Jak poprowadzić gumę na sandacza? - Portal Muskie.Pl

Transkrypt

Jak poprowadzić gumę na sandacza? - Portal Muskie.Pl
Portal Muskie.Pl
Jak poprowadzić gumę na sandacza?
Autor: Jacek Jóźwiak
Tylko kilka podpowiedzi - z tysięcy możliwości - w jaki sposób prowadzić gumy, kiedy celem jest
sandacz. Mówią, że trzeba czuć gumę - wcale nie to jest najważniejsze, otóż trzeba ją czuć i myśleć o
tym, co ona właśnie robi, jak wygląda, gdzie się znajduje... I jak sobie macha ogonkiem. Taktyka
obławiania miejscówek.
Często słyszę tytułowe pytanie. O prowadzeniu miękkich przynęt można by było napisać książkę. Albo i
dwie. Bo, po pierwsze, gum jest wiele, po drugie, rozmaite warunki spotyka się na wodzie. Najogólniej,
na tak stawiane pytanie, dało by się odpowiedzieć - trzeba je prowadzić rożnorako, rozmaicie, i tak, i
siak... Tymczasem taka odpowiedź, choć przecież logiczna, w niektórych okolicznościach bywa całkowitą
nieprawdą.
Zdarzają się dni, kiedy sandacz atakuje wyłącznie przynęty prowadzone jednostajnie, na jednej
wysokości, zaś jakiekolwiek urozmaicanie prowadzenia, powoduje całkowity zanik brań... Niestety,
okolicznościami zarządzają sandacze i nigdy nie wiadomo z góry, co im się akurat spodoba... Więc jednak
warto zacząć od rozmaitości...
Pierwsze założenie - a tych założeń warto sobie postawić jak najwięcej przed każdą planowaną wyprawą
na sandacze - łowię w dzień. To z miejsca determinuje kolejną przesłankę: bez względu na to, czy będę
penetrował rzekę, jezioro czy zbiornik zaporowy, nastawię się na obławianie dna akwenu.
Nie oznacza to jednak, że mam zamiar orać dno rzeki czy zaporówki moimi gumami - to pewne zaczepy i
rwanie przynęt co i raz. Wszystkie pisma wędkarskie mówią o "wzbijaniu przynętą obłoczków mułu", co
rzeczywiście wabi i dodatkowo pobudza sandacze, jednak nie oznacza to bobrowania po dnie z mocą
kilkuskibowego pługu. W polowaniu na sandacze najważniejsze nie są efekty, jakie czyni przynęta, ale
możliwość (i umiejętność) zastosowania tych efektów w sposób świadomy i w momencie, w którym
powinny być zastosowane. Guma na wagę
Bez względu więc na to, gdzie się łowi - czy w wodzie płynącej, czy w stojącej, czy na płyciźnie, czy w
głębinie - na każdym nowym stanowisku warto, a powiedziałbym nawet, że trzeba, dobrać odpowiedni
ciężar główki do okoliczności panujących w łowisku. O ile w zbiorniku zaporowym czy w jeziorze warunki
podczas przestawiania łodzi nie ulegają częstym zmianom, o tyle w rzece każde kolejne stanowisko może
okazać się zupełnie odmienne.
Swojego czasu bardzo często jeździłem na sandacze z Markiem Szymańskim i Maćkiem Jagiełło.
Łowiliśmy w tych samych miejscach, na takie same gumy, ale w porównaniu do nich wyniki miałem
mizerne. Któregoś dnia jednak, Maciek opowiedział mi, co robi po dotarciu na nową miejscówkę. Otóż
bada łowisko tą samą gumą, która miał na miejscu poprzednim - kilka rzutów i zapada decyzja - można
łowić tak jak jest, czy też należy zmienić główkę na lżejszą czy cięższą.
Zacząłem stosować się do tej rady - po raz pierwszy bodaj na grochalskich główkach sprzed ich
podsypania piachem - i tego samego dnia zrozumiałem, co to znaczy kilkanaście brań na jednym długim
spacerze. Zasada jest prosta - jeśli chce się łowić nad dnem, należy - bez względu na wszystkie inne
okoliczności - tak dobrać ciężar główki i gumę, aby nie orała dna, lecz by można było nią w każdej chwili
"puknąć" o dno. Myśleć za gumę
Nie ma problemu z doprowadzeniem przynęty do dna w jeziorze czy zalewie - po prostu sama leci i
znaczy kontakt z wysłaniem zbiornika zwiotczeniem żyłki. Trudniej jest w rzece, szczególnie na jej
odcinkach o nieco szybszym nurcie. Tam tego zaznaczenia się nie wypatrzy, a bywa - jeśli gumę poda się
w złe miejsce - że podczas prowadzenia przynęta nie dotrze w ogóle do dna. Tutaj uczulam Czytelników dobieranie ciężaru gumy musi uwzględniać także prąd rzeki...
Przez rzutem, zawsze wybieram sobie wzrokiem miejsce, które chcę obłowić. Przy polowaniu na sandacze
w rzece, na odcinkach nurtowych (a w takich one głównie są do złowienia). To bardzo ważna sprawa podczas łowienia w rzece nie należy spodziewać się brania przez cały czas prowadzenia przynęty, choć
uważać trzeba, bo niekiedy zdarzają się niespodziewane wydarzenia... Gdy szuka się rzecznego sandacza,
w taki sposób podaje się gumę, by najefektywniej i najefektowniej zaprezentować gumę na niekiedy
bardzo krótkim odcinku.
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 8 March, 2017, 03:29
Portal Muskie.Pl
Przedstawmy sobie taką sytuację - chcemy obłowić napływ ostrogi. Stajemy powyżej główki, rzucamy
gumę nieco pod prąd, aby opadła do dna właśnie na napływie i wzdłuż przelewu prowadzimy ją ku sobie.
Wydawać by się mogło, że jeden, dwa rzuty i cały napływ jest spenetrowany. Otóż, niestety, nie jest...
Guma, po opadnięciu do dna, napływa na ostrogę, zatacza łuk i niemal natychmiast zostaje poderwana
do góry przez rzeczny nurt. Im niżej trzymamy szczytówkę, czyli im większy odcinek linki poddany jest
naporowi wody, tym krótszy jest odcinek, kiedy guma wabi sandacze tuż przy dnie.
Zatrzymam się na chwilę przy tej szczytówce - podczas prowadzenia przynęty w prądzie, należy po
prostu myśleć o tym, jak zachowuje się wabik odpowiednio do położenia topu wędki. Bardzo prędko
okaże się, że przez to myślenie szczytówkę intuicyjnie unosić będziemy wyżej, coraz wyżej, aż do
najbardziej optymalnej pozycji - nieco ponad poziom oczu. Rzecz jasna, będą sytuacje, kiedy ją
opuścimy, ale zdarzą się także takie, gdy podniesiemy spinning na wysokość wyciągniętego ramienia. Nie
ma sensu formułować tutaj reguł - jeśli myśli się o tym, w jaki sposób zachowuje się guma na skutek
naszych działań, operowanie szczytówką staje się naturalne, intuicyjne. Następuje to bardzo szybko,
dziw, trzy wyprawy i myślenie o topie spinningu zastąpi instynkt...
Można wówczas pomyśleć o innych aspektach prezentowania przynęty - jak się okazuje, sandacz
najczęściej uderza w przynętą napływającą na jego stanowisko. Ci, którzy z tym artykułem w pamięci
pójdą na przelewy, rafki, rynny o muldowatej budowie, natychmiast przestaną żałować, że tak naprawdę
efektywna praca gumy w rzece, to krótki odcinek - napłynięcie po dnie, kilkadziesiąt centymetrów wzdłuż
dna i już przynęta podrywa się ku górze... Ta chwila poderwania, podobnie jak moment napłynięcia, to
najprawdopodobniejszy moment sandaczowego uderzenia. Późniejsze prowadzenie przynęty wzdłuż
przelewu, to już nie prezentowanie jej tuż nad dnem, ale wyżej, niekiedy w pół wody, a na ostrzejszym
nurcie niemal pod powierzchnią.
Obławianie wybranych wzrokiem krótkich odcinków przynosi kilkakrotnie więcej brań, niż prowadzenie
wabika wzdłuż całego przelewu... Coraz dłuższy rzut
Mam przed oczami następujący widok - przed główką pojawia się spinningista, ustawia i w pierwszym
rzucie posyła gumę daleko, ile pary w rękach. Kilkanaście rzutów i odchodzi na kolejny przelew.
Najczęściej na pusto. Przyczyna niepowodzenia - otóż efektywność prezentowania przynęty była niemal
zerowa, większość drogi pokonywała ona zbyt wysoko nad dnem, by sandacz ją zaatakował.
Wyjście? Myśleć o tym, jak zachowuje się przynęta. Wybranie świadomie miejsca i sposobu jej
prezentacji. Na napływie (zresztą, jak się dobrze pomyśli, to także w każdym innym miejscu w nurtowych
partiach rzeki) należy zaczynać od prezentacji gumy bardzo blisko stanowiska wędkarza. Krótki rzut
powyżej napływu, osiągnięcie dna i prezentacja przynęty po opisywanym łuku. I jeszcze raz. I trzeci rzut
odrobinę dalej. Sprowadzenie do dna, prezentacja i po poderwaniu się wabika do góry, można już
ściągać, ile pary w kołowrotku. To ostatnie pozwoli na zaprezentowanie przynęty tuż przed samym
napływem. Jeśli spinningista żałować będzie "pustych przebiegów", wówczas nigdy nie podstawi
sandaczowi wabika pod nos - a tego właśnie wymaga łowienie za dnia.
Jeśli po oderwaniu się gumy od dna, nie zacznie się szybko kręcić korba kołowrotka, a będzie się ją
usiłowało "prowadzić" dalej, to pewne jest, że nurt wrzuci ją w zawady na samym przelewie. Skutek do
przewidzenia - sama prezentacja, czyli omówiony już łuk zatoczony przez przynętę, będzie miała miejsce
zbyt daleko przed główką. Nawet nie wiadomo, czy przycupnięty w nurtowym cieniu sandacz w ogóle ją
zobaczy.
Wędkarz zdecydowany na te "puste przebiegi" kilkudziesięcioma rzutami, dokona pełnej, efektywnej
prezentacji gumy wzdłuż całego przelewu. Szansa na sprowokowanie sandacza wzrasta niepomiernie:
jeżeli siedzi na napływie - powinien uderzyć.
Dodatkowym bonusem, zdarzającym się zaskakująco często, może być boleń na haku podczas szybkiego
prowadzenia gumy, pod warunkiem, że będzie ona biała, przezroczysta z brokatem, a niekiedy nawet
żółta czy zielona...
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 8 March, 2017, 03:29

Podobne dokumenty