu zdziwieniu stwierdziøa, e bóle znikn øy. Byøy one sygnaøem, e zamkni to j w bø dnym kole, z którego nie mogøa wyj . Z caøych siø chciaøa uciec przed swym psychoanalitykiem i jego bø dnymi interpretacjami, lecz przez døugi czas nie miaøa odwagi tego zrobi . Tak wi c bóle w nogach blokowaøy w niej to pragnienie ucieczki, do czasu a zdecydowaøa si sko czy z sesjami psychoanalitycznymi i przestaøa oczekiwa , e one jej pomog . Czøowiek , któremu nie udaøo si uwolni emocjonalnie od rodziców, krzywdz cych lub zaniedbuj cych go w dzieci stwie, przenosi ten rodzaj wi zi na osoby, które traktowane s przez niego jak swego rodzaju symboliczni rodzice, np. na terapeutów. Jest to relacja, która go ogranicza i nie pozwala, by sam sobie pomógø. Niezaspokojone naturalne potrzeby i oczekiwania z dzieci stwa przenoszone s pó niej na innych ludzi: partnerów, terapeutów, wøasne dzieci, poniewa trudno nam uwierzy , e nasi rodzice rzeczywi cie zdolni byli do ignorowania lub nawet torpedowania tych potrzeb, co w rezultacie zmusiøo nas do ich støumienia. Mamy nadziej , e inni ludzie, z którymi wchodzimy w relacje, speøni wreszcie nasze oczekiwania, b d nas kocha , rozumie , wspiera , szanowa i podejmowa za nas trudne yciowe decyzje. Jak døugo zapieramy si prawdy o naszym dzieci stwie, tak døugo nie potrafimy zrezygnowa z tej nadziei, cho by my nie wiadomo jak si starali. Je eli jednak potrafimy stawi czoøo wøasnej prawdzie, nasze oczekiwania wobec innych ludzi b d si z czasem zmniejsza , bo b dziemy w stanie sami zadba o swoje potrzeby, na których zaspokojenie czekamy od urodzenia. Mo emy sami obdarzy si uwag , szacunkiem, zrozumieniem dla wøasnych emocji, potrzebn opiek , bezwarunkow miøo ci – wszystkim, czego nie dostali my od rodziców. Odkrywanie i przyjmowanie wøasnej prawdy nie jest proste i najcz ciej bardzo bolesne. Jest jednak mo liwe i przynosi nam wyzwolenie. To, czy czøowiek maltretowany w dzieci stwie przez swych rodziców b dzie mógø utrzymywa z nimi kontakt w przyszøo ci czy nie, zale y od bardzo wielu czynników. Droga ka dego czøowieka od dziecka do dorosøego, droga, któr przebywa on w swym wn trzu, jest bowiem inna. Czasami zerwanie wszelkich kontaktów z rodzicami stanowi jedyn mo liwo stani cia po swojej stronie, ruszenia naprzód z terapi , zaspokajania wøasnych potrzeb, dochowania wierno ci sobie. W niektórych przypadkach natomiast utrzymywanie kontaktu z rodzicami mo e by sensowne, jednak pod pewnymi warunkami. Przede wszystkim dorosøy czøowiek musi w relacji z rodzicami wyznaczy wøasne granice, jasno powiedzie sobie, jakie ich zachowania wobec niego mo e tolerowa , a jakich nie. Musi on nie tylko u wiadomi sobie, jak traktowali go oni w dzieci stwie, lecz umie tak e dostrzec tego skutki, to znaczy oceni , jak wielkie obci enie stanowiøo to dla jego dalszego ycia. Ka dy czøowiek jest inny, dlatego te jego kontakty z rodzicami mog przybiera ró ne formy. Istniej tu jednak pewne bezwzgl dne prawidøowo ci: I. Aby dawne rany z dzieci stwa mogøy si zabli ni , czøowiek dorosøy musi opu ci pozycj zale nego dziecka, zrezygnowa ze swoich dzieci cych oczekiwa wobec rodziców i zacz szanowa samego siebie. II. Rodzice nie zmieni si automatycznie z tego powodu, e dorosøe dziecko b dzie staraøo si ich zrozumie i przebaczy . Mog si oni zmieni tylko wówczas, gdy sami b d tego chcieli. III. Jak døugo czøowiek maltretowany w dzieci stwie zapiera si swych przeszøych cierpie , odbywa si to kosztem zdrowia, zdrowia jego samego lub jego dzieci. Dziecko maltretowane dzieci stwie, które nie miaøo mo liwo ci dorosn , przez caøe ycie próbuje widzie tylko „dobre strony” swych prze ladowców i wi za z nimi swe dzieci ce oczekiwania. Pisaøa o tym w jednym ze swoich listów tak e El bieta: Czasami moja matka czytaøa mi ksi k i wtedy byøo wspaniale. Czasami okazywaøa mi zaufanie i opowiadaøa o swoich problemach. Wtedy czuøam si , jak kto , kto dost piø niezwykøego zaszczytu. W takich momentach nigdy mnie nie biøa, a ja czuøam si przy niej wyj tkowo bezpiecznie. Przypomina mi to bardzo opowie Imre Kertésza o jego przyje dzie do obozu koncentracyjnego w O wi cimiu. On tak e we wszystkim, z czym si tutaj zetkn ø, staraø si dopatrywa pozytywnych stron, aby obroni si przed strachem, aby móc prze y . Nie zmieniøo to jednak w adnym razie realiów, w których yø, faktu, e byø w obozie. Wpøyw, jaki na jego psychik wywarøo ycie w tych skrajnie upokarzaj cych warunkach, byø on w stanie rozpozna i oceni dopiero wiele lat pó niej. Wspominaj c o prze yciach Imre Kertésza w obozie koncentracyjnym w O wi cimiu nie chciaøam w adnym wypadku zasugerowa , e rodzicom nie nale y nigdy wybaczy . Mo na to zrobi , je eli zrozumiej oni swoje bø dy i b d za nie szczerze aøowa ; ale nawet wtedy przebaczenie nie jest obowi zkiem. Ich przemiana mo e si zdarzy wówczas, gdy znajd w sobie odwag , by odczu i zrozumie cierpienie swego dziecka, którego sami byli sprawcami. Tak dzieje si jednak bardzo rzadko. Najcz ciej mamy do czynienia z kontynuacj relacji zale no ci, cho przewa nie dochodzi w niej do zamiany pozycji. To starzy, søabi rodzice szukaj opieki u swych dzieci, staraj c si wp dzi je w poczucie winy i wymusi w ten sposób na nich wspóøczucie. Wspóøczucie dla rodziców stanowi niejednokrotnie przeszkod nie do przebycia w naturalnym rozwoju dziecka, w jego drodze do dorosøo ci. Okazuj c wspóøczucie rodzicom dziecko stara si w ten sposób usprawiedliwi swoje istnienie. Potrzebuje tego usprawiedliwienia, bowiem brakuje mu odwagi, by przyzna sobie samemu prawo do ycia, je li wyczuwa, e jego rodzice wcale sobie jego istnienia nie yczyli. Poczucie bezustannego zagro enia, zapisane w ciele niechcianego, dziecka stanowi dla niego wielkie obci enie. Czøowiek dorosøy mo e si od niego uwolni , musi je sobie jednak u wiadomi i odczu , to znaczy odczu emocje tkwi cego w nim, dr cego o swe ycie dziecka (strach, stres) i przeksztaøci je we wspomnienie, u wiadamiaj c sobie, e jego ycie byøo zagro one w przeszøo ci, lecz teraz ju tak nie jest. Jest to z pewno ci do wiadczenie bardzo bolesne, ale wyzwalaj ce. Gdyby my w przeszøo ci nauczyli si zawierza naszym uczuciom, zamiast je zwalcza , potrafiliby my lepiej odczytywa przesøanie naszego ciaøa, które niestrudzenie stara si prowadzi