05 Sob 1
Transkrypt
05 Sob 1
5. Sobota 1 Rdz 3,9–24 Mk 8,1–10 „Adamie, gdzie jesteś?” Pytanie Boga, skierowane do człowieka w raju po grzechu pierworodnym, sięga bardzo głęboko. Gdzie jesteś? Oczywiście Bóg wiedział, gdzie Adam jest. Nie chodziło zatem o miejsce przebywania Adama. To pytanie jest przede wszystkim apelem; słowa: gdzie jesteś przede wszystkim wyrywają z całkowitego zaaferowania pragnieniem przeprowadzenia własnych planów. Trzeba powiedzieć, że jesteśmy bardzo mocno naznaczeni „myśleniem życzeniowym”, to znaczy takim patrzeniem i ocenianiem, które potwierdza nasze pragnienia. Siła pragnienia, by było tak, jak byśmy chcieli, jest ogromna i myślę, że ulegają jej wszyscy w mniejszym lub większym stopniu i na różne sposoby. Z tradycji monastycznej wiemy, że walka z myślami kierowanymi własnymi upodobaniami jest podstawowym zadaniem mnicha. „Myślenie życzeniowe” jest rezultatem ulegania pokusie owych „myśli”. Zamyka nas ono we własnej subiektywności, którą pragnie się potwierdzić zewnętrznymi argumentami. Gdzie jesteś? To pytanie stara się nas wyrwać z owego zamknięcia i stawia nas w otwartej perspektywie. Można oczywiście na nie odpowiadać, trzymając się swojego zamknięcia. Wówczas jednak odpowiedź przybiera formę usprawiedliwiania się: Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się ... Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem (Rdz 3,10.12). Pytanie Boga jednak niepokoi: gdzie jesteś? co to za droga, którą idziesz, dokąd ona prowadzi? Co robisz, jaki to ma sens?... Jest ono wezwaniem do wyjścia z ukrycia, do stanięcia w prawdzie. Inaczej mówiąc: spójrz, gdzie się znajdujesz egzystencjalnie, dokąd zmierzasz, kim się stajesz? Jeżeli się tłumaczysz, to znaczy, że masz coś do ukrycia, gdzieś uciekasz, nie przyjmujesz prawdy. Wyjdź z ukrycia i stań się sobą. Każdy z nas idzie jakąś drogą. Gdzie jesteśmy obecnie? Czy to jest naprawdę ta droga, którą mamy iść? Takie pytania są nam niezmiernie potrzebne. Stają się one dla nas szansą wyjścia z naszego zamknięcia. Aby je prawdziwie podjąć i na nie odpowiedzieć, trzeba nabrać dystansu do siebie i swoich przeżyć i starać się spojrzeć na siebie niejako z zewnątrz. Tutaj jednak stajemy wobec lęku. Boimy się obnażenia naszej słabości, naszego grzechu. Jeżeli do tego dochodzi, staramy się bronić. Nikt i nic nie jest w stanie nam dać takiej perspektywy, jaką daje Bóg i spojrzenie na siebie wraz z Nim. Opis z Księgi Rodzaju podaje dalej przebieg swego rodzaju śledztwa, a następnie wyrok, jaki wypowiada Pan Bóg. Tak to wygląda w oczach człowieka, który zgrzeszył i się boi, który jeszcze nie wyszedł ze swojej kryjówki. Jeszcze niczego nie zrozumiał. Nie zrozumiał miłości Boga do niego i odbiera Boże działanie w kategoriach sprawiedliwości karzącej. Trzeba będzie całych tysiącleci wychowywania do odkrycia prawdy o Bożym miłosierdziu. Niestety, nie wystarczył prosty gest, jakich człowiek doznaje. Po wyroku Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich (Rdz 3,21). Był to gest ojcowskiej miłości. Takim gestem było także „wypędzenie” człowieka z raju, aby stan nieautentycznego istnienia się nie utrwalił i nie pozostał czymś niezmiennym. Praca w „pocie czoła” stała się dla człowieka szansą odkrycia Boga i Jego miłości. Tak się stało z „marnotrawnym synem” i chyba w perspektywie tej przypowieści Pana Jezusa trzeba odczytać sens naszego wydalenia z raju. Niestety, często tego nie rozumiemy, widząc jedynie karzącą rękę Boga. Nie widzimy owej tęsknoty ojca za synem, jaką ukazuje przypowieść Pana Jezusa. Nasze spojrzenie zaciemnia subiektywizm. Znamy wszyscy przysłowie: Każdy sądzi według siebie. Właśnie rzutowanie na Boga tego, co jest w naszym sercu, nie pozwala zobaczyć inaczej. I tutaj trzeba czegoś, co nas wyprowadzi z zamknięcia w kręgu własnych myśli. „Gdzie jesteś, Adamie?” To pytanie pozostaje dla nas wielką szansą. Ewangelia ukazuje inną możliwość: znak. Zobaczmy: na pustkowiu wokół Jezusa gromadzi się wielka rzesza ludzi. Szukali Go, szli za Nim nieraz całymi dniami, aby Go słuchać. On mówi im o bliskości królestwa Bożego, czyli przywróceniu pełnej harmonii pomiędzy Bogiem i człowiekiem. Można powiedzieć: o powrocie do raju. Pragnęli tego słuchać. Wyczekiwali tej nowiny od wieków. Wydaje się, że uwierzyli. Po nauce Pan Jezus dokonuje rozmnożenia chleba i ryb. Karmi cały tłum siedmioma chlebami i kilkoma rybami. Pamiętamy: jesteśmy na pustkowiu, na ziemi bezpłodnej. Od razu przypomina się pustynia i manna. Czy jednak ci ludzie to skojarzyli? Dalsze wydarzenia wcale tego nie potwierdziły. Wkrótce Pan Jezus musi napomnieć uczniów, że nic nie rozumieją z tego znaku. Spójrzmy na owo rozmnożenie chleba w kontekście wyroku wydanego w raju na Adama: Przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz! (Rdz 3,17–19). Widzimy, jak znak rozmnożenia chleba przerywa niejako owo przekleństwo trudu zdobywania pokarmu, owocu ziemi. W ten sposób kończy się wyobcowanie i rzeczywiście przybliża się królestwo Boże. A co zrozumieli ci, którzy tyle wysiłku włożyli, by odnaleźć Tego, który im mówił o tym królestwie, którzy tak pragnęli, aby ono przyszło? A oto było obecne w ich doświadczeniu, a oni nic nie rozumieli! To przedziwny fenomen. Coraz bardziej mnie to zdumiewa i wydaje mi się, że my jesteśmy zupełni podobnie do tych ludzi. Jesteśmy tak samo ślepi mimo ogromnego wysiłku, jaki wkładamy w znalezienie tego królestwa. A ono przecież jest pomiędzy nami. Szczególnie wyraźnie jest obecne podczas Eucharystii. Wiemy o tym wszyscy. Ale czy to przemienia nasze serce? Gdzie jesteś, kiedy jesteś na Eucharystii? Gdzie jesteś, kiedy jesteś gdziekolwiek? Czy jesteś przed Bogiem, czy przed sobą i swoimi wyobrażeniami, swoimi myślami? Gdzie jesteś? Od tego, gdzie prawdziwie jesteśmy, zależy nasze życie lub śmierć nie kiedyś, ale tu i teraz. Panie, daj nam odwagę stawania w prawdzie, zdolność patrzenia, daj nam oczy do widzenia i uszy do słuchania, które przemieniają nasze serce. Amen.