Papierowy - Studium Europy Wschodniej
Transkrypt
Papierowy - Studium Europy Wschodniej
Plus Teka Herodota ◊ Sobota – niedziela Plus lusMinus Minus 27 – 28 grudnia 2014 P31 Minus PARTNER W przeszłości wielokrotnie starano się dobrać różne „klucze do Rosji” – ściślej, do systemu panujących w niej rządów i ich skuteczności. Jednym ze świetniejszych zaproponowanych w latach 70. narzędzi była pańska książka „Intelektualne korzenie leninizmu”. Czy sądzi pan, że dziś możliwe byłoby napisanie sequelu tego dzieła, pracy zatytułowanej, choćby dla celów marketingowych, „Intelektualne korzenie putinizmu”? No cóż, sporo w tej kwestii zdziałał już Andrzej Walicki… Oczywiście, jego dokonania jako badacza XIX-wiecznej myśli rosyjskiej, szczególnie zaś może rosyjskiego nacjonalizmu i rosyjskich wariantów panslawizmu, są bezsporne. Czy jednak sądzi pan, że to wszystko? Że nie dałoby się nic dorzucić? N iewiele – co jest tym bardziej zaskakujące, że poprzedni system ideologiczny, marksizm, wysechł już 40 lat temu. Ostatnim komunistą wierzącym w to, co mówił, był moim zdaniem Chruszczow… Trzeba było tę lukę czymś zapełnić – i doskonale nadawał się do tego nacjonalizm. Mimo jego surowego zwalczania? Nacjonalizm jako taki był silnie napiętnowany ideologicznie. To bardzo dwuznaczne. Owszem, na „nacjonalizmie” jako takim ciążyła anatema – ale jednocześnie już od czasów Stalina kult dorobku wielkoruskiego ma się doskonale. To w późnym stalinizmie przecież pojawiały się te groteskowe wywody, że to Rosjanie wynaleźli nie tylko pierwszy rower i radio, ale też prąd elektryczny, samolot i szczepionki. Co więcej, proszę pamiętać, że nacjonalizm należy do emocji spontanicznych, w odróżnieniu od komunizmu, który jest konstrukcją – u swoich podstaw zimną i wykoncypowaną. Trzeba też wziąć pod uwagę silny w Rosji element nienawiści i ksenofobii wobec „Zachodu” – szczególnie tego postrzeganego jako katolicki. Czyli co? Naprawdę dzisiejsze nastawienie intelektualne Rosji dałoby się sprowadzić do formuły „Aleksander III plus Twitter”? Czy to takie proste? Być może uważa pan, że to uproszczenie z mojej strony, ale naprawdę tak sądzę. Szczególnie kiedy rozważam tradycje wolności intelektualnych w Rosji – i widzę, jak fatalnie odbiło się na niej przejęcie niemieckich wzorów organizacji wyższych uczelni w początkach XIX wieku. Owszem, rosyjska nauka może się poszczycić wieloma dokonaniami w dziedzinie nauk ścisłych – ale jakże mizerna okazuje się, z perspektywy dwustu lat, jej humanistyka! Czy naprawdę da się to w ten sposób podsumować? A rosyjscy filozofowie religijni? Logicy? Noble z dziedziny literatury? Tartuska szkoła semiotyczna? Myśliciele religijni i pisarze to nie akademicy. No dobrze, może w dziedzinie logiki i semiotyki coś udało się zdziałać – ale nie jest to dorobek ani na miarę kraju o rosyjskim potencjale, ani nawet rosyjskich nauk ścisłych. Przyjęty „model niemiecki” ograniczał i zubażał intelektualnie niemal równie skutecznie, jak później komunizm – i tym lepiej przyjmują się w Rosji błahe alternatywy w rodzaju lekko „odświeżonego” Jeśli rzeczywiście tak jest – jeśli formułę putinizmu dałoby się sprowadzić do „podbitego militaryzmem nacjonalizmu” – to jak bardzo powinniśmy obawiać się takiego sąsiada? Myślę, że wiele obaw można sobie darować. Rosja – wiem, że cytuję tu Mao (śmiech), jest naprawdę w moich oczach papierowym tygrysem: państwem u progu zapaści gospodarczej, demograficznej, technologicznej. Samo zestawianie Putina z Hitlerem jest mocno demagogiczne i jest mi nie w smak, ale jeśli mielibyśmy sobie na nie przez chwilę pozwolić – Hitler u progu II wojny światowej stał na czele jednej z najliczniejszych armii, w dodatku świetnie, może najlepiej na świecie wyszkolonej i wyekwipowanej. Jego działania pod koniec lat 30. można przyrównać do rozkręcającej się błyskawicznie, naładowanej energią sprężyny. Rosja Putina to sprężyna, która zamiera w bezruchu. Zdołała jednak zająć kluczową część Gruzji, przeprowadzić aneksję Krymu, uzyskać silne przyczółki na wschodniej Ukrainie… Proszę mnie dobrze zrozumieć, zdaję sobie sprawę, że nie są to poważne nabytki w sensie terytorialnym (choć trudno byłoby podzielić się tą opinią z Tatarem Krymskim czy gruzińskimi uchodźcami z Abchazji), decydujące wydaje się jednak, że Rosja zdołała tak łatwo wybić ziemię spod nóg zwolennikom prozachodniej orientacji Gruzji i Ukrainy, zablokować na długie lata ruch tych dwóch krajów w kierunku Unii Europejskiej – niezależnie od tego, jak ocenialibyśmy dokonania tej ostatniej. A, to już rzecz zupełnie inna – i to dowodzi fantastycznej skuteczności rosyjskiej dyplomacji. Powinienem był o niej wspomnieć, mówiąc o armii czy modelu studiów wyższych – bo tu rzeczywiście Rosjanie są świetni. Wy, Polacy, powinniście zresztą wiedzieć o tym najlepiej, bo doświadczyliście tego jako jedni z pierwszych. Rozgrywka wokół rozbiorów nie zaczyna się w ostatniej ćwiartce XVIII wieku: całe to „gwarantowanie szlacheckich swobód”, wspieranie frakcji i obłudne ubolewanie na Zachodzie nad „niedojrzałą Polską” to przecież czasy Elżbiety I czy Anny – caryc, które miewały kłopoty ze słowem pisanym. Tak, dyplomację Rosjanie mają fantastyczną. Czyli może jednak nie są takim papierowym tygrysem? Powiedzmy – papierowym tygrysem ze stalowymi dyplomatycznymi pazurami (śmiech). Czy to łaskotaniem tymi pazurami wytłumaczyć można zjawiska zdumiewające z punktu widzenia mieszkańców naszej części Europy, czyli niezwykłą otwartość na argumenty używane przez Moskwę i przychylność wobec Putina licznych środowisk i ugrupowań – by nie szukać daleko, choćby w pańskiej ojczyźnie? J eśli pominąć bardziej mroczne interpretacje, przyczyny są dwie: w przypadku Francji ogromne znaczenie nadal ma fakt, że z perspektywy długiego trwania jesteśmy dziedzicami rewolucji francuskiej. Cokolwiek byłoby o niej powiedziane, jakkolwiek silny by był nurt czy refleksje krytyczne wobec rewolucji – dominujące jest we Francji pozytywne jej waloryzowanie, traktowanie jako punktu wyjścia do dziejów współczesnych – i równie uproszczone, opierające się na fałszywych przesłankach, ale AFP Tak. W tej chwili to bez wątpienia straszliwy kraj. Ukrainie… Proszę spytać przeciętnego Europejczyka o Holokaust. Odpowiedź będzie oczywista – jeden znać będzie więcej faktów, inny mniej, ale wątpię, by znalazł pan kogoś, kto nie potrafiłby przynajmniej osadzić Zagłady w czasie. I bardzo dobrze! Proszę jednak spytać – nawet ograniczając się do ludzi z wykształceniem wyższym – o Hołodomor. Jak pan sądzi, ile osób w Europie Zachodniej będzie wiedziało, o czym mowa? W ogóle skojarzy, czym był, kiedy się dokonał i ile setek tysięcy ofiar pochłonął Wielki Głód? nacjonalizmu wraz z jego mocno XIX-wieczną składową – fascynacją militaryzmem, własną armią i jej dokonaniami. Papierowy tygrys ze stalowymi pazurami Nie można nikogo na siłę nauczyć historii, ale może historycy zrobili zbyt mało? A skoro mowa o historykach, chciałem zadać panu jeszcze jedno pytanie. Do świadomości Polaków dociera fakt, że również w środowiskach akademickich interpretacje Związku Sowieckiego na Zachodzie wcale nie były tak jednoznaczne, jak nam by się marzyło, że z sowietologami z pańskiego pokolenia czy starszych – od Adama Ulama, Richarda Pipesa czy Roberta Conquesta – pojawiła się wiązka nurtów badawczych, określanych dość nieprecyzyjnie mianem szkoły rewizjonistycznej. Badacze ci, począwszy od końca lat 60., kontestowali wizję ZSRS jako „imperium zła”, uważając ją za „zimnowojenną”, i za wszelką cenę relatywizowali fenomen komunizmu sowieckiego, mówiąc o „szczególnym modelu modernizacji”. W Polsce dokonania tych środowisk są mniej znane – dotąd wydano prace bodaj tylko Sheili Fitzpatrick – wiadomo jednak, że „rewizjoniści” czynni są w nauce od dwóch pokoleń, doczekali się swoich klasyków (w rodzaju Moshe Levina), katedr i kanonów. Pan, uznany za „zimnowojennego dinozaura”, był przez kilkadziesiąt lat uczestnikiem tych zmagań. Jak oceniłby pan proporcje wpływów między oboma szkołami? N PAP Określił pan Rosję jako „straszliwy kraj”. ALAIN BESANÇON, HISTORYK, SOWIETOLOG Zestawianie Putina z Hitlerem jest mocno demagogiczne. Działania Hitlera u progu II wojny światowej można przyrównać do rozkręcającej się błyskawicznie, naładowanej energią sprężyny. Rosja Putina to sprężyna, która zamiera w bezruchu. dominujące u przeważającej części zwykłych Francuzów-wyborców przekonanie, że w Rosji, „cokolwiek by mówić”, rewolucja się dokonała – a to znaczy, że Rosję należy waloryzować pozytywnie, że jest ona „po właściwej stronie dziejów”, więcej, że w pewnym sensie zaszła dalej niż Francja! Takich przerażających uproszczeń jest więcej. Sentyment do „ojczyzny rewolucji” to postawa, jakiej dopatrzyć się można w wielu krajach Zachodu; zdarzają się też uprzedzenia bardziej szczególne. W przypadku Niemców przez wiele lat musimy się jeszcze liczyć z poczuciem winy, ale też z doświadczeniem klęski wojennej, jakiej doświadczyli z rąk Rosji. W przypadku środowisk żydowskich – zarówno izraelskich, jak i funkcjonujących w krajach Zachodu – zdarzało mi się spotykać z rozumowaniem zaczynającym się od hasła: „no cóż, w Związku Sowieckim nie było antysemityzmu”. Jeśli podjąć polemikę, przypominając oczywiste przypadki antysemityzmu i trwałość takich przekonań, którym komunistyczne władze nieraz dawały wyraz – w odpowiedzi usłyszeć można: „No tak, może to i prawda, różnie bywało – ale na pewno nie było tam obozów zagłady!”. Czyli kolosalna ignorancja… Uprzedzenia, partykularyzmy – ale i ignorancja. Skoro zaczął pan o ie wiem, czy ta „wojna” jest przegrana – ale na pewno jesteśmy w głębokiej defensywie. „Rewizjoniści” zdominowali uczelnie na Zachodzie. To ich podręczniki stanowią dziś kanon nauczania akademickiego, to badacze z ich szkoły stali się klasykami, podczas gdy wielu z wcześniejszych badaczy zostało hurtem uznanych za przedstawicieli nurtu określanego jako „szkoła totalitarna” – nazwa wzięła się od dominującej u nich interpretacji sowieckiego komunizmu, ale źle się kojarzy – i odesłanych do lamusa. A czy pan sam nie pozostawił po sobie szkoły badawczej, nie dorobił się uczniów? Nec Hercules contra plures… Owszem, mogę mówić o dwojgu wybitnych badaczy, na których ukształtowanie miałem wpływ. Jeden to Włoch Andrea Graziosi, rodem z Neapolu, najbardziej znany ze swej „Wielkiej rosyjskiej wojny chłopskiej, 1918–1933” opisującej dzieje zniszczenia wsi na obszarze ZSRS. Za swoją „wychowanicę” w sensie akademickim mogę uznać Françoise Thom (notabene córkę wielkiego francuskiego matematyka René Thoma), która w ubiegłym roku wydała monumentalną biografię Ławrentija Berii zatytułowaną „Kremlowski Janus”. Ale dwoje najwybitniejszych nawet badaczy nie spowoduje, że Zachód zacznie postrzegać Rosję we właściwy sposób ani we właściwych proporcjach. —rozmawiał Wojciech Stanisławski, współpraca Małgorzata Urbańska Wywiad został przeprowadzony przy okazji wizyty Alaina Besançona w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i nadania mu tytułu doktora honoris causa UW