Uprawa warzyw to sztuka

Transkrypt

Uprawa warzyw to sztuka
Strona 12
www.wrp.pl
Ewa Grabowska
Wiadomości Rolnicze Polska
[email protected]
Nr 10/2009 (62)
O tym, że uprawa warzyw to sztuka, to solidne rzemiosło przekonuje Karol Pytkowski z Bejo Zaden Poland.
Firma zajmuje się hodowlą, produkcją, obróbką, i sprzedażą nasion warzyw gruntowych do profesjonalnych
upraw. Hodowla nowych odmian i profesjonalne doradztwo to również arkana tej sztuki.
Uprawa warzyw to sztuka
Proszę o krótką analizę
obecnego stanu warzywnictwa w naszym kraju. Jak
Pan to postrzega? Jakie są
realia? Jakie szanse? Jakie
największe problemy?
Karol Pytkowski: To
trudne pytanie, bo nie da
się tego w kilku słowach powiedzieć. Zmiany dokonują
się szybciej w ostatnich latach. Zaczynają się tworzyć
przedsiębiorstwa, które produkują, które przetwarzają
warzywa, które w zasadzie
dają gotowy produkt. To
grupa gospodarstw, z którymi blisko współpracujemy, profesjonalni producenci, stali goście na naszych
Dniach Otwartych. Rozmawiamy i o problemach, i o
drobiazgach, które przy małej produkcji nie mają znaczenia. Natomiast przy produkcji na dużą skalę ma
to już ogromne znaczenie.
Producentów profesjonalnych jest coraz mniej, ale
obszar produkcji, ilość produkowanych warzyw jest coraz większa. Inwestują tylko
duże specjalistyczne gospodarstwa, które gospodarują
na dobrych glebach. To dobrze, bo w Polsce za często
uprawia się warzywa na glebach zbyt kiepskich, co nie
daje gwarancji opłacalności
produkcji. Gorsze grunty teraz przeznaczane są na inne
cele, np. zasiewane są trawą.
Wyspecjalizowały się też rejony produkcji określonego
asortymentu czy gatunku, a
Karol Pytkowski podczas Dni Otwartych Bejo Zaden Poland w Konotopie z autorką wywiadu.
nawet typu, jak np. wczesne
warzywa pęczkowe w rejonie Piątku. Nastąpiło rozwarstwienie produkcji i np.
warzywa korzeniowe i kapustne są w dużym stopniu
produkowane na północy. Z
kolei północ nie jest dobra
dla kalafiorów, ze względu
na dłuższy dzień szczególnie
latem, bo czasami różnica
paru minut w długości dnia
decyduje o sukcesie produkcji. A niewiele osób zdaj sobie sprawę, że różnica długości dnia latem między Krakowem a Gdańskiem wynosi 20
minut! Ale jeżeli już mówimy
o kalafiorach, to wielu producentów przestawiło się na
brokuły. Polska jest chyba w
tej chwili drugim producentem brokułów w Europie.
Jak wygląda produkcja
warzyw w Polsce na tle Europy?
KP: Czarno widzę produkcję wczesną – gruntową
czy pod folią. Jeżeli Europa
pozostanie nadal otarta, to
produkcja warzyw wczesnych
skoncentruje się na Południu.
Polska jeszcze ciągle nie wykorzystuje szansy, jaką jest
produkcja warzyw w środku
lata, i to z przeznaczeniem
na rynki południowe, jak
Włochy czy Hiszpania. Tam,
głównie ze względu na warunki klimatyczne, nie mogą
produkować pewnych gatunków warzyw. Takie kierunki powinny się wytworzyć.
Tak, jak np. w Kanadzie – powstał bogaty rynek owoców
i warzyw smacznych. W bogatych supermarketach jest
specjalna półka na owoce i
warzywa smaczne. Nie jest
to nazywane „eko”, bo tzw.
„produkcja eko” jest moim
zdaniem mocno dyskusyjna.
W całej Europie ten trend się
zatrzymał i ma wręcz tendencję spadkową. W przyszłości, uważam, będzie nacisk na
produkcję zgodnie ze sztuką.
Czyli tę prawidłową produkcję, z prawidłowym zmianowaniem, z prawidłowym podejściem, jak to kiedyś robili
nasi rodzice. Tak jak w latach
50. profesor Emil Chroboczek
wytyczał już pewne linie. To
była sztuka, to było rzemiosło. Teraz wielu producentów
o tym zapomina, nie dotrzymują płodozmianu, z tego tytułu są duże mniejsze plony
i kłopoty z chorobami, które
się nagromadzają.
Jak na przykład uprawa
warzyw w monokulturze...
KP: Nawet więcej. Producenci często robią tak podstawowe błędy, jak uprawa
marchwi po burakach lub odwrotnie. Druga sprawa. Polska zawsze słynęła z produkcji cebuli, areał uprawy wynosił przeciętnie 30–35 tys.
ha. Ostatnio tej produkcji jest
trochę mniej, około 20–25 tys.
ha. Wpłynęły na to ostatnie
lata spadku opłacalności. Był
też jeden podstawowy błąd.
Nasiona dostarczone na rynek nie były kontrolowane –
prawie wszystkie były porażone nicieniami. Pięknie zasialiśmy nicienie po całej Polsce! Gdy porównamy statystyki plonów polskich z holenderskimi, gdzie mają 50–
60 ton/ha średnią (w zeszłym
roku Holendrzy mieli blisko
60 ton/ha średnią produkcję
dla całego kraju) i 23 tony/ha
dla Polski, to gdzie my jesteśmy? Ale to jest właśnie wina,
że uprawiamy na słabych glebach i te słabe gleby jeszcze
„zanicieniliśmy”. Faktem jest,
że już pracujemy nad trochę
innym doborem odmian. Sam
prowadzę taką kolekcję odmian odpornych. Staramy się,
wybiegając 5 nawet 10 lat do
przodu, wypróbowywać różne
koncepcje. Materiały, które
przez hodowców były proponowane na Morawy, na Węgry, w północnej Francji, w
Polsce zaczynają się przyjmować i dają plony 40-5060 t/ha. Okazuje się, że materiał selekcjonowany na glebach o wyższej temperaturze
ma automatycznie wysoki poziom odporności na choroby.
Szczególnie na różowienie
korzeni (Pyrenochaeta terrestris), które według mnie
powoduje co najmniej 20%
strat w plonach, czyli w skali
kraju tracimy ok. 150–200
tys. ton każdego roku. Tego
kiedyś nie było, ale i klimat
był u nas chłodniejszy. Mamy
już obecnie odmiany, które są
odporne na mączniaka rzekomego. W przypadku Polski mączniak rzekomy nie
stanowi dużego problemu,
nadal skuteczny jest Ridomil i
trzy/cztery opryski załatwiają
sprawę. Natomiast, niestety,
jest to nowość na Zachodzie
i nasiona są bardzo drogie.
Ale jest masa problemów, którymi już nie zdążymy się zająć ja i mój brat, to są sprawy
na przyszłe pokolenia.
Jak Pan postrzega bezpośrednie kontakty z producentami podczas Dni
Otwartych?
KP: Po pierwsze, ja je lubię.
Po drugie, oni to też lubią,
a po trzecie, to się wzajemnie od siebie uczymy, wymieniamy informacje, itd. Człowiek cały czas się uczy, rok do
roku jest niepodobny. Zmienia się rynek, zmienia się produkcja, zmieniają się też producenci. Zmieniają asortyment, nawet uprawiane gatunki, kierunki swoich gospodarstw. Należy dostosowywać się do rynku, do wymagań. Dla nas to są cenne
informacje, bo możemy w odpowiedni sposób przygotować
firmę, by nie wyrzucać tych
wyprodukowanych nasion, i
mieć w ofercie to, co jest potrzebne. Swego czasu zawsze
byliśmy obecni na targach w
Poznaniu, ale tam przychodzą przypadkowi ludzie, a tutaj dziewięćdziesiąt parę procent to producenci warzyw, to
ci, którzy od lat nas odwiedzają. n
wr-158/09
www.agromek.dk

Podobne dokumenty