O OJCZYŹNIE POLSZCZYŹNIE SŁÓW KILKA Finał
Transkrypt
O OJCZYŹNIE POLSZCZYŹNIE SŁÓW KILKA Finał
O OJCZYŹNIE POLSZCZYŹNIE SŁÓW KILKA Finał Ogólnopolskiego Konkursu Ojczyzny Polszczyzny – w tym wspaniałym wydarzeniu udało mi się uczestniczyć. Tak, udało mi się - do dziś nie wiem, jakim cudem się tam znalazłam. Zaczęło się całkiem niewinnie: w pierwszej klasie brałam w tym konkursie udział. Bez żadnego przygotowania, przerażona nieco ustną formułą konkursu – przystąpiłam do szkolnego etapu. Jak zwykle wydawało mi się, że mówię od rzeczy. Szanownej komisji złożonej z pań polonistek naszej szkoły moja wypowiedź jednak na tyle się spodobała, że mogłam sprawdzić się w Małym Finale w Koninie. Część pisemna była dla mnie trudna, ustna – już trochę mniej, bo wylosowałam wiersz, którego interpretacja nie sprawiła mi większych trudności.. To mnie ośmieliło na tyle, że wypadłam nie najgorzej i byłam z siebie zadowolona – cieszyłam się ogromnie z wyróżnienia – niby to tylko dyplom, ale dla pierwszaka to powód od dumy. Oczywiście na tym moja przygoda z konkursem się nie skończyła. Pomyślnie przebiegł dla mnie w tym roku etap szkolny, potem Mały Finał – podeszłam do tego całkiem „na luzie”. Cieszyłam się z pierwszego miejsca, chociaż zupełnie nie wiedziałam, dlaczego akurat ja – przecież jako uczennica klasy matematyczno-geograficznej nie mam jakiejś szczególnej wiedzy, jeśli chodzi o język polski. Okazało się jednak, że ten konkurs polega przede wszystkim na tym, żeby poezję „czuć”, a nie jedynie analizować. Niestety, przed Finałem nie czułam się już tak pewna siebie, i tego, co miałabym napisać i powiedzieć. Z przerażeniem wpatrywałam się w plan Finału – wykłady, warsztaty… Zastanawiałam się, co ja tam będę robić? Czy będę tam pasować? Wyobrażałam sobie, że wśród wszystkich profesorów i ludzi, którzy dostali się do Finału nie z przypadku (jak myślałam o sobie), będę się czuć obco. Czterogwiazdkowy hotel, zajęcia w Ossolineum, profesor Jan Miodek, piękno Wrocławia… To przecież nie dla mnie! Oczywiście nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby zbłaźnić się brakiem wiedzy, z drugiej strony do Finału zostało mi wtedy tak mało czasu… W końcu nadszedł piąty grudnia – dzień wyjazdu. Po przybyciu na miejsce wciąż byłam zestresowana. Piękny hotel i smaczny obiad wcale nie poprawiły mi humoru. Po południu był pierwszy wykład: dość ekscentrycznego profesora Bogusława Bednarka. Bardzo interesujący i ciekawy, jednak stres ustąpił dopiero po Warsztatach żywego słowa profesora Krzysztofa Grębskiego – kiedy dostałam swoje zadanie, czyli wypowiedzenie zdania „Mam na imię Weronika” tak, jakbym właśnie jako komentator sportowy relacjonowała jakieś wydarzenie. Nie wiedziałam, jak się za to zabrać. W końcu jednak wstałam i przełamałam barierę strachu, krzycząc na całe gardło. Udało się; zabawa polegała na tym, że reszta uczestników miała odgadnąć, kogo udaję – nie mieli z tym problemów. Trochę już ośmielona wróciłam z moją polonistką, panią Dorotą Klaczek, na kolację do hotelu. Piątek minął bardzo szybko i intensywnie. Rano zmierzyłam się z częścią pisemną – szczerze mówiąc, bardzo trudną dla mnie. Następnie miałam zajęcia – najpierw warsztaty dla uczniów Stefana Inglota: Jak oswoić wiersz? Poszukiwanie metody, czyli rozterki szkolnej polonistyki. Potem warsztaty teatralne Sceniczne ożywianie słowa Piotra Pary, a „na deser” wykład profesora Jana Miodka Nasi sąsiedzi. Sobota to dzień ustnych wypowiedzi. Wylosowałam wiersz Ewy Lipskiej Moja Samotność. Utwór całkiem przystępny dla zwykłego śmiertelnika, nieoczytanego zbytnio w polskiej poezji. Przeczytałam go przed znakomita komisją, a potem wygłosiłam interpretację, kątem oka obserwując klepsydrę odmierzającą czas pięciu minut – tyle mogła trwać moja, przygotowana wcześniej przez czterdzieści pięć minut, wypowiedź. Czułam, że nie było tak źle, ale wiedziałam, że na podium nie mam co liczyć – o wygranej decydowała suma punktów za część pisemną (która wypadła w moim przypadku średnio) i ustną. Moje przeczucia potwierdziły się, niestety nie odniosłam sukcesu. Oczywiście nie załamałam się; i tak cieszyło mnie to, że było mi dane uczestniczyć w tym wspaniałym konkursie. Po zakończeniu całej uroczystości wraz z panią Dorotą Klaczek poprosiłam o pamiątkowe zdjęcie profesora Jana Miodka. Oczywiście zgodził się, podpisał również moją nagrodę za udział w Finale – Słownik polsko@polski jego autorstwa. Kiedy składał autograf, powiedział mi kilka miłych słów o moim wystąpieniu. Czy w tej sytuacji mogę żałować, że wzięłam udział w tym konkursie? Cały stres wynagrodziła mi pochlebna opinia Mistrza Słowa! Bardzo zmęczona, ale w doskonałym nastroju, powróciłam do domu. Jeśli dotrwałeś, mój Drogi Czytelniku, do końca tej troszkę być może chaotycznej relacji moich wrażeń z konkursu, to serdecznie zachęcam Cię, żebyś następnym roku wziął w nim udział! To wspaniałe doświadczenie, które może stać się twoim udziałem. Kto wie, być może to właśnie Ty będziesz laureatem I miejsca Finału Ogólnopolskiego Konkursu Ojczyzny Polszczyzny? Jedno jest pewne: na pewno będę trzymać za Ciebie kciuki! Weronika Nowak