gdl 3 2016 1 - Gazeta dla Lekarzy
Transkrypt
gdl 3 2016 1 - Gazeta dla Lekarzy
G L Omnium profecto artium medicina nobilissima • Nowości dl@ • Konferencje medyczne miesięcznik • Artykuł poglądowy 3_2016_marzec azeta ekarzy • Dylematy • Na dyżurze, po dyżurze ISSN 2300-2170 • Bez znieczulenia • Trochę kultury • Bonjour la France! • Druga kariera • Włóczęga wszelaka Apetyt na wszystko Motto: Scribere necesse est, vivere non est Czyli: Tylko to się naprawdę zdarzyło, co zostało zapisane* *Przekład Tomasza Osoińskiego Koleżanki i Koledzy, W spółczesny człowiek ma apetyt na wszystko. Chciałby mieć dużo pieniędzy, jedzenia, mieszkań, ubrań, podróży, sprzętu elektronicznego, samochodów… lista dóbr doczesnych pierwszej potrzeby praktycznie nie ma końca. Podobnie jest z listą potrzeb medycznych. Liczba osób, które muszą koniecznie i pilnie dostać się do endokrynologa, mają bowiem „niedoczynność tarczycy”, zastanawia mnie od dawna. N iestety endokrynolodzy nie rodzą się tak szybko jak diagnozy endokrynologiczne stawiane zwykle na podstawie jednorazowego oznaczenia hormonów. Jeżeli do wyniku dodamy nadwagę, no to już jest sytuacja prawie alarmowa dla współczesnego konsumenta usług medycznych! Zbędne kilogramy uwierają wizerunek. Bardzo żałuję, że takiego uwierającego działania nie mają pomiary ciśnienia krwi ani woń dymu tytoniowego. S pośród czynników ryzyka chorób układu sercowo-naczyniowego najbardziej toksyczne są nadciśnienie i palenie papierosów, ale nie działają, przynajmniej w początkowej fazie, tak widocznie i szkodliwie na wizerunek. B oli głowa? Od czegoż są wszelkie środki niesterydowe przeciwzapalne, bez reklamy których trudno obejrzeć film w telewizji? Pstryk i ból znika w mig! – mówią zleceniodawcy reklam. Z nadwagą tak łatwo nie pójdzie jak z bólem, niech więc jej usuwaniem zajmie się endokrynolog, a że tych specjalistów nie ma pod ręką w masowej ilości, to jest kłopot ogólnospołeczny. G K eneralnie jako społeczeństwo mamy większy apetyt na chorowanie niż wybrane jednostki na studiowanie medycyny. to jest za ten wzmożony apetyt na wszystko odpowiedzialny? Kto ten apetyt stymuluje? Taka jest natura człowieka? O ile można zrozumieć zwiększony apetyt na konsumpcję dóbr doczesnych, o tyle konsumpcja usług medycznych w sferze nie zawsze istniejących chorób jest zastanawiająca. A może to sprawka diabła??? – nasza okładka podsuwa taką odpowiedź. ;) Redakcja Krystyna Knypl, redaktor naczelna [email protected] ISSN 2300-2170 Mieczysław Knypl, sekretarz redakcji [email protected] Wydawca Krystyna Knypl Warszawa Kolegium redakcyjne: Alicja Barwicka, Aleksandra Sylwia Czerny, Krystyna Knypl, Mieczysław Knypl, Katarzyna Kowalska (przew.), Małgorzata Zarachowicz Nr 3(58)_2016 Współpraca przy bieżącym numerze Alicja Barwicka, Jagoda Czurak, Barbara Iwanik, Justyna Kostempska, Katarzyna Kowalska, Rafał Stadryniak, Małgorzata Zarachowicz Okładka http://discardingimages.tumblr.com/ post/136960169553/hellmouth-hours-of-catherine-of-cleves Projekt graficzny i opracowanie komputerowe Mieczysław Knypl „Gazeta dla Lekarzy” jest miesięcznikiem redagowanym przez lekarzy i członków ich rodzin, przeznaczonym dla osób uprawnionych do wystawiania recept i posiadających prawo wykonywania zawodu lekarza. Opinie wyrażone w artykułach publikowanych w „Gazecie dla Lekarzy” są wyłącznie opiniami ich autorów. Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skracania, zmiany tytułów i dodawania śródtytułów. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.gazeta-dla-lekarzy.com Rys. Helena Kowalska Krystyna Knypl Statut „Gazety dla Lekarzy” W numerze I. Informacje wstępne 1. „Gazeta dla Lekarzy” jest czasopismem w rozumieniu ustawy z 26 stycznia 1984 roku – prawo prasowe (Dz.U. z 1984 r. nr 5, poz. 24 z późn. zmianami), zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Warszawie 28 lutego 2012 r. w rejestrze dzienników i czasopism (poz. PR17864). 2. „Gazeta dla Lekarzy” jest tworzona przez lekarzy i członków ich rodzin. 3. Wydawcą „Gazety dla Lekarzy” jest dr n. med. Krystyna Knypl, zwana dalej Wydawcą. 4. „Gazeta dla Lekarzy” ma dwa kanały dystrybucji. Sygnowana numerem ISSN 2300-2170 jest publikowana w internecie (www.gazeta-dla-lekarzy.com), a sygnowana numerem ISSN 20845685 jest publikowana w wersji papierowej (odwzorowanej w internecie w formacie PDF). Każdy drukowany numer jest przekazywany przez Wydawcę do zbiorów Biblioteki Narodowej (sygnatura P. 293987 A) w ramach egzemplarza obowiązkowego. 5. „Gazeta dla Lekarzy” posługuje się skrótem GdL. 6. „Gazeta dla Lekarzy” nie jest związana z żadną organizacją polityczną, religijną ani żadnym samorządem terytorialnym lub zawodowym. GdL jest organizacją pozarządową działającą na rzecz lepszej opieki zdrowotnej dla wszystkich obywateli. II. Wizja i misja 1. Nadrzędnym celem „Gazety dla Lekarzy” jest propagowanie znaczenia postępu w medycynie oraz roli promocji zdrowia. Ważną częścią naszej misji jest promowanie wiedzy o chorobach rzadkich. 2. „Gazeta dla Lekarzy” jest adresowana do lekarzy, zwłaszcza do tych, którzy postrzegają medycynę jako sztukę, a swój zawód jako powołanie. 3. Zamierzeniem „Gazety dla Lekarzy” jest ukazywanie wszystkich aspektów funkcjonowania współczesnych systemów ochrony zdrowia, ze zwróceniem szczególnej uwagi na zagrożenia dla tradycyjnie rozumianego zawodu lekarza, płynące z instrumentalnego traktowania medycyny. 4. Dopełnieniem każdego lekarskiego dyżuru jest czas po dyżurze. GdL na swych łamach przedstawia nie tylko wiedzę medyczną, ale także nasze osiągnięcia, wrażenia i opinie na takie tematy jak literatura, muzyka, podróże. III. Finansowanie 1. Zgodnie z art. 3 ust. 2 ustawy z 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. z 2003 r. nr 96, poz. 873) „Gazeta dla Lekarzy” nie jest jednostką sektora finansów publicznych w rozumieniu przepisów o finansach publicznych i nie działa w celu osiągnięcia zysku. 2. „Gazeta dla Lekarzy” jest finansowana wyłącznie z prywatnych środków własnych Wydawcy. 3. Nie są przyjmowane darowizny. Wydawca nie przyjmuje zaproszeń na przyjęcia, lunche i poczęstunki. 4. Wydawca „Gazety dla Lekarzy” nie prowadzi działalności gospodarczej, a czasopismo nie zamieszcza komercyjnych reklam ani ogłoszeń. 5. Członkowie redakcji i autorzy pracują jako wolontariusze. Nie są wypłacane wynagrodzenia członkom redakcji ani honoraria autorom. Wszyscy działają pro publico bono – dla dobra ogółu, ale i osobistej satysfakcji. 3 W numerze Nowości ..................................................4, 5, 6, 8, 21, 26 Konferencje medyczne O czym mówiono na International Stroke Conference Krystyna Knypl ........................................................................... 7 Artykuł poglądowy Suplementy diety po polsku Alicja Barwicka ....................... 9 Bez znieczulenia Dlaczego mój prywatny ból został znacjonalizowany przez NFZ? Małgorzata Zarachowicz .................................. 15 Dylematy Lekarzu, nie zamieniaj mleka w wodę! Barbara Iwanik .... 17 Na dyżurze, po dyżurze Medycyna i total immersion Rafał Stadryniak = @Grypa .................................................... 19 Trochę kultury Higiena osobista mile widziana Jagoda Czurak ................. 22 Bonjour la France! Idę do dentysty Katarzyna Kowalska ................................... 27 Hipertensjolog w Paryżu Krystyna Knypl ........................... 29 Druga kariera Jak aplikować na europejskie salony? Krystyna Knypl ....... 32 Z życia redakcji ........................................................... 37 Apetyt na wszystko Wrota piekła Jagoda Czurak .................................................. 38 Włóczęga wszelaka Walia Justyna Kostempska ..................................................... 40 Informacja dla autorów materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy” ......................................... 45 9 17 15 19 22 29 38 27 40 3_2016 marzec Nowości Idarucyzumab dopuszczony do obrotu dla życia lub niekontrolowane krwawienie. Obecnie idarucyzumab jest jedynym swoistym czynnikiem odwracającym wpływ Komitetu ds. Produktów Leczniczych Stosowanych u Ludzi (CHMP) Europejskiej Agencji Leków (EMA) wydaną we wrześniu 2015 r. Wcześniej, dabigatranu zarejestrowanym w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych. Dopuszczenie idarucyzumabu do obrotu przez Komisję Europejską w listopadzie 2015 r. było poprzedzone pozytywną opinią w październiku 2015 r. idarucyzumab został dopuszczony do obrotu przez amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków (FDA). Rejestracja idarucyzumabu opiera się na danych https://www.researchgate.net/publication/277409307_Design_and_rationale_for_RE-VERSE_AD_A_phase_3_study_of_idarucizumab_a_specific_reversal_agent_for_dabigatran Idarucyzumab powoduje natychmiastowe odwrócenie przeciwkrzepliwego działania eteksylanu dabigatranu (bezpośredni inhibitor trombiny). Lek jest przeznaczony do stosowania wyłącznie w warunkach szpitalnych, jest on wytwarzany metodą rekombinacji DNA z komórek jajnika chomika chińskiego. Idarucyzumab wiąże się tylko z cząsteczkami dabigatranu, neutralizując ich działanie przeciwkrzepliwe, ale nie zakłócając kaskady krzepnięcia. Idarucyzumab otwiera nowe możliwości leczenia chorych w przypadkach, w których konieczne jest przeprowadzenie operacji lub zabiegu w trybie pilnym lub wówczas, gdy u chorego przyjmującego dabigatran wystąpiło groźne uzyskanych u zdrowych ochotników, a także na wynikach okresowej analizy wyników badania RE-VERSE AD. W tym badaniu odwracające działanie idarucyzumabu było widoczne natychmiast, w ciągu kilku minut od przyjęcia dawki 5 g. Odwrócenie działania przeciwkrzepliwego było pełne i utrzymywało się przez co najmniej 12 godzin u prawie wszystkich chorych. Charakterystyka produktu leczniczego: http://www.ema. europa.eu/docs/pl_PL/document_library/EPAR_-_Product_ Information/human/003986/ WC500197462.pdf. (K.K.) Źródło: http://www. wikijournalclub.org/wiki/REVERSE_AD http://www.nejm.org/ doi/full/10.1056/ NEJMoa1502000?rss=mostEmailed Wysokie ryzyko zgonu z powodu użycia broni palnej w Stanach Zjednoczonych Dyskusja nad szerszym dostępem do broni palnej obejmuje wiele aspektów. Jednym z nich jest bezpieczeństwo użytkowania broni. Opublikowano dane na temat zgonów w 2010 roku w wyniku nieszczęśliwych wypadków związanych z posiadaniem broni palnej przez obywateli Stanów Zjednoczonych. Zdarzyło się wtedy 16 tys. zgonów, co oznacza częstość 5,3 na 100 tys. mieszkańców. Zgony były następstwem morderstw z częstością 3,6 na 100 tys. mieszkańców, pozostałe zgony mieszkańców, a w grupie 24były związane z nieszczęśliwy- -34 lata wynosiła 8,9 na 100 tys. mi wypadkami. mieszkańców. Częstość samoNajwiększa częstość mor- bójstw była jeszcze większa derstw popełnionych z uży- i wynosiła 12,4 na 100 tys. ciem broni palnej dotyczyła mieszkańców. Mężczyźni byli osób młodych: w wieku 15-24 2-krotnie częściej ofiarami niż lata wynosiła 8,2 na 100 tys. kobiety. (K.K.) Źródło: http://www.amjmed.com/article/S0002-9343%2815%2901030-X/fulltext Dobry sen zmniejsza ryzyko zachorowania na cukrzycę Wiele czynników decyduje o dobrej kontroli glikemii u osób z cukrzycą. Na łamach „Diabetes Care” opublikowano artykuł Sleep Duration and Risk of Type 2 Diabetes: A Meta-analysis of Prospective Studies autorstwa dr Z. Shan i wsp., w którym postawiono tezę, że zła jakość snu zwiększa ryzyko zachorowania na cukrzycę. Optymalna długości snu to 7-8 godzin na dobę. Analizę przeprowadzono na podstawie danych pochodzących od 482 502 pacjentów, których czas obserwacji wynosił od 2,5 do 16 lat. (K.K.) Źródło: http://care.diabetesjournals.org/content/38/3/529.abstract 4 Przekażmy 1% na lekarskie dziecko! Drodzy Czytelnicy, trwa przekazywanie 1% naszych podatków na szczytne cele. Chcemy Was prosić, abyście po raz kolejny przekazali swój 1% na potrzeby rehabilitacji Michała Kozaneckiego, syna dr Ewy Dereszak-Kozaneckiej (@edk na Konsylium24.pl), naszej znakomitej autorki, m.in. artykułów Lekarz ma kota?, serii Koty malowane i innych. Oto potrzebne informacje: Fundacja Avalon Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym KRS 0000270809 koniecznie z dopiskiem: Kozanecki 889. Numer konta fundacji 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001. 3_2016 marzec Nowości Korespondencja własna z Paryża Bezpieczeństwo stosowania walproinianu sodu u kobiet w ciąży Katarzyna Kowalska Do Głównej Inspekcji Spraw Społecznych (IGAS) została zgłoszona przez minister spraw społecznych i zdrowia 22 czerwca 2015 r. sprawa przeprowadzenia dochodzenia dotyczącego produktów farmaceutycznych zawierających walproinian sodu (Depakine ® Depakote®, Dépamide®, Micropakine® i generycznych). Leki te były wprowadzane do obrotu na terytorium Francji do leczenia padaczki i choroby afektywnej dwubiegunowej. W związku z tym zgłoszeniem francuska agencja rządowa L’Inspection générale des affaires sociales (IGAS) opublikowała 23 lutego 2016 r. na swych stronach internetowych raport zatytułowany Enquête relative aux spécialités pharmaceutiques contenant du valproate de sodium (http:// www.igas.gouv.fr/IMG/pdf/2015-094R.pdf). Raport dotyczy bezpieczeństwa stosowania produktów leczniczych zawierających walproinian sodu (Depakine ®, Depakote®, Dépamide®, Micropakine® i generycznych) u kobiet w ciąży. Publikacja raportu jest związana ze stwierdzeniem wad wrodzonych u 450 dzieci urodzonych przez matki, które w czasie ciąży były leczone walproinianem sodu. Chociaż ryzyko teratogenne (wady wrodzone płodu, opóźnienie rozwoju neurologicznego) było podejrzewane, a następnie potwierdzone w latach 80., przydatność specyfiku w leczeniu padaczki uzasadniała czasem jego dalsze stosowanie podczas ciąży. Ponowna ocena w skali europejskiej korzyści i ryzyka stosowania produktów leczniczych zawierających walproinian sodu u kobiet w wieku rozrodczym została zakończona w grudniu 2014 roku. W następstwie oceny Francuska Agencja Bezpieczeństwa Sanitarnego Produktów Leczniczych (ANSM) przekazała lekarzom 26 maja 2015 r. nowe wytyczne dotyczące przepisywania tych leków. Raport skupia się w szczególności na kwestii informacji przekazywanych pacjentom i lekarzom. Jak piszą autorzy, raport IGAS ma na celu zrekonstruowanie sekwencji wydarzeń i wyborów dotyczących tych leków, aby przeanalizować mechanizmy podejmowania decyzji, co pozwoli na ponowną ocenę stosunku korzyści do ryzyka przepisywania soli kwasu walproinowego w czasie ciąży, biorąc pod uwagę następujące czynniki: postęp wiedzy, decyzje podjęte w innych krajach, zwłaszcza europejskich, warunki stosowania leków zawierających tę substancję czynną”. L’Inspection générale des affaires sociales (IGAS) jest rządową agencją odpowiedzialną za sprawy społeczne, zdrowotne i zatrudnienia utworzoną w 1967 roku. Zatrudnia 125 inspektorów oraz 30 pracowników administracyjnych. Źródło: http://www.igas.gouv.fr/spip. php?article522 Link do charakterystyki produktu leczniczego: http://leki.urpl.gov.pl/files/Depakine_ Chrono_300_500.pdf Wymień sobie mitochondria, a będziesz młody Starzejemy się głownie za sprawą zmian zachodzących w mitochondriach, które są odpowiedzialne za oddychanie komórkowe, homeostazę, regulują różne szlaki metaboliczne. Mitochondria produkują energię, którą czerpiemy z tych struktur niczym z baterii. Na łamach „The Embo Journal” opublikowano 4 lutego 2016 r. doniesienie Mitochondria are required for pro‐ageing features of the senescent phenotype autorstwa João Passos i wsp., z którego dowiadujemy się, że wymiana mitochondriów w komórce hamuje procesy starzenia się. I jeszcze jedna ciekawostka – DNA mitochondrialne mamy tylko od matki, to jedyna struktura naszego organizmu pochodząca wyłącznie od niej. (K.K.) Źródło: http://emboj.embopress.org/content/early/2016/02/02/embj.201592862#abstract-3 http://www.newcastle-mitochondria.com/mitochondria/what-do-mitochondria-do/ ADHD w dzieciństwie sprzyja otyłości w wieku dorosłym Zespół ADHD wiąże się „Mayo Clinic Proceedings” opuz wieloma różnymi konse- blikowano artykuł Childhood kwencjami doraźnymi oraz Attention-Deficit/Hyperactividługotrwałymi. Na łamach ty Disorder, Sex, and Obesity. A Longitudinal Population-Based Study autorstwa R.L. Aguirre Castaneda i wsp. z którego dowiadujemy się, iż zespół ADHD stwierdzony w dzieciństwie zwiększa ryzyko wystąpienia otyłości w wieku dorosłym u kobiet 1,23-krotnie. (K.K.) Źródło: http://www.mayoclinicproceedings.org/article/S0025-6196%2815%2900770-3/fulltext 5 3_2016 marzec Nowości Kierunki inwestycji naukowych w onkologii i hematologii Analizując kierunki rozwoju współczesnej onkologii i hematologii mam wrażenie, że działem najlepiej zorganizowanymi i najintensywniej rozwijającym się są badania nad chłoniakami. Uczestnicząc w wiosną 2014 roku w Lymphoma Workshop (Scottsdale, Arizona) byłam pod wielkim wrażeniem aktywności Lymphoma Research Foundation. O nowościach w tej dziedzinie prezentowanych na kongresie American Society of Hematology 2014 pisaliśmy na łamach „Gazety dla Lekarzy” (http://gazeta-dla-lekarzy.com/ index.php/nowosci/8-artykulygdl/189-kongres-americansociety-of-hematology-2014). Teraz poznajemy kolejne dane z kongresu w 2015 roku. Szczególnie interesujący jest rozkład odsetkowy badań finansowanych przez Lymphoma Research Foundation przedstawiony w „Research Report” dostępnym pod adresem http://www.lymphoma.org/ site/pp.asp?c=bkLTKaOQLm- K8E&b=6294023&auid=16443424. Aż 43% funduszy przeznaczono na badania nad biologią i patofizjologią. Rozumiem to określenie tak, że przedmiotem badań jest biologia nowotworów i patofizjologia zmian, jakie powodują w organizmie człowieka. Drugie miejsce (19%) zajmują badania nad chemioterapią i czynnikami biologicznymi. Trzecie miejsce (14%) – farmakologia molekularna i lekooporność. Krystyna Knypl Urazy mózgu sprzyjają powstawaniu złogów β-amyloidu Zespoły otępienne są poważnym problemem dla systemów ochrony zdrowia na całym świecie, a liczba chorych z tymi schorzeniami stale wzrasta. Na łamach „Neurology” ukazało się doniesienie Amyloid pathology and axonal injury after brain trauma autorstwa G. Scott i wsp., z którego dowiadujemy się, że nie tylko choroba Alzheimera sprzyja powstawaniu złogów β-amyloidu w mózgu, ale także urazy głowy. Badania PET i MRI wykonane u 28 pacjentów po przebytych urazach mózgu (od doznania urazu upłynęło od 11 miesięcy do 17 lat) wykazały większą liczbę ognisk złogów β-amyloidu u osób po urazach niż w grupie kontrolnej, bez urazów w wywiadzie. Nagromadzenie złogów było większe w zakręcie obręczy mózgu (część układu limbicznego biorącego udział w regulacji zachowań emocjonalnych) oraz w móżdżku. Źródło: http://www.neurology. org/content/early/2016/02/03/ WNL.0000000000002413 Europejski Konsumencki Indeks Zdrowia Jakość systemów ochrony zdrowia jest przedmiotem zainteresowania wszystkich obywateli. Metody oceny mogą być różne – indywidualne oraz zbiorowe. Po raz kolejny ogłoszono wyniki Europejskiego Konsumenckiego Indeksu Zdrowia. W ocenie systemów ochrony zdrowia brano następujące kryteria: przestrzeganie praw pacjenta, czas oczekiwania na świadczenia medyczne, śmiertelność niemowląt, przeżywalność w chorobach nowotworowych, zakres świadczeń gwarantowanych, działania profilaktyczne, dostępność do nowych leków. Maksymalna liczba punktów wynosiła 1000. Nie ma idealnego systemu ochrony zdrowia, ale całkiem blisko ideału jest Holandia która uzyskała 916 punktów. Na drugim miejscu znalazła się Szwajcaria (894 punkty), na trzecim Norwegia (854 punkty). Dalsze miejsca z pierwszej dziesiątki zajęły kolejno Finlandia, Belgia, Luksemburg, Niemcy, Islandia, Dania i Szwecja. Warto odnotować 13. miejsce Republiki Czeskiej. Gdzie jest Polska? Na przedostatnim miejscu! Wyprzedza nas Albania, a „pokonaliśmy” Czarnogórę. Prawa pacjenta najściślej są przestrzegane w Holandii i Norwegii (146 i 150 punktów). Ważnym wskaźnikiem jakości 6 systemu ochrony zdrowia jest śmiertelność niemowląt. Najgorsze wyniki w tym zakresie ma Rumunia (9 zgonów na 1000 żywych urodzeń), Bułgaria i Macedonia. Liczba lekarzy na 100 000 mieszkańców najlepiej przedstawia się w Grecji – nieco ponad 600. W Polsce jest nieco ponad 200 lekarzy na 100 000 mieszkańców. Źródło: http://www.healthpowerhouse.com/files/EHCI_2015/ EHCI_2015_press_release.pdf 3_2016 marzec Konferencje medyczne O czym mówiono na International Stroke Conference Krystyna Knypl Los Angeles* potrafi przyciągnąć niejednego szukającego sławy i wrażeń. Tym razem w połowie lutego 2016 roku przyciągnęło wiele tysięcy osób zajmujących się zagadnieniami udaru mózgu. Nowe metody zapobiegania i leczenia udarów mózgu Amerykańskiej statystyki podają, że w Stanach Zjednoczonych rocznie udaru doznaje około 800 tys. osób, z tego umiera około 170 tys. Jest to piąta przyczyna zgonów. Koszty leczenia sięgają 41 mld dolarów rocznie. Nic więc dziwnego, że schorzeniu temu jest poświęcony odrębny tematyczny kongres, podczas którego przedstawia się wiele doniesień. Jak zawsze najbardziej interesujące są doniesienia prezentowane na sesji typu late breaking. W 10-20% przypadków do udaru mózgu dochodzi w przebiegu bezobjawowego zwężenia tętnicy szyjnej. Diagnostyka tego schorzenia opiera się na badaniach usg oraz inwazyjnych badaniach naczyniowych. Z chwilą stwierdzenie zwężenia powyżej 60% stajemy przed dylematem, jaką metodą należy leczyć – tradycyjną chirurgiczną czy przez założenie stentu naczyniowego. Zagadnieniu temu było poświęcone doniesienie Randomized Trial of Stent versus Surgery for Asymptomatic Carotid Stenosis: Initial and Five-year Results of the ACT autorstwa K. Rosenfielda i wsp. Do badania klinicznego zakwalifikowano 1453 pacjentów wieku poniżej 80 lat, których obserwowano przez 5 lat. Złożonymi punktami końcowymi były „zgon, udar lub zawał *Jak napisała Dorothy Parker, amerykańska poetka żyjąca w XIX wieku, Los Angeles składa się z 72 przedmieść poszukujących miasta, przez co należy rozumieć, że jest to miasto, w którym nie ma śródmieścia, city, downtown, starówki (jeśli jest takowa w jakimkolwiek amerykańskim mieście). Założone w 1781 roku miasto nazywało się El Pueblo de Nuestra Señora la Reina de los Ángeles (Osada Naszej Kochanej Pani, Królowej Aniołów). 7 serca w ciągu 30 dni od zabiegu oraz udar w ciągu roku”. Zastosowane leczenie w dwu randomizowanych grupach polegało na założeniu stentu lub na wykonaniu klasycznej endarterektomii Częstość występowania wymienionych powikłań w obu grupach była zbliżona – 3,8% w grupie leczonej przez założenie stentu i 3,4% w grupie leczonej chirurgicznie. Badacze określają stentowanie jako „noninterior”, znamienność statystyczna wyniosła p=0,011. Zgony w ciągu 30 dni w grupie leczonej przez założenie stentu wyniosła 2,9%, w grupie leczonej endarterektomią 1,7% ( p=0,33). W czasie 5 lat nie wystąpił udar u 97,8% leczonych przez stentowanie i u 97,3% poprzez endarterektomię. Wyniki badania były opublikowane w całości na łamach „New England Journal of Medicinei” i są dostępne pod adresem http://www.nejm.org/doi/ full/10.1056/NEJMoa1515706?query=featured_home&. Podobne wyniki uzyskano we wcześniejszym badaniu klinicznym Carotid Revascularization Endarterectomy versus Stenting Trial (CREST), w którym uczestniczyły 2502 osoby ze zwężeniem tętnicy szyjnej. Wyniki badania są dostępne pod adresem http://www. ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3058352/. Większość problemów dotyczących udaru mózgu związanych jest z postępowaniem po dokonaniu się tego powikłania narządowego. Co nowego w tym zakresie? Z doniesienia Main Results of the Insulin Resistance Intervention After Stroke (IRIS) autorstwa W.N. Kernan i wsp. dowiadujemy się, że pewne zastosowanie w leczeniu takich pacjentów może mieć pioglitazon używany w leczeniu cukrzycy. W badaniu testowano skuteczność działania agonistycznego na receptory PPAR-ϒ oraz podwyższania insulinowrażliwości u pacjentów bez 3_2016 marzec Konferencje medyczne cukrzycy, ale ze stwierdzoną insulinoopornością. Do badania kwalifikowano pacjentów wieku powyżej 40 lat z przebytym niedawno udarem lub przemijającym niedokrwieniem mózgu (TIA) oraz insulinoopornością definiowaną przez Homeostasis Model Assessment-Insulin Resistance (HOMA-IR), gdy wskaźnik był powyżej 3.0. Wskaźnik HOM-AR jest to stosunek insulinemii na czczo do glikemii na czczo, więcej pod adresem http://www.wple.net/nefrologia/nef_numery-2011/a-nefro-4-2011/243-246.pdf. W warunkach fizjologicznych wskaźnik HOM-AR powinien wynosić poniżej 1, w cukrzycy zalecane jest poniżej 2. Pacjentom podawano pioglitazon początkowo w dawce 15 mg, maksymalna dawka 45 mg na dobę przez 12 tygodni. W badaniu prowadzonym w latach 2005-2013 uczestniczyło 3876 pacjentów z 179 ośrodków w 7 krajach. Średni wiek wynosił 63,5 lat, 66% stanowili mężczyźni. BMI wynosiło średnio 30,0 kg/m2. Okres obserwacji to średnio 4,1 lat. Stwierdzono, że pitaglizon zmniejsza ryzyko ponownego udaru – powikłania narządowe w ciągu 4,8 lat obserwacji w postaci udaru lub zawału serca wystąpiły u 9% otrzymujących pitaglizon i u 11,8% w grupie placebo. Cukrzyca rozwinęła się u 3,8% w grupie otrzymującej pitaglizon i 7,7% placebo. Nie ma róży bez kolców – grupa leczona pitaglizonem miała więcej przyrostu masy ciała powyżej 4,8 kg, obrzęków kończyn dolnych oraz złamań kości wymagających hospitalizacji. Pełen tekst doniesienia jest dostępny na łamach „New England Journal of Medicine” (http://www.nejm. org/doi/full/10.1056/NEJMoa1506930). Jak długo monitorować EKG? Nie tylko zaburzenia metaboliczne sprzyjają ponownym udarom, także migotanie przedsionków utrwalone lub napadowe. Nie zawsze w wypadku migotania napadowego jest ono łatwe do wykrycia i udokumentowania. Poszukiwaniom napadowego migotania przedsionków służy wydłużone monitorowanie EKG – już nie do jednej doby, ale nawet do 10 czy 30 dni. Zagadnieniu temu było poświęcone doniesienie Finding Atrial Fibrillation In Stroke Patients – A Multicenter Randomised Evaluation of Enhanced and Prolonged Holter Monitoring (Find-AFrandomised-Trial) autorstwa R. Wachtera i wsp. (źródło: materiały prasowe). W badaniu uczestniczyło 398 pacjentów w wieku ≥ 60 lat z przebytym udarem mózgu, a celem było porównanie standardowego badania Holtera EKG v. 10-dniowe monitorowanie w celu wykrycie migotania przedsionków trwającego dłużej niż 30 sekund. Migotanie przedsionków wykryto u 13,5% monitorowanych przez 10 dni v. 4,5% monitorowanych w sposób standardowy. Krystyna Knypl Nowości Jak gotować, aby zachować zdrowotne właściwości warzyw i owoców? Wiadomo, że surowe warzywa i owoce zawierają wiele cennych substancji korzystnych dla zdrowia. Gotowanie osłabia te walory. W artykule Phenols and the antioxidant capacity of Mediterranean vegetables prepared with extra virgin olive oil using different domestic cooking techniques autorstwa J. del Pilar Ramirez-Anaya i wsp. podano, że warzywa gotowane z dodatkiem oliwy z oliwek zachowują więcej cennych dla zdrowia związków chemicznych. (K.K.) Źródło: http://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0308814615006810 http://www.medicalnewstoday.com/articles/305466.php Przepisy Unii Europejskiej chroniące przed podróbkami leków Pod adresem http://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/ TXT/PDF/?uri=CELEX:32016R0161&from=EN opublikowano rozporządzenie Parlamentu Europejskiego regulujące zasady 8 znakowania leków mające na celu ochronę przed nielegalnymi podróbkami. (K.K.) Źródło: materiały prasowe 3_2016 marzec Artykuł poglądowy Fot. Krystyna Knypl Suplementy diety po polsku Alicja Barwicka Dieta to sprawa niezwykłej wagi. Jeść trzeba codziennie, więc i codziennie można wzbogacać pożywienie o różne dodatki, oczywiście tylko te pożyteczne, które natychmiast wygładzą zmarszczki, odchudzą i odmłodzą o 20 lat, a nawet uchronią przed „zakwaszeniem organizmu” czy zlikwidują objawy „zespołu niespokojnych nóg”. Niestety nieco inne poglądy prezentują współcześni specjaliści w zakresie prawidłowego żywienia, którzy zalecają stosowanie się do wzorca opartego na diecie naszych prapraprzodków i określanego jako „pożywienie myśliwego i zbieracza”. Od setek tysięcy lat ludzie spożywali przecież tylko to, co udało się zebrać i upolować, czyli w pełni naturalne produkty. Składnikami takiej diety były głównie owoce leśne, zboża (z uwagi na niedostatki technologiczne zawsze produkt pełnoziarnisty), mleko, jaja, ryby i mięso gotowane lub pieczone z małą ilością soli (była zbyt droga). Poza miodem słodycze nie istniały. Siła postępu Dziś wszystko idzie z postępem. Mamy znacznie bardziej urozmaicone pożywienie, bo tę bazową dietę przodków wzbogacaliśmy przez wieki o całe mnóstwo różnych produktów. Nawet jeśli z czasem dostrzegaliśmy, że nie zawsze to wzbogacanie wychodziło nam na dobre, to rezygnacja np. z cukrów prostych, nadmiaru soli czy białej mąki dla większości z nas okazywała się praktycznie niemożliwa. Ale ponieważ nic nie jest w stanie zatrzymać postępu, to jako ludzie postępowi szybko uwierzyliśmy, że dietę można dalej wzbogacać, tym razem o zupełnie cudowne dodatki, które zapewnią nam długowieczność w pełni sił i zdrowia. Tempo tego postępu jest naprawdę zawrotne, bo jeszcze 30 lat temu jedliśmy (w naturalnej postaci, bez ingerencji inżynierii genetycznej) zwykłą sałatę, marchew, jabłka. Ale 30 lat temu na rynku nie było suplementów diety… Dziś dostęp do tej grupy „dodatków do diety” jest praktycznie 9 nieograniczony. Kupuje się je w aptekach, drogeriach, na stacjach benzynowych, w sklepach spożywczych, a nawet w kioskach z prasą. Kupić może każdy, kto ma na nie ochotę, nie ma natomiast ochoty na zmaganie się z efektem przejedzenia, nadwagą, osteoporozą, łamliwością paznokci, wypadaniem włosów, nie wspominając już o dolegliwościach występujących w okresie menopauzy. Problem w tym, że większość konsumentów suplementów diety nie ma pojęcia o tym, co tak naprawdę dodaje do swojego pożywienia. Ponieważ suplement diety wyglądem z reguły przypomina lek, to ludność miast i wsi z wielką ochotą „leczy się” sama według własnego uznania, zwłaszcza że o tysiącach dolegliwości, których może nawet chwilowo nie ma, ale przecież zawsze mogą człowieka dopaść, przypominają wielokrotnie powtarzane sugestywne reklamy we wszystkich rodzajach mediów. 3_2016 marzec Artykuł poglądowy Bo nie wiemy, co jemy Z leczeniem nie ma żartów. Ponieważ leki są przeznaczone dla osób chorych i jak powszechnie wiadomo, powinny być stosowane zgodnie ze wskazaniami lekarskimi, to trochę ze strachu, by sobie nie zaszkodzić, takie zalecenie jest raczej respektowane. Środki spożywcze natomiast, jak sama nazwa wskazuje, spożywać może każdy, a więc przede wszystkim osoba zdrowa, bo takie jednak globalnie dominują. Jednocześnie osobie chorej, która ma ochotę „coś spożywczego spożyć”, nikt nie może tego zabronić. Wiele osób twierdzi, że nie orientuje się w tym, jaki rodzaj substancji aplikuje sobie w najlepszej wierze w ramach samoleczenia. To dziwne, bo przecież ochrona własnego zdrowia powinna być naszą podstawową aktywnością, zwłaszcza że nikt nie chce jego stanu pogarszać. Niewiedza nie jest tu żadnym argumentem, bo nawet przepisy prawa, zarówno na poziomie krajowym, jak i unijnym, jasno precyzują różnice między lekiem a suplementem diety. Prześledźmy je zatem. Co to jest lek, czyli substancja służąca leczeniu? W art. 2 rozdziału 1 ustawy z 6 września 2001 r. prawo farmaceutyczne czytamy, że „produktem leczniczym – jest substancja lub mieszanina substancji, przedstawiana jako posiadająca właściwości zapobiegania lub leczenia chorób występujących u ludzi lub zwierząt lub podawana w celu postawienia diagnozy lub w celu przywrócenia, poprawienia lub modyfikacji fizjologicznych funkcji organizmu poprzez działanie farmakologiczne, immunologiczne lub metaboliczne”; a ponieważ nie można takiego produktu „podrabiać”, to art. 130 rozdziału 9 ww. ustawy przewiduje kary za takie działania i brzmi: „kto wprowadzanemu do obrotu produktowi przypisuje właściwości produktu leczniczego, pomimo że produkt ten nie spełnia wymogów określonych w ustawie, podlega grzywnie”. Sceptykom pamiętającym o nadrzędnej funkcji dyrektyw europejskich w obowiązujących przepisach prawa krajowego wypada zacytować fragmenty dyrektywy 2001/83/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 6 listopada 2001 r. w sprawie wspólnotowego kodeksu 10 odnoszącego się do produktów leczniczych stosowanych u ludzi, gdzie w art. 1 o produkcie leczniczym czytamy, że jest to: •jakakolwiek substancja lub połączenie substancji prezentowana jako posiadająca właściwości lecznicze lub zapobiegające chorobom u ludzi; lub •jakakolwiek substancja lub połączenie substancji, które mogą być stosowane lub podawane ludziom w celu odzyskania, poprawy lub zmiany funkcji fizjologicznych poprzez powodowanie działania farmakologicznego, immunologicznego lub metabolicznego albo w celu stawiania diagnozy leczniczej. Kiedy wiemy już, czym jest lek, wypada sprawdzić, czym w takim razie jest suplement diety, czemu służy i czym ewentualnie się różni od produktu leczniczego. Dieta droższa niż zdrowie Polski rynek suplementów diety rozwija się dynamicznie i obecnie wart jest ponad 3 miliardy złotych. Pamiętajmy, że mówimy o rynku produktów żywnościowych, nie o rynku leków! Skoro suplementy diety nie są lekami, to ich obrotu czy też sposobu przechowywania nie sprawdza inspekcja farmaceutyczna, nie ma też wymogu, by producent miał obowiązek informowania o możliwych działaniach ubocznych takiego produktu. Co ciekawe, zgodnie z przepisami ustawy z 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności i żywienia Główny Inspektorat Sanitarny nie wymaga badań potwierdzających jakość oraz skład suplementu diety przed wprowadzeniem go na rynek i zadowala się jedynie deklaracją producenta takiego produktu dotyczącą jego składu. A przecież tak jak dysponujemy regulacjami prawnymi dotyczącymi leków, tak zarówno na poziomie krajowym, jak i unijnym istnieją przepisy prawa dotyczące suplementów diety. Mimo, iż nie są to jeszcze regulacje doskonałe, to gdyby tylko były respektowane – nie byłoby tak źle. Rzecz w tym, ze przepisy prawa sobie, a życie… Zobaczmy jednak, co mówią przepisy. I tak art. 3 działu 1 ww. ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia określa, że suplement diety to „środek spożywczy, którego celem jest uzupełnienie normalnej diety, będący skoncentrowanym źródłem witamin 3_2016 marzec Artykuł poglądowy lub składników mineralnych lub innych substancji wykazujących efekt odżywczy lub inny fizjologiczny, pojedynczych lub złożonych, wprowadzany do obrotu w formie umożliwiającej dawkowanie, w postaci: kapsułek, tabletek, drażetek i w innych podobnych postaciach, saszetek z proszkiem, ampułek z płynem, butelek z kroplomierzem i w innych podobnych postaciach płynów i proszków przeznaczonych do spożywania w małych, odmierzonych ilościach jednostkowych, z wyłączeniem produktów posiadających właściwości produktu leczniczego w rozumieniu przepisów prawa farmaceutycznego”. Zdecydowanie bardziej precyzyjne, bo ujęte w aż trzech artykułach są stwierdzenia dyrektywy nr 2002/46/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 10 czerwca 2002 r. w sprawie zbliżenia ustawodawstw państw członkowskich odnoszących się do suplementów żywnościowych. Cytując powyższe przepisy uzyskujemy następujące informacje: Artykuł 1 1. Niniejsza dyrektywa dotyczy suplementów żywnościowych sprzedawanych jako środki spożywcze i jako takie oferowane. Produkty te dostarczane są do konsumenta ostatecznego wyłącznie w postaci opakowanej przed sprzedażą. 2. Niniejsza dyrektywa nie ma zastosowania do produktów leczniczych, jak to określa dyrektywa 2001/83/ WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 6 listopada 2001 r. w sprawie wspólnotowego kodeksu odnoszącego się do produktów leczniczych stosowanych u ludzi. Artykuł 2 Do celów niniejszej dyrektywy: „suplementy żywnościowe” oznaczają środki spożywcze, których celem jest uzupełnienie normalnej diety i które są skoncentrowanym źródłem substancji odżywczych lub innych substancji wykazujących efekt odżywczy lub fizjologiczny, pojedynczych lub złożonych, sprzedawanych w postaci dawek, a mianowicie w postaci kapsułek, pastylek, tabletek, pigułek i w innych podobnych formach, jak również w postaci saszetek z proszkiem, ampułek z płynem, butelek z kroplomierzem i w tym podobnych postaciach płynów lub proszków przeznaczonych do przyjmowania w niewielkich odmierzanych ilościach jednostkowych; 11 Artykuł 6 1. Do celów art. 5 ust. 1 dyrektywy 2000/13/WE nazwa, pod jaką sprzedaje się produkty objęte niniejszą dyrektywą, brzmi „suplementy żywnościowe”. 2. Etykietowanie, prezentacja i reklama nie mogą przypisywać suplementom żywnościowym właściwości zapobiegawczych, leczniczych lub uzdrawiających choroby ludzkie lub odnosić się do takich właściwości. 3. Bez uszczerbku dla przepisów dyrektywy 2000/13/WE etykietowanie zawiera następujące dane szczegółowe: a) nazwy kategorii substancji odżywczych lub substancji charakteryzujących dany produkt, lub wskazówkę odnośnie do charakteru tych substancji odżywczych lub odnośnych substancji; b) porcję produktu zalecaną do dziennego spożycia; c) ostrzeżenie o nieprzekraczaniu podanej zalecanej dawki dziennej; d) informację, że suplementy żywnościowe nie powinny być stosowane jako substytut zróżnicowanej diety; e) informację, że produkty te muszą być przechowywane w miejscu niedostępnym dla małych dzieci. Optymizm w oświadczeniach Oczywiście do omawianych aktów prawnych istnieje szereg przepisów wykonawczych regulujących kwestie dotyczące zarówno leków, jak i suplementów diety, np. tryb wprowadzania ich do obrotu czy nadzór i monitorowanie jakości oraz bezpieczeństwo stosowania przez człowieka. Na poziomie europejskim warto zwrócić uwagę na rozporządzenie (WE) 1924/2006 Parlamentu Europejskiego i Rady z 20 grudnia 206 r. w sprawie oświadczeń żywieniowych i zdrowotnych dotyczących żywności. Chodzi tu o składane przez producentów oświadczenia: •żywieniowe – oświadczenie stwierdzające, lub sugerujące, że dana żywność ma szczególnie pozytywne właściwości odżywcze, •zdrowotne – oświadczenie stwierdzające lub sugerujące istnienie związku pomiędzy danym produktem lub jego składnikiem a poprawą stanu zdrowia. Oświadczenia zdrowotne powinny być uzasadnione naukowo i poparte przeprowadzeniem rzetelnych 3_2016 marzec Artykuł poglądowy badań, a z tym są jednak pewne kłopoty i dlatego wiele wydawanych przez producentów niekompletnych oświadczeń zdrowotnych trafia na „listę oświadczeń oczekujących”. Ta lista ciągle się wydłuża, a przecież nikt nie jest zainteresowany blokowaniem produkcji. Dlatego np. nie czekając na wiarygodną ocenę naukową, do niektórych substancji pochodzenia roślinnego przyjmuje się kryterium „stosowania tradycyjnego” lub rozważa skorzystanie z wcześniej przyjętych oświadczeń zdrowotnych dotyczących produktów o podobnych właściwościach. Dostrzec różnicę Jak widać problemów dotyczących leków i suplementów diety w wielu aspektach jest naprawdę sporo. Podsumujmy więc przynajmniej najważniejsze różnice: Potęga reklamy Reklama środków spożywczych (batonika, chrupków albo suplementu diety) nie jest zabroniona, a my wszyscy bardzo reklamy lubimy. Trudno się temu dziwić. Młode mamy widzą, że ich zatroskana zdrowiem dzieci koleżanka informuje z ekranu telewizyjnego, jaki to wspaniały efekt zdrowotny osiągnęła, podając swemu dziecku konkretny środek spożywczy wyglądający jak lek. Rzucają się więc w pogoń za tym cudownym remedium. Społeczeństwo się starzeje i seniorom, którym dokuczają zmiany zwyrodnieniowe układu kostno-stawowego rozwiązanie wskazuje… reklama. Nie tylko od razu wiadomo, co należy zażywać, ale jak widać na ekranie – efekt jest natychmiastowy! Reklamowany preparat jest co prawda drogi jak na możliwości ubogiego polskiego emeryta, ale czego się nie robi dla poprawy zdrowia. LEKI SUPLEMENTY DIETY PRZEZNACZENIE Lek (produkt leczniczy) to substancja lub mieszanina substancji przedstawiana jako mająca właściwości zapobiegania chorobom... lub leczenia chorób... Suplement diety to środek spożywczy, którego celem jest uzupełnianie normalnej diety... z wyłączeniem produktów mających właściwości produktu leczniczego w rozumieniu przepisów prawa farmaceutycznego... WSKAZANIA Są określone w charakterystyce produktu leczniczego Brak wskazań! Służą uzupełnianiu diety. Nie są zatwieri zatwierdzone przez Urząd Rejestracji Produktów Leczdzane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, niczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. WPROWADZANIE DO OBROTU Rejestracja i dopuszczenie do obrotu tylko przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych albo przez Komisję Europejską na podstawie wniosku zawierającego szczegółową dokumentację gwarantującą jakość, skuteczność i bezpieczeństwo stosowania. Prawo nie wymaga rejestracji ani szczegółowej dokumentacji gwarantującej jakość, skuteczność i bezpieczeństwo stosowania. Wystarczy powiadomić Główny Inspektorat Sanitarny i dostarczyć wzór opakowania przy wprowadzaniu produktu do sprzedaży. BEZPIECZEŃSTWO Ciągły nadzór i monitorowanie jakości przez inspekcję Brak ustawowego wymogu ciągłego monitorowania bezfarmaceutyczną, ponadto monitorowanie bezpieczeństwa pieczeństwa stosowania. stosowania przez lekarzy, farmaceutów i podmiot wprowadzający do obrotu. 12 3_2016 marzec Artykuł poglądowy Pewnym problemem jest co prawda brak tego natychmiastowego, wspaniałego efektu, ale przecież można kupić kolejne opakowanie, a po tygodniu jeszcze jedno… Kiedyś przecież ten cudowny specyfik zacznie pomagać. Nie da się ukryć, że jesteśmy bardzo podatni na sugestywne słowo lub obraz, więc zręcznie skonstruowana reklama przemawia do słuchacza i widza nie tylko w bezpośrednim odbiorze. Zostaje na naszych „twardych dyskach” i zaczyna żyć swoim życiem. Konstrukcja reklamy suplementu diety to wielka sztuka, ale też sztuka bardzo efektywna. Przeciętny zabiegany, nieuważny odbiorca słuchając jednym uchem i patrząc jednym okiem, widzi całe bloki reklamowe. Jako pierwsze reklamują się suplementy diety. Są kolorowe, miłe dla ucha i oka, okraszone właściwym podkładem muzycznym, bohaterowie filmików budzić mogą tylko pozytywne emocje, więc nie dostrzegamy, że gdy otwierają szafkę kuchenną, mają w niej tylko reklamowany specyfik i to od razu w liczbie pięciu opakowań. My tego nie dostrzegamy, ale nasz mózg – już tak! On już nazwę produktu „wpisał do swoich zasobów”. Ale to nie koniec sprytu twórców! Tuż za reklamą suplementów pojawia się reklama produktu leczniczego (co prawda tego wydawanego bez recepty), ale zakończona (zgodnie z wymogami prawa) ostrzeżeniem o możliwości wystąpienia działań ubocznych i konieczności konsultacji z lekarzem lub farmaceutą. Co zapamiętujemy? Jeden wieloskładnikowy blok produktów poprawiających stan zdrowia i bezpieczny (!), bo kończący się informacją o tym, że to lekarz lub farmaceuta zadbają w razie czego o nasze bezpieczeństwo. Tajemnicza zawartość suplementów Nie sprawdzamy dokładnego składu każdego zjadanego pierniczka czy batonika, nie sprawdzamy też wiarygodności podanego przez producenta składu suplementu diety. Co prawda sanepid może go kontrolować, ale w praktyce robi się to dopiero wtedy, gdy pojawiają się sygnały, że konkretny produkt zawiera substancje stanowiące zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka, np. zanieczyszczenia mikrobiologiczne lub metale ciężkie. Nad składem suplementów diety prowadzą wyrywkowo badania instytuty naukowe. A wyniki tych badań mogą naprawdę zaciekawić, bo chociaż suplementy nie są lekami, to 13 często zawierają istotne dla zdrowia substancje czynne i co ważne – w skoncentrowanej postaci. I tak w poddanych badaniom kupionych losowo produktach reklamowanych dla mężczyzn mających problemy z erekcją znaleziono kilka aktywnych farmakologicznie analogów strukturalnych sildenafilu o nieznanej toksyczności, a w suplementach kierowanych do osób walczących z nadwagą stwierdzono obecność pochodnych amfetaminy. Osoby chcące bez wysiłku zrzucić zbędne kilogramy z upodobaniem sięgają po dostępne ciągle na polskim rynku preparaty zawierające przęśl chińską (ephedra sinica), chociaż amerykańska agencja FDA badająca bezpieczeństwo tych preparatów wycofała je z obiegu już w 2007 roku. Są na rynku dostępne suplementy o działaniu przeczyszczającym zawierające glikozydy antrachinonowe mające wpływ na równowagę elektrolitową, które przy długotrwałym stosowaniu mogą działać kancerogennie. Wiele reklam podkreśla bezpieczeństwo produktu, które ma wynikać z tego, że preparat jest „całkowicie roślinny”. A przecież rośliny nie są obojętne dla zdrowia! Dla przykładu ekstrakt z ziela dziurawca obniża stężenie cyklosporyny we krwi, ma też negatywny wpływ na utrzymanie właściwego poziomu stężenia leków przeciwretrowirusowych czy niektórych przeciwnowotworowych i antydepresantów. Ekstrakt z miłorzębu w interakcji z warfaryną lub lekami z grupy NLPZ zwiększa ryzyko krwawień, a korzeń rzewienia i aloes powodują zwiększone wydalanie potasu, co ma pływ na działanie leków antyarytmicznych. Czy lubimy koncentraty? Okazuje się, że chyba tak i to nie tylko te pomidorowe, których jedną małą puszkę rozpuszczamy w wielkim garnku rosołu. Coraz częściej smakują nam te zawarte np. w małej kapsułce. Zwykła zielona herbata wykazuje wiele właściwości prozdrowotnych, zmniejszając w szczególności zagrożenie chorobami układu sercowo-naczyniowego i ułatwiając kontrolowanie wagi ciała. Ale już produkty przygotowane ze skoncentrowanego ekstraktu camelia sinensis istotnie zwiększając stężenie polifenoli, mogą uszkadzać komórki wątrobowe. Jedna kapsułka, o której czytamy, że zawiera m.in. wyciąg z zielonej herbaty, to odpowiednik około 5 filiżanek herbaty, a przecież są osoby, które „dla zdrowia” pochłaniają kilka takich 3_2016 marzec Artykuł poglądowy kapsułek dziennie. Z kolei jedna tabletka betakarotenu to ekwiwalent 5-6 kg marchwi, przy czym osoba, która dokona takiego zakupu, z pewnością nie poprzestanie na jednej tabletce! Raczej skorzysta z zamieszczonej w reklamie podpowiedzi, że większe opakowanie starczy na dłużej i bardziej się opłaca. Gdy już jesteśmy w posiadaniu odpowiednio dużego opakowania, zaczyna się szukanie uzasadnienia dla dłuższego stosowania specyfiku, by tak ważnego zakupu nie zmarnować. Powstaje pytanie, która wątroba to wytrzyma? Innym przykładem jest powszechne przyjmowanie przez kobiety w okresie pomenopauzalnym suplementów diety zawierających odpowiednio skoncentrowany wapń. Co prawda gospodarka wapniowo-fosforowa bez podaży wapnia kuleje, ale by ją odbudować, pierwiastek dostarczany z produktami spożywczymi powinien wchłaniać się stopniowo, bo taka jest droga fizjologiczna. Uwalnianie wapnia z tabletkowej formy mineralnej może natomiast powodować osadzanie się go na blaszkach miażdżycowych. Co z tym fantem zrobić? Przyjmowanie suplementów diety praktycznie bez ograniczeń stanowi niebezpieczeństwo dla zdrowia ogółu. Chodzi jednak o duży i bardzo mocny finansowo rynek, nad którym nie w pełni panują służby mające z założenia chronić nas przed własną nieodpowiedzialnością. Mogą zrobić zresztą tylko tyle, ile mieści się w ramach ich uprawnień. Ponieważ jednak sprawa coraz częściej przybiera groźny obrót, to mając na uwadze dobro konsumentów przy równocześnie dość mizernych możliwościach działania w pojedynkę, połączono siły Głównego Inspektoratu Sanitarnego i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jesienią 2015 roku do producentów i dystrybutorów suplementów diety wystosowano wspólny list odnoszący się przede wszystkim do rosnącej liczby kampanii reklamowych tej grupy produktów, a w szczególności do konieczności monitorowania rzetelności ich przekazu. Oczywiście bez reklam rynek suplementów diety nie może efektywnie funkcjonować, zatem niezwykle ważne jest, by zawarte w reklamach informacje przedstawiały stan faktyczny w zakresie składu i właściwości oraz możliwych działań ubocznych reklamowanego produktu. Autorzy listu zwracają ponadto uwagę nie 14 tylko na niewystarczający poziom wiedzy konsumentów dotyczący suplementów, ale na absolutne niedostrzeganie różnic między nimi a dostępnymi bez recepty lekami. Efektem mogą być poważne konsekwencje zdrowotne dla społeczeństwa. Odwołując się do obowiązujących przepisów prawa krajowego i unijnego, a także do kodeksu etyki Rady Reklamy przypomniano w liście, że reklama to działanie także objęte konkretnymi przepisami. Zgodnie z obowiązującym stanem prawnym: •reklama nie może wprowadzać w błąd czy wzbudzać lęku, •zabronione jest wykorzystywanie niewiedzy, nieświadomości, braku doświadczenia konsumentów, •reklamy suplementów diety nie mogą przypisywać im właściwości leczniczych, ponieważ są środkami spożywczymi, •zabronione jest sugerowanie w reklamie, że suplementy diety to remedium na liczne dolegliwości, gwarantujące osiągnięcie natychmiastowego efektu zdrowotnego. Autorzy listu oczekują weryfikacji wewnętrznych regulacji w zakresie treści i sposobu reklamowania, a także wdrożenia procedur dotyczących analizy ryzyka związanego z emisją tej grupy reklam, tak by nie dopuszczać do naruszenia przepisów prawa i dobrych obyczajów. Ze swojej strony Główny Inspektorat Sanitarny i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów planują przeprowadzenie wśród różnych grup konsumentów kampanii edukacyjnej ukierunkowanej na przekaz wiedzy dotyczącej suplementów diety. Należy zauważyć, że takie kampanie informacyjne są regularnie przeprowadzane przez wiele instytucji, ale ich zasięg nie może się równać z siłą przekazu sieci radiowych i TV. W środkach masowego przekazu można co prawda bez trudu znaleźć informacje dotyczące np. zgubnych efektów permanentnego przyjmowania przez ludzi preparatów wielowitaminowych, mogących mieć wpływ na blokowanie własnego systemu odpornościowego. Ale przekaz, że odporność budujemy głównie przez aktywność fizyczną, nie jest już tak atrakcyjny, chociaż dawno przecież udowodniono, że najlepszym lekiem dla człowieka bez względu na wiek jest właśnie aktywność fizyczna. Czy jej też się doczekamy w postaci suplementu diety? Alicja Barwicka, okulistka 3_2016 marzec Bez znieczulenia Pytanie do ministra zdrowia Dlaczego mój prywatny ból został znacjonalizowany przez NFZ? Małgorzata Zarachowicz Ból jest najbardziej destrukcyjnym czynnikiem w życiu codziennym. Boli ciało, cierpi dusza. Uporczywy ból źle uśmierzany staje się bólem przewlekłym; choćby czynnik wywołujący go ustąpił, to mózg niestety pamięta. Taki ból leczy się z trudem. Ból krótki acz niespodziewany podczas zabiegu budzi lęk przed ponowną taką sytuacją. Lęk jest tym większy, że ma się świadomość, iż nie da się tego uniknąć, mimo że jest możliwość: po prostu wystarczyłoby krótkie znieczulenie ogólne, nie miejscowe, ale... nie w Polsce. N ajpierw „opisy przyrody”, żeby wyjaśnić tytuł. W trakcie długotrwałej chemioterapii moje żyły uległy uszkodzeniu, bywało, że trzeba było wkłuwać wenflon 7 razy. Zaproponowano mi założenie portu – zabieg krótki, znieczulenie miejscowe, małe nacięcie na skórze pod obojczykiem. Zapytałam o znieczulenie pełne, bo miałam podświadomy lęk – procedury Narodowego Finansisty Zdrowia czegoś takiego nie przewidują, natomiast nie ma opcji „dokupienia” ponadstandardowego postępowania. Znalazłam się na sali operacyjnej. Operatorka, świetny fachowiec, wykonująca setki takich zabiegów, przystąpiła do działania. Na początku było spokojnie, potem się zaczęło. Spociłyśmy się obie – pani doktor za sprawą trudności miejscowych, jeden cewnik się uszkodził, mnie oblewał pot z bólu. Kłopot polegał na tym, że nie byłam w stanie mocno odgiąć głowy do tyłu, gdyż przeszkadza mi w tym konstrukcja wszczepiona do kręgosłupa na trzech poziomach z powodu dyskopatii – lekarka miała ograniczone pole manewru. Poza tym musiała się przebić przez liczne zrosty po trzech wcześniejszych operacjach, a druga strona szyi nie wchodziła w grę. Obie chciałyśmy rychłego końca „procedury”. 15 Po wszystkim pomyślałam, że mam po prostu pecha, bo podobno inni znoszą to bardzo dobrze. Czekałam już w oddziale na wypis i spotkałam kobietę, która miała ten sam zabieg tuż po mnie, więc zapytałam o wrażenia. Jej przeżycia również były bardzo przykre. Potem przyszła pora na usunięcie portu. Szłam (a raczej byłam wieziona, bo taka miłościwa procedura panuje) na salę operacyjną niczym na tortury. Tym razem było lepiej, ale mogłoby być zupełnie dobrze, gdybym miała znieczulenie ogólne. Na samą myśl o ewentualnej „powtórce z rozrywki” w przyszłości robi mi się słabo. Miałam wiele operacji, urodziłam dwoje dzieci, jestem dość wytrzymała na „boleści”, ale to zdarzenie zapamiętam na zawsze. T a sama kwestia znieczuleń do zabiegów dotyczy zresztą też np. kolonoskopii i gastroskopii. Owszem, NFZ je przewiduje, ale jedynie dla osób obciążonych chorobami przewlekłymi. Tak, NFZ wyprodukował nawet dłuuugą listę takich schorzeń, ale nie wszyscy je mają (na szczęście) i wtedy należą do grupy wykluczonych z komfortu zabiegu. Powszechnie wiadomo, jaką przyjemnością są te zabiegi. Jest bardzo niewiele osób, 3_2016 marzec Bez znieczulenia które nie lubią znieczuleń ogólnych, wolą obejrzeć na monitorze swoje wnętrze, ale to nie stanowi problemu – można odstąpić od znieczulenia, lecz dostąpić już nie we wszystkich przypadkach. O d dawna mówi się o konieczności skutecznego leczenia bólu. Powstała ogromna dziedzina medycyny w tym zakresie, dysponująca najróżniejszymi metodami. U nas ma ograniczenia. I tu dochodzimy do swoistej schizofrenii systemowej. W niepublicznej placówce wykonującej zabiegi „na kntrakcie” z NFZ pacjent może sobie sfinansować dodatkowe procedury – znieczulenie, lepsze soczewki itp. W publicznym zakładzie leczniczym (takie modne wyrażenie) nie ma takiej możliwości. Nie, bo nie; bo prawo nie zezwala. W efekcie część obywateli, pozostając na łasce NFZ, jest ubezwłasnowolniona. Nie zawsze bowiem jest możliwość wyrwania się ze szponów państwowego opiekuna, ponieważ nie wszystkie niepubliczne placówki mają w ofercie pełne leczenie, zwłaszcza onkologiczne. Nie jest możliwe, żeby pacjent będący w długotrwałym leczeniu „publicznym” wybrał sobie niektóre jego elementy w innym niepublicznym szpitalu czy pracowni. T u dygresja o bólu duszy – przykładem niemożność wykonania badań koniecznych przed podaniem kolejnej „chemii” w pobliżu własnego domu w dowolnym laboratorium; próbki muszą być pobrane w pracowni oddziału chemioterapii, bo inaczej za leczenie narodowy płatnik nie zapłaci. Jadą więc chorzy bladym świtem ze swoich odległych miast i siół do szpitala, oddają krew, czekają godzinami na „wyniki” i dopiero wtedy są kwalifikowani do chemioterapii lub odrzucani z powodu nieprawidłowych wyników badań (i mają dzień stracony, a nie są to ludzie w pełni sił, a wręcz przeciwnie). I w ten sposób ból prywatny podlega nacjonalizacji. Jest usankcjonowana złym prawem nierówność podmiotów publicznych i niepublicznych. Dlaczego? Nie pojmuję, dlaczego państwo polskie w osobach urzędników znęca się nad obywatelami. Dlaczego w systemie są bolesne „czarne dziury”, jak wyżej opisane? I jeszcze jedno pytanie. Który państwowy urzędowy „zawiadowca stacji Zdrowie” uniknąłby znieczulenia w podobnych sytuacjach? Który z nich czeka w kolejce na zabieg lub poradę tak, jak zwykły obywatel? Może warto takiego poznać. Małgorzata Zarachowicz specjalista medycyny rodzinnej autorka cyklu artykułów Lekarz pacjentem (GdL 1, 3, 6, 10/2012, 3/2013) opisujących jej zmagania z chorobą nowotworową 16 3_2016 marzec Fot. Michał Woldan Dylematy Lekarzu, nie zamieniaj mleka w wodę! Barbara Iwanik Według Raportu o stanie karmienia w Polsce w 2015 r. aż 97,7% kobiet rozpoczyna karmienie piersią tuż po narodzinach dziecka. Większość z nich deklaruje chęć karmienia piersią przez co najmniej rok (33% chce karmić rok, 22% ponad rok, 17% ponad dwa lata). Co takiego się dzieje, że już w czwartym miesiącu życia tylko ok. 32% niemowląt jest karmionych wyłącznie piersią, a w 6 miesiącu współczynnik ten spada do zaledwie kilku procent? Okazuje się, że brak wiedzy personelu medycznego sprzyja pochopnym decyzjom o przedwczesnym odstawieniu dzieci od piersi. Poprosiłam kobiety z mojego otoczenia, aby opowiedziały o problemach pojawiających się na linii karmiąca mama – personel medyczny. Włos jeży się na głowie! Z aczyna się niewinnie, jeszcze na porodówce. Niby wszyscy wiedzą, że mleko mamy jest najlepsze, jednak już w pierwszej dobie zasiewają w kobietach ziarnko niepewności. „Proszę powiedzieć, ile dziecko zjada”– pyta pediatra podczas obchodu, tak jakby piersi miały na sobie podziałkę z mililitrami... „O! Już jest spadek masy (fizjologiczny przecież!), jak córka nie nadrobi, to nie puścimy was do domu!”– mówi neonatolog z mądrą miną, przekonany, że od niego zależy, kiedy matka z dzieckiem zdecydują się opuścić szpital. „Oj, płacze ta pani dzidzia, chyba się nie najada”– kwituje położna nocny płacz noworodka (przecież każdy kto miał noworodka wie, że one są cichutkie jak baranki i całymi nocami leżą nieruchomo na muślinowym posłaniu, by nie przeszkadzać matce w relaksie). „Pani to chyba nie ma dość pokarmu, trzeba będzie podać butelkę”– słowa wypowiedziane mimochodem przez ordynatora widzącego, jak obolała po cesarskim cięciu mama próbuje przystawić synka do piersi. „Takie płaskie brodawki dziecku ciężko chwycić, to nie ma sensu”– wyrokuje oddziałowa „pani od laktacji”. Certyfikowane doradczynie laktacyjne pocieszają, że nie ma takich błędów popełnionych na oddziale położniczym, których nie dałoby się naprawić 17 po powrocie do domu. Jednak słowa ranią i pozostają na długo w pamięci. A co jeśli faktycznie coś ze mną nie tak, co jeśli nie jestem w stanie wykarmić własnego dziecka? – boją się niektóre młode mamy. Ledwo miną pierwsze wątpliwości i z pomocą wspierającego otoczenia uda się unormować laktację, ledwo młoda mama nauczy się czerpać radość z karmienia naturalnego, zaczyna się maraton pediatryczny. Znamy tą wyliczankę na pamięć: kolka, wysypka, alergia, szczepienia, gorączka... Okazji do słuchania złotych rad nie brakuje. I tak: z powodu trzech kropek na skórze dziecka można z radosnej mamy jedzącej czekoladę i czereśnie prosto z drzewa stać się niewolnicą ryżu i gotowanego królika. Z mamy śpiącej z dzieckiem w łóżku i karmiącej intuicyjnie, przez sen, można zostać mamą podającą na noc butelkę z mlekiem modyfikowanym, aby „wybić dziecku z głowy nocne pobudki” (cytuję pediatrę z doktoratem). Pewna puszysta pani doktor zarzekała się: „Nie ma czegoś takiego jak nocne karmienie. Człowiek nie potrzebuje jeść w nocy”. Jeśli jakimś cudem kobieta wytrwa, karmiąc wyłącznie piersią do końca szóstego miesiąca życia dziecka, nie czeka na nią złoty medal. Wprost przeciwnie! 3_2016 marzec Dylematy Wcześniej były rady, sugestie, nienachalne zalecenia dla młodej, zagubionej matki. Teraz zacznie się dopiero „jazda bez trzymanki”... Bo kto to widział karmić piersią takie duże dzieci?? Mają jeść zupki! przeciery! warzywa! A dwulatek przy piersi? Perwersja! Patologia! „Pani siedzi z dzieckiem w domu i chyba nie ma co robić, dlatego pani karmi. To jest normalne tylko w Afryce” – skwitował pewien doktor karmienie zgodne z zaleceniami WHO. Personel medyczny nie docenia psychologicznych korzyści płynących z karmienia piersią. „On tylko memła”, „Tam już nic nie leci”, „Zrobiła sobie z pani smoczek” – tak podsumowują chwile bliskości między matką a wystraszonym szczepieniem dzieckiem. Matki karmiące spotykają się również z odmową udzielenia pomocy lekarskiej. „Nie można leczyć się i karmić piersią. Córka ma już 9 miesięcy i to co najlepsze, już od pani dostała. Póki pani nie przestanie karmić, nic się nie poradzi”– usłyszała pewna mama od swojego lekarza rodzinnego. To i tak nic przy ostrych słowach ginekologa: „Bolesne współżycie? No cóż, jak chce być pani matką Polką i nadal pani karmi piersią, to nie ma się co dziwić”. Niektórzy mają też problem z liczeniem kalorii... „Pani doktor zakazała karmienia, mówiąc, że zagłodziłam przez nie swoje dziecko”. Wszystkich niedowiarków pragnę uświadomić, że mleko kobiece ma ok 3x więcej kalorii od gotowanej marchewki oraz nie ma mocy przemienienia się w wodę... Na stronie internetowej Ministerstwa Zdrowia (polskiego, nie afrykańskiego) możemy przeczytać, że: „Wyłączne karmienie piersią przez okres pierwszych 6 miesięcy życia dziecka jest najlepszym rozwiązaniem dla dziecka i celem, do którego należy dążyć, ale częściowe karmienie piersią, jak również krótszy czas karmienia piersią również są cenne. Żaden preparat zastępczy nie ma tak dobrego wpływu na rozwój dziecka, jak pokarm kobiecy, który jest najlepiej dopasowany do specyficznych potrzeb dziecka. Po wprowadzaniu pokarmów uzupełniających Europejskie Towarzystwo Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci ESPGHAN zaleca kontynuację 18 karmienia piersią tak długo, jak długo jest to pożądane przez matkę i dziecko. Takie postępowanie daje szansę na rozpoczęcie wprowadzania nowych pokarmów w żywieniu dziecka pod osłoną mleka matki.” To, jak długo kobieta będzie karmić piersią, jest jej prywatnym, życiowym wyborem. Skąd w nas, lekarzach potrzeba osądzania? Karmiąca mama 32-miesięcznej dziewczynki usłyszała w gabinecie: „To już jest patologia, droga pani”. „To jest obrzydliwe karmić piersią tak duże dziecko”. Podobne opinie wymykają się pediatrom, alergologom, dermatologom czy ginekologom. Czy to dlatego, że sami wracali do pracy, gdy ich dzieci miały po kilka miesięcy? Czy odstawiali swoje dzieci od piersi, by powrócić do nocnych dyżurów? A może nie dostali dość wsparcia i nie mogli w ogóle karmić w naturalny sposób? Wiem, jak trudno pogodzić karierę lekarza z macierzyństwem i jakich bolesnych wyborów dokonują moje koleżanki po fachu. Jednak apeluję, aby dać ludziom prawo do ich własnych decyzji... Zarówno do oddania niemowlęcia do żłobka by skończyć doktorat, jak i do zostania na czteroletnim urlopie wychowawczym by lepić z modeliny i tarzać się w liściach. Do karmienia piersią dwulatka na ławce w parku, jak i odstawienia roczniaka od piersi z powodu przemęczenia. Wszystkim specjalizującym się mamom lekarkom przypominam, że zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz opinią Ministerstwa Zdrowia okres szkolenia specjalizacyjnego ulega wydłużeniu o przerwy spowodowane zarówno urlopem macierzyńskim, jak i wychowawczym, oraz o sumę wykorzystanych godzinnych przerw w pracy przeznaczonych na karmienie piersią. Nie zapominajcie również, że w świetle przepisów kodeksu pracy nie można zmusić rodzica wychowującego dziecko do lat 4 do pracy w porze nocnej. Barbara Iwanik młodszy asystent na oddziale chemioterapii Za pomoc w przygotowaniu tekstu bardzo dziękuję dziewczynom z Grupy Wsparcia Laktacyjnego „Droga Mleczna” we Wrocławiu oraz wirtualnej społeczności „Kwartalnika Laktacyjnego”. Jesteście bardzo dzielne, że nadal karmicie, mimo tak krzywdzących i niepotrzebnych słów usłyszanych od ludzi, którzy powinni Was wspierać. B.I. 3_2016 marzec Na dyżurze, po dyżurze Denn wir fahren gegen Engeland. (Z wiersza propagandowego z okresu pierwszej wojny światowej). Bo płyniemy do Anglii (w znaczeniu również przeciwko). Wiersz miał służyć mobilizacji Niemców. Mnie płynąć, płynąć i płynąć. (Adam Mickiewicz) Medycyna i total immersion Rafał Stadryniak = @Grypa Na biurku rozdzwonił się telefon. Mimo że elektroniczny, cały podskakiwał jak na czarno-białych filmach. Chyba jest coś na rzeczy – pomyślał Nasz Doktor. – Zawsze jest na rzeczy, gdy dzwoni telefon, chyba że to pomyłka. To nie była pomyłka. Dzwonił kolega Motyl z POZ-u niesąsiadującego z placówką Doktora, a więc niekonkurencyjnego. Był bardzo podniecony, czego oznaki dało się rozpoznać nawet przez telefon. – Słuchaj, w naszej gminie będzie kurs pływacki metodą total immersion. Takie rybie pływanie! – To żaba jest już dépassé? – zdziwił się Nasz Doktor nieszczerze, gdyż od paru lat znajomi pływacy nie mówili o niczym innym niż o pływaniu bez wysiłku. – Zarządzam pilną zbiórkę na basenie. Stroje dowolne. To jest okazja, żeby coś zmienić w swoim pływaniu, a może i w życiu – zakończył górnolotnie. – Dzwonię powiadomić resztę chłopaków. Nasz Doktor z przyzwyczajenia wyrównał oddech i wykonał kilka ruchów pływackich. Nawiasem mówiąc, wykonywał je często między przyjęciami pacjentów, żeby nie wrosnąć w krzesło. Zdarzało się, że pacjent, który jeszcze nie nauczył się pukania, wchodził w trakcie rozgrzewki pływackiej. Zawsze to jakiś temat do rozmowy. Widocznie telefony spełniły swoje zadanie i ziarenko niepokoju i ciekawości wykiełkowało na basenie, bo spotkali się w komplecie. W męskim komplecie. Nieztych rej wodził w obcisłych pływackich legginsach i w czepku z wysztancowaną płetwą rekina. – To pomaga nawiązywać znajomości międzypłciowe – usprawiedliwiał się zupełnie niepotrzebnie. 19 – Wszystkie kobiety zlatują się jak piranie, żeby dotknąć i potrzymać takie cudo. Znaczy wabik – podsumował w myślach Nasz Doktor i postanowił zapamiętać tę lekcję. Luzik występował w workowatych wzorzystych bermudach, które jak zapewniał, są całkowicie chloroodporne i nie będą farbować. Za wszelkiego typu brudzenie i oddawanie moczu w wodzie groziły horrendalne kary. Kolega Motyl już był na miejscu i czekał na instruktora. – Wiecie coś więcej o tej metodzie pływania? – dopytywał się, żeby nie tracić czasu. – Chodzi o to, żeby mieć opływowe kształty i nie walczyć z wodą – informował Luzik, który poczytał trochę w internecie. – Żeby nie chlapać – uzupełnił Nieztych, patrząc znacząco na Motyla, który znany był w środowisku z wyjątkowo długiego języka. Zdarzało mu się nawet informować pacjentów, co który lekarz powiedział na ich temat, a to już nie było sympatyczne. – Woda przyjmie wszystko – dodał Nieztych, nie spuszczając wzroku z Motyla, który właśnie otrzymywał pierwsze instrukcje. – A my sobie popływajmy – poprawił płetwę rekina, w tym wypadku głowową i skierował się w największe skupisko pływających pań. – Idę siać zamęt – rzucił jeszcze znad wody i zanurkował. Nasz Doktor przyglądał się wysiłkom Motyla w wodzie. Jeszcze raz potwierdziło się stare powiedzenie, 3_2016 marzec Na dyżurze, po dyżurze że ciężko jest żyć lekko. W końcu nie wytrzymał i zaczął pomagać. – Przyj, przyj! – krzyczał z brzegu aż do utraty oddechu. Nauczył się tego okrzyku z amerykańskich seriali. Po pewnym czasie dołączyli się inni przypadkowi obserwatorzy i cały basen rozbrzmiewał dziarskim „przyj, przyj”. – To mój kolega – pochwalił się Nasz Doktor stojącej najbliżej nieznajomej. – Zuch chłopak. Na sześćdziesiąte urodziny zamierza wystartować w triathlonie. – A ile ma teraz? – Czterdzieści. – No to jeszcze trochę poćwiczy – stwierdziła nieznajoma. Spotkali się w kawiarence przy basenie . Wokół pełno napompowanych mięśniaków pogryzało wstydliwie batoniki energetyczne, popijając napojami izotonicznymi. Zupełnie jak schabowy i nasza stara poczciwa kroplówka – rozmarzył się Nasz Doktor. Tylko Nieztych gdzieś się zawieruszył. – Gorąca kawa plus naleśniki to jest to, co misie lubią najbardziej – ekscytował się Luzik, opychając się nieprzyzwoicie. – Trzeba uzupełniać kalorie. Wpadł zdyszany Motyl. – Wiecie, że gonił mnie zombie?! Szedł taki za mną, podrygiwał i głowę miał na jedną stronę. Już miałem go skasować kraulem zamachowym, ale okazało się, że to tylko woda w uchu. Osobiście pływam z zatyczkami, o tu są do nosa, a tu do ucha albo odwrotnie. Trochę się mylą. Motyl był lekko przygaszony. Pływanie na luzie wyraźnie go zmęczyło. – Chodzi o to, żeby się poddawać falom – zaczął relację z treningu. Jak na komendę wszyscy się odwrócili, ale na basenie nie było żadnych fal. Przez szklane ściany kawiarenki widać było jedynie Nieztycha, który kończył ratować kolejną niewiastę. – Ten to ma zdrowie – zastanawiał się Motyl. – A ze mnie woda wyciągnęła wszystkie siły. – Według mnie total immersion polega na tym, żeby nie zwracać uwagi na tych, którzy cię wyprzedzają, 20 tylko płynąć sobie spokojnie. To jest trudne – kontynuował Luzik. – Zwłaszcza jak cię dublują żabkarze. Nasz Doktor miał podobne przemyślenia. Prześladował go pływak w czerwonym czepku, który zawsze pojawiał się na sąsiednim torze. Nasz Doktor podejrzewał, że facet mieszka na basenie, albo jest to lokalny duch utopionego. Czerwony czepek ścigał się do upadłego. Wprost nie można było spokojnie popływać. A o pływaniu total immersion nie było mowy. Później okazało się, że to jest pacjent Naszego Doktora i że ma dokładnie takie same wrażenia… Ale to nie ja nosiłem czerwony czepek – pocieszał się Doktor, wspominając tamte zdarzenia. Dotarł wreszcie Nieztych, przyprowadzając parę oswojonych topielic. Oczywiście okazało się, że każda jest czyjąś pacjentką. – Dlatego lubię sobie popływać na obcych akwenach – zauważył szeptem Luzik. Metoda rybiego pływania była szeroko dyskutowana. Każdy miał coś do powiedzenia. Jedni zalecali wolne sekwencje ruchów, inni dowodzili skuteczności drilli treningowych i pracy z akcesoriami pływackimi. Wszyscy zgadzali się co do jednego. Nie ma żadnego wstydu w wolnym pływaniu. Padło nawet stwierdzenie, że zbytnie staranie się w wodzie tylko usztywnia. – Widzę głębokie analogie do medycyny – odezwał się filozoficznie Nieztych, gdy uratowane przez niego pacjentki już się oddaliły. – Nawiasem mówiąc, jedna powiedziała mi, że teraz to naprawdę ocaliłem jej życie. Wracając do medycyny, to darujmy sobie total immersion. Najlepiej od razu skoczyć na główkę na głęboką wodę. – A potem pieskiem do brzegu? – dopytywał się Luzik. – Nic nie rozumiecie, kolego pływaku. Płynięcie na luzie, swobodne oddychanie… Kto ma taki komfort w medycynie? – Ja wiem, ja wiem – zgłosił się do odpowiedzi Motyl. – Medyczne single w deficytowych dziedzinach. – Pytanie było retoryczne – z politowaniem popatrzył Nieztych. – Czyli nie odpowiadamy – wyjaśnił. – Czyli total immersion znaczy total inertia – podsumował Nasz Doktor. – A poza tym czas się zbierać. 3_2016 marzec Na dyżurze, po dyżurze – Ach, gdyby tak mieć taki mały basenik na dyżurze, żeby się trochę pochlapać – rozmarzył się Motyl. – Tylko nie pochlapać! – Nieztych spojrzał na niego karcąco. – Tylko nie pochlapać! Po pływaniu w stanie rozluźnienia Nasz Doktor miał bóle karku, Nieztycha nękała prywatnymi telefonami uratowana pacjentka, a Motyl złapał opryszczkę, taką na pół twarzy. Tylko Luzik nie odniósł żadnych obrażeń i wyraźnie złapał bakcyla basenowego. Okazało się, że bermudy jednak farbują, więc od razu kupił profesjonalny ubiór i mimo przestróg Nieztycha czepek z płetewką rekina. Nieztych dowodził, że panie uwielbiają być ratowane przez rekiny, ale i tak się to dobrze nie kończy – dodawał nieco zakłopotany. Kolega Motyl nie poprzestał na jednej lekcji. Zaczął jeździć na kursy organizowane przez guru tej metody. Od pewnego czasu skarży się, że prześladuje go pan w czerwonym czepku. Pytany o postępy w stylu motylkowym odpowiada niezmiennie, że zostawia sobie to na koniec, jak już skończy z żabą i kraulem. Rafał Stadryniak internista Fot. Mieczysław Knypl Fot. Mieczysław Knypl Wychodzili rozgrzani i przyjemnie zmęczeni . PS Na fali powszechnej fascynacji pływaniem Nasz Doktor postanowił rozruszać sportowo rodzinę. Pierwsza nawinęła się córka, ale nie dało rady. Zasłoniła się kobiecymi sprawami. Następnie padło na syna. – Chodźmy razem na basen – nęcił Nasz Doktor. – Nie idę – zakomunikował krótko Młody. – Ale dlaczego, pływanie jest zdrowe – Doktor doświadczał na własnej skórze, jak trudno zachwalać coś, na co druga strona nie ma ochoty. – Tam jest woda – brzmiała lakoniczna odpowiedź. – Nie ma żadnej wody – chytrze negocjował Doktor, ale Młody nie dał się złamać. Pozostało kupienie czepka z wypustkami i szukanie towarzystwa na basenie. R.S. Nowości Zmiany mikroskopowe u osób z atrezją przełyku Pomimo postępu w diagnozowaniu i leczeniu osób z atrezją przełyku nierozwiązanym zagadnieniem pozostają problemy związane z motoryką tego organu. W doniesieniu Ultrastructural Changes of the Smooth Muscle in Esophageal Atresia dr M.M. Al-Shraim i wsp. opisują zmiany histologiczne, jakie stwierdzono w biopsjach 23 osób z atrezją przełyku, pobranych z dolnego odcinka. Badanie histopatologiczne wykazało zniekształcenie w obrębie warstwy mięśniówki gładkiej i odkładanie obfitej ilości tkanki włóknistej pomiędzy komórkami mięśni gładkich. W obrazie z mikroskopu elektronowego komórki mięśniówki gładkiej wykazywały utratę adhezji międzykomórkowej (przylegania), wakuolizację mitochondriów, tworzenie tzw. figur mielinowych (są to struktury pochodzące z uszkodzonych błon komórkowych), apoptozę i fragmentację. Stwierdzano też wypustki plazmatyczne wokół sąsiednich włókiem kolagenowych oraz degradację tych włókien. Zmiany te przyczyniają się do nieprawidłowej motoryki u osób z atrezją przełyku. (K.K.) Źródło: http://www.tandfonline.com/doi/abs/10.3109/01913123.2015.1066913?journalCode=iusp20 21 3_2016 marzec Trochę kultury Higiena osobista mile widziana Jagoda Czurak W ogrodzie botanicznym zakwitł oczar wirginijski. Kwiaty tego krzewu zwiastują wiosnę, zanim prymulki i przebiśniegi zaczną cieszyć nasz wzrok w lesie czy ogródku. Niedługo będzie więcej słońca, będzie cieplej i zaczniemy myśleć o wiosennych porządkach. Trzeba zdążyć przed Wielkanocą z przygotowaniem ciała i duszy na to święto. Do utrzymania osobistej higieny trzeba niewiele. Historia przedmiotów i akcesoriów, które temu służą, jest zajmująca. Mydło Mydło zawdzięczamy Fenicjanom. Już w I w. n.e. ludy zamieszkujące południową Europę nauczyły się produkować kruche grudki z wywaru roślin wydzielających pianę (mydłownik, zawstydlina czy mydłodrzew) i zwierzęcego tłuszczu. Przemysł mydlarski rozwinął się w Marsylii, Genui i Wenecji oraz w Hiszpanii. W XIV wieku w Płocku działali mydlarze, a w wieku XV Maciej z Nowego Sącza produkował mydła doskonałej jakości. Mydło trafiło do literatury polskiej za sprawą Mikołaja Reja, który napisał: „w łaźni gorzałeczką a barskiem mydełkiem grzbiet nacierają”. Jednak był to drogi produkt. Potrzeba duchowej czystości i przekonanie, że dbanie o higienę ciała służy nieczystym nomen omen siłom, powszechne po 1500 roku, sprawiło, że zarówno ci z dworu panującego, jak i kmiotkowie nie myli się. Do XIX wieku smród (nie bójmy się tego słowa) był w Europie powszechny. Przełom w produkcji mydła i obniżenie kosztów jego wytwarzania zawdzięczamy 22 Michelowi Eugène’owi Chevreulowi, francuskiemu chemikowi (żył 102 lata, jego nazwisko wyryto na wieży Eiffla wraz z 71 nazwiskami naukowców i inżynierów). Era kolorowych pachnących mydeł z zatopionymi roślinami, o wymyślnych kształtach, nastała w II połowie XX wieku. Ja najbardziej zapamiętałam zapach mandarynkowego półprzezroczystego mydełka, które przywoziłam z Budapesztu. Grzebień Pierwszym grzebieniem był kręgosłup ryby. W epoce brązu zaczęto wyrabiać grzebienie z rogu, kości zwierzęcych, z drewna. W grobowcach na terenie Azji Mniejszej znaleziono grzebienie Grzebień wzorowany na staroegipski – pamiątka turystyczna z kości słoniowej, z ornamentami, noszące inicjały lub imiona właścicieli. Starożytne greckie elegantki potrzebowały przedmiotów do upinania fryzur – powstały zatem grzebienie ozdobne, będące dziełami sztuki. W średniowieczu na grzebieniach do czesania pojawiają się religijne ornamenty, napisy memento mori (co miało przypominać, że uroda jest doczesna). W XVI wieku – zdobienia 3_2016 marzec Trochę kultury w kształcie ptaszków, kwiatów, figur geometrycznych. Na ziemiach polskich kościanych grzebieni zaczęto używać już w I wieku. Piękne grzebienie z IX i X wieku w oprawkach, składane jak scyzoryk, misternie zdobione, wykopano w Gdańsku. W Europie eksperymentowano z materiałem do produkcji, czasem uzyskując niezamierzony efekt – wytwarzane w XVI wieku ołowiane grzebienie, które miały uśmierzać bóle głowy, przyciemniały włosy. Powszechnie noszone na dworach od XVII w. peruki wymagały specjalnych przyborów do czesania, które panowie mieli zawsze przy sobie. W XVIII wieku, gdy panie zaczęły upinać włosy w fantazyjne kompozycje przestrzenne, pojawiły się cudeńka wygięte półkoliście z rogu, srebra, mosiądzu, obficie zdobione. Kauczuk próbował bez skutku wyprzeć róg jako surowiec do produkcji grzebieni. Tworzywa sztuczne upowszechniły się w XX wieku i z takiego materiału są produkowane współczesne grzebienie. Lustro Pierwszym lustrem była tafla wody. Przenośne lusterka, bardzo niedoskonale odbijające twarz, powstały w epoce brązu. Wypolerowane kawałki miedzi lub brązu, oprawione w ramki, około pięć tysięcy lat temu trafiły z Egiptu do Grecji. Tu udoskonaleniem kształtu części odbijającej twarz patrzącego, ramek, ale też futerałów do przechowywania (by chronić przed matowieniem) zajęli się rzemieślnicy. Rzymianie wytwarzali srebrne i złote lusterka w kształcie kwadratów i prostokątów, oprawiając je w ramki wysadzane drogimi kamieniami. Powstanie szklanego lustra (był to skrawek kuli pociągnięty metalem) przypisuje się fenickiemu szklarzowi. Koszt wytwarzania był zbyt wysoki, by mogły upowszechnić się jako podręczne przedmioty. Szklarze z Murano w XVI w. zaczęli oferować tzw. lustra weneckie. Za zdradę tajemnicy ich produkcji groziły wysokie kary. Zaczęły one zyskiwać popularność w Europie, a w końcu XVII wieku produkcję luster (składanych z małych kwadratów lub będących jednym kawałkiem) podejmują rzemieślnicy we Francji, Niemczech i w Polsce. Na wielkie ścienne lustra stać było tylko królów. Stąd lustrzane salony np. w Wersalu budziły podziw. Lusterka zasłaniane kurtynką, żeby się nie „wypatrzyły”, przechodziły 23 z matki na córkę. W XVIII wieku do powszechnego użytku wchodzą zwierciadła ścienne. Jest to przedmiot niezbędny pod każdą szerokością geograficzną. Scena z drzeworytu japońskiego autorstwa Keisai Eisena z serii Piękne kobiety przy Tokkaido powstała w latach 18401842. Można podziwiać nie tylko kunsztownie upiętą fryzurę pięknisi, ale też sposób trzymania lusterka (jak ona to zrobiła?). Podręczne lustra stały się wygodnym prezentem, który można było podarować kobiecie. Ale i mężczyźni zainteresowali się małymi lusterkami, dyskretnie ukrywając je w tabakierach. W lustrze w wieczór świętego Andrzeja niezamężna kobieta mogła ujrzeć twarz przyszłego męża. Najsłynniejsze w Polsce lustro (z metalu) wisi w zakrystii kościoła w Węgrowie. W nim 3_2016 marzec http://www.wilanow-palac.pl/zwierciadlo_twardowskiego_w_wegrowie.html Trochę kultury mistrz Twardowski na życzenie zrozpaczonego Zygmunta Augusta ukazał ducha Barbary Radziwiłłówny. Łaciński napis na ramie można przetłumaczyć jako: Twardowski pokazywał w tym zwierciadle czarnoksięskie sztuki. Ale te sztuki godził z boską czcią. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku na jarmarkach i bazarach w całej Polsce można było kupić okrągłe lusterka kieszonkowe, które z drugiej strony miały reprodukcję fotografii Belmonda, Delona, B.B., C.C. czy Beaty Tyszkiewicz. Z lustrem związane są przesądy. Człowiek pierwotny uważał swoje odbicie za obraz lub siedlisko duszy. Stąd zapewne powstało mniemanie, że stłuczenie lusterka przynosi siedem lat nieszczęść, gdyż może uszkodzić ludzką duszę zawartą w jego głębi. Lustro występuje w literaturze – stanowi ważny przedmiot przenoszący Alicję do innego świata w opowieści Lewisa Carrolla. w Magdeburgu wydano rozporządzenie nakazujące, by szlachta nosiła chusteczki o wartości poniżej półtora talara, mieszczanie – pół talara, a służba – pół florena. Zwyczaj zdobienia koronką lub dyskretnym haftem batystowych damskich chusteczek przetrwał w Polsce do lat 70. XX wieku. Z czasem ozdoby znikają, chusteczki maleją. Zaczynają służyć mężczyznom np. jako dowód przychylności kobiecie – ofiarodawczyni, noszony przy kapeluszu w epoce elżbietańskiej. Dalekie echo tej funkcji było żywe jeszcze w moich czasach przedszkolnych (w piosence Mam chusteczkę haftowaną). Perfumowaną chusteczką starano się zabić woń potu. Do XVIII wieku chustka jest ozdobą. Ale gdy zaczęto powszechnie zażywać tabaki, sporej wielkości kawałek materiału staje się niezbędny i znajduje niejedno zastosowanie. Jak zanotował ks. Jędrzej Kitowicz w opisie libacji na szlacheckim dworze Komu nie dostało serwety, zasłaniał się chustką od nosa, choć czasem utabaczoną. Eleganci dumnie nosili chustkę tak, by jej rogi były widoczne. A później, w latach dwudziestych XX w. pojawiły się jednorazowe chusteczki papierowe i z czasem zastąpiły te z materiału. Są wzorzyste lub gładkie, czasem perfumowane. Dziś już chyba prawie nikt nie trudzi się praniem chusteczek z materiału, prawie nikt takich nie używa do wycierania nosa. Jednorazowe chustki mają Chusteczki własnoręcznie ozdobione przez autorkę w 1970 roku Chustka do nosa Zanim chustką zaczęto wycierać nos, kawałek materiału mający moc odczyniania uroków, leczenia chorych na umyśle czy zabijania złych zamiarów noszono na szyi (w Egipcie). Maurowie dawali chusteczkę na znak miłości i przyjaźni. Grecy nosili chusteczkę, by zająć nią dłonie podczas konwersacji. Czasem ukradkiem podnoszono ją do nosa. Za czasów cesarza Aureliana (270-275 r. n.e.) widzowie przy wejściu do teatru otrzymywali chustki, by machając nimi witać osoby wysokiej rangi. Chęć dekorowania przedmiotów używanych przez człowieka dosięgła również chustki. Francuska wytworna chusteczka, haftowana złotem i srebrem, ozdobiona perłami lub diamencikami staje się kosztownym – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – gadżetem. Jest przekazywana testamentem. By położyć kres „rozpasanej” modzie zdobienia w 1583 r. 24 3_2016 marzec Trochę kultury wadę. Trudno na nich zawiązać supełek przypominający, by nie zapomnieć o czymś ważnym. Te funkcje chustki do nosa przejął… telefon komórkowy. A komu zawdzięczamy ostateczny kształt chusteczek? Król Ludwik XIV dekretem z 2 stycznia 1685 r. nakazał, by wszystkie chusteczki miały kształt kwadratu. Historyczne funkcje chustek zostały zachowane w niektórych językach. Taschentuch (chustka kieszonkowa), handkerchief (chustka ręczna). Właściwe przeznaczenie odzwierciedla nazwa w języku rosyjskim (nosowoj płatok). No i po polsku. prostopadle do uchwytu. Elementem czyszczącym była sproszkowana fasolka mydlana. W krajach arabskich korzeń drzewa arakowego był stosowany do pielęgnacji jamy ustnej i zębów. Japońskie drzeworyty, podobnie jak greckie wazy, przedstawiają m.in. codzienne czynności mieszkańców Wysp. Scena przedstawia praktyczne użycie patyczka przerobionego za dwustronną szczoteczkę (Utagawa Kuniyoshi, 1845 r.). W Indiach do dziś biedni ludzie stosują do tego celu spreparowaną gałązkę drzewa miodli indyjskiej (neem). Ale w dużych indyjskich miastach „europejskie” akcesoria są popularne. Zarówno Szczoteczka do zębów Do utrzymania higieny jamy ustnej używano nici lnianych, ości rybich, patyczków. Szczoteczkę w postaci takiej, jaką znamy dzisiaj, wynaleziono prawdopodobnie na przełomie VIII i IX w. n.e.… oczywiście w Chinach, kolebce wielu wynalazków. Pędy roślin osadzono Sfotografowane w Varanasi arabski miswak, jak i gałązka neem z uwagi na właściwości antybakteryjne skutecznie czyściły zęby, stanowiąc trzy w jednym (szczoteczka plus pasta do zębów plus 25 3_2016 marzec Trochę kultury nić dentystyczna). Dieta uboga w produkty z małą zawartością cukru, mało przetworzone, sprawiała, że te patyczki były naturalnymi i skutecznymi sposobami utrzymania higieny. Przypuszcza się, że w XVII w. zaczęto importować do Europy chińskie luksusowe szczoteczki do zębów z naturalnego włosia i z bogato zdobionymi rączkami. I znów w historii przedmiotów służących utrzymaniu higieny pojawia się Francuz. Pierre Fucharre, lekarz, zastosował w szczoteczce końskie włosie, które było i miękkie, i elastyczne. Pierwszy patent na wytwarzanie szczoteczki przyznano w 1857 roku. Nylonowe „włosie” zastąpiło naturalne w latach czterdziestych XX w. A w drugiej połowie ubiegłego wieku pojawiły się elektryczne szczoteczki do zębów. Szczoteczka do zębów może dostać drugie życie. Poradniki dla kobiet polecają stosować ten przedmiot do czyszczenia np. fug. Mydło się wymydli, grzebień złamie, lusterko zmatowieje, a szczoteczka – ciągle użyteczna! Tę część rozważań o historii codziennych przedmiotów do utrzymania higieny kończę fotografią przedstawiającą naturalne mydło antyalergiczne produkowane w Tybecie, własnoręcznie wykonaną (nieużywaną :)) szczoteczkę z drewna neem oraz podróżną tubkę pasty do zębów, którą otrzymałam w wagonie chińskich kolei. Cdn. Tekst i zdjęcia Jagoda Czurak ekonomistka z rodziny lekarskiej Luty 2016 Korzystałam z opracowania W. Kopalińskiego Opowieści o rzeczach powszednich i M. Ziółkowskiej Skąd my to znamy. Reprodukcje drzeworytów sfotografowałam z katalogu wystawy w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, 2013 r. Nowości BMI fałszywym wskaźnikiem zdrowia? Amerykańskie przekonanie o równości wszystkich ludzi musiało leżeć u podstaw powołania The United States Equal Employment Opportunity Commission oraz badań podjętych przez tę komisję. Wyniki omówili A.J. Tomiyama i wsp. w doniesieniu Misclassification of cardiometabolic health when using body mass index categories in NHANES 2005–2012 opublikowanym w „Nature”. Jednym z kryteriów ceny polisy ubezpieczeniowej w Stanach Zjednoczonych 26 jest wskaźnik BMI (body mass index). Osoby z większym BMI, o co w USA nietrudno, ponoszą koszty wyższe nawet o 30% w porównaniu z osobami z prawidłowym lub niskim BMI. Czy istotnie ich stan zdrowia jest na tyle gorszy, że uzasadniona jest wyższa cena polisy? Przebadano 40 420 osób w wieku powyżej 18 lat w ramach National Health and Nutrition Examination Survey (NHANES). Oceniano poziom glukozy, trójglicerydów, cholesterolu, insulinooporność i CRP. Okazało się że u blisko 50% osób z nadwagą, 29% z otyłością i nawet u 16% z otyłością II/III stopnia wskaźniki mieściły się w granicach normy. Autorzy obliczają, że na podstawie wskaźnika BMI aż prawie 75 mln Amerykanów jest klasyfikowanych jako „niezdrowi metabolicznie” i muszą ponosić większe koszty ubezpieczenia. Proponuje się opracowanie dokładniejszych wskaźników oceny stanu metabolicznego. Źródło: http://www.nature.com/ijo/journal/ vaop/naam/pdf/ijo201617a.pdf 3_2016 marzec Bonjour la France! Idę do dentysty Katarzyna Kowalska Poznawszy dość gruntownie paryską opiekę pediatryczną, zarówno ambulatoryjną, jak i szpitalną, poszerzyłam obszar zainteresowań o stomatologię. W ramach badań terenowych odwiedziłam dwa gabinety w 16. dzielnicy Paryża. Do pierwszego trafiłam poniekąd z przypadku, bo był najbliżej, drugi gabinet wybrałam w sposób celowany, pod kątem planowanego leczenia endodontycznego. W poczekalni Oba gabinety bardzo nowoczesne i eleganckie. W obu poczekalniach pacjenci mogą oglądać telewizję. W poczekalni pierwszego gabinetu było dodatkowo akwarium z rybkami, co nieco mnie zdziwiło. Jednak bardziej byłam zdziwiona brakiem szatni lub przynajmniej wieszaka na płaszcze. Zaczęłam więc zaglądać do szaf w nadziei znalezienia ukrytego wieszaka (nikogo w recepcji nie było, stąd moje zuchwałe zachowanie ;-)), ale znajdował sie tam tylko migający diodami sprzęt elektryczno-elektroniczno-telefonicznointernetowy. Gdy pojawiła się asystentka, żeby odebrać telefon, wskazałam na kurtkę z pytającym wyrazem twarzy, na co ona tylko pokiwała głową, że OK, OK. ;-) Rozsiadłam się więc z kurtką w poczekalni, podobnie jak inni pacjenci. 27 Gabinet standardowy W pierwszej z odwiedzonych placówek przyjmuje troje dentystów. Do gabinetu zaprasza lekarz. Przy pierwszej wizycie otwiera w komputerze kartę pacjenta, wpisuje podstawowe dane, nazwiska lekarzy prowadzących, przyczynę wizyty, informacje o ewentualnych alergiach. Wyposażenie gabinetu jest nowoczesne. Fotel umożliwia ułożenie pacjenta w pozycji horyzontalnej, a na suficie wisi telewizor! Dentysta robi najpierw bilan complet, czyli przegląd wszystkich zębów. Potem w razie potrzeby idzie się do innego pomieszczenia na rtg. Sprzęt do prześwietlania też nowoczesny i skomputeryzowany. Po prześwietleniu wraca się do gabinetu lekarza i tam razem na monitorze ogląda się zdjęcie – lekarz opowiada, co widzi. Potem jeszcze na fotelu miałam dorobione dwa pojedyncze rtg 3_2016 marzec Bonjour la France! zębów (lekarz wszystko ustawia, wkłada do jamy ustnej płytkę z kliszą, którą trzeba trzymać palcem, wychodzi z gabinetu i zdalnie uruchamia aparat). Na zakończenie wizyty dostałam receptę na antybiotyk, płyn do płukania, paracetamol. Pani doktor nie pamiętała, jakie leki przeciwbólowe są dozwolone przy karmieniu piersią i konsultowała się z dr. Googlem. ;-) Płatność za wizytę przyjmuje lekarz i po zainkasowaniu godziwego honorarium odprowadza pacjenta do wyjścia. Wyższa półka stomatologiczna W drugim gabinecie była bardziej profesjonalna recepcja, bo cały czas w niej ktoś dyżurował, a nie tylko z doskoku załatwiał sprawy. Podobnie jak w pierwszym gabinecie nie było szatni ani wieszaka na płaszcze. W poczekalni też TV, ale bez dźwięku. W tle muzyka. Pacjenci to zamożni z wyglądu starsi mieszkańcy 16. dzielnicy. W pierwszym gabinecie klientela była bardziej zróżnicowana pod względem wieku: młoda kobieta, starszy pan w skórzanej kurtce, no i ja. Z poczekalni do gabinetu wywołuje asystentka dentystyczna, która od razu mnie zaprowadziła na rtg, po ichniemu scanner. Może to była tomografia? Sprzęt wyglądał podobnie do rtg z pierwszego gabinetu, ale wykonywał więcej okrążeń nad moją głową. 28 W recepcji zapłaciłam za wykonane prześwietlenie. Potem asystentka zaprowadziła mnie do gabinetu, gdzie czekał lekarz i na komputerze pokazał obraz z prześwietlenia. Na ekranie były cztery okienka z różnymi ujęciami. Jedno z nich było przestrzenną wizualizacją szczęk i zębów (wyglądało trochę jak usg 3d), pozostałe okienka to różne perspektywy prześwietlanej okolicy. Lekarz może obraz w każdym z tych okienek modyfikować – przekręcać w różnych osiach i zmieniać podobnie jak na usg parametry wyświetlania. Długo i wyczerpująco opowiadał o jednym zębie. Tradycyjnych oględzin jamy ustnej na tej wizycie nie było. Na koniec lekarz przedstawił ofertę leczenia i umówił na wizytę, na której odbędzie się uzdrawianie mojego zęba. Dał mi też swoją wizytówkę, żebym się mogła z nim skontaktować w sprawach związanych z ofertą – odniosłam wrażenie, że jest elastyczny co do wszystkich jej składowych (poza końcową ceną oczywiście ;)). Ciąg dalszy jeszcze nie nastąpił. Tekst i zdjęcia Katarzyna Kowalska PS – A co z kurtką? – zapyta dociekliwy czytelnik. – Ano, ciągałam ją ze sobą i rzucałam, gdzie popadnie. Może na następną wizytę wybiorę się z młotkiem i gwoździami? 3_2016 marzec Bonjour la France! Hipertensjolog w Paryżu Krystyna Knypl Paryż odwiedzałam kilkakrotnie, za każdym razem z innym zadaniem do wykonania. Po raz pierwszy pojechałam do stolicy Francji w 1997 roku razem z mężem i córką z okazji jej 16. urodzin (http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/bonjour-la-france/277-debiut-w-paryzu). Drugi pobyt w tym mieście miał charakter naukowy. Znając drogę, postanowiłam pokazać Paryż od strony naukowej młodszym koleżankom, które pod moim kierunkiem napisały prace zakwalifikowane do prezentacji na kongresie European Society of Hypertension w 2004 roku. P o latach dochodzę do wniosku, że trzeba kilka razy przybyć do jakiegoś miejsca, aby zauważyć nietypowy, ciekawy szczegół. Na przykład na paryskie dachy zwróciłam uwagę dopiero za ósmym pobytem w tym mieście, choć są one bardzo charakterystyczne. Paryskie dachy były uwieczniane przez malarzy, 29 fotografów i filmowców. Co więcej, czynione są starania, aby cynkowe szare dachy trafiły na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Kongresy European Society of Hypertension w pierwszych latach aktywności tego towarzystwa naukowego miały bardzo malowniczą oprawę, odbywały się 3_2016 marzec Bonjour la France! W Mediolanie bowiem na terenie uniwersytetu mediolańskiego. Miałam okazję uczestniczyć w takim kongresie w 1999 roku. W 2003 roku po raz pierwszy zorganizowano kongres ESH poza murami uniwersytetu, w mediolańskim centrum kongresowym. Od tej pory kongres stracił dużo na urodzie, stał się jednym z wielu imprez organizowanych w bezimiennych centrach na obrzeżach miast, wyłożonych kilometrami szarej wykładziny, po której przebiegają zdyszani uczestnicy zmierzający z jednej sali do drugiej. W 2004 roku kongres European Society of Hypertension zorganizowano w Paryżu. Dla mnie był ten wyjazd o tyle interesujący, że miałam pod opieką dwie młode koleżanki, z którymi prezentowałam postery na kongresie. W roli mentorki hipertensjologicznej debiutowałam wcześniej, w 2003 roku, kiedy to jeden z młodszych kolegów wykonał pracę pod moim kierunkiem i otrzymał travel grant ESH dla młodych badaczy na kongres do Goeteborga. Niestety badaczy z starszym peselem organizatorzy kongresów nie wspierali i trzeba było wyasygnować własne fundusze na wyjazd. Długo szukałyśmy odpowiedniego cenowo hotelu, co jak wiadomo jest poważnym wyzwaniem dla turysty przyjeżdżającego nad Sekwanę. Wybraliśmy trzygwiazdkowy hotel, z którego było blisko do linii autobusowej na lotnisko, ale dość daleko do centrum kongresowego. Mówi się trudno! Był to klasyczny paryski tani hotel. Na czym polega klasyka? W mikroskopijnej przestrzeni windy panoszyła się oczywiście popielniczka, tak że na gości hotelowych i ich walizki prawie nie starczało miejsca. Z kolei wyjście spod prysznica bez wdepnięcia prosto w klozet wymagało cyrkowych 30 umiejętności. W hotelu trwał cały czas remont, obcojęzyczni robotnicy wesoło nawoływali się na wszystkich piętrach. Obrazu multi-kulti dopełniał personel pracujący w sali śniadaniowej. Podczas tego pobytu poznałam sieć sklepów Ed, a stało się to dzięki kelnerce z hotelu, mówiącej po rosyjsku, która na pytanie gdzie można zrobić zakupy spożywcze, powiedziała iditie do Jeda, tam budiet dieszewle. Gdy widzę ten szyld, to zawsze przypomina mi się otrzymana rada i wspomniana kelnerka, sympatyczna i pomocna, obficie serwująca nam kawę podczas śniadania. Nazwa Ed nie pochodzi jednak od imienia Edward, jak prawdopodobnie sądziła kelnerka, lecz od Europa Discount należącego do sieci Carrefour. W 2006 roku podsieć Ed przeszła w ręce hiszpańskie i zmieniła nazwę na DIA (od hiszp. Distribuidora Internacional de Alimentación). Mając w pamięci uroczyste otwarcia kongresu ESH w Mediolanie, ciekawa byłam bardzo, jak to będzie w Paryżu, stolicy wykwintnej gastronomii i wielkich tradycji kulinarnych. Uroczystość jak uroczystość, ale mizeria cateringu ścinała z nóg, cóż, wszyscy lubią na czymś oszczędzić… W stolicy wyPrzed centrum kwintnej kuchni padło na kongresowym w Paryżu jedzenie… 3_2016 marzec Bonjour la France! palenia przez niego papierosów i dmuchania dymem gościom w nos. ;(( Gdy znoszący te ekstrawagancje proszą o przechowanie bagażu, w hotelu z atmosferą cozy spotyka ich odmowa. Takie to było cozy w paryskim wydaniu przed laty. Co się zmieniło? Paryżanie nadal palą papierosy, ale wychodzą na zewnątrz. Po 12 latach hipertensjolodzy powracają nad Sekwanę. W dniach 10-13 czerwca 2016 r. odbędzie się już 26. z kolei kongres European Society of Hypertension (http://www.esh2016.org/). Ja także powracam... Tekst i zdjęcia Krystyna Knypl Dyplom uczestnictwa Podczas tego pobytu też poznałam znaczenie pojęcia cozy w odniesieniu do hotelarstwa. Oznacza to prawo właściciela do trzymania papugi w recepcji, Nietypowe spojrzenie na Wieżę Eiffla (poniżej) i typowe (obok) 31 3_2016 marzec Druga kariera Jak aplikować na europejskie salony? Krystyna Knypl Wygrywanie i zwyciężanie wymaga zaistnienia kilku warunków. Po pierwsze musi być możliwość gry, po drugie możliwość uczestnictwa w grze, po trzecie motywacja do grania. A by zagrać, trzeba zgłosić swoje uczestnictwo według określonych zasad, wypełnić różne dokumenty, rubryki, napisać życiorys, pochwalić się dyplomami, zainteresowaniami. Praca nad tymi dokumentami jest ciekawym zadaniem dla osoby urodzonej w poprzedniej epoce i przez całe życie wdrażanej do pisania głównie historii chorób i recept. Któregoś dnia okazuje się, że te umiejętności nie wystarczają i trzeba zmierzyć się na przykład z pisaniem życiorysu po nowemu. Do tej pory znałam tylko model życiorysu à la PRL z jego optymalna formą urodziłam się w rodzinie robotniczo-chłopskiej (w moim wypadku właściwym określeniem jest w rodzinie nauczycielskiej). Podpytałam światowych kolegów, jak pisze się taki życiorys, kupiłam książki w stylu Jak szybko olśnić każdego i oddałam się lekturze. Po paru dniach miałam ogólne pojęcie o tym, jak powinien mój życiorys wyglądać. Zaangażowałam do pomocy wyedukowaną już dobrze w języku angielskim córkę (moja głębsza edukacja w tym języku była jeszcze przed mną!) i przystąpiłam do dzieła. Wybór asystentki był trafny, bo zaproponowała mi ona, abym w rubryce hobby poza operą (którą się wówczas interesowałam) wpisać kultura żydowska. Pisząc to nie wiedziałam, że podczas pobytu w Budapeszcie w 1998 r. będzie się mną opiekował węgierski Żyd. Szlifując kolejne edycje życiorysu, dopracowałam się wersji na kraj z hobby opera i na zagranicę z hobby opera i kultura żydowska. Spoglądając na pamiątkowy dyplom potwierdzający udział budapeszteńskiej konferencji, dopiero po latach zauważyłam umieszczoną na nim informację, że konferencja była „co-sponsored by US Agency for International Development” i pewnie z tego powodu musiałam pisać moje CV po angielsku. Po raz drugi zagadnienie pisania życiorysu w formie oczekiwanej przez oceniających dokumentację pojawiło się w 2015 roku. Aplikowałam do fotograficznej 32 nagrody Henri Cartier-Bresson Foundation. Napisałam kolejną wersję CV i dałam do oceny mojej Znakomitej Asystentce. Przeczytała i z wdziękiem pokręciła nosem: – Wiesz, Mima*, on musi być taki bardziej twist! – Jaki??? – zapytałam wielce zdziwiona. – No, twist! – odpowiedziało dziecko – Ale co masz na myśli??? – dopytywała matka, urodzona w minionej epoce. – No taki bardziej zakręcony – oznajmiła. – No wiesz, taki jak w kolorowych czasopismach. Z jękiem opadłam na kanapę. Pracuję dla prasy kolorowej i wiem, jakim wyzwaniem warsztatowym jest pisanie w stylu oczekiwanym przez czytelniczki. To nie jest akademicki czytelnik, który zadowoli się byle nudziarstwem. ;)) Pomyślałam przez kilka dni, poszukałam wzorów w internecie i stworzyłam międzynarodową wersję twist mojego życiorysu. Zaczynał się niewinnie od słów: Krystyna Knypl was born in Podlasie, eastern Poland. Krótko omawiał formalną edukację lekarską i przechodził do olśnienia czytelnika słowami: After many years of medical practice Krystyna felt more and more that she can create larger written forms than typical instructions for her patients... she decided to follow such famous predecessor as Arthur Conan Doyle or Mikhail Bulgakov and emigrate from the land of medicine to literature and journalism. Kolejna aplikacyjna góra była związana ze składaniem dokumentów na przedstawiciela społecznego w European Medicine Agency. Roboty było sporo, tym razem już łatwiejszej i polegającej na wypełnieniu wielu rubryk. Na kolejnych stronach pokazuję, co do rubryk wpisałam. *Moje domowe imię. 3_2016 marzec Druga kariera PERSONAL INFORMATION Curriculum vitae Krystyna Knypl Niemcewicza 7/9 m.128, 02-022 Warszawa (Poland) +48 601 922 844 [email protected] https://sites.google.com/site/freejournalistkrystynaknypl/home https://sites.google.com/site/nieprzesalajkrystynaknypl/ https://sites.google.com/site/myjournalismkrystynaknypl/ Skype kk9281557 Sex Female | Nationality Polish POSITION Medical doctor / Medical writer / Lecturer WORK EXPERIENCE 25/04/1968–31/12/1999 Medical doctor in hospitals Public hospitals in Warsaw, Warsaw (Poland) 01/01/2000–Present Medical doctor / Medical writer / Lecturer Freelance 01/03/2012–Present Editor in chief Non government doctors' organization "Gazeta dla Lekarzy" EDUCATION AND TRAINING 01/10/1962–29/02/1968 Medical doctor Akademia Medyczna, Warszawa (Poland) 25/04/1968–13/10/1972 Medical doctor - internal diseases specialist I degree Wydział Zdrowia i Opieki Społecznej, Warszawa (Poland) 20/10/1972–26/03/1976 Medical doctor - internal diseases specialist II degree Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego, Warszawa (Poland) 01/10/1971–29/01/1975 PhD in cardiology Akademia Medyczna w Warszawie 01/02/2000–15/06/2001 Clinical Hypertension Specialist European Society of Hypertension PERSONAL SKILLS Mother tongue(s) Polish 33 17/10/15 3_2016 © European Union, 2002-2015 | http://europass.cedefop.europa.eu marzec Page 2 / 6 Druga kariera Curriculum vitae Other language(s) English Krystyna Knypl UNDERSTANDING SPEAKING WRITING Listening Reading Spoken interaction Spoken production B1 C1 B1 B1 B1 Levels: A1 and A2: Basic user - B1 and B2: Independent user - C1 and C2: Proficient user Common European Framework of Reference for Languages Communication skills Organisational / managerial skills Job-related skills Excellent Coordination and communication in small group of people working for NGO Diagnosis and treatment of internal diseases Writing articles and books Making pictures Digital competence SELF-ASSESSMENT Information processing Communication Content creation Safety Problem solving Proficient user Proficient user Independent user Basic user Basic user Digital competences - Self-assessment grid ADDITIONAL INFORMATION Honours and awards 2014 World Hypertension League Award for Notable Achievement in Dietary Salt Reduction at the Population Level http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/107-wyroznieni-przez-worldhypertension-league • nomination to Henri Cartier-Bresson Award 2015 http://gdl.kylos.pl/wp/?p=9383 Lectures 1. The role of proper nutrition in the prevention of cardiovascular disease - for nurses, May 1998. Warszawa 2. Individualization of antihypertensive therapy - for medical representatives. for medical doctors September 2001 Warszawa 3. Methods of measuring blood pressure and interpretation of results - for members of the Polish Pharmaceutical Society. February 2003.Warszawa 4. Individualization of antihypertensive therapy - for members of the Polish Pharmaceutical Society. luty 2003 Warszawa 5. Hypertension – for members of The Polish Society of Journalists June 2005 Warszawa 6. Patient with hypertension and diabetes mellitus in family doctor office – for medical doctors April 2006 Białystok 7. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors, October 2006 Wrocław 8. Residual risk reduction oin cardiovascular diseases – for medical doctors December 2008 Poznań 9. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors, December 2008, Poznań 34 17/10/15 3_2016 © European Union, 2002-2015 | http://europass.cedefop.europa.eu marzec Page 3 / 6 Druga kariera Curriculum vitae Krystyna Knypl 10. Residual risk reduction oin cardiovascular diseases – for medical doctors, 2009 February Bydgoszcz 11. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors February 2009 Bydgoszcz 12. Residual risk reduction oin cardiovascular diseases- for medical doctors, May 2009 Olsztyn 13. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors, May 2009 Olsztyn 14. Residual risk reduction oin cardiovascular diseases- for medical doctors May 2009 Kielce 15. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors, February 2009 Kielce 16. What we often forget treating patients with hypertension – for medical doctors, February 2009 Wrocław 17. Active senior - a lecture in Public Library November 2009 Warszawa 18. Infections of the upper and lower respiratory tract March 2009 Częstochowa 19. Infections of the upper and lower respiratory tract – for the mebers of Regional Chamber for Pharmacists, March 2009 Gdańsk 20. Polish and Mediterranean diet – for medical doctors August 2009, Toruń 21. Active senior, part 2 – lecture in Public Library in Warsaw, February.2010 22. Active senior, part 3 – lecture in Public Library February 2010 Warszawa 23. Hypertension and heart failure for medical representatntives February 2010 Warsaw 24. How to care for your heart and blood pressure? - for medical representatives. March 2010 Warszawa 25. Clinical trial HAMLET i ALFES – for medical doctors April 2010 Gdańsk 26. Combination therapy in hypertension – for medical doctors October 2010 Gdańsk 27. Do you know what you eat? - for the members of Regional Chamber of Legal Advisers, Warsaw February 2011 28. Do you know what you eat? - for the members of Regional Chamber of Legal Advisers, June 2011 Warszawa 29. Do we have freedom of choice? – for the members Rotary Club. February 2012 Warszawa 30. Variable and difficult goals of antihypertensive treatment - for the members of College of Family Physicians -May 2012 Warszawa Interviews Interviews provided to the media as a medical expert ▪ http://www.zgms.cm.umk.pl/kwartalnik/GiP_03_2009.pdf ▪ ▪ http://www.sprawynauki.edu.pl/index.php? option=com_content&view=article&id=1569&catid=297&Itemid=30 ▪ ▪ http://www.polskieradio.pl/7/15/Artykul/397999,Nie-jedz-tyle-soli ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2011/07/08/180-i-participated-in-one-hour-live-radio-show.html ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2011/12/29/yesterday-i-participated-in-live-tv-show.html ▪ ▪ http://www.polskieradio.pl/7/129/Artykul/491310,Lekarze-sie-buntuja-Czy-bedzie-protest-%28wideo %29 ▪ ▪ http://www.polskieradio.pl/13/53/Artykul/491382,Rozmowa-z-dr-Krystyna-Knypl 35 17/10/15 3_2016 © European Union, 2002-2015 | http://europass.cedefop.europa.eu marzec Page 4 / 6 Druga kariera Curriculum vitae Krystyna Knypl ▪ ▪ http://www.septilovers.photoblog.com/mimax2/2012/08/11 ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2012/01/27/yesterday-i-participated-in-live-tv-show.html ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2012/06/26/i-participated-today-in-live-show-nie-maartoacutew-in-superstacja-tv-950.html ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2012/07/10/i-participated-yesterday-in-tv-show-nie-ma-artw.html ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2012/02/07/i-participated-in-live-tv-show-no-kiddingsuperstacja-audycja-nie-ma-artw.html ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2012/09/17/i-participated-in-live-tv-show-about-medicine-internet.html ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2011/06/14/156-i-was-in-a-morning-television-program-coffeeor-tea.html ▪ ▪ http://www.nazdrowie.pl/artykul/pani-jest-jak-masc-tygrysia-krystyna-knypl ▪ ▪ http://www.ipla.tv/Nie-ma-zartow-krystyna-knypl/vod-5555933#/page_container ▪ ▪ http://medicus.lublin.pl/index.php?pid=1062 ▪ ▪ http://wiadomosci.onet.pl/swiat-sie-kreci-odcinek-157/nq981 ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2014/10/18/my-interview-to-tvp-info.html ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2014/10/24/wywiad-dla-radia-tok-fm.html ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2015/04/01/i-participated-yesterday-in-live-tv-talk-show-x.html ▪ ▪ http://www.photoblog.com/mimax2/2015/07/04/i-participated-today-in-polskie-radio-24-live-talkshow.html ▪ ▪ http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/243-gdl-w-audycji-radiowej Memberships Polskie Towarzystwo Kardiologiczne European Sociewty of Cardiology Publications Full list on https://sites.google.com/site/freejournalistkrystynaknypl/listofmypublications 36 17/10/15 3_2016 © European Union, 2002-2015 | http://europass.cedefop.europa.eu marzec Page 5 / 6 Z życia redakcji 37 3_2016 marzec Apetyt na wszystko Wrota Piekła Jagoda Czurak http://www.wsj.com/articles/SB10001424052748703630404575053542840893742 Rozwarte szczęki lwa odsłaniają żółtą jaszczurczą błonę pławną i dodatkową parę oczu pod kłami górnej szczęki. Druga bestia z otwartą paszczą i wpółprzymkniętymi oczami wpasowała się między wieże zamku. Nikt nie ucieknie z kamiennej budowli, w której zamiast okien są czaszki, a diabły harcują na krawędziach garów umieszczonych na szczycie wież. Płomienie z paleniska podgrzewają te naczynia. W lewym dolnym rogu nadzy ludzie wiezieni są na taczce. Z czerwonej paszczy bestii wyskakują grzechy śmiertelne. O bramowanie tego przerażającego obrazka1 to…. bajeczne, fantazyjne kwiaty, stojące w jawnej sprzeczności z wizją piekielnych wrót. Czy to niedopatrzenie ilustratora (dodatkowe zdobienia na marginesach często wykonywani inni autorzy niż ci, których dziełem są ilustracje), czy też świadomy zgrzyt? Ta iluminacja (jak nazywa się średniowieczne zdobnictwo książkowe) pochodzi z Księgi godzinek wykonanych ok. 1440 roku na zamówienie Katarzyny z Kleve, księżnej Geldrii, hrabiny Zutphen (dzisiejsza środkowa Holandia). Artysta nieznany z imienia, o którym nawet nie wiadomo, kiedy się urodził ani jak długo żył, wykonał 168 obrazków do manuskryptu będącego świecką wersją brewiarza. W średniowieczu dzień dzielono na 7 godzin kanonicznych, w których należało się modlić.2 Świat duchowy i cielesny przeplatały się i przenikały do ludzkiej świadomości. Artyści przez 1 Jego kadr zdobi okładkę tego numeru. (Red.) 38 zdeformowane, często odrealnione bestie starali się ukazać ohydę zła i przerażającą perspektywę spotkania z jego materialną formą za życia bądź po śmierci. Aby uniknąć piekielnych mąk po przekroczeniu bramy z napisem Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie (wg Boska Komedia. Piekło Dantego Alighieri) należało w krótkich modlitwach (między innymi) wspominać *Matutina – czas porannej mszy (w klasztorach przypadała ona na trzecią ćwierć nocy) Prima – godzina wschodu słońca (między 4 a 8, zależnie od pory roku) Tertia – połowa przedpołudnia Sexta – południe Nona – połowa popołudnia Vespera – przypadająca na chwilę przed zachodem słońca Completorium – tuż po zachodzie słońca 3_2016 marzec Apetyt na wszystko życie Jezusa i Marii, żywoty świętych. Temu celowi służyły Księgi godzinek. Sztuka ich zdobienia osiąga wyżyny w średniowieczu. Iluminacje miały podkreślić pobożność zamawiającego (stąd zleceniodawca pojawia się obok świętych postaci jako uczestnik scen biblijnych lub jako osoba rozdająca jałmużnę). Niektóre są też ciekawą ilustracją wydarzeń z życia możnych (bo tylko takich było stać na opłacenie ilustrowanych modlitewników). Oczywiście jest to upiększona wersja życia ówczesnych ludzi. Lud prosty pojawia się co prawda na tych ilustracjach, jednakże stroje i postawa chłopów odbiegają od ich rzeczywistej kondycji. Bardzo zabawnie skomentowała to Wisława Szymborska w wierszu Miniatura średniowieczna: Po najzieleńszym wzgórzu, najkonniejszym orszakiem, w płaszczach najjedwabniejszych. Do zamku o siedmiu wieżach, z których każda najwyższa. Na przedzie xiążę najpochlebniej niebrzuchaty, przy xiążęciu xiężna pani cudnie młoda, młodziusieńka. https://poema.pl/publikacja/77174-miniatura-sredniowieczna Za nimi kilka dwórek jak malowanie zaiste i paź najpacholętszy, a na ramieniu pazia coś nad wyraz małpiego z przenajśmieszniejszym pyszczkiem i ogonkiem. Zaraz potem trzej rycerze, a każdy się dwoi, troi, i jak który z miną gęstą prędko inny z miną tęgą, a jak pod kim rumak gniady, to najgniadszy moiściewy, a wszystkie kopytkami jakoby muskając stokrotki najprzydrożniejsze. 39 Kto zasię smutny, strudzony, z dziurą na łokciu i z zezem, tego najwyraźniej brak. Najżadniejszej też kwestii mieszczańskiej czy kmiecej pod najlazurowszym niebem. Szubieniczki nawet tyciej dla najsokolszego oka i nic nie rzuca cienia wątpliwości. Tak sobie przemile jadą w tym realiźmie najfeudalniejszym. Onże wszelako dbał o równowagę: piekło dla nich szykował na drugim obrazku. Och, to się rozumiało arcysamo przez się. W wielu średniowiecznych iluminacjach przedstawieni święci nie emanują męczeństwem, nawet jeśli idą na śmierć. Obrazek za obrazkiem przemawia ludzkim ciepłem i czułością. A rysunek Wrót Piekła jako memento pojawia się tylko raz. Kim była zleceniodawczyni owego modlitewnika? Katarzyna z Kleve (1417-1476) w wieku 13 lat została poślubiona 20-letniemu Arnoldowi z Egmondu, władcy, który nie potrafił podporządkować się ówczesnemu księciu Burgundii. Katarzyna w ciągu dziesięciu lat urodziła sześcioro dzieci. Opuściła męża w 1440 roku. Sprawowała w imieniu syna władzę, gdy jego ojciec udał się na pielgrzymkę do Rzymu i Palestyny i później, gdy został pozbawiony tronu i uwięziony przez księcia Burgundii. Trudno rozstrzygnąć, kto wpadł na pomysł tak przerażającej ilustracji: zleceniodawca czy artysta? Czy wynikało to z nakazu Kościoła (mimo że to nie duchowni byli odbiorcami takich modlitewników)? Księga godzinek Katarzyny z Kleve znajduje się w Muzeum Meermanno w Hadze. Luty 2016 Jagoda Czurak ekonomistka z rodziny lekarskiej 3_2016 marzec Włóczęga wszelaka Walia Justyna Kostempska Pewnego jesiennego dnia Junior wrócił ze szkoły z oczami błyszczącymi pragnieniem przekazania ważnej wieści. „Mamusiu, co ja dzisiaj widziałem! Nasza pani z angielskiego była w Walii, pokazywała zdjęcia, jak tam jest pięknie! Mamusiu, jak ja marzę, żeby tam pojechać! Pojedziemyyyyy?”. Od tej pory mówił o Walii niemal codziennie. Kilka wieczorów w otchłani wszechwiedzącej Sieci i już wiedziałam, co Junior dostanie z okazji Pierwszej Komunii. Dlaczego chodzisz pieszo? Gdy w lipcowy ranek samolot schodził do lądowania nad lotniskiem Bristol Airport, z rzadka ukazywała się naszym oczom kratownica uliczek – chmury skrywały zazdrośnie wszelkie widoki. Ze stacji Bristol Temple Meads (z daleka dzięki swej architekturze przypominającej 40 raczej niewielki zameczek niż dworzec) pociągiem dojechaliśmy do Cardiff. Stacja w stolicy Walii malutka, kameralna, niebo nad nią szare i mokre… Przysypiając w wagonie (a w przerwach drzemek snując obserwacje, że polskie koleje w niczym nie ustępują brytyjskim, a nawet standard wyspiarskich toalet jest niższy), jechaliśmy dalej – do Carmarthen, gdzie w ulewnym deszczu złapaliśmy autobus do Cardigan, by pomaszerować w stronę wybrzeża. Jednak głód, zmęczenie i ciężkie plecaki dały o sobie znać – wstąpiliśmy do kameralnej knajpki, w której uroczy, starszy Walijczyk nie tylko uraczył nas obiadem i herbatą (zawsze tutaj podawaną z mlekiem), ale nawet narysował mapkę czekającej nas drogi na camping! Rozpoczęliśmy długi marsz z plecakami do Gwbert, droga początkowo nużąca, asfaltowa, nabrała zupełnie innego charakteru od chwili, gdy dotarliśmy do brzegu wyspy i otworzyły się przed nami widoki na Morze Irlandzkie. Gdy tak deptaliśmy pod górę, już nieopodal naszego campingu, zatrzymał się obok nas samochód, kierowca zaproponował podwiezienie – okazało się, że to gospodarz campingu we własnej osobie. 3_2016 marzec Włóczęga wszelaka Wywiązała się sympatyczna rozmowa, od słowa do słowa padło pytanie o mój fach w Polsce… Nasz gospodarz był porażony moją odpowiedzią – „Jakże to, jako G.P. jesteś z pewnością posiadaczką fortuny, dlaczego chodzisz pieszo?” :D Rozbawił mnie setnie, powiedziałam szczerze, że chodzę pieszo, bo lubię. A posiadaczką fortuny bym się nie nazwała… ;-) Tak zaczęła się nasza walijska przygoda. Na campingu nie było tłumów, rozbiliśmy nieodłączny namiocik na łące z widokiem na wzburzane silnym wiatrem morze i z przyjemnością wskoczyliśmy do ciepłych śpiworów, by odespać podróż. Nazajutrz zaczęliśmy zwiedzanie od Coastal Farm Parku – bliskość zwierząt była atrakcją nie tylko dla Juniora! Podskakując, rżąc i pochrumkując, liżąc i dziobiąc, futrzaści i pierzaści upominali się o swoją porcję karmy ku uciesze różnojęzycznych dzieci. Droga wiodła dalej w stronę niewielkiej Cardigan Island, na której mieści się królestwo ptaków (ludzie nie mają tam wstępu), by dalej wyprowadzić nas w miejsce słynące z fok – wynurzają się z topieli na odgłos klaskania! Zdumiewające doprawdy zachowanie u dzikiego zwierzęcia, ale radości było co niemiara, a dłonie aż piekły od intensywnego klaskania. Na głębszych wodach, odległych od malowniczego klifowego brzegu, na którym staliśmy, widzieliśmy pełne gracji, wyskakujące z wody delfiny. Spędziliśmy w Gwbert trzy noce, każdego dnia poznając inny fragment przepięknego walijskiego wybrzeża z jego głębokimi zatoczkami (jedna z nich wcinała się głęboko w pole golfowe, na jej dnie podczas odpływu 41 znaleźliśmy imponującą kolekcję piłeczek!), z maleńkimi, zagubionymi wśród skał kamienistymi plażami pełnymi skorup rozmaitych krabów, z rozrzuconymi jakby przypadkiem pozostałościami kamiennych budowli obronnych. Uczyliśmy się specyfiki tej krainy, w której życie toczy się w rytmie przypływów i odpływów. Spacer po uliczkach wdzięcznego miasteczka Cardigan z jego pięknym zamkiem, małym kamiennym kościołem, starym cmentarzem zakończył nasz czas w rejonie Ceredigion. Zanurzeni po pas (mój pas, Junior zanurzał się nieco głębiej ;-)) w falujących trawach na wybrzeżu ponieśliśmy nasze plecaki na południe – ku Fishguard. Zajrzeć krabowi głęboko w oczy I tu słów kilka o organizacji Pembrokeshire Coastal Path, po której wędrowaliśmy. Ta droga pretendująca do miana jednego z najpiękniejszych w świecie pieszych szlaków, ciągnąca się wzdłuż wybrzeża Walii, propaguje idee Green Travelling – podróży bez samochodu. Jeśli dopadnie nas zmęczenie albo zegar bezlitośnie wyprzedzi nasze plany, można na dowolnym odcinku szlaku dojść do drogi i wskoczyć do autobusu jednej z kilku linii „Coastal Busów”, które regularnie kursują, zapewniając sprawną komunikację pomiędzy miejscowościami na wybrzeżu. Jeden z takich autobusów podwiózł nas do Fishguard, mieścinki, która wciąż wspomina nieco zapomnianą inwazję z 1797 roku. Dokonał jej tzw. Black Legion stworzony ze skazańców i galerników, a dowodzony przez amerykańskiego pułkownika Tate’a słynącego z awanturniczego usposobienia. Jego „armia” licząca ok. 1800 mężczyzn wylądowała właśnie w okolicach Fishguard, by szybko poddać się w walce nie tylko milicji, która od razu ich otoczyła, ale – jak głoszą miejscowe opowieści – także kobietom, których regionalne czerwone płaszcze i wysokie kapelusze przywodziły widocznie na myśl umundurowanie brytyjskiej armii. Fishguard to jednak nie tylko chichot historii, to także malownicza zatoka z jej finezyjnymi skałami i kwitnącą na ich tle swojską wierzbówką kiprzycą, to kolejne kilometry szlaków zapierających dech widokami i… obowiązkowa zabawa młodych Walijczyków, 3_2016 marzec Włóczęga wszelaka należała do wysokich. Sprzyjała raczej raźnym marszom, które tak lubimy, niż plażowaniu. czyli łowienie krabów. Na każdym pomoście wielu jest amatorów tej rozrywki, a służące jej proste urządzenie można kupić w każdym sklepie. Sztuka łowienia okazała się wcale niełatwa i wymagała wiele cierpliwości! Połów służył oczywiście wyłącznie temu, by zajrzeć krabowi głęboko w oczy i wypuścić go na wolność. Symbolem rozkoszy podniebienia stała się malutka, stylowa czekoladziarnia, w której gorący aromatyczny napój podawano… z czekoladową łyżeczką, ku radości najmłodszego uczestnika wyprawy! Camping w Fishguard położony był nieco dalej od wybrzeża niż poprzednia nasza baza, nie roztaczały się zeń takie bezkresne widoki, za to cechował się kameralnością i przytulnością. Sprzyjał życiu towarzyskiemu – kiedy pierwszego wieczoru przyszliśmy objuczeni plecakami, pewien Anglik – też turysta – podszedł do nas tylko po to, by zapytać, czy mamy kubeczki i… poczęstować nas powitalną herbatką. Krótka pogawędka wystarczyła, by zadzierzgnęła się nić sympatii, każdego wieczoru zajmowały nas gry i zabawy plenerowe w towarzystwie życzliwego Anglika i jego 11-letniej córki, z którą mój Junior uskuteczniał radosne rozmówki polsko-angielskie i poczuł z całą mocą, że nauka języka nie służy li-tylko-i-jedynie zaliczaniu z celującym wynikiem kolejnych testów. ;-) Dni walijskie mijały pogodnie, po dwóch pierwszych deszczowych dobach pogoda nas rozpieszczała, nie brakowało słońca, choć silny wiatr sprawiał, że odczuwalna temperatura nie 42 Honesty box Kolejnym punktem na naszej mapie wspomnień stało się najmniejsze miasteczko Wielkiej Brytanii z największą w Walii katedrą – przecudne St. David’s. Tutejsze pole namiotowe okazało się kwintesencją tego, co lubimy – położone na uboczu, niedostępne dla przyczep czy camperów, pozbawione wszelkich wygód, po prostu łąka u stóp malowniczej skały, przepiękny widok na oddalone o 3 km St. David’s, maleńki budyneczek z podstawowymi sanitariatami i… żadnej recepcji, jedynie „honesty box”, do którego w dniu wyjazdu wrzuca się opłatę za pobyt – całe 3 funty za noc. Raptem pięciominutowy spacer dzieli tę oazę spokoju od przystani w St. Justinian’s, z której pewnego niedzielnego ranka wypłynęliśmy – ubrani przez zapobiegliwą załogę w dwie warstwy nieprzemakalnych kurtek i kapoki – w niezwykły rejs, realizując tym samym komunijny prezent Juniora. Oboje śmialiśmy się w głos, gdy malutka łódź, przypominająca raczej ponton z silnikiem, pruła fale Morza Celtyckiego. Słońce świeciło łaskawie na bezchmurnym w ten dzień błękicie, woda miała przecudny turkusowy kolor, słone bryzgi skrapiały nas na każdym wirażu. Nierzadko na wyłączonym silniku wpływaliśmy w zaułki poszarpanych skał, skrywających tajemnice natury. Cichutko sunęliśmy przez tunele i jaskinie, podglądaliśmy ptaki, gniazdujące tylko tutaj 3_2016 marzec Włóczęga wszelaka (ku radości Juniora – zapalonego ornitologa – na wyspie Ramsey widzieliśmy np. stado maskonurów tuż przed odlotem na zimowiska!), zagubione maleńkie plaże zamieszkałe przez foki (i znów niespodzianka – jedna z samic miała już przy sobie malutkie białe foczę, choć przecież maleństwa te przychodzą na świat zwykle we wrześniu). Za każdą skałą w niezwykłym kolorze, za każdym zakrętem ukazywał się naszym oczom kolejny zaskakujący widok, chłonęliśmy te cuda natury każdą komórką, nie ustając w okrzykach zachwytu i zdumienia. Świat jest piękny… a życie zbyt krótkie, żeby zobaczyć wszystko, do czego gna serce i ciekawość. Gdy rejs dobiegł końca i nasza łódź szczęśliwie przybiła do brzegu w St. Justinian’s, syci wrażeń (i głodni obiadu) podążyliśmy ku St. David’s. naw odbywała się właśnie próba chóru, innego dnia w nawie głównej śpiewała czarnoskóra piękność obdarzona czystym, mocnym głosem, który wibrował pod sklepieniem katedry i przejmował słuchaczy dreszczem. W ruinach Pałacu Biskupiego zaś czekały na nas wyzwania intelektualne: dzieciom proponuje się tu wieloetapowy quest, który prowadzi po wszystkich zakamarkach malowniczych ruin – od piwnic po najwyższą wieżę – i nadaje zwiedzaniu posmak przygody. W St. David’s nie zabrakło też wędrówek ulubioną ścieżką wzdłuż wybrzeża – eksplorowaliśmy kolejne odcinki szlaku, wspinaliśmy się po kamieniach na St. David’s Head, błąkaliśmy się po wrzosowiskach spowitych mgłą jak w starej celtyckiej baśni, budowaliśmy niezliczone konstrukcje z piasku na Whitesands Beach, by potem patrzeć, jak z nadejściem wieczoru bezlitosny przypływ zjada nie tylko nasze fosy i budowle, ale całą, calutką plażę! Ten region Walii słynie z przypływów największych nie tylko w europejskiej skali. Tutejsze silne wiatry i wysokie fale sprawiają, że południowe wybrzeże Walii to raj dla miłośników wszelkich odmian windsurfingu – ich akrobatyczne zmagania z żywiołem podziwialiśmy niczym teatralni Jak w starej celtyckiej baśni Atrakcją tego malutkiego miasteczka są ruiny Pałacu Biskupiego i potężna katedra pod wezwaniem św. Dawida – patrona Walii. Budowlę w stylu tak charakterystycznego angielskiego gotyku wzniesiono w XII wieku, jej budowa była jednak wielokrotnie przerywana i trwała wiele lat. Katedra znajduje się w rozległej zapadlinie, a do jej wejścia prowadzi w dół 39 stopni – wszystko po to, by nie zwracać uwagi najeźdźców przybywających od strony morza. Wystrój zapiera dech, by wspomnieć same tylko spoglądające ze stalli misterne drewniane główki, z których każda ma inną twarz, minę, wyraża inne emocje. Mieliśmy okazję doświadczyć niezwykłej akustyki tego strzelistego wnętrza – w jednej z bocznych 43 3_2016 marzec Włóczęga wszelaka widzowie. Tuż obok inny świat – w zacisznej zatoczce, na plaży, którą przemierzyć można kilkunastoma krokami, zaszył się ze swą sztalugą malarz. Z wysokości klifu patrzyliśmy, jak pod jego pędzlem rodzi się kopia krajobrazu, którym syciliśmy wzrok przez całą wielogodzinną wędrówkę. Tak, w tej niepowtarzalnej krainie stworzonej tak pięknie przez nieprzychylne wiatry każdy może znaleźć miejsce dla swojego marzenia, pasji czy talentu. Ludzie gubią się gdzieś w zaułkach wybrzeża, nie spotyka się ich zbyt wielu na szlakach, a przecież pojawiają się czasem, mijają i pozdrawiają – rowerzyści pedałujący przez zielone doliny, kajakarze na spokojnych nurtach rzek, piechurzy na bezkresnych ścieżkach, surferzy szukający wiatru i artyści wypatrujący natchnienia. Wszyscy pasują do tego krajobrazu niezniszczonego przez agresywną cywilizację. Przecudnej urody postrzępiona dziura Z żalem żegnaliśmy urocze St. David’s. Ostatni dzień postanowiliśmy spędzić w stolicy Walii. Cardiff jest jak cała Walia – gościnne, pogodne i kameralne. Nie pretenduje do miana metropolii, nie ma w sobie nic z nachalnej wielkomiejskości. Na campingu graniczącym 44 z parkiem pełnym bardzo towarzyskich wiewiórek rozbiliśmy namiot (pierwszy walijski camping, na którym nie wiało! Na poprzednim nasz namiot tuż po wyjęciu szpilek z podłoża wykonał kilka efektownych fikołków, przemieszczając się na przeciwległą pierzeję polany :)), w pobliskiej knajpce uraczyliśmy się walijską zupą zwaną cawl (smaczny, sycący regionalny przysmak). Część miasta zwiedziliśmy z otwartego pokładu piętrowego autobusu, tak jak zamarzył Junior, ale lwia część dnia zeszła nam w zamku. Tu także – tak jak w St. David’s – zwiedzanie urozmaicały zadania do wykonania, tu mieszał się kolorowy, wielojęzyczny tłum z najróżniejszych zakątków świata, tu przemówiła do nas historia najdawniejsza – fragmenty baszty zamkowej pamiętają wszakże Wilhelma Zdobywcę. Uczta tak dla oczu, jak i dla wyobraźni. Wracaliśmy na camping pełni nowych wspomnień z zamiarem sprawnego zwinięcia namiotu i dojechania do Bristolu – ostatni nocleg wypadał nam w pobliżu lotniska, z którego nazajutrz o świcie mieliśmy udać się w drogę powrotną do kraju. A tu niespodzianka czekała nas na finiszu – czy to jedna ze wspomnianych sympatycznych wiewiórek, czy sroka, czy gawron, który rankiem obskakiwał nasz namiot – jakiś przedstawiciel fauny wyczuł, że bodaj po raz pierwszy w życiu zostawiłam worek z chlebem w namiocie, w pobliżu wejścia. Zwierzak poczęstował się, z chleba zostały okruchy, z worka strzępy, a tkaninę sypialni, tuż przy podłodze zdobiła przecudnej urody owalna, postrzępiona dziura. Cóż, nasz malutki namiocik z niejednej ziemi przywiózł pamiątkę, z Walii może przywieźć szwy. ;-) Zakochaliśmy się w walijskiej zieloności, niepodobnym do niczego języku, który przywodzi skojarzenie z baśnią, w najlepszym cheddarze, jaki jedliśmy kiedykolwiek, w wichrach, które nie dawały o sobie zapomnieć. Pembrokeshire National Park to jeden z czterech parków narodowych Walii. Może następnym razem Snowdonia…? Tekst i zdjęcia Justyna Kostempska lekarz medycyny rodzinnej 3_2016 marzec Koty malowane Informacja dla autorów materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy” 1. Sprawy ogólne 1.1. Autorami materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy” są lekarze i członkowie ich rodzin. 1.7. Publikacja artykułu następuje po zaakceptowaniu przez autora wszystkich dokonanych przez redakcję zmian. 1.1. Członkowie redakcji i autorzy pracują jako wolontariusze. Nie są wypłacane wynagrodzenia członkom redakcji ani honoraria autorom materiałów prasowych. 1.8. Materiał prasowy może być opublikowany pod imieniem i nazwiskiem autora lub pod pseudonimem. W razie sygnowania materiału pseudonimem imię i nazwisko autora pozostają do wyłącznej wiadomości redakcji. 1.2. Za materiał prasowy uważa się tekst, fotografię, rysunek, film, materiał dźwiękowy i inne efekty twórczości w rozumieniu ustawy o ochronie praw autorskich. 1.3. Redakcja przyjmuje materiały prasowe zarówno zamówione, jak i niezamówione. Materiały anonimowe nie są przyjmowane. 1.4. Redakcja zastrzega sobie prawo nieprzyjęcia materiału prasowego bez podania przyczyny. 1.5. Przesłany do redakcji materiał prasowy musi spełniać podane dalej wymogi edytorskie. 1.6. Tekst przyjęty do publikacji podlega opracowaniu redakcyjnemu, zarówno pod względem merytorycznym, jak i poprawności językowej. Niejasności i wątpliwości mogą być na bieżąco wyjaśniane z autorem. Redakcja czasem zmienia tytuł artykułu, zwłaszcza jeżeli jest za długi, dodaje nadtytuł (zwykle tożsamy z nazwą działu GdL) oraz zazwyczaj dodaje śródtytuły. Końcowa postać artykułu jest przedstawiana autorowi w postaci pliku PDF przesłanego pocztą elektroniczną. Jeżeli na tym etapie autor widzi konieczność wprowadzenia dużych poprawek, po skontaktowaniu się z redakcją otrzyma artykuł w formacie DOC do swobodnej edycji. Niedopuszczalne jest nanoszenie poprawek na pierwotnej autorskiej wersji tekstu i przysyłanie jej do ponownego opracowania redakcyjnego. 45 1.9. Redakcja zastrzega sobie prawo do opublikowania materiału prasowego w terminie najbardziej dogodnym dla „Gazety dla Lekarzy”. 1.10. Materiał prasowy zamieszczony w „Gazecie dla Lekarzy” można opublikować w innym czasopiśmie lub w internecie, informując o takim zamiarze redaktor naczelną lub sekretarza redakcji. O miejscu pierwszej publikacji musi zostać poinformowana redakcja kolejnej publikacji. Materiał kierowany do kolejnej publikacji musi zawierać informację o miejscu pierwotnej publikacji. Przy publikacji internetowej (elektronicznej) musi zawierać link do pierwotnie opublikowanego materiału z użyciem nazwy www. gazeta-dla-lekarzy.com. 2. Odpowiedzialność i prawa autorskie 2.1. Autor materiału prasowego opublikowanego w „Gazecie dla Lekarzy” ponosi odpowiedzialność za treści w nim zawarte. 2.2. Prawa autorskie i majątkowe należą do autora materiału prasowego. Publikacja w „Gazecie dla Lekarzy” odbywa się na zasadzie bezpłatnej licencji niewyłącznej. 3_2016 marzec Informacja dla autorów materiałów prasowych zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy” 3. Status współpracownika 3.1. Po opublikowaniu w „Gazecie dla Lekarzy” trzech artykułów autor zyskuje status współpracownika i może otrzymać legitymację prasową „Gazety dla Lekarzy” ważną przez rok. 3.2. Współpracownik, któremu redakcja wystawiła legitymację prasową, może ponadto otrzymać oficjalne zlecenie na piśmie w celu uzyskania akredytacji na konferencji naukowej lub kongresie. Wystawienie zlecenia jest jednoznaczne z zobowiązaniem się autora do napisania sprawozdania w ciągu 30 dni od zakończenia kongresu lub konferencji, z zamiarem opublikowania go na łamach „Gazety dla Lekarzy”. 4. Wymogi edytorskie dotyczące materiałów prasowych 4.1. Teksty 4.1.1. Redakcja przyjmuje teksty wyłącznie w formie elektronicznej, zapisane w formacie jednego z popularnych edytorów komputerowych (najlepiej DOC, DOCX). 4.2.1.5. Ilustracje powinny być nadesłane jako samodzielne pliki graficzne. 4.2.2. Prawa autorskie 4.2.2.1. Redakcja preferuje ilustracje (fotografie, grafiki) sporządzone osobiście przez autora artykułu (lepsza ilustracja słabszej jakości, ale własna). 4.2.2.2. Przesłanie ilustracji do redakcji jest jednoznaczne z udzieleniem przez autora licencji na jej publikację w „Gazecie dla Lekarzy”. 4.2.2.3. Jeżeli na ilustracji widoczne są osoby, do autora artykułu należy uzyskanie zgody tych osób na opublikowanie ich wizerunku w „Gazecie dla Lekarzy”. 4.2.2.4. Jeżeli ilustracje zostały zaczerpnięte z internetu, najlepiej aby pochodziły z tzw. wolnych zasobów. W przeciwnym razie autor artykułu jest zobowiązany do uzyskania zgody autora ilustracji na jej opublikowanie w „Gazecie dla Lekarzy”. Do każdej ilustracji należy dołączyć jej adres internetowy. 5. Uwagi 4.1.2. Jeżeli tekst jest bogato ilustrowany, można w celach informacyjnych osadzić w nim zmniejszone ilustracje. 5.1. W kwestiach nieporuszonych powyżej należy się kontaktować z redaktor naczelną lub sekretarzem redakcji. 4.2. Ilustracje 5.2. Preferowaną drogą kontaktu jest poczta elektroniczna. 4.2.1. Sprawy techniczne 4.2.1.1. Redakcja przyjmuje ilustracje zarówno w formie elektronicznej, jak i w postaci oryginałów do skanowania (np. odbitek). 4.2.1.2. Ilustracje powinny być jak najlepszej jakości: ostre, nieporuszone, dobrze naświetlone. 4.2.1.3. Fotografie z aparatu cyfrowego powinny być nadesłane w oryginalnej rozdzielczości, bez zmniejszania. 46 Rys. Zen 4.2.1.4. Ilustracje skanowane muszą być wysokiej rozdzielczości (jak do druku na papierze). 3_2016 marzec Fot. Katarzyna Kowalska Bonjour la France! Paryska Statua Wolności nie pęka z zazdrości