Czytaj

Transkrypt

Czytaj
Mała Zuzia
Autor: Ola & Joasia
Cz.1
- Zuzia kochanie pospiesz się! – młoda blondynka stała w przedpokoju, z czarną skórzaną teczką,
co chwile spoglądając na zegarek i zerkając w stronę schodów na których kilka minut temu znikła
jej pociecha – Spóźnimy się!
- Już idę mamo! – dziewczynka zbiegła szybko po schodach stając obok Basi i w pośpiechu
zakładając buty – Musiałam zabrać plastelinę, pani w przedszkolu powiedziała, że dziś będziemy
lepić zwierzątka! Najładniejsze zostaną wybrane na wystawę, wiesz? Ulepić ci jakieś? Dla Marka też
zrobię, jak wrócę z przedszkola to mu zaniosę, na pewno się ucieszy!– mała była wyjątkowo żywym
dzieckiem, zawsze uśmiechnięta i rozgadana. W domu było jej pełno.
- Chodź już kochana gaduło, bo naprawdę się spóźnimy – Basia z uśmiechem poczochrała córkę po
głowie pomagając założyć jej plecak – Mam dziś w kancelarii dużo pracy, dlatego odbiorę cię z
przedszkola i zawiozę do babci, dobrze?
- Ale miałyśmy iść dzisiaj na lody – mała wyraźnie posmutniała
- Skarbie wiem – kucnęła przed córką chwytając ją za rączki – Naprawdę żałuję, ale przecież
możesz wziąć na lody babcie, hmm?
- Z babcią to nie to samo!
- Obiecuję, że wezmę sobie wolny weekend i spędzimy go razem, co ty na to? – Basia sama
wychowywała córkę, starała się jej poświęcać jak najwięcej czasu jednak nie zawsze było to
możliwe.
- Na pewno? – zapytała Zuzia delikatnie mróżąc oczy i opierając ręce na biodrach
- Na pewno! – odpowiedziała Basią ledwo powstrzymując śmiech, widząc poważną minę swojego
dziecka – A teraz idziemy! – obie w pośpiechu wyszły z mieszkania...
W pokoju unosił się jeszcze zapach dnia wczorajszego. Jak miewał w zwyczaju często pracował w
nocy, by móc rozkoszować się w spokoju dniem i czerpać z niego przyjemności. Praca była tym,
czemu oddawał się z niezwykłą pasją. Uwielbiał swój zawód. Od zawsze chciał projektować ogrody,
dlatego też zaraz po studiach Marek poświęcił cały swój czas na realizację swojego marzenia. A, że
był sam sobie panem, większość swojej pracy wykonywał w domu, od czasu do czasu wychodząc
na spotkania z potencjalnymi klientami. Wiódł proste życie samotnego mężczyzny. Lubił być
niezależny, odpowiedzialny tylko sam przed sobą. Dobrze czuł się w towarzystwie dzieci, które
czasami przypominały jego swoją nieporadnością. Był człowiekiem cichym, troszkę nieśmiałym,
który nigdy nikomu nie wchodził w drogę, a którego jedynym towarzyszem była roczna suczka o
imieniu Lady. I to właśnie ona zrobiła mu pobudkę o nieludzkiej, dla Marka porze, domagając się
wyjścia na spacer.
- Boże, miej litość! - wyjęczał z pod kołdry - Nie możesz poczekać jeszcze godziny? - w odpowiedzi
usłyszał tylko jęczenie zwierzaka, dlatego chcąc czy nie chcąc musiał "zwlec" się z łóżka - Nie myśl,
że wyjdę z Tobą tak bez śniadania czy czegokolwiek. Najpierw zrobię sobie porządną kawę.
Jak powiedział tak też zrobił. Po chwili w całym domu unosił się zapach świeżo parzonej kawy.
Usiadł sobie spokojnie przy stole i nie zważając na pojękiwania psiaka delektował się smakiem
czarnego napoju, po wypiciu wstawił kubek do zmywarki i udał się do łazienki. Drzwi zawsze
zostawiał otwarte, jako że mieszkał sam, nikomu to nie przeszkadzało, a on mógł utrzymywać
kontakt wzrokowy ze zwierzakiem. Odkręcił wodę i sepleniąc zaczął sobie podśpiewywać, myjąc
przy okazji zęby.
- Jak poczekasz jeszcze 15 minut i pozwolisz wziąć mi prysznic, to.... - zastanowił się chwilę - To
kupię Ci krakersy, hmm? - w odpowiedzi pies zamerdał tylko ogonem, a on z uśmiechem zniknął za
kabiną prysznica.
Marek wiedział jak "rozmawiać" z Lady. Uroczy Golden Retriever, którego był właścicielem wprost
uwielbiał słodkości, którymi Brodecki czasami wynagradzał go, za dobre sprawowanie. Tak jak
obiecał po kwadransie wyszedł z łazienki i od razu ruszył do przedpokoju, po czerwoną smycz psa.
- Lady, chodź, idziemy. Mam nadzieję, że nie przyniesiesz mi wstydu - poklepał suczkę po pyszczku
po czym wyszedł z domu zamykając drzwi na klucz...
- Zuzka, poczekaj, słyszysz?! - Basia wkładając klucze do teczki, próbowała ogarnąć wzrokiem
biegającą po trawniku córkę - Zuzka!
- Mamo, chodź szybciej, bo się spóźnimy - mała stanęła obok samochodu.
- No idę, już idę, musiałam zna..... Zuzka, gdzie Ty biegniesz?! - Basia nie dokończyła zdania, bo
zauważyła, jak jej córka z prędkością światła oddala się od niej.
Dziewczynka nie zważając na wołania mamy, podążała w kierunku wysokiego bruneta, który
właśnie wychodził z sąsiedniej furtki.
- Cześć Marek! - podbiegła do niego z uśmiechem od razu rzucając się na psa.
- Cześć ślicznotko! Co słychać? Dawno u mnie nie byłaś - przykucnął tak jak ona i delikatnie
pogłaskał ją po główce.
- Nie miałam czasu - odpowiedziała poważnie, cały czas bawiąc się z psem - Ale nie gniewasz się
na mnie?
- No pewnie, słoneczko, że nie. A Ty gdzie się wybierasz?
- Do przedszkola. Ładną mam sukienkę? - dziewczynka okręciła się w kółko prezentując swoją
kreację.
- No piękną, Zuziu. Ale uważaj, bo się pobrudzisz - zwrócił jej delikatnie uwagę, gdy ponownie
ukucnęła głaszcząc przy tym psa.
- E tam. Marek?
- Słucham słoneczko?- uśmiechnął się do niej szeroko, na co ona odpowiedziała tym samym.
- A co powiesz na to, jakby tak Lady miała szczeniaczki? Wzięłabym wtedy sobie jednego, co? Marek słuchając jej uważnie ledwo powstrzymywał śmiech - Marek, proszę zgódź się. Ja tak bardzo
chcę mieć pieska, przecież wiesz - zrobiła smutną minkę, na co Marek nachylił się nad nią i szepnął
coś do uszka. Dziewczynka natychmiast się rozweseliła.
- Ale szczegóły obgadamy, jak do mnie wpadniesz, hmm? - puścił do niej oczko.
- Na colę i chipsy? Tak jak zawsze? - Zuzia zmrużyła zabawnie oczy oczekując odpowiedzi.
- No pewnie, to jest to co tygryski lubią najbardziej - wybuchli głośnym śmiechem, ale ich wzrok
szybko skierował się na pewną osobę, która nie ukrywała wcale swojego zdenerwowania.
- Zuzka, co Ty wyprawiasz?! Wstań natychmiast. Teraz to już na pewno się spóźnimy.
- Witaj Basiu.- Marek nieśmiało się przywitał.
- Cześć Marek, przepraszam Cię, ale my się śpieszymy. Chodź Zuza.- złapała małą za rękę i szybko
udała się do samochodu. Dziewczynka zdążyła tylko krzyknąć "Cześć" do swojego przyjaciela i
pomachać mu łapką.
Wieczorem Basia razem z córką właśnie wracały do domu. Parkując na podjeździe, Baśka zobaczyła
znajomy samochód po drugiej stronie ulicy. Jak tylko wysiadła uśmiechnęła się do mężczyzny
opierającego się o maskę.
- Cześć - podszedł do niej skradając buziaka w policzek – Czekałem na ciebie, proszę – podał jej
jedna czerwoną różę
- Dziękuje, piękna!
- Tak samo jak Ty! – rzucił szarmanckim tonem delikatnie się nad nią nachylając
- Komplemenciarz! – zachichotała Basia. Zuzia, która do tej pory stała z boku i uważnie przyglądała
się mamie i jej nowemu „koledze” tylko przewróciła oczami i czując, że zanosi się na dłuższą
konwersację odwróciła się napięcie i pomaszerowała prosto do domu Marka. Na podwórku małą
powitała Lady, która na jej widok wesoło zamerdała ogonem. Zuzka pewnie wkroczyła do
mieszkania.
- Cześć Marek! – rzuciła od progu od razu zajmując miejsce obok niego na kanapie.
- No czeeeść! A ładnie to tak wchodzić bez pukania? – zapytał z uśmiechem dając jej lekkiego
pstryczka w nos
- Przepraszam! Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że bardzo się spieszyłam bo
mam dla ciebie prezent! – odpowiedziała mała z pełną powagą, wywołują u Marka zduszony atak
śmiechu. Natychmiast zaczęła szukać czegoś w swoim plecaku – Jest! – krzyknęła triumfalnie
wyciągając z niego mały plastikowy pojemnik – Zrobiłam to dzisiaj w przedszkolu! Podoba ci się? –
Zuzka patrzyła na niego z wyczekiwaniem lekko przygryzając wargę. Tymczasem On wpatrywał się
uważnie w dziwny, plastelinowy kształt spoczywający na jego dłoni
- Jest... hmm bardzo oryginalne! – wydusił – A co to?
- No wiesz?! – mała pisnęła z oburzeniem – Przecież to Lady!
- No tak! Jak mogłem wcześniej nie zauważyć? Chyba nie znam się na sztuce
- Chyba tak – Zuzia bezradnie rozłożyła ręce
- W każdym razie dziękuje, postawię ją na honorowym miejscu – mrugnął do niej wywołując na jej
buzi szeroki uśmiech – A ty nie powinnaś być już w domu? Mama wie, że jesteś u mnie? – zapytał
podejrzliwie
- Mama rozmawia teraz z Kamilem
- Kamilem?
- To jej nowy chłopak – westchnęła – Też jest adwokatem jak mama. Poznali się w sądzie –
dziewczynka wykrzywiła buzię w śmiesznym grymasie – Nudny! Zupełnie nie wiem co ta kobieta w
nim widzi! – mała pokręciła głową z rezygnacją, wpatrując się w ekran telewizora
- Mhm – Marek tylko tyle zdołał z siebie wydusić
- Będę się zbierać! Jutro wpadnę, mogę? – delikatnie przekrzywiła główkę słodko się do niego
uśmiechając
- No jasne, że możesz! – poczochrał ją po włosach
- A zrobimy tą pizze co kiedyś?
- Zrobimy, a teraz zmykaj, bo mama będzie się martwić – mała z prędkością światła opuściła
mieszkanie. Brodecki podszedł do okna dostrzegając swoją uroczą sąsiadkę w towarzystwie
przystojnego blondyna – Kamil... – mruknął pod nosem kierując się w stronę łazienki.
Cz.2
- Czarna czy brązowa? - Basia pojawiła się w drzwiach pokoiku Zuzi z dwiema sukienkami w ręku.
- Czarna chyba, chociaż nie! Brązowa, albo nie! Czarna!
- Zuzia, zdecyduj się! Mam mało czasu, za 20 minut będzie po mnie Kamil. To jak? - zamachała jej
wieszakami przed nosem.
- Czarna, ale nie wiem po co się tak stroisz, mamo. Na pewno będzie nudo - czując na sobie groźny
wzrok matki, dziewczynka szybko dodała - No co? Mam chyba prawo wyrazić swoją opinie? Nie
lubię go! - tupnęła ze złości nogą.
- Gdy go bliżej poznasz, na pewno zmienisz zdanie. – rzuciła szybko, wybiegając do łazienki.
- Mamusiu, a co ja będę robiła, kiedy Ciebie nie będzie? - dziewczynka pojawiła się tuż za nią i
zajęła miejsce na brzegu wanny, spuszczając przy tym smutno główkę - Może pójdę do Marka! mała ożywiła się do tego stopnia, że o mały włos wpadłaby do wanny - Pobawię się z Lady!
- Zuziu, nie. Marek ma na pewno bardzo dużo pracy. A Ty mu będziesz tylko przeszkadzać.
- Mamusiu, proszę! Zadzwoń do Marka i zapytaj się czy mogę do niego przyjść jak Ciebie nie
będzie. Na pewno się zgodzi - Basia na te słowa wreszcie odwróciła twarz od lustra i widząc
przejęty wzrok córeczki ukucnęła przy niej.
- Kochanie, nie możesz iść do Marka. Przecież on ma swoje życie i nie może się Tobą zajmować....
- Ale przecież my się przyjaźnimy - do Zuzi nie docierały argumenty matki.
- Nie, nie zgadzam się. Dziś zostaniesz z Anią. Już do niej dzwoniłam i powinna zaraz być. Do
Marka pójdziesz innym razem - Basia powiedziała to tak stanowczo, że mała nie dyskutowała
więcej.
- To może chociaż pożyczę od Marka Lady, co? - wpadła na pomysł wychodząc z łazienki.
- O nie! Tylko nie to. Ten pies na pewno ma pchły! I rozsieje je po całym naszym domu - Basia
przerwała wkładanie sukienki i ponownie pochyliła się nad dziewczynką.
- Nieprawda! Przecież Marek ją kąpie i....- Zuzia przerwała swoją wypowiedź bowiem w całym
domu rozległ się ostry dźwięk dzwonka. Basia szybko pobiegła otworzyć. W progu przywitał ją
Kamil z bukietem żółtych tulipanów.
- Już jesteś?
- Nie mogłem doczekać się kiedy cię zobaczę – rzucił jednym ze swoich stałych tekstów wręczając
jej kwiaty i witając się buziakiem w policzek
- Poczekasz na mnie chwile w salonie? Zaraz będę gotowa – Kamil wszedł w głąb mieszkania
rozsiadając się na sofie, tymczasem Basia znikła za drzwiami łazienki. Siedział wygodnie na
kanapie co chwile zerkając na zegarek. Nawet się nie spostrzegł kiedy zaraz obok niego pojawiła
się mała osóbka, mierząc go przenikliwym spojrzeniem. Zuzka usadowiła się na sofię, tym samym
zwracając na siebie jego uwagę.
- O! Cześć mała – uśmiechnął się krzywo – Co tam?
- Gdzie zabiera pan moją mamę? – zapytała z miną aniołka choć, pod tymi blond loczkami już
zaczynały pojawiać się różki
- Na kolację!
- Do tej nowej restauracji, Czerwonej Róży?
- Tak, do Czerwonej Róży!
- Dam panu radę – zbliżyła się do niego, mówiąc konspiracyjnym szeptem – Mama nie lubi jak się
za nią płaci! Jest bardzo samodzielna, więc pod żadnym pozorem proszę jej tego nie proponować!
Aha i jeszcze jedno, niech pan nie pozwoli jej zamówić czegokolwiek z ziemniaczkami! Jest na nie
uczulona, chociaż będzie zaprzeczać! Po nich dostaje strasznej wysypki, okropnie to wygląda –
mała skrzywiła się teatralnie – Nie chciałby pan jej widzieć w takim stanie! No! To życzę miłej
zabawy – z diabelskim uśmieszkiem pobiegła na górę zostawiając Kamila w lekkim osłupieniu.
Dopiero głos Basi przywrócił go do rzeczywistości.
- Jestem gotowa! Możemy iść! – on tylko niepewnie się uśmiechnął i ruszył w kierunku drzwi –
Zuzia kochanie ja już wychodzę! – krzyknęła do córki zakładając swój płaszczyk, dziewczynka
natychmiast zbiegła na dół – Ania właśnie przyszła, czeka na Ciebie w salonie. Bądź grzeczna!
- Mamo, przecież ja zawsze jestem grzeczna – zamrugała oczkami
- O 10 masz być w łóżku, jasne? Paa! – cmoknęła córkę w policzek i wyszła z mieszkania. Mała
szeroko się uśmiechnęła i natychmiast pobiegła na górę. Wzięła do ręki książkę, która na swoich
kolorowych stronach, przedstawiała urocze pieski. To był jeden z wielu prezentów jakie dostała od
Marka. Jej przyjaciel wiedział o wszystkich marzeniach jakie miała. O tych większych i tych
mniejszych. Jednym z takich marzeń była chęć posiadania psa. Niestety mimo wielu próśb, Basia
kategorycznie nie zgadzała się na szczeniaka, co wywoływało wielokrotnie u dziewczynki "morze"
łez.
Siedziała właśnie nad książką, wpatrując się cały czas w jedną i tą samą stronę, na której pokazany
był mały, czarny labrador. W pewnej chwili przypomniała sobie, że w plecaku, który był w salonie
zostawiła, przyniesiony dziś z przedszkola, album o zwierzętach. Po cichutku zeszła więc na dół, a
to, co zobaczyła wywołało na jej ślicznej buzi uśmiech. Na kanapie bowiem, z czasopismem w ręku,
twardo spała Ania. Zuzia, nie zastanawiając się długo podreptała na paluszkach do drzwi i
zamknęła je najciszej jak mogła.
Marek, jako że w południe oddał swojemu klientowi ostateczną wersję projektu dużego ogrodu, a z
kolejnym spotykał się dopiero jutro, postanowił odprężyć się przy którymś z filmów ze swojej
bogatej kolekcji DVD. Wlał sobie do szklanki mleczka, a na talerzyk położył kilka ciasteczek.
Rozsiadł się wygodnie na kanapie i ledwie co umoczył usta w mleku usłyszał dźwięk dzwonka, co o
tej porze wywołało u niego ogromne zdziwienie. Podniósł się jednak leniwie i podążył do drzwi.
- Cześć Marek! - na progu stała, uśmiechając się do niego malutka blondyneczka.
- Cześć słoneczko! A co Ty tu robisz o tej porze? Mama wie gdzie jesteś? - ukucnął i delikatnie
złapał ją za rączki.
- Nie, ale nie przejmuj się. Mamy nie ma w domu. To co? Wpuścisz mnie, czy mam stać tu całą
wieczność? - zadziornie przekrzywiła główkę, na co Marek głośno się roześmiał i ręką zaprosił ją do
środka.
- Mamy nie ma? A gdzie jest?
- Ech! Na kolacji z tym całym Kamilem.
- Aha, na kolacji - lekko się skrzywił, ale szybko przybrał pogodny wyraz twarzy - To pewnie będzie
się świetnie bawić.
- Raczej nie - rzuciła szybko Zuzia z lekkim uśmieszkiem na ustach.
- Dlaczego nie??
- A nie, tak sobie głośno myślę. Maarek? - jak miała w zwyczaju mocno się do niego przytuliła.
- Słucham Cię skarbie? - uwielbiał z nią przebywać, dziewczynka zawładnęła jego sercem w całości.
- Pamiętasz, co mi powiedziałeś dziś rano?
- Oczywiście, że tak. Czy ja Cię kiedyś okłamałem?
- No pewnie, że nie. Przecież jesteśmy kumplami, prawda? - uśmiechnęła się i poklepała go po
ramieniu.
- Prawda! - zaraz też przybili sobie "piatkę" zaśmiewając się przy tym do łez - Obiecuję Ci, że
dostaniesz swojego wymarzonego psiaka.
- Trzymam Cię za słowo. A teraz musisz mi wybaczyć, ale ja już sobie pójdę. Ania może zauważyć,
że mnie nie ma. A wtedy będę miała przechlapane - dziewczynka ze zwieszoną głową udała się w
stronę drzwi - A Ty co? Nie idziesz ze mną? Pozwolisz kobiecie samej chodzić po nocy?! - zapytała z
oburzeniem na co Marek serdecznie się roześmiał.
- Oczywiście, że nie! Miałem właśnie Ci to zaproponować.
- No masz szczęście - złapała Marka za rękę
Przed domem dała mu mocnego całusa w policzek i pomachała. Tak jak wyszła po cichu, tak też
weszła. Zajrzała jeszcze do salonu, gdzie siedziała Ania. Nie spała już, ale była tak zajęta lekturą,
że nawet nie zauważyła jej nieobecności. Skierowała się więc po schodach do swojego pokoju z
uśmiechem zatrzaskując drzwi.
Minęła zaledwie godzina kiedy Baśka wściekła przekroczyła progi mieszkania. W salonie na kanapie
siedziała Anka przeglądając jakieś czasopismo
- Już po randce? – zapytała na widok wchodzącej Storosz
- Nawet mi nie przypominaj! Boże, co za kretyn z tego faceta! – zrezygnowana opadła na kanapę –
Nie dość, że nawet za mnie nie zapłacił, to jeszcze usilnie starał mi się wmówić, że mam uczulenie
na ziemniaki! W efekcie straciłam pół swojej pensji i w dodatku jestem głodna! – wysyczała kipiąc
ze złości. Tymczasem na schodach, kucając przy balustradzie i słysząc całą rozmowę, Zuzia ledwie
powstrzymywała śmiech.
- Żegnaj panie nudny! – wyszeptała do siebie zacierając ręce a słysząc, zbliżające się kroki
szybciutko pobiegła do swojego pokoju, wtulając się w misia i spokojnie zasypiając z uśmiechem na
ustach...
Cz.3
Zgodnie z obietnicą złożoną córce, Basia wzięła wolny weekend by móc go spędzić razem z Zuzią.
Panie najpierw postanowiły wybrać się na zakupy, wiadomo jak to kobiety. Były wspólne lody,
basen i plac zabaw, gdzie dziewczynka szalała na huśtawkach czy zjeżdżalni przyprawiając często
mamę o szybsze bicie serca. Mała tego dnia aż promieniała szczęściem. Po całodniowych
szaleństwach obie postanowiły wybrać się na spacer do parku. Słońce powoli znikało za horyzontem
a one, trzymając się za ręce i wcinając watę cukrową spacerowały alejkami rozmawiając właściwie
o wszystkim i o niczym.
- No i widzisz? Miałam rację z tym Kamilem – mała z zadowoleniem przypomniała matce o
nieudanej randce – Od razu wiedziałam, że nie jest mężczyzną dla Ciebie – powiedziała z pełną
powagą
- No co Ty nie powiesz? – rzuciła z nutką ironii – To co? Mam ci teraz przedstawiać każdego mojego
faceta i poddawać go twojej ocenie, tak?
- Tak byłoby najlepiej! – westchnęła
- Więc jaki według ciebie powinien być mężczyzna dla mnie, hmm?
- Przystojny, żebyś miała na czym zawiesić oko. Miły i inteligentny, koniecznie z poczuciem
humoru. Powinien też dobrze zarabiać, mieć psa i lubić dzieci, czyli mnie! – zakończyła swój wywód
patrząc na Basię z uśmiechem – I to tylko niektóre z jego zalet!
- No to chyba będziesz musiała zmienić swoje wyobrażenia
- Dlaczego?
- Bo ideały nie istnieją, moja panno!
- Przecież ideał, masz pod nosem! – wymruczała do siebie puszczając się biegiem wzdłuż alejki...
Tymczasem u Brodeckiego
- Lady, chodź. Ja zrobię sobie przerwę w pracy, a Ty sobie pobiegasz - Marek nachylił się nad psem
i zapiął mu na szyi smycz.
Miał niedaleko do parku, dlatego zawsze udawał się tam z psiakiem. Przychodziło tu mało ludzi,
więc mógł z czystym sumieniem pozwolić suczce się wybiegać. Odpiął jej smycz i z uśmiechem
przyglądał się jak z radością pobiegła przed siebie, a on może chwilę posiedzieć i porozmyślać. Już
miał siadać na ławeczce, gdy coś, a raczej ktoś rzucił mu się na szyję, mocno do niego przytulając.
- Maarek! - tym kimś była jego mała sąsiadka.
- Cześć Słoneczko! - pogłaskał ją czule po włoskach - Jesteś tu sama, czy z Anką?
- Nie! Dziś jestem z Mamą - dziewczynka pokazała paluszkiem w stronę drobnej kobiety, która szła
w ich kierunku - Tam idzie!
- Zuzia, tyle razy cię prosiłam, żebyś mi nie uciekała! - w głosie Basi była nutka surowości, ale
szybko przybrała pogodny wyraz twarzy i spojrzała na wpatrującego się w nią bruneta - Witaj
Marku, co słychać?
- Dzień dobry, Basiu. Wszystko dobrze. Wolny weekend? - zapytał jednocześnie kucając obok
małej.
- Tak, obiecałam go Zuzi, dlatego jesteśmy tutaj - nastała krępująca cisza, którą zakłócał tylko
szum drzew.
Zuzia zauważyła biegającą niedaleko Lady i oddaliła się. Basia natomiast cały czas przyglądała się
sąsiadowi z uśmiechem na ustach, a on stał z głową zwieszoną i grzebał butem w piasku. W
pewnym momencie Baśka głośno krzyknęła, co spowodowało, że chłopak przestraszony uniósł
głowę.
- Zabierzcie stąd tego psa! - dziewczyna stała nieruchomo, a suczka chodziła wkoło niej i wąchała
ją.
- Mamo, nie bój się, to przecież Lady! - Zuzia podbiegła zaraz do matki i chwyciła psa za obrożę.
- Zabierz ją! Przecież wiesz, że nie znoszę psów!
- Basiu, spokojnie. Ona nie gryzie. Tym bardziej, że Cię zna - Marek natychmiast pochylił się i
zapiął smycz, odciągając zwierzaka na bok.
- Przepraszam, ja po prostu panicznie boję się psów - Basia zaśmiała się i z zakłopotaniem
spojrzała na sąsiada.
- Nic się nie stało. To... to dlatego nie pozwalasz mieć Zuzi psa? - nieśmiało zapytał błądząc
wzrokiem po trawie.
- Tak, dlatego też. Ale przede wszystkim dlatego, że nie miałby się kto nim zajmować - dziewczyna
lekko się uśmiechnęła i przyciągnęła do siebie córkę.
- Aha. Ale pamiętaj, że jestem cały czas w domu i mogę w każdej chwili Ci pomóc, także z psem Marek pierwszy raz się do niej uśmiechnął.
- Tak wiem i dziękuję Ci - tym razem ona spuściła głowę - Naprawdę nie gryzie? - zapytała
wskazując na suczkę.
- Naprawdę - chłopak podszedł bliżej z psem tak by mogła go pogłaskać. W parku spędzili jeszcze
trochę czasu, a potem razem poszli w kierunku osiedla. Przy furtce mała pożegnała się czule
najpierw z Markiem, a potem z Lady, wieszając się jej na szyi, co pies zniósł nadzwyczaj spokojnie.
Basia uścisnęła sąsiadowi dłoń i weszła razem z córką do swojego domu.
Cały niedzielny ranek panie postanowiły spędzić w łóżku. Obudziły się dość wcześnie, bo jeszcze
przed dziewiątą i razem zadecydowały, że obiadem nie będą przejmować się w ogóle, gdyż
zamówią sobie pizze, rujnując przy tym doszczętnie swoje zdrowie. Obie właśnie leżały pod
cieplutką kołdrą w sypialni Baśki, gdzie ta czytała małej jedną z baśni Andersena. Błogi spokój jaki
panował w całym pomieszczeniu zakłócił dźwięk telefonu. Zuzia wydała z siebie jęk, a Storosz
chcąc czy nie chcąc ruszyła do natrętnego przedmiotu.
- Halo!- rzuciła ostrym tonem - Mamo! Spokojnie, co się stało? Nic jej nie jest? Wszystko w
porządku? - z każdym usłyszanym słowem Basia była coraz bardziej przerażona - Dobrze, zaraz
będę!
Jak szalona zaczęła biegać po całym domu, wykrzykując coś niezrozumiałego do córki o jakimś
wypadku. Widząc popłoch matki Zuzia domyśliła się, że ma jak najszybciej się ubrać.
- Idziemy, mamo? - dziewczynka stanęła przed nią już kompletnie ubrana z plecakiem w ręku.
- Matko! Przecież ja nie mogę Cię zabrać! Co ja z Tobą zrobię? - klapnęła zrezygnowana na kanapę
zakrywając twarz rękoma - Czekaj, zadzwonię do Ani, może przyjdzie.....- ruszyła do telefonu, ale
zanim wykręciła numer opuściła bezradnie ręce – Zapomniałam! Przecież Anka pojechała na
weekend do Zakopanego.....
- Mamo, to w takim razie ja zostanę z Markiem - mała prawie krzyknęła z radości.
- Nie możesz zostać z Markiem, on na pewno nie ma czasu.....
- A masz lepszy pomysł? - dziewczynka podeszła do matki i złapała ją za rękę - Nie ma nad czym
się zastanawiać. Po prostu nie masz innego wyjścia, musisz zaprowadzić mnie do Marka stwierdziła z zadowoleniem kierując się w stronę drzwi. W drodze do swojego sąsiada Basia jeszcze
próbowała wymyślić inne miejsce, gdzie Zuzka mogła by przeczekać jej nieobecność, ale gdy nic
sensownego nie przyszło jej do głowy, a mała właśnie nacisnęła dzwonek, zrezygnowała.
- Cześć Maarek - Zuzia od razu wskoczyła mu na ręce i ucałowała gorąco w policzek.
- Cześć słoneczko! - uśmiechnął się do niej i przerzucił swój wzrok na matkę dziewczynki - Witaj
Basiu.
- Cześć Marek! Słuchaj, ja wiem, że nie powinnam, Anki nie ma, moja siostra miała wypadek i
muszę jechać do Łodzi z matką, przedszkole zamknięte, bo przecież jest niedziela - nie patrząc na
niego wyrzucała z siebie słowa z prędkością światła - Jednym słowem czy Zuzia może zostać u
Ciebie? - spojrzała wreszcie na niego z miną męczennicy.
- No pewnie! Będziemy się świetnie bawić, prawda? - mała odpowiedziała tylko skinieniem głowy.
- Ale na pewno to nie kłopot? Boże, przepraszam, naprawdę nie mam innego wyjścia, nie mogę jej
z sobą zabrać.....- zbierało się jej na płacz.
- Naprawdę to żaden kłopot. Jedź i o nic się nie martw. Poradzimy sobie - Brodecki delikatnie
położył dłoń na jej ramieniu.
- Wrócę najszybciej jak tylko będę mogła.... Dzięki Marek - uśmiechnęła się do niego po czym
szybko udała do samochodu.
Chłopak zamknął drzwi i przykucnął przy dziewczynce, która z wielkim uśmiechem na buzi stała i
wpatrywała się w swojego przyjaciela.
- To co ślicznotko? Zostaliśmy skazani na siebie - przybili sobie piątkę i z radosnym śmiechem
pobiegli do salonu.
Gdyby Basia wiedziała, co pod jej nieobecność wyczyniała jej córka, zeszłaby z pewnością na
zawał. Najpierw w przypływie radości, że może z Markiem spędzić cały dzień urządzili sobie bitwę
na poduszki, która zakończyła się prawdziwym obrazem nędzy i rozpaczy, bowiem cała sypialnia
Marka była w białym puchu. Od nadmiaru uderzeń poduszki po prostu nie wytrzymały i podarły się
w strzępy. Potem oboje udali się do kuchni przygotować jakiś obiad. Robili to tak intensywnie, że
chłopak w pewnej chwili sam zgubił się we własnym domu. Cała kuchnia była w mące, jajkach,
sosie pomidorowym i innych niezbędnych rzeczach potrzebnych do przygotowania pizzy. Po
obiedzie udali się z Lady na spacer, cały park wypełniały radosne krzyki małej. Po zabawie w berka,
chowanego, po grze w klasy, zmęczeni w końcu udali się do domu.
Było już ciemno, gdy Zuzia z Markiem ciężko opadli na kanapę po dniu pełnym wrażeń.
- Mam dość - chłopak wysapał, gdy mała zasypała go kolejną porcją łaskotek.
- Maarek? A wiesz, że wtedy wieczorem jak byłam u Ciebie to Anka nawet nie zauważyła, że mnie
nie było? - Zuzia z dumą opowiadała o swoim wyczynie.
- Taak? Ale następnym razem, jak mama gdzieś wyjdzie z Kamilem, to bądź grzeczna i nie uciekaj,
dobrze? - Marek uśmiechnął się i pogłaskał ją po główce.
- Nie będzie następnego razu.....
- Dlaczego nie? - chłopak ożywił się lekko i z wyczekiwaniem spojrzał na małą.
- Bo mama już się z nim nie spotyka. Mówiłam, że to będzie niewypał - Zuzia doskonale wiedziała
dlaczego jej mama odesłała z kwitkiem Kamila, z czego on nie zdawał sobie sprawy.
- Aaahaa - Markowi kamień spadł z serca, od dawna podobała mu się Basia, ale nie miał odwagi
zrobić pierwszego kroku - No to mama będzie musiała poszukać sobie innego chłopaka.....
- Oby nie! - krzyknęła dziewczynka i ponownie rzuciła się na Marka serwując mu niemiłosierne
łaskotki.
- Zuzka! Przest.....- zabawę przerwał im dzwonek do drzwi - Idę otworzyć, to pewnie mama, a Ty
ogarnij tu trochę, bo jak to zobaczy to się załamie – Brodecki podreptał do drzwi i szybko je
otworzył
- Jestem! - z uśmiechem na ustach do przedpokoju weszła Basia.
- No cześć. I jak siostra?
- Na szczęście to nic poważnego. Ma złamaną rękę i kilka zadrapań.... więcej strachu było... dziewczyna zwiesiła głowę - Przepraszam jeszcze raz, za tą poranną akcję z Zuzą....
- Daj spokój, uwielbiam z nią przebywać. To świetny dzieciak. Zresztą bardzo grzeczna jest - Marek
z obawą spojrzał za siebie, gdzie przez otwarte drzwi sypialni dostrzec można było pobojowisko.
Basia na szczęście tam nie patrzyła - Wejdź zrobię kawy, czy coś....
- Nie... Dziękuję Ci bardzo. Zabiorę tylko Zuzię i idziemy, bo już jest naprawdę późno - na te słowa
dziewczynka pojawiła się koło niej z plecakiem w ręku puszczając oczko przyjacielowi - Mam u
Ciebie dług...- uścisnęła mu dłoń i otworzyła drzwi, Zuzka ucałowała go gorąco i przytuliła się do
psa po czym radośnie wybiegła z domu zostawiając ich samych - Dziękuję jeszcze raz...
- Daj spokój Baśka. Drobiazg...
- Śpij dobrze. Cześć! - zrobiła krok w jego kierunku i musnęła go delikatnie w policzek po czym
szybko zatrzasnęła drzwi, zostawiając go samego w osłupieniu.
Kilka tygodni później...
- Baśka? A co to za przystojny brunet, z którym widziałam cię niedawno na mieście? – Magda,
najlepsza przyjaciółka Basi, właśnie napełniła kieliszki czerwonym trunkiem. Dziewczyny urządziły
sobie babski wieczorek przy winku i dobrej komedii romantycznej
- A ty nie powinnaś zajmować się swoim Jackiem?
- Oj nie marudź tylko mów! Gdzie się poznaliście? Kto to?
- Ma na imię Marcin i jest pediatrą. Poznałam go w przychodni gdy byłam z małą na szczepieniu!
- Chyba ja też zmajstruje sobie taką Zuze, skoro można wyrwać takie ciacha! – po tym
stwierdzeniu obie wybuchły śmiechem – To coś poważnego?
- Jeszcze nie wiem, ale mam nadzieje, że tak! – szeroko się uśmiechnęła, nie wiedziała tylko, że
całą rozmowę słyszał mały skrzat, w którego blond główce już rodził się plan, jak pozbyć się
kolejnego adoratora mamusi.
- A na kolejne szczepienie pójdę z Markiem! – wymruczała pod nosem i powędrowała na górę...
Cz.4
Ku niezadowoleniu Zuzi, Baśka nadal spotykała się z Marcinem i wszystko wskazywało na to, że ta
znajomość nie zakończy się szybko. Przystojny pediatra coraz częściej pojawiał się u boku Storosz.
Wspólne randki, kwiaty, spacery – atrakcyjna pani adwokat wyraźnie wpadła mu w oko. Po jednej z
kolacji Marcin właśnie odprowadzał Basię do domu
- To był naprawdę cudowny wieczór! Dziękuje! – powiedziała z uśmiechem, gdy zatrzymali się tuz
pod jej drzwiami.
- Cała przyjemność po mojej stronie – szeroko się do niej uśmiechnął
- W takim razie do zobaczenia
- Nie zaprosisz mnie na kawę? – zmniejszył odrobinę dzielącą ich odległość
- Marcin, to chyba nie jest najlepszy moment, wiesz, Zuzia i..... w ogóle – zaczęła się nerwowo
tłumaczyć
- Ok. – wzniósł ręce do góry w geście poddania – Rozumiem – posłał w jej kierunku delikatny
uśmiech
- Może innym razem
- Ale na to chyba mogę liczyć... – nachylił się składając na jej ustach nieśmiały pocałunek. Basia
nie protestowała zarzucając mu ręce na szyje...
W tym czasie u Marka
Chłopak siedział na kanapie i próbował ogarnąć wzrokiem biegającą wesoło Zuzię i swojego psa. Co
chwilę jego twarz rozjaśniał uśmiech, gdy widział jaką radość sprawiają dziewczynce wspólne
zabawy z suczką.
- Zuziu! Chodź, powinienem Cię już odprowadzić! Późno - wyciągnął rękę do małej, którą ta
natychmiast złapała i oboje wyszli z domu.
- Maaarek? - dziewczynka słodko się do niego uśmiechnęła.
- Słucham Słoneczko?
- Weźmiesz mnie na barana? - małej z radości aż zaświeciły się oczy.
- Muszę się zastanowić - zrobił poważną minę, ale widząc grymas smutku na twarzy dziewczynki
ukucnął przy niej - Wskakuj!
- Jest! - podskoczyła z radości i wdrapała się na niego - Tylko mnie nie upuść!
- Spokojna głowa. Mam wprawę…
- Ciężko Ci? - zapytała poważnie, a Marek tylko stłumił w sobie śmiech - Powiedz, ciężko? Jak tak,
to przejdę na dietę - po tym smutnym stwierdzeniu chłopak wybuchnął śmiechem - I co się
śmiejesz? Zrezygnuję dla Ciebie z chipsów i naszej pizzy! - zadeklarowała mała.
- Zuzka, co za poświęcenie, ale może byś tak się mnie złapała, co? Bo jeszcze mi spadniesz - Marek
z dziewczynką cały czas stali na jego ganku i toczyli interesującą dyskusję - A gdzie właściwie jest
Twoja mama?
- Ech, lepiej nie pytaj - machnęła ręką - Poszła na kolację z Marcinem…..
- Z Marcinem, a kto to? - chłopak skrzywił się na samo słowo Marcin.
- Jej nowy chłopak ale mam nadzieję, że niedługo.
- Dlaczego? Nie lubisz go? - w kącikach jego ust pojawił się lekki uśmieszek.
- Nie za bardzo. Jest sztywny, nie lubi pizzy i przede wszystkim nie ma psa - wyliczała Zuzia, a z
każdym jej słowem Marek coraz bardziej się rozpogadzał.
- Aha! Czyli idealny kandydat według Ciebie powinien posiadać psa, tak?
- Dokładnie tak. I mam nawet jednego takiego już na oku…- dziewczynka przerwała widząc swoją
mamę w objęciach Marcina. W jednej chwili zmierzyła ich oboje złowrogim spojrzeniem
- Cześć mamo! – wykrzyknęła, sprawiając, że Baśka natychmiast oderwała się od niego jak
oparzona. Spojrzała w stronę córki a widząc ją w towarzystwie swojego sąsiada, który patrzył na
nich z niemałym zaskoczeniem, nieśmiało spuściła głowę
- Yyyy Zuzia, kochanie a co ty tu robisz? To znaczy, co wy tu robicie?
- Byłam u Marka! Świetnie się bawiliśmy! – spojrzała wymownie w stronę nowego partnera mamy
- Marcin poznajcie się, to Marek mój sąsiad. Marek to jest Marcin.. – nie skończyła
- Twój chłopak! – rzucił, mocno ściskając dłoń Kamińskiego – Marek Brodecki!
- Marcin Kamiński, miło mi! Basiu, to ja już pójdę – pocałował ją jeszcze w policzek – Zadzwonię do
ciebie!
- Będą nam naprawiać telefon, nie wiem czy pan się dodzwoni! – rzuciła Zuzka za co natychmiast
została zgromiona surowym spojrzeniem matki
- Yyyy mimo wszystko będę próbował – odpowiedział niepewnie i rzucając tylko krótkie „dobranoc”
zniknął im z pola widzenia
- Zuzka! – wysyczała przez zęby
- No co?! – mała popatrzyła na nią z oburzeniem
- Pogadamy w domu! Marsz na górę! – posłała jej mordercze spojrzenie – Dzięki, że ją
przyprowadziłeś! – zwróciła się tym razem do Brodeckiego
- Nie ma sprawy!
- To dobranoc – lekko się uśmiechnęła
- Dobranoc... – szepnął już tylko do siebie odprowadzając ją wzrokiem.
Basia zatrzasnęła za sobą drzwi, opierając się o nie przymknęła na chwile oczy i wzięła głęboki
oddech. Po chwili na schodach słychać było jej ciężki krok. Zatrzymała się w drzwiach pokoju córki i
zawahała przez moment, ale stanowczym krokiem weszła do środka.
- Zuza! Prosiłam Cię o coś? - powiedziała ostro na co dziewczynka aż podskoczyła.
- Ale o co chodzi? - z miną niewiniątka zapytała mała.
- Posłuchaj mnie Kochanie – Storosz pochyliła się nad córką – Ja też mam prawo do własnego
życia. I mimo, że kocham Cię najbardziej na świecie, nie pozwolę żebyś zachowywała się tak w
stosunku do moich kolegów. Następnym razem będę musiała Cię ukarać.
- Przepraszam Mamusiu, tak wyszło - dziewczynka zwiesiła smutno głowę.
- Dobrze już, a teraz kładź się, jest naprawdę późno - Basia zatrzymała się jeszcze w progu i
posłała małej buziaka
Kilka dni później, w piątkowy wieczór Basia szykowała się na małą parapetówkę u nowych
sąsiadów.
- Mamo ale dlaczego ja nie mogę pójść z Tobą?! – zapytała mała z żalem w głosie
- Już ci mówiłam, to nie jest przyjęcie dla dzieci, i nie dyskutuj ze mną więcej! – powiedziała
zapinając kolczyk
- Ale ja chce! – mała ze złością tupnęła nogą – Marek też będzie!
- Skarbie, Marek jest dorosły. Zostaniesz z Anią
- A ty idziesz z tym całym Marcinem, tak?! – Zuzią wyraźnie się skrzywiła wypowiadając jego imię
- Nie mam czasu teraz o tym z Tobą rozmawiać, i tak jestem już spóźniona – słysząc dzwonek do
drzwi uśmiechnęła się, w pośpiechu dopinając sukienkę – Nie rozrabiaj, niedługo wrócę – skradła
małej buziaka i szybko zbiegła na dół...
Basia z Marcinem wkroczyli powoli do dużego salonu, w którym kręciło się sporo osób. Jak miała w
zwyczaju ciekawsko rozejrzała się po pomieszczeniu, cały czas trzymając swojego towarzysza za
rękę. Spojrzała po twarzach gości, większość osób znała tylko z widzenia, wiedziała gdzie kto
mieszka, jak się nazywa, ale z żadnym z nich nie zamieniała więcej niż jednego słowa. Jej wzrok
zatrzymał się nagle na przystojnym brunecie stojącym koło okna. Skinęła do niego głową z
uśmiechem i ciągnąć Marcina za rękę ruszyła w jego kierunku.
- Cześć Marek! Co słychać? - uścisnęła mu serdecznie dłoń.
- Cześć Basiu, wszystko dobrze - uśmiechnął się do niej szeroko i wyciągnął rękę w kierunku jej
towarzysza - Witam!
- Dobry wieczór- mężczyźni przywitali się z przyklejonymi uśmiechami.
- To ja was na chwilę zostawię samych, a pójdę przywitać się z Gosią - na te słowa panowie
spojrzeli z przerażeniem na Basię, która niczego nie robiąc sobie z ich min odeszła w stronę
znajomej.
- Hmmm, ładna dziś była pogoda, prawda? - zarzucił tematem Marcin, na co Marek się skrzywił.
- Tak, tak. Wręcz idealna.... – zapadła chwila krepującej ciszy, którą ponownie przerwał Kamiński
- A pan czym się zajmuję?
- Projektuje ogrody, za to pan z tego, co słyszałem jest pediatrą
- Tak, poznałem Basię właśnie w przychodni. Jest Pan jej bliskim sąsiadem?
- No tak, mieszkamy zaraz obok siebie... często widujemy się w ogrodzie i w ogóle - rozmowa
jakoś się nie kleiła.
- Basia to wspaniała kobieta, nie sądzi Pan? - Marcina spojrzał z wyczekiwaniem na rozmówcę.
- Oczywiście - Marek był doszczętnie zirytowany rozmową z chłopakiem sąsiadki na szczęście Baska
szybko pojawiła się ponownie.
Zabawa rozkręciła się na całego. Basia cały czas bawiła się z Marcinem i najwyraźniej świetnie
czuła się w jego towarzystwie. Marek obserwował ją ukradkiem, trzymając się raczej z boku
towarzystwa. Z kieliszkiem czerwonego wina w ręce, wyszedł na werandę by zaczerpnąć świeżego
powietrza. Oparł się o barierkę i zaczął rozmyślać. Nie trwało to długo, bowiem usłyszał kroki i
zaraz też w drzwiach pojawiła się jego urocza sąsiadka.
- O! Marek! A co Ty tu tak sam robisz? - podeszła do niego bliżej chwytając jedną ręką barierkę.
- Tak sobie stoję. Duszno się zrobiło...
- No tak, ja też przyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza
- A gdzie Marcin? – zapytał z nadzieją, że może sobie poszedł
- W toalecie!
- Aha – zapadła niezręczna cisza
- Ładną dziś mamy noc, taką pogodną - błądził gdzieś wzrokiem by tylko nie spotkac jej spojrzenia
- Mareek? Miałam Cię już o to dawno zapytać, ale jakoś nie miałam okazji...- zwiesiła głowę - Czy
Zuzka... czy ona.... nie męczy Cię za bardzo? – spojrzała na niego ale napotykając jego spojrzenie,
natychmiast spuściła wzrok
- Nie, dlaczego? Uwielbiam ją, to świetny dzieciak - Basia szeroko się uśmiechnęła - Wygadana...
- Oj Tak! Czasami nawet aż za bardzo.. - oboje roześmiali się – Mała bardzo Cię lubi! Wychowuję ją
sama – blado się uśmiechnęła i zaczęła bawić paskiem od sukienki – I chyba brakuję jej męskiej
ręki...
- Masz świetną córkę i jesteś wspaniałą matką... – patrzyli sobie głęboko w oczy i nagle czar prysł
- O Basieńko, tu jesteś! Wszędzie cię szukam – Marcin objął swoją partnerkę w pasie i
ostentacyjnie pocałował ją w policzek – Wracamy do środka? Zrobiło się chłodno
- Tak, tak! Właściwie to powinniśmy się już zbierać, dochodzi północ
- No rzeczywiście zrobiło się późno! Ja też będę już leciał! Dobranoc Basiu – Marek pożegnał się,
zostawiając ich samych..
Cz.5
- Dlaczego nie zadzwoniłaś, że przyjeżdżasz? Odebrałbym cię z dworca! – Marek uściskał
serdecznie siostrę na powitanie
- Chciałam ci zrobić niespodziankę! – Kasia weszła w głąb mieszkania od razu kierując się w stronę
kuchni
- No i ci się udało. Na długo wpadłaś? – zapytał opierając się o framugę drzwi
- A co? Już chcesz się mnie pozbyć? – puściła mu oczko
- Przecież wiesz, że możesz zostać ile zechcesz
- Wiem ale wpadłam tylko na jeden dzień. Jutro wracam
- Czemu już jutro?
- Mam praktyki w prosektorium – szeroko się do niego uśmiechnęła i zatrzepotała rzęsami
- Ty i ta twoja medycyna – westchnął – Jesteś głodna? – zapytał podchodząc do lodówki
- Potwornie!
- Zamówię pizze i pogadamy, co? Bo u mnie w lodówce jest samo światło
- Czytasz w moich myślach!
Kilkanaście minut później siedzieli w markowym salonie zaśmiewając się do łez i wcinając pizze.
- Matko, już nie mogę! – Kaśka skończyła ostatni kawałek i ciężko opadła na kanapę
- Ty? Od kiedy tyle jesz? Może ty w ciąży jesteś? – zapytał Marek, za co zarobił mocnego kuksańca
w bok
- No dziękuje ci bardzo! Jeszcze mi powiedz, że jestem gruba! – rzekła z udawanym oburzeniem
- Żartowałem! Co w domu?
- Wszystko dobrze. Swoją drogą, to mógłbyś wpadać częściej
- Wpadnę, już niedługo
- Sam? – zapytała podejrzliwie
- Coś sugerujesz?
- Ja?! Nie, ale mógłbyś przedstawić nam w końcu jakąś laskę. Masz kogoś? – zapytała z
entuzjazmem
- Kaśka, proszę cię!
- No co?! To chyba normalne, że chce wiedzieć, czy mój najukochańszy braciszek się z kimś
spotyka
- Najukochańszy, bo jedyny! – zaśmiał się – A żeby zaspokoić twoją ciekawość, mówię nie! Jestem
sam...
- Ale jest ktoś, kto ci się podoba. Mam rację? – podejrzliwie zmrużyła oczy
- Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? – rzucił w nią poduszką
- Oj Marek, no! Powiedz... – spojrzała na niego maślanymi oczami – Jak ma na imię? Czym się
zajmuje? Jaka jest? Będzie coś z tego? – obsypała go lawiną pytań z niegasnącym uśmiechem na
twarzy
- Dziewczyno spokojnie!
- No mów! – ponagliła go
- Ma na imię Basia, jesteśmy sąsiadami. Jest adwokatem i ma śliczną córeczkę...
- Ma dziecko?
- Zuzka – zaśmiał się – To genialny dzieciak! Gdybyś ją poznała, od razu byś polubiła, jest
wspaniała, zresztą jak jej mama... – rozmarzył się
- Ty się zakochałeś! – wykrzyknęła nagle
- Co?! Chyba zwariowałaś! Po prostu...
- Po prostu wpadłeś po uszy! Znam cię nie od dziś, mnie nie oszukasz!
- Nawet jeśli, to nic z tego nie będzie – odpowiedział zrezygnowany
- Dlaczego?
- Jest już zajęta...
- Mareczku, nie ma wagonu, którego nie da się odczepić – przerwała mu, rzucając z uśmiechem.
On tylko wymownie na nią popatrzył
- Poza tym traktuje mnie tylko jak dobrego sąsiada!
- To rusz ten swój zgrabny tyłeczek i spraw, żeby to się zmieniło! Jesteś świetnym facetem więc jej
to pokaż! Rozsiej czar, zarzuć sidła, zawalcz o nią! – tym razem to ona rzuciła w niego poduszką
- Dobrze, już dobrze! – serdecznie się roześmiał
- Będę trzymać za ciebie kciuki! A teraz puść jakiś fajny film...
Tymczasem w sąsiednim domu...
- Marchewka jest, pietruszka, pieczarki są, seler?…. seler jest!. No to chyba wszystko - Basia stała
przy kuchennym blacie i wyjmowała produkty potrzebne do przygotowania obiadu, była tak zajęta,
że nie zauważyła stojącej w drzwiach córki.
- Mamo? A co Ty robisz? - dziewczynka z zainteresowaniem podeszła do stołu i usiadła wygodnie na
krzesełku.
- Jak to co? Nie widzisz? Obiad...
- Widzę, ale dlaczego wyjmujesz tego wszystkiego aż tyle? I jeszcze to - Zuzia wskazała rączką na
seler - Przecież wiesz, że nie lubię…
- To polubisz... muszę to dodać do zupy - Storosz nie zwracała większej uwagi na paplaninę córki.
- Zupy? - mała skrzywiła się - A nie możesz zrobić po prostu pizzy, takiej jak Marek? - na samą
myśl o przyjacielu Zuzia uśmiechnęła się.
- Nie, ponieważ dziś na obiedzie nie będziemy same - Basia zaczęła obierać pieczarki
- Nie?? A z kim? Nie mów! - dziewczynka zeskoczyła z krzesełka i podbiegła z radością do matki Zaprosiłaś Marka! Jest!
- Nie Marka! - roześmiała się widząc jak córka podskakuje wesoło.
- Nie Marka?? To kogo? - mała zwiesiła smutno głowę.
- Marcina. Dziś na obiedzie będzie u nas Marcin.
- O rany! Tylko nie to! Przecież byłam grzeczna, dlaczego mnie tak karzesz?
- Zuzka, nie przeginaj! Masz być dla niego miła, zrozumiano? - Storosz ukucnęła przy córce - Zuza!
Słyszysz mnie?! - ponowiła pytanie, gdy dziewczynka nic nie odpowiedziała.
- Słyszę! Ale nic nie mogę Ci obiecać! - mała ze zdenerwowania zacisnęła piąstki i podążyła w
kierunku wyjścia.
- Ej! Zuzia! Pamiętaj, co Ci kiedyś mówiłam. Masz być grzeczna! - Basia pogroziła małej palcem, na
co ta odwróciła się napięcie i pobiegła do swojego pokoju.
- Jeszcze mnie popamięta! Pff Marcin! To jest wojna, przetrwają najsilniejsi! - zatrzasnęła z hukiem
drzwi i rzuciła się ze złością na swoje łóżko.
Było koło drugiej, gdy Marcin przekroczył progi mieszkania swojej dziewczyny. Obie panie już na
niego czekały, choć tylko jedna z nich pałała entuzjazmem.
- Basiu, to dla Ciebie! – wręczył jej mały bukiet ślicznych słoneczników – A to, dla tej młodej damy
– wyciągnął zza pleców białego pluszowego misia i kucnął przed Zuzią – Proszę!
- Jestem już duża i nie bawię się misiami! – stwierdziła z pełna powagą mierząc go wyniosłym
spojrzeniem, po czym szybko znikła w salonie. Marcin wstał trochę zakłopotany i spojrzał na
zawstydzoną Basię
- Przepraszam cię za nią! – zaczęła się nerwowo tłumaczyć - Miś jest śliczny i na pewno jej się
spodoba..
- W porządku, nie tłumacz się, rzeczywiście, to już duża dziewczynka – zaśmiał się by rozładować
lekko napiętą atmosferę. Kilka minut później zajęli miejsca przy stole a Basia na chwilę znikła w
kuchni. Zuzka bacznie obserwowała Kamińskiego a chłopak od czasu do czasu nerwowo się do niej
uśmiechał
- A ty Zuziu ile masz lat? – w końcu postanowił przerwać ciszę
- Kobiety o wiek się nie pyta!
- No tak! Jak mogłem zapomnieć – uśmiechnął się krzywo, na szczęście Basia przyniosła pierwsze
danie
- Mmm ładnie pachnie! – zachwycił się Marcin
- Mam nadzieje, że będzie ci smakować! – Basia nalała każdemu zupy.
- Normalnie, to mama nie gotuje! Nienawidzi siedzieć w kuchni! – odezwała się Zuzia ściągając na
siebie gromiące spojrzenie matki
- Zuzka! – wysyczała przez zęby – Nie słuchaj jej! – zaśmiała się nerwowo – Ona tylko tak żartuje!
- Wcale nie! Sama mi mówiłaś, że twój facet musi umieć dobrze gotować, bo ty tego nie cierpisz!
- Może wystarczy już tej szczerości, co?! – dziewczynka tylko wzruszyła ramionami. Reszta obiadu
przebiegła w miarę normalnej atmosferze. Godzinę później Basia razem z Marcinem siedzieli w
salonie karmiąc się wzajemnie deserem owocowym i co chwile wybuchając śmiechem. Zuzia jak
tylko odeszli od stołu, bez słowa pobiegła na górę do swojego pokoju.
- Mam nadzieje, że zaprosisz mnie jeszcze kiedyś do siebie na obiad.... albo na kolacje – chłopak
zbliżył się do niej i pocałował w szyję
- Marcin! – zachichotała, lekko go od siebie odpychając
- Słuchaj, może wybierzemy się w weekend gdzieś za miasto, sami. Co ty na to? – posłał w jej
kierunku promienny uśmiech
- W weekend? Nie wiem, wiesz... Zuzia, nie będę miała jej z kim zostawić...
- A ta Ania, tak? Jej opiekunka, nie możesz poprosić by z nią została?
- Anka to jeszcze nastolatka, nie mogę obarczać jej opieką nad Zuzką. Co innego kilka godzin ale
nie cały weekend...
- Skarbie, nie zrozum mnie źle, ale chciałbym w końcu pobyć z Tobą sam na sam dłużej niż dzień
- Może innym razem, dobrze?
- Skoro tak wolisz – odpowiedział trochę zirytowany
- Hej, cieszmy się chwilą – Basia zbliżyła się składając na jego ustach delikatny pocałunek, Marcin
natychmiast przejął inicjatywę, jednak nie nacieszyli się sobą zbyt długo.
- Ałłaa – syknął i natychmiast złapał się za twarz, mała, dobrze nabita piłka do kosza trafiła go w
samo oko
- Przepraszam! – Zuzia z triumfalnym uśmiechem zwróciła się w ich stronę
- Zuzka! Tyle razy ci mówiłam, żebyś nie grała w domu!
- Przecież przeprosiłam! Nic takiego się nie stało, to tylko piłka!
- Chyba będzie lepiej, jak już pójdę! – Marcin wstał kierując się do wyjścia
- Ale zostań jeszcze! – Basia próbowała go zatrzymać
- Wpadnę innym razem! Dzięki za obiad i niezapomniane wrażenia – zwrócił się do małej ze
złośliwym uśmiechem. Gdy tylko za Marcinem zatrzasnęły się drzwi, Basia błyskawicznie znalazła
się w pokoju córki. Rozejrzała się po nim, ale nigdzie nie było małej. Wyszła więc i już miała
schodzić na dół, gdy zobaczyła, że w łazience świeci się światło. Podeszła natychmiast, złapała za
klamkę i popchnęła drzwi, ale te nie ustąpiły.
- Otwieraj Zuza! W tej chwili! - Basia stała przytupując z nogi na nogę ze zdenerwowania.
- Nie mogę! Przyjdź później...
- Nie pogarszaj swojej sytuacji! Masz natychmiast wyjść!
- Zaraz! Poczekaj!
- Moja cierpliwość się kończy! Wychodź!! - Storosz podniosła głos co spowodowało, że drzwi się
otworzyły, a w nich stanęła dziewczynka z miną niewiniątka - No! Co masz mi do powiedzenia?? Zuzia cały czas stała ze smutną miną - No słucham!
- Przepraszam. Jakoś tak wyszło....
- Tak wyszło! Prosiłam Cię przecież. Upominałam jeszcze dziś rano! A Ty co? Czy do Ciebie nie
dociera, że nie możesz się wiecznie wtrącać w moje życie?! Dlaczego to robisz??
- Nie chciałam.... Przepraszam, Mamusiu..... jest mi przykro....
- Mi też jest przykro. I jest mi wstyd, Zuziu. Jest mi po prostu za Ciebie wstyd. Nie tak Cię
wychowałam. Myślałam, że jesteś grzeczną, mądrą dziewczynką. Ale chyba się przeliczyłam....Basia ze zrezygnowaniem opuściła ręce.
- Mamusiu...- mała pociągnęła noskiem.
- Nie Zuziu, teraz jest już za późno. Ostrzegałam Cię - Storosz gwałtownie się odwróciła i odeszła
od córki, na schodach jednak przystanęła - Tak jak mówiłam. Masz szlaban! I nie ma ale! Żadnych
wyjść z domu, spacerów, czy odwiedzin Marka, aż do odwołania! Czy to jasne? - nie czekając na
odpowiedź dziewczynki zbiegła szybko po schodach.
Cz.6
Marek wracał właśnie z wieczornego spaceru z Lady, gdy dostrzegł swoją uroczą sąsiadkę. Siedziała
na ogrodowej huśtawce, z laptopem na kolanach zawzięcie coś pisząc. Patrzył na nią przez chwile,
w końcu wpuścił psa na swoja podwórko a sam skierował kroki w stronę Basi.
- Nie przeszkadzam? – zapytał zwracając na siebie jej uwagę
- Marek? Nie, nie. A co tu robisz?
- Byłem z Lady na spacerze, no i zobaczyłem cię, to pomyślałem... – zaczął się trochę plątać – Ale
jak jesteś zajęta, to ja sobie pójdę...
- Nie, właśnie skończyłam pozew. Siadaj proszę – wskazała mu miejsce obok siebie. Przez chwile
panowała cisza
- A gdzie Zuza? Dawno jej nie widziałem! Coś się stało?
- Nie, nic się nie stało. Dostała szlaban! – powiedziała trochę poirytowana
- Szlaban? – zapytał zaskoczony
- Tak, szlaban! Musiała w końcu ponieść konsekwencje swoich ostatnich wybryków! Musi
zrozumieć, że nie może wiecznie wtrącać się w moje życie! Nie mogę się z nikim spotykać, bo ona
nie akceptuje żadnego mężczyzny przy moim boku! Ciągle dokucza Marcinowi, nawet nie stara się
go polubić! – wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu, czując narastającą złość – Wczoraj
skutecznie przepłoszyła go z obiadu!
- I za to ten szlaban? Nie uważasz, że trochę przesadziłaś? – zapytał delikatnie
- Ja przesadziłam?! Wybacz, ale to moje dziecko i ja będę je wychowywać! – rzuciła ostro
- Przepraszam, masz rację, nie powinienem się wtrącać – powiedział zmieszany – Lepiej już pójdę!
– wstał ale po chwili usłyszał za plecami jej głos
- Marek, przepraszam! Ostatnio w ogóle nie mogę się z nią dogadać... – powiedziała cicho ze
spuszczoną głową – Nie wiem, co się dzieje... Ona mnie w ogóle nie słucha... – powiedziała
łamiącym się głosem. Marek usiadł obok niej delikatnie chwytając jej dłoń
- Basiu...
- Wychowuję ją sama, nie mogę zastąpić jej ojca... – szybko starła pojedynczą łzę, spływająca po
policzku – A może po prostu za mało się staram? – dokończyła ciszej
- Basiu, co ty mówisz? Jesteś wspaniałą matką! Zuzka cię kocha a ty kochasz ją, i to jest
najważniejsze... – lekko się do niej uśmiechnął – Porozmawiaj z nią szczerze, a na pewno wszystko
sobie wyjaśnicie
- Tak myślisz? – spojrzała na niego niepewnie
- No jasne! To bardzo mądra dziewczynka
- Dzięki Marek
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Pójdę już, zrobiło się późno, dobranoc Basiu!
- Dobranoc! – odprowadziła go wzrokiem i sama znikła za drzwiami domu...
Od feralnego obiadu minęły dwa tygodnie. Zuzia nie odbywała już kary, ale od tamtego momentu
chodziła smutna i przesiadywała całymi dniami w swoim pokoju na górze. Bardzo często
obserwowała z okna swojego przyjaciela, który wraz z psem przesiadywał w ogródku. Jednak ani
razu nie poprosiła matki o pozwolenie wyjścia z domu.
- Zuzia! Gdzie jesteś?! - Basia wróciła do domu z pracy - Cześć Aniu, gdzie Zuzka? - zajrzała do
salonu, w którym siedziała dziewczyna.
- W swoim pokoju, zjadła obiad i poszła - Anka podniosła się z kanapy i założyła buty.
- Mam dla niej prezent… - Storosz wyciągnęła z torby kolorową paczuszkę.
- Dobra, to ja już uciekam. Do jutra! - dziewczyna pożegnała się i wyszła z domu. Basia szybko
pobiegła na górę i zapukała do pokoju córki.
- Cześć Kochanie, co robisz? - usiadła na łóżeczku małej i przyglądała się dziewczynce.
- Układam puzzle…..- Zuzia nie patrzyła na nią, cały czas pochłonięta była zabawą.
- A ja coś mam dla Ciebie, proszę - dopiero teraz mała podeszła do matki i wzięła do ręki
torebeczkę - Wszystkiego najlepszego Kochanie! - Basia przytuliła i ucałowała córeczkę - Podoba
się Ci się? - Zuzia wyciągnęła z paczki śliczną, niebieską sukienkę i grę.
- Dziękuję Mamusiu! Wow! Ale super! - dziewczynka nie ukrywała radości - Zagramy?
- No pewnie! - Storosz zaśmiała się wesoło i ukucnęła przy córeczce - Rozkładamy? - wzięła do ręki
grę, ale nie zdążyła jej rozłożyć, bo usłyszała dzwonek do drzwi - Pójdę zobaczyć, kto to…
Zbiegła szybko na dół i otworzyła. Na progu stał jej sąsiad.
- Marek? - Basia nie ukrywała zdziwienia.
- Witaj Basiu. Jest Zuzia? Ja właściwie do niej….
- Tak, jest. Zuziu! Zejdź tu szybciutko, masz gościa! - zawołała i po chwili na schodach słychać było
tupot małych nóżek.
- Maarek! - dziewczynka z radością rzuciła się na przyjaciela.
- Cześć Słoneczko! Dawno Cię nie widziałem. Co słychać? - nachylił się nad nią i mocno ucałował.
- Dobrze….- małej z radości odebrało mowę.
- Mam coś dla Ciebie..
- Dla mnie? - Zuzia z zaciekawieniem spojrzała ma Marka.
- No dla ciebie. Słyszałem, że masz dziś urodzinki, prawda to? A ile kończy panienka lat? poczochrał ją po główce, a ta zaśmiała się wesoło.
- Pięć! A co masz?
- A to! Wszystkiego najlepszego Zuziu! - Marek wyjął zza siebie, małą białą kuleczką z czerwoną
kokardką na szyi, którą okazał się być piesek.
- Szczeniaczek! - dziewczynka rzuciła się sąsiadowi na szyję - Jaki śliczny! Dziękuję!
- Nie ma, za co! Przecież obiecałem - ucałował ją, po czym wręczył prezent.
- Pies?! - Basi ze zdziwienia opadły ręce - Zuziu, idź do siebie na chwilę. My zaraz do Ciebie
przyjdziemy, dobrze? - Basia zwróciła się do córki, która cały czas ściskała psa.
- Ale Mamo! Przecież Marek przyszedł do mnie! Chce się z nim pobawić! - mała tupnęła oburzona
nogą.
- Dobrze, zaraz przyjdzie do Ciebie, idź do pokoju - dziewczynka zwiesiła głowę i razem ze
szczeniakiem udała się na górę.
- Marek, dlaczego to zrobiłeś? Co Ci strzeliło do głowy?! - gdy tylko Zuzia znikła jej z oczu Basia
zasypała sąsiada pretensjami - Przecież rozmawialiśmy na ten temat!
- Ale, Basiu. Ja nadal nie rozumiem dlaczego Zuzka nie miałaby mieć psa.
- No jak to nie?! A kto się będzie nim zajmował?! Przecież mnie ciągle nie ma w domu! A ten
szczeniak potrzebuje opieki - Basia opadła ciężko na kanapę.
- No, ale przecież ja się mogę nim zająć pod Twoją nieobecność. Już Ci to mówiłem - Marek usiadł
obok sąsiadki.
- O nie! Nie mogę obarczać Cię swoimi problemami.
- Ale co Ty w ogóle mówisz?! Przecież to nic takiego, sąsiedzka pomoc, tak?
- No niby tak, ale nie! Marek nie zrozum mnie źle, ale ten szczeniak to chyba nie był dobry pomysł,
a co będzie jak podrośnie. Przecież to będzie potwór! - Storosz z przerażeniem w oczach spojrzała
na Marka.
- Z tym potworem to już chyba przesada. To będzie normalny pies, taki jak Lady - stwierdził z
uśmiechem.
- Jak Lady? Co nie gryzie?
- Tak dokładnie. I on też nie będzie gryzł, jeśli o to Ci chodzi….- spojrzał na nią z rozbawieniem, a
Basia tylko się zaczerwieniła - To jak? Przyjmujesz moją pomoc?
- No nie wiem….. Tak nie można, Marek… Tyle dla mnie robisz, a ja co? Dorzucam Ci jeszcze na
głowę psa.. Nie! Nie zgadzam się
- Ale Basiu, proszę. To będzie dla mnie przyjemność. Poza tym nie sądzę, żeby Zuzka pozwoliła mi
się nim samemu zajmować. Ja jej tylko w tym pomogę. Przecież to już dorosła panna.
- No już z tą dorosłością to nie przesadzaj, dobrze? - Basia troszkę się rozpogodziła, słysząc jakie
argumenty przedstawia jej sąsiad.
- W końcu ma już pięć lat! - oboje się roześmiali - No to jak? Mogę zabrać Zuzkę po miseczkę,
smycz, obrożę i…- widząc zdziwiony wzrok Basi szybko dodał - Inne akcesoria? Czy zrobisz to
sama?
- O na pewno nie! To już wolę żebyś Ty to zrobił. Tylko Marek proszę cię, nie szalejcie za bardzo,
bo się rozmyślę.
- Dobrze. Obiecuję, że będziemy grzeczni. A teraz chodź, idziemy do niej…..- podniósł się z kanapy
i razem z Basią głośno się śmiejąc podreptali na górę.
Następnego dnia Zuzia zaraz po powrocie z przedszkola pobiegła do przyjaciela. Mieli udać się do
centrum w celu zakupu kilku niezbędnych rzeczy dla psiaka.
- To jak, niebieska czy czerwona? - Marek trzymał w ręku obrożę.
- Niebieska jest ładna…. ale czerwona też mi się podoba…..
- Zuzka, ja Cię proszę nie możemy cały dzień wybierać jednej rzeczy.
- Nie poganiaj mnie! Nie widzisz, że stoję przed trudnym wyborem?! Nie zrobię ze swojego psa
pośmiewiska, przecież obroża to istotna część jego ubioru! - Marek wybuchł śmiechem, na co
dziewczynka spojrzała pytająco.
- Istotna, bo jedyna. To która?
- Nie wiem…. Ty wybierz…. - Zuzia zrezygnowana opuściła ręce.
- Hmmm, no to…. A dobra, bierzemy obie, najwyżej będzie miał na zmianę… - złapał dziewczynkę
za rękę i przeszli dalej - Dobra, obroża jest, smycz mamy, koszyk mamy, co jeszcze? Coś do
jedzenia i wracamy, co?
- O nie mój drogi! - Marek spojrzał zdziwiony na małą - Nie myśl sobie, że wyjdę tak z centrum bez
niczego! Musisz mnie zaprosić, co najmniej, na duże lody! - Brodecki parsknął śmiechem - Co w
tym zabawnego?
- Nic, tylko myślałem, że się odchudzasz?
- To nie myśl tyle, bo Ci nie wychodzi - roześmiali się głośno i podążyli do kasy.
Obładowani torbami zasiedli przy jednym ze stolików w małej kawiarence. Złożyli zamówienie i
cierpliwie czekali. Przynajmniej Marek, bo Zuzia cały czas wierciła się niespokojnie na krzesełku.
- Co się wiercisz? Robaki masz? - puścił do niej oczko - Jedz! - przysunął jej pucharek z lodem, gdy
kelnerka postawiła im zamówienie na stoliku – Tylko się nie objedz, bo będzie cię bolał brzuch!
- Sam się nie objedz! - wypięła mu język - Bo Ci się kolacja nie zmieści…
- Nie jadam kolacji...
- Ale dziś zjesz! - spojrzał na nią zaskoczony - No tak, bo przychodzisz do nas! Mama kazała Cię
zaprosić! - z szerokim uśmiechem na twarzy oznajmiła Zuza
Było po 21 gdy Marek trochę stremowany stanął pod drzwiami Storosz. Miał na sobie lekko wytarte
jeansy i czarną koszulę a w ręku trzymał butelkę czerwonego wina. Wziął głęboki oddech i nacisnął
dzwonek do drzwi, po chwili ujrzał w nich Basie. Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona jego
widokiem.
- Cześć! – rzucił od razu – Przyniosłem wino! – podniósł butelkę do góry
- Yyy cześć! Wino? – zapytała nie bardzo wiedząc o co mu chodzi
- Pomyślałem, że przyda się do kolacji – nieśmiało się uśmiechnął
- Kolacji? Jakiej kolacji? – dziewczyna była wyraźnie zdezorientowana
- Noo Zuzia powiedziała, że zaprosiłaś mnie na kolację – powiedział niepewnie – Coś nie tak?
- Zuzia tak powiedziała?? Aaaa kolacja! Nie no, oczywiście! Wejdź! – ruchem ręki zaprosiła go do
środka. Marek chwilę się zastanowił po czym przekroczył progi mieszkania.
- Siadaj proszę, ja skoczę tylko na chwilę do kuchni!
- Jasne, nie spiesz się! A gdzie Zuza?
- No właśnie, Zuza... prosiła, żebym zawiozła ją do babci, więc jesteśmy sami... – powiedziała
szybko i znikła w kuchni – „I co ja mu teraz podam?! Zuzka ja cię kiedyś uduszę!” – przeszło jej
przez myśl. – Przecież ja nic nie mam! – powiedziała do siebie spanikowana. Nagle na jednej z
szafek dostrzegła przyklejoną żółtą karteczkę „Tu otwierać” głosił napis. Baśka postąpiła zgodnie z
instrukcją i zajrzała do środka. Na talerzu były pięknie przygotowane kanapki, a obok stała pizza,
którą wystarczyło włożyć jedynie do piekarnika. Baśka dostrzegła jeszcze kolejną kartkę - „ W
lodówce masz zimną cole, a szafkę niżej są ciasteczką. Ulubione Marka ;) Smacznego, bawcie się
dobrze!” – przeczytała i pokręciła głową z niedowierzaniem – Spryciula! – rzuciła z uśmiechem.
Kilkanaście minut później siedzieli z Markiem w salonie wcinając kanapki, pizze i popijając to
wszystko zmrożoną colą. Nie był to może zbyt zdrowy posiłek ale od czasu do czasu można sobie
poszaleć. Zaśmiewali się przy tym do łez, opowiadając sobie najróżniejsze historie ze swojego
życia. Oboje świetnie czuli się w swoim towarzystwie.
- Naprawdę to zrobiłeś? – Baśka nie mogła się opanować
- Przestań się zbijać! Nie wiedziałem, że nie wolno, byłem jeszcze mały! – lekko szturchnął ja w
bok
- Chciałabym to zobaczyć! – śmiała się jeszcze głośniej
- Baśka, proszę cię!
- Dobra, przestaję! – podniosła ręce i spojrzała na niego poważnie, by po chwili znów wybuchnąć
śmiechem
- Baśka, no! Mogłabyś w końcu przestać! – rzucił z udawanym oburzeniem
- Przepraszam, już przestaję, tym razem na dobre... – i tak śmiejąc się i rozmawiając spędzili kilka
godzin. Była pierwsza w nocy gdy Marek postanowił się zbierać.
- Trochę się zasiedziałem!
- Daj spokój, świetnie się bawiłam! Fajnie, że wpadłeś – posłała mu szczery uśmiech
odprowadzając go do drzwi
- Też się cieszę! I dziękuje! – puścił jej oczko
- Za co?
- Za to, że choć nie miałaś zielonego pojęcia o tej kolacji, świetnie udawałaś! – rzucił z wyraźnym
rozbawieniem
- Domyśliłeś się?
- No wiesz, nie trudno było! Ty raczej nie podałabyś mi pizzy i ulubionych ciasteczek – stwierdził,
poczym oboje się roześmiali
- To prawda, ale mam nadzieje, że mi to wybaczysz
- Tylko pod warunkiem, że mnie jeszcze kiedyś zaprosisz! Z własnej inicjatywy! – zaznaczył
wyraźnie, pokazując jej swoje białe uzębienie
- Oczywiście! – zabawnie zasalutowała
- To, dobranoc Basiu!
- Dobranoc Marku... – zamknęła za nim drzwi i na chwilę się o nie oparła, poczym z uśmiechem na
twarzy ruszyła w stronę sypialni...
Cz.7
Następnego dnia Basia z samego rana pojechała do swojej mamy odebrać Zuzię. Dziewczynka od
progu rzuciła się jej na szyję, ale na samo wspomnienie o powrocie do domu nie pałała
entuzjazmem. Wymyślała najróżniejsze powody, dla których muszą jeszcze zostać. Zostały więc na
obiedzie, ale zaraz po nim udały się do siebie. W samochodzie mała nie odezwała się ani słowem, a
Basia z rozbawieniem się jej przyglądała. Gdy były pod domem dziewczynka jak poparzona
wyskoczyła z auta i pognała do środka.
- Zuzka! Zejdź tu do mnie na momencik! - Basia rozsiadła się wygodnie na kanapie. Po chwili na
przeciwko niej ze spuszczoną głową stała jej córka - Masz mi coś może do powiedzenia?
- Ja? Nie… - pokręciła przecząco głową - A co? Coś się stało? - mała udawała, że nie wie o co
chodzi.
- Zuzka! Ja Cię proszę, nie udawaj!
- Ale o co chodzi?
- O to, że bez mojej wiedzy zaprosiłaś Marka na kolację! Wiesz coś na ten temat?
- Ja? Nie, skąd! Kto Ci takich bzdur nagadał?
- A tak się składa, że Twój przyjaciel Marek… - Storosz ledwo powstrzymywała śmiech.
- Marek? Ach, tak Marek! No może faktycznie coś wczoraj wspomniałam, ale nie sądziłam, że on
weźmie to aż tak do serca - dziewczynka pokręciła głową.
- Zuzka! Przestań, dobra?
- No dobra! Powiedziałam, mu że go zaprosiłaś. Ale Mamo, ja chciałam, żeby… - małej zaszkliły się
oczy, na co Basia szybko do niej podbiegła.
- Posłuchaj mnie, jeżeli następnym razem będziesz chciała zaprosić Marka na kolację, czy na obiad,
to mi to po prostu powiedz, dobrze? Żebym go nie musiała częstować ciasteczkami, hmm? poczochrała córkę po włosach - A tak w ogóle nie gniewam się, nie musisz robić takiej żałosnej
miny! - roześmiała się i odwróciła w stronę drzwi – ale kara musi być! - uniosła palec do góry na co
Zuzia aż jęknęła.
- Ale Mamusiu…
- Cicho! Za karę, pójdziesz na górę i posprzątasz swój pokój - mała uśmiechnęła się - No już
zmykaj, bo się rozmyślę i wymyślę coś gorszego! - Zuzia czym prędzej znikła na schodach, a Baska
tylko z uśmiechem pokręciła głową...
W mieszkaniu Brodeckiego panowała grobowa cisza. Lady leżała w salonie na podłodze i z zapałem
gryzła gumową kość, natomiast jej właściciel smacznie spał w swojej sypialni zakopany po uszy
kołdrą. Nagle jego błogi sen przerwał nieznośny dźwięk komórki. Zbudzony, leniwie wydrapał się
spod kołdry i nieprzytomnie odebrał
- Brodecki, słucham?
- No cześć braciszku! – po drugiej stronie usłyszał wesoły głos Kaśki
- Czy ty nie możesz dzwonić później? – rzucił z pretensją – Niektórzy chcą się wyspać!
- Człowieku, jest pierwsza po południu! Coś ty robił w nocy?!
- Nie interesuj się! – mimowolnie się uśmiechnął na wspomnienie wczorajszej kolacji
- Czekaj, czekaj! Czy ja o czymś nie wiem? A może ta twoja urocza sąsiadka cię tak wymęczyła,
co? Wystarczyła jedna moja wizyta i już sukces! Jestem genialna! – powiedziała z zachwytem
- No, no. Nie pochlebiaj sobie! To prawda, byłem z Basię, ale – od razu zaznaczył – nie w takim
sensie jak myślisz! Zjedliśmy kolację i to wcale nie twoja zasługa – roześmiał się
- No dobra, nie ważne. Lepiej mów jak było
- Miło!
- Wiesz co? Zawsze wiedziałam, że jesteś wygadany!
- Za to Ty, jesteś upierdliwa i ciekawska – rzucił z rozbawieniem – A teraz wybacz ale idę pod
prysznic! – rozłączył się i z zadowoleniem ruszył w stronę łazienki
Po południu Basia z Zuzią siedziały na kanapie przed telewizorem i zaśmiewały się do łez z
kreskówki jaką ostatnio kupiły. Storosz szła właśnie do kuchni, gdy usłyszała dzwonek do drzwi.
Nie zdążyła jednak zareagować, bo Zuzka w błyskawicznym tempie przemknęła obok niej krzycząc,
że ona sprawdzi kto przyszdł. Jednak, gdy otworzyła drzwi mina szybko jej zrzedła.
- Cześć ! Jest mama? - na progu stał Marcin ironicznie się uśmiechając.
- Jest! - dziewczynka zostawiła go samego, a sama wróciła do salonu. Z kuchni natomiast wyjrzała
Baska
- Cześć Marcin!
- Witaj Basiu, nie odzywałaś się, więc postanowiłem Cię odwiedzić. Mam nadzieję, że się nie
gniewasz - podszedł do niej i złożył na policzku mocnego całusa. Storosz lekko się zmieszała
- Nie, nie…. Wiesz co, jest taka ładna pogoda, może pójdziemy do ogrodu? – Kamiński skinął głową
- My będziemy w ogrodzie, jak będziesz chciała to możesz do nas przyjść – zwróciła się do córki
- Nie będę chciała - odburknęła mała i z powrotem wróciła do oglądania.
- Jak chcesz. Poszukaj Karata, bo gdzieś przepadł.
Basia wyszła z pomieszczenia, a Zuzka jęcząc poczłapała na górę. Przeszukała cały pokój, ale po
psie nie było śladu, weszła do sypialni matki, ale tam też go nie znalazła. Zeszła na dół i wyszła do
ogrodu. Z zniesmaczoną miną spojrzała na rozmawiających, Basię i jej towarzysza.
Stała przyglądając im się chwilę, po czym pobiegła na tyły domu w poszukiwaniu psiaka. Storosz w
tym czasie poszła na chwilę do domu. Zuzka zrezygnowana, już miała przerwać poszukiwana, gdy
zobaczyła Marcina , który poderwał się z krzesełka jak oparzony.
- Co to jest?!- wrzasnął trzymając w ręku szczeniaka - To paskudztwo mnie obsikało!!
- Widocznie sobie Pan zasłużył! Niech Pan go puści, bo go boli - mała podbiegła do Kamińskiego,
który trzymał psiaka za sierść.
- Co go boli?! A moje spodnie?! Ała! Ugryzł mnie! - w tym momencie szczeniak wypadł mu z ręki i
wylądował na trawie piszcząc.
- Co Pan robi?! - dziewczynka błyskawicznie znalazła się przy psie - Zabiłby się!
- To tylko głupi kundel!
- To Pan jest głupi! – krzyknęła z płaczem
- Co Ty powiedziałaś Smarkulo?! Nie pyskuj mi! - Marcin zaczął krzyczeć na co mała jeszcze
bardziej zaniosła się płaczem
- Nie pyskuję! Niech Pan nie krzyczy! - dziewczynka próbowała się bronić, co jeszcze bardziej
rozzłościło mężczyznę.
- Za takie zachowanie powinnaś dostać porządne lanie! – złapał ją za ramię i lekko nią potrząsnął –
Możesz udawać aniołka przed matką, ale ze mną nie pójdzie ci tak łatwo! – zmierzył ją wrogim
spojrzeniem i nagle poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń, odwrócił się szybko i dostrzegł przed
sobą Marka
- Chyba nikt cię nie nauczył jak postępować z dziećmi! – wysyczał z wściekłością w oczach
- Nie wtrącaj się! Ktoś musi nauczyć tego bachora dobrych manier!
- Jeszcze jedno słowo a będziesz mógł zacząć zbierać na dentystę!
- Grozisz mi?
- Grzecznie ostrzegam! Zbliż się jeszcze raz do małej a nie ręczę za siebie, jasne?! – mierzyli się
wrogo spojrzeniami – A teraz spływaj! Mam nadzieje, że więcej cię tu nie zobaczę! – Marcin posłał
mu cyniczny uśmiech i szybko się ulotnił. Marek podszedł do Zuzi i mocno ją przytulił
- Hej, skarbie, nie płacz już – pogładził ją delikatnie po włosach
- Ja nie chciałam, ale on.. on.. krzyczał na Karata.. ii.. ii – wyłkała w jego ramię
- Zuziu słoneczko, to nie twoja wina – podniósł jej podbródek i spojrzał w zapłakane oczka – Marcin
nie miał prawa się tak zachować! A teraz już nie płaczemy i proszę się ślicznie do mnie uśmiechnąć,
tak? – mrugnął do niej oczkiem wywołując na jej twarzy promienny uśmiech
- Kocham cię Marek! – dziewczynka mocno się do niego przytuliła, wywołując u niego nie małe
zaskoczenie
- Ja też cię kocham skarbie! – powiedział po chwili biorąc ją na ręce i całując w czółko...
Cz.8
Wieczorem Basia ostrożnie weszła do pokoju Zuzi. Mała zajęta układaniem klocków nie zauważyła
stojącej w progu matki. Storosz przez chwile przyglądała się córce a potem z lekkim uśmiechem
usiadła na brzegu jej łóżka.
- Co robisz?
- Układam klocki – rzekła mała ze stoickim spokojem, nawet na moment nie odrywając się od
swojego zajęcia
- Zuziu... chciałabym z Tobą porozmawiać – Basia odezwała się niepewnie – Chodź do mnie na
chwile – poklepała miejsce obok siebie. Dziewczynka grzecznie usiadła na łóżeczku i wyczekująco
patrzyła na mamę – Chce Cię przeprosić...
- Mnie? Ale mamusiu, za co? – zapytała zdziwiona
- Za Marcina, za ten szlaban i w ogóle... ostatnio miedzy nami nie układało się zbyt dobrze. Może
gdybym cię bardziej słuchała... – wzięła głębszy oddech – Bardzo cię kocham i chcę dla Ciebie jak
najlepiej, pamiętaj o tym – pogładziła ją po główce
- Wiem, ja też Cię kocham mamo i wcale się na Ciebie nie gniewam - Zuzia ślicznie się do niej
uśmiechnęła
- Marek powiedział mi, co się stało w ogrodzie. Zerwałam z Marcinem... – mała wyraźnie
posmutniała – Ej, co się stało? Nie cieszysz się? Myślałam, że go nie lubisz...
- Bo nie lubię – powiedziała ze spuszczoną głową
- No to o co chodzi?
- No bo teraz, znowu jesteś sama – westchnęła
- Nie martw się, na pewno pomożesz mi znaleźć kogoś odpowiedniego – puściła jej oczko i obie
serdecznie się roześmiały
Następnego dnia, gdy tylko Basia wróciła z pracy zabrała córkę i psiaka na spacer do parku.
Rozsiadła się na ławeczce, wdychała świeże powietrze i obserwowała, jak mała ze szczeniakiem
wesoło biegają wkoło niej. Potem poszli do sklepu, bo w lodówce były tylko półki. Gdy wchodziły do
furtki Basia zauważyła, że jej sąsiad właśnie wychodzi z domu.
- Marek! - zawołała go szybko - Marek! Poczekaj chwilę, zaraz wrócę! - z prędkością światła
wbiegła do domu, zostawiła zakupy na stole i ku ogromnemu zdziwieniu Zuzi wybiegła z powrotem.
- Już jestem - wysapała, gdy znalazła się przed nim.
- Co się stało? Biegłaś? - chłopak widząc zmęczenie sąsiadki lekko się uśmiechnął.
- No tak, myślałam, że się śpieszysz - zaczerwieniła się lekko - Gdzie idziesz?
- Na spacer z Lady, może pójdziesz z nami? - Brodecki ledwo powstrzymywał śmiech widząc jak
Basia bardzo boi się psa.
- Może…innym…innym razem - Storosz stanęła nieruchomo, gdy Lady podeszła do niej.
- Co Ci jest? Jeszcze się jej boisz?
- N… ni…niee… no skąd…
- Aha, bo już myślałem, że… - nie dokończył, bo właśnie w tej chwili dziewczyna głośno wrzasnęła.
- Jednak się boję, weź go! - zrobiła się blada na twarzy, gdy pies zaczął ją wąchać.
- Spokojnie, Basiu. Nie bój się - resztkami siły wstrzymał śmiech - No widzisz, poszła. Możesz już
otworzyć oczy.
- Przepraszam, ale ja…
- Tak wiem, panicznie boisz się psów - roześmiali się oboje.
- Maarek… - spoważniała i głęboko spojrzała mu w oczy - Chciałam…. Chciałam się Ciebie
zapytać…. Co.. co robisz dziś wieczorem?
- Nic konkretnego, a czemu pytasz? - ciekawsko na nią zerknął.
- Bo widzisz…chciałam Cię zaprosić na kolację, ale tym razem na taką prawdziwą kolację.
- Dziękuję, z przyjemnością przyjdę.
- O 19, pasuje Ci? - uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Jak najbardziej. To jesteśmy umówieni.
- Tak. Nie zatrzymuje cię już. To do wieczora!
- Do zobaczenia, Basiu - odprowadził ją wzrokiem do drzwi, a gdy weszła do środka podskoczył z
radości i pobiegł z psem do parku.
Dochodziła 18, kolacja była już prawie gotowa czego nie można było powiedzieć o Basi. Dziewczyna
w pośpiechu pobiegła na górę i stanęła przed wielką szafą zastanawiając się co włożyć. Zuzia
przechodząc korytarzem zatrzymała się w progu sypialni swojej matki obserwując ją z wielkim
uśmiechem na ustach. Baśka mierząc kolejną kreację nawet jej nie zauważyła.
- Rurki i ta brązowa bluzeczka, którą kupiłaś ostatnio – powiedziała mała z rękami na piersiach
- Co? – Baska spojrzała na nią marszcząc brwi
- Załóż jeansy rurki i tą brązową bluzkę – powtórzyła – Elegancko i wygodnie, poza tym Markowi
się spodoba! – rzuciła i pobiegła do swojego pokoju, jednak za chwile jej głowa znów pojawiła się w
drzwiach – Aha, lasagnia ci się przypieka – powiedziała beztrosko
- CO?! – Baśka wybiegła z sypialni jak strzała, by za chwile zatrzymać się na schodach słysząc
ponownie roześmiany głos Zuzki
- Żartowałam!
- Zuzia! – krzyknęła tylko i ponownie znikła w swojej sypialni
Równo o 19 w całym domu rozległ się dzwonek. Basia w biegu zerknęła jeszcze w lustro i poprawiła
fryzurę po czym otworzyła drzwi. Na progu stał Marek z bukietem róż w ręku.
- Cześć, to dla Ciebie - wręczył jej kwiaty i na przywitanie musnął ją w policzek.
- Dziękuję, są śliczne. Proszę, wejdź - gestem ręki wskazała mu drogę do salonu, a sama poszła do
kuchni - Napijesz się czegoś? - zapytała stając w progu.
- Nie, dziękuję.
- No to w takim razie podaję kolację. Nie wiem jak Ty, ale ja jestem potwornie głodna - puściła mu
oczko i ponownie znikła
Marek został sam dlatego korzystając z okazji rozejrzał się po pomieszczeniu. Podszedł do półki, na
której stały różne pamiątki. Jego uwagę przykuło jedno zdjęcie oprawione w przezroczystą ramkę,
przedstawiające roześmianą Basie z dużym brzuszkiem. Brodecki uśmiechnął się do siebie, odstawił
fotografię i usiadł na kanapie. Zaraz tez w pokoju pojawiła się Storosz ze wspomnianą wcześniej
kolacją,
- Już nie mogę – godzinę później Basia odsunęła talerz i oparła się o krzesło.
- Było pyszne! Dziękuję - Marek wstał od stołu i rozsiadł się na sofie. Po chwili dołączyła do niego
Basia z dwoma kieliszkami wina w dłoniach. Jeden podała jemu ujmująco się uśmiechając.
- Basiu... czy mogę zadać ci niedyskretne pytanie? - upił łyk czerwonego napoju
- To zależy jak niedyskretne – przyjaźnie się uśmiechnęła
- Noo troszkę... Co się właściwie stało z ojcem Zuzi? – uśmiech natychmiast zniknął z twarzy
dziewczyny. Marek od razu to zauważył – Przepraszam, nie powinienem pytać
- W porządku – blado się uśmiechnęła – Zostawił nas... – Marek milczał, czuł, że nie powinien jej
teraz przerywać – Gdy zaszłam w ciąże byliśmy młodzi, nie planowaliśmy tego. Ja właśnie
zaczynałam studia prawnicze, Łukasz był na ich trzecim roku... – wzięła głęboki oddech – Kochałam
go, bardzo... – jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły – Gdy dowiedział się, że będziemy mieli dziecko
zrobił mi straszną awanturę, krzyczał, że nisze mu życie, że nie ma zamiaru niańczyć bachora, i że
nawet nie jest pewien czy to jego... – po jej policzku spłynęła samotna łza – Potraktował mnie
jak... – Marek delikatnie ścisnął jej dłoń – Tydzień później dowiedziałam się, że wyjechał do
Stanów. Tak po prostu... bez słowa – głos zaczął jej drżeć – Zaraz potem chciałam usunąć ciąże,
nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie byłam przygotowana do roli matki... ale teraz nie
wyobrażam sobie życia bez małej... – lekko się uśmiechnęła
- Miałaś od niego jakieś wiadomości? Nie próbował się z wami skontaktować? – zapytał Marek po
chwili ciszy
- Nie – pokiwała przecząco głową – Niedawno dowiedziałam się, że się ożenił i jest bardzo
szczęśliwy – emocje wzięły górę i rozpłakała się na dobre, Marek nie wiele myśląc mocno ją do
siebie przytulił, po chwili Basia się od niego oderwała – Przepraszam cię! To miała być miła kolacja,
a tymczasem zrobił się melodramat – uśmiechnęła się ścierając łzy z policzków – Ale koniec! To już
zamknięty rozdział w moim życiu
- Żałujesz? – zapytał przekornie przechylając głowę
- Nie, bo wtedy nie byłoby Zuzi i nie miałabym tak wspaniałego sąsiada – delikatnie przygryzła
wargę, posyłając w jego kierunku nieśmiały uśmiech, patrzyli sobie głęboko w oczy, Marek powoli
zaczął zbliżać swoją twarz do jej twarzy, dzieliły ich zaledwie milimetry
- Będziesz bardzo oburzona, jeżeli cię teraz pocałuję? - wyszeptał
- Oczywiście! – odpowiedziała mu szeptem – Będę bronić się z całych sił. Tylko, że jestem bardzo
słaba – uśmiechnęła się zalotnie a chwile potem zatopili się w gorącym pocałunku...
Cz.9
Na zegarach w całej Warszawie wybiła godzina 8.21. Słońce mimo, że była to końcówka lata mocno
świeciło. Basia przeciągnęła się leniwie, ale zaraz zastygła w bezruchu. Przypomniała sobie
wczorajszy wieczór i to, co stało się potem. Przez małą chwilkę myślała, że wszystko to było tylko
idiotycznym snem, ale szybko przekonała się, że to jednak rzeczywistość. Otworzyła oczy i
rozejrzała się wkoło, jej wzrok spotkał się ze wzrokiem leżącego obok Marka, który miał równie
przerażoną minę co ona. Po chwili w sypialni rozległ się głośny śmiech obojga
- Z czego się śmiejesz? - Basia z trudem próbowała zachować powagę.
- A Ty?
- No, tak po prostu się śmieję...
- Ja też, tak po prostu – po chwili Storosz jeszcze raz spojrzała się na niego, ale tym razem już z
innym wyrazem twarzy. Lekko zmieszana owinęła się w prześcieradło i znikła za drzwiami łazienki.
Marek usiadł na łóżku i wlepił spojrzenie w drzwi za którymi przed momentem znikła jego
„sąsiadka”. Po chwili otworzyły się i w drzwiach stanęła Basia.
- Marek, chyba powinniśmy coś sobie wyjaśnić? - zwiesiła głowę i stanęła przy oknie odwracając się
do niego tyłem.
- Baśka, jeżeli chodzi Ci....
- Tak, właśnie o to mi chodzi. Chodzi mi o dzisiejszą noc i to co między nami zaszło.
- Żałujesz? - Brodecki ze strachem w oczach spojrzał na dziewczynę, która gwałtownie się
odwróciła.
- Nie! Kto Ci to powiedział?! To znaczy, a Ty żałujesz?
- Oczywiście, że nie! Nawet mi to przez myśl nie przeszło! - Basia małymi kroczkami podchodziła
do łóżka. W końcu znowu się położyła - No nareszcie! Już myślałem, że nigdy do mnie nie
przyjdziesz - Marek przyciągnął do siebie dziewczynę i mocno przytulił.
Leżeli wtuleni w siebie i rozkoszowali się chwilą. Słowa nie były potrzebne. Wystarczyło, że są teraz
razem. Panującą ciszę przerwał niepewnie Marek.
- Baśka, czy ja mogę być niedyskretny?
- Zależy jak niedyskretny... - uśmiechnęła się zawadiacko i lekko od niego odsunęła, tak by móc
widzieć jego twarz.
- Troszeczkę - pokazał na palcach na co dziewczyna przytaknęła głową - Spałaś z Marcinem??
- A co to za pytanie?
- Niedyskretne pytanie? – bardziej zapytał niż stwierdził
- Nie, nie spałam z nim - puściła mu oczko.
- Muszę Ci powiedzieć, że byłem o niego cholernie zazdrosny!
- A ja o Lady! - ledwo powstrzymując śmiech wydusiła Basia.
- O psa?! - Brodecki odsunął ją od siebie na wyciągnięcie ręki i skrzywił się.
- A Ty o tego palanta? - roześmiali się serdecznie - Głuptas! - przyciągnął ją do siebie i mocno
pocałował. Nie trwało to zbyt długo, bo nagle drzwi od sypialni otworzyły się.
Z uśmiechem na ustach do sypialni wbiegła Zuzka. Basia zdążyła tylko krzyknąć i oderwać się od
Marka.
- Cześć! - zawołała wesoło dziewczynka.- Już wstałam.
- No widzimy Zuziu, widzimy - Storosz naciągała na siebie kołdrę.
- Marek? Zapomniałeś wczoraj wziąć klucze z domu??
- Nie, dlaczego? - spojrzał się na dziewczynkę trochę zdezorientowany.
- No bo spałeś u nas i pomyślałam, że zatrzasnąłeś sobie drzwi - Basia ledwo powstrzymując
śmiech spojrzała na Marka - Będziesz teraz spał u nas cały czas??
- Hmmm, no wiesz, Zuziu....- plątał się Brodecki, u którego na twarzy widać było lekki rumieniec.
- Być może tak będzie - wtrąciła Storosz puszczając mu oczko.
- Aha, to fajnie. Wtedy Lady też będzie u nas spać! - dziewczynka wskoczyła na łóżko - A co
robiliście w nocy? - z szerokim uśmiechem zapytała.
- No wiesz Zuziu.... my... spaliśmy, jak to w nocy - tym razem z niemałym zażenowaniem
odpowiedział Brodecki.
- Aha. Mamo? I zawsze będziecie tak spać?
- Tak to znaczy jak? - Storosz przekrzywiła lekko głowę uśmiechając się do Zuzki.
- No razem! I w ogóle....
- No widzisz... chyba raczej tak....
- Ale w takim razie ja będę musiała przenieść się do domu Marka...
- Taak? A to niby dlaczego? - Basia z ciekawością spojrzała na córkę.
- Bo moja sypialnia jest blisko Twojej, a dziś w nocy jak tak spaliście, to bardzo hałasowaliście! Nie
mogłam spać przez to! - stwierdziła z bardzo poważną miną.
- Może coś na to zaradzimy! - Brodecki chwycił dziewczynkę i zaczął łaskotać.
- Maaareekk! - Zuzia zaczęła się przeraźliwie śmiać.
- Dobrze wystarczy! - w końcu ze śmiechem odezwała się Basia - Chyba wypadałoby wstać. Wasze
psy domagają się jedzenia. Idę do kuchni, a wy tu się zbierajcie - wstała z łóżka i podreptała do
drzwi, po chwili słychać było jej kroki na schodach.
- Mareek? - mała przekrzywiła zabawnie główkę.
- Słucham, słoneczko.
- A napisałeś już list do bociana?
- Sssłucham? - chłopak prawie zadławił się własną śliną.
- No czy list do bociana napisałeś. Pani w przedszkolu mówiła, że jeżeli napisze się taki list to
wtedy ptaszek przyniesie dzidziusia! - na czole Brodeckiego pojawiły się kropelki potu.
- N...nie, Zuziu, nie napisałem...
- A ja mogę napisać?
- No nie wiem....chyba.... powinnaś zapytać się mamy - złapał ją za rękę po czym oboje podążyli
na śniadanie.
Następnego dnia Basia wróciła z pracy wyraźnie podłamana. Zajrzała do pokoju Zuzi, gdzie mała
bawiła się w najlepsze ze szczeniakiem, więc zeszła na dół i wykręciła numer przyjaciółki.
- Cześć Magda, wpadniesz do mnie?
- Cześć Basiu, coś się stało? Jesteś jakaś niewyraźna – zaniepokoiła się dziewczyna
- Właściwie to nic, pogadamy jak przyjdziesz, ok.?
- Będę u ciebie za pół godzinki, pasuje?
- Jasne, czekam! Paa! – rozłączyła się i ciężko opadła na kanapę. Zgodnie z obietnicą pół godziny
później Magda była na miejscu. Rozsiadły się wygodnie na salonowej kanapie z kieliszkiem
czerwonego wina w ręku.
- To mów, o co chodzi? Coś nie tak z Marcinem?
- Nie, poza tym, że Marcin to już przeszłość
- Zerwałaś z nim? Kiedy? Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
- Oj, no bo nie było jakoś okazji, a poza tym teraz jestem z Markiem i tak jakoś, zapomniałam? –
bardziej zapytała niż stwierdziła
- Z Markiem? Twoim sąsiadem?
- Mhm – twierdząco pokiwała głową
- Długo to trwa?
- Właściwie to, tak na dobrą sprawę... od dzisiejszego poranka – delikatni przygryzła dolną wargę
- Zaraz, jak to od dzisiejszego poranka? – Magda zmarszczyła brwi – Spałaś z nim? – szeroko się
uśmiechnęła
- Tak jakoś wyszło – zarumieniła się na wspomnienie ubiegłej nocy, zaraz jednak uśmiech zniknął z
jej twarzy, co nie umknęło uwadze Magdy
- Ej, Basia co się dzieje? Nie cieszysz się?
- Cieszę! Dzięki Markowi, po raz pierwszy od bardzo dawna, czuję się naprawdę szczęśliwa!
- No to o co chodzi?
- O to, że być może niebawem będę musiała to szczęście zostawić... – spuściła głowę – W pracy
dostałam propozycję wyjazdu. Mam możliwość zostać wspólnikiem w brytyjskiej filii naszej
kancelarii. To dla mnie naprawdę ogromna szansa. Jeżeli się zdecyduję, będziemy musiały z Zuzką
wyjechać z Polski... – nie wiedziała, że jej ostatnie zdanie słyszy mała. Dziewczynka stała jeszcze
chwilę na schodach, a jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Odwróciła się napięcie i pobiegła na
górę do swojego pokoju.
- I co zamierzasz zrobić? – zapytała Magda
- Nie wiem, jeszcze parę miesięcy temu pewnie nie zastanawiałabym się długo ale teraz...
- Marek wie?
- Nie, jeszcze z nim nie rozmawiałam. Magda co ja mam robić?
- Najlepiej słuchać swojego serca! Babcia zawsze mi to powtarzała, zdaj się na intuicję. Znalazłaś
faceta, który cię kocha, masz wspaniałą córkę, na pracę też do tej pory nie narzekałaś. Czy awans
da ci coś więcej? To twoja decyzją – lekko się do niej uśmiechnęła
- Dzięki Madzia! – odwzajemniła uśmiech
- Jesteśmy przyjaciółkami, nie? Nawet gdy będziesz tysiące kilometrów stąd, zawsze możesz na
mnie liczyć
- Zapamiętam to sobie! – obie szczerze się roześmiały. Magda posiedziała jeszcze jakiś czas a
potem panie się pożegnały. Basia spojrzała na zegarek dochodziła 22, wzięła do ręki gazetę i
zaczęła czytać. Zdziwiło ją, że Zuzka bawi się tak cicho. Kierowana jakimś dziwnym przeczuciem
poszła w stronę pokoju córki, jednak jej tam nie było. Poczuła nieprzyjemną pustkę w żołądku
- Zuzia! – zawołała przestraszonym głosem ale odpowiedziała jej głucha cisza – Zuzia kochanie,
gdzie jesteś?! – sprawdziła, swoją sypialnie, łazienkę a nawet poddasze. Zbiegła na dół,
przeszukała kuchnie, salon ale małej nigdzie nie było. Przestraszyła się, czuła, że coś jest nie tak.
Spanikowana wybiegła na podwórko, było już ciemno
- Zuzka, to nie jest śmieszne! – krzyczała w nadziei, że dziewczynka tylko się z nią bawi – Zuzia! –
obeszła wkoło cały dom w poszukiwaniu córki, bez skutku – Marek! – krzyknęła przypominając
sobie gdzie mała mogła pójść. Z duszą na ramieniu pobiegła do mieszkania swojego chłopaka,
zapukała a po chwili w drzwiach stanął Brodecki, widząc w jakim stanie jest Baśka nieźle się
wystraszył
- Basia co się stało? – spytał przerażony
- Jest u Ciebie Zuza? – Marek tylko przecząco pokiwał głową
- Baśka, co jest? Co z Zuzią?!
- Zniknęła... – wyszeptała zanosząc się płaczem
Cz. 10
Basię oblał zimny pot. Popatrzyła na Marka zamglonymi oczami i wparowała do domu. Wbiegła
najpierw na górę, do sypialni, potem sprawdziła jego łazienkę, po czym z powrotem zbiegła na dół
do salonu, aż w końcu znowu stanęła przed Brodeckim, który cały czas przyglądał jej się z
przerażeniem w oczach.
- Marek, to nie jest śmieszne! - łzy płynęły jej po policzkach strużkami - Gdzie schowałeś Zuzię?
- Basiu, ale jej tu nie ma! - podszedł do niej - Zuzi tu nie ma! - chwycił ją za ramiona i lekko
potrząsnął, żeby spojrzała na niego.
- Marek.... to gdzie ona jest? - przytuliła się mocno do niego i zaniosła głośnym płaczem.
- Basiu, nie płacz, słyszysz? Na pewno zaraz się znajdzie! - Brodecki próbował zachować zimną
krew.
- Ale... ja nie... ja nie wiem.... gdzie ona może być....
- Spokojnie. Musimy się zastanowić.....
- Ale nad czym zastanowić?! Musimy jej szukać! Boże, gdzie ona jest?! Przecież jest noc, zbiera się
na burzę, zaraz zacznie padać!
- Wiem, dlatego trzeba się pospieszyć. Chodźmy! Najpierw poszukamy w waszym domu - Marek
złapał kurtkę i pociągnął Basię za rękę, ale ta stała nieruchomo - No Baśka chodź!
- Ale ja przeszukałam cały dom! Byłam w ogrodzie i nawet na strychu! Nie ma jej!
- Cholera! Gdzie ona może być? - zrezygnowany usiadł na szafce na buty i opuścił ręce, zaraz
dołączyła do niego Basia.
- Nie mam pojęcia - na jej policzkach znowu pojawiły się łzy - Marek, a jeśli jej coś się stało? spojrzała na niego z przerażeniem.
- Co Ty wygadujesz?! Nic jej nie jest! Słyszysz?! - chłopak mocno ją do siebie przytulił.
- Zabrała Karata....
- Może poszła z nim na spacer.... - pocieszająco głaskał ją po głowie.
- Chyba sam w to nie wierzysz....
- Baśka! Nie możemy tak siedzieć! Trzeba ją znaleźć! - odsunął ją od siebie na wyciągnięcie ręki i
spojrzał na zapłakaną twarz - Sprawdzałaś okolice? Może poszła do sąsiadów?
- Nie sprawdzałam, nie miałam kiedy!
- No to chodźmy! Trzeba popytać ludzi, może ktoś ją widział - poderwał się i pociągnął za sobą
zapłakaną dziewczynę. Przed domem zatrzymał się na moment - Ja w prawo, Ty w lewo i za 15
minut się tu spotykamy, jasne? - kiwnęła głową i zaraz też rozbiegli się w swoje strony. Z nieba
spadły pierwsze krople deszczu...
Podczas, gdy Basia wypłakiwała sobie oczy malutka blondyneczka z psem na smyczy szła
oświetlonymi uliczkami miasta. Miała na sobie tylko cienką bluzeczkę, a chłód nocy, deszcz i zimny
wiatr sprawiły, że dziewczynka cała się trzęsła. Bardzo przemarzła, ale dzielnie kroczyła dalej.
- Widzisz Karat, Mamusia nas chyba nie kocha.... Gdyby nas kochała nie chciałaby wyjechać. Ale
my nie wyjedziemy. Zostaniemy tu z naszym Markiem! - po policzkach spływały jej łzy - Jest Ci
zimno? Mi też, ale nie możemy wrócić do domu. Mama nas wtedy zabierze i będziemy musieli
jechać. A może pójdziemy do Marka, co? - przystanęła na chwilę jednak zaraz potrząsnęła główką i
ruszyła dalej - Nie. Nie możemy tam iść, bo on na pewno od razu powie o tym Mamie. Chce Ci się
spać, co? - spojrzała na ziewającego psiaka - Mi też.... Bolą mnie nóżki.... - w tym momencie
usłyszała głośny huk - Burza! Chodź Karat, schowamy się!
Ze zwieszoną głową, ciągnąc za sobą zmęczonego szczeniaka weszła do parku. Padający coraz
mocniej deszcz sprawił, że ledwo widziała na oczy. Wiatr wzmagał na sile nie pozwalając jej iść
dalej. Przystanęła przy najbliższym drzewie i ciężko dysząc usiadła na mokrej trawie.
Zgodnie z umową, przemoknięci i coraz bardziej przerażeni, spotkali się po kwadransie przed
domem Brodeckiego, ale żadne z nich nie przyprowadziło ze sobą dziewczynki.
- No i co? - zapytał na widok smutnej sąsiadki.
- Nic! Nie ma jej, nikt jej nie widział! - zmęczony Marek przykucnął.
- Cholera jasna! Przecież nie mogła zapaść się pod ziemię... słuchaj Baśka. A może ona ma takie
miejsce gdzie zawsze chodzi, co?
- Nie... przecież my chodzimy tylko do parku.... - na te słowa gwałtownie na siebie spojrzeli.
- Park! - zawołali błyskawicznie i trzymając się za ręce pobiegli w jego kierunku.
Po około pół godzinie oboje ciężko opadli na jedną z parkowych ławeczek. Marek spojrzał na
zmęczoną i wystraszoną Basię. Było ciemno, niebo co chwile rozświetlały błyskawice a oni nie
zdołali znaleźć dziewczynki.
- Boże! Gdzie ona jest?! - Storosz zakryła twarz rękoma.
- Nie wiem.... musimy szukać dalej, przecież to nie możliwe, żeby tak znikła....
- Jeżeli jej się coś stało to nie wiem co sobie zrobię!
- Co Ty wygadujesz?! - spojrzał się na nią, ale Basia tępo patrzyła przed siebie.
- Jest środek nocy, burza a mojego dziecka nie ma w domu! O tej porze powinna leżeć w łóżeczku i
spać, przytulona do pluszowego misia! - poderwała się z ławki - Do cholery, zróbmy coś!
- Uspokój się! Znajdziemy ją....znajdziemy – przyciągnął dziewczynę do siebie - Nic jej nie będzie,
obiecuję! - w tym momencie niebo przeszył kolejny błysk a do ich uszu dobiegł głośny grzmot.
- Ona boi się burzy... – wyszeptała Baśka wtulona w jego silne ramiona, Marek odsunął ją od siebie
odgarniając z jej mokrej twarzy kosmyk włosów.
- Znajdziemy ją! – odpowiedział pewnie, patrząc jej w oczy
- Mamusiu! – usłyszeli za sobą cieniutki, przerażony głosik. Oboje spojrzeli w jego kierunku. Baska
natychmiast rzuciła się w stronę roztrzęsionej córki, mocno tuląc ją do siebie
- Zuzia, kochanie! Tak bardzo się bałam! Wszędzie Cię szukaliśmy!
- Prze.. przepraszam – wyłkała mała – Ale ja.. ja nie chce wyjeżdżać..
- Zuziu, skarbie o czym Ty mówisz?
- Sły.. słyszałam jak roz.. rozmawiałaś z ciocią Magdą – Baska mocno przytuliła Zuzie uspakajająco
głaszcząc ją po głowie – Uciekłam ale burza... – mówiła nieskładnie dziewczynka – Zabrałam
Karata...
- Ciii spokojnie kochanie, już dobrze, już wszystko dobrze – Basia ściskała córkę, dziękując Bogu,
że odnalazła się cała i zdrowa. Marek podszedł i przytulił swoje kobiety a potem z ogromną ulgą
wrócili do domu.
- Zasnęła – powiedziała Basia, jakiś czas później wychodząc z pokoju córki i cichutko zamykając
drzwi – Ale boję się, żeby nie dostała jakiegoś zapalenia. Jutro zabiorę ją do lekarza – mocno
wtuliła się w Marka
- Do lekarza mówisz. Mogę pójść z wami?
- Boisz się, ze znowu poderwie mnie jakiś przystojny pediatra? – zapytała przekornie
- Wolę nie ryzykować – odpowiedział skradając jej słodkiego buziaka, na co ona tylko zachichotała i
pociągnęła go za rękę w stronę salonu
- Basia?
- Hmm? – wymruczała z głową opartą o jego ramię, prawie zasypiając
- O co chodzi z tym wyjazdem? – niepewnie zerknął na nią kątem oka. Dziewczyna natychmiast się
podniosła i wzięła głęboki oddech
- Dostałam w pracy propozycję, mam okazję zostać wspólnikiem w brytyjskiej filii naszej kancelarii
– spuściła głowę nerwowo bawiąc się guzikiem od bluzki
- Wyjedziesz? – zapytał ciężko przełykając ślinę
- To dla mnie ogromna szansa... – wyszeptała nadal na niego nie patrząc
- Rozumiem – odpowiedział cicho z bladym uśmiechem na twarzy
- Nic nie rozumiesz – podniosła wzrok nieśmiało się uśmiechając – Żadna praca nie zastąpi mi
miłości. Kocham Cię i jestem tu szczęśliwa – Marek natychmiast znalazł się przy niej mocno
wpijając się w jej usta.
- Ja też Cię kocham. Kocham was obie...
Koniec