Fale nienawiści - Collegium Civitas
Transkrypt
Fale nienawiści - Collegium Civitas
Fale nienawiści ROZMOWA Z prof. Andrzejem Szpocińskim* MARTA STRZELECKA: Dlaczego dyskusje internatowe są takie agresywne? PROF. ANDRZEJ SZPOCIŃSKI: Na początku z internetu korzystali ludzie o wysokim statusie majątkowym. To była rozrywka elitarna, więc nie wypadało zachowywać się niewłaściwie. Kiedy względy statusowe przestały odgrywać rolę, zmienił się skład tej społeczności. Teraz w dyskusjach biorą udział ludzie o określonych cechach psychicznych. Są wśród nich ci, którzy mają potrzebę uczestniczenia w życiu politycznym. To życie jest frustrujące, więc próbują wyładować emocje. Choć można oczywiście uczestniczyć w życiu politycznym również poza internetem: iść na wiec, zapisać się do partii, działać w organizacji. Ale są ludzie, którym dyskusja wydaje się najlepszym sposobem. Miałem ciotkę, którawwieku 80 lat pisałatólka listów w tygodniu i wysyłała do różnych urzędników. Nie oczekiwała odzewu, robiła to z potrzeby obywatelskiej. Gdyby wtedy by} internet, na pewno byłaby obecna na forach i czatach, choć prawdopodobnie zachowywałaby się kulturalnie. Rozwojowi agresji winni są tylko uczestnicy dyskusji? - Nie. Korzystają z portali, które redagowane są w sposób agresywny. Nie zawsze po to, żeby czytać informacje, ale na przykład po to, żeby sprawdzić pocztę. Trafiają na tytuły, których jedynym celem jest prowokować. Chodzi oczywiście o poszukiwanie odbiorcy za wszelką cenę. Większość portali nawołuje do tupetu i arogancji. Wydaje się, że to nie powinno być kupowane przez wszystkich, ajednak jeżeli wciąż widzi się informacje o Dodzie, to w końcu chce się sprawdzić, kto to jest Doda. Jednak oddzieliłbym dyskusje polityczne od obyczajowo-rozrywkowych. W rozmowach o rozrywce jest mniej negatywnych emocji? - Tam chodzi o znalezienie sobie przestrzeni społecznej, w której można się poczuć wśród swoich. Rozmawia się o osobach publicznychjak o znajomych, żeby poczuć, że część chwały spływa na mnie..W socjologii istnieje pojęcie „trzeciego układu kultury": nadawca wysyła treści do nieznanego mu odbiorcy i na tym koniec. Nie ma żadnej zwrotnej informacji. Odbiorca nie ma prawa głosu. Nadawca panuje nad całym procesem komunikowania. W internetowych rozmowach ten układjest zachwiany. Powstająnamiastkigrup koleżeńskich, do których należą i licealiści, i znani aktorzy, i politycy. Każdy każdemu może zadać pytanie, nikt nikogo nie cenzuruje. Czy publiczność nie jest zachęcana do cenzurowania, kiedy wywiad z postacią publiczną zapowiada się zdaniem: „Sprawdź, co on ma do powiedzenia"? - Tu chodzi o to, by połechtać próżność odbiorcy, pokazać, że onjest równy największym. Tojest nieumiejętność uszanowania czyjejś pozycji, która może zamienić się w chamstwo. Kupowanie klientów polega na tym, że daje im się możliwość dyskusji z kimś, kto nie silniejsza niż odbiorcy. Mogłem się mógłby się wydawać nieosiągalny. nie zgadzać, buntować, ale nie byłem Czy to nie jest zachwianie porządku w stanie tego wyrazić, bo nie byłem dospołecznego? puszczany do głosu. Internet dopuszcza - Od dawna mamy zachwiany po- do głosu wszystkich zbuntowanych. Oni rządek społeczny. Tracimy autorytety. oczywiście nie zawsze są przygotowani Chodziło oto,że w pewnych obszarach do udziału w dyskusji. Również stąd biewiedzy ktoś jest ode mnie lepszy. Nie rze się agresja i chamstwo. W XIX wiemogę się z nim bałwochwalczo zgadzać, ku mówiło się, że trzeba wychować do ale powinienem uszanowaćjego pozy- powszechnego prawa wyborczego. Możcję. Takie relacje są niszczone. na by było powiedzieć: trzeba ludzi wyJednak daleki jestem od myślenia, chować, żeby dać im internet. Tojest że proces ten został założony progra- oczywiście niemożliwe, nigdy by się ich mowo. To nie jest intencjonalnie zało- nie wychowało, ale trzeba ich uczyć. żony program szerzenia nienawiści. Ta- Jak? ka sytuacjajest raczej konsekwencją in- Pisać, mówić o zacietrzewieniu, dywidualizacji kułtury europejskiej, któ- chamstwie, głupocie w internecie. Wyśra zaczęła się kilka wieków temu wraz miewaćje, parodiować. z renesansem. W pewnym momencie A gdyby się tego nie robiło? - pod koniec wieku XX - indywidualizm - Brak kultury będzie się pogłębiał. zaczyna się jednak przeradzać w swo- Tych bez kultury jest więcej? je przeciwieństwo. Kiedyś polegał na - Oczywiście, że tak. Ale nie o to chouczciwym dochodzeniu do własnej opi- dzi, żeby zjadaczy chleba zamienić nii. Teraz chodzi głównie o demonstro- w aniołów. Tojest niemożliwe. Lepszy wanie swojej odmienności, tego wyma- jest minimalny plan: żeby zachowała się ga komercjalizacjai urynkowienie wszel- garstka ludzi, którżyjhie dadzą się wciąkich sfer życia społecznego. Trzeba po- gnąć w dyskusje pełne nienawiści i arokazać, żejestem inny niż wszyscy. To się gancji. sprzedaje. Zjawisko to nie ominęło też W internecie czasem zostaje się członnauki. Gdyby się przyjrzeć współczes- kiem grupy, której się nie zna. Zakłanym publikacjom, okaże się, że najbar- dając profil w MySpace, w ciągu tydziej popularni są autorzy, którzy wy- godnia zdobywa pan co najmniej kilmyślają zaskakujące formuły i rewolu- kudziesięciu znajomych. Nie ma pan cyjne hasła. Jeśli się przejrzy ich książ- wpływu na komentarze, które zostaki, może się okazać, że za każdym ra- wiają na pana stronie. Z udziału w tazem piszą coś innego. Tojest odprysk kiej dyskusji można zrezygnować, tylindywidualizacji, która przeradza się ko wypisując się z serwisu. - Albo się godzę na udział w pewnej w swoje przeciwieństwo i staje się błazenadą. Tymczasem potrzebujemy eks- grze, albo rzeczywiście muszę się wypipertów. Współczesny świat - świat ry- sać. Tradycyjne grupy oparte są na więzyka, braku zaufania, niepewności - po- ziach bezpośrednich. Uczestniczy się trzebuje ekspertów. Mamy za dużo w nich całą osobowością, nie wjednej rosprzecznych informacji, których nieje- li - nauczyciela, sprzedawcy czy polityka. W tradycyjnych małych grupach znają steśmy w stanie uporządkować. mój charakter, upodobania, wady, rodziJaki ma w tym udział internet? - Do momentu pojawienia się inter- nę, przyjaciół nie tyłko na podstawie tenetu pozycja nadawcy była zdecydowa- go, co irn opowiem, ale z obserwacji. Nie mogę moich bliskich zawieść, oszukać. Bycie członkiem rodziny albo grupy wymaga wyrzeczeń. W intemetowych społecznościach poczucie wspólnoty niewiele kosztuje. Dlatego jest atrakcyjne. Mogę wszystko - udawać świętoszka i być rozpustnikiem lub odwrotnie. Muszę tylko pamiętać, że inni kreują swoje wizerunki, aoni muszą wiedzieć, żejakreuję swój. Jeśli będę zbyt dużo oczekiwał od takich relacji, mogę się poczuć oszukany. Dlatego wspólnoty internetowe poddane testowi w realnym świecie często się rozpadają. Ale ludzie nie zdają sobie sprawy ze sztuczności takich układów. Czy to dobrze, że kampanie wyborcze kandydatów na prezydenta USA odbywają się w internecie? - Demokracja ma to do siebie, że wymaga ryzyka. Jednak powinna uczyć, że wszystko zależy od tego,jak zachowują się przegrani. Jeżeli nie są w stanie znieść swojej sytuacji, to jest to właściwie koniec demokracji. Tu się rodzi najwięcej agresji - w przegranych. Uważam, że trzeba krytycznie mówić o poziomie dyskusji w internecie. Nie chodzi o cenzurowanie tych złych, ale o niedopuszczenie do sytuacji, w której ci rozważni zostaną wyparci z dyskursu publicznego. Proszę spróbować powiedzieć w internecie coś złego o internautach. Narazi się im pan. - Nie szkodzi. Mam prawo. Oni, niestety, mają prawo oblać mnie falą nienawiści, o *PROF. ANDRZEJ SZPOCIŃSKI - socjolog, kierownik specjalizacji kultura, media i komunikacja społeczna na kierunku socjologia w Collegium Civitas, docent Instytutu Studiów Politycznych PAN. Autor książki „Lokalny, narodowy, ponadnarodowy. Wymiary świata kreowanego przez media" o