Sprawiedliwi między narodmi świata

Transkrypt

Sprawiedliwi między narodmi świata
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
Artykuły
Dr Alina Cała
Żydowski Instytut Historyczny
„Sprawiedliwi między narodami świata” – gorycz ich wyborów
Ratowanie Żydów w czasie Zagłady było przedsięwzięciem bardzo trudnym i
niebezpiecznym. Wydane przez hitlerowskiego okupanta prawa przewidywały w takim
wypadku śmierć, przy czym groziła ona i ukrywanym i całej rodzinie ukrywających.
Niebezpieczeństwo groziło nie tylko z tej strony. Obawiano się denuncjatorów oraz
szantażystów. W miastach ci pierwsi, to przede wszystkim dozorcy domów, ustawowo
zobowiązani jeszcze od czasów carskich
do informowania policji o wszelkich
nieprawidłowościach w obrębie kamienicy, a wiec przyzwyczajonych do donoszenia. Mógł to
być również każdy z sąsiadów, pozostający w konflikcie, albo czyniący tak ze strachu i
swoiście rozumianego legalizmu. Mógł być to również antysemita, który pochwalał politykę
Niemców wobec Żydów. Szantażyści robili to dla pieniędzy i czasem zadawalali się nimi, ale
częściej wydawali tych, którzy nie mogli już płacić.
Nic zatem dziwnego, że ratowania Żydów podejmowali się nieliczni. Na początku
okupacji było to łatwiejsze. Można było pomagać niejako mimochodem, nie biorąc całkowitej
odpowiedzialności za los prześladowanego. W mieście mogło to być udzielanie jałmużny,
uczestniczenie w szmuglu z gettem. Na wsi – zostawianie otwartych drzwi obór i stodół,
tolerowanie nocnych wypraw na pole, w celu wyrwania z ziemi warzyw, czy zboża. Było to
łatwiejsze dlatego, że jeszcze nie brakowało ani jedzenia, ani nadziei.
Nastawienia społeczne nie sprzyjały podjęciu ryzyka. Po pierwsze, w czasie okupacji
nie zniknął antysemityzm. Po śmierci Piłsudskiego zdominował on niemal całą scenę
polityczną, za wyjątkiem lewicy, przy czym najbardziej konsekwentni byli nielegalni i
zmarginalizowani przez Stalina komuniści. Nie tylko Narodowa Demokracja i Obóz
Narodowo-Radykalny propagowały antysemityzm, ale i wszystkie inne partie prawicowe i
centrowe przyjęły go do swoich programów, uznawszy Żydów za „element szkodliwy” i
postulując mniej lub bardziej przymusową emigrację, czyli ekspulsję Żydów. Na prowincję i
wieś docierał przede wszystkim antysemityzm klerykalny, propagowany poprzez masowe
pisma katolickie, jak np. „Przegląd Powszechny” i „Sodalis Marianus” krakowskich jezuitów,
najpopularniejszy
„Przegląd
Katolicki”,
osławione
wydawnictwa
Franciszkanów
z
1
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
Artykuły
Niepokalanowa pod Warszawą („Mały Dziennik” i „Rycerz Niepokalanej”, łącznie ok.
miliona nakładu), czy opiniotwórcze w środowisku duchownych „Ateneum Kapłańskie”
(redagowane m.in. przez ks. Stefana Wyszyńskiego). Właściwie wszystkie konfesyjne
periodyki, o ile zabierały głos w „kwestii żydowskiej” (a robiła to większość i dość często), to
posługiwały się schematami antysemickimi i rasizmem, mimo jego potępienia przez
Watykan1. Niejednokrotnie gloryfikowały Hitlera i jego politykę względem Żydów,
wysuwały też projekty antyżydowskich ograniczeń, czasem idące dalej niż te wdrażane w
życie w III Rzeszy. Niewątpliwie, to one kształtowały opinię publiczną, zarówno klas
uboższych, jak i inteligencji, a nie pisma narodowe, których łączny nakład w latach
trzydziestych nie przekraczał 100 tys.
Kościół katolicki, przy takim nastawieniu, nie mógł przygotować moralnie swoich
wyznawców do tego, co miało nastąpić. Wręcz przeciwnie, przygotował ich do przyjęcia
tego, czego byli świadkami jako czegoś „do pomyślenia”. Nierzadko w jego prasie przewijał
się postulat zakazu przebywania Żydów w bardziej prestiżowych częściach miast, wypędzenia
z miast o znaczeniu militarnym lub religijnym, zakazu wychodzenia poza ich własne
dzielnice, a wreszcie – otoczenia tych dzielnic murem. Gdy w latach 1936-38 przez Polskę
przeszła fala ponad 100 pogromów, Episkopat wprawdzie ich nie pochwalał, ale wielu
duchownych usprawiedliwiało przemoc wobec Żydów. Hierarchia kościelna sprzyjała
narodowcom i nie protestowała przeciw wybijaniu szyb w sklepach żydowskich, nagminnej
zabawie motłochu i młodzieży narodowej, która w ten sposób urządzała sobie nie tylko noce,
ale i dnie „kryształowe”. Duża część eufemizmów, jakimi posługiwano się w odniesieniu do
losu żydowskiego, np. „getto”, „eksterminacja”, „likwidacja”, „deportacja” - została już
wymyślona wcześniej, przez antysemickich publicystów. Chyba tylko słowo „zagłada”
weszło w użycie dopiero w czasie okupacji.
1
W „Ateneum Kapłańskim” Ks. W. Gronkowski podważał teologiczny sens sakramentu chrztu, stwierdzając:
„nie jest zdolny przekształcić krwi, koloru skóry, cech rasowych tego osobnika, który go przyjmuje” (1939, vol.
43, nr 5), a ks. S. Solarz proponował stworzenie dla ochrzczonych Żydów odrębnej organizacji kościelnej o
obrządku „syryjsko-chaldejskim”, z językiem aramejskim jako liturgicznym (1935, vol. 36, ss. 79-86). Ta sama
argumentacja pojawiła się również w tygodniku Obozu Narodowo-Radykalnego, „Prosto z Mostu” (1938, nr
31), w artykule sygnowanym „Ks. C. O”. W piśmie „Pro Christo” (1934, nr 8), wydawanym przez księży
marianów z warszawskich Bielan, można było przeczytać: „w Polsce rdzennym aryjczykiem może być ten, kto
może udowodnić, że przynajmniej od pięciu pokoleń nie było w jego rodzie osoby rasy żydowskiej”. Ks. F.
Błotnicki argumentował na łamach „Gazety Kościelnej” (1939, nr 37): „Istnieje coś fizycznego, coś, co nas od
żydów odtrąca, jak np. białego od murzyna, których dzieli nie tylko kolor skóry, lecz i odmienny zapach”.
Więcej przykładów zob.: A. Landau-Czajka, W jednym stali domu: Koncepcje rozwiązania kwestii żydowskiej w
publicystyce polskiej 1933-39, Warszawa 1998; D. Libionka, Obcy, wrodzy, niebezpieczni: Obraz Żydów i
„kwestii żydowskiej” w prasie inteligencji katolickiej lat 1930-tych w Polsce, „Kwartalnik Historii Żydów”
2002, nr 3(203).
2
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
Artykuły
W czasie okupacji Kościół był w bardzo trudnym położeniu, na klasztory spadały
represje, niektóre naziści zamykali, wielu księży zostało zamordowanych lub wysłanych do
obozów koncentracyjnych. Trudno zatem wymagać, by w takich warunkach instytucja ta
mogła publicznie zabierać głos w obronie mordowanych Żydów. Zastanawiające jest jednak
to, że żaden z tajnych dokumentów wysyłanych przez polskich hierarchów do Watykanu lub
do rządu londyńskiego, nie zawierał najmniejszej wzmianki o zagładzie Żydów. Z drugiej
strony, jakby wbrew napastliwej, wrogiej Żydom propagandzie w przedwojennych pismach
konfesyjnych, wielu duchownych bardzo złagodziło podejrzliwy stosunek do zgłaszających
chęć konwersji. Nierzadko wydawali fałszywe metryki chrztu. Jednym ze skuteczniejszych
sposobów przeżycia dawało Żydom schronienie w klasztorach. Choć nie było to nagminne, w
taką pomoc angażowały się niektóre klasztory, które przed wojną prowadziły aktywną
agitację antysemicką. Duże zasługi w ratowaniu miały zwłaszcza żeńskie klasztory, zawsze
bardziej ukierunkowane na pomoc społeczną i działalność filantropijną, a mniej uwikłane w
polityczne dążenia hierarchii katolickiej. Można przypuszczać, że często takie działania
wypływały z pobudek misyjnych, zwłaszcza wobec dzieci, które z reguły poddawano
ceremonii chrztu natychmiast po przyjęciu, a czasem – intensywnemu praniu mózgu w
postaci wysłuchiwania kazań pełnych antysemityzmu.
Nawiasem mówiąc, zakonnice były wykluczone z katolickiego dyskursu w
przedwojennej prasie katolickiej. Tylko nieliczne wypowiadały się w kwestiach
teologicznych, żadna w sprawie żydowskiej. Na ten temat głos zabierały wyłącznie świeckie
działaczki katolickie, jak Zofia Kossak-Szczucka, która dała wyraz swoim rasistowskim
poglądom. Trudno przypuszczać, by mogły mieć poglądy różne od tego, co było „normą” w
środowisku katolickim, ale ta ich nieobecność, zestawiona z cichą aktywnością podczas
okupacji – daje do myślenia. Tym bardziej, że nie zawsze żeńskie zakony podejmowały
wysiłek, by nawrócić ukrywane dzieci. Z reguły też nie stawiały przeszkód, by przekazać je
po wojnie żyjącym krewnym, choć były także wyjątki (zwykle, gdy ukrywana lub ukrywany
stał się wyznawcą katolicyzmu).
Mieszkańcy prowincji o tradycyjnym światopoglądzie próbowali usensowić chaos i
straszliwe okrucieństwa, których byli świadkami, za pomocą fatalistycznego stwierdzenia, że
los, który spotkał Żydów, był wynikiem wyroków boskich, karą za ukrzyżowanie Chrystusa.
Nie miało to nic wspólnego z antysemityzmem – podobnie interpretowali swój własny los
niektórzy ortodoksyjni Żydzi, uważając, że była to boska kara za łamanie zasad religii i
ogólne zepsucie. Takie interpretacje sprzyjały postawom biernym.
3
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
Artykuły
Państwo podziemne, w którego strukturach przeważały partie prawicowe, w tym
Narodowa Demokracja, nie było zainteresowane w tworzeniu zorganizowanej pomocy
Żydom, zwlekało z apelem o pomoc Żydom, mimo nacisków ze strony rządu emigracyjnego
w Londynie. Dopiero inicjatywa Zofii Kossak-Szczuckiej, która z własnej inicjatywy
wystosowała wstrząsający (choć nie pozbawiony akcentów antysemickich) apel spowodowała
pozytywną reakcję elit państwa podziemnego, które zaakceptowały tekst Szczuckiej jako
własny i objęła swoim autorytetem zorganizowaną akcję pomocy, której zaczątki
organizacyjne powstawały poza strukturami państwa. Podziemna prasa narodowa wprost
wyrażała satysfakcję, że „problem żydowski” zostanie „rozwiązany” cudzymi rękoma,
martwiąc się jedynie, co zrobić w przyszłości z tymi, którzy przeżyją. Struktury podziemne
pozostawały dla Żydów zamknięte, Armia Krajowa nie chciała przyjąć do szeregów swojej
partyzantki nawet garstki bojowników z getta warszawskiego.
Czesław Madajczyk2 oszacował na 5% udział świadomych kolaborantów w populacji
Polaków. Zaliczył do nich tak zwanych folksdojczów, czyli osoby, zwykle wywodzące się z
niemieckiej mniejszości żyjącej w obrębie państwa polskiego, które przyjęły obywatelstwo III
Rzeszy i zadeklarowały chęć realizowania polityki okupanta. Pominął, co charakterystyczne,
Polaków, którzy czynnie wspierali hitlerowską politykę zagłady. Nie chodziło tu tylko o
szmalcowników, czy o bandycki margines, lecz np. działania Narodowych Sił Zbrojnych,
incydenty likwidowania oddziałów żydowskich przez partyzantkę AK, polskich żandarmów
pilnujących murów gett, a czasem zmuszanych do udziału w masowych egzekucjach (jak np.
w Słonimiu).
Do czasu powstania Rady Pomocy Żydom „Żegota” w 1943 r., pomaganie Żydom
było inicjatywą wyłącznie prywatną. Z dwoma wyjątkami: do 1941 r. legalnie pomagała im w
postaci darów Rada Główna Opiekuńcza, a po zakazaniu tej działalności i rozwiązaniu
współpracującej z nią Żydowskiej Samopomocy Społecznej, szef RGO, Adam Ronikier, za
wiedzą i poparciem arcybiskupa Krakowa, Adama Sapiehy, kontynuował nielegalną pomoc
gettom i ukrył u siebie reżysera teatralnego Michała Weicherta, który kierował tą akcją.
Drugim, zorganizowanym wyjątkiem, była działalność Ireny Sendlerowej, zapoczątkowana
już w 1939 r., prowadzona poprzez mury getta, a w końcu – we współpracy z „Żegotą”, która
przejęła opiekę nad niektórymi podopiecznymi I. Sendlerowej. Związana ze środowiskami
lewicowymi Irena Sendlerowa uratowała ponad tysiąc dzieci żydowskich, a co więcej – udało
2
Cz. Madajczyk, Faszyzm i okupacje 1938-45, Poznań 1984, t. 2: Mechanizmy realizowania okupacji.
4
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
Artykuły
jej się do współpracy wciągnąć Jana Dobraczyńskiego, pisarza katolickiego o prawicowych,
antysemickich poglądach, którym dał zresztą wyraz w 1968 r.
Większość tych, którzy podjęli się ratowania Żydów, skazana była na osamotnienie.
Nie mogli ufać ani sąsiadom, ani nie wszystkim przyjaciołom. Tylko nieliczni, ci z dużych
miast, mogli liczyć na ograniczoną i siłą rzeczy skąpą pomoc materialną ze strony państwa
podziemnego, o ile udało się im nawiązać kontakt z „Żegotą”. Co więcej, nie byli pewni, czy
dobrze robią. Wielu uważało, że przeciwstawiają się wyrokom boskim. Inni – że wspomagają
w ten sposób sowietów, z którymi prawicowcy utożsamiali Żydów. Takiego poświęcenia nie
uważano za przejaw walki z okupantem.
Charakterystycznym jest przykład ukrycia żydowskiego chłopca przez mieszkankę wsi
Mulawicze na Podlasiu. Analfabetka, żyjąca w biedzie i obarczona gromadką dzieci oraz
chorym mężem, podjęła się ryzyka, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, toteż nie
próbowała skryć faktu przygarnięcia żydowskiego sieroty. Odpowiedzialność za jego
przetrwanie wzięła na siebie cała wieś, która w większym stopnia była świadoma zagrożeń.
Sołtys uprzedzał, gdy groziła wizyta Niemców stacjonujących w miejscowej szkole. Dzięki
zbiorowemu wysiłkowi chłopiec wojnę przeżył. To, co najbardziej zadziwiające w całej
sprawie, to zatajanie tego zdarzenia przez wioskową opinię. Kiedy w późnych latach
siedemdziesiątych prowadziłam w tej wsi badania dotyczące wizerunku Żyda, przyjęto bardzo
podejrzliwie moje zainteresowanie i musiałam sporo się natrudzić, by wydobyć skrywaną
skrzętnie „tajemnicę”.
Zakończenie działań wojennych nie zmieniło osamotnienia Sprawiedliwych. Czasem
byli oni potępiani przez opinię społeczną swojej wsi, czy miasteczka. Wciąż musieli obawiać
się o swoje życie, zagrożone przez antykomunistyczną partyzantkę. Centralny Komitet
Żydów Polskich starał się objąć ich opieką. Podejmował cały szereg spraw: od wypłacania
jednorazowych zapomóg pieniężnych (zwykle dołączano list dziękczynny)3, stałej pomocy
społecznej, po interwencje w imieniu tych, którzy weszli w konflikt z prawem lub którym
władze radzieckie odmawiały prawa repatriacji. W kilku przypadkach podjął skuteczne
interwencje w sprawach politycznych, w tym ratując rodzinę niemiecką przed wysiedleniem.
W 1948 r. powołano Komisję Pomocy Polakom przy Wydziale Prawnym CKŻP, która
kontynuowała tę działalność przez następne dwa lata. Po likwidacji partii żydowskich i
3
Wg Protokołu z kontroli całokształtu działalności i gospodarki CKŻP, spisanego przez inspektora Biura
Kontroli przy Prezydium KRN 15.11.1946 r., do tego czasu na „nagrody dla rodzin polskich za
ukrywanie i pomoc Żydom podczas okupacji” CKŻP wydatkowało w sumie 166 500 zł., jednorazowo
udzielając sum w granicach od 1 tys. do 10 tys. zł. (AŻIH, CKŻP, Wydz. Org., sygn.304, t. 27, s.5). W
rok później jednak wstrzymano tę działalność wobec „całkowitego wyczerpania się funduszy” (ibid., t.
42).
5
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
Artykuły
wymuszonym przez władze przekształceniu Komitetu w Towarzystwo Społeczno-Kulturalne
Żydów w Polsce, pomoc ta ustała. TSKŻ wprawdzie w swoim statucie przewidywał
kontynuację takiej działalności, ale było całkowicie uzależnione od dotacji państwa, które nie
udzielało ich na ten cel.
Z reguły organizacje żydowskie pomocy Sprawiedliwym udzielały dyskretnie. Michał
Borwicz wspominał, że kiedy nosił się z zamiarem opublikowania nazwisk osób
pomagających Żydom, jedynie nieliczni z nich na to się godzili, większość prosiła o
zachowanie anonimowości, ze względu na presję otoczenia4. Maria Hochberg-Mariańska we
wstępie do książki „Dzieci oskarżają” napisała: „Nie wiem, czy jakiś człowiek poza
granicami Polski pojmie i zrozumie fakt, że uratowanie życia ściganego przez zbrodniarza
bezbronnemu dziecku może okryć kogoś wstydem i hańbą lub narazić na przykrość”.
Jednym ze skutków traumatycznych przeżyć, przez jakie zmuszeni byli przejść i
Polacy i Żydzi, było pragnienie znalezienia winnych. Tuż po wojnie, w latach czterdziestych,
odbywały się liczne procesy folksdojczów i polskich kolaborantów, w tym szmalcowników,
które cieszyły się poparciem społecznym. Komuniści wrogów widzieli w reakcyjnym
podziemiu, zwalczając po-akowską partyzantkę i piętnując Narodowe Siły Zbrojne jako
kolaborantów. Antykomuniści wrogów upatrywali w komunistach. Większość społeczeństwa
widziała wrogów, co zrozumiałe, głównie w Niemcach – także w niemieckiej ludności
cywilnej, która zamieszkiwała ziemie odzyskane. Zemsta z reguły była okrutna. Część
społeczeństwa potrzebowała „wrogów zastępczych”, a tradycje antysemityzmu, podsycone
hitlerowską propagandą, podsuwały obraz Żyda. Ci, którzy Żydom pomagali, stali się
podejrzani. Kultura ludowa miała do nich stosunek ambiwalentny, tak jak zresztą i do
denuncjatorów. Świadczą o tym legendy, które zaczęły powstawać: o nieziemskim świetle
nad masowymi grobami, o nieszczęściach, jakie spadły na donosicieli, o tym, że nie odniosą
korzyści ci, którzy zajęli domy żydowskie lub ich majątki. Z drugiej strony, opowiadano
sobie o ukrytych przez Żydów skarbach, a swoista psychoza „pożydowskiego złota” pchała
niektórych do przekopywania miejsc kaźni i terenów obozów zagłady. O pomagających
Żydom w czasie wojny opowiadano z zawiścią, że później zostali przez uratowanych sowicie
wynagrodzeni i dlatego żyją w dostatku5.
Jakby przedłużając czas wojny, wszyscy z kimś walczyli, wysuwając przy tym mocno
zmistyfikowane i traktowane instrumentalnie racje moralne. Rozrachunek lewicowej
4
M. Borwicz, odpowiedź na ankietę „Kultury”, 1956. Zob. również świadectwa ukrywanych Żydów,
opublikowane w „Tygodniku Powszechnym” (lipiec-sierpień 1946 r.) po artykule Stefanii Skwarczyńskiej,
napisanym w reakcji na pogrom kielecki.
5
Zob. A. Cała, The Image of the Jew in Polish Folk-Culture, Jerusalem 1995 (rozdz. 6).
6
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
Artykuły
inteligencji zawierał stereotyp reakcjonisty, wstrętnego filistra, który bezwstydnie korzystał z
krzywdy Żydów6.
Środowiska opozycyjne
szermowały obrazem
Polaków,
którzy
powszechnie i z narażeniem życia pomagali prześladowanym Żydom, z narażeniem życia.
Prawicowcy z reguły dodawali do tego zarzut niewdzięczności uratowanych. Sprawiedliwi
znaleźli się między tymi ocenami, dla wszystkich stron niepotrzebni lub niezbyt wygodni.
Wkrótce otoczyło ich milczenie. Nie jest przypadkiem, że dotujące TSKŻ państwo,
finansujące wszystkie jego statutowe cele, łącznie z potrzebami religijnymi, na jedno tylko
zadanie – pomocy Sprawiedliwym – nie znalazło funduszy. Milczenie zapadło także wokół
tych, którzy współdziałali z hitlerowskimi planami zagłady. Los Żydów został wyłączony z
wizji polskiej martyrologii. Nie było to wyłącznie skutkiem stalinizmu, czy jasno
uświadomionej polityki komunistów. Milczenie trwało nadal w 1956 r, gdy niemal całe
społeczeństwo podejmowało wielowątkową dyskusję na różne, także niewygodne tematy.
Widać było potrzebne, albo tak już dogłębnie zapomniano.
Jak bardzo jednak obraz własnej martyrologii był związany z traumatycznym
kompleksem winy świadczyć może to, że gdy tylko podjęte zostały próby przewartościowania
wizji utrwalanej dotąd przez komunistów, natychmiast pojawiały się upiory Żydów7. Stało się
tak za sprawą „moczarowców” w późnych latach sześćdziesiątych. Paradoksem jest to, że
właśnie oni, pomniejszając lub bagatelizując cierpienia Żydów w czasie wojny, zarazem
przerwali wieloletnią ciszę, która otaczała Sprawiedliwych. Stali się oni „listkiem figowym”
dla antysemickiej propagandy lat 1967-68. Propaganda moczarowców zawierała w sobie
zaczątek „kłamstwa oświęcimskiego”, pomniejszając martyrologię Żydów. Obrazowi
Polaków dzielnie walczących przeciwko okupantom, choć niektórzy po stronie lewicy, inni
zaś w Armii Krajowej, przeciwstawiono „tchórzliwych” Żydów, biernie dających się
prowadzić na śmierć (była to opinia głęboko ugruntowana, zresztą po części także za sprawą
żydowskich kombatantów). W miejsce szmalcowników postawiono żydowską policję
gettową, żydowskich donosicieli oraz zjawisko kolaboracji, jakoby „powszechne” zarówno w
gettach, jak wśród ukrywających się Żydów8. Dopełnieniem tej propagandowej kliszy byli
szlachetni Polacy, którzy z narażeniem życia ratowali Żydów, czasem wbrew ich woli, lub
6
Zob. np. tekst J. Putramenta w „Odrodzeniu” (1944), cytowany w Biuletynie Żydowskiej Agencji Prasowej
1944, nr.3, s. 3.
7
Na temat związku między zmianami świadomości narodowej Polaków a pamięcią o Holokauście – zob. M.
Steinlauf, Pamięć nieprzyswojona. Polska pamięć Zagłady, Wyd. Cyklady, Warszawa 2001 (ang.: „Bondage to
the Dead”, Syracuse Univ. Press, 1997).
8
Zob. np. T. Bednarczyk (1995), Życie codzienne warszawskiego getta, Warszawa 1995 (jest to wznowienie
poprawionej i jeszcze bardziej napastliwie antysemickiej pracy, w której opisana została rola policji gettowej.
Autor był w czasie wojny poborcą podatkowym w getcie i w IPN są ślady nadużywania tej funkcji,
szantażowania i rabowania Żydów).
7
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
Artykuły
przełamując „żydowską bierność” – a także niewdzięczność tych ostatnich, którzy nie tylko
nawet nie podziękowali swym wybawcom, lecz zaczęli knuć intrygi przeciwko Polsce.
Niejako obok takich wywodów, publikowanych z ogromną napastliwością w prasie
przez usłużnych publicystów, wydana została poważna praca Władysława Bartoszewskiego,
jednego z organizatorów „Żegoty”, p. t. „Ten jest z Ojczyzny mojej...”. Poprzedzona była
tylko jedną wcześniejszą pracą, przygotowaną przez naukowców Żydowskiego Instytutu
Historycznego, Tatianę Berenstein i Adama Rutkowskiego („Pomoc Żydom w Polsce 193945”, wyd. Polonia, Warszawa 1963). Następna praca, Teresy Prekerowej, także związanej z
„Żegotą”, ukazała się dopiero w 1982 r9; a następne – w ostatnich kilku latach. Jest to
zadziwiająco mało, jak na rolę, jaką odgrywali Sprawiedliwi w manipulacjach politycznych
tamtych czasów. Dodać należy, że wykorzystywani byli bardzo instrumentalnie. Nie łączyła
się z tym żadna forma ich uhonorowania, ani jakichkolwiek przywilejów, czy choćby pomocy
ze strony państwa, choć wielu z nich żyło w nader skromnych warunkach materialnych.
Władze posługiwały się nimi jako swoim alibi, odpierając zarzuty o antysemityzm
państwowy ze strony Zachodu. Sprawiedliwi reagowali na to lękiem. Wciąż nie było
wiadomo, czy postępowali słusznie, chroniąc tych, których właśnie uznano za zdrajców
narodu. Nie było też pewne, czy nie spotkają ich za to jakieś represje.
Założony w Jerozolimie w 1953 r. Instytut Pamięci Yad Vashem ustanowił medal i
tytuł honorowy dla tych, którzy ratowali Żydów na terenie okupowanej lub zdominowanej
przez hitlerowskie Niemcy Europy. Na terenie Polski Yad Vashem współpracował z
Żydowskim Instytutem Historycznym, który niejako chyłkiem, od 1950 r. kontynuował
działalność Komisji Pomocy Polakom, zbierając relacje świadków, starając się pomagać
Sprawiedliwym w życiowych trudnościach, w miarę skromnych możliwości, bowiem nie miał
ani funduszy, ani możliwości interwencji, takich jakie miał CKŻP. Przejęcie przez państwo
Izrael obowiązku pamięci o Sprawiedliwych miało dobre i złe strony. Dobre, bowiem
uroczystość wręczania medalu odbywała się skromnie, w budynku poselstwa Izraela, a
nazwiska uhonorowanych nie były ogłaszane publicznie, toteż nie narażało ich na ewentualne
szykany ze strony opinii publicznej w rodzimej wiosce, czy miasteczku. Złe, ponieważ wciąż
pozostawali oni w cieniu, a przytłaczająca ich liczba, to inteligenci, którym owe szykany nie
groziły. Po zerwaniu stosunków dyplomatycznych przyznawanie medali Polakom prawie
ustało. Wprawdzie ŻIH nadal kompletował dokumentację, ale nie mógł jej przekazywać
legalnie do Yad Vashem. Sprawiedliwi bali się przyjmować medal, bowiem już nie ostracyzm
9
T. Prekerowa, Konspiracyjna Rada Pomocy Żydom w Warszawie, 1942-1945, Państwowy Instytut
Wydawniczy 1982.
8
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
Artykuły
społeczny im groził, lecz obawiali się konkretnych restrykcji politycznych ze strony rządzącej
partii. Praktycznie dopiero gdy Polska i Izrael podjęły pierwsze próby ocieplenia w połowie
lat osiemdziesiątych, Yad Vashem wznowił swoją działalność w odniesieniu do Polaków. Od
1990 r. uroczystość wręczenia medali (zwykle kilkunastu osobom) organizowana jest dwa
razy do roku przez ambasadę Izraela, z udziałem przedstawicieli polskich władz. Do początku
2005 r. izraelski Instytut Pamięci Yad Vashem uhonorował niecałe 20 tys. osób, w tym ok. 6
tys. Polaków za pomoc niesioną Żydom w czasie okupacji. W odniesieniu do Polaków nigdy
nie będzie to liczba całkowita, bowiem tryb przyznawania medali (występują o nie ocaleni lub
ich rodziny) powoduje, że tylko w wyjątkowych przypadkach przyznawane są one
pośmiertnie tym, którym nie udało się ocalić ukrywanych i którzy sami stracili życie z tego
powodu.
Ambiwalentny, pełen zakłamania stosunek do Sprawiedliwych przetrwał upadek
komunizmu i zmieniał się dość opornie. Jedną z przyczyn było odrodzenie się ruchu
antysemickiego, a także posługiwanie się antysemickimi argumentami jako metodą
socjotechniki, stosowaną nie tylko przez skrajną prawicę, ale i niemałą część centro-prawicy.
Jednym z pierwszych posunięć sejmu III Rzeczypospolitej było odebranie praw
kombatanckich tym, którzy walczyli z hitlerowcami, ale po wojnie wstąpili do
komunistycznego aparatu przemocy. Przy okazji odebrano je małej grupie ochotników, którzy
walczyli w 1936 r. w Hiszpanii. Przyznano zaś wszystkie przywileje i honory kombatanckie
dawnym partyzantom Narodowych Sił Zbrojnych, którzy programowo zwalczali Żydów,
utożsamiając ich z sowietami, i którzy w niektórych przypadkach podejmowali współpracę z
Gestapo w celu przekazania im informacji o ukrywających się lub ukrywanych Żydach.
Odrzucono także, i to trzykrotnie, postulat przyznania „Sprawiedliwym” praw kombatanckich
przez sejm III Rzeczypospolitej, zanim wreszcie to uczyniono w 1999 r.
Historię naszą można by w tym miejscu skończyć optymistycznym akcentem. W
wolnej, demokratycznej Polsce „Sprawiedliwi między narodami świata”, o ile dożyli tych
czasów, spotkali się z zasłużonym szacunkiem. Przyznawane wciąż przez Yad Vashem
medale wręcza się uroczyście, w pełnej gali, w obecności przedstawicieli rządu lub
prezydenta Rzeczypospolitej. W Stanach Zjednoczonych powstała fundacja żydowska, która
stara się opiekować materialnie odznaczonymi, o ile takiej pomocy potrzebują. Odznaczeni
mogą być dumni, bowiem to o nich wspomina się przy każdej okazji oficjalnych kontaktów
polsko-żydowskich. Przy okazji rocznic mówcy oraz publicyści szczycą się blisko 6 tysiącami
drzewek zasadzonych polskimi rękoma w ogrodach Yad Vashem. Podkreślają, że jest to
największa liczba drzewek przypadających jednemu narodowi.
9
Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma
Artykuły
Tymczasem, jedyna rodzina w Jedwabnem, która ukryła kilku Żydów, ratując ich w
ten sposób przed spaleniem w stodole przez ich polskich sąsiadów – niedawno zmuszona
została do wyjazdu z miasteczka, a nawet zdecydowała się wyemigrować z kraju, w którym
nie było dla nich miejsca. W podobnym kierunku, do USA, udał się również były burmistrz
tego miasteczka, który zaangażował się w przygotowanie ekspiacyjnych uroczystości,
upamiętniających ofiary mordu w Jedwabnem, dokonanego rękoma grupy jego mieszkańców.
Naciski miejscowej opinii publicznej, skupionej wokół księdza, zmusiły go do rezygnacji ze
stanowiska oraz wyjazdu.
10