W wojsku będzie mniej generałów

Transkrypt

W wojsku będzie mniej generałów
Rozmowa "Rz"
W wojsku będzie mniej generałów
20-07-2010
Nie mamy jeszcze profesjonalnej armii. Dopiero zaczynamy zmiany – mówi gen. Mieczysław
Cieniuch szef sztabu
Mamy profesjonalną, zawodową armię?
gen. Mieczysław Cieniuch, nowy Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego: Zawodową
tak. Profesjonalną zdecydowanie nie. To długotrwały, wieloletni proces. Nie wiem, czy
nadejdzie taki moment, gdy będziemy mogli powiedzieć: kończymy, osiągnęliśmy
wszystko…
To na jakim etapie jest wojsko?
Szkolenie armii zawodowej dopiero się zaczęło. Cykl ten jest obliczony na trzy lata, a
rozpoczął się dopiero pół roku temu. W tej dziedzinie więc nie pokonaliśmy jeszcze nawet
pierwszego etapu. Ważne jest też utrzymanie odpowiedniej liczebności armii.
Czyli 100-tysięcznej?
To liczba trochę umowna. Chodzi o to, by być jej jak najbliżej, lecz jej nie przekroczyć. W
armii niemal każdego dnia przychodzą i odchodzą żołnierze. Gdy tylko powstają braki,
natychmiast je uzupełniamy, by być jak najbliżej tych 100 tysięcy.
Ilu żołnierzy służy dziś w wojsku? Ostatni raport NIK z wykonania budżetu MON
mówił o ok. 95 tysiącach.
No właśnie, gdy NIK robił kontrolę, było właśnie tylu żołnierzy. Dziś brakuje ich do
zakładanej liczby już tylko ok. 2 tysięcy. Dlatego jeszcze w lipcu mamy zamiar przyjąć do
służby w korpusie szeregowych zawodowych właśnie tylu nowych żołnierzy.
Mówi pan o korpusie szeregowych, a nie oficerskim. Czy to wynika z tego, że w armii
jest więcej wodzów niż Indian, tj. oficerów niż szeregowców?
Będziemy redukować liczbę oficerów i podoficerów, zwiększając liczebność korpusu
szeregowców. Choć może słowo redukcja nie jest najlepsze. Po prostu systematycznie
likwidujemy niepotrzebne stanowiska oficerskie czy podoficerskie, ale ostrożnie, bez
wstrząsów. Na koniec przyszłego roku chcemy mieć ok. 21 tys. stanowisk dla oficerów. Dziś
jest ich 23,5 tys. Generałów też będzie mniej?
Tak. W tej chwili służy ich 118. Część w tym roku odejdzie do rezerwy. Sądzę, że liczba
generałów z czasem się zmniejszy, gdyż zmniejsza się liczebność armii. Określenie “za mało
wodzów, za dużo Indian” to mit. W armiach NATO można zauważyć pewną prawidłowość:
redukcja liczebności sił zbrojnych prowadzi do zmniejszenia liczby żołnierzy przypadających
na jednego generała. Ale cały czas mówimy o pokojowej strukturze armii. Tymczasem na
wypadek zagrożenia, wojny armia uzupełniana jest o znaczną liczbę żołnierzy rezerwy.
Posiadanie w pokojowej strukturze odpowiedniej liczby wyszkolonych “wodzów” daje
gwarancję, że mobilizowanymi na czas wojny “Indianami” będzie miał kto skutecznie
dowodzić.
Na wojsko od kilku lat przeznacza się mniej środków, niż zakłada to ustawa, która
gwarantuje, że rocznie do budżetu MON powinno wpływać 1,95 proc. PKB.
Rzeczywiście, budżet MON, sumując kilka ostatnich lat, był niższy o prawie 5 mld zł od
zaplanowanego. Dla nas to ogromna kwota. Proszę zauważyć, że to więcej niż roczne środki
przeznaczane na modernizację wojska. Zaplanowanie funkcjonowania armii i całej sfery
bezpieczeństwa z nią związanej jest ogromnym przedsięwzięciem i robi to Sztab Generalny.
A całe planowanie opiera się właśnie na wskaźniku 1,95 proc. PKB. Dlatego tak ważne jest
zagwarantowanie stabilnego i na właściwym poziomie finansowania armii.
Warto planować, skoro wiadomo, że wskaźnik nie zostanie dotrzymany? Planować trzeba. A
w tym roku wszystko wskazuje na to, że budżet wojska zostanie wykonany dokładnie tak, jak
został zaplanowany.
Jak niedofinansowanie wpłynęło na wojsko?
Wiele podpisanych kontraktów na nowy sprzęt wojskowy trzeba było renegocjować. Brak
pieniędzy musiał przełożyć się na intensywność szkolenia, ale i na zużycie zapasów
wojskowych: paliwa, amunicji, żywności, umundurowania. Bo skoro nie można było kupić
nowego sprzętu czy środków, musieliśmy wykorzystywać zapasy. Trzeba było też okroić
środki na remonty sprzętu.
W ostatnim czasie zakupy nowego sprzętu wojskowego szły ślamazarnie?
Modernizacja idzie w takim tempie, na jaki pozwalają finanse. Wszyscy chcielibyśmy, by szła
szybciej. Sądzę, że życzeniem i rządzących, i wojskowych, i obywateli jest nowoczesna,
dobrze wyposażona armia. Chcę podkreślić, że tempo modernizacji wojska w Polsce nie
odbiega ostatnio, czyli w dobie kryzysu, znacząco od tempa modernizacji innych armii
europejskich.
Inne europejskie armie nie mają takich problemów ze śmigłowcami jak my?
O potrzebie zakupu nowych śmigłowców mówi się od lat, ale od mówienia do realizacji długa
droga. Konkretnym programem wojskowym zakup śmigłowców stał się w marcu. To jeden z
14 programów pozyskania nowego uzbrojenia dla armii. W tej chwili trwa jego
przygotowanie.
Który jest najpilniejszy?
Każdy z nich jest ważny. Na wszystkie przewidujemy wydać ok. 50 proc. pieniędzy, które
zaplanowaliśmy na zakupy uzbrojenia w najbliższej dekadzie.
Duże znaczenie ma realizacja programu obrony powietrznej czy programu LIFT, tj. zakupu
samolotu szkolno-bojowego. Wśród nich jest też program Marynarki Wojennej. Jest też
bardzo ciekawy, ale prawie niezauważany program “Tytan”. Dotyczy żołnierza XXI wieku –
jego bezpieczeństwa oraz działania na polu walki.
Na tych programach nie kończy się sprawa modernizacji technicznej armii. Pozostałą część
pieniędzy pochłoną remonty i zakupy części zamiennych do eksploatowanego już sprzętu.
Jak pan widzi przyszłość misji w Afganistanie?
Polska jako członek Sojuszu Północnoatlantyckiego przyjęła strategię byłego dowódcy wojsk
USA i NATO w Afganistanie generała Stanleya McChrystala. To strategia nadal w sojuszu
obowiązująca. Zwraca ona większą uwagę sił ISAF na bezpieczeństwo afgańskiej ludności
cywilnej. Z jednej strony mamy ją ochraniać zarówno przed talibami, jak i przed skutkami
naszych działań operacyjnych. Z drugiej – powinniśmy pomagać gospodarczo i
ekonomicznie. Warunkiem gospodarczego rozwoju jest bezpieczne, stabilne środowisko. Aby
to zapewnić, musi być silna armia i policja afgańska. Na początek należało więc zwiększyć
siły ISAF, by tym mocnym uderzeniem rozpocząć realizację strategii. To zrobiliśmy.
Wzmocniliśmy nasz kontyngent o 600 żołnierzy. Strategia zakłada następnie ustabilizowanie
sytuacji w Afganistanie, by w 2013 r. można się było stamtąd wycofać.
Ale polscy politycy mówią, że wycofujemy się już w 2012 r.
Nie można wykluczyć, że dojdzie do przedefiniowania celu, jaki władze polityczne sojuszu
postawiły wojskowym w Afganistanie. Może to nastąpić już jesienią w czasie planowanego
szczytu NATO w Lizbonie. Ale obecna strategia zakłada, że cały sojusz północnoatlantycki
powinien kontynuować tę operację co najmniej do 2013 r.
Jednak to nie oznacza, że poszczególne państwa nie mogą jej zakończyć wcześniej. My,
wojskowi, podporządkujemy się decyzjom polityków. Byłoby bardzo źle, gdybyśmy w tych
kwestiach publicznie polemizowali. Ale mamy prawo i obowiązek przedstawiać naszym
przełożonym rzetelne opinie i analizy dotyczące naszego udziału w operacji ISAF.
Jeśli wyjedziemy z Afganistanu, polskie wojsko w niewielkim stopniu będzie obecne na
misjach zagranicznych?
To prawda, wycofaliśmy się z misji ONZ. Zostajemy w Kosowie, ale kontyngent został
nieznacznie zmniejszony. Zredukujemy nasze zaangażowanie w Bośni, ale dlatego, że cała
operacja schodzi na niższy poziom. Do końca listopada będziemy tam na dotychczasowym
poziomie. Potem wrócimy, lecz już z mniejszą grupą żołnierzy.
Dla wojska to dobrze czy źle?
I dobrze, i źle. Na operacjach armia zyskuje – nabywa nowego doświadczenia, testuje sprzęt,
nowe procedury, uczy się nowego sposobu wykonywania zadań. Natomiast nie da się ukryć,
że są też straty. Takie, których nie da się wycenić, czyli straty życia ludzkiego i zdrowia wielu
żołnierzy oraz te, które mają wymiar finansowy.
Nie ulega wątpliwości, że środki finansowe, które zostały wydane na misje, szczególnie tak
kosztowne jak misja w Afganistanie, pomniejszają nasze możliwości modernizacyjne. Ale
należy pamiętać, że część sprzętu wróci z misji do kraju, a dodatkowo – w tych kosztach
partycypują sojusznicy. Na przykład Amerykanie zapewniają transport żołnierzy i sprzętu do
Afganistanu – a to są ogromne koszty.
A kiedy sami będziemy mogli transportować własnych żołnierzy i sprzęt samolotami
Herkules. Gdy ostatnio próbowaliśmy, maszyna musiała w Afganistanie lądować
awaryjnie.
W tym przypadku wstępne wyniki prac komisji wskazują, że nie była to wina pilotów, lecz
awaria. Samolot był wypożyczony od USA. Stany Zjednoczone zresztą zezwoliły nam, by już
po awaryjnym lądowaniu herculesa wymontować z niego to, co się przyda naszemu
lotnictwu, a samolot „skasować”.
Na razie mamy dwa samoloty Hercules. Trzeci będzie wkrótce. Dwa pozostałe mają dotrzeć i
wszystko wskazuje na to, że program Herculesa zamkniemy najpóźniej w przyszłym roku.
—rozmawiała Edyta Żemła
Rzeczpospolita