gdl 3 2016 1 - Gazeta dla Lekarzy

Transkrypt

gdl 3 2016 1 - Gazeta dla Lekarzy
G
L
Omnium profecto artium medicina nobilissima
• Nowości
dl@
• Konferencje
medyczne
miesięcznik
• Artykuł
poglądowy
3_2016_marzec
azeta
ekarzy
• Dylematy
• Na dyżurze,
po dyżurze
ISSN 2300-2170
• Bez znieczulenia
• Trochę kultury
• Bonjour la France!
• Druga kariera
• Włóczęga
wszelaka
Apetyt
na wszystko
Motto: Scribere necesse est, vivere non est
Czyli: Tylko to się naprawdę zdarzyło, co zostało zapisane*
*Przekład Tomasza Osoińskiego
Koleżanki i Koledzy,
W
spółczesny człowiek ma apetyt na wszystko. Chciałby mieć dużo pieniędzy,
jedzenia, mieszkań, ubrań, podróży, sprzętu elektronicznego, samochodów…
lista dóbr doczesnych pierwszej potrzeby praktycznie nie ma końca. Podobnie jest
z listą potrzeb medycznych. Liczba osób, które muszą koniecznie i pilnie dostać się do
endokrynologa, mają bowiem „niedoczynność tarczycy”, zastanawia mnie od dawna.
N
iestety endokrynolodzy nie rodzą się tak szybko jak diagnozy endokrynologiczne
stawiane zwykle na podstawie jednorazowego oznaczenia hormonów. Jeżeli do
wyniku dodamy nadwagę, no to już jest sytuacja prawie alarmowa dla współczesnego konsumenta usług medycznych! Zbędne kilogramy uwierają wizerunek. Bardzo
żałuję, że takiego uwierającego działania nie mają pomiary ciśnienia krwi ani woń
dymu tytoniowego.
S
pośród czynników ryzyka chorób układu sercowo-naczyniowego najbardziej
toksyczne są nadciśnienie i palenie papierosów, ale nie działają, przynajmniej
w początkowej fazie, tak widocznie i szkodliwie na wizerunek.
B
oli głowa? Od czegoż są wszelkie środki niesterydowe przeciwzapalne, bez reklamy których trudno obejrzeć film w telewizji? Pstryk i ból znika w mig! – mówią
zleceniodawcy reklam. Z nadwagą tak łatwo nie pójdzie jak z bólem, niech więc jej
usuwaniem zajmie się endokrynolog, a że tych specjalistów nie ma pod ręką w masowej
ilości, to jest kłopot ogólnospołeczny.
G
K
eneralnie jako społeczeństwo mamy większy apetyt na chorowanie niż wybrane
jednostki na studiowanie medycyny.
to jest za ten wzmożony apetyt na wszystko odpowiedzialny? Kto ten apetyt stymuluje? Taka jest natura człowieka? O ile można zrozumieć zwiększony apetyt
na konsumpcję dóbr doczesnych, o tyle konsumpcja usług medycznych w sferze nie
zawsze istniejących chorób jest zastanawiająca.
A może to sprawka diabła??? – nasza okładka podsuwa taką odpowiedź. ;)
Redakcja
Krystyna Knypl, redaktor naczelna
[email protected]
ISSN 2300-2170
Mieczysław Knypl, sekretarz redakcji
[email protected]
Wydawca
Krystyna Knypl
Warszawa
Kolegium redakcyjne: Alicja Barwicka, Aleksandra Sylwia Czerny, Krystyna Knypl, Mieczysław Knypl, Katarzyna Kowalska (przew.),
Małgorzata Zarachowicz
Nr 3(58)_2016
Współpraca przy bieżącym numerze
Alicja Barwicka, Jagoda Czurak, Barbara
Iwanik, Justyna Kostempska, Katarzyna
Kowalska, Rafał Stadryniak, Małgorzata
Zarachowicz
Okładka http://discardingimages.tumblr.com/
post/136960169553/hellmouth-hours-of-catherine-of-cleves
Projekt graficzny i opracowanie
komputerowe Mieczysław Knypl
„Gazeta dla Lekarzy” jest miesięcznikiem redagowanym przez lekarzy i członków ich rodzin,
przeznaczonym dla osób uprawnionych do wystawiania recept i posiadających prawo wykonywania
zawodu lekarza.
Opinie wyrażone w artykułach publikowanych
w „Gazecie dla Lekarzy” są wyłącznie opiniami
ich autorów.
Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania
nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skracania, zmiany tytułów i dodawania śródtytułów.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
www.gazeta-dla-lekarzy.com
Rys. Helena Kowalska
Krystyna Knypl
Statut
„Gazety dla Lekarzy”
W numerze
I. Informacje wstępne
1. „Gazeta dla Lekarzy” jest czasopismem w rozumieniu ustawy z 26
stycznia 1984 roku – prawo prasowe (Dz.U. z 1984 r. nr 5, poz. 24
z późn. zmianami), zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Warszawie 28 lutego 2012 r. w rejestrze dzienników i czasopism (poz.
PR17864).
2. „Gazeta dla Lekarzy” jest tworzona przez lekarzy i członków ich rodzin.
3. Wydawcą „Gazety dla Lekarzy” jest dr n. med. Krystyna Knypl,
zwana dalej Wydawcą.
4. „Gazeta dla Lekarzy” ma dwa kanały dystrybucji. Sygnowana numerem ISSN 2300-2170 jest publikowana w internecie
(www.gazeta-dla-lekarzy.com), a sygnowana numerem ISSN 20845685 jest publikowana w wersji papierowej (odwzorowanej w internecie w formacie PDF). Każdy drukowany numer jest przekazywany przez Wydawcę do zbiorów Biblioteki Narodowej (sygnatura
P. 293987 A) w ramach egzemplarza obowiązkowego.
5. „Gazeta dla Lekarzy” posługuje się skrótem GdL.
6. „Gazeta dla Lekarzy” nie jest związana z żadną organizacją polityczną,
religijną ani żadnym samorządem terytorialnym lub zawodowym.
GdL jest organizacją pozarządową działającą na rzecz lepszej opieki
zdrowotnej dla wszystkich obywateli.
II. Wizja i misja
1. Nadrzędnym celem „Gazety dla Lekarzy” jest propagowanie znaczenia postępu w medycynie oraz roli promocji zdrowia. Ważną
częścią naszej misji jest promowanie wiedzy o chorobach rzadkich.
2. „Gazeta dla Lekarzy” jest adresowana do lekarzy, zwłaszcza do
tych, którzy postrzegają medycynę jako sztukę, a swój zawód jako
powołanie.
3. Zamierzeniem „Gazety dla Lekarzy” jest ukazywanie wszystkich
aspektów funkcjonowania współczesnych systemów ochrony zdrowia,
ze zwróceniem szczególnej uwagi na zagrożenia dla tradycyjnie
rozumianego zawodu lekarza, płynące z instrumentalnego traktowania medycyny.
4. Dopełnieniem każdego lekarskiego dyżuru jest czas po dyżurze.
GdL na swych łamach przedstawia nie tylko wiedzę medyczną,
ale także nasze osiągnięcia, wrażenia i opinie na takie tematy jak
literatura, muzyka, podróże.
III. Finansowanie
1. Zgodnie z art. 3 ust. 2 ustawy z 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. z 2003 r. nr 96,
poz. 873) „Gazeta dla Lekarzy” nie jest jednostką sektora finansów
publicznych w rozumieniu przepisów o finansach publicznych i nie
działa w celu osiągnięcia zysku.
2. „Gazeta dla Lekarzy” jest finansowana wyłącznie z prywatnych
środków własnych Wydawcy.
3. Nie są przyjmowane darowizny. Wydawca nie przyjmuje zaproszeń
na przyjęcia, lunche i poczęstunki.
4. Wydawca „Gazety dla Lekarzy” nie prowadzi działalności gospodarczej, a czasopismo nie zamieszcza komercyjnych reklam ani ogłoszeń.
5. Członkowie redakcji i autorzy pracują jako wolontariusze. Nie
są wypłacane wynagrodzenia członkom redakcji ani honoraria
autorom. Wszyscy działają pro publico bono – dla dobra ogółu,
ale i osobistej satysfakcji.
3
W numerze
Nowości ..................................................4, 5, 6, 8, 21, 26
Konferencje medyczne
O czym mówiono na International Stroke Conference
Krystyna Knypl ........................................................................... 7
Artykuł poglądowy
Suplementy diety po polsku Alicja Barwicka ....................... 9
Bez znieczulenia
Dlaczego mój prywatny ból został znacjonalizowany
przez NFZ? Małgorzata Zarachowicz .................................. 15
Dylematy
Lekarzu, nie zamieniaj mleka w wodę! Barbara Iwanik .... 17
Na dyżurze, po dyżurze
Medycyna i total immersion
Rafał Stadryniak = @Grypa .................................................... 19
Trochę kultury
Higiena osobista mile widziana Jagoda Czurak ................. 22
Bonjour la France!
Idę do dentysty Katarzyna Kowalska ................................... 27
Hipertensjolog w Paryżu Krystyna Knypl ........................... 29
Druga kariera
Jak aplikować na europejskie salony? Krystyna Knypl ....... 32
Z życia redakcji ........................................................... 37
Apetyt na wszystko
Wrota piekła Jagoda Czurak .................................................. 38
Włóczęga wszelaka
Walia Justyna Kostempska ..................................................... 40
Informacja dla autorów materiałów
prasowych zamieszczanych
w „Gazecie dla Lekarzy” ......................................... 45
9
17
15
19
22
29
38
27
40
3_2016
marzec
Nowości
Idarucyzumab dopuszczony do obrotu
dla życia lub niekontrolowane
krwawienie.
Obecnie idarucyzumab
jest jedynym swoistym czynnikiem odwracającym wpływ
Komitetu ds. Produktów Leczniczych Stosowanych u Ludzi
(CHMP) Europejskiej Agencji Leków (EMA) wydaną we
wrześniu 2015 r. Wcześniej,
dabigatranu zarejestrowanym
w Unii Europejskiej i Stanach
Zjednoczonych. Dopuszczenie idarucyzumabu do obrotu przez Komisję Europejską
w listopadzie 2015 r. było poprzedzone pozytywną opinią
w październiku 2015 r. idarucyzumab został dopuszczony
do obrotu przez amerykańską
Agencję ds. Żywności i Leków
(FDA).
Rejestracja idarucyzumabu opiera się na danych
https://www.researchgate.net/publication/277409307_Design_and_rationale_for_RE-VERSE_AD_A_phase_3_study_of_idarucizumab_a_specific_reversal_agent_for_dabigatran
Idarucyzumab powoduje
natychmiastowe odwrócenie
przeciwkrzepliwego działania eteksylanu dabigatranu
(bezpośredni inhibitor trombiny). Lek jest przeznaczony do stosowania wyłącznie
w warunkach szpitalnych,
jest on wytwarzany metodą
rekombinacji DNA z komórek jajnika chomika chińskiego. Idarucyzumab wiąże się
tylko z cząsteczkami dabigatranu, neutralizując ich
działanie przeciwkrzepliwe,
ale nie zakłócając kaskady
krzepnięcia.
Idarucyzumab otwiera
nowe możliwości leczenia chorych w przypadkach, w których konieczne jest przeprowadzenie operacji lub zabiegu
w trybie pilnym lub wówczas,
gdy u chorego przyjmującego
dabigatran wystąpiło groźne
uzyskanych u zdrowych
ochotników, a także na wynikach okresowej analizy wyników badania RE-VERSE AD.
W tym badaniu odwracające
działanie idarucyzumabu
było widoczne natychmiast,
w ciągu kilku minut od przyjęcia dawki 5 g. Odwrócenie
działania przeciwkrzepliwego
było pełne i utrzymywało się
przez co najmniej 12 godzin
u prawie wszystkich chorych.
Charakterystyka produktu
leczniczego: http://www.ema.
europa.eu/docs/pl_PL/document_library/EPAR_-_Product_
Information/human/003986/
WC500197462.pdf. (K.K.)
Źródło: http://www.
wikijournalclub.org/wiki/REVERSE_AD
http://www.nejm.org/
doi/full/10.1056/
NEJMoa1502000?rss=mostEmailed
Wysokie ryzyko zgonu z powodu użycia broni palnej w Stanach Zjednoczonych
Dyskusja nad szerszym
dostępem do broni palnej
obejmuje wiele aspektów.
Jednym z nich jest bezpieczeństwo użytkowania broni.
Opublikowano dane na temat
zgonów w 2010 roku w wyniku nieszczęśliwych wypadków
związanych z posiadaniem
broni palnej przez obywateli
Stanów Zjednoczonych. Zdarzyło się wtedy 16 tys. zgonów,
co oznacza częstość 5,3 na
100 tys. mieszkańców. Zgony
były następstwem morderstw
z częstością 3,6 na 100 tys.
mieszkańców, pozostałe zgony mieszkańców, a w grupie 24były związane z nieszczęśliwy- -34 lata wynosiła 8,9 na 100 tys.
mi wypadkami.
mieszkańców. Częstość samoNajwiększa częstość mor- bójstw była jeszcze większa
derstw popełnionych z uży- i wynosiła 12,4 na 100 tys.
ciem broni palnej dotyczyła mieszkańców. Mężczyźni byli
osób młodych: w wieku 15-24 2-krotnie częściej ofiarami niż
lata wynosiła 8,2 na 100 tys. kobiety. (K.K.)
Źródło: http://www.amjmed.com/article/S0002-9343%2815%2901030-X/fulltext
Dobry sen zmniejsza ryzyko
zachorowania na cukrzycę
Wiele czynników decyduje o dobrej kontroli glikemii
u osób z cukrzycą. Na łamach
„Diabetes Care” opublikowano artykuł Sleep Duration and
Risk of Type 2 Diabetes: A Meta-analysis of Prospective Studies autorstwa dr Z. Shan i wsp.,
w którym postawiono tezę, że
zła jakość snu zwiększa ryzyko zachorowania na cukrzycę.
Optymalna długości snu to
7-8 godzin na dobę. Analizę
przeprowadzono na podstawie danych pochodzących od
482 502 pacjentów, których
czas obserwacji wynosił od
2,5 do 16 lat. (K.K.)
Źródło: http://care.diabetesjournals.org/content/38/3/529.abstract
4
Przekażmy 1% na lekarskie dziecko!
Drodzy Czytelnicy, trwa przekazywanie 1% naszych podatków na szczytne cele. Chcemy Was prosić, abyście po
raz kolejny przekazali swój 1% na potrzeby rehabilitacji
Michała Kozaneckiego, syna dr Ewy Dereszak-Kozaneckiej
(@edk na Konsylium24.pl), naszej znakomitej autorki, m.in.
artykułów Lekarz ma kota?, serii Koty malowane i innych.
Oto potrzebne informacje:
Fundacja Avalon Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym
KRS 0000270809 koniecznie z dopiskiem: Kozanecki 889.
Numer konta fundacji 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001.
3_2016
marzec
Nowości
Korespondencja własna z Paryża
Bezpieczeństwo stosowania walproinianu sodu u kobiet w ciąży
Katarzyna Kowalska
Do Głównej Inspekcji Spraw Społecznych (IGAS) została zgłoszona przez
minister spraw społecznych i zdrowia
22 czerwca 2015 r. sprawa przeprowadzenia dochodzenia dotyczącego produktów
farmaceutycznych zawierających walproinian sodu (Depakine ® Depakote®, Dépamide®, Micropakine® i generycznych).
Leki te były wprowadzane do obrotu na
terytorium Francji do leczenia padaczki
i choroby afektywnej dwubiegunowej.
W związku z tym zgłoszeniem francuska
agencja rządowa L’Inspection générale
des affaires sociales (IGAS) opublikowała
23 lutego 2016 r. na swych stronach internetowych raport zatytułowany Enquête
relative aux spécialités pharmaceutiques
contenant du valproate de sodium (http://
www.igas.gouv.fr/IMG/pdf/2015-094R.pdf).
Raport dotyczy bezpieczeństwa stosowania produktów leczniczych zawierających
walproinian sodu (Depakine ®, Depakote®,
Dépamide®, Micropakine® i generycznych)
u kobiet w ciąży.
Publikacja raportu jest związana ze
stwierdzeniem wad wrodzonych u 450
dzieci urodzonych przez matki, które
w czasie ciąży były leczone walproinianem
sodu. Chociaż ryzyko teratogenne (wady
wrodzone płodu, opóźnienie rozwoju
neurologicznego) było podejrzewane,
a następnie potwierdzone w latach 80.,
przydatność specyfiku w leczeniu padaczki uzasadniała czasem jego dalsze
stosowanie podczas ciąży.
Ponowna ocena w skali europejskiej
korzyści i ryzyka stosowania produktów
leczniczych zawierających walproinian
sodu u kobiet w wieku rozrodczym została zakończona w grudniu 2014 roku.
W następstwie oceny Francuska Agencja
Bezpieczeństwa Sanitarnego Produktów
Leczniczych (ANSM) przekazała lekarzom
26 maja 2015 r. nowe wytyczne dotyczące
przepisywania tych leków. Raport skupia
się w szczególności na kwestii informacji
przekazywanych pacjentom i lekarzom.
Jak piszą autorzy, raport IGAS ma na
celu zrekonstruowanie sekwencji wydarzeń
i wyborów dotyczących tych leków, aby
przeanalizować mechanizmy podejmowania decyzji, co pozwoli na ponowną ocenę
stosunku korzyści do ryzyka przepisywania
soli kwasu walproinowego w czasie ciąży,
biorąc pod uwagę następujące czynniki:
postęp wiedzy, decyzje podjęte w innych
krajach, zwłaszcza europejskich, warunki
stosowania leków zawierających tę substancję czynną”.
L’Inspection générale des affaires sociales (IGAS) jest rządową agencją odpowiedzialną za sprawy społeczne, zdrowotne
i zatrudnienia utworzoną w 1967 roku.
Zatrudnia 125 inspektorów oraz 30 pracowników administracyjnych.
Źródło: http://www.igas.gouv.fr/spip.
php?article522
Link do charakterystyki produktu leczniczego:
http://leki.urpl.gov.pl/files/Depakine_
Chrono_300_500.pdf
Wymień sobie mitochondria, a będziesz młody
Starzejemy się głownie za
sprawą zmian zachodzących
w mitochondriach, które są
odpowiedzialne za oddychanie
komórkowe, homeostazę, regulują różne szlaki metaboliczne.
Mitochondria produkują energię, którą czerpiemy z tych
struktur niczym z baterii. Na
łamach „The Embo Journal”
opublikowano 4 lutego 2016 r.
doniesienie Mitochondria are
required for pro‐ageing features of the senescent phenotype
autorstwa João Passos i wsp.,
z którego dowiadujemy się,
że wymiana mitochondriów
w komórce hamuje procesy
starzenia się. I jeszcze jedna
ciekawostka – DNA mitochondrialne mamy tylko od matki,
to jedyna struktura naszego
organizmu pochodząca wyłącznie od niej. (K.K.)
Źródło: http://emboj.embopress.org/content/early/2016/02/02/embj.201592862#abstract-3
http://www.newcastle-mitochondria.com/mitochondria/what-do-mitochondria-do/
ADHD w dzieciństwie sprzyja otyłości w wieku dorosłym
Zespół ADHD wiąże się „Mayo Clinic Proceedings” opuz wieloma różnymi konse- blikowano artykuł Childhood
kwencjami doraźnymi oraz Attention-Deficit/Hyperactividługotrwałymi. Na łamach ty Disorder, Sex, and Obesity.
A Longitudinal Population-Based Study autorstwa R.L. Aguirre Castaneda i wsp. z którego dowiadujemy się, iż zespół
ADHD stwierdzony w dzieciństwie zwiększa ryzyko wystąpienia otyłości w wieku dorosłym
u kobiet 1,23-krotnie. (K.K.)
Źródło: http://www.mayoclinicproceedings.org/article/S0025-6196%2815%2900770-3/fulltext
5
3_2016
marzec
Nowości
Kierunki inwestycji naukowych w onkologii i hematologii
Analizując kierunki rozwoju współczesnej onkologii
i hematologii mam wrażenie,
że działem najlepiej zorganizowanymi i najintensywniej
rozwijającym się są badania
nad chłoniakami.
Uczestnicząc w wiosną
2014 roku w Lymphoma
Workshop (Scottsdale, Arizona) byłam pod wielkim
wrażeniem aktywności
Lymphoma Research Foundation. O nowościach w tej
dziedzinie prezentowanych na
kongresie American Society of
Hematology 2014 pisaliśmy na
łamach „Gazety dla Lekarzy”
(http://gazeta-dla-lekarzy.com/
index.php/nowosci/8-artykulygdl/189-kongres-americansociety-of-hematology-2014).
Teraz poznajemy kolejne
dane z kongresu w 2015 roku.
Szczególnie interesujący jest
rozkład odsetkowy badań
finansowanych przez Lymphoma Research Foundation
przedstawiony w „Research
Report” dostępnym pod adresem http://www.lymphoma.org/
site/pp.asp?c=bkLTKaOQLm-
K8E&b=6294023&auid=16443424.
Aż 43% funduszy
przeznaczono na badania nad biologią
i patofizjologią. Rozumiem to określenie tak,
że przedmiotem badań
jest biologia nowotworów i patofizjologia
zmian, jakie powodują w organizmie człowieka. Drugie miejsce
(19%) zajmują badania nad
chemioterapią i czynnikami
biologicznymi. Trzecie miejsce
(14%) – farmakologia molekularna i lekooporność.
Krystyna Knypl
Urazy mózgu sprzyjają powstawaniu złogów β-amyloidu
Zespoły otępienne są poważnym problemem dla systemów ochrony zdrowia na
całym świecie, a liczba chorych
z tymi schorzeniami stale wzrasta. Na łamach „Neurology”
ukazało się doniesienie Amyloid pathology and axonal injury
after brain trauma autorstwa G.
Scott i wsp., z którego dowiadujemy się, że nie tylko choroba
Alzheimera sprzyja powstawaniu złogów β-amyloidu
w mózgu, ale także urazy
głowy. Badania PET i MRI
wykonane u 28 pacjentów po
przebytych urazach mózgu (od
doznania urazu upłynęło od 11
miesięcy do 17 lat) wykazały
większą liczbę ognisk złogów
β-amyloidu u osób po urazach
niż w grupie kontrolnej, bez
urazów w wywiadzie. Nagromadzenie złogów było większe
w zakręcie obręczy mózgu
(część układu limbicznego
biorącego udział w regulacji
zachowań emocjonalnych)
oraz w móżdżku.
Źródło: http://www.neurology.
org/content/early/2016/02/03/
WNL.0000000000002413
Europejski Konsumencki Indeks Zdrowia
Jakość systemów ochrony zdrowia jest przedmiotem zainteresowania wszystkich obywateli. Metody oceny mogą być różne
– indywidualne oraz zbiorowe. Po raz kolejny ogłoszono wyniki
Europejskiego Konsumenckiego Indeksu Zdrowia. W ocenie
systemów ochrony zdrowia brano następujące kryteria: przestrzeganie praw pacjenta, czas oczekiwania na świadczenia
medyczne, śmiertelność niemowląt, przeżywalność w chorobach
nowotworowych, zakres świadczeń gwarantowanych, działania
profilaktyczne, dostępność do nowych leków. Maksymalna liczba
punktów wynosiła 1000. Nie ma idealnego systemu ochrony
zdrowia, ale całkiem blisko ideału jest Holandia która uzyskała
916 punktów. Na drugim miejscu znalazła się Szwajcaria (894
punkty), na trzecim Norwegia (854 punkty). Dalsze miejsca
z pierwszej dziesiątki zajęły kolejno Finlandia, Belgia, Luksemburg, Niemcy, Islandia, Dania i Szwecja. Warto odnotować 13.
miejsce Republiki Czeskiej. Gdzie jest Polska? Na przedostatnim
miejscu! Wyprzedza nas Albania, a „pokonaliśmy” Czarnogórę.
Prawa pacjenta najściślej są przestrzegane w Holandii i Norwegii (146 i 150 punktów). Ważnym wskaźnikiem jakości
6
systemu ochrony zdrowia jest śmiertelność niemowląt. Najgorsze
wyniki w tym zakresie ma Rumunia (9 zgonów na 1000 żywych
urodzeń), Bułgaria i Macedonia.
Liczba lekarzy na 100 000 mieszkańców najlepiej przedstawia
się w Grecji – nieco ponad 600. W Polsce jest nieco ponad 200
lekarzy na 100 000 mieszkańców.
Źródło: http://www.healthpowerhouse.com/files/EHCI_2015/
EHCI_2015_press_release.pdf
3_2016
marzec
Konferencje medyczne
O czym mówiono na
International Stroke Conference
Krystyna Knypl
Los Angeles* potrafi przyciągnąć niejednego szukającego sławy i wrażeń. Tym razem
w połowie lutego 2016 roku przyciągnęło wiele tysięcy osób zajmujących się zagadnieniami udaru mózgu.
Nowe metody zapobiegania
i leczenia udarów mózgu
Amerykańskiej statystyki podają, że w Stanach
Zjednoczonych rocznie udaru doznaje około 800 tys.
osób, z tego umiera około 170 tys. Jest to piąta przyczyna zgonów. Koszty leczenia sięgają 41 mld dolarów
rocznie. Nic więc dziwnego, że schorzeniu temu jest
poświęcony odrębny tematyczny kongres, podczas
którego przedstawia się wiele doniesień. Jak zawsze
najbardziej interesujące są doniesienia prezentowane
na sesji typu late breaking.
W 10-20% przypadków do udaru mózgu dochodzi w przebiegu bezobjawowego zwężenia tętnicy szyjnej.
Diagnostyka tego schorzenia opiera się na badaniach
usg oraz inwazyjnych badaniach naczyniowych. Z chwilą
stwierdzenie zwężenia powyżej 60% stajemy przed
dylematem, jaką metodą należy leczyć – tradycyjną
chirurgiczną czy przez założenie stentu naczyniowego.
Zagadnieniu temu było poświęcone doniesienie
Randomized Trial of Stent versus Surgery for Asymptomatic Carotid Stenosis: Initial and Five-year Results of
the ACT autorstwa K. Rosenfielda i wsp. Do badania
klinicznego zakwalifikowano 1453 pacjentów wieku
poniżej 80 lat, których obserwowano przez 5 lat. Złożonymi punktami końcowymi były „zgon, udar lub zawał
*Jak napisała Dorothy Parker, amerykańska poetka żyjąca w XIX
wieku, Los Angeles składa się z 72 przedmieść poszukujących
miasta, przez co należy rozumieć, że jest to miasto, w którym
nie ma śródmieścia, city, downtown, starówki (jeśli jest takowa
w jakimkolwiek amerykańskim mieście). Założone w 1781 roku
miasto nazywało się El Pueblo de Nuestra Señora la Reina de
los Ángeles (Osada Naszej Kochanej Pani, Królowej Aniołów).
7
serca w ciągu 30 dni od zabiegu oraz udar w ciągu roku”.
Zastosowane leczenie w dwu randomizowanych grupach
polegało na założeniu stentu lub na wykonaniu klasycznej
endarterektomii Częstość występowania wymienionych
powikłań w obu grupach była zbliżona – 3,8% w grupie
leczonej przez założenie stentu i 3,4% w grupie leczonej
chirurgicznie. Badacze określają stentowanie jako „noninterior”, znamienność statystyczna wyniosła p=0,011.
Zgony w ciągu 30 dni w grupie leczonej przez założenie
stentu wyniosła 2,9%, w grupie leczonej endarterektomią 1,7% ( p=0,33). W czasie 5 lat nie wystąpił udar
u 97,8% leczonych przez stentowanie i u 97,3% poprzez
endarterektomię. Wyniki badania były opublikowane
w całości na łamach „New England Journal of Medicinei”
i są dostępne pod adresem http://www.nejm.org/doi/
full/10.1056/NEJMoa1515706?query=featured_home&.
Podobne wyniki uzyskano we wcześniejszym
badaniu klinicznym Carotid Revascularization Endarterectomy versus Stenting Trial (CREST), w którym
uczestniczyły 2502 osoby ze zwężeniem tętnicy szyjnej.
Wyniki badania są dostępne pod adresem http://www.
ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3058352/.
Większość problemów dotyczących udaru mózgu
związanych jest z postępowaniem po dokonaniu się tego
powikłania narządowego. Co nowego w tym zakresie?
Z doniesienia Main Results of the Insulin Resistance
Intervention After Stroke (IRIS) autorstwa W.N. Kernan
i wsp. dowiadujemy się, że pewne zastosowanie w leczeniu takich pacjentów może mieć pioglitazon używany
w leczeniu cukrzycy. W badaniu testowano skuteczność
działania agonistycznego na receptory PPAR-ϒ oraz
podwyższania insulinowrażliwości u pacjentów bez
3_2016
marzec
Konferencje medyczne
cukrzycy, ale ze stwierdzoną insulinoopornością. Do
badania kwalifikowano pacjentów wieku powyżej 40 lat
z przebytym niedawno udarem lub przemijającym niedokrwieniem mózgu (TIA) oraz insulinoopornością definiowaną przez Homeostasis Model Assessment-Insulin
Resistance (HOMA-IR), gdy wskaźnik był powyżej 3.0.
Wskaźnik HOM-AR jest to stosunek insulinemii na czczo do glikemii na czczo, więcej pod adresem
http://www.wple.net/nefrologia/nef_numery-2011/a-nefro-4-2011/243-246.pdf. W warunkach fizjologicznych wskaźnik HOM-AR powinien wynosić poniżej 1,
w cukrzycy zalecane jest poniżej 2.
Pacjentom podawano pioglitazon początkowo
w dawce 15 mg, maksymalna dawka 45 mg na dobę
przez 12 tygodni.
W badaniu prowadzonym w latach 2005-2013
uczestniczyło 3876 pacjentów z 179 ośrodków w 7 krajach. Średni wiek wynosił 63,5 lat, 66% stanowili mężczyźni. BMI wynosiło średnio 30,0 kg/m2. Okres obserwacji
to średnio 4,1 lat. Stwierdzono, że pitaglizon zmniejsza
ryzyko ponownego udaru – powikłania narządowe
w ciągu 4,8 lat obserwacji w postaci udaru lub zawału
serca wystąpiły u 9% otrzymujących pitaglizon i u 11,8%
w grupie placebo. Cukrzyca rozwinęła się u 3,8% w grupie otrzymującej pitaglizon i 7,7% placebo. Nie ma róży
bez kolców – grupa leczona pitaglizonem miała więcej
przyrostu masy ciała powyżej 4,8 kg, obrzęków kończyn
dolnych oraz złamań kości wymagających hospitalizacji.
Pełen tekst doniesienia jest dostępny na łamach
„New England Journal of Medicine” (http://www.nejm.
org/doi/full/10.1056/NEJMoa1506930).
Jak długo monitorować EKG?
Nie tylko zaburzenia metaboliczne sprzyjają
ponownym udarom, także migotanie przedsionków
utrwalone lub napadowe. Nie zawsze w wypadku migotania napadowego jest ono łatwe do wykrycia i udokumentowania. Poszukiwaniom napadowego migotania
przedsionków służy wydłużone monitorowanie EKG
– już nie do jednej doby, ale nawet do 10 czy 30 dni. Zagadnieniu temu było poświęcone doniesienie Finding Atrial
Fibrillation In Stroke Patients – A Multicenter Randomised
Evaluation of Enhanced and Prolonged Holter Monitoring
(Find-AFrandomised-Trial) autorstwa R. Wachtera i wsp.
(źródło: materiały prasowe). W badaniu uczestniczyło
398 pacjentów w wieku ≥ 60 lat z przebytym udarem
mózgu, a celem było porównanie standardowego badania Holtera EKG v. 10-dniowe monitorowanie w celu
wykrycie migotania przedsionków trwającego dłużej niż
30 sekund. Migotanie przedsionków wykryto u 13,5%
monitorowanych przez 10 dni v. 4,5% monitorowanych
w sposób standardowy.
Krystyna Knypl
Nowości
Jak gotować, aby zachować zdrowotne właściwości warzyw i owoców?
Wiadomo, że surowe warzywa i owoce zawierają wiele
cennych substancji korzystnych dla zdrowia. Gotowanie
osłabia te walory. W artykule
Phenols and the antioxidant
capacity of Mediterranean vegetables prepared with extra
virgin olive oil using different
domestic cooking techniques
autorstwa J. del Pilar Ramirez-Anaya i wsp. podano, że
warzywa gotowane z dodatkiem oliwy z oliwek zachowują
więcej cennych dla zdrowia
związków chemicznych. (K.K.)
Źródło: http://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0308814615006810
http://www.medicalnewstoday.com/articles/305466.php
Przepisy Unii Europejskiej chroniące przed podróbkami leków
Pod adresem http://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/
TXT/PDF/?uri=CELEX:32016R0161&from=EN opublikowano
rozporządzenie Parlamentu Europejskiego regulujące zasady
8
znakowania leków mające na celu ochronę przed nielegalnymi
podróbkami. (K.K.)
Źródło: materiały prasowe
3_2016
marzec
Artykuł poglądowy
Fot. Krystyna Knypl
Suplementy
diety po polsku
Alicja Barwicka
Dieta to sprawa niezwykłej wagi. Jeść
trzeba codziennie, więc i codziennie
można wzbogacać pożywienie o różne
dodatki, oczywiście tylko te pożyteczne,
które natychmiast wygładzą zmarszczki, odchudzą i odmłodzą o 20 lat, a nawet uchronią przed „zakwaszeniem organizmu”
czy zlikwidują objawy „zespołu niespokojnych nóg”. Niestety nieco inne poglądy
prezentują współcześni specjaliści w zakresie prawidłowego żywienia, którzy zalecają stosowanie się do wzorca opartego na diecie naszych prapraprzodków i określanego jako „pożywienie myśliwego i zbieracza”. Od setek tysięcy lat ludzie spożywali
przecież tylko to, co udało się zebrać i upolować, czyli w pełni naturalne produkty.
Składnikami takiej diety były głównie owoce leśne, zboża (z uwagi na niedostatki
technologiczne zawsze produkt pełnoziarnisty), mleko, jaja, ryby i mięso gotowane
lub pieczone z małą ilością soli (była zbyt droga). Poza miodem słodycze nie istniały.
Siła postępu
Dziś wszystko idzie z postępem. Mamy znacznie
bardziej urozmaicone pożywienie, bo tę bazową dietę
przodków wzbogacaliśmy przez wieki o całe mnóstwo
różnych produktów. Nawet jeśli z czasem dostrzegaliśmy, że nie zawsze to wzbogacanie wychodziło nam na
dobre, to rezygnacja np. z cukrów prostych, nadmiaru
soli czy białej mąki dla większości z nas okazywała
się praktycznie niemożliwa. Ale ponieważ nic nie jest
w stanie zatrzymać postępu, to jako ludzie postępowi
szybko uwierzyliśmy, że dietę można dalej wzbogacać,
tym razem o zupełnie cudowne dodatki, które zapewnią
nam długowieczność w pełni sił i zdrowia. Tempo tego
postępu jest naprawdę zawrotne, bo jeszcze 30 lat temu
jedliśmy (w naturalnej postaci, bez ingerencji inżynierii
genetycznej) zwykłą sałatę, marchew, jabłka. Ale 30 lat
temu na rynku nie było suplementów diety… Dziś dostęp do tej grupy „dodatków do diety” jest praktycznie
9
nieograniczony. Kupuje się je w aptekach, drogeriach,
na stacjach benzynowych, w sklepach spożywczych,
a nawet w kioskach z prasą. Kupić może każdy, kto
ma na nie ochotę, nie ma natomiast ochoty na zmaganie się z efektem przejedzenia, nadwagą, osteoporozą,
łamliwością paznokci, wypadaniem włosów, nie wspominając już o dolegliwościach występujących w okresie
menopauzy. Problem w tym, że większość konsumentów suplementów diety nie ma pojęcia o tym, co tak
naprawdę dodaje do swojego pożywienia. Ponieważ
suplement diety wyglądem z reguły przypomina lek,
to ludność miast i wsi z wielką ochotą „leczy się” sama
według własnego uznania, zwłaszcza że o tysiącach
dolegliwości, których może nawet chwilowo nie ma,
ale przecież zawsze mogą człowieka dopaść, przypominają wielokrotnie powtarzane sugestywne reklamy
we wszystkich rodzajach mediów.
3_2016
marzec
Artykuł poglądowy
Bo nie wiemy, co jemy
Z leczeniem nie ma żartów. Ponieważ leki są
przeznaczone dla osób chorych i jak powszechnie wiadomo, powinny być stosowane zgodnie ze wskazaniami
lekarskimi, to trochę ze strachu, by sobie nie zaszkodzić,
takie zalecenie jest raczej respektowane. Środki spożywcze natomiast, jak sama nazwa wskazuje, spożywać
może każdy, a więc przede wszystkim osoba zdrowa, bo
takie jednak globalnie dominują. Jednocześnie osobie
chorej, która ma ochotę „coś spożywczego spożyć”,
nikt nie może tego zabronić. Wiele osób twierdzi, że
nie orientuje się w tym, jaki rodzaj substancji aplikuje
sobie w najlepszej wierze w ramach samoleczenia. To
dziwne, bo przecież ochrona własnego zdrowia powinna być naszą podstawową aktywnością, zwłaszcza
że nikt nie chce jego stanu pogarszać. Niewiedza nie
jest tu żadnym argumentem, bo nawet przepisy prawa,
zarówno na poziomie krajowym, jak i unijnym, jasno
precyzują różnice między lekiem a suplementem diety.
Prześledźmy je zatem.
Co to jest lek, czyli substancja
służąca leczeniu?
W art. 2 rozdziału 1 ustawy z 6 września 2001 r.
prawo farmaceutyczne czytamy, że „produktem leczniczym – jest substancja lub mieszanina substancji,
przedstawiana jako posiadająca właściwości zapobiegania lub leczenia chorób występujących u ludzi lub
zwierząt lub podawana w celu postawienia diagnozy
lub w celu przywrócenia, poprawienia lub modyfikacji
fizjologicznych funkcji organizmu poprzez działanie
farmakologiczne, immunologiczne lub metaboliczne”;
a ponieważ nie można takiego produktu „podrabiać”,
to art. 130 rozdziału 9 ww. ustawy przewiduje kary
za takie działania i brzmi: „kto wprowadzanemu do
obrotu produktowi przypisuje właściwości produktu leczniczego, pomimo że produkt ten nie spełnia
wymogów określonych w ustawie, podlega grzywnie”.
Sceptykom pamiętającym o nadrzędnej funkcji dyrektyw europejskich w obowiązujących przepisach prawa
krajowego wypada zacytować fragmenty dyrektywy
2001/83/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 6
listopada 2001 r. w sprawie wspólnotowego kodeksu
10
odnoszącego się do produktów leczniczych stosowanych u ludzi, gdzie w art. 1 o produkcie leczniczym
czytamy, że jest to:
•jakakolwiek substancja lub połączenie substancji prezentowana jako posiadająca właściwości lecznicze lub
zapobiegające chorobom u ludzi; lub
•jakakolwiek substancja lub połączenie substancji, które
mogą być stosowane lub podawane ludziom w celu odzyskania, poprawy lub zmiany funkcji fizjologicznych
poprzez powodowanie działania farmakologicznego,
immunologicznego lub metabolicznego albo w celu
stawiania diagnozy leczniczej.
Kiedy wiemy już, czym jest lek, wypada sprawdzić,
czym w takim razie jest suplement diety, czemu służy
i czym ewentualnie się różni od produktu leczniczego.
Dieta droższa niż zdrowie
Polski rynek suplementów diety rozwija się
dynamicznie i obecnie wart jest ponad 3 miliardy
złotych. Pamiętajmy, że mówimy o rynku produktów
żywnościowych, nie o rynku leków! Skoro suplementy
diety nie są lekami, to ich obrotu czy też sposobu przechowywania nie sprawdza inspekcja farmaceutyczna,
nie ma też wymogu, by producent miał obowiązek
informowania o możliwych działaniach ubocznych
takiego produktu. Co ciekawe, zgodnie z przepisami
ustawy z 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności
i żywienia Główny Inspektorat Sanitarny nie wymaga
badań potwierdzających jakość oraz skład suplementu
diety przed wprowadzeniem go na rynek i zadowala
się jedynie deklaracją producenta takiego produktu
dotyczącą jego składu. A przecież tak jak dysponujemy
regulacjami prawnymi dotyczącymi leków, tak zarówno
na poziomie krajowym, jak i unijnym istnieją przepisy
prawa dotyczące suplementów diety. Mimo, iż nie są
to jeszcze regulacje doskonałe, to gdyby tylko były
respektowane – nie byłoby tak źle. Rzecz w tym, ze
przepisy prawa sobie, a życie…
Zobaczmy jednak, co mówią przepisy. I tak
art. 3 działu 1 ww. ustawy o bezpieczeństwie żywności
i żywienia określa, że suplement diety to „środek spożywczy, którego celem jest uzupełnienie normalnej
diety, będący skoncentrowanym źródłem witamin
3_2016
marzec
Artykuł poglądowy
lub składników mineralnych lub innych substancji
wykazujących efekt odżywczy lub inny fizjologiczny,
pojedynczych lub złożonych, wprowadzany do obrotu
w formie umożliwiającej dawkowanie, w postaci: kapsułek, tabletek, drażetek i w innych podobnych postaciach, saszetek z proszkiem, ampułek z płynem, butelek
z kroplomierzem i w innych podobnych postaciach
płynów i proszków przeznaczonych do spożywania
w małych, odmierzonych ilościach jednostkowych,
z wyłączeniem produktów posiadających właściwości
produktu leczniczego w rozumieniu przepisów prawa
farmaceutycznego”. Zdecydowanie bardziej precyzyjne,
bo ujęte w aż trzech artykułach są stwierdzenia dyrektywy nr 2002/46/WE Parlamentu Europejskiego i Rady
z 10 czerwca 2002 r. w sprawie zbliżenia ustawodawstw
państw członkowskich odnoszących się do suplementów
żywnościowych. Cytując powyższe przepisy uzyskujemy
następujące informacje:
Artykuł 1
1. Niniejsza dyrektywa dotyczy suplementów
żywnościowych sprzedawanych jako środki spożywcze
i jako takie oferowane. Produkty te dostarczane są do
konsumenta ostatecznego wyłącznie w postaci opakowanej przed sprzedażą.
2. Niniejsza dyrektywa nie ma zastosowania do
produktów leczniczych, jak to określa dyrektywa 2001/83/
WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 6 listopada
2001 r. w sprawie wspólnotowego kodeksu odnoszącego
się do produktów leczniczych stosowanych u ludzi.
Artykuł 2
Do celów niniejszej dyrektywy:
„suplementy żywnościowe” oznaczają środki
spożywcze, których celem jest uzupełnienie normalnej
diety i które są skoncentrowanym źródłem substancji
odżywczych lub innych substancji wykazujących efekt
odżywczy lub fizjologiczny, pojedynczych lub złożonych,
sprzedawanych w postaci dawek, a mianowicie w postaci
kapsułek, pastylek, tabletek, pigułek i w innych podobnych formach, jak również w postaci saszetek z proszkiem,
ampułek z płynem, butelek z kroplomierzem i w tym
podobnych postaciach płynów lub proszków przeznaczonych do przyjmowania w niewielkich odmierzanych
ilościach jednostkowych;
11
Artykuł 6
1. Do celów art. 5 ust. 1 dyrektywy 2000/13/WE
nazwa, pod jaką sprzedaje się produkty objęte niniejszą
dyrektywą, brzmi „suplementy żywnościowe”.
2. Etykietowanie, prezentacja i reklama nie mogą
przypisywać suplementom żywnościowym właściwości zapobiegawczych, leczniczych lub uzdrawiających
choroby ludzkie lub odnosić się do takich właściwości.
3. Bez uszczerbku dla przepisów dyrektywy
2000/13/WE etykietowanie zawiera następujące dane
szczegółowe:
a) nazwy kategorii substancji odżywczych lub substancji
charakteryzujących dany produkt, lub wskazówkę odnośnie do charakteru tych substancji odżywczych lub
odnośnych substancji;
b) porcję produktu zalecaną do dziennego spożycia;
c) ostrzeżenie o nieprzekraczaniu podanej zalecanej
dawki dziennej;
d) informację, że suplementy żywnościowe nie powinny
być stosowane jako substytut zróżnicowanej diety;
e) informację, że produkty te muszą być przechowywane
w miejscu niedostępnym dla małych dzieci.
Optymizm w oświadczeniach
Oczywiście do omawianych aktów prawnych
istnieje szereg przepisów wykonawczych regulujących
kwestie dotyczące zarówno leków, jak i suplementów
diety, np. tryb wprowadzania ich do obrotu czy nadzór
i monitorowanie jakości oraz bezpieczeństwo stosowania
przez człowieka. Na poziomie europejskim warto zwrócić
uwagę na rozporządzenie (WE) 1924/2006 Parlamentu
Europejskiego i Rady z 20 grudnia 206 r. w sprawie
oświadczeń żywieniowych i zdrowotnych dotyczących
żywności. Chodzi tu o składane przez producentów
oświadczenia:
•żywieniowe – oświadczenie stwierdzające, lub sugerujące, że dana żywność ma szczególnie pozytywne
właściwości odżywcze,
•zdrowotne – oświadczenie stwierdzające lub sugerujące
istnienie związku pomiędzy danym produktem lub jego
składnikiem a poprawą stanu zdrowia.
Oświadczenia zdrowotne powinny być uzasadnione naukowo i poparte przeprowadzeniem rzetelnych
3_2016
marzec
Artykuł poglądowy
badań, a z tym są jednak pewne kłopoty i dlatego wiele wydawanych przez producentów niekompletnych
oświadczeń zdrowotnych trafia na „listę oświadczeń
oczekujących”. Ta lista ciągle się wydłuża, a przecież
nikt nie jest zainteresowany blokowaniem produkcji.
Dlatego np. nie czekając na wiarygodną ocenę naukową, do niektórych substancji pochodzenia roślinnego
przyjmuje się kryterium „stosowania tradycyjnego” lub
rozważa skorzystanie z wcześniej przyjętych oświadczeń
zdrowotnych dotyczących produktów o podobnych
właściwościach.
Dostrzec różnicę
Jak widać problemów dotyczących leków i suplementów diety w wielu aspektach jest naprawdę sporo.
Podsumujmy więc przynajmniej najważniejsze różnice:
Potęga reklamy
Reklama środków spożywczych (batonika, chrupków albo suplementu diety) nie jest zabroniona, a my
wszyscy bardzo reklamy lubimy. Trudno się temu dziwić.
Młode mamy widzą, że ich zatroskana zdrowiem dzieci
koleżanka informuje z ekranu telewizyjnego, jaki to
wspaniały efekt zdrowotny osiągnęła, podając swemu
dziecku konkretny środek spożywczy wyglądający jak lek.
Rzucają się więc w pogoń za tym cudownym remedium.
Społeczeństwo się starzeje i seniorom, którym dokuczają
zmiany zwyrodnieniowe układu kostno-stawowego
rozwiązanie wskazuje… reklama. Nie tylko od razu
wiadomo, co należy zażywać, ale jak widać na ekranie
– efekt jest natychmiastowy! Reklamowany preparat jest
co prawda drogi jak na możliwości ubogiego polskiego
emeryta, ale czego się nie robi dla poprawy zdrowia.
LEKI
SUPLEMENTY DIETY
PRZEZNACZENIE
Lek (produkt leczniczy) to substancja lub mieszanina
substancji przedstawiana jako mająca właściwości zapobiegania chorobom... lub leczenia chorób...
Suplement diety to środek spożywczy, którego celem jest
uzupełnianie normalnej diety... z wyłączeniem produktów mających właściwości produktu leczniczego w rozumieniu przepisów prawa farmaceutycznego...
WSKAZANIA
Są określone w charakterystyce produktu leczniczego
Brak wskazań! Służą uzupełnianiu diety. Nie są zatwieri zatwierdzone przez Urząd Rejestracji Produktów Leczdzane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych,
niczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych.
WPROWADZANIE DO OBROTU
Rejestracja i dopuszczenie do obrotu tylko przez Urząd
Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych albo przez Komisję Europejską na podstawie wniosku zawierającego szczegółową
dokumentację gwarantującą jakość, skuteczność i bezpieczeństwo stosowania.
Prawo nie wymaga rejestracji ani szczegółowej dokumentacji gwarantującej jakość, skuteczność i bezpieczeństwo stosowania. Wystarczy powiadomić Główny
Inspektorat Sanitarny i dostarczyć wzór opakowania przy
wprowadzaniu produktu do sprzedaży.
BEZPIECZEŃSTWO
Ciągły nadzór i monitorowanie jakości przez inspekcję
Brak ustawowego wymogu ciągłego monitorowania bezfarmaceutyczną, ponadto monitorowanie bezpieczeństwa pieczeństwa stosowania.
stosowania przez lekarzy, farmaceutów i podmiot wprowadzający do obrotu.
12
3_2016
marzec
Artykuł poglądowy
Pewnym problemem jest co prawda brak tego natychmiastowego, wspaniałego efektu, ale przecież można
kupić kolejne opakowanie, a po tygodniu jeszcze jedno…
Kiedyś przecież ten cudowny specyfik zacznie pomagać.
Nie da się ukryć, że jesteśmy bardzo podatni na
sugestywne słowo lub obraz, więc zręcznie skonstruowana reklama przemawia do słuchacza i widza nie tylko
w bezpośrednim odbiorze. Zostaje na naszych „twardych
dyskach” i zaczyna żyć swoim życiem. Konstrukcja reklamy suplementu diety to wielka sztuka, ale też sztuka
bardzo efektywna. Przeciętny zabiegany, nieuważny odbiorca słuchając jednym uchem i patrząc jednym okiem,
widzi całe bloki reklamowe. Jako pierwsze reklamują
się suplementy diety. Są kolorowe, miłe dla ucha i oka,
okraszone właściwym podkładem muzycznym, bohaterowie filmików budzić mogą tylko pozytywne emocje,
więc nie dostrzegamy, że gdy otwierają szafkę kuchenną,
mają w niej tylko reklamowany specyfik i to od razu
w liczbie pięciu opakowań. My tego nie dostrzegamy, ale
nasz mózg – już tak! On już nazwę produktu „wpisał do
swoich zasobów”. Ale to nie koniec sprytu twórców! Tuż
za reklamą suplementów pojawia się reklama produktu
leczniczego (co prawda tego wydawanego bez recepty),
ale zakończona (zgodnie z wymogami prawa) ostrzeżeniem o możliwości wystąpienia działań ubocznych
i konieczności konsultacji z lekarzem lub farmaceutą. Co
zapamiętujemy? Jeden wieloskładnikowy blok produktów
poprawiających stan zdrowia i bezpieczny (!), bo kończący
się informacją o tym, że to lekarz lub farmaceuta zadbają
w razie czego o nasze bezpieczeństwo.
Tajemnicza zawartość suplementów
Nie sprawdzamy dokładnego składu każdego
zjadanego pierniczka czy batonika, nie sprawdzamy też
wiarygodności podanego przez producenta składu suplementu diety. Co prawda sanepid może go kontrolować,
ale w praktyce robi się to dopiero wtedy, gdy pojawiają
się sygnały, że konkretny produkt zawiera substancje
stanowiące zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka, np.
zanieczyszczenia mikrobiologiczne lub metale ciężkie.
Nad składem suplementów diety prowadzą wyrywkowo
badania instytuty naukowe. A wyniki tych badań mogą naprawdę zaciekawić, bo chociaż suplementy nie są lekami, to
13
często zawierają istotne dla zdrowia substancje czynne i co
ważne – w skoncentrowanej postaci. I tak w poddanych
badaniom kupionych losowo produktach reklamowanych
dla mężczyzn mających problemy z erekcją znaleziono kilka aktywnych farmakologicznie analogów strukturalnych
sildenafilu o nieznanej toksyczności, a w suplementach
kierowanych do osób walczących z nadwagą stwierdzono
obecność pochodnych amfetaminy. Osoby chcące bez
wysiłku zrzucić zbędne kilogramy z upodobaniem sięgają
po dostępne ciągle na polskim rynku preparaty zawierające
przęśl chińską (ephedra sinica), chociaż amerykańska
agencja FDA badająca bezpieczeństwo tych preparatów
wycofała je z obiegu już w 2007 roku. Są na rynku dostępne
suplementy o działaniu przeczyszczającym zawierające
glikozydy antrachinonowe mające wpływ na równowagę elektrolitową, które przy długotrwałym stosowaniu
mogą działać kancerogennie. Wiele reklam podkreśla
bezpieczeństwo produktu, które ma wynikać z tego, że
preparat jest „całkowicie roślinny”. A przecież rośliny nie
są obojętne dla zdrowia! Dla przykładu ekstrakt z ziela
dziurawca obniża stężenie cyklosporyny we krwi, ma też
negatywny wpływ na utrzymanie właściwego poziomu
stężenia leków przeciwretrowirusowych czy niektórych
przeciwnowotworowych i antydepresantów. Ekstrakt
z miłorzębu w interakcji z warfaryną lub lekami z grupy
NLPZ zwiększa ryzyko krwawień, a korzeń rzewienia
i aloes powodują zwiększone wydalanie potasu, co ma
pływ na działanie leków antyarytmicznych.
Czy lubimy koncentraty?
Okazuje się, że chyba tak i to nie tylko te pomidorowe, których jedną małą puszkę rozpuszczamy w wielkim
garnku rosołu. Coraz częściej smakują nam te zawarte np.
w małej kapsułce. Zwykła zielona herbata wykazuje wiele
właściwości prozdrowotnych, zmniejszając w szczególności zagrożenie chorobami układu sercowo-naczyniowego
i ułatwiając kontrolowanie wagi ciała. Ale już produkty
przygotowane ze skoncentrowanego ekstraktu camelia
sinensis istotnie zwiększając stężenie polifenoli, mogą
uszkadzać komórki wątrobowe. Jedna kapsułka, o której czytamy, że zawiera m.in. wyciąg z zielonej herbaty,
to odpowiednik około 5 filiżanek herbaty, a przecież
są osoby, które „dla zdrowia” pochłaniają kilka takich
3_2016
marzec
Artykuł poglądowy
kapsułek dziennie. Z kolei jedna tabletka betakarotenu
to ekwiwalent 5-6 kg marchwi, przy czym osoba, która
dokona takiego zakupu, z pewnością nie poprzestanie
na jednej tabletce! Raczej skorzysta z zamieszczonej
w reklamie podpowiedzi, że większe opakowanie starczy
na dłużej i bardziej się opłaca. Gdy już jesteśmy w posiadaniu odpowiednio dużego opakowania, zaczyna się
szukanie uzasadnienia dla dłuższego stosowania specyfiku, by tak ważnego zakupu nie zmarnować. Powstaje
pytanie, która wątroba to wytrzyma? Innym przykładem
jest powszechne przyjmowanie przez kobiety w okresie
pomenopauzalnym suplementów diety zawierających
odpowiednio skoncentrowany wapń. Co prawda gospodarka wapniowo-fosforowa bez podaży wapnia kuleje, ale
by ją odbudować, pierwiastek dostarczany z produktami
spożywczymi powinien wchłaniać się stopniowo, bo taka
jest droga fizjologiczna. Uwalnianie wapnia z tabletkowej
formy mineralnej może natomiast powodować osadzanie
się go na blaszkach miażdżycowych.
Co z tym fantem zrobić?
Przyjmowanie suplementów diety praktycznie
bez ograniczeń stanowi niebezpieczeństwo dla zdrowia
ogółu. Chodzi jednak o duży i bardzo mocny finansowo
rynek, nad którym nie w pełni panują służby mające z założenia chronić nas przed własną nieodpowiedzialnością.
Mogą zrobić zresztą tylko tyle, ile mieści się w ramach
ich uprawnień. Ponieważ jednak sprawa coraz częściej
przybiera groźny obrót, to mając na uwadze dobro konsumentów przy równocześnie dość mizernych możliwościach działania w pojedynkę, połączono siły Głównego
Inspektoratu Sanitarnego i Urzędu Ochrony Konkurencji
i Konsumentów. Jesienią 2015 roku do producentów
i dystrybutorów suplementów diety wystosowano wspólny
list odnoszący się przede wszystkim do rosnącej liczby
kampanii reklamowych tej grupy produktów, a w szczególności do konieczności monitorowania rzetelności ich
przekazu. Oczywiście bez reklam rynek suplementów diety
nie może efektywnie funkcjonować, zatem niezwykle
ważne jest, by zawarte w reklamach informacje przedstawiały stan faktyczny w zakresie składu i właściwości
oraz możliwych działań ubocznych reklamowanego
produktu. Autorzy listu zwracają ponadto uwagę nie
14
tylko na niewystarczający poziom wiedzy konsumentów
dotyczący suplementów, ale na absolutne niedostrzeganie
różnic między nimi a dostępnymi bez recepty lekami.
Efektem mogą być poważne konsekwencje zdrowotne
dla społeczeństwa. Odwołując się do obowiązujących
przepisów prawa krajowego i unijnego, a także do kodeksu
etyki Rady Reklamy przypomniano w liście, że reklama to
działanie także objęte konkretnymi przepisami. Zgodnie
z obowiązującym stanem prawnym:
•reklama nie może wprowadzać w błąd czy wzbudzać lęku,
•zabronione jest wykorzystywanie niewiedzy, nieświadomości, braku doświadczenia konsumentów,
•reklamy suplementów diety nie mogą przypisywać
im właściwości leczniczych, ponieważ są środkami
spożywczymi,
•zabronione jest sugerowanie w reklamie, że suplementy
diety to remedium na liczne dolegliwości, gwarantujące
osiągnięcie natychmiastowego efektu zdrowotnego.
Autorzy listu oczekują weryfikacji wewnętrznych
regulacji w zakresie treści i sposobu reklamowania,
a także wdrożenia procedur dotyczących analizy ryzyka związanego z emisją tej grupy reklam, tak by nie
dopuszczać do naruszenia przepisów prawa i dobrych
obyczajów. Ze swojej strony Główny Inspektorat Sanitarny i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów planują
przeprowadzenie wśród różnych grup konsumentów
kampanii edukacyjnej ukierunkowanej na przekaz
wiedzy dotyczącej suplementów diety.
Należy zauważyć, że takie kampanie informacyjne
są regularnie przeprowadzane przez wiele instytucji,
ale ich zasięg nie może się równać z siłą przekazu sieci
radiowych i TV. W środkach masowego przekazu można
co prawda bez trudu znaleźć informacje dotyczące np.
zgubnych efektów permanentnego przyjmowania przez
ludzi preparatów wielowitaminowych, mogących mieć
wpływ na blokowanie własnego systemu odpornościowego. Ale przekaz, że odporność budujemy głównie
przez aktywność fizyczną, nie jest już tak atrakcyjny,
chociaż dawno przecież udowodniono, że najlepszym
lekiem dla człowieka bez względu na wiek jest właśnie
aktywność fizyczna. Czy jej też się doczekamy w postaci
suplementu diety?
Alicja Barwicka, okulistka
3_2016
marzec
Bez znieczulenia
Pytanie do ministra zdrowia
Dlaczego mój prywatny ból
został znacjonalizowany
przez NFZ?
Małgorzata Zarachowicz
Ból jest najbardziej destrukcyjnym czynnikiem w życiu codziennym. Boli ciało, cierpi dusza. Uporczywy ból źle uśmierzany staje się bólem przewlekłym; choćby czynnik
wywołujący go ustąpił, to mózg niestety pamięta. Taki ból leczy się z trudem.
Ból krótki acz niespodziewany podczas zabiegu budzi lęk przed ponowną taką sytuacją. Lęk jest tym większy, że ma się świadomość, iż nie da się tego uniknąć, mimo że
jest możliwość: po prostu wystarczyłoby krótkie znieczulenie ogólne, nie miejscowe,
ale... nie w Polsce.
N
ajpierw „opisy przyrody”, żeby wyjaśnić tytuł.
W trakcie długotrwałej chemioterapii moje żyły
uległy uszkodzeniu, bywało, że trzeba było wkłuwać
wenflon 7 razy. Zaproponowano mi założenie portu –
zabieg krótki, znieczulenie miejscowe, małe nacięcie na
skórze pod obojczykiem. Zapytałam o znieczulenie pełne,
bo miałam podświadomy lęk – procedury Narodowego
Finansisty Zdrowia czegoś takiego nie przewidują, natomiast nie ma opcji „dokupienia” ponadstandardowego
postępowania.
Znalazłam się na sali operacyjnej. Operatorka,
świetny fachowiec, wykonująca setki takich zabiegów,
przystąpiła do działania. Na początku było spokojnie,
potem się zaczęło. Spociłyśmy się obie – pani doktor
za sprawą trudności miejscowych, jeden cewnik się
uszkodził, mnie oblewał pot z bólu. Kłopot polegał na
tym, że nie byłam w stanie mocno odgiąć głowy do tyłu,
gdyż przeszkadza mi w tym konstrukcja wszczepiona do
kręgosłupa na trzech poziomach z powodu dyskopatii
– lekarka miała ograniczone pole manewru. Poza tym
musiała się przebić przez liczne zrosty po trzech wcześniejszych operacjach, a druga strona szyi nie wchodziła
w grę. Obie chciałyśmy rychłego końca „procedury”.
15
Po wszystkim pomyślałam, że mam po prostu pecha, bo podobno inni znoszą to bardzo dobrze.
Czekałam już w oddziale na wypis i spotkałam kobietę,
która miała ten sam zabieg tuż po mnie, więc zapytałam
o wrażenia. Jej przeżycia również były bardzo przykre.
Potem przyszła pora na usunięcie portu. Szłam
(a raczej byłam wieziona, bo taka miłościwa procedura
panuje) na salę operacyjną niczym na tortury. Tym razem
było lepiej, ale mogłoby być zupełnie dobrze, gdybym
miała znieczulenie ogólne.
Na samą myśl o ewentualnej „powtórce z rozrywki” w przyszłości robi mi się słabo. Miałam wiele
operacji, urodziłam dwoje dzieci, jestem dość wytrzymała
na „boleści”, ale to zdarzenie zapamiętam na zawsze.
T
a sama kwestia znieczuleń do zabiegów dotyczy
zresztą też np. kolonoskopii i gastroskopii. Owszem,
NFZ je przewiduje, ale jedynie dla osób obciążonych
chorobami przewlekłymi. Tak, NFZ wyprodukował
nawet dłuuugą listę takich schorzeń, ale nie wszyscy je
mają (na szczęście) i wtedy należą do grupy wykluczonych z komfortu zabiegu. Powszechnie wiadomo, jaką
przyjemnością są te zabiegi. Jest bardzo niewiele osób,
3_2016
marzec
Bez znieczulenia
które nie lubią znieczuleń ogólnych, wolą obejrzeć na
monitorze swoje wnętrze, ale to nie stanowi problemu
– można odstąpić od znieczulenia, lecz dostąpić już nie
we wszystkich przypadkach.
O
d dawna mówi się o konieczności skutecznego
leczenia bólu. Powstała ogromna dziedzina medycyny w tym zakresie, dysponująca najróżniejszymi
metodami. U nas ma ograniczenia.
I tu dochodzimy do swoistej schizofrenii systemowej.
W niepublicznej placówce wykonującej zabiegi
„na kntrakcie” z NFZ pacjent może sobie sfinansować
dodatkowe procedury – znieczulenie, lepsze soczewki
itp. W publicznym zakładzie leczniczym (takie modne
wyrażenie) nie ma takiej możliwości. Nie, bo nie; bo
prawo nie zezwala.
W efekcie część obywateli, pozostając na łasce
NFZ, jest ubezwłasnowolniona. Nie zawsze bowiem
jest możliwość wyrwania się ze szponów państwowego
opiekuna, ponieważ nie wszystkie niepubliczne placówki
mają w ofercie pełne leczenie, zwłaszcza onkologiczne.
Nie jest możliwe, żeby pacjent będący w długotrwałym
leczeniu „publicznym” wybrał sobie niektóre jego elementy w innym niepublicznym szpitalu czy pracowni.
T
u dygresja o bólu duszy – przykładem niemożność
wykonania badań koniecznych przed podaniem
kolejnej „chemii” w pobliżu własnego domu w dowolnym
laboratorium; próbki muszą być pobrane w pracowni
oddziału chemioterapii, bo inaczej za leczenie narodowy
płatnik nie zapłaci. Jadą więc chorzy bladym świtem ze
swoich odległych miast i siół do szpitala, oddają krew,
czekają godzinami na „wyniki” i dopiero wtedy są kwalifikowani do chemioterapii lub odrzucani z powodu
nieprawidłowych wyników badań (i mają dzień stracony,
a nie są to ludzie w pełni sił, a wręcz przeciwnie).
I w ten sposób ból prywatny podlega nacjonalizacji.
Jest usankcjonowana złym prawem nierówność
podmiotów publicznych i niepublicznych. Dlaczego?
Nie pojmuję, dlaczego państwo polskie w osobach
urzędników znęca się nad obywatelami.
Dlaczego w systemie są bolesne „czarne dziury”,
jak wyżej opisane?
I jeszcze jedno pytanie. Który państwowy urzędowy „zawiadowca stacji Zdrowie” uniknąłby znieczulenia
w podobnych sytuacjach? Który z nich czeka w kolejce
na zabieg lub poradę tak, jak zwykły obywatel? Może
warto takiego poznać.
Małgorzata Zarachowicz
specjalista medycyny rodzinnej
autorka cyklu artykułów Lekarz pacjentem
(GdL 1, 3, 6, 10/2012, 3/2013)
opisujących jej zmagania z chorobą nowotworową
16
3_2016
marzec
Fot. Michał Woldan
Dylematy
Lekarzu, nie zamieniaj mleka
w wodę!
Barbara Iwanik
Według Raportu o stanie karmienia w Polsce w 2015 r. aż 97,7% kobiet rozpoczyna karmienie piersią tuż po narodzinach dziecka. Większość z nich deklaruje chęć
karmienia piersią przez co najmniej rok (33% chce karmić rok, 22% ponad rok, 17%
ponad dwa lata). Co takiego się dzieje, że już w czwartym miesiącu życia tylko ok. 32%
niemowląt jest karmionych wyłącznie piersią, a w 6 miesiącu współczynnik ten spada
do zaledwie kilku procent? Okazuje się, że brak wiedzy personelu medycznego sprzyja
pochopnym decyzjom o przedwczesnym odstawieniu dzieci od piersi.
Poprosiłam kobiety z mojego otoczenia, aby opowiedziały o problemach pojawiających
się na linii karmiąca mama – personel medyczny. Włos jeży się na głowie!
Z
aczyna się niewinnie, jeszcze na porodówce. Niby
wszyscy wiedzą, że mleko mamy jest najlepsze,
jednak już w pierwszej dobie zasiewają w kobietach
ziarnko niepewności.
„Proszę powiedzieć, ile dziecko zjada”– pyta pediatra podczas obchodu, tak jakby piersi miały na sobie
podziałkę z mililitrami...
„O! Już jest spadek masy (fizjologiczny przecież!),
jak córka nie nadrobi, to nie puścimy was do domu!”–
mówi neonatolog z mądrą miną, przekonany, że od
niego zależy, kiedy matka z dzieckiem zdecydują się
opuścić szpital.
„Oj, płacze ta pani dzidzia, chyba się nie najada”–
kwituje położna nocny płacz noworodka (przecież każdy
kto miał noworodka wie, że one są cichutkie jak baranki
i całymi nocami leżą nieruchomo na muślinowym posłaniu, by nie przeszkadzać matce w relaksie).
„Pani to chyba nie ma dość pokarmu, trzeba będzie
podać butelkę”– słowa wypowiedziane mimochodem
przez ordynatora widzącego, jak obolała po cesarskim
cięciu mama próbuje przystawić synka do piersi.
„Takie płaskie brodawki dziecku ciężko chwycić, to
nie ma sensu”– wyrokuje oddziałowa „pani od laktacji”.
Certyfikowane doradczynie laktacyjne pocieszają, że nie ma takich błędów popełnionych na oddziale położniczym, których nie dałoby się naprawić
17
po powrocie do domu. Jednak słowa ranią i pozostają
na długo w pamięci.
A co jeśli faktycznie coś ze mną nie tak, co jeśli
nie jestem w stanie wykarmić własnego dziecka? – boją
się niektóre młode mamy.
Ledwo miną pierwsze wątpliwości i z pomocą
wspierającego otoczenia uda się unormować laktację,
ledwo młoda mama nauczy się czerpać radość z karmienia naturalnego, zaczyna się maraton pediatryczny.
Znamy tą wyliczankę na pamięć: kolka, wysypka, alergia,
szczepienia, gorączka... Okazji do słuchania złotych rad
nie brakuje.
I tak: z powodu trzech kropek na skórze dziecka
można z radosnej mamy jedzącej czekoladę i czereśnie
prosto z drzewa stać się niewolnicą ryżu i gotowanego
królika.
Z mamy śpiącej z dzieckiem w łóżku i karmiącej
intuicyjnie, przez sen, można zostać mamą podającą na
noc butelkę z mlekiem modyfikowanym, aby „wybić
dziecku z głowy nocne pobudki” (cytuję pediatrę z doktoratem). Pewna puszysta pani doktor zarzekała się: „Nie
ma czegoś takiego jak nocne karmienie. Człowiek nie
potrzebuje jeść w nocy”.
Jeśli jakimś cudem kobieta wytrwa, karmiąc
wyłącznie piersią do końca szóstego miesiąca życia
dziecka, nie czeka na nią złoty medal. Wprost przeciwnie!
3_2016
marzec
Dylematy
Wcześniej były rady, sugestie, nienachalne zalecenia dla
młodej, zagubionej matki. Teraz zacznie się dopiero
„jazda bez trzymanki”...
Bo kto to widział karmić piersią takie duże dzieci?? Mają jeść zupki! przeciery! warzywa!
A dwulatek przy piersi? Perwersja! Patologia!
„Pani siedzi z dzieckiem w domu i chyba nie ma
co robić, dlatego pani karmi. To jest normalne tylko
w Afryce” – skwitował pewien doktor karmienie zgodne
z zaleceniami WHO.
Personel medyczny nie docenia psychologicznych korzyści płynących z karmienia piersią. „On tylko
memła”, „Tam już nic nie leci”, „Zrobiła sobie z pani
smoczek” – tak podsumowują chwile bliskości między
matką a wystraszonym szczepieniem dzieckiem.
Matki karmiące spotykają się również z odmową udzielenia pomocy lekarskiej. „Nie można leczyć
się i karmić piersią. Córka ma już 9 miesięcy i to co
najlepsze, już od pani dostała. Póki pani nie przestanie
karmić, nic się nie poradzi”– usłyszała pewna mama
od swojego lekarza rodzinnego.
To i tak nic przy ostrych słowach ginekologa:
„Bolesne współżycie? No cóż, jak chce być pani matką
Polką i nadal pani karmi piersią, to nie ma się co dziwić”.
Niektórzy mają też problem z liczeniem kalorii...
„Pani doktor zakazała karmienia, mówiąc, że zagłodziłam
przez nie swoje dziecko”. Wszystkich niedowiarków
pragnę uświadomić, że mleko kobiece ma ok 3x więcej
kalorii od gotowanej marchewki oraz nie ma mocy
przemienienia się w wodę...
Na stronie internetowej Ministerstwa Zdrowia
(polskiego, nie afrykańskiego) możemy przeczytać, że:
„Wyłączne karmienie piersią przez okres pierwszych 6 miesięcy życia dziecka jest najlepszym rozwiązaniem dla dziecka i celem, do którego należy dążyć, ale
częściowe karmienie piersią, jak również krótszy czas
karmienia piersią również są cenne. Żaden preparat
zastępczy nie ma tak dobrego wpływu na rozwój dziecka,
jak pokarm kobiecy, który jest najlepiej dopasowany do
specyficznych potrzeb dziecka.
Po wprowadzaniu pokarmów uzupełniających
Europejskie Towarzystwo Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci ESPGHAN zaleca kontynuację
18
karmienia piersią tak długo, jak długo jest to pożądane
przez matkę i dziecko. Takie postępowanie daje szansę
na rozpoczęcie wprowadzania nowych pokarmów w żywieniu dziecka pod osłoną mleka matki.”
To, jak długo kobieta będzie karmić piersią, jest jej
prywatnym, życiowym wyborem. Skąd w nas, lekarzach
potrzeba osądzania? Karmiąca mama 32-miesięcznej
dziewczynki usłyszała w gabinecie: „To już jest patologia, droga pani”. „To jest obrzydliwe karmić piersią tak
duże dziecko”. Podobne opinie wymykają się pediatrom,
alergologom, dermatologom czy ginekologom.
Czy to dlatego, że sami wracali do pracy, gdy ich
dzieci miały po kilka miesięcy? Czy odstawiali swoje
dzieci od piersi, by powrócić do nocnych dyżurów?
A może nie dostali dość wsparcia i nie mogli w ogóle
karmić w naturalny sposób?
Wiem, jak trudno pogodzić karierę lekarza z macierzyństwem i jakich bolesnych wyborów dokonują moje
koleżanki po fachu. Jednak apeluję, aby dać ludziom
prawo do ich własnych decyzji... Zarówno do oddania
niemowlęcia do żłobka by skończyć doktorat, jak i do
zostania na czteroletnim urlopie wychowawczym by
lepić z modeliny i tarzać się w liściach. Do karmienia
piersią dwulatka na ławce w parku, jak i odstawienia
roczniaka od piersi z powodu przemęczenia.
Wszystkim specjalizującym się mamom lekarkom
przypominam, że zgodnie z obowiązującymi przepisami
oraz opinią Ministerstwa Zdrowia okres szkolenia specjalizacyjnego ulega wydłużeniu o przerwy spowodowane
zarówno urlopem macierzyńskim, jak i wychowawczym,
oraz o sumę wykorzystanych godzinnych przerw w pracy
przeznaczonych na karmienie piersią. Nie zapominajcie
również, że w świetle przepisów kodeksu pracy nie
można zmusić rodzica wychowującego dziecko do lat 4
do pracy w porze nocnej.
Barbara Iwanik
młodszy asystent na oddziale chemioterapii
Za pomoc w przygotowaniu tekstu bardzo dziękuję dziewczynom z Grupy Wsparcia Laktacyjnego „Droga Mleczna”
we Wrocławiu oraz wirtualnej społeczności „Kwartalnika
Laktacyjnego”. Jesteście bardzo dzielne, że nadal karmicie,
mimo tak krzywdzących i niepotrzebnych słów usłyszanych
od ludzi, którzy powinni Was wspierać. B.I.
3_2016
marzec
Na dyżurze, po dyżurze
Denn wir fahren gegen Engeland. (Z wiersza propagandowego z okresu pierwszej wojny światowej).
Bo płyniemy do Anglii (w znaczeniu również przeciwko). Wiersz miał służyć mobilizacji Niemców.
Mnie płynąć, płynąć i płynąć. (Adam Mickiewicz)
Medycyna i total immersion
Rafał Stadryniak = @Grypa
Na biurku rozdzwonił się telefon. Mimo że elektroniczny, cały podskakiwał jak na
czarno-białych filmach. Chyba jest coś na rzeczy – pomyślał Nasz Doktor. – Zawsze
jest na rzeczy, gdy dzwoni telefon, chyba że to pomyłka.
To nie była pomyłka.
Dzwonił kolega Motyl z POZ-u niesąsiadującego
z placówką Doktora, a więc niekonkurencyjnego. Był
bardzo podniecony, czego oznaki dało się rozpoznać
nawet przez telefon.
– Słuchaj, w naszej gminie będzie kurs pływacki
metodą total immersion. Takie rybie pływanie!
– To żaba jest już dépassé? – zdziwił się Nasz
Doktor nieszczerze, gdyż od paru lat znajomi pływacy
nie mówili o niczym innym niż o pływaniu bez wysiłku.
– Zarządzam pilną zbiórkę na basenie. Stroje
dowolne. To jest okazja, żeby coś zmienić w swoim
pływaniu, a może i w życiu – zakończył górnolotnie. –
Dzwonię powiadomić resztę chłopaków.
Nasz Doktor z przyzwyczajenia wyrównał oddech
i wykonał kilka ruchów pływackich. Nawiasem mówiąc,
wykonywał je często między przyjęciami pacjentów, żeby
nie wrosnąć w krzesło. Zdarzało się, że pacjent, który
jeszcze nie nauczył się pukania, wchodził w trakcie rozgrzewki pływackiej. Zawsze to jakiś temat do rozmowy.
Widocznie telefony spełniły
swoje zadanie
i ziarenko niepokoju i ciekawości wykiełkowało
na basenie, bo spotkali się w komplecie. W męskim
komplecie. Nieztych rej wodził w obcisłych pływackich
legginsach i w czepku z wysztancowaną płetwą rekina.
– To pomaga nawiązywać znajomości międzypłciowe – usprawiedliwiał się zupełnie niepotrzebnie.
19
– Wszystkie kobiety zlatują się jak piranie, żeby dotknąć
i potrzymać takie cudo.
Znaczy wabik – podsumował w myślach Nasz
Doktor i postanowił zapamiętać tę lekcję.
Luzik występował w workowatych wzorzystych
bermudach, które jak zapewniał, są całkowicie chloroodporne i nie będą farbować. Za wszelkiego typu brudzenie
i oddawanie moczu w wodzie groziły horrendalne kary.
Kolega Motyl już był na miejscu i czekał na
instruktora.
– Wiecie coś więcej o tej metodzie pływania? –
dopytywał się, żeby nie tracić czasu.
– Chodzi o to, żeby mieć opływowe kształty i nie
walczyć z wodą – informował Luzik, który poczytał
trochę w internecie.
– Żeby nie chlapać – uzupełnił Nieztych, patrząc
znacząco na Motyla, który znany był w środowisku
z wyjątkowo długiego języka. Zdarzało mu się nawet
informować pacjentów, co który lekarz powiedział na
ich temat, a to już nie było sympatyczne. – Woda przyjmie wszystko – dodał Nieztych, nie spuszczając wzroku
z Motyla, który właśnie otrzymywał pierwsze instrukcje. – A my sobie popływajmy – poprawił płetwę rekina,
w tym wypadku głowową i skierował się w największe
skupisko pływających pań. – Idę siać zamęt – rzucił
jeszcze znad wody i zanurkował.
Nasz Doktor przyglądał się wysiłkom Motyla
w wodzie. Jeszcze raz potwierdziło się stare powiedzenie,
3_2016
marzec
Na dyżurze, po dyżurze
że ciężko jest żyć lekko. W końcu nie wytrzymał i zaczął
pomagać.
– Przyj, przyj! – krzyczał z brzegu aż do utraty
oddechu. Nauczył się tego okrzyku z amerykańskich
seriali. Po pewnym czasie dołączyli się inni przypadkowi obserwatorzy i cały basen rozbrzmiewał dziarskim
„przyj, przyj”.
– To mój kolega – pochwalił się Nasz Doktor
stojącej najbliżej nieznajomej. – Zuch chłopak. Na sześćdziesiąte urodziny zamierza wystartować w triathlonie.
– A ile ma teraz?
– Czterdzieści.
– No to jeszcze trochę poćwiczy – stwierdziła
nieznajoma.
Spotkali się w kawiarence przy
basenie .
Wokół pełno napompowanych mięśniaków pogryzało wstydliwie batoniki energetyczne, popijając
napojami izotonicznymi. Zupełnie jak schabowy i nasza
stara poczciwa kroplówka – rozmarzył się Nasz Doktor.
Tylko Nieztych gdzieś się zawieruszył.
– Gorąca kawa plus naleśniki to jest to, co misie
lubią najbardziej – ekscytował się Luzik, opychając się
nieprzyzwoicie. – Trzeba uzupełniać kalorie.
Wpadł zdyszany Motyl.
– Wiecie, że gonił mnie zombie?! Szedł taki za mną,
podrygiwał i głowę miał na jedną stronę. Już miałem go
skasować kraulem zamachowym, ale okazało się, że to
tylko woda w uchu. Osobiście pływam z zatyczkami, o tu
są do nosa, a tu do ucha albo odwrotnie. Trochę się mylą.
Motyl był lekko przygaszony. Pływanie na luzie
wyraźnie go zmęczyło.
– Chodzi o to, żeby się poddawać falom – zaczął
relację z treningu.
Jak na komendę wszyscy się odwrócili, ale na
basenie nie było żadnych fal. Przez szklane ściany kawiarenki widać było jedynie Nieztycha, który kończył
ratować kolejną niewiastę.
– Ten to ma zdrowie – zastanawiał się Motyl. –
A ze mnie woda wyciągnęła wszystkie siły.
– Według mnie total immersion polega na tym,
żeby nie zwracać uwagi na tych, którzy cię wyprzedzają,
20
tylko płynąć sobie spokojnie. To jest trudne – kontynuował Luzik. – Zwłaszcza jak cię dublują żabkarze.
Nasz Doktor miał podobne przemyślenia. Prześladował go pływak w czerwonym czepku, który zawsze pojawiał się na sąsiednim torze. Nasz Doktor
podejrzewał, że facet mieszka na basenie, albo jest to
lokalny duch utopionego. Czerwony czepek ścigał się do
upadłego. Wprost nie można było spokojnie popływać.
A o pływaniu total immersion nie było mowy. Później
okazało się, że to jest pacjent Naszego Doktora i że ma
dokładnie takie same wrażenia… Ale to nie ja nosiłem
czerwony czepek – pocieszał się Doktor, wspominając
tamte zdarzenia.
Dotarł wreszcie Nieztych, przyprowadzając parę
oswojonych topielic. Oczywiście okazało się, że każda
jest czyjąś pacjentką.
– Dlatego lubię sobie popływać na obcych akwenach – zauważył szeptem Luzik.
Metoda rybiego pływania była szeroko dyskutowana. Każdy miał coś do powiedzenia. Jedni zalecali
wolne sekwencje ruchów, inni dowodzili skuteczności
drilli treningowych i pracy z akcesoriami pływackimi.
Wszyscy zgadzali się co do jednego. Nie ma
żadnego wstydu w wolnym pływaniu. Padło nawet
stwierdzenie, że zbytnie staranie się w wodzie tylko
usztywnia.
– Widzę głębokie analogie do medycyny – odezwał
się filozoficznie Nieztych, gdy uratowane przez niego
pacjentki już się oddaliły. – Nawiasem mówiąc, jedna
powiedziała mi, że teraz to naprawdę ocaliłem jej życie.
Wracając do medycyny, to darujmy sobie total immersion.
Najlepiej od razu skoczyć na główkę na głęboką wodę.
– A potem pieskiem do brzegu? – dopytywał
się Luzik.
– Nic nie rozumiecie, kolego pływaku. Płynięcie
na luzie, swobodne oddychanie… Kto ma taki komfort
w medycynie?
– Ja wiem, ja wiem – zgłosił się do odpowiedzi
Motyl. – Medyczne single w deficytowych dziedzinach.
– Pytanie było retoryczne – z politowaniem popatrzył Nieztych. – Czyli nie odpowiadamy – wyjaśnił.
– Czyli total immersion znaczy total inertia –
podsumował Nasz Doktor. – A poza tym czas się zbierać.
3_2016
marzec
Na dyżurze, po dyżurze
– Ach, gdyby tak mieć taki mały basenik na dyżurze, żeby się trochę pochlapać – rozmarzył się Motyl.
– Tylko nie pochlapać! – Nieztych spojrzał na
niego karcąco. – Tylko nie pochlapać!
Po pływaniu w stanie rozluźnienia Nasz Doktor
miał bóle karku, Nieztycha
nękała prywatnymi telefonami uratowana pacjentka,
a Motyl złapał opryszczkę,
taką na pół twarzy. Tylko
Luzik nie odniósł żadnych
obrażeń i wyraźnie złapał bakcyla basenowego.
Okazało się, że bermudy
jednak farbują, więc od
razu kupił profesjonalny
ubiór i mimo przestróg
Nieztycha czepek z płetewką rekina. Nieztych dowodził, że panie uwielbiają
być ratowane przez rekiny,
ale i tak się to dobrze nie
kończy – dodawał nieco
zakłopotany.
Kolega Motyl nie
poprzestał na jednej lekcji.
Zaczął jeździć na kursy
organizowane przez guru tej metody. Od pewnego
czasu skarży się, że prześladuje go pan w czerwonym
czepku. Pytany o postępy w stylu motylkowym odpowiada niezmiennie, że zostawia sobie to na koniec, jak
już skończy z żabą i kraulem.
Rafał Stadryniak
internista
Fot. Mieczysław Knypl
Fot. Mieczysław Knypl
Wychodzili rozgrzani
i przyjemnie zmęczeni .
PS Na fali powszechnej
fascynacji pływaniem Nasz
Doktor postanowił rozruszać
sportowo rodzinę. Pierwsza nawinęła się córka, ale
nie dało rady. Zasłoniła
się kobiecymi sprawami.
Następnie padło na syna. –
Chodźmy razem na basen
– nęcił Nasz Doktor. – Nie
idę – zakomunikował krótko
Młody. – Ale dlaczego, pływanie jest zdrowe – Doktor
doświadczał na własnej skórze, jak trudno zachwalać
coś, na co druga strona nie
ma ochoty. – Tam jest woda
– brzmiała lakoniczna odpowiedź. – Nie ma żadnej wody
– chytrze negocjował Doktor,
ale Młody nie dał się złamać.
Pozostało kupienie czepka
z wypustkami i szukanie
towarzystwa na basenie. R.S.
Nowości
Zmiany mikroskopowe u osób z atrezją przełyku
Pomimo postępu w diagnozowaniu i leczeniu osób
z atrezją przełyku nierozwiązanym zagadnieniem pozostają
problemy związane z motoryką
tego organu. W doniesieniu
Ultrastructural Changes of the
Smooth Muscle in Esophageal
Atresia dr M.M. Al-Shraim
i wsp. opisują zmiany histologiczne, jakie stwierdzono
w biopsjach 23 osób z atrezją
przełyku, pobranych z dolnego
odcinka. Badanie histopatologiczne wykazało zniekształcenie w obrębie warstwy mięśniówki gładkiej i odkładanie
obfitej ilości tkanki włóknistej
pomiędzy komórkami mięśni
gładkich. W obrazie z mikroskopu elektronowego komórki
mięśniówki gładkiej wykazywały utratę adhezji międzykomórkowej (przylegania), wakuolizację mitochondriów, tworzenie tzw. figur mielinowych
(są to struktury pochodzące
z uszkodzonych błon komórkowych), apoptozę i fragmentację. Stwierdzano też wypustki
plazmatyczne wokół sąsiednich włókiem kolagenowych
oraz degradację tych włókien.
Zmiany te przyczyniają się
do nieprawidłowej motoryki
u osób z atrezją przełyku. (K.K.)
Źródło: http://www.tandfonline.com/doi/abs/10.3109/01913123.2015.1066913?journalCode=iusp20
21
3_2016
marzec
Trochę kultury
Higiena osobista
mile widziana
Jagoda Czurak
W ogrodzie botanicznym zakwitł oczar wirginijski. Kwiaty tego krzewu zwiastują wiosnę,
zanim prymulki i przebiśniegi zaczną cieszyć
nasz wzrok w lesie czy ogródku. Niedługo będzie więcej słońca, będzie cieplej i zaczniemy myśleć o wiosennych porządkach. Trzeba zdążyć przed Wielkanocą z przygotowaniem ciała i duszy na to święto. Do utrzymania osobistej higieny trzeba niewiele. Historia przedmiotów i akcesoriów, które temu służą, jest zajmująca.
Mydło
Mydło zawdzięczamy Fenicjanom. Już w I w. n.e.
ludy zamieszkujące południową Europę nauczyły się
produkować kruche grudki z wywaru roślin wydzielających pianę (mydłownik, zawstydlina czy mydłodrzew)
i zwierzęcego tłuszczu. Przemysł mydlarski rozwinął się
w Marsylii, Genui i Wenecji oraz w Hiszpanii. W XIV
wieku w Płocku działali mydlarze, a w wieku XV Maciej
z Nowego Sącza produkował mydła doskonałej jakości.
Mydło trafiło do literatury polskiej za sprawą Mikołaja
Reja, który napisał: „w łaźni gorzałeczką a barskiem
mydełkiem grzbiet nacierają”. Jednak był to drogi produkt. Potrzeba duchowej czystości i przekonanie, że
dbanie o higienę ciała służy nieczystym nomen omen
siłom, powszechne po 1500 roku, sprawiło, że zarówno
ci z dworu panującego, jak i kmiotkowie nie myli się.
Do XIX wieku smród (nie bójmy się tego słowa) był
w Europie powszechny. Przełom w produkcji mydła
i obniżenie kosztów jego wytwarzania zawdzięczamy
22
Michelowi Eugène’owi Chevreulowi, francuskiemu
chemikowi (żył 102 lata, jego nazwisko wyryto na wieży
Eiffla wraz z 71 nazwiskami naukowców i inżynierów).
Era kolorowych pachnących mydeł z zatopionymi roślinami, o wymyślnych kształtach, nastała w II połowie XX wieku. Ja najbardziej zapamiętałam zapach
mandarynkowego półprzezroczystego mydełka, które
przywoziłam z Budapesztu.
Grzebień
Pierwszym grzebieniem był kręgosłup
ryby. W epoce brązu zaczęto wyrabiać grzebienie
z rogu, kości zwierzęcych,
z drewna. W grobowcach
na terenie Azji Mniejszej
znaleziono grzebienie Grzebień wzorowany na staroegipski
– pamiątka turystyczna
z kości słoniowej, z ornamentami, noszące inicjały lub imiona właścicieli.
Starożytne greckie elegantki potrzebowały przedmiotów do upinania fryzur – powstały zatem grzebienie
ozdobne, będące dziełami sztuki. W średniowieczu na
grzebieniach do czesania pojawiają się religijne ornamenty, napisy memento mori (co miało przypominać,
że uroda jest doczesna). W XVI wieku – zdobienia
3_2016
marzec
Trochę kultury
w kształcie ptaszków, kwiatów, figur geometrycznych.
Na ziemiach polskich kościanych grzebieni zaczęto
używać już w I wieku. Piękne grzebienie z IX i X wieku
w oprawkach, składane jak scyzoryk, misternie zdobione,
wykopano w Gdańsku. W Europie eksperymentowano
z materiałem do produkcji, czasem uzyskując niezamierzony efekt – wytwarzane w XVI wieku ołowiane
grzebienie, które miały uśmierzać bóle głowy, przyciemniały włosy. Powszechnie noszone na dworach od XVII
w. peruki wymagały specjalnych przyborów do czesania,
które panowie mieli zawsze przy sobie. W XVIII wieku,
gdy panie zaczęły upinać włosy w fantazyjne kompozycje
przestrzenne, pojawiły się cudeńka wygięte półkoliście
z rogu, srebra, mosiądzu, obficie zdobione. Kauczuk
próbował bez skutku wyprzeć róg jako surowiec do
produkcji grzebieni. Tworzywa sztuczne upowszechniły
się w XX wieku i z takiego materiału są produkowane
współczesne grzebienie.
Lustro
Pierwszym lustrem była tafla wody. Przenośne lusterka, bardzo niedoskonale odbijające twarz, powstały
w epoce brązu. Wypolerowane kawałki miedzi lub brązu,
oprawione w ramki, około pięć tysięcy lat temu trafiły
z Egiptu do Grecji. Tu udoskonaleniem kształtu części
odbijającej twarz patrzącego, ramek, ale też futerałów do
przechowywania (by chronić przed matowieniem) zajęli się rzemieślnicy. Rzymianie wytwarzali srebrne i złote
lusterka w kształcie kwadratów i prostokątów, oprawiając je w ramki wysadzane drogimi kamieniami. Powstanie szklanego lustra (był to skrawek kuli pociągnięty metalem) przypisuje się fenickiemu szklarzowi. Koszt wytwarzania był zbyt wysoki, by mogły upowszechnić się
jako podręczne przedmioty. Szklarze z Murano w XVI
w. zaczęli oferować tzw. lustra weneckie. Za zdradę tajemnicy ich produkcji groziły wysokie kary. Zaczęły
one zyskiwać popularność w Europie, a w końcu XVII
wieku produkcję luster (składanych z małych kwadratów lub będących jednym kawałkiem) podejmują rzemieślnicy we Francji, Niemczech i w Polsce. Na wielkie
ścienne lustra stać było tylko królów. Stąd lustrzane salony np. w Wersalu budziły podziw. Lusterka zasłaniane kurtynką, żeby się nie „wypatrzyły”, przechodziły
23
z matki na córkę. W XVIII wieku do powszechnego
użytku wchodzą zwierciadła ścienne. Jest to przedmiot
niezbędny pod każdą szerokością geograficzną. Scena
z drzeworytu japońskiego autorstwa Keisai Eisena z serii Piękne kobiety przy Tokkaido powstała w latach 18401842. Można podziwiać nie tylko kunsztownie upiętą
fryzurę pięknisi, ale też sposób trzymania lusterka (jak
ona to zrobiła?). Podręczne lustra stały się wygodnym
prezentem, który można było podarować kobiecie. Ale
i mężczyźni zainteresowali
się małymi lusterkami, dyskretnie ukrywając je w tabakierach. W lustrze w wieczór świętego Andrzeja niezamężna kobieta mogła ujrzeć
twarz przyszłego męża. Najsłynniejsze w Polsce lustro
(z metalu) wisi w zakrystii
kościoła w Węgrowie. W nim
3_2016
marzec
http://www.wilanow-palac.pl/zwierciadlo_twardowskiego_w_wegrowie.html
Trochę kultury
mistrz Twardowski
na życzenie zrozpaczonego Zygmunta Augusta ukazał
ducha Barbary Radziwiłłówny. Łaciński napis na ramie
można przetłumaczyć jako: Twardowski pokazywał w tym
zwierciadle czarnoksięskie sztuki. Ale te
sztuki godził z boską
czcią.
W latach 60. i 70. ubiegłego wieku na jarmarkach
i bazarach w całej Polsce można było kupić okrągłe
lusterka kieszonkowe, które z drugiej strony miały reprodukcję fotografii Belmonda, Delona, B.B., C.C. czy
Beaty Tyszkiewicz.
Z lustrem związane są przesądy. Człowiek pierwotny uważał swoje odbicie za obraz lub siedlisko duszy.
Stąd zapewne powstało mniemanie, że stłuczenie lusterka
przynosi siedem lat nieszczęść, gdyż może uszkodzić
ludzką duszę zawartą w jego głębi. Lustro występuje
w literaturze – stanowi ważny przedmiot przenoszący
Alicję do innego świata w opowieści Lewisa Carrolla.
w Magdeburgu wydano rozporządzenie nakazujące, by
szlachta nosiła chusteczki o wartości poniżej półtora
talara, mieszczanie – pół talara, a służba – pół florena.
Zwyczaj zdobienia koronką lub dyskretnym
haftem batystowych damskich chusteczek przetrwał
w Polsce do lat 70. XX wieku. Z czasem ozdoby znikają,
chusteczki maleją. Zaczynają służyć mężczyznom np.
jako dowód przychylności kobiecie – ofiarodawczyni,
noszony przy kapeluszu w epoce elżbietańskiej. Dalekie echo tej funkcji było żywe jeszcze w moich czasach
przedszkolnych (w piosence Mam chusteczkę haftowaną).
Perfumowaną chusteczką starano się zabić woń potu.
Do XVIII wieku chustka jest ozdobą. Ale gdy zaczęto
powszechnie zażywać tabaki, sporej wielkości kawałek
materiału staje się niezbędny i znajduje niejedno zastosowanie. Jak zanotował ks. Jędrzej Kitowicz w opisie
libacji na szlacheckim dworze Komu nie dostało serwety,
zasłaniał się chustką od nosa, choć czasem utabaczoną.
Eleganci dumnie nosili chustkę tak, by jej rogi były
widoczne. A później, w latach dwudziestych XX w. pojawiły się jednorazowe chusteczki papierowe i z czasem
zastąpiły te z materiału. Są wzorzyste lub gładkie, czasem
perfumowane. Dziś już chyba prawie nikt nie trudzi się
praniem chusteczek z materiału, prawie nikt takich nie
używa do wycierania nosa. Jednorazowe chustki mają
Chusteczki własnoręcznie ozdobione przez autorkę w 1970 roku
Chustka do nosa
Zanim chustką zaczęto wycierać nos, kawałek materiału mający moc odczyniania uroków, leczenia chorych
na umyśle czy zabijania złych zamiarów noszono na szyi
(w Egipcie). Maurowie dawali chusteczkę na znak miłości
i przyjaźni. Grecy nosili chusteczkę, by zająć nią dłonie
podczas konwersacji. Czasem ukradkiem podnoszono
ją do nosa. Za czasów cesarza Aureliana (270-275 r. n.e.)
widzowie przy wejściu do teatru otrzymywali chustki,
by machając nimi witać osoby wysokiej rangi. Chęć
dekorowania przedmiotów używanych przez człowieka
dosięgła również chustki. Francuska wytworna chusteczka, haftowana złotem i srebrem, ozdobiona perłami lub
diamencikami staje się kosztownym – jak byśmy dzisiaj
powiedzieli – gadżetem. Jest przekazywana testamentem.
By położyć kres „rozpasanej” modzie zdobienia w 1583 r.
24
3_2016
marzec
Trochę kultury
wadę. Trudno na nich zawiązać supełek przypominający,
by nie zapomnieć o czymś ważnym. Te funkcje chustki
do nosa przejął… telefon komórkowy.
A komu zawdzięczamy ostateczny kształt chusteczek? Król Ludwik XIV dekretem z 2 stycznia 1685 r.
nakazał, by wszystkie chusteczki miały kształt kwadratu.
Historyczne funkcje chustek zostały zachowane w niektórych językach. Taschentuch (chustka kieszonkowa),
handkerchief (chustka ręczna). Właściwe przeznaczenie
odzwierciedla nazwa w języku rosyjskim (nosowoj płatok). No i po polsku.
prostopadle do uchwytu. Elementem czyszczącym była
sproszkowana fasolka mydlana. W krajach arabskich
korzeń drzewa arakowego był stosowany do pielęgnacji
jamy ustnej i zębów. Japońskie drzeworyty, podobnie jak
greckie wazy, przedstawiają m.in. codzienne czynności
mieszkańców Wysp. Scena przedstawia praktyczne użycie patyczka przerobionego za dwustronną szczoteczkę
(Utagawa Kuniyoshi, 1845 r.). W Indiach do dziś biedni
ludzie stosują do tego celu spreparowaną gałązkę drzewa miodli indyjskiej (neem). Ale w dużych indyjskich
miastach „europejskie” akcesoria są popularne. Zarówno
Szczoteczka do zębów
Do utrzymania higieny jamy ustnej używano nici
lnianych, ości rybich, patyczków. Szczoteczkę w postaci
takiej, jaką znamy dzisiaj, wynaleziono prawdopodobnie
na przełomie VIII i IX w. n.e.… oczywiście w Chinach, kolebce wielu wynalazków. Pędy roślin osadzono
Sfotografowane w Varanasi
arabski miswak, jak i gałązka neem z uwagi na właściwości antybakteryjne skutecznie czyściły zęby, stanowiąc
trzy w jednym (szczoteczka plus pasta do zębów plus
25
3_2016
marzec
Trochę kultury
nić dentystyczna). Dieta uboga w produkty z małą
zawartością cukru, mało przetworzone, sprawiała, że
te patyczki były naturalnymi i skutecznymi sposobami
utrzymania higieny. Przypuszcza się, że w XVII w. zaczęto
importować do Europy chińskie luksusowe szczoteczki
do zębów z naturalnego włosia i z bogato zdobionymi
rączkami. I znów w historii przedmiotów służących
utrzymaniu higieny pojawia się Francuz. Pierre Fucharre,
lekarz, zastosował w szczoteczce końskie włosie, które
było i miękkie, i elastyczne. Pierwszy patent na wytwarzanie szczoteczki przyznano w 1857 roku. Nylonowe
„włosie” zastąpiło naturalne w latach czterdziestych
XX w. A w drugiej połowie ubiegłego wieku pojawiły
się elektryczne szczoteczki do zębów. Szczoteczka do
zębów może dostać drugie życie. Poradniki dla kobiet
polecają stosować ten przedmiot do czyszczenia np. fug.
Mydło się wymydli, grzebień złamie, lusterko zmatowieje,
a szczoteczka – ciągle użyteczna!
Tę część rozważań o historii codziennych przedmiotów do utrzymania
higieny kończę fotografią przedstawiającą
naturalne mydło antyalergiczne produkowane w Tybecie, własnoręcznie wykonaną
(nieużywaną :)) szczoteczkę z drewna neem
oraz podróżną tubkę pasty do zębów, którą otrzymałam w wagonie chińskich kolei. Cdn.
Tekst i zdjęcia
Jagoda Czurak
ekonomistka z rodziny lekarskiej
Luty 2016
Korzystałam z opracowania W. Kopalińskiego
Opowieści o rzeczach powszednich i M. Ziółkowskiej Skąd my to znamy. Reprodukcje drzeworytów sfotografowałam z katalogu wystawy w
Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, 2013 r.
Nowości
BMI fałszywym wskaźnikiem zdrowia?
Amerykańskie przekonanie o równości wszystkich ludzi musiało leżeć
u podstaw powołania The United States Equal Employment Opportunity
Commission oraz badań podjętych
przez tę komisję. Wyniki omówili A.J.
Tomiyama i wsp. w doniesieniu Misclassification of cardiometabolic health
when using body mass index categories
in NHANES 2005–2012 opublikowanym
w „Nature”.
Jednym z kryteriów ceny polisy ubezpieczeniowej w Stanach Zjednoczonych
26
jest wskaźnik BMI (body mass index).
Osoby z większym BMI, o co w USA nietrudno, ponoszą koszty wyższe nawet
o 30% w porównaniu z osobami z prawidłowym lub niskim BMI. Czy istotnie
ich stan zdrowia jest na tyle gorszy, że
uzasadniona jest wyższa cena polisy?
Przebadano 40 420 osób w wieku
powyżej 18 lat w ramach National Health and Nutrition Examination Survey
(NHANES). Oceniano poziom glukozy,
trójglicerydów, cholesterolu, insulinooporność i CRP. Okazało się że u blisko
50% osób z nadwagą, 29% z otyłością
i nawet u 16% z otyłością II/III stopnia wskaźniki mieściły się w granicach
normy.
Autorzy obliczają, że na podstawie
wskaźnika BMI aż prawie 75 mln Amerykanów jest klasyfikowanych jako „niezdrowi metabolicznie” i muszą ponosić
większe koszty ubezpieczenia. Proponuje
się opracowanie dokładniejszych wskaźników oceny stanu metabolicznego.
Źródło: http://www.nature.com/ijo/journal/
vaop/naam/pdf/ijo201617a.pdf
3_2016
marzec
Bonjour la France!
Idę do
dentysty
Katarzyna
Kowalska
Poznawszy dość gruntownie paryską opiekę pediatryczną, zarówno ambulatoryjną,
jak i szpitalną, poszerzyłam obszar zainteresowań o stomatologię. W ramach badań
terenowych odwiedziłam dwa gabinety w 16. dzielnicy Paryża. Do pierwszego trafiłam poniekąd z przypadku, bo był najbliżej, drugi gabinet wybrałam w sposób celowany, pod kątem planowanego leczenia endodontycznego.
W poczekalni
Oba gabinety bardzo nowoczesne i eleganckie. W obu poczekalniach pacjenci mogą oglądać
telewizję. W poczekalni pierwszego gabinetu było
dodatkowo akwarium z rybkami, co nieco mnie zdziwiło. Jednak bardziej byłam zdziwiona brakiem szatni
lub przynajmniej wieszaka na płaszcze. Zaczęłam więc
zaglądać do szaf w nadziei znalezienia ukrytego wieszaka (nikogo w recepcji nie było, stąd moje zuchwałe
zachowanie ;-)), ale znajdował sie tam tylko migający
diodami sprzęt elektryczno-elektroniczno-telefonicznointernetowy. Gdy pojawiła się asystentka, żeby odebrać
telefon, wskazałam na kurtkę z pytającym wyrazem
twarzy, na co ona tylko pokiwała głową, że OK, OK. ;-)
Rozsiadłam się więc z kurtką w poczekalni, podobnie
jak inni pacjenci.
27
Gabinet standardowy
W pierwszej z odwiedzonych placówek przyjmuje troje dentystów. Do gabinetu zaprasza lekarz.
Przy pierwszej wizycie otwiera w komputerze kartę
pacjenta, wpisuje podstawowe dane, nazwiska lekarzy
prowadzących, przyczynę wizyty, informacje o ewentualnych alergiach. Wyposażenie gabinetu jest nowoczesne. Fotel umożliwia ułożenie pacjenta w pozycji
horyzontalnej, a na suficie wisi telewizor! Dentysta
robi najpierw bilan complet, czyli przegląd wszystkich
zębów. Potem w razie potrzeby idzie się do innego
pomieszczenia na rtg. Sprzęt do prześwietlania też
nowoczesny i skomputeryzowany. Po prześwietleniu
wraca się do gabinetu lekarza i tam razem na monitorze
ogląda się zdjęcie – lekarz opowiada, co widzi. Potem
jeszcze na fotelu miałam dorobione dwa pojedyncze rtg
3_2016
marzec
Bonjour la France!
zębów (lekarz wszystko ustawia, wkłada do jamy ustnej
płytkę z kliszą, którą trzeba trzymać palcem, wychodzi
z gabinetu i zdalnie uruchamia aparat).
Na zakończenie wizyty dostałam receptę na antybiotyk, płyn do płukania, paracetamol. Pani doktor nie
pamiętała, jakie leki przeciwbólowe są dozwolone przy
karmieniu piersią i konsultowała się z dr. Googlem. ;-)
Płatność za wizytę przyjmuje lekarz i po zainkasowaniu
godziwego honorarium odprowadza pacjenta do wyjścia.
Wyższa półka stomatologiczna
W drugim gabinecie była bardziej profesjonalna
recepcja, bo cały czas w niej ktoś dyżurował, a nie tylko
z doskoku załatwiał sprawy. Podobnie jak w pierwszym
gabinecie nie było szatni ani wieszaka na płaszcze. W poczekalni też TV, ale bez dźwięku. W tle muzyka. Pacjenci
to zamożni z wyglądu starsi mieszkańcy 16. dzielnicy.
W pierwszym gabinecie klientela była bardziej zróżnicowana pod względem wieku: młoda kobieta, starszy
pan w skórzanej kurtce, no i ja.
Z poczekalni do gabinetu wywołuje asystentka
dentystyczna, która od razu mnie zaprowadziła na rtg,
po ichniemu scanner. Może to była tomografia? Sprzęt
wyglądał podobnie do rtg z pierwszego gabinetu, ale
wykonywał więcej okrążeń nad moją głową.
28
W recepcji zapłaciłam za wykonane prześwietlenie. Potem asystentka zaprowadziła mnie do gabinetu,
gdzie czekał lekarz i na komputerze pokazał obraz
z prześwietlenia. Na ekranie były cztery okienka z różnymi ujęciami. Jedno z nich było przestrzenną wizualizacją szczęk i zębów (wyglądało trochę jak usg 3d),
pozostałe okienka to różne perspektywy prześwietlanej
okolicy. Lekarz może obraz w każdym z tych okienek
modyfikować – przekręcać w różnych osiach i zmieniać
podobnie jak na usg parametry wyświetlania. Długo
i wyczerpująco opowiadał o jednym zębie. Tradycyjnych
oględzin jamy ustnej na tej wizycie nie było. Na koniec
lekarz przedstawił ofertę leczenia i umówił na wizytę, na
której odbędzie się uzdrawianie mojego zęba. Dał mi też
swoją wizytówkę, żebym się mogła z nim skontaktować
w sprawach związanych z ofertą – odniosłam wrażenie,
że jest elastyczny co do wszystkich jej składowych (poza
końcową ceną oczywiście ;)).
Ciąg dalszy jeszcze nie nastąpił.
Tekst i zdjęcia
Katarzyna Kowalska
PS
– A co z kurtką? – zapyta dociekliwy czytelnik.
– Ano, ciągałam ją ze sobą i rzucałam, gdzie popadnie. Może
na następną wizytę wybiorę się z młotkiem i gwoździami?
3_2016
marzec
Bonjour la France!
Hipertensjolog w Paryżu
Krystyna Knypl
Paryż odwiedzałam kilkakrotnie, za każdym razem z innym zadaniem do wykonania.
Po raz pierwszy pojechałam do stolicy Francji w 1997 roku razem z mężem i córką
z okazji jej 16. urodzin (http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/bonjour-la-france/277-debiut-w-paryzu). Drugi pobyt w tym mieście miał charakter naukowy. Znając drogę,
postanowiłam pokazać Paryż od strony naukowej młodszym koleżankom, które pod
moim kierunkiem napisały prace zakwalifikowane do prezentacji na kongresie European Society of Hypertension w 2004 roku.
P
o latach dochodzę do wniosku, że trzeba kilka
razy przybyć do jakiegoś miejsca, aby zauważyć
nietypowy, ciekawy szczegół. Na przykład na paryskie
dachy zwróciłam uwagę dopiero za ósmym pobytem
w tym mieście, choć są one bardzo charakterystyczne. Paryskie dachy były uwieczniane przez malarzy,
29
fotografów i filmowców. Co więcej, czynione są starania,
aby cynkowe szare dachy trafiły na listę dziedzictwa
kulturowego UNESCO.
Kongresy European Society of Hypertension
w pierwszych latach aktywności tego towarzystwa naukowego miały bardzo malowniczą oprawę, odbywały się
3_2016
marzec
Bonjour la France!
W Mediolanie
bowiem na terenie uniwersytetu mediolańskiego. Miałam
okazję uczestniczyć w takim kongresie w 1999 roku.
W 2003 roku po raz pierwszy zorganizowano
kongres ESH poza murami uniwersytetu, w mediolańskim centrum kongresowym. Od tej pory kongres
stracił dużo na urodzie, stał się jednym z wielu imprez
organizowanych w bezimiennych centrach na obrzeżach
miast, wyłożonych kilometrami szarej wykładziny, po
której przebiegają zdyszani uczestnicy zmierzający
z jednej sali do drugiej.
W 2004 roku kongres European Society of Hypertension zorganizowano w Paryżu. Dla mnie był ten
wyjazd o tyle interesujący, że miałam pod opieką dwie
młode koleżanki, z którymi prezentowałam postery
na kongresie.
W roli mentorki hipertensjologicznej debiutowałam wcześniej, w 2003 roku, kiedy to jeden z młodszych
kolegów wykonał pracę pod moim kierunkiem i otrzymał travel grant ESH dla młodych badaczy na kongres
do Goeteborga. Niestety badaczy z starszym peselem
organizatorzy kongresów nie wspierali i trzeba było
wyasygnować własne fundusze na wyjazd. Długo szukałyśmy odpowiedniego cenowo hotelu, co jak wiadomo jest poważnym wyzwaniem dla turysty przyjeżdżającego nad Sekwanę. Wybraliśmy trzygwiazdkowy hotel, z którego było blisko do linii autobusowej na lotnisko, ale dość daleko do centrum kongresowego. Mówi się trudno! Był to klasyczny paryski
tani hotel. Na czym polega klasyka? W mikroskopijnej przestrzeni windy panoszyła się oczywiście popielniczka, tak że na gości hotelowych i ich walizki prawie
nie starczało miejsca. Z kolei wyjście spod prysznica
bez wdepnięcia prosto w klozet wymagało cyrkowych
30
umiejętności. W hotelu trwał cały czas remont, obcojęzyczni robotnicy wesoło nawoływali się na wszystkich
piętrach. Obrazu multi-kulti dopełniał personel pracujący w sali śniadaniowej.
Podczas tego pobytu poznałam sieć sklepów
Ed, a stało się to dzięki kelnerce z hotelu, mówiącej po
rosyjsku, która na pytanie gdzie można zrobić zakupy spożywcze, powiedziała iditie do Jeda, tam budiet
dieszewle.
Gdy widzę ten szyld, to zawsze przypomina mi
się otrzymana rada i wspomniana kelnerka, sympatyczna i pomocna, obficie serwująca nam kawę podczas
śniadania. Nazwa Ed nie pochodzi jednak od imienia
Edward, jak prawdopodobnie sądziła kelnerka, lecz od
Europa Discount należącego do sieci Carrefour. W 2006
roku podsieć Ed przeszła w ręce hiszpańskie i zmieniła
nazwę na DIA (od hiszp. Distribuidora Internacional
de Alimentación).
Mając w pamięci
uroczyste otwarcia kongresu
ESH w Mediolanie, ciekawa
byłam bardzo, jak to będzie
w Paryżu, stolicy wykwintnej gastronomii i wielkich
tradycji kulinarnych.
Uroczystość jak
uroczystość, ale mizeria
cateringu ścinała z nóg,
cóż, wszyscy lubią na czymś
oszczędzić… W stolicy wyPrzed centrum
kwintnej kuchni padło na
kongresowym
w Paryżu
jedzenie…
3_2016
marzec
Bonjour la France!
palenia przez niego papierosów i dmuchania dymem
gościom w nos. ;(( Gdy znoszący te ekstrawagancje
proszą o przechowanie bagażu, w hotelu z atmosferą
cozy spotyka ich odmowa. Takie to było cozy w paryskim
wydaniu przed laty. Co się zmieniło? Paryżanie nadal
palą papierosy, ale wychodzą na zewnątrz.
Po 12 latach hipertensjolodzy powracają nad
Sekwanę. W dniach 10-13 czerwca 2016 r. odbędzie się
już 26. z kolei kongres European Society of Hypertension
(http://www.esh2016.org/).
Ja także powracam...
Tekst i zdjęcia
Krystyna Knypl
Dyplom uczestnictwa
Podczas tego pobytu też poznałam znaczenie
pojęcia cozy w odniesieniu do hotelarstwa. Oznacza
to prawo właściciela do trzymania papugi w recepcji,
Nietypowe spojrzenie na Wieżę Eiffla (poniżej) i typowe (obok)
31
3_2016
marzec
Druga kariera
Jak aplikować
na europejskie salony?
Krystyna Knypl
Wygrywanie i zwyciężanie wymaga zaistnienia kilku warunków. Po pierwsze musi być
możliwość gry, po drugie możliwość uczestnictwa w grze, po trzecie motywacja do grania.
A
by zagrać, trzeba zgłosić swoje uczestnictwo według określonych zasad, wypełnić różne dokumenty,
rubryki, napisać życiorys, pochwalić się dyplomami,
zainteresowaniami. Praca nad tymi dokumentami jest
ciekawym zadaniem dla osoby urodzonej w poprzedniej
epoce i przez całe życie wdrażanej do pisania głównie
historii chorób i recept. Któregoś dnia okazuje się, że
te umiejętności nie wystarczają i trzeba zmierzyć się na
przykład z pisaniem życiorysu po nowemu.
Do tej pory znałam tylko model życiorysu à la PRL
z jego optymalna formą urodziłam się w rodzinie robotniczo-chłopskiej (w moim wypadku właściwym określeniem jest
w rodzinie nauczycielskiej). Podpytałam światowych kolegów, jak pisze się taki życiorys, kupiłam książki w stylu Jak
szybko olśnić każdego i oddałam się lekturze. Po paru dniach
miałam ogólne pojęcie o tym, jak powinien mój życiorys
wyglądać. Zaangażowałam do pomocy wyedukowaną już
dobrze w języku angielskim córkę (moja głębsza edukacja
w tym języku była jeszcze przed mną!) i przystąpiłam do
dzieła. Wybór asystentki był trafny, bo zaproponowała mi
ona, abym w rubryce hobby poza operą (którą się wówczas
interesowałam) wpisać kultura żydowska.
Pisząc to nie wiedziałam, że podczas pobytu w Budapeszcie w 1998 r. będzie się mną opiekował węgierski
Żyd. Szlifując kolejne edycje życiorysu, dopracowałam
się wersji na kraj z hobby opera i na zagranicę z hobby
opera i kultura żydowska.
Spoglądając na pamiątkowy dyplom potwierdzający udział budapeszteńskiej konferencji, dopiero po
latach zauważyłam umieszczoną na nim informację, że
konferencja była „co-sponsored by US Agency for International Development” i pewnie z tego powodu musiałam
pisać moje CV po angielsku.
Po raz drugi zagadnienie pisania życiorysu w formie oczekiwanej przez oceniających dokumentację pojawiło się w 2015 roku. Aplikowałam do fotograficznej
32
nagrody Henri Cartier-Bresson Foundation. Napisałam
kolejną wersję CV i dałam do oceny mojej Znakomitej
Asystentce.
Przeczytała i z wdziękiem pokręciła nosem:
– Wiesz, Mima*, on musi być taki bardziej twist!
– Jaki??? – zapytałam wielce zdziwiona.
– No, twist! – odpowiedziało dziecko
– Ale co masz na myśli??? – dopytywała matka,
urodzona w minionej epoce.
– No taki bardziej zakręcony – oznajmiła. – No
wiesz, taki jak w kolorowych czasopismach.
Z jękiem opadłam na kanapę. Pracuję dla prasy
kolorowej i wiem, jakim wyzwaniem warsztatowym
jest pisanie w stylu oczekiwanym przez czytelniczki. To
nie jest akademicki czytelnik, który zadowoli się byle
nudziarstwem. ;))
Pomyślałam przez kilka dni, poszukałam wzorów
w internecie i stworzyłam międzynarodową wersję twist
mojego życiorysu.
Zaczynał się niewinnie od słów: Krystyna Knypl
was born in Podlasie, eastern Poland. Krótko omawiał
formalną edukację lekarską i przechodził do olśnienia
czytelnika słowami: After many years of medical practice
Krystyna felt more and more that she can create larger
written forms than typical instructions for her patients...
she decided to follow such famous predecessor as Arthur
Conan Doyle or Mikhail Bulgakov and emigrate from the
land of medicine to literature and journalism.
Kolejna aplikacyjna góra była związana ze składaniem dokumentów na przedstawiciela społecznego w European Medicine Agency. Roboty było sporo, tym razem
już łatwiejszej i polegającej na wypełnieniu wielu rubryk.
Na kolejnych stronach pokazuję, co do rubryk
wpisałam.
*Moje domowe imię.
3_2016
marzec
Druga kariera
PERSONAL INFORMATION
Curriculum vitae
Krystyna Knypl
Niemcewicza 7/9 m.128, 02-022 Warszawa (Poland)
+48 601 922 844
[email protected]
https://sites.google.com/site/freejournalistkrystynaknypl/home
https://sites.google.com/site/nieprzesalajkrystynaknypl/
https://sites.google.com/site/myjournalismkrystynaknypl/
Skype kk9281557
Sex Female | Nationality Polish
POSITION
Medical doctor / Medical writer / Lecturer
WORK EXPERIENCE
25/04/1968–31/12/1999
Medical doctor in hospitals
Public hospitals in Warsaw, Warsaw (Poland)
01/01/2000–Present
Medical doctor / Medical writer / Lecturer
Freelance
01/03/2012–Present
Editor in chief
Non government doctors' organization "Gazeta dla Lekarzy"
EDUCATION AND TRAINING
01/10/1962–29/02/1968
Medical doctor
Akademia Medyczna, Warszawa (Poland)
25/04/1968–13/10/1972
Medical doctor - internal diseases specialist I degree
Wydział Zdrowia i Opieki Społecznej, Warszawa (Poland)
20/10/1972–26/03/1976
Medical doctor - internal diseases specialist II degree
Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego, Warszawa (Poland)
01/10/1971–29/01/1975
PhD in cardiology
Akademia Medyczna w Warszawie
01/02/2000–15/06/2001
Clinical Hypertension Specialist
European Society of Hypertension
PERSONAL SKILLS
Mother tongue(s)
Polish
33
17/10/15
3_2016
© European Union, 2002-2015 | http://europass.cedefop.europa.eu
marzec
Page 2 / 6
Druga kariera
Curriculum vitae
Other language(s)
English
Krystyna Knypl
UNDERSTANDING
SPEAKING
WRITING
Listening
Reading
Spoken interaction
Spoken production
B1
C1
B1
B1
B1
Levels: A1 and A2: Basic user - B1 and B2: Independent user - C1 and C2: Proficient user
Common European Framework of Reference for Languages
Communication skills
Organisational / managerial skills
Job-related skills
Excellent
Coordination and communication in small group of people working for NGO
Diagnosis and treatment of internal diseases
Writing articles and books
Making pictures
Digital competence
SELF-ASSESSMENT
Information
processing
Communication
Content
creation
Safety
Problem
solving
Proficient user
Proficient user
Independent user
Basic user
Basic user
Digital competences - Self-assessment grid
ADDITIONAL INFORMATION
Honours and awards
2014 World Hypertension League Award for Notable Achievement in Dietary Salt Reduction at the
Population Level
http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/107-wyroznieni-przez-worldhypertension-league
• nomination to Henri Cartier-Bresson Award 2015
http://gdl.kylos.pl/wp/?p=9383
Lectures
1. The role of proper nutrition in the prevention of cardiovascular disease - for nurses, May 1998.
Warszawa
2. Individualization of antihypertensive therapy - for medical representatives. for medical doctors
September 2001 Warszawa
3. Methods of measuring blood pressure and interpretation of results - for members of the Polish
Pharmaceutical Society. February 2003.Warszawa
4. Individualization of antihypertensive therapy - for members of the Polish Pharmaceutical Society.
luty 2003 Warszawa
5. Hypertension – for members of The Polish Society of Journalists June 2005 Warszawa
6. Patient with hypertension and diabetes mellitus in family doctor office – for medical doctors April
2006 Białystok
7. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors, October 2006
Wrocław
8. Residual risk reduction oin cardiovascular diseases – for medical doctors December 2008 Poznań
9. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors, December 2008,
Poznań
34
17/10/15
3_2016
© European Union, 2002-2015 | http://europass.cedefop.europa.eu
marzec
Page 3 / 6
Druga kariera
Curriculum vitae
Krystyna Knypl
10. Residual risk reduction oin cardiovascular diseases – for medical doctors, 2009 February
Bydgoszcz
11. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors February 2009
Bydgoszcz
12. Residual risk reduction oin cardiovascular diseases- for medical doctors, May 2009 Olsztyn
13. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors, May 2009 Olsztyn
14. Residual risk reduction oin cardiovascular diseases- for medical doctors May 2009 Kielce
15. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors, February 2009
Kielce
16. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors, February 2009
Wrocław
17. Active senior - a lecture in Public Library November 2009 Warszawa
18. Infections of the upper and lower respiratory tract March 2009 Częstochowa
19. Infections of the upper and lower respiratory tract – for the mebers of Regional Chamber for
Pharmacists, March 2009 Gdańsk
20. Polish and Mediterranean diet – for medical doctors August 2009, Toruń
21. Active senior, part 2 – lecture in Public Library in Warsaw, February.2010
22. Active senior, part 3 – lecture in Public Library February 2010 Warszawa
23. Hypertension and heart failure for medical representatntives February 2010 Warsaw
24. How to care for your heart and blood pressure? - for medical representatives. March 2010
Warszawa
25. Clinical trial HAMLET i ALFES – for medical doctors April 2010 Gdańsk
26. Combination therapy in hypertension – for medical doctors October 2010 Gdańsk
27. Do you know what you eat? - for the members of Regional Chamber of Legal Advisers, Warsaw
February 2011
28. Do you know what you eat? - for the members of Regional Chamber of Legal Advisers, June 2011
Warszawa
29. Do we have freedom of choice? – for the members Rotary Club. February 2012 Warszawa
30. Variable and difficult goals of antihypertensive treatment - for the members of College of Family
Physicians -May 2012 Warszawa
Interviews
Interviews provided to the media as a medical expert
▪ http://www.zgms.cm.umk.pl/kwartalnik/GiP_03_2009.pdf
▪
▪ http://www.sprawynauki.edu.pl/index.php?
option=com_content&view=article&id=1569&catid=297&Itemid=30
▪
▪ http://www.polskieradio.pl/7/15/Artykul/397999,Nie-jedz-tyle-soli
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2011/07/08/180-i-participated-in-one-hour-live-radio-show.html
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2011/12/29/yesterday-i-participated-in-live-tv-show.html
▪
▪ http://www.polskieradio.pl/7/129/Artykul/491310,Lekarze-sie-buntuja-Czy-bedzie-protest-%28wideo
%29
▪
▪ http://www.polskieradio.pl/13/53/Artykul/491382,Rozmowa-z-dr-Krystyna-Knypl
35
17/10/15
3_2016
© European Union, 2002-2015 | http://europass.cedefop.europa.eu
marzec
Page 4 / 6
Druga kariera
Curriculum vitae
Krystyna Knypl
▪
▪ http://www.septilovers.photoblog.com/mimax2/2012/08/11
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2012/01/27/yesterday-i-participated-in-live-tv-show.html
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2012/06/26/i-participated-today-in-live-show-nie-maartoacutew-in-superstacja-tv-950.html
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2012/07/10/i-participated-yesterday-in-tv-show-nie-ma-artw.html
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2012/02/07/i-participated-in-live-tv-show-no-kiddingsuperstacja-audycja-nie-ma-artw.html
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2012/09/17/i-participated-in-live-tv-show-about-medicine-internet.html
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2011/06/14/156-i-was-in-a-morning-television-program-coffeeor-tea.html
▪
▪ http://www.nazdrowie.pl/artykul/pani-jest-jak-masc-tygrysia-krystyna-knypl
▪
▪ http://www.ipla.tv/Nie-ma-zartow-krystyna-knypl/vod-5555933#/page_container
▪
▪ http://medicus.lublin.pl/index.php?pid=1062
▪
▪ http://wiadomosci.onet.pl/swiat-sie-kreci-odcinek-157/nq981
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2014/10/18/my-interview-to-tvp-info.html
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2014/10/24/wywiad-dla-radia-tok-fm.html
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2015/04/01/i-participated-yesterday-in-live-tv-talk-show-x.html
▪
▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2015/07/04/i-participated-today-in-polskie-radio-24-live-talkshow.html
▪
▪ http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/243-gdl-w-audycji-radiowej
Memberships
Polskie Towarzystwo Kardiologiczne
European Sociewty of Cardiology
Publications
Full list on
https://sites.google.com/site/freejournalistkrystynaknypl/listofmypublications
36
17/10/15
3_2016
© European Union, 2002-2015 | http://europass.cedefop.europa.eu
marzec
Page 5 / 6
Z życia redakcji
37
3_2016
marzec
Apetyt na wszystko
Wrota Piekła
Jagoda Czurak
http://www.wsj.com/articles/SB10001424052748703630404575053542840893742
Rozwarte szczęki lwa odsłaniają żółtą
jaszczurczą błonę pławną i dodatkową parę oczu pod kłami górnej szczęki.
Druga bestia z otwartą paszczą i wpółprzymkniętymi oczami wpasowała się
między wieże zamku. Nikt nie ucieknie z kamiennej budowli, w której zamiast okien są czaszki, a diabły harcują
na krawędziach garów umieszczonych
na szczycie wież. Płomienie z paleniska
podgrzewają te naczynia. W lewym dolnym rogu nadzy ludzie wiezieni są na
taczce. Z czerwonej paszczy bestii wyskakują grzechy śmiertelne.
O
bramowanie tego przerażającego obrazka1 to…. bajeczne, fantazyjne kwiaty, stojące w jawnej sprzeczności z wizją piekielnych wrót. Czy to niedopatrzenie
ilustratora (dodatkowe zdobienia na marginesach często
wykonywani inni autorzy niż ci, których dziełem są
ilustracje), czy też świadomy zgrzyt?
Ta iluminacja (jak nazywa się średniowieczne
zdobnictwo książkowe) pochodzi z Księgi godzinek
wykonanych ok. 1440 roku na zamówienie Katarzyny
z Kleve, księżnej Geldrii, hrabiny Zutphen (dzisiejsza środkowa Holandia). Artysta nieznany z imienia,
o którym nawet nie wiadomo, kiedy się urodził ani
jak długo żył, wykonał 168 obrazków do manuskryptu
będącego świecką wersją brewiarza. W średniowieczu
dzień dzielono na 7 godzin kanonicznych, w których
należało się modlić.2
Świat duchowy i cielesny przeplatały się
i przenikały do ludzkiej świadomości. Artyści przez
1
Jego kadr zdobi okładkę tego numeru. (Red.)
38
zdeformowane, często odrealnione bestie starali się
ukazać ohydę zła i przerażającą perspektywę spotkania
z jego materialną formą za życia bądź po śmierci. Aby
uniknąć piekielnych mąk po przekroczeniu bramy z napisem Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie
(wg Boska Komedia. Piekło Dantego Alighieri) należało
w krótkich modlitwach (między innymi) wspominać
*Matutina – czas porannej mszy (w klasztorach przypadała ona na trzecią ćwierć nocy)
Prima – godzina wschodu słońca
(między 4 a 8, zależnie od pory roku)
Tertia – połowa przedpołudnia
Sexta – południe
Nona – połowa popołudnia
Vespera – przypadająca na chwilę przed zachodem
słońca
Completorium – tuż po zachodzie słońca
3_2016
marzec
Apetyt na wszystko
życie Jezusa i Marii, żywoty świętych. Temu celowi
służyły Księgi godzinek. Sztuka ich zdobienia osiąga
wyżyny w średniowieczu. Iluminacje miały podkreślić pobożność zamawiającego (stąd zleceniodawca
pojawia się obok świętych postaci jako uczestnik scen
biblijnych lub jako osoba rozdająca jałmużnę). Niektóre
są też ciekawą ilustracją wydarzeń z życia możnych
(bo tylko takich było stać na opłacenie ilustrowanych
modlitewników). Oczywiście jest to upiększona wersja życia ówczesnych ludzi. Lud prosty pojawia się co
prawda na tych ilustracjach, jednakże stroje i postawa
chłopów odbiegają od ich rzeczywistej kondycji. Bardzo zabawnie skomentowała to Wisława Szymborska
w wierszu Miniatura średniowieczna:
Po najzieleńszym wzgórzu, najkonniejszym orszakiem, w płaszczach najjedwabniejszych. Do zamku o siedmiu wieżach, z których każda najwyższa. Na przedzie xiążę najpochlebniej niebrzuchaty, przy xiążęciu xiężna pani cudnie młoda, młodziusieńka. https://poema.pl/publikacja/77174-miniatura-sredniowieczna
Za nimi kilka dwórek jak malowanie zaiste i paź najpacholętszy, a na ramieniu pazia coś nad wyraz małpiego z przenajśmieszniejszym pyszczkiem i ogonkiem. Zaraz potem trzej rycerze, a każdy się dwoi, troi, i jak który z miną gęstą prędko inny z miną tęgą, a jak pod kim rumak gniady, to najgniadszy moiściewy, a wszystkie kopytkami jakoby muskając stokrotki najprzydrożniejsze. 39
Kto zasię smutny, strudzony, z dziurą na łokciu i z zezem, tego najwyraźniej brak. Najżadniejszej też kwestii mieszczańskiej czy kmiecej pod najlazurowszym niebem. Szubieniczki nawet tyciej dla najsokolszego oka i nic nie rzuca cienia wątpliwości. Tak sobie przemile jadą w tym realiźmie najfeudalniejszym.
Onże wszelako dbał o równowagę: piekło dla nich szykował na drugim
obrazku. Och, to się rozumiało arcysamo przez się.
W wielu średniowiecznych iluminacjach przedstawieni święci nie emanują męczeństwem, nawet jeśli
idą na śmierć. Obrazek za obrazkiem przemawia ludzkim ciepłem i czułością. A rysunek Wrót Piekła jako
memento pojawia się tylko raz.
Kim była zleceniodawczyni owego modlitewnika?
Katarzyna z Kleve (1417-1476) w wieku 13 lat została
poślubiona 20-letniemu Arnoldowi z Egmondu, władcy,
który nie potrafił podporządkować się ówczesnemu księciu Burgundii. Katarzyna w ciągu dziesięciu lat urodziła
sześcioro dzieci. Opuściła męża w 1440 roku. Sprawowała w imieniu syna władzę, gdy jego ojciec udał się na
pielgrzymkę do Rzymu i Palestyny i później, gdy został
pozbawiony tronu i uwięziony przez księcia Burgundii.
Trudno rozstrzygnąć, kto wpadł na pomysł tak
przerażającej ilustracji: zleceniodawca czy artysta? Czy
wynikało to z nakazu Kościoła (mimo że to nie duchowni
byli odbiorcami takich modlitewników)? Księga godzinek
Katarzyny z Kleve znajduje się w Muzeum Meermanno
w Hadze.
Luty 2016
Jagoda Czurak
ekonomistka z rodziny lekarskiej
3_2016
marzec
Włóczęga wszelaka
Walia
Justyna Kostempska
Pewnego jesiennego dnia Junior
wrócił ze szkoły z oczami błyszczącymi pragnieniem przekazania ważnej wieści. „Mamusiu, co ja dzisiaj
widziałem! Nasza pani z angielskiego była w Walii, pokazywała zdjęcia,
jak tam jest pięknie! Mamusiu, jak
ja marzę, żeby tam pojechać! Pojedziemyyyyy?”. Od tej pory mówił o Walii niemal
codziennie.
Kilka wieczorów w otchłani wszechwiedzącej Sieci i już wiedziałam, co Junior dostanie z okazji Pierwszej Komunii.
Dlaczego chodzisz pieszo?
Gdy w lipcowy ranek samolot schodził do lądowania nad lotniskiem Bristol Airport, z rzadka ukazywała
się naszym oczom kratownica uliczek – chmury skrywały
zazdrośnie wszelkie widoki. Ze stacji Bristol Temple
Meads (z daleka dzięki swej architekturze przypominającej
40
raczej niewielki zameczek niż dworzec) pociągiem dojechaliśmy do Cardiff. Stacja w stolicy Walii malutka,
kameralna, niebo nad nią szare i mokre… Przysypiając
w wagonie (a w przerwach drzemek snując obserwacje, że
polskie koleje w niczym nie ustępują brytyjskim, a nawet
standard wyspiarskich toalet jest niższy), jechaliśmy
dalej – do Carmarthen, gdzie w ulewnym deszczu
złapaliśmy autobus do Cardigan, by pomaszerować
w stronę wybrzeża. Jednak głód, zmęczenie i ciężkie
plecaki dały o sobie znać – wstąpiliśmy do kameralnej knajpki, w której uroczy, starszy Walijczyk
nie tylko uraczył nas obiadem i herbatą (zawsze
tutaj podawaną z mlekiem), ale nawet narysował
mapkę czekającej nas drogi na camping!
Rozpoczęliśmy długi marsz z plecakami
do Gwbert, droga początkowo nużąca, asfaltowa,
nabrała zupełnie innego charakteru od chwili,
gdy dotarliśmy do brzegu wyspy i otworzyły się
przed nami widoki na Morze Irlandzkie. Gdy
tak deptaliśmy pod górę, już nieopodal naszego
campingu, zatrzymał się obok nas samochód,
kierowca zaproponował podwiezienie – okazało
się, że to gospodarz campingu we własnej osobie.
3_2016
marzec
Włóczęga wszelaka
Wywiązała się sympatyczna rozmowa, od słowa do słowa
padło pytanie o mój fach w Polsce… Nasz gospodarz
był porażony moją odpowiedzią – „Jakże to, jako G.P.
jesteś z pewnością posiadaczką fortuny, dlaczego chodzisz pieszo?” :D Rozbawił mnie setnie, powiedziałam
szczerze, że chodzę pieszo, bo lubię. A posiadaczką
fortuny bym się nie nazwała… ;-)
Tak zaczęła się nasza walijska przygoda. Na campingu nie było tłumów, rozbiliśmy nieodłączny namiocik
na łące z widokiem na wzburzane silnym wiatrem morze
i z przyjemnością wskoczyliśmy do ciepłych śpiworów,
by odespać podróż.
Nazajutrz zaczęliśmy zwiedzanie od Coastal
Farm Parku – bliskość zwierząt była atrakcją nie tylko
dla Juniora! Podskakując, rżąc i pochrumkując, liżąc
i dziobiąc, futrzaści i pierzaści upominali się o swoją
porcję karmy ku uciesze różnojęzycznych dzieci. Droga
wiodła dalej w stronę niewielkiej Cardigan Island, na
której mieści się królestwo ptaków (ludzie nie mają tam
wstępu), by dalej wyprowadzić nas w miejsce słynące
z fok – wynurzają się z topieli na odgłos klaskania! Zdumiewające doprawdy zachowanie u dzikiego zwierzęcia,
ale radości było co niemiara, a dłonie aż piekły od intensywnego klaskania. Na głębszych wodach, odległych
od malowniczego klifowego brzegu, na którym staliśmy,
widzieliśmy pełne gracji, wyskakujące z wody delfiny.
Spędziliśmy w Gwbert trzy noce, każdego dnia
poznając inny fragment przepięknego walijskiego wybrzeża z jego głębokimi zatoczkami (jedna z nich wcinała
się głęboko w pole golfowe, na jej dnie podczas odpływu
41
znaleźliśmy imponującą kolekcję piłeczek!), z maleńkimi, zagubionymi wśród skał kamienistymi
plażami pełnymi skorup rozmaitych krabów, z rozrzuconymi jakby przypadkiem pozostałościami
kamiennych budowli obronnych. Uczyliśmy się
specyfiki tej krainy, w której życie toczy się w rytmie przypływów i odpływów.
Spacer po uliczkach wdzięcznego miasteczka Cardigan z jego pięknym zamkiem, małym
kamiennym kościołem, starym cmentarzem zakończył nasz czas w rejonie Ceredigion. Zanurzeni
po pas (mój pas, Junior zanurzał się nieco głębiej
;-)) w falujących trawach na wybrzeżu ponieśliśmy
nasze plecaki na południe – ku Fishguard.
Zajrzeć krabowi głęboko w oczy
I tu słów kilka o organizacji Pembrokeshire Coastal Path, po której wędrowaliśmy. Ta droga pretendująca
do miana jednego z najpiękniejszych w świecie pieszych
szlaków, ciągnąca się wzdłuż wybrzeża Walii, propaguje
idee Green Travelling – podróży bez samochodu. Jeśli
dopadnie nas zmęczenie albo zegar bezlitośnie wyprzedzi
nasze plany, można na dowolnym odcinku szlaku dojść
do drogi i wskoczyć do autobusu jednej z kilku linii
„Coastal Busów”, które regularnie kursują, zapewniając
sprawną komunikację pomiędzy miejscowościami na
wybrzeżu. Jeden z takich autobusów podwiózł nas do
Fishguard, mieścinki, która wciąż wspomina nieco zapomnianą inwazję z 1797 roku. Dokonał jej tzw. Black
Legion stworzony ze skazańców i galerników, a dowodzony przez amerykańskiego pułkownika Tate’a słynącego
z awanturniczego usposobienia. Jego „armia” licząca ok.
1800 mężczyzn wylądowała właśnie w okolicach Fishguard, by szybko poddać się w walce nie tylko milicji,
która od razu ich otoczyła, ale – jak głoszą miejscowe
opowieści – także kobietom, których regionalne czerwone płaszcze i wysokie kapelusze przywodziły widocznie
na myśl umundurowanie brytyjskiej armii.
Fishguard to jednak nie tylko chichot historii,
to także malownicza zatoka z jej finezyjnymi skałami
i kwitnącą na ich tle swojską wierzbówką kiprzycą, to
kolejne kilometry szlaków zapierających dech widokami i… obowiązkowa zabawa młodych Walijczyków,
3_2016
marzec
Włóczęga wszelaka
należała do wysokich. Sprzyjała raczej raźnym
marszom, które tak lubimy, niż plażowaniu.
czyli łowienie krabów. Na każdym pomoście wielu jest
amatorów tej rozrywki, a służące jej proste urządzenie
można kupić w każdym sklepie. Sztuka łowienia okazała
się wcale niełatwa i wymagała wiele cierpliwości! Połów
służył oczywiście wyłącznie temu, by zajrzeć krabowi
głęboko w oczy i wypuścić go na wolność.
Symbolem rozkoszy podniebienia stała się malutka, stylowa czekoladziarnia, w której gorący aromatyczny
napój podawano… z czekoladową łyżeczką, ku radości
najmłodszego uczestnika wyprawy!
Camping w Fishguard położony był nieco dalej
od wybrzeża niż poprzednia nasza baza, nie roztaczały
się zeń takie bezkresne widoki, za to cechował się kameralnością i przytulnością. Sprzyjał życiu towarzyskiemu
– kiedy pierwszego wieczoru przyszliśmy objuczeni
plecakami, pewien Anglik – też turysta – podszedł
do nas tylko po to, by zapytać, czy mamy kubeczki i…
poczęstować nas powitalną herbatką. Krótka
pogawędka wystarczyła, by zadzierzgnęła się nić
sympatii, każdego wieczoru zajmowały nas gry
i zabawy plenerowe w towarzystwie życzliwego
Anglika i jego 11-letniej córki, z którą mój Junior
uskuteczniał radosne rozmówki polsko-angielskie
i poczuł z całą mocą, że nauka języka nie służy li-tylko-i-jedynie zaliczaniu z celującym wynikiem
kolejnych testów. ;-)
Dni walijskie mijały pogodnie, po dwóch
pierwszych deszczowych dobach pogoda nas
rozpieszczała, nie brakowało słońca, choć silny
wiatr sprawiał, że odczuwalna temperatura nie
42
Honesty box
Kolejnym punktem na naszej mapie wspomnień stało się najmniejsze miasteczko Wielkiej
Brytanii z największą w Walii katedrą – przecudne
St. David’s. Tutejsze pole namiotowe okazało
się kwintesencją tego, co lubimy – położone na
uboczu, niedostępne dla przyczep czy camperów,
pozbawione wszelkich wygód, po prostu łąka
u stóp malowniczej skały, przepiękny widok na
oddalone o 3 km St. David’s, maleńki budyneczek z podstawowymi sanitariatami i… żadnej recepcji,
jedynie „honesty box”, do którego w dniu wyjazdu
wrzuca się opłatę za pobyt – całe 3 funty za noc. Raptem pięciominutowy spacer dzieli tę oazę spokoju od
przystani w St. Justinian’s, z której pewnego niedzielnego
ranka wypłynęliśmy – ubrani przez zapobiegliwą załogę
w dwie warstwy nieprzemakalnych kurtek i kapoki –
w niezwykły rejs, realizując tym samym komunijny
prezent Juniora. Oboje śmialiśmy się w głos, gdy malutka łódź, przypominająca raczej ponton z silnikiem,
pruła fale Morza Celtyckiego. Słońce świeciło łaskawie
na bezchmurnym w ten dzień błękicie, woda miała
przecudny turkusowy kolor, słone bryzgi skrapiały nas
na każdym wirażu. Nierzadko na wyłączonym silniku
wpływaliśmy w zaułki poszarpanych skał, skrywających
tajemnice natury. Cichutko sunęliśmy przez tunele
i jaskinie, podglądaliśmy ptaki, gniazdujące tylko tutaj
3_2016
marzec
Włóczęga wszelaka
(ku radości Juniora – zapalonego ornitologa – na wyspie
Ramsey widzieliśmy np. stado maskonurów tuż przed
odlotem na zimowiska!), zagubione maleńkie plaże
zamieszkałe przez foki (i znów niespodzianka – jedna
z samic miała już przy sobie malutkie białe foczę, choć
przecież maleństwa te przychodzą na świat zwykle we
wrześniu). Za każdą skałą w niezwykłym kolorze, za
każdym zakrętem ukazywał się naszym oczom kolejny
zaskakujący widok, chłonęliśmy te cuda natury każdą
komórką, nie ustając w okrzykach zachwytu i zdumienia.
Świat jest piękny… a życie zbyt krótkie, żeby zobaczyć
wszystko, do czego gna serce i ciekawość.
Gdy rejs dobiegł końca i nasza łódź szczęśliwie
przybiła do brzegu w St. Justinian’s, syci wrażeń (i głodni
obiadu) podążyliśmy ku St. David’s.
naw odbywała się właśnie próba chóru, innego
dnia w nawie głównej śpiewała czarnoskóra piękność obdarzona czystym, mocnym głosem, który
wibrował pod sklepieniem katedry i przejmował
słuchaczy dreszczem. W ruinach Pałacu Biskupiego zaś czekały na nas wyzwania intelektualne:
dzieciom proponuje się tu wieloetapowy quest,
który prowadzi po wszystkich zakamarkach malowniczych ruin – od piwnic po najwyższą wieżę
– i nadaje zwiedzaniu posmak przygody.
W St. David’s nie zabrakło też wędrówek
ulubioną ścieżką wzdłuż wybrzeża – eksplorowaliśmy kolejne odcinki szlaku, wspinaliśmy się
po kamieniach na St. David’s Head, błąkaliśmy się po
wrzosowiskach spowitych mgłą jak w starej celtyckiej
baśni, budowaliśmy niezliczone konstrukcje z piasku na
Whitesands Beach, by potem patrzeć, jak z nadejściem
wieczoru bezlitosny przypływ zjada nie tylko nasze fosy
i budowle, ale całą, calutką plażę! Ten region Walii słynie
z przypływów największych nie tylko w europejskiej skali.
Tutejsze silne wiatry i wysokie fale sprawiają,
że południowe wybrzeże Walii to raj dla miłośników
wszelkich odmian windsurfingu – ich akrobatyczne
zmagania z żywiołem podziwialiśmy niczym teatralni
Jak w starej celtyckiej baśni
Atrakcją tego malutkiego miasteczka są ruiny
Pałacu Biskupiego i potężna katedra pod wezwaniem św.
Dawida – patrona Walii. Budowlę w stylu tak charakterystycznego angielskiego gotyku wzniesiono w XII wieku,
jej budowa była jednak wielokrotnie przerywana i trwała
wiele lat. Katedra znajduje się w rozległej zapadlinie,
a do jej wejścia prowadzi w dół 39 stopni – wszystko po
to, by nie zwracać uwagi najeźdźców przybywających
od strony morza. Wystrój zapiera dech, by wspomnieć
same tylko spoglądające ze stalli misterne drewniane
główki, z których każda ma inną twarz, minę, wyraża
inne emocje. Mieliśmy okazję doświadczyć niezwykłej
akustyki tego strzelistego wnętrza – w jednej z bocznych
43
3_2016
marzec
Włóczęga wszelaka
widzowie. Tuż obok inny świat – w zacisznej zatoczce,
na plaży, którą przemierzyć można kilkunastoma krokami, zaszył się ze swą sztalugą malarz. Z wysokości
klifu patrzyliśmy, jak pod jego pędzlem rodzi się kopia
krajobrazu, którym syciliśmy wzrok przez całą wielogodzinną wędrówkę.
Tak, w tej niepowtarzalnej krainie stworzonej tak
pięknie przez nieprzychylne wiatry każdy może znaleźć
miejsce dla swojego marzenia, pasji czy talentu. Ludzie
gubią się gdzieś w zaułkach wybrzeża, nie spotyka się
ich zbyt wielu na szlakach, a przecież pojawiają się
czasem, mijają i pozdrawiają – rowerzyści pedałujący
przez zielone doliny, kajakarze na spokojnych nurtach
rzek, piechurzy na bezkresnych ścieżkach, surferzy
szukający wiatru i artyści wypatrujący natchnienia.
Wszyscy pasują do tego krajobrazu niezniszczonego
przez agresywną cywilizację.
Przecudnej urody
postrzępiona dziura
Z żalem żegnaliśmy urocze St. David’s. Ostatni
dzień postanowiliśmy spędzić w stolicy Walii. Cardiff
jest jak cała Walia – gościnne, pogodne i kameralne.
Nie pretenduje do miana metropolii, nie ma w sobie nic
z nachalnej wielkomiejskości. Na campingu graniczącym
44
z parkiem pełnym bardzo towarzyskich wiewiórek rozbiliśmy namiot (pierwszy walijski camping, na którym nie wiało! Na poprzednim nasz
namiot tuż po wyjęciu szpilek z podłoża wykonał
kilka efektownych fikołków, przemieszczając się
na przeciwległą pierzeję polany :)), w pobliskiej
knajpce uraczyliśmy się walijską zupą zwaną
cawl (smaczny, sycący regionalny przysmak).
Część miasta zwiedziliśmy z otwartego pokładu
piętrowego autobusu, tak jak zamarzył Junior,
ale lwia część dnia zeszła nam w zamku. Tu
także – tak jak w St. David’s – zwiedzanie urozmaicały zadania do wykonania, tu mieszał się
kolorowy, wielojęzyczny tłum z najróżniejszych
zakątków świata, tu przemówiła do nas historia
najdawniejsza – fragmenty baszty zamkowej
pamiętają wszakże Wilhelma Zdobywcę. Uczta
tak dla oczu, jak i dla wyobraźni.
Wracaliśmy na camping pełni nowych wspomnień
z zamiarem sprawnego zwinięcia namiotu i dojechania
do Bristolu – ostatni nocleg wypadał nam w pobliżu
lotniska, z którego nazajutrz o świcie mieliśmy udać
się w drogę powrotną do kraju. A tu niespodzianka
czekała nas na finiszu – czy to jedna ze wspomnianych
sympatycznych wiewiórek, czy sroka, czy gawron, który
rankiem obskakiwał nasz namiot – jakiś przedstawiciel
fauny wyczuł, że bodaj po raz pierwszy w życiu zostawiłam worek z chlebem w namiocie, w pobliżu wejścia.
Zwierzak poczęstował się, z chleba zostały okruchy,
z worka strzępy, a tkaninę sypialni, tuż przy podłodze
zdobiła przecudnej urody owalna, postrzępiona dziura.
Cóż, nasz malutki namiocik z niejednej ziemi przywiózł
pamiątkę, z Walii może przywieźć szwy. ;-)
Zakochaliśmy się w walijskiej zieloności, niepodobnym do niczego języku, który przywodzi skojarzenie z baśnią, w najlepszym cheddarze, jaki jedliśmy
kiedykolwiek, w wichrach, które nie dawały o sobie
zapomnieć. Pembrokeshire National Park to jeden
z czterech parków narodowych Walii. Może następnym
razem Snowdonia…?
Tekst i zdjęcia
Justyna Kostempska
lekarz medycyny rodzinnej
3_2016
marzec
Koty malowane
Informacja dla autorów
materiałów prasowych
zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy”
1. Sprawy ogólne
1.1. Autorami materiałów prasowych zamieszczanych
w „Gazecie dla Lekarzy” są lekarze i członkowie ich
rodzin.
1.7. Publikacja artykułu następuje po zaakceptowaniu
przez autora wszystkich dokonanych przez redakcję
zmian.
1.1. Członkowie redakcji i autorzy pracują jako wolontariusze. Nie są wypłacane wynagrodzenia członkom
redakcji ani honoraria autorom materiałów prasowych. 1.8. Materiał prasowy może być opublikowany pod
imieniem i nazwiskiem autora lub pod pseudonimem.
W razie sygnowania materiału pseudonimem imię
i nazwisko autora pozostają do wyłącznej wiadomości
redakcji.
1.2. Za materiał prasowy uważa się tekst, fotografię,
rysunek, film, materiał dźwiękowy i inne efekty twórczości w rozumieniu ustawy o ochronie praw autorskich.
1.3. Redakcja przyjmuje materiały prasowe zarówno
zamówione, jak i niezamówione. Materiały anonimowe
nie są przyjmowane.
1.4. Redakcja zastrzega sobie prawo nieprzyjęcia materiału prasowego bez podania przyczyny.
1.5. Przesłany do redakcji materiał prasowy musi spełniać
podane dalej wymogi edytorskie.
1.6. Tekst przyjęty do publikacji podlega opracowaniu
redakcyjnemu, zarówno pod względem merytorycznym,
jak i poprawności językowej. Niejasności i wątpliwości
mogą być na bieżąco wyjaśniane z autorem. Redakcja
czasem zmienia tytuł artykułu, zwłaszcza jeżeli jest za
długi, dodaje nadtytuł (zwykle tożsamy z nazwą działu
GdL) oraz zazwyczaj dodaje śródtytuły. Końcowa postać
artykułu jest przedstawiana autorowi w postaci pliku
PDF przesłanego pocztą elektroniczną. Jeżeli na tym
etapie autor widzi konieczność wprowadzenia dużych
poprawek, po skontaktowaniu się z redakcją otrzyma
artykuł w formacie DOC do swobodnej edycji. Niedopuszczalne jest nanoszenie poprawek na pierwotnej
autorskiej wersji tekstu i przysyłanie jej do ponownego
opracowania redakcyjnego.
45
1.9. Redakcja zastrzega sobie prawo do opublikowania
materiału prasowego w terminie najbardziej dogodnym
dla „Gazety dla Lekarzy”.
1.10. Materiał prasowy zamieszczony w „Gazecie dla
Lekarzy” można opublikować w innym czasopiśmie
lub w internecie, informując o takim zamiarze redaktor naczelną lub sekretarza redakcji. O miejscu
pierwszej publikacji musi zostać poinformowana
redakcja kolejnej publikacji. Materiał kierowany do
kolejnej publikacji musi zawierać informację o miejscu
pierwotnej publikacji. Przy publikacji internetowej
(elektronicznej) musi zawierać link do pierwotnie
opublikowanego materiału z użyciem nazwy www.
gazeta-dla-lekarzy.com.
2. Odpowiedzialność
i prawa autorskie
2.1. Autor materiału prasowego opublikowanego w „Gazecie dla Lekarzy” ponosi odpowiedzialność za treści
w nim zawarte.
2.2. Prawa autorskie i majątkowe należą do autora materiału prasowego. Publikacja w „Gazecie dla Lekarzy”
odbywa się na zasadzie bezpłatnej licencji niewyłącznej.
3_2016
marzec
Informacja dla autorów materiałów prasowych
zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy”
3. Status współpracownika
3.1. Po opublikowaniu w „Gazecie dla Lekarzy” trzech
artykułów autor zyskuje status współpracownika i może
otrzymać legitymację prasową „Gazety dla Lekarzy”
ważną przez rok.
3.2. Współpracownik, któremu redakcja wystawiła
legitymację prasową, może ponadto otrzymać oficjalne zlecenie na piśmie w celu uzyskania akredytacji na
konferencji naukowej lub kongresie. Wystawienie zlecenia jest jednoznaczne z zobowiązaniem się autora do
napisania sprawozdania w ciągu 30 dni od zakończenia
kongresu lub konferencji, z zamiarem opublikowania
go na łamach „Gazety dla Lekarzy”.
4. Wymogi edytorskie dotyczące
materiałów prasowych
4.1. Teksty
4.1.1. Redakcja przyjmuje teksty wyłącznie w formie
elektronicznej, zapisane w formacie jednego z popularnych edytorów komputerowych (najlepiej DOC, DOCX).
4.2.1.5. Ilustracje powinny być nadesłane jako samodzielne pliki graficzne.
4.2.2. Prawa autorskie
4.2.2.1. Redakcja preferuje ilustracje (fotografie, grafiki)
sporządzone osobiście przez autora artykułu (lepsza
ilustracja słabszej jakości, ale własna).
4.2.2.2. Przesłanie ilustracji do redakcji jest jednoznaczne z udzieleniem przez autora licencji na jej publikację
w „Gazecie dla Lekarzy”.
4.2.2.3. Jeżeli na ilustracji widoczne są osoby, do autora
artykułu należy uzyskanie zgody tych osób na opublikowanie ich wizerunku w „Gazecie dla Lekarzy”.
4.2.2.4. Jeżeli ilustracje zostały zaczerpnięte z internetu, najlepiej aby pochodziły z tzw. wolnych zasobów.
W przeciwnym razie autor artykułu jest zobowiązany do
uzyskania zgody autora ilustracji na jej opublikowanie
w „Gazecie dla Lekarzy”. Do każdej ilustracji należy
dołączyć jej adres internetowy.
5. Uwagi
4.1.2. Jeżeli tekst jest bogato ilustrowany, można w celach
informacyjnych osadzić w nim zmniejszone ilustracje.
5.1. W kwestiach nieporuszonych powyżej należy się kontaktować z redaktor naczelną lub sekretarzem redakcji.
4.2. Ilustracje
5.2. Preferowaną drogą kontaktu jest poczta elektroniczna.
4.2.1. Sprawy techniczne
4.2.1.1. Redakcja przyjmuje ilustracje
zarówno w formie elektronicznej, jak
i w postaci oryginałów do skanowania
(np. odbitek).
4.2.1.2. Ilustracje powinny być jak najlepszej jakości: ostre, nieporuszone, dobrze
naświetlone.
4.2.1.3. Fotografie z aparatu cyfrowego
powinny być nadesłane w oryginalnej
rozdzielczości, bez zmniejszania.
46
Rys. Zen
4.2.1.4. Ilustracje skanowane muszą być
wysokiej rozdzielczości (jak do druku
na papierze).
3_2016
marzec
Fot. Katarzyna Kowalska
Bonjour la France!
Paryska Statua Wolności
nie pęka z zazdrości

Podobne dokumenty