przeczytaj pierwsze 2 rozdziały książki

Transkrypt

przeczytaj pierwsze 2 rozdziały książki
I
Ze wstępu do broszury Polska 1971–1975 Bolesława
Przywary i Ryszarda Zabrzewskiego, Warszawa 1975
„Sformułowana przez VIII Plenum KC (1971) i VI Zjazd
PZPR strategia rozwojowa zapewniła dynamiczny, a zarazem
harmonijny rozwój społeczno-gospodarczy naszego kraju. Realizacja założeń tej strategii wyraziła się w efektywnej mobilizacji wewnętrznych i zewnętrznych (…) sił i środków na cele rozwojowe i konsumpcyjne (…). W omawianym okresie, jak to potwierdzają przytoczone wskaźniki, nabrała realnego kształtu wypowiedź tow. E. Gierka, że wzrost spożycia, poprawa bytu w zakresie materialnym i kulturalnym ludzi pracy stanowi trwałe założenie wypracowanej przez partię koncepcji rozwoju
społeczno-gospodarczego Polski”.
Bronisław Wildstein
W 1968 roku miałem szesnaście lat. Chodziły głosy, że
ktoś się buntuje, coś próbuje robić. Nie miałem szczęścia, żeby
znaleźć wtedy rówieśników, którzy myśleli tak jak ja. Rosło we
mnie gigantyczne obrzydzenie do tej rzeczywistości. I poczucie
codziennego upokorzenia.
Pierwszy raz zaangażowałem się w 1973 roku, kiedy nagle
przekształcono Zrzeszenie Studentów Polskich w Socjalistyczny
Związek Studentów Polskich. Z moimi przyjaciółmi uznaliśmy,
że należy zareagować, bo znowu ktoś plunął nam w twarz, zadecydował bez żadnych konsultacji, narzucając organizacji studenckiej stempel ideologiczny. ZSP formalnie było wpisane
w państwową strukturę, ale nikt nie wymagał tak daleko idącego
kompromisu z oficjalnymi poglądami. Z przyjaciółmi z polonistyki, filozofii, z Włodkiem Galewiczem, obecnie profesorem filozofii, Jankiem Piekło, Staszkiem Sobolewskim zaczęliśmy
przygotowywać wiec, pisać ulotki. Skończyło się na niczym,
rozmawialiśmy z ludźmi, ludzie przytakiwali, ale poczucie beznadziejności i braku wpływu na rzeczywistość było bardzo głę1
bokie. Z wiecu nic nie wyszło, natomiast rozrzuciliśmy trochę
ulotek, co i tak było niebywałe. Wtedy nauczyłem się pisać na
maszynie.
Z instrukcji 006/70 o pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa resortu spraw wewnętrznych z 1970
„Polska ze względu na swą rolę we wspólnocie państw socjalistycznych i położenie geograficzne jest nadal stałym obiektem zainteresowań, ataku i dywersji ze strony ośrodków imperialistycznych działających głównie z terenu Europy Zachodniej,
a zwłaszcza z NRF. W ostatnich latach nastąpiła rozbudowa
ośrodków dywersji i szpiegostwa, wzrasta liczba specjalistów zajmujących się zwalczaniem komunizmu, rośnie ilość wrogich publikacji. Wzrosło nasilenie dywersji radiowej, a w najbliższych
latach należy spodziewać się oddziaływania dywersyjnej propagandy drogą telewizyjną. Ostatnio ośrodki dywersji zostały zasilone nowymi kadrami spośród osób, które emigrowały z kraju
i powodowane nienawiścią do PRL wykorzystują do wrogich celów posiadany zasób informacji.
Rozszerza się ruch osobowy z krajami kapitalistycznymi,
w których rozbudowywane są specjalne systemy pracy nad
przyjeżdżającymi do tych krajów, jak i wyjeżdżającymi z krajów kapitalistycznych do krajów socjalistycznych. Wzrosła liczba różnych najemnych pośredników i ankieterów prowadzących
indagację wywiadowczą i wywierających różne formy nacisku
na naszych obywateli.
Nasila się penetracyjno-dywersyjna działalność koncernów i firm kapitalistycznych mająca na celu utrudnianie i hamowanie rozwoju gospodarki narodowej krajów socjalistycznych.
Socjalizm jako system społeczny sprawdził się w praktyce
jako system najlepszy i zdobył sobie duży autorytet wśród mas
pracujących całego świata. W związku z tym ośrodki dywersji
i siły wewnętrznej kontrrewolucji nie atakują socjalizmu wprost,
lecz w sposób zamaskowany, i pod pozorem jego »ulepszania”
2
stosują różne metody i środki działania zmierzające do »zmiękczania« i wewnętrznej »erozji” socjalizmu.
W ostatnich latach głównym narzędziem działalności dywersyjnej imperializmu jest rewizjonizm, syjonizm i trockizm –
działające we wzajemnym politycznym i organizacyjnym powiązaniu”.
Najmilsza Studentka
W ogóle lata siedemdziesiąte były bardzo dobrym okresem
w moim życiu. Bardzo mile wspominam cztery lata studiów
w Krakowie. Po raz pierwszy prowadziłam samodzielne życie,
bez rodziców. Wydaje mi się, że były to dosyć spokojne lata, sporo studentów dostawało wtedy stypendia, można było za nie przeżyć, akademik był tani, w sklepach było dosyć dużo towarów.
Przywoziłam do domu do Tarnowa towary, których tam nie było.
Żyło się spokojnie, spokojnie i wesoło. Te cztery lata moich studiów były okresem takich prosperity za rządów Gierka, żyliśmy
podobno na kredyt, ale żyło się całkiem spokojnie i nie czuło się
żadnych braków, nie czuło się żadnych napięć. Polityka nie wkraczała w życie młodych ludzi, właściwie myślało się o nauce i rozrywce. W tej chwili moje dzieci, choćby nawet nie chciały, wiedzą, co dzieje się w polityce, bo to przecież i prasa, i telewizja,
i radio, ciągle się mówi o tej polityce, kto wygrał wybory, kto
przegrał, kto rządzi, jak rządzi, jakie programy. Wtedy nas to zupełnie nie interesowało.
Krzysztof Kozłowski
Najbardziej przygnębiająca w PRL-u była szarość. Ta
straszna szarość i różne jej odcienie. Ludzie się różnili między
sobą,
ale w większości przypadków odcieniami szarości. Nie
myślę nawet o wyglądzie sklepów, witryn i ulic, ale
o szarości w ludzkich poglądach, w ludzkich postawach, o różnych
odcieniach
oportunizmu,
który
przygnębiający.
3
był
najbardziej
Danuta Skóra (Sotwin)
Brak wolności słowa, wolności prasy, brak możliwości organizowania się swobodnie przez te grupy młodzieży, brak pewnych książek, pewnych twórców. Na polonistyce wyglądało to
w ten sposób: były pewne książki przywożone na przykład z Zachodu, które wpadały w tę bibliotekę i nikt nie mógł ich czytać.
A wiedzieliśmy, że istnieje życie emigracyjne, literackie i kulturalne.
Mówiło się na przykład, że Błoński przywiózł wiersze
Miłosza z Paryża, ale właśnie one trafiły na resy i nie mogą
być udostępniane studentom, którzy niby powinni poznawać
polską literaturę współczesną, prawda? Trafiły na resy, czyli
do rejestru druków zabronionych, nieudostępnianych studentom.
B. Wildstein
Zdarzały się sytuacje, że w małym pokoju w akademiku
mieszkało osiem osób, chociaż oficjalnie zakwaterowane były
cztery. Po dwie osoby w jednym łóżku, łóżka piętrowe. Część
waletowała. Mieliśmy realia państwa socjalnego jak na dłoni.
To była naturalna samoobrona społeczna. Potrafiliśmy żyć w ten
sposób, dzielić się wszystkim.
Najmilsza Studentka
Żyłam nauką i towarzystwem – to było przede wszystkim
najważniejsze. Żeby jak najfajniej przeżyć czas, żeby te egzaminy wszystkie i ta nauka jakoś tam przechodziły, żeby zdać, nie,
jakoś tak specjalnie ambicjonalnie nie podchodziłam do tego,
chociaż raczej dosyć dobrze zdawałam wszelkie egzaminy. Natomiast najważniejsze było właśnie wszelkie życie towarzyskie,
żeby mile, przyjemnie, wesoło spędzić czas.
K. Kozłowski
Na pytanie, czy było rzeczą heroiczną należeć do opozycji
w połowie lat siedemdziesiątych, odpowiadam: nie było. Nie
4
było, bo opozycja praktycznie nie istniała. Myślę szczególnie
o roku 1975, bo wspominam go jako szczególnie ciężki. Dziś,
kiedy okazuje się, że wszyscy byli w opozycji, nawet ludzie
PZPR-u dowodzą, że w gruncie rzeczy oni też byli przeciw,
trzeba powiedzieć otwarcie – opozycjonistów w połowie lat siedemdziesiątych można było policzyć na palcach.
Epoka Gierka dała pewną swobodę, dała paszporty i poprawę warunków bytu, ale równocześnie wypłukała z ludzi jakąkolwiek odpowiedzialność za kraj, za środowisko, za krąg nawet
bliskich sobie ludzi. Większość ludzi marzyła, żeby wyjechać,
opuścić Polskę, machnąć na to ręką. Przestali się bać tak bardzo
jak w poprzednich okresach, mieli trochę więcej pieniędzy
i przekonanie, że tylko własna zaradność i własny interes decydują o wszystkim. My wciąż uważamy, że była grupa strasznych, krwiożerczych komunistów i dzielny naród, który się
opierał przez czterdzieści kilka lat. Nieprawda. Większość Polaków była oportunistycznie nastawiona, czyli mówiła sobie
w gronie rodzinnym swoje, w pracy robili swoje, biegali do wyborów, żeby nie podpaść.
B. Wildstein
Jeździłem głównie autostopem, bo nie było pieniędzy na
podróże.
Krzysztof Maleszka
Beatlesi to był ukochany zespół Leszka. Już się to zaczęło
pod koniec podstawówki. Później do Lennona się przecież bardzo upodabniał. Okulary nosił, więc wtedy przeszedł na okulary
okrągłe. Bardzo mamę prosił. To nie było wtedy tanie, żeby zrobić okulary w takich oprawach. Włosy oczywiście identyczne
jak u Lennona, zresztą on był podobny do niego nawet posturą
trochę.
Od małego bawił się raczej w książki, czytanie, chemię.
Do takich zabaw na budowie czy skakania po drzewach się nie
5
nadawał. Uczyłem go parę tygodni jazdy na rowerze, nie dało
się. Teoretycznie nauczyłem go jeździć po prostej, ale jak już
trzeba było skręcić, to uderzał w płot.
Stanisława Pyjas
Staszek kochał się w strojach, takich, w jakich chodził
Niemen. Niemen chodził w kolorowej bluzie ze stójką, w kwiatki, no i ponieważ ja umiałam szyć, Staś mnie bardzo prosił:
„Mamo, uszyj mi taką koszulę, uszyj mi taką, jak Niemen ma”.
A ja mówię: „Dobrze, uszyję ci”. I prawie miałam taki materiał
w domu. Uszyłam mu tą bluzkę, ale mi tak ta bluzka pięknie
wyszła. Tu z tą stójką, złote guziki, mankiety, wszystko.
I jak potem chodził w tej bluzce tam do ogólniaka, jak
pięknie w tym wyglądał, to szkoda gadać.
Fascynował się Niemenem. W Żywcu w ogólniaku prowadził kółko niemenowskie. To był jego idol.
Z przemówienia K. Kozłowskiego, wygłoszonego w 1975
do współpracowników i przyjaciół „Tygodnika Powszechnego”
z okazji trzydziestej rocznicy istnienia pisma
„Ściśle politycznie jesteśmy prawie niepotrzebni ani jako
pomagierzy, ani jako dawni pośrednicy (w stosunku do Kościoła, w stosunku do Zachodu), ani jako przeciwnicy, na których
koncentruje się w razie potrzeby ogień.
Skończyły się możliwości manewru politycznego, rośnie
ilość zakazów i barier politycznych. Przeszliśmy więc od paru
lat do defensywy polegającej na chęci utrzymania stanu posiadania,
a i to się nie bardzo udaje”.
B. Wildstein
Pod akademikiem „Żaczek” był barek. Najtańszym daniem były płucka, które wcinałem dość regularnie z powodu
braków finansowych. A jak były pieniądze, to czasami można
było zjeść nawet tatara albo wątróbkę. Rzadko korzystaliśmy
6
z kuchni, bo nie było co gotować. Mieliśmy też stołówkę. Niektórzy mieli bloczki, a niektórzy chodzili na tak zwane bezmięsne, czyli dostawali resztki: ziemniaki plus tak zwaną jarzynkę.
A w barze na Karmelickiej było tak. Były takie koreczki
sprzedawane do alkoholu jako konsumpcja, które później odzyskiwano, bo nikt ich nie jadł. Kawałek czerstwego chleba, raczej
czegoś, co kiedyś było chlebem. Na nim skręcony w agonalnym
skurczu ser żółtozielony. I na tym jakieś nasadzone coś, co się
nazywało kiedyś jajkiem. I jeszcze jakąś kropką czerwoną ozdobiony. Ludzie płacili za to, brali i odsuwali, to wracało do kuchni.
Najmilsza Studentka
Słuchało się dobrej muzyki. Ech, Denis Rousos, Barry
White z tych zagranicznych, a z polskich Kolorowe jarmarki,
Piechotą
do lata, Maryla Rodowicz. Zagraniczne płyty przekazywało się
jak talizman. To pamiętam.
B. Wildstein
Byliśmy bardzo ironicznie nastawieni do rzeczywistości
komunistycznej. Tak radykalnie, negatywnie. Odrzucaliśmy ją
w całości. Nie braliśmy udziału w niczym, czasem jedynie chodziliśmy do kin studyjnych, bo zdarzały się dobre filmy. I tyle.
Na przykład z Maleszką mogliśmy spierać się o wszystko, ale
w tym szczególe nie było dyskusji. Nie znajdowaliśmy w PRL-u
niczego, co dałoby się obronić.
To prowadziło do absurdu. Na przykład mój stosunek do
studiów był niewłaściwy. Powinienem był korzystać z tych studiów, a ja traktowałem je tylko jako formalność. Pracowałem
sam, uczyłem się sam, czytałem sam. Dyskutowałem z przyjaciółmi w nieformalnych kręgach. Natomiast prawie nie trzymałem się toku studiów. Nie zauważałem, że to był również sposób
7
na zdobywanie wiedzy, że należało wykorzystywać instytucje
do własnych celów.
Z instrukcji 006/70 o pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa resortu spraw wewnętrznych z 1970
„Wraz ze wzrostem socjalistycznej świadomości społeczeństwa wzrósł autorytet organów władzy ludowej i administracji państwowej, a w tym i organów bezpieczeństwa i milicji.
Wzrosło zaufanie społeczne do Służby Bezpieczeństwa, czego
wyrazem są coraz częściej samorzutnie zgłaszane przez obywateli informacje o wrogiej działalności oraz aktywne angażowanie się obywateli do prac społecznych na rzecz bezpieczeństwa
i porządku w kraju. Podstawowym warunkiem skutecznej pracy
resortu spraw wewnętrznych i jego organów bezpieczeństwa jest
zaufanie społeczeństwa i współdziałanie z nim w zakresie zapobiegania i zwalczania wrogiej działalności. Służba Bezpieczeństwa, korzystając w swej pracy z pomocy obywateli PRL, którzy
w poczuciu obowiązku społecznego wyrażają chęć informowania jej o dostrzeżonych szkodliwych faktach i zjawiskach, powinna dążyć do wyzwalania tych inicjatyw.
Środki i metody pracy Służby Bezpieczeństwa winny być
stale doskonalone i wzbogacane najnowszymi osiągnięciami nauki i techniki”.
II
Ewa Miodońska-Brookes
Poznałam ich w drugiej połowie lat siedemdziesiątych,
kiedy zaczynali studia. Jak zwykle to była grupa bardzo liczna,
dwudziestosiedmioosobowa, jeśli dobrze pamiętam. Nie pamię8
tam wszystkich studentów z tej grupy. Skład się zresztą w ciągu
trzech lat, które z nimi pracowałam, trochę zmieniał. To była
grupa, w której było kilka osób bardzo zdolnych, akurat może
nie te, które potem zasłynęły z powodów okoliczności politycznej aktywności.
Józef Ruszar
Studiowałem ze Staszkiem i z Bronkiem, i z Leszkiem
przez parę lat, ale naprawdę poznałem ich dopiero pod
koniec czwartego roku, kiedy mieliśmy wszyscy tak
zwane praktyki nauczycielskie. Chodziliśmy do szkół średnich,
gdzie uczyliśmy się, jak zostać nauczycielami. I wtedy się
zaczęła wielka afera, ponieważ Bronek Wildstein miał
poważny konflikt z opiekunem tych praktyk nauczycielskich,
który skończył się większą awanturą i wyrzuceniem Bronka
z uczelni.
Przyszedł do mnie Staszek Pyjas, czy ja podpiszę list protestacyjny popierający Bronka. Podpisałem. I to właściwie był
mój pierwszy kontakt, ponieważ my przez te lata studiów nie
mieliśmy ze sobą żadnych bliższych kontaktów.
To środowisko potem przez Adama Zagajewskiego zostało nazwane, „anarchistami”. To byli chłopcy, którzy głównie
mieszkali w domu studenckim „Żaczek”, studiowali zupełnie
poza polonistyką, interesowali się zupełnie inną filozofią niż
my. Oni studiowali przede wszystkim współczesną filozofię, my
byliśmy grzeczną młodzieżą katolicką w Duszpasterstwie Akademickim „Beczka” u dominikanów. My, czyli ja, Boguś Sonik,
Lilka Batko, późniejsza Sonikowa, Ela Krawczyk, ta część późniejszego SKS-u, która nazwana została „katolikami”.
E. Miodońska-Brookes
Jeśli miałabym coś powiedzieć o Staszku Pyjasie, to jego
uzdolnienia odkryłam dopiero pod koniec pierwszego semestru, ponieważ był chłopcem dość milczącym, zamkniętym
9
w sobie. Na ćwiczeniach zabierał głos, ale nie bardzo często,
zwykle bardzo lapidarnie, oszczędnie, na ogół sensownie, więc
tyle wiedziałam. Natomiast przedmiotem pierwszego pisemnego kolokwium na zajęciach z poetyki była analiza wiersza Zbigniewa Herberta Mona Liza. Przeczytałam pracę Staszka Pyjasa i zorientowałam się, że on na pewno należy do grupy bardzo
zdolnych studentów.
Miałam taki zwyczaj, że z każdym studentem omawiałam
pisemne kolokwium, i w trakcie rozmowy z nim dowiedziałam
się, że sam pisze. To mi wiele powiedziało. Ale w naszych kontaktach na zajęciach studenckich w pewnym sensie niewiele się
zmieniło, bo charakter człowieka od jednego kolokwium się nie
zmieni, od jednej rozmowy.
Bronisław Wildstein
Staszka i Leszka poznałem w „Żaczku”. Byli już zaprzyjaźnieni. To były orły intelektualne polonistyki.
Stanisława Pyjas
No, Leszek to był naprawdę wielki intelektualista. Jak
przyjeżdżał tutaj do Staszka, tu nawet spał też, to do nich nie
było dostępu, bo bez przerwy tylko dyskutowali, dyskutowali,
dyskutowali. Ja im tutaj gotowałam obiady, podawałam, ale
siedzieli cały czas w domu i nigdzie nie wychodzili, absolutnie, tylko debatowali na różne tematy. Książki, nauka. Nawet
przy obiedzie nieraz chciałam z nimi coś porozmawiać, to oni
byli tak zajęci rozmową, że nie można było. Przyjechały kuzynki dwie w czasie wakacji, chciały z nimi nawiązać jakiś
kontakt, porozmawiać. Nie! Nie zawarli znajomości, bo oni
mieli swoje myśli.
B. Wildstein
Ja wracałem na drugi rok, bo wojsko zaczęło się mną interesować. Pamiętam taką historię, że właśnie wtedy jak zaczęliśmy coś robić w sprawie powstania SZSP, już Leszka zaczą10
łem lepiej poznawać, zaproponowałem mu, żeby uczestniczył
w zwołaniu wiecu i działaniach przeciwko odgórnemu narzuceniu ideologicznej formuły na studencki, korporacyjny z założenia związek. On wtedy zacytował mi Gerontiona Eliota, powiedział, że mamy rację, ale on się nigdy w to nie będzie mieszał. Jest taki fragment, „oto ja stary człowiek w miesiącu posuchy, słucham jak czyta mi chłopiec i czekam na deszcz, ja
nie broniłem palących wąwozów, ani do bitwy szedłem w ciepły deszcz, moim domem rozpadający się dom, chuda koza”.
No i powiedział właśnie: „Ja już do śmierci będę tylko żył
w swojej bibliotece, nigdy nie wychylę nosa stamtąd”.
To się szybko zmieniło. Pamiętam, jak mnie to uderzyło,
jak się spieraliśmy potem co do bibliotek, co ważniejsze: Szekspir czy buty? To była formuła rosyjskich dziewiętnastowiecznych dyskutantów. Ja wtedy jednak broniłem Szekspira, a Maleszka przerzucił się w kierunku butów.
To był 1973 rok. Zaczęliśmy się poznawać. Później we
trójkę studiowaliśmy równolegle filozofię.
Leszek był bardzo charakterystyczny. Był człowiekiem
bardzo zdolnym, inteligentnym, niezwykle chłonnym. Jak jeździliśmy autostopem, on siedział, czytał bardzo mądre książki
i potem zaczynał mówić tym językiem. Z zawiścią patrzyłem na
niego, bo ja się cudem przekopywałem przez to, a on już mówił
tymi formułami. Był wtedy wyznawcą strukturalizmu. To znaczy przekonania, że humanistyka może być tak samo ścisła jak
każda inna nauka i że człowiekiem rządzą pewne niezależne od
jego woli struktury kulturowe, które determinują zachowanie.
Poszukiwał kamienia filozoficznego, który pozwoli rozwiązać
wszystkie problemy.
Staszek był dużo bardziej sceptyczny. Leszek wydawał się
dużo bardziej odklejony od rzeczywistości, taki człowiek ptak,
właściwie żyjący w sferze intelektu, jak gdyby nie przejmujący
się specjalnie tym, co się dzieje w rzeczywistości, w pewnym
11
momencie wyrzucający tam z siebie potok słów, służący nazwaniu tego, co akurat przemyślał.
Ja zawsze się z nim spierałem, bo nie wierzyłem w żadne
kamienie filozoficzne, które pozwolą nam rozpoznać całość rzeczywistości za pomocą jednej formuły. Te rozmowy z nim zawsze były niezwykle płodne: dyskutując z nim, dyskutowało się
z trendami obecnymi wówczas w myśleniu.
Ta jego niezwykła chłonność intelektualna wiązała się
z tym, że był człowiekiem bez właściwości. Przyjmował
w całości te koncepcje i zaczynał nimi mówić. Jakby nie było
żadnej wewnętrznej struktury, która stawiała opór. Żadnych
głębszych przeświadczeń, żadnych fundamentalnych racji,
zasad, które by broniły pewnej integralności psychiczno-intelektualnej.
Wtedy mi się wydawało, że poszukuje sobie formy intelektualnej. Staszek też szukał formuły, ale miał większy dystans,
zwłaszcza że ciągi nieskończonych lektur przed nami
były przerażające, jak dla każdego, kto rozumie, co to jest
współczesna kultura.
E. Miodońska-Brookes
Kiedy Bronek Wildstein się pojawił w grupie studenckiej, oczywiście nic o nim nie wiedziałam. Na samym początku
sprawiał mi pewne kłopoty swoją postawą. Bardzo
trudno się z nim dyskutowało na ćwiczeniach, ponieważ
każda próba skorygowania jego wypowiedzi czy zgłoszenia
pewnej wątpliwości była przez niego odbierana jako
personalny atak. Nie mogłam zrozumieć dlaczego, ponieważ
miałam bardzo dobry pod tym względem kontakt ze
studentami, którzy potrafili, śmiejąc się, powiedzieć mi:
„Pani uprawia tyranię intelektualną”, albo: „Jak Pani się
coś nie podoba czy czegoś pani nie akceptuje, to wolelibyśmy,
żeby pani na nas nakrzyczała, a nie zaczynała z nami tak
grzecznie rozmawiać”. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego
12
Bronek w ten sposób reaguje. A ponieważ moim celem dydaktycznym na zajęciach było jednak prowadzenie dyskusji i dochodzenie do spójnych wniosków merytorycznych, odczuwałam to jako zgrzyt.
B. Wildstein
Nie sądzę, żebym poczucie niezgody wyniósł z domu.
Miałem bardzo specyficzną sytuację. Z ojcem właściwie nie
byłem w stanie rozmawiać. Był przedwojennym komunistą,
dość mocno rozczarowanym polską rzeczywistością. Ale
o tej rzeczywistości nie za bardzo chciał ze mną mówić.
Może jeszcze byłem za młody dla niego jako partner do rozmowy. Ojciec był osobą bardzo milczącą, wymordowanie całej
rodziny przez nazistów spowodowało, że nie był specjalnie
wylewny. Był wojskowym lekarzem, organizował szpitale.
Wylali go w 1967 roku na fali czystek antysemickich w wojsku. Ale to nie wpłynęło na moją postawę, bo dowiedziałem
się o tym później.
Umarł, kiedy miałem szesnaście lat.
Matka była pielęgniarką, ciągle chorowała. Sporo opowiadała, bo miała ciężkie przeżycia wojenne, była w AK, a potem
nawet zdarzyło jej się uczestniczyć w odbiciu jednego z oficerów AK z ubeckiego więzienia. Jako łącznik, jako pielęgniarka,
pomagała. Nienawidziła tego systemu. Ale to nie ona mnie
ukształtowała, bo miałem do niej rezerwę.
E. Miodońska-Brookes
Czułam, że nie chodzi tutaj o spór merytoryczny, dotyczący przedmiotu, tylko że tkwi za tym opór personalny. Potem
sami studenci z tej grupy, którzy po pewnym czasie też Bronka
lepiej poznali, powiedzieli: „Proszę pani, on ma chyba taką
przeszłość życiową, która kształtowała w nim właśnie taką postawę obronną, że wszelkie zastrzeżenia do tego, co robi czy
mówi, są odbierane w sposób skrajny”. I wobec tego ja zupełnie
zmieniłam, czy próbowałam zmienić, sposób rozmawiania
13
z nim. Przyjęłam postawę absolutnej tolerancji, która, powiedzmy, polegała na tym, że to, co powiedział na zajęciach, nie było
od razu na przykład kontrowane. A równocześnie musiałam się
nauczyć tolerować różne jego zachowania, które były zachowaniami, jakbyśmy powiedzieli dzisiaj, mało grzecznymi.
B. Wildstein
Staszek był erudytą, na pierwszy rzut oka bardzo zdystansowanym
od
rzeczywistości.
Typ
intelektualisty,
choć z drugiej strony miał tę żyłkę awanturniczą. Lubił się
włóczyć.
Często jeździłem ze Staszkiem autostopem. Nasz najdłuższy wyjazd trwał ponad dwa miesiące, objeździliśmy całe Bałkany. Pieniądze się skończyły w Budapeszcie. Na dodatek jeszcze nas wtedy nic nie chciało brać, więc prawie całą Słowację
przeszliśmy na piechotę. W takich sytuacjach ludzie się poznają.
On rok mieszkał u mnie. Z matką mieszkałem w dwupokojowym mieszkaniu i wprowadził się do mojego pokoju, bo miał
kłopoty z akademikiem.
Liliana Sonik (Batko)
Studiowałam razem z Bronkiem Wildsteinem, to był
zresztą dobry rok, było tam mnóstwo interesujących ludzi. Bronek Maj, Adam Szostkiewicz, Elka Majewska.
Zaczęłam się przyjaźnić z Wildsteinem dopiero w chwili,
kiedy wyrzucono go ze studiów za absurdalną sprawę. Ta decyzja została zresztą bardzo szybko cofnięta, dlatego że zorganizowaliśmy coś na kształt protestów, co w tamtych czasach
natychmiast przynosiło efekt, dlatego że nikt nie był przyzwyczajony do protestów studenckich. Wtedy poznałam Bronka
bliżej,
a wraz
z nim
całą
ekipę.
Maleszkę,
który
zresztą był na naszym roku, Staszka Pyjasa, również na naszym roku. No i wszystkich przyjaciół, którzy wokół Bronka
grawitowali…
14
To się działo w roku 76.
J. Ruszar
Spotkaliśmy się właściwie po raz pierwszy w obronie
Bronka Wildsteina. To były kompletnie różne środowiska, obyczajowo, intelektualnie.
My czytaliśmy na przykład Maritaina, współczesnych katolików, interesowaliśmy się religioznawstwem, Eliadem. Dla
nich na pewno ważniejszy był Wittgenstein. Poza tym my byliśmy młodzieżowymi działaczami katolickimi. Jeździliśmy na
przykład na obozy letnie budować kościoły. W tamtym czasie
były kłopoty z budowaniem kościołów. Budowało się systemem gospodarczym. Na wsi, w czasie żniw, kiedy właściwie
była najlepsza pogoda na to, żeby budować, ludzie na wsi byli
zajęci, więc przyjeżdżała grupa dwudziesto-, trzydziestoosobowa i budowała. To było bardzo wielkie przeżycie i dla nas samych, i dla tych ludzi na wsi, bo ci ludzie na wsi byli głęboko
przekonani, że jeżeli ktoś jest wykształcony, to nie może być
religijny, bo tak mówią w telewizji. A tu nagle przyjeżdżali studenci, nie dość, że religijni, to jeszcze się nie bali roboty fizycznej, tylko cegły nosili czy mieszali beton.
Druga rzecz, która nas bardzo połączyła, to stosunek do
komunizmu. Takim wydarzeniem łączącym było powstanie Komitetu Obrony Robotników.
Zbieraliśmy pieniądze na robotników poszkodowanych
w Radomiu, w Ursusie, dla ich rodzin.
L. Sonik (Batko)
Byłam związana z Duszpasterstwem Akademickim
„Beczka”, prowadzonym przez dominikanów. „Beczka” to
miejsce ważne dla całej rzeszy tych, którzy studiowali w Krakowie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Dominikanie stworzyli duszpasterstwo akademickie dla młodzieży.
Przyciągali jak magnes, przez znakomite konferencje, odczyty.
15
To było ważne miejsce edukacji intelektualnej, duchowej, religijnej.
Chodziliśmy na mszę o siódmej rano. Wtedy to było
czymś kompletnie naturalnym. Potem dostawaliśmy śniadanie
w postaci białego sera, chleba i bardzo rzadkiej herbaty. I było
szalenie
miło.
Spotykało się tam mnóstwo grup. Niektóre zajmowały się
inwalidami czy ludźmi chorymi, inne studiami nad Biblią, jeszcze inne kulturą osobistą, jak to się mówiło, czyli czytaniem, co
w ręce wpadło. Ciągle toczyły się dyskusje. O Dostojewskim,
o literaturze, o filmach, dziewczyny o chłopakach i przypuszczam – na odwrót. O tym, o czym dyskutują ludzie młodzi spragnieni wiedzy o świecie, pełni energii.
Kontekst polityczny był zdecydowanie widoczny. Wiedzieliśmy, że nam się bardzo ten reżim nie podoba. Krążyły druki samizdatowe. Ale działalność opozycyjną prowadziliśmy
poza „Beczką”. Nie mieliśmy prawa narażać zakonników, którzy i bez tego byli na cenzurowanym.
Harmonogram zajęć Duszpasterstwa Akademickiego oo.
Dominikanów
na rok 1976 przekazany krakowskiej Służbie Bezpieczeństwa
przez TW „Tomasza”
„7.01. 20.45 ks. Tischner »Egzystencja i wolność”
8.I Seminarium
14. I »Natura ludzkiego sumienia« ks. Kłoczkowski
[właśc. Jan Andrzej Kłoczowski]
15.I Seminarium
18. I »Miłość jako układ międzyosobowy” Połtawski
[właśc. Wanda Półtawska]
25. I Doświadczenia religijne w biblii ks. Kłoczowski
26. I Seminarium
16
3.03 Zbawienie, ks. Maliński
4.III Seminarium
10. III Naśladowanie Chrystusa ks. Salij
11. III Seminarium
17. III Rola ciała w miłości Półtawska
24. III TEAM – Przerywanie ciąży czy morderstwo?
28. III Rekolekcje ks. Tischner
11.4 Rekolekcje dla niewierzących K[arol] Meisner
[właśc. Meissner] OSD [właśc. OSB]
21.4 Jak być szczęśliwym w małżeństwie Półtawska
28. [4] Człowiek i Bóg w PS [Piśmie Świętym]
29. [4] Seminarium
Uzupełnienie:
Tw. wspomniał na spotkaniu, iż O. Tomasz [Pawłowski]
najprawdopodobniej zorganizuje obozy zimowe. W związku
z różnym czasem trwania przerwy semestralnej na poszczególnych uczelniach, będą to chyba dwa obozy w różnych terminach. »Tomasz” będzie się starał ustalić jakieś dane o tych imprezach”.
B. Wildstein
Myśmy się śmiali. Z literatury, z hierarchii formalnie
funkcjonujących, z uniwersytetu, z życia dookoła, z siebie nawzajem. Odwrotnie do nadętej, patetycznej kultury. Charakterystyczne, że wielu ludziom do teraz została niechęć do wszystkiego, co jest oficjalne i uroczyste. Bo im się to kojarzy z tym komunistycznym zadęciem.
Robiliśmy sobie różne tam, takie różne elementy. Czasami
zupełnie szczeniackie. Maleszka miał takie obyczaje: budził się
rano, łaził w długich majtasach, stawał przy oknie, gapił się
w słońce i wsypywał sobie do dzioba z torebki cukier. Potworną
ilość tego cukru jadł i w związku z tym podmieniliśmy mu któregoś razu ten cukier na sól.
17
Pamiętam, jak moja przyjaciółka zrobiła manekin naturalnej wielkości, ubrała go w ciuchy kogoś z naszych znajomych,
którego akurat nie było w pokoju. Wchodziliśmy do kolejnych
kobiet, mówiąc, że przyjechał jakiś facet, leży pijany, nie wiemy, co z nim zrobić, i żeby zabrała go sobie. Wszystkie przychodziły, on był zasłonięty, większość go rozpoznawała jako
znajomego. To było interesujące.
Kiedyś Staszek owinął się cały papierem toaletowym. Tylko papieros mu wystawał. Odwiedzał kolejne pokoje i rzężąc,
prosił o ogień.
E. Miodońska-Brookes
To był chyba maj, było bardzo gorąco. Oni przed moimi
ćwiczeniami, które mieliśmy bodaj o trzeciej, więc o mało
sympatycznej porze, mieli studium wojskowe. Chłopcy z tej
grupy wrócili okropnie wymęczeni z tego studium wojskowego, czekali na mnie przed salą na trzecim piętrze w tym budynku. Bronek wtedy leżał na ławce i najwyraźniej spał. No i zastanawialiśmy się – budzić go czy nie. Oni mówili: „Proszę
pani, my jesteśmy tacy zmęczeni, on szczególnie, no zasnął”.
Ja mówię: „Dobrze, niech się wyśpi, usłyszy, że poszliśmy do
sali, to przyjdzie, kiedy przyjdzie”. Potem się okazało, że zasnął dlatego, że był po kilku dobrych piwach. Ale dla mnie
była to sytuacja raczej zabawna.
Inny barwny epizod, kiedy Bronek siedział na zajęciach,
w pierwszej ławce. Coś mówię do studentów i nagle widzę goły
brzuch przed sobą, ponieważ Bronek podniósł sweter i drapie
się po torsie. To nie były objawy nonszalancji, braku szacunku.
Ja ich tak absolutnie nie rozumiałam. Zapamiętałam je, bo to typ
zdarzeń, które ubarwiają poważny w końcu tok życia nauczyciela akademickiego.
B. Wildstein
Pamiętam. Po studium wojskowym należało się oczyścić.
Czasami zaczynaliśmy w trakcie studium wojskowego, a wtedy,
18
zdaje się, ja po prostu ukradłem skrzynkę piwa, którą sobie
przygotowali oficerowie. Wypiliśmy na zapleczu w trakcie zajęć, więc…
E. Miodońska-Brookes
Maleszkę znałam słabo. Nie był moim studentem, ale
spotykałam się z nim w Instytucie czy przy okazji rozmów
ze studentami. Rodzaj jego inteligencji nie był w moim
pojęciu szczególny. Może to była także kwestia sposobu mówienia. To był zwykle bardzo zawikłany sposób, retorycznie
skomplikowany. Nie robiło to na mnie wielkiego wrażenia
właśnie dlatego, że wydawało mi się pozbawione widocznej
drogi ku celowi myślowemu. Jego dywagacje miały często
charakter dygresyjny, niespójny i ostatecznie robiły nieraz na
mnie wrażenie pustych.
B. Wildstein
Ja byłem całkiem dobrym zapaśnikiem, trenowałem
w Garbarni. Boksowałem w swoim życiu, ale dość krótko. To
się czasem przydawało. Również do pracy fizycznej. Myśmy
wszyscy byli w dość trudnej sytuacji finansowej. Staszek pracował na budowie, wspólnie myliśmy wagony. Maleszka mniej, bo
fizycznie był mniej sprawny.
L. Sonik (Batko)
Sam klasztor był miejscem pod każdym względem pięknym. W gierkowskiej brzydocie to było miejsce piękne, pod
każdym względem piękne.
J. Ruszar
Zaczęli przychodzić do „Beczki”, gdzie guru intelektualnym był Jan Andrzej Kłoczowski, niezwykle wykształcony, po
historii sztuki, po filozofii, nasz mentor intelektualny.
„Anarchiści” się z nami zaprzyjaźnili, zaczęli przychodzić
do „Beczki”. Na różnego rodzaju spotkania dotyczące badań bi19
blijnych, filozofii, nauk społecznych. My wtedy czytaliśmy namiętnie Bohdana Cywińskiego, książkę Rodowody niepokornych. To była taka biblia dla nas, ponieważ była poświęcona historii latających uniwersytetów w dziewiętnastowiecznej carskiej Polsce, pod zaborami w Warszawie.
I to był taki program, taki wzorzec. Organizowaliśmy koła
samokształceniowe dla młodszych od nas studentów, a nawet
maturzystów. Oczywiście bardzo dużo sami się uczyliśmy,
głównie w „Beczce”, ale też organizowaliśmy prywatne seminaria albo koła samokształceniowe. Kiedy zaczęli do nas przychodzić, okazało się, że czytamy zupełnie inne książki, że zupełnie
inne tradycje za nami stoją.
Dla nich ważna była tradycja buntu studenckiego z ’68
roku na Zachodzie, generalnie rzecz biorąc, liberalizm w kulturze i filozofii. Dla nas przede wszystkim zakorzenienie w tradycji światłego katolicyzmu, z którego wywodziło się przedwojenne odrodzenie wileńskie, Turowicz, ludzie z „Tygodnika Powszechnego”, ludzie z koła „Znak”, ludzie z Klubów Inteligencji Katolickiej. Te kontakty były bardzo częste i zaczęliśmy się
spotykać przynajmniej raz w tygodniu.
L. Sonik (Batko)
To była grupa, która wyglądała na scementowaną i szalenie barwną. Myśmy ich nazywali „anarchistami”, co zresztą weszło potem do języka. Mnóstwo czytali, byli dosyć zabawowi,
kontestowali rzeczywistość PRL w ten sposób, że po prostu żyli
obok. Fascynowali się Grotowskim, haiku. Sami pisali, przekonani, że zrobią coś dużego w polskiej literaturze.
Staszek był niewysoki, dosyć chmurny, ale kiedy wybuchał śmiechem, to w sposób zaraźliwy. Ambitny. Bronek miał
ogromną fryzurę à la afro, zresztą wszyscy chłopcy wtedy nosili
długie włosy. Rozchełstane koszule, chlebaczek, z którego wyglądały zazwyczaj bardzo mądre książki.
20
Maleszkę nazywałam komputerem wysokobiałkowym.
Uwielbiał mówić, perorować. Zresztą miał dużo do powiedzenia, ponieważ był bardzo oczytany i miał małpią pamięć, pamiętał po prostu wszystko. Jak komputer. I bardzo chętnie się tą
wiedzą dzielił. Myślę, że to jest jedna z ładniejszych cech Maleszki. Ja się śmiałam, że wystarczy nacisnąć guzik z hasłem
i lepiej niż w słowniku. Wypluwa stosy wiadomości na jakiś temat. Więc uwielbiał mówić, a w chwili kiedy już nikt go nie
chciał słuchać, bo albo bredził, albo nudził, albo ktoś po prostu
nie miał czasu... stawał przed lustrem i mówił do lustra.
Krzysztof Maleszka
Zawsze uważał mnie za materialistę. Nie lubiał żadnych
rozmów o przyziemnych rzeczach, uważał, że to jest zbyteczne,
rozmowa o ubraniu czy rozmowa o jedzeniu, czy coś jeść.
Kiedyś zobaczyłem go pod kościołem Dominikanów. Ja
się przestraszyłem. Widać było, że jest niedożywiony, niedowaga. Zima, a on w białych tenisówkach, spód od jednej odpadał,
więc była przewiązana sznurkiem.
Adam Zagajewski
Moje pierwsze spotkanie z nimi nastąpiło gdzieś w 73 czy
74 roku. Byłem zaproszony na zajęcia uniwersyteckie przez
doktora Prokopa, Jana Prokopa. Później się okazało, że to była
ta sławna grupa, gdzie byli wszyscy: był Pyjas, był Wildstein,
Maleszka, chyba Bronek Maj też czy Adam Szostkiewicz.
Nawet napisałem o tym wiersz, bo to było dla mnie ciekawe spotkanie, które wychodziło poza rutynowe spotkanie uniwersyteckie. Była tam jakaś żarliwa rozmowa, dyskusja i zapamiętałem tę całą grupę jako niezwykłe i silne indywidualności,
nie, nie takie normalne studenckie odrabianie obowiązków, tylko coś więcej. Nie pamiętam zupełnie szczegółów. Pamiętam
tylko właśnie temperaturę tej rozmowy i że tam się bardzo poezja mieszała z polityką. Nie pamiętam szczegółów. Miałem
21
wrażenie, że ich interesują podobne rzeczy jak mnie, to znaczy
poezja i polityka.
No, a potem podpisałem List 59 i znalazłem się po drugiej stronie barykady w pewnym sensie. Powstał KOR, powstał
SKS. Nie pamiętam pierwszego spotkania, już w tych nowych
okolicznościach, nie ma jednego wydarzenia, które by mi
utkwiło w pamięci, tylko po prostu mam w pamięci serię spotkań, gdzie były bale, spotkania w domach prywatnych i jakieś
seminaria podziemne, i uniwersytet latający. To wszystko razem było intensywne i było sporo tych spotkań. No, ale właśnie była ta grupa bardzo barwna. Z jednej strony była Róża
Woźniakowska, był Bronek Wildstein, był Maleszka, był Janek
Polkowski, bardzo ich polubiłem, podziwiałem ich, bo wiedziałem, że ryzykują więcej niż ja. Byłem już po debiucie
książkowym. Wydawało mi się, że oni więcej ryzykują, bo są
studentami. Nikt za nimi nie stał. Za mną też nikt nie stał, ale
przynajmniej już istniałem jako autor.
I wydawało mi się, że oni są bardzo krusi. Chciałem im
pomóc, nie bardzo też wiedziałem jak. Po prostu polubiłem ich
i zaczęliśmy się spotykać.
Bardzo szybko te relacje stały się koleżeńskie. Ja byłem
starszy i już publikowałem, ale nie było między nami jakiejś
ogromnej różnicy wieku. Nie było relacji – myślę – „mistrz –
uczniowie”, tym bardziej że oni wszyscy byli bardzo krytyczni,
bardzo odrzucający autorytet. Nie miałem poczucia, że oni
przychodzą do mnie, żeby się czegoś dowiedzieć, nie było
w tym na pewno żadnego nabożeństwa ani namaszczenia, tylko
po prostu byli ciekawi wymiany poglądów i mnie to też szalenie ciekawiło.
Krzysztof Kozłowski
Wildstein, Pyjas, Sonik, Batko, mówimy o nich w momencie, kiedy odważyli się stworzyć grupę. Gdyby to były rozsiane jednostki, nikt z nich niczego nie mógłby dokonać. Jeżeli
22
mówię, że jednostka nie ma szans, to równocześnie mówię,
że kilku ludzi zdeterminowanych i zgranych ze sobą potrafi
zrobić rzeczy niebywale wielkie. Ten przygnębiający dla mnie
obraz społeczeństwa z połowy lat siedemdziesiątych ulega radykalnej transformacji. W oparciu o małe grupy, rozsiane i trochę jeszcze zagubione, powstaje to, co się nazywa solidarnością przez małe „s”. Nawet nie chodzi mi w tej chwili o organizację, tylko o poczucie solidarności. O to, czego tak bardzo dotkliwie brakowało jeszcze w 75 roku. Patrzyłem na nich
z ogromną sympatią i bardzo sceptycznie, jeśli chodzi o szanse. Żyłem za długo w tym kraju i widziałem za wiele klęsk.
Nie przyszło mi do głowy jeszcze wówczas, że władza nie poradzi sobie z ludźmi, którzy walczą z otwartą przyłbicą, czyli
jawnie.
Rok 1976 jest rzeczywiście rokiem przełomowym w Polsce. Coś zdumiewającego wydobyło się z gierkowskiej glątwy.
Zaczęło się od tego, że władza przegięła. Zostawiając ludziom pewien luz na prywatne załatwianie interesów, przegięła,
nowelizując konstytucję w 1975 roku. Wpisanie przewodniej
roli partii i Związku Radzieckiego, Sowieckiego, do konstytucji
Polski było przegięciem. Nagle pojawiły się listy protestacyjne,
czego wcześniej nie było. Ludzie, przynajmniej członkowie elit,
podpisywali listy imieniem, nazwiskiem.
I to był pierwszy sygnał, że zmienia się coś istotnego, że
nagle można zebrać pięćdziesiąt, sto podpisów pod dość wyrazistym tekstem protestacyjnym. Potem następuje Radom ’76
i pierwsza próba solidarnego zachowania się społecznego. Ale
też ograniczonego do małej grupy, prawda. Na tej bazie powstaje KOR. Powstają pierwsze ugrupowania studenckie, ale
na tle uczelni Polski… to malutka grupa przyjaciół, którzy dogadywali się wspólnie, ale ich możliwość oddziaływania była
nikła.
23
Trzeba wziąć pod uwagę proporcje. Jeżeli mówimy, że
1976 rok był zmianą jakościową, otwarciem nowego okresu, to
myślimy o czym? Myślimy o kilkunastu ludziach z KOR-u, mówimy o kilkudziesięciu studentach SKS-u z Krakowa, mówimy
o ROPCiO, też bardzo nielicznym, mówimy o otoczeniu Leszka
Moczulskiego. Były to wyspy, niewielkie wyspy ludzi, którzy
odważyli się ruszyć tą bryłę.
Informacja operacyjna SB z 1 XII 1976
„Jesteśmy w posiadaniu sprawdzonych informacji, że grupa studentów i absolwentów UJ w składzie:
– TERLECKI Ryszard s. Olgierda, ur. 7.09.1949 r., absolwent Wydziału Fil. Hist. UJ,
– SONIK Bogusław s. Walentego, ur. 3.12.1953 r. student
IV r. Wydziału Prawa UJ,
– DRAUS Andrzej [właśc. Jan] s. Franciszka, absolwent
Wydziału Fil. Hist. UJ,
– FELSKA Irena c. Edmunda, ur. 16.I.1952 r. studentka
Wydz. Filologii Polskiej UJ,
– BATKO Lilianna [właśc. Liliana] c. Franciszka, ur.
30.08.1954 r. studentka Wydz. Filologii Polskiej UJ,
– CHRZANOWSKI Zbigniew s. Jerzego, ur. 3.03.1953
student Wydziału Prawa UJ,
nawiązała kontakt ze studentem Wydziału Filologii Polskiej UJ Bronisławem WILDSTEINEM. Władze uczelni uznały,
iż wybryki o charakterze chuligańskim jakich dopuszczał się
WILDSTEIN, oraz prezentowana przez niego postawa nie licuje
z godnością studenta i zwróciły się do Sądu Koleżeńskiego
o rozpatrzenie jego sprawy na posiedzeniu w dniu 4.XII 1976.
W dniu 26.11. Br. W mieszkaniu B. WILDSTEINA odbyło się spotkanie tej grupy, w trakcie którego planowano podjęcie
inicjatyw zmierzających do storpedowania decyzji podjętej
przez władze uczelni. Między innymi grupa ta w przypadku ne-
24
gatywnej decyzji Sądu Koleżeńskiego i władz uczelni wobec B.
WILDSTEINA planuje:
– napisanie odwołania do Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Techniki,
– zorganizowanie na V. r. Wydz. Filologii Polskiej UJ petycji protestacyjnej,
– opracowanie i rozprowadzenie wśród studentów ulotek
wzywających do strajku lub bojkotowania niektórych zajęć kursowych,
– opracowanie petycji solidarnościowych na innych
wydziałach UJ.
W trakcie spotkania ze strony CHRZANOWSKIEGO padła propozycja rozpoczęcia akcji zbiórki pieniędzy na rzecz tzw.
»Komitetu Obrony Robotników«. W efekcie tego WILDSTEIN,
PYJAS Stanisław – student Filologii Polskiej UJ i SKIBA Maria
–
studentka Wydz. Psychologii UJ wyrazili chęć rozpoczęcia
zbiórki pieniędzy po 1.XII.br. Zebrane pieniądze mają przekazać na ręce CHRZANOWSKIEGO lub TERLECKIEGO.
Ppłk J. Bill”
25

Podobne dokumenty