Sfinks - Kazimierz Nagórski
Transkrypt
Sfinks - Kazimierz Nagórski
Kazimierz Nagórski Sfinks opowiadanie Wstęp. Wiedza encyklopedyczna. Sfinks. Długość - 74 metry. Szerokość - ok. 25 metrów. Wysokość - 20 metrów. Zbudowany z odłamów skalnych. Wiek - oficjalnie mówi się, że ma około czterech tysięcy lat, ale może mieć i dwanaście tysięcy. Strażnik piramid. Część pierwsza. Kuternoga. Jestem chromy. Kuleję, bo jedną nogę mam krótszą. W dzieciństwie dostałem paskudnej choroby. Heinemedina. Moi rówieśnicy w szkole nazwali mnie „kuciawka”. I tak zostało przez całą podstawówkę. Kiedy wydoroślałem, sprawiłem sobie but ortopedyczny. Ale i tak utykam. Teraz wszyscy nazywają mnie „kuternoga”. Pewnie dlatego, że mam nieprzyjemny charakter. Jestem zrzędą i gburem. Część druga. Sknera. To nieprawda, że jestem skąpy. Tak, w rodzinie nazywają mnie dusigroszem, albo czasem skąpiradłem. Ale zwykle mówią sknera. A ja tylko umiem gospodarować pieniędzmi. Zarządzam nimi. Nie mam długów i zawsze mam odłożoną niewielką sumę na wszelki wypadek. Nie pozwalam sobie na szaleństwa, na które mnie nie stać. W tych sprawach jestem twardy. Ale w domu nie brakuje niczego. No i mieszkanie jest moje. Kiedy je spłacałem, harowałem do upadłego. Teraz nie muszę już tak dużo pracować. Lubię swój dom i kocham moją wspaniałą, cudowną żonę. Część trzecia. Żona. Poznaliśmy się na przystanku. Stałem i gapiłem się na nią jak zaczarowany. Najzwyczajniejsza szatynka, nieco przy ko- 2 ści, o mądrych błękitnych oczach. Kiedy wreszcie zniecierpliwiona spojrzała na mnie - wykrztusiłem: - Ja panią przecież ... - Tak wiem - znasz mnie skądś. - Ja ... - Weź mnie na lody - powiedziała i ruszyła w stronę cukierni. Pokuśtykałem za nią. Szła dość szybko, więc nie bardzo nadążałem. Tuż przed drzwiami cukierni zatrzymała się i odwróciła. Widząc utykającego, zasapanego faceta, z dezaprobatą pokręciła głową. Jedliśmy lody. Sprawiało jej to niebywałą frajdę. W połowie uczty przypomniała sobie o mnie. - Powiedz coś wreszcie. - Nie mam o czym - powiedziałem szczerze i przestraszyłem się. Przyjrzała mi się uważnie. - Nie dość, że kaleka, to jeszcze idiota. Po chwili dodała jakby do siebie: - I ja mam z tym facetem spędzić resztę życia. Potem były jeszcze dwa lata trudnego narzeczeństwa. Od siedmiu lat jest moją żoną. Część czwarta. Los. Wygrana II stopnia. Ponad osiem i pół tysiąca złotych. To może być pierwszy w moim życiu samochód. Siadam przy stole w kuchni i czekam aż wróci moja kobieta. Część piąta. Kłamstwo. Nie znoszę kłamstw. Część szósta. Taka gra. Jest już. Siedzi naprzeciwko, piąstkami podpierając brodę. Już wszystko wie. - Pojedziemy - mówi wolno. - Może auto. - Jakiś stary gruchot, bo na nowe za mało. - Jakbym pomajstrował ... - To byś częściej majstrował, niż jeździł. Cisza. Wstaje podchodzi do szafy. Ale nie otwiera jej. Odwraca się. - Nie mam nawet porządnej sukienki - mówi z żalem w głosie. Wraca. Znowu siada naprzeciwko. - Moglibyśmy pojechać do Egiptu. Zobaczyć piramidy i Sfinksa. Nie odzywam się. 3 - Czy wiesz - mówi wolno - że ten, kto obejdzie Sfinksa siedem razy, a potem pomyśli jakieś życzenie, to zostanie ono spełnione. Wstaje. Patrzy na mnie z uśmiechem Giocondy. - Zbiera tylko ten, kto zasieje - mówi. - Proszę o czas - podnoszę rękę ruchem trenera siatkarzy. Oboje wiemy o co chodzi. To taka gra. Część siódma. Podróż. Wziąłem czas. Mam prawo przez godzinę zostać sam. Siadam w fotelu. Muszę bliżej przyjrzeć się tej podróży. Nie lubię opuszczać domu. Co najmniej dwa tygodnie. Zwiedzanie i oglądanie. Kupić, nową, solidną laskę. Pociąg. Tłok, smród, ciężkie walizki, chce mi się pić, jeść, siku, przepraszam czy? Bilety do kontroli. Paszporty proszę. Prześpij się, teraz ja będę czuwał. Stop. Nie. Samolot. Tłok pewnie taki sam. Tak samo ciężkie walizki, ale tylko trzy godziny lotu i jesteśmy na lotnisku w Kairze. Upał, smród i nienajlepszy hotel. Strzeż się złodziei i terrorystów. Zmiana klimatu. Prawie bezsenna pierwsza noc. Musimy wcześnie rano wstać, bo do Gizy jest 10 km., a ja nie chcę iść w upale. Mam nadzieję, że autobus będzie spod hotelu. Ósma rano. Stoimy przed Sfinksem. Obwód tego kolosa to prawie 200 m. Muszę trzymać się blisko, wtedy będę miał do pokonania 220, w najgorszym razie 250 metrów. Wybieram najgorszą opcję. 7 razy 250. Niecałe dwa kilometry. Przy moim kalectwie powinienem pokonać pierwsze okrążenie w 15 minut, ostatnie w 25. Jak dobrze pójdzie wypowiem życzenie kilka minut po dziesiątej. Laga w dłoń. Naprzód. Pierwsze okrążenie. Nie jest jeszcze aż tak upalnie. Lekko spocony jestem z emocji. Tak, Sfinksie. Chcę mieć obie nogi takie same. Nie chude i powykręcane jak ta po heinemedinie, tylko obie zdrowe. Takie będzie moje życzenie. Oczywiście są też ujemne strony tego życzenia. Trzeba się będzie pożegnać, ze stałym dochodem - rentą inwalidzką II stopnia - i iść do pracy na pełny etat. Koniec z dłubaniem na działce. W nowej pracy mogą ode mnie wymagać pełnej dyspozycyjności. Nie będzie leniwego wylegiwania się w sobotnie i niedzielne przedpołudnia. Koniec z cichymi wieczorami. Zapomniałem o szefie. Pewnie będę miał jakiegoś szefa. Tak szefie, dziękuję szefie. Jeszcze strach przed bezrobociem. Stop. Nie chcę nieznanego. Teraz wszystko jest poukładane. Znane. I co z tego że nieco utykam. Już od lat mi to nie przeszkadza. Stoję nieco zasapany. Obszedłem Sfinksa pierwszy raz. Tego życzenia nie będzie. Drugie okrążenie. 4 Naprzód, kuternogo. Myślisz przecież czasem, by mieć dom. Oczywiście, wiąże się to z większymi wydatkami, ale jak przyjemnie w letni wieczór posiedzieć przed domem. Nie trzeba wyprawiać się na działkę. Gryzą komary? Na działce też gryzą. To prawda - w mieście ich nie ma. No tak - przeprowadzka. W zimie będzie kłopot ze śniegiem. Ogrzewanie. Remont dachu. Przeciekająca rynna. Wymiana okien. Rachunek za wodę, za gaz, za prąd. Podatek od nieruchomości. A skąd ja na to mam wziąć? Dług hipoteczny? Nigdy. Ale gdybym miał pieniądze. Stoję. Obszedłem Sfinksa drugi raz. Pieniądze. Gdybym był obrzydliwie bogaty. Trzecie okrążenie. Moje życzenie to kupa szmalu. Upał zaczyna być dokuczliwy. Forsy jak lodu - tak mawiał mój nieboszczyk (Panie świeć nad jego duszą) ojciec. Wielki dom. Sfinksie!! Służba. Dwa baseny jeden z przodu drugi z tyłu. Samochody i bajery. Przyjęcia i bankiety. I zazdrość innych. A potem chciwość. Żeby mieć jeszcze więcej. Najbogatszy w kraju. Na świecie. I strach przed krachem. Zaraz. Tymi małymi pieniędzmi rządzę ja. Czy ta wielka forsa nie zacznie rządzić mną? A jeśli ... To ta niewysoka szatynka, nieco przy kości, o mądrych niebieskich oczach - zacznie się coraz bardziej ode mnie oddalać, potem lekceważyć tego „biednego kuternogę” z wiecznie przylepionym do twarzy uśmiechem, pewnego siebie, otumanionego komplementami i służalczością, a potem ... Nie. Upał. Gęba czerwona z wysiłku. Po karku płynie stróżka potu. Koszula przepocona na piersiach, plecach i pod pachami. Obszedłem Cię, Sfinksie, trzeci raz. Ale nie będzie odpoczynku. Laga wybija rytm. Za chwilę przestanę utykać. Zacznę ciągnąć za sobą nogę. Czwarte okrążenie. Idę dalej Sfinksie, bo może poproszę o władzę. O urząd najwyższy. Głowy państwa. No tak. Dotychczas nie mieszałem się do polityki i nie mam pojęcia, jak się to robi, ale od czego mądrzy doradcy. Oczywiście, chcę być wybrany demokratycznie. Rządzić mądrze. Opozycja zaszczeka i opluje. Wyciągnie brudy. Wyśmieje. Na opozycję też się coś znajdzie. A jak będzie dalej podskakiwać - to do sądu z nimi. Trzeba się tylko strzec przyzwyczajenia do władzy, bo podobno władza jest jak narkotyk. Wystarczy raz jeden, mieć niezachwiane przekonanie, że ma się rację, że tylko ty myślisz słusznie. Potem już idzie gładko. Wódz wie najlepiej. Cenzura. Opozycja za mordę. Nie wolno oddać władzy. Więzienia i obozy pracy. Tyrania. Chyba jestem potworem. Dosyć. Stoję. Pot leje się strumieniem. Noga dokucza. Obszedłem cię, Sfinksie, czwarty raz. Muszę spojrzeć Ci w twarz. Kamienne, zniszczone czasem oblicze. Nie dla mnie władza. Ale gdybym był sławny. Nawet z tą chromą nogą mógłbym być wielkim aktorem. W drogę. Piąte okrążenie. Dostarczałbym ludziom wielkich wzruszeń i niebywałych emocji. Telewizja. Film. Wywiady. Twarz na plakatach. Ciągnące 5 za mną tłumy „paparaccich”. Życie w drodze. Piękne kobiety. Trochę kabotyństwa. Trochę więcej kabotyństwa. Brak prywatności. Kolacja z obcą kobietą. Trochę za dużo alkoholu. Obrzydliwy poranek. Uczucie pustki zupełnej, kiedy nawet sumienie przestaje dręczyć. Czy mógłbym popatrzeć w mądre niebieskie oczy kobiety, która stoi na skraju pustyni? Słońce praży niemiłosiernie. Obszedłem Cię, Sfinksie, piąty raz. Zwykła szatynka podchodzi do mnie i wyciera mi twarz. - Jeszcze tylko dwa okrążenia – mówi. - Nie idę dalej. Patrzy pytająco. - Nie mam życzeń. I dopiero teraz zauważam, że jest w nowej sukience, w tej... Część ósma. Sukienka. Wstaję z fotela i idę do kuchni. - Chodźmy najpierw kupić sukienkę - wiesz którą. Niebieskie oczy promienieją. Wychodzimy. Na ulicy bierze mnie pod rękę. - Nie przekupujesz mnie? - pyta. - Oczywiście, że tak. Śmiejemy się. To znowu gra. Część dziewiąta. Auto. Auto może poczekać. Część dziesiąta. Noc. Leży przy mnie. Nie śpi. Sztywna. Niby blisko, ale nie dotyka mnie. Wreszcie mówi. - Pojedziemy do Egiptu ? - Ja tam już byłem – mówię bezgłośnie. A potem na głos. - Wolałbym do Grecji. - Grecja też może być – cieszy się. Potem powoli obejmuje mnie prawą ręką w pasie i przytula się całym ciałem jak zawsze. Prawie natychmiast zasypia. Wie, że nie kłamię. Część jedenasta. Ja nie śpię. Ja nie śpię. Co to są „jakoimy”. Nie wiem. I skąd mi to przychodzi do głowy. Ach wiem. Słowa modlitwy. Jako i my. 6 Dalej jest przecież „odpuszczamy”. Coś szepcze we mnie „powiedz to głośno”. - Przecież obudzę żonę – mruczę. POWEDZ TO GŁOŚNO – wydziera się we mnie. „Jakoimy” - mówię na głos. Otwierają się drzwi. Wchodzi postać z głową psa. Zupełnie jak na starożytnych malowidłach egipskich – myślę. - Jego wysokość Sfinks – anonsuje postać. Chyba jednak śnię. Wchodzi druga postać. Zamiast twarzy ma złotą maskę sfinksa. W rękach insygnia władzy faraonów. - Spełniłeś wszystkie wymagania – mówi. - Ciszej z łaski swojej, bo obudzicie żonę – mówię. - To idiota – mówi do Sfinksa ten z głową psa. - Spełnił wymagania. Było pięć okrążeń i rezygnacja z pragnień. I powiedział głośno „JAKOIMY” – głucho jak ze studni mówi Sfinks. - Ja tam przecież nie byłem – mówię i od razu dodaję: - Taka jest prawda. - O tym co jest PRAWDĄ decyduję Ja – groźnie mówi Sfinks. A potem odwracając się do tego z głową psa: - Jaka jest nagroda ? - Dwa podwójne koła. - Co ma dwa koła ? – tym razem Sfinks pyta mnie. - Rower – mówię – rower ma dwa koła. - Mówiłem, że idiota – nie daje za wygraną ten z głową psa – Rydwan ma dwa koła. - Tak. Dostanie rydwan, a nawet dwa rydwany – Sfinks patrzy na mnie i uśmiecha się ironicznie – jak je zepniesz razem może z nich być niezły wózek. - I zaprzęgnę się do niego, żeby was wywieźć z tego domu – mówię złośliwie. - Hardy, może myśli, że jest potężny – szczeka psia głowa. Zapada cisza. Wreszcie Sfinks mówi głucho : - Jest potężny. Zrezygnował. Podchodzi dwa kroki i zaczyna świdrować mnie wzrokiem. Szczypię się w udo. Boli okropnie. - Nie śnisz, nie śnisz – warczy ten z głową psa. - Potężnego księcia czczą wielką liczbą koni – szepcze Sfinks. - Cytat z chińskiej księgi przemian „I Cing” – mówię cicho. - Nie jest głupi – wolno mówi ten z głową psa. - Dostaniesz sto trzy konie do swoich rydwanów. - I jeszcze proszę ogromną stajnię i na początek cztery tony siana i dziesięć ton gotowego obroku i czterech stajennych zapłaconych z góry za pół roku i ... - Dosyć tego – władczo mówi Sfinks – Śpij. Zasypiam natychmiast. 7 Część dwunasta. Ranek. Otwieram oczy i siadam na łóżku. Mojej żony już nie ma. Poszła do pracy nie budząc mnie. Co za dziwny sen – myślę. Na udzie mam wielki siniak. Szczypałem się przez sen i oczywiście bolało. Wstaję i kuśtykam do łazienki. Nie mam pantofla na koturnie. W połowie drogi zatrzymuje mnie dzwonek telefonu. - Halo – mówię jeszcze nie w pełni obudzonym głosem. W słuchawce męski przyjemny głos. - Miło nam zawiadomić pana, o dodatkowej wygranej na pański los. To samochód marki „Rover” z silnikiem 1,4 l. Sto trzy konie pod maską. W ciągu tygodnia zawiadomimy pana pisemnie, gdzie i kiedy będzie pan mógł odebrać nagrodę. Przyjemnego dnia. I odkłada słuchawkę. I ja odkładam słuchawkę. Chyba nadal śnię. Koniec