Oszustów trzeba eliminować!

Transkrypt

Oszustów trzeba eliminować!
BELKA MIESIĄCA
TEMAT
Elektrofikcja
Polski rynek przetwarzania elektroodpadów staje się fikcją. Zamiast recyklingu rozwija się handel dokumentami. Nie ma też
prawdziwej kontroli zakładów, z których wiele na swój sposób „utylizuje” lodówki... bezmyślnie uwalniając freon do atmosfery.
Ustawa, która miała uporządkować sprawy stała się pożywką dla szukających łatwego zysku pseudoprzedsiębiorców.
Oszustów trzeba eliminować!
- Docierały do mnie zapytania, czy nie chcę
kupić stosownych dokumentów. Jest to zjawisko absolutnie naganne i kryminogenne. Mam
nadzieję, że stosowne służby państwowe tym
sie zajmą i przykładnie ukarzą, zarówno tych
co drukują takie dokumenty, jak i tych co je
przedkładają instytucjom rządowym – mówi
Janusz Ostapiuk, dyrektor generalny Europejskiej Platformy Recyklingu.
ROZMOWA Z JANUSZEM OSTAPIUKIEM:
Maciej Kułak: Czy Pana zdaniem znowelizowana ustawa o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym wystarczająco reguluje sprawy związane z elektroodpadami? Wielu
ekspertów wytyka jej wady, a przecież prace
nad tym aktem trwały prawie dwa lata.
Janusz Ostapiuk: Ustawa mimo, że wniosła trochę nowych elementów rozstrzygających, jest aktem bardzo dalekim od oczekiwań i zdaniem osób
zawodowo zajmujących sie odpadami, niezwłocznie po nowelizacji powinna być poddana powtórnej
przeróbce.
- Co przede wszystkim trzeba zmienić?
Nie jest jasno wyrażony sposób pokazywania i
przekazywania kosztów gospodarki odpadami. Dopuszcza się możliwość zamieszczania tych danych
na fakturach, jak też nie ma przeszkód aby informacja o tym była podawana na stronach internetowych producentów czy importerów. W konsekwencji
w niewielkiej liczbie sklepów pokazywane są te koszty klientom końcowym. Z ustawy zniknął w ogóle zapis
o tym, że takie koszty mają również pokazywać sprzedawcy na odległość. Generalnie: jak dotąd, pół roku
20
InfoMarket_nr_1_6_2009_A.indd 20
po nowelizacji ustawy, intencja ustawodawcy aby poprzez pokazywanie kosztów gospodarowania odpadami edukować społeczeństwo od strony ekologicznej,
zupełnie została stracona. Absolutnym błędem było
wyłączenie z systemu zbierania zużytego sprzętu lokalnych samorządów. Jest to ewenement europejski.
We wszystkich dziesięciu krajach, poza Polską, gdzie
Europejska Platforma Recyklingu funkcjonuje, gminy
są podstawowym elementem systemu. Jest to szczególnie niezrozumiałe, gdyż dyskutowane właśnie założenia do zmiany systemu gospodarowania odpadami komunalnymi zakładają, że gmina i samorząd
wojewódzki będą odpowiadać za rozwiązywanie tych
problemów w kraju. Pomimo zwracania uwagi przez
zawodowców, zarówno parlamentarzystom jak i autorom przedłożenia rządowego, zabrakło wyobraźni przy
ustalaniu obowiązkowych poziomów zbierania odpadów. Nie chodzi tu o słynne 24 proc. sprzętu wprowadzonego na rynek w roku poprzednim. Dramatycznym
błędem było przyjęcie rozwiązania, że mamy zbierać
odpady według grup będących załącznikiem do ustawy. W ten sposób w jednym koszyku znalazł się i bojler
i lodówka, monitor kineskopowy i klawiatura komputera. Koszty przetwarzania lodówki, szczególnie z zawartością freonów szkodliwych dla środowiska, mają
się nijak do kosztów przetworzenia bojlera. Podobnie
jest z kineskopem i klawiaturą komputera. W efekcie,
już dzisiaj nikt nie chce zbierać tych pierwszych, bowiem koszty przetwarzania mają się tak jak 1:2. A podobnych wad jest znacznie więcej.
- Słyszał Pan o zjawisku „szarej strefy”,
kupowaniu i sprzedawaniu dokumentów? Czy
to plaga, czy incydent?
Tak, słyszałem o szarej strefie i nawet docierały do mnie zapytania, czy nie chcę kupić stosownych
dokumentów. Jest to zjawisko absolutnie naganne i
kryminogenne. Mam nadzieję, że stosowne służby
państwowe tym się zajmą i przykładnie ukarzą, zarówno tych co drukują takie dokumenty, jak i tych co
je przedkładają instytucjom rządowym.
Ale cóż, takie jest życie i o ile prawo stwarza
taką możliwość, a instytucje kontrolne nie zawsze
są wyposażone w mechanizmy szybkiego reagowania, to w każdym systemie będą mieć miejsce próby
jego naruszania. Ja w przeszłości byłem zwykłym
inspektorem ochrony środowiska. Gdy mieliśmy informację, wiedzę, że np. w niedzielę są odprowadzane ścieki do odbiornika z pominięciem oczyszczalni, to potrafiliśmy kontrolę robić w niedzielę po
nr 1 czerwiec 2009
28-05-2009 13:00:54
TEMAT MIESIĄCA
BELKA
Mija pięć miesięcy od wejścia w życie znowelizowanej, dostosowanej do wymogów unijnych, ustawy o
zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym.
Ustawy, która ma podnieść świadomość ekologiczną Polaków, wręcz zmusić ich do dbania o środowisko, sprawić, by każda zużyta pralka, lodówka, monitor, czy telewizor trafiły do zakładu przetwarzania
By wszelkie szkodliwe substancje zostały poddane
właściwemu procesowi odzysku, recyklingu, bądź
unieszkodliwieniu, a nie uwalniane do atmosfery.
W końcu, by Polacy oddawali swój stary sprzęt do
punktu zbiórki, a nie wyrzucali na śmietnik.
Cel szczytny, lecz i ambitny. Zgodnie z unijnymi wytycznymi bowiem polski rząd ma obowiązek
dopilnowania, by na koniec roku 2009 średnio każdy Polak oddał do recyklingu 4 kg elektrośmieci, a
więc w sumie 150 tys. ton! Dla porównania w 2007
roku udało się zebrać przeciętnie 0,7 kg na głowę.
Nowela powstałej w 2005 r. ustawy rodziła się jednak w bólach. W końcu po dwóch latach sporów,
rozmów i konsultacji, światło dzienne ujrzał akt,
który ma regulować cały rynek elektroodpadów.
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze.
Wiadomo więc, że producenci, importerzy, czy też
powołane przez nie organizacje odzysku odpowiadają za finansowanie zbiórki, mają też obowiązek
sponsorowania ekologicznych akcji edukacyjnych
(organizacje odzysku muszą przeznaczyć na ten cel
5 proc. dochodów, a firmy w nich nie zrzeszone 0,1
proc. przychodów). Każdy producent, czy importer
ma ponadto określony limit zbiórki. Nie wywiązanie
się z niego grozi karami. Koszt przetworzenia jednego kilograma zużytego sprzętu szacuje się na ok.
1 zł. Tymczasem tzw. opłata produktowa wynosi 1,8
zł za kg. Teoretycznie więc nie opłaca się siedzieć z
założonymi rękami. Czy aby na pewno?
Pozory w cenie
Jednak w przypadku rynku, którego wartość dziś
szacowana jest na 150 mln zł (i będzie rosła) samo prawo to za mało. W szczeWystarczy więc szybka drukarka i znajomości.
gólności gdy firmy konkurują ze
Wystarczy dogadać się z firmą zbierającą, któsobą jedynie ceną, a wygrywają
te najtańsze. Pytanie jednak, czy
ra nic nie zbiera lub ją założyć, porozumieć się
uczciwe? – Większość z przez firmą przetwarzającą, która fikcyjnie wszysttwarzających nie spełnia nawet
ko
przetworzy, a następnie zapewni dokumenminimalnych kryteriów wymagaty organizacji odzysku. Wszyscy są szczęśliwi.
nych w ustawie. Zazwyczaj niemają odpowiedniego placu, a
jedyne urządzenia jakimi dysponują to śrubokręty
Jak to możliwe? – Paradoksalnie nikt nie wy– mówi InfoMarketowi prosząca o zachowanie ano- maga zbiórki, a jedynie dokumentów ją potwiernimowości osoba związana z branżą. – Ich celem dzających – przekonuje spec z branży elektrojednak nie jest przetwarzanie sprzętu, a produko- śmieci. – Wystarczy więc szybka drukarka i
wanie tzw. kwitów.
znajomości. Wystarczy dogadać się z firmą zbieKwitami określa się dokumenty poświadczające rającą, która nic nie zbiera lub ją założyć, poroprzetworzenie określonej partii zużytego sprzętu. To zumieć się z firmą przetwarzającą, która fikcyjnie
Przetwarzanie lodówek powinno się odbywać w specjalnych komorach wychwytujących freon.
południu. Obecnie inspekcja ochrony środowiska musi uprzedzać o kontrolach, uzgadniać
jej termin i przebieg, a co za tym idzie, jest
bez szans na złapanie sprawcy.
- Co sprzyja rozwojowi szarej strefy?
Do tego co wymieniłem powyżej, trzeba
dodać pasywną postawę sądów i organów ścigania. Jeżeli stwierdzono, że w środkowej Polsce funkcjonowały na papierze huty szkła,
które wydawały dokumenty o recyklingu
stłuczki szklanej, to kara powinna być najwyższego rzędu. Traciła bowiem nie tylko ekologia. To Państwo traciło również swoje dochody. I co?! Na dzisiaj w tej sprawie nikomu nic
sie nie stało co jest z pewnością zachętą dla
innych na łatwy i szybki zarobek.
- Jak z nią walczyć? Co zrobić, by rynek się ucywilizował?
Walczyć z szarą strefą w ekologii jest bardzo trudno, bowiem zjawisko to nie zawsze ma
potępienie wśród szeroko pojętej opinii publicznej. Również organy państwa często mówią, że
„szkodliwość społeczna czynu jest znikoma”.
z maestrią pomyślany proceder, który bezlitośnie wykorzystuje słabości państwa. Osoby nim się parające
wiedzą, że inspektoraty ochrony środowiska ich nie
skontrolują. Wystarczy więc mieć porządek w papierach i pieniądze praktycznie same spadają z nieba.
Producenci płacą za przetworzenie ogromne pieniądze. Wystarczy więc wykazać się papierami, by zarobić. – Robiąc wszystko rzetelnie pozostaje kilka
procent z kwoty, którą wypłacają producenci. Z tego
względu cennik uczciwych firm będzie niekonkurencyjny. Tymczasem, znając wady systemu można zaoszczędzić nawet 90 proc. sumy!
Jak walczyć? Tworzyć czytelne prawo, służby
kontrolne - w tym przypadku Inspekcję Ochrony Środowiska - uzbrajać w instrumenty kontrolne i dobrze wynagradzać oraz edukować, edukować i jeszcze raz edukować.
- W którą stronę Pana zdaniem będzie
zmierzała sytuacja w branży? Czy widzi
Pan zagrożenie, że nieuczciwi wyprą z rynku tych uczciwych lub choć uczciwszych?
Polacy są mądrą nacją, nasz kraj leży w
środku Europy i trudno przypuszczać, że opanują nas hunwejbińskie obyczaje, które będą
z rynku eliminować firmy pracujące prawidłowo i wedle prawa. Nie mam wątpliwości, że za
kilka lat liczba nieuczciwych podmiotów działających w odpadach zdecydowanie się zmniejszy. Dzisiejsi potentaci obniżą ceny na swoje
usługi. Będzie to inspiracją dla klientów korzystających z szarej strefy do rezygnacji z ryzyka wpadki i przejścia do tych, jak Pan nazwał
„cywilizowanych”, ale już tańszych i... na pewno będzie lepiej.
Rozmawiał Maciej Kułak
Nieuczciwe fi rmy wypuszczają ten niebezpieczny
gaz do atmosfery.
wszystko przetworzy, a następnie zapewni dokumenty organizacji odzysku. Wszyscy są szczęśliwi, bo każdy zarobił, a organizacja odzysku wypełniła obowiązek ustawowy i do tego ma dokumenty
za 1/6 rzeczywistych kosztów.
Taka praktyka staje się już czymś powszednim. I jest możliwa tylko dlatego, że nie ma rzeczywistej kontroli nad rynkiem. A nieuczciwi
„przedsiębiorcy” stają się coraz bardziej bezczelni. – Jednym z lepszych numerów było to, jak od
dawna nie działająca huta szkła wystawiała papiery świadczące o przetwarzaniu ogromnej partii materiału. Dopiero po długim czasie ktoś załapał, że to wszystko fikcja. Kwity poszły jednak
w Polskę. Sprawę bada prokurator, a osoba odpowiedzialna za to wszystko znajduje się na wolności. – W tym kraju wszystko jest możliwe – mówi
nam były pracownik zakładu złomiarskiego. – Nikt
nad tym nie panuje, nie ma żadnej kontroli. My np.
mieliśmy papiery na kilka tysięcy ton. Taką ilość
„przetworzyliśmy”, ja i dwóch kolegów, i to kilkoma śrubokrętami. Wyliczyliśmy, że w uczciwy sposób potrzebowalibyśmy na to 8 lat, pracując 24
godziny na dobę. Do tego na nasz dwustumetrowy
placyk musiałoby wjeżdżać 11 tirów dziennie.
A drukarka załatwiła sprawę w kilka minut.
Kontrole inspektorów ochrony środowiska ograniczają się jedynie do wglądu w dokumenty, a w nich
jest wszystko lege artis. – Większość z nas wie jak
to się odbywa – mówi InfoMarketowi były inspektor.
– Nasza sytuacja jednak jest beznadziejna. Brakuje
ludzi, zarobki są niskie, a rotacja olbrzymia. Nie raz
uciekałem z takiego zakładu, bo próbowałem dociec
jak to możliwe, że kilkuosobowa firma przetwarza
gigantyczny tonaż zużytego sprzętu. To specyficzny
półświatek, z którym lepiej nie zadzierać.
Z kolei Małgorzata Tomczak, naczelnik wydziału kontroli Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska broni inspektorów. – Trzeba wiedzieć w jakiej
sytuacji prawnej działa GIOŚ. Ustawa o swobodzie
gospodarczej nakłada na nas np. ograniczenia czasowe. To znaczy, że nasi inspektorzy nie mogą wejść
do firmy i kontrolować jej nie wiadomo jak długo. Co
więcej musimy uprzedzać o kontrolach. A kto wiedząc o naszej wizycie się do niej nie przygotuje? To
wszystko nie jest więc takie proste.
Uczciwe firmy jednak zaczynają przegrywać
z drukarzami dokumentów. – Oferujemy stawki
na granicy opłacalności – mówi Jarosław Piekut,
szef firmy Stena i ekspert w dziedzinie przetwarzania ZSEiE. – A i tak na rynku są firmy oferujące
połowę tego co my. Dopłacają do tego? Podobnie
twierdzi Mirosław Baściuk z firmy Remondis, według którego jeśli władze poważnie nie potraktują
problemu już za kilka lat rynek może się zmienić w
jedną wielką szarą strefę.
Tymczasem handel kwitami to tylko część
nielegalnego procederu. Niewiele firm przetwarzających elektoroodpady dysponuje bowiem odpowiednim zapleczem technicznym. A te, ustawa
jasno precyzuje. – By przetwarzać freony trzeba
mieć specjalną linię – wyjaśnia Jarosław Piekut.
– Zaledwie 1/3 tego niszczącego ozon gazu znajduje się bowiem w układzie chłodzącym, 2/3 zaś
w piance izolacyjnej obudowy. Ściągnięcie tego z
układu chłodzącego nie nastręcza kłopotów. Jednak, by unieszkodliwić ten z pianki, trzeba mieć
instalację, która nie pozwoli freonowi wydostać
się do atmosfery.
A taką w Polsce ma tylko jedna firma. Tymczasem pozwolenie na utylizację przetwarzanie lodówek można dostać praktycznie od ręki. Jak freon
jest unieszkodliwiany bez specjalnych technologii? – Nikt sobie nim głowy nie zawracał. Cięliśmy
przewody, a pianka szła do śmietnika – mówi nam
człowiek z branży. Warto zadać pytanie, na jakiej
podstawie ten, czy owy wojewoda wydał takie pozwolenie. Niezależnie, jak to zrobił, złamał prawo.
Co grozi za taki proceder? Kary w tysiącach
złotych za każdy kilogram freonu wyemitowany do
atmosfery. Czy ktoś jednak ją dostał? – Nie sądzę
– mówi nam b. inspektor ochrony środowiska. –
Gdy pytaliśmy o freon odpowiedź zawsze była taka sama. Nie przyjmujemy lodówek freonowych –
mówi. Te naciągane tłumaczenia jednak skutkują.
– To bzdura – mówi szef Steny. – W tej chwili 80
proc. sprzętu, który trafia na złom, to lodówki freonowe. Jak trafnie podkreśla Grzegorz Chechłacz z
firmy HGM każdego roku sprzedaje się w Polsce ok.
miliona lodówek. – Tylko w Warszawie, w tym czasie, z użytku wycofywanych jest 30-40 tys. kilkunastoletnich urządzeń. W lasach ich nie ma. Co się z
nimi dzieje? – pyta retorycznie i odpowiada z przekąsem – pewnie idą od razu do nieba... I dodaje –
od początku wiadomym było, że cała ustawa i przygotowane do niej liczby to tylko fikcja.
Tymczasem nowoczesny zakład we Wschowie
pracuje na kilkanaście proc. swojej mocy. – Sprowadzamy zużyty sprzęt chłodniczy z Czech i Rumunii, bo z Polski do nas nie dociera. Czyżby tam
świadomość ekologiczna była większa?
nr 1 czerwiec 2009
InfoMarket_nr_1_6_2009_A.indd 21
21
28-05-2009 13:01:04