Na koniach przeciwko czołgom

Transkrypt

Na koniach przeciwko czołgom
Na koniach przeciwko czołgom
2015-09-05
Od wybuchu ostatniej wojny minęło 76 lat, dlatego też dyżurny temat
„szarż na czołgi” powinien dawno zniknąć z przestrzeni publicznej. Wiara w owe szarże powinna
być traktowana jako tzw. obciach i kompromitacja, podobnie jak kompromituje wiara w to, że
ziemia jest płaska. Zużyto tony tuszu drukarskiego na wytłumaczenie najbardziej opornym z
opornych, że jest to uwłaczająca nam fikcja wymyślona przez „brunatną” propagandę i powtarzana
przez „czerwoną”. Jednak i w tym roku okazało się, że mit szarży (w formie skrótu myślowego),
jest niczym Lenin, „wiecznie żywy”.
Kilka miesięcy temu, w trakcie kampanii prezydenckiej, jeden z ówczesnych kandydatów na
prezydenta (czyli również Zwierzchnika Sił Zbrojnych), w rozmowie z gen. Skrzypczakiem przed
kamerami jednej ze stacji telewizyjnych, bezpośrednio po zanegowaniu przez siebie sensu
powoływania rezerwistów do odbycia ćwiczeń wojskowych, zarzucił rozmówcy: „Znowu chcecie
nas wysłać na koniach przeciwko czołgom”. Nie zamierzam oceniać poglądów polityka.
Ostatecznie w wolnym kraju każdy ma prawo być pacyfistą. Tego typu poglądy zresztą były w
przeszłości dosyć popularne w krajach, które miały wkrótce stać się ofiarami agresji, jak np. we
Francji w 1940 roku. Jednak zaskoczyło mnie użycie w dyskusji argumentu „na koniach przeciwko
czołgom”.
Ofiary brunatnej i czerwonej propagandy
Przyznam szczerze, że długo nie mogłem wyjść z podziwu nad tym, jakie spustoszenie w
umysłach ludzi może spowodować propaganda. Przecież żaden normalny człowiek, sam z siebie,
takiego argumentu nie wymyśli. A zastosowanie przytoczonej frazy w merytorycznej dyskusji, jako
racjonalnego argumentu, jest dowodem, że uczestnik dyskusji traktuje poważnie i wierzy w to, co
mówi. Obiektywnie przyznać trzeba, że dr J. Goebbels był mistrzem w swoim fachu. Jego
czerwoni naśladowcy również. No, ale mając takiego mistrza…
Nawiązując do tego nieszczęśliwego argumentu, chciałbym przypomnieć pewną równorzędną
walkę między nierównorzędnymi przeciwnikami używającymi koni i czołgów.
1 września 1939 roku pod wsią Mokra miała miejsce bitwa pomiędzy Wołyńską Brygadą Kawalerii
płk. Juliana Filipowicza a 4 Dywizją Pancerną gen. Reinharda. 13 tysięcy żołnierzy niemieckich
stanęło przeciwko 6 tysiącom polskich, 308 czołgów przeciwko 13 tankietkom, 60 haubic 105 mm
przeciwko 12 armatom 75 mm. Do walki z czołgami płk Filipowicz dysponował jeszcze 21
armatami ppanc kal. 37 mm i 78 karabinami ppanc „Ur” (tu różni autorzy podają różniące się
Autor: Andrzej Łydka
Strona: 1
wyliczenia). Wynik takiego starcia jest nawet dla laika czy komputerowego symulatora pola walki
od razu przesądzony. Na szczęście dla obrońców, w składzie Wołyńskiej Brygady Kawalerii nie
było laików, a symulatory pola walki nie były jeszcze wtedy znane. Brygada składała się z 19 i 21
Pułków Ułanów, 2 Pułku Strzelców Konnych, 2 Dywizjonu Artylerii Konnej, 21 Dywizjonu
Pancernego i 11 batalionu strzelców oraz pododdziałów brygadowych.
Brygada otrzymała od dowódcy Armii zadanie podjęcia walki natychmiast po przekroczeniu przez
Niemców granicy oraz powstrzymania ich na przedpolu w celu umożliwienia zakończenia
mobilizacji powszechnej. Miała uniemożliwić Niemcom przekroczenie Warty w czasie 48 godzin.
W tym celu została wzmocniona 12 Pułkiem Ułanów Podolskich z Kresowej Brygady Kawalerii, IV
Batalionem 84 Pułku Strzelców Poleskich z 30 DP i pociągiem pancernym „Śmiały”.
Pas obrony Brygady miał szerokość 9 km z odsłoniętymi skrzydłami. To mniej więcej tyle, ile
zgodnie z regulaminami wynosiła szerokość pasa obrony dla trzykrotnie silniejszej dywizji
piechoty. Ugrupowana była w jeden rzut (19 i 21 Pułki Ułanów, 11 bs oraz IV/84 psp) z odwodem
(2 psk, 12 puł, 21 dpanc). 2 dak zajął stanowiska ogniowe na polanie wsi Mokra za pozycjami 21
Pułku.
Konna szarża na… las
W ciągu pierwszego dnia wojny Niemcy wyprowadzili cztery natarcia na pozycje Brygady. Dwa
pierwsze natarcia odparł 21 Pułk, niszcząc 12 czołgów. Trzecie, już silniejsze natarcie zostało
zatrzymane przez 2 dak i odwodowy 12 Pułk oraz pociąg pancerny „Śmiały” na polanie wsi Mokra.
4 DPanc straciła wtedy 30 czołgów. Czwarte natarcie czołgów i piechoty zmotoryzowanej zostało
odparte po dwóch godzinach twardej walki przez ruszony z odwodu 2 psk i 2 dak oraz pociągi
pancerne „Śmiały” i „Piłsudczyk”. Zniszczono wtedy kilkadziesiąt czołgów. 14 zniszczonych
czołgów zaliczono obsłudze armaty 75 mm wz. 02/26, którą dowodził kpr. Leonard Żłób. Był on
pierwszym żołnierzem Brygady przedstawionym do Krzyża Virtuti Militari. W tej walce 2 dak stracił
5 dział zniszczonych ogniem czołgów.
Walkę z czołgami kawalerzyści prowadzili w szyku pieszym. Co czwarty kawalerzysta podczas
walki pieszej pilnował koni. Pluton kawalerii po „spieszeniu” przedstawiał siłę drużyny piechoty z 1
rkm i 1 kb ppanc. „Ur”. „Spieszony” szwadron miał siłę plutonu piechoty z 4 rkm i 3 kb ppanc. „Ur”.
„Spieszony” pułk kawalerii to cztery takie plutony (razem 16 rkm i 12 kb ppanc „Ur”) i 12 ciężkich
karabinów maszynowych ze szwadronu ckm oraz 4 armaty ppanc kal. 37 mm. „Spieszeni”
kawalerzyści mieli trzy razy więcej broni przeciwpancernej niż piechurzy. A dzięki koniom mogli o
wiele szybciej wykonywać odskoki i zmieniać stanowiska.
Tę bitwę kawalerzyści prowadzili i wygrali w szyku pieszym. Konie nie przeszkodziły w odniesieniu
sukcesu, jakim było odparcie czterech natarć dywizji pancernej. Została również przeprowadzona
jedna, jedyna szarża, co prawda nie na czołgi, lecz na … las. Poprowadził ją, siłami dwóch
szwadronów 19 Pułku, rtm. Antoni Skiba (kawaler VM za 1920 rok – mimo upływu prawie 20 lat
brawura mu nie odpłynęła wraz z wiekiem) na las Grodzisko, gdzie do końca dnia szachował 12
Pułk Grenadierów Pancernych, który dreptał w miejscu, zapobiegając tym samym okrążeniu
Brygady.
Autor: Andrzej Łydka
Strona: 2
Gwoli ścisłości, przez chwilę dowódca 21 Pułku rozpatrywał użycie przydzielonego mu 21
Dywizjonu Pancernego do przeciwuderzenia. Dywizjonem dowodził mjr Stanisław Gliński
(późniejszy dowódca 4 Pułku Pancernego „Skorpion”, zgodnie ze swoją wolą pochowany na
cmentarzu w Opolu) i był gotów wykonać przeciwuderzenie pomimo braku szans powodzenia, o
czym lojalnie zameldował. Do przeciwuderzenia nie doszło, ponieważ skończyłoby się
zniszczeniem Dywizjonu.
Twardy opór już od pierwszych godzin walki wzbudził respekt do polskiego żołnierza mimo
olbrzymiej dysproporcji sił. Dzięki właściwym decyzjom dowódcy Brygady odwodowe pułki
kawalerii oczekiwały na przeciwnika we właściwych miejscach i o właściwym czasie. Z opinii
służbowej płk. Filipowicza: „Wybitny. Charakter silny i wypróbowany. Energiczny, z inicjatywą, o
szybkiej decyzji. Wybitne zdolności dowódcze. Świetny żołnierz i zawołany kawalerzysta. Pracy
sztabowej nie lubi”. Podobnej siły charakteru byli dowódcy pułków, dywizjonów i szwadronów.
Pułki były zgrane i miały wysokie poczucie esprit de corps. Zmobilizowani rezerwiści w
poprzednich latach pełnili w nich obowiązkową służbę wojskową.
Kawaleria nie była anachronizmem
Na sukces Brygady miał również wpływ błąd niemieckiego dowódcy. Dzięki dobremu maskowaniu
oraz skrytemu, choć ze śpiewem (już o świcie kilka tysięcy jadących kawalerzystów, zgodnie z
regulaminem służby wewnętrznej, odśpiewało „Kiedy ranne wstają zorze”), zajęciu pozycji
obronnych na jeden dzień przed walką, Niemcy byli przekonani, że przed frontem 4 DPanc broni
się jeden szwadron kawalerii. Dlatego rozpoczęli natarcie stosunkowo małymi, jak na dywizję
pancerną, siłami kompanii czołgów. Potem z godziny na godzinę przekonywali się, że to nie
szwadron, nie pułk kawalerii i nie wzmocniony pułk kawalerii.
Następne natarcia wyprowadzali coraz większymi siłami, do pułku czołgów włącznie. Pozwoliło to
kawalerzystom na szybkie zahartowanie się w walce i poznanie smaku sukcesu. Gdy Niemcy
zrozumieli, że przed nimi stoi cała Brygada Kawalerii, żołnierze Brygady byli już wiarusami, którzy
„posmakowali” krwi, poczuli jej zapach i potrafili skutecznie walczyć z czołgami. Z tego wynikał
całodniowy mocny opór, który jednak nie zużył całości sił Brygady. Straty nie objęły dwóch
odwodowych pułków, dzięki czemu Brygada zachowała zdolność bojową. Należy zaznaczyć, że w
każdej następnej kampanii dywizja pancerna Wehrmachtu dysponowała coraz mniejszą etatową
liczbą czołgów. Nigdy już nie była tak silna jak 1 września 1939 roku. A bitwa pod Mokrą była
pierwszą w historii wojen, kiedy zmasowane natarcie czołgów załamało się na linii obrony. I to
obrony zorganizowanej przez klasyczną konną kawalerię.
Kawaleria nie okazała się takim anachronizmem, jak usiłowała ją przedstawić powojenna
propaganda, co jak widać, słychać i czuć, pokutuje, niestety, do dzisiaj. Była bardziej mobilna i
lepiej wyposażona w środki przeciwpancerne niż piechota. Okazała się całkiem skutecznym
środkiem zaporowym dla niemieckich i radzieckich (szwadron rtm. Łopianowskiego pod
Kodziowcami) czołgów.
Nie wiem, czy przytoczony opis przekona wyznawców „szarż na czołgi”. Jest ich wielu i z reguły są
odporni na argumenty. Sam ich spotykam wśród wykształconych i, wydawałoby się, rozumnych i
Autor: Andrzej Łydka
Strona: 3
inteligentnych rozmówców. Widać, że lata propagandy zrobiły swoje, zwłaszcza wśród ludzi
niezdolnych do refleksji.
Autor: Andrzej Łydka
Strona: 4

Podobne dokumenty