Raz po raz, nerwowo zerkała na zegarek
Transkrypt
Raz po raz, nerwowo zerkała na zegarek
Urodziny Marka Autor: Daisy i Mariposiek Raz po raz, nerwowo zerkała na zegarek. Jej drobna i filigranowa postura nie wyróżniała się wśród tłumu oczekujących na swoich bliskich. Była niska i musiała się bardzo wysilać by wypatrzeć tę jedną, konkretną osobę. Znowu połączyła ich niewidzialna nić wzajemnego porozumienia, fascynacji i ... pociągu fizycznego. Nie umieli tego ukryć podczas wzajemnych spojrzeń, które teraz były dłuższe niż zwykle. Poza tym ich relacje scementowało tragiczne wydarzenie. Paradoksalnie, jego walka o życie, jej rozpacz oraz otoczka czegoś co mogli utracić i nigdy nie odzyskać, były tym co pozwoliło im wreszcie zrozumieć banalną prawdę - że nie umieją funkcjonować bez świadomości że ta druga osoba po prostu jest. Ale nie doszło między nimi do poważnej, wyjaśniającej rozmowy. Dlatego tak bardzo się bała. Spoglądając na siebie, krytycznie oceniła swój strój. Mogła się jakoś lepiej przygotować na jego przyjazd. A tak czarna bluzka na ramiączkach, nieśmiertelne bojówki i znoszone nieco trampki mogły sprawić, że pomyśli sobie iż nie jest dla niej ważny. A to nieprawda. Jest ważny jako przyjaciel i jako mężczyzna. To, że nie umieli jeszcze rozmawiać o sobie, nie świadczyło wcale o tym, że on nic więcej dla niej nie znaczy. W końcu zobaczyła go pośród tłumów, wysiadających z wagonów. Od razu zauważyła, że opalił się i troszkę nabrał ciała. Po operacji, w której usunięto mu kulę, jaką został trafiony podczas strzelaniny, stracił dużo krwi - był blady i wymizerowany. Pobyt u rodziców nad morzem widocznie dobrze mu zrobił. Taszczył za sobą wypchaną torbę, ale co jakiś czas rozglądał się dookoła, jakby chciał kogoś odnaleźć wśród witających się. Ona biegła, pokrzykując jego imię, wreszcie musiała podskoczyć by ją zauważył. Z promiennymi uśmiechami stanęli wreszcie twarzą w twarz ... - Cześć! – Basia wyciągnęła rękę, utrzymując między nimi dystans. Ale Marek nie uścisnął jej od razu, najpierw zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem, a dopiero potem przywitał się robiąc niepewny krok w jej stronę. Pochylił się i delikatnie musnął ustami jej policzek. - Cześć! – wyszeptał tuż przy jej uchu. – Dzięki, że po mnie przyjechałaś. - Nie ma sprawy… - odskoczyła, unikając jego wzroku. Przez dłuższą chwilę panowała krępująca cisza, ale komisarz szybko przypomniała sobie o dzisiejszym święcie. Z kieszeni kurtki wyjęła małe, zapakowane pudełko i podała je Brodeckiemu. – Wszystkiego najlepszego! Dzisiaj są twoje urodziny! - Pamiętałaś… - O ważnych sprawach pamiętam. – mrugnęła, rozładowując napięcie. – Niestety nie znalazłam odznaki super gliny i prawdę mówiąc nie mam zielonego pojęcia skąd ty ją wziąłeś. Dlatego pomyślałam o czymś praktycznym… No otwórz! – dodała, widząc jak się jej przygląda. - Tak, tak… - natychmiast rozwiązał czerwoną wstążkę i zajrzał do środka. Był w nim męski zegarek, ze skórzanym paskiem i posrebrzanymi wskazówkami. – Wow… Basia, jest naprawdę pierwszorzędny i musiał kosztować majątek. - Tak, wydałam na niego pół pensji… - przewróciła oczami. – Załóż. Zobaczymy, jak wygląda na dłoni. - Nie, ja… Baśka nie powinnaś wydawać na mnie tyle pieniędzy. Nie mogę go przyjąć… To zbyt kosztowny prezent. 1 - Chcesz, żebym się obraziła? Poza tym już go wziąłeś, jest twój… Bez dyskusji. – niemal krzyknęła, widząc jak otwiera buzię. – Marek, proszę Cię. To twoje urodziny i niech Cię cena nawet nie interesuje. - Dziękuję! – uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie, przytulając. Basia ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi. Oboje jednocześnie przymknęli powieki. – Tylko ty pamiętałaś. - Nie prawda… - odsunęła się. – To nie koniec atrakcji na dzisiaj. Teraz porywam Cię na Twoją imprezę urodzinową. Wszyscy już na nas czekają. - Jacy wszyscy? - Nooo… Adam, Zuzia, Szczepan, Jacek… - Wyliczała na palcach. - Zmusiłam nawet do przyjścia Julię i Rafała. Im nas więcej, tym weselej. Jedziemy! - Żartujesz? – bardziej stwierdził, niż zapytał. – Baśka, proszę Cię! - Udam, że nie słyszałam tej radości w twoim głosie… - rzuciła sarkastycznie. – I nie próbuj się wykręcać, bo Ci się nie uda. Czy możemy już iść? - Prowadź! – mruknął. Przez całą drogę praktycznie nie odezwali się do siebie ani słówkiem. Co jakiś czas posyłali sobie nieśmiałe uśmiechy, ale rozmowa jakoś się nie kleiła. Atmosfera była dziwnie napięta, oboje to wyczuwali. Tymczasem w domu Storosz czekali juz wszyscy zaproszeni przez Baśkę goście. Był szampan (mocniejszy alkohol również), prezenty, tort upieczony przez Zuzię i smakołyki zamówione wprost z knajpki zaprzyjaźnionej Lucynki. Jacek co jakiś czas z irytacją zerkał na ścienny zegar zastanawiając się co robi na urodzinach tego faceta, który od początku go niezmiernie irytował ... Ale zrobił to wyłącznie dla Baśki. Podobne przemyślenia w tym samym czasie mieli nowi w teamie Zawady - Rafał i Julia. Oni praktycznie nie znali Marka i najchętniej zostaliby na komendzie, ale ich szefowa - komisarz Storosz - zagroziła, że do końca miesiąca nie pojadą na żadną akcję, gdyż będą zajęci wypełnianiem zaległych akt. W końcu Adam z okna dostrzegł swoich przyjaciół, wysiadających ze służbowego fiata, pod samym blokiem. Baśka radośnie mu pomachała, a za chwilę oboje znaleźli się w środku ... - Adam pilnuj go, bo będzie próbował nawiać… - zachichotała, kiedy Marek posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. – Chyba się nie cieszy z niespodzianki. - Trzydziestka mu stuknęła, też nie byłbym zadowolony. – burknął prokurator, wychodząc z pokoju na powitanie „kumpla”. - A ty ile masz? Trzydzieści dwa! – Storosz od razu odpowiedziała na zadane wcześniej przez siebie pytanie. – Nim się obejrzysz, będzie czterdziestka, potem pięćdzie… - Dobra, dobra! – Jacek natychmiast uciął, widząc jak się nakręca. Wyminął stojącego przed nim Zawadę i podszedł do podkomisarza, uścisnąwszy mu dłoń. – Wszystkiego najlepszego i dużo szczęścia. - Ode mnie też! – krzyknęli jednocześnie aspiranci. – Marek dobrze Cię znowu widzieć. – dodał Szczepan wychylając zza ściany. - Dzięki… Nie spodziewałem się. Pamiętaliście o mnie i…. – westchnął, próbując opanować wzruszenie. – Dziękuję! - To nie nam powinieneś dziękować… - Adam poklepał przyjaciela po ramieniu. – Tylko pewnej blondyneczce. - Ej, proszę mnie tu nie obgadywać. – udała zdenerwowanie, na co wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. Po jakiejś godzinie impreza się rozkręciła, a Marek mógł się pochwalić eleganckim piórem, które dostał od Adama, zestawem kosmetyków od Julii i Rafała, krawatem w kolorze indygo od Jacka (wydał mu się okropny, ale nie powiedział tego by nie zrobić przykrości prokuratorowi, którego miłość do tej części garderoby była powszechnie znana), a od Zuzi i Szczepana dostał ...kajdanki. Ale nie takie zwyczajne, policyjne. Te były obszyte różowym futerkiem! Nie skomentował tego, choć ledwo się powstrzymywał by nie wybuchnąć 2 śmiechem. Tym bardziej, że Zuzia co jakiś czas posyłała mu znaczące spojrzenia, taksując przy tym wzrokiem Baśkę. A Storosz tymczasem, świetnie się bawiła tańcząc z każdym ze swoich kolegów. Gdy procenty zrobiły swoje sama prosiła do tańca panów, którzy byli zmuszeni znosić jej wymyślne akrobacje. Sam Marek uważnie ją obserwował - jak się śmieje, jak zaraża optymizmem i poczuciem humoru innych, jak stara się by jego urodziny były wyjątkowe. I były - bo ona była blisko, bo włożyła całe serce w to przyjęcie, starając się stworzyć idealną atmosferę dla powrotu Marka na komendę. Zaśmiał się w duchu - już nigdy więcej nie będzie tak długo analizował swoich uczuć. Ten nowy zegarek będzie mu przypominał, że przez głupie wątpliwości można zaprzepaścić szansę na szczęście. Ostatni goście wyszli zaraz po 1.00 w nocy. Basia do tego czasu zdążyła wytrzeźwieć, choć słodkie rozleniwienie ogarnęło całe jej ciało. Marek stał w korytarzu i cały czas się do niej uśmiechał ... - Jeśli nie chcesz, to nie musisz jeszcze iść. – zagadnęła, szybko odwracając wzrok od jego spojrzenia i wysoko podniesionych brwi. Był zaskoczony, a ona niemal płonęła z zawstydzenia, nie dowierzając w to, co powiedziała. - Ale Adam…. – wskazał ręką na stojącego nieopodal przyjaciela. – Zaproponował, że mnie podwiezie. - Zawsze mogę zmienić zdanie. - wzruszył ramionami z uśmiechem. – Idź! Pomożesz Basi sprzątać. – popchnął go w stronę drzwi. - Późno jest… - Do niczego Cię nie zmuszam… Tylko ładnie proszę. – skrzywiła lekko główkę. - Skoro nalegasz. – zaśmiał się. – Godzina, a potem wracam taksówką do domu. Dawno mnie tam nie było i pewnie wszystko zarosło kurzem. Zanim jednak ponownie przekroczył próg jej mieszkania, poczuł mocny uścisk na łokciu, a po chwili usłyszał głos inspektora. - Tylko nie narozrabiajcie… Po wyjściu Adama znów pomiędzy nimi zapanowała krępująca cisza. Stali oparci o przeciwległe ściany w korytarzu i uśmiechali się do siebie. W końcu Basia niepewnie skierowała swoje kroki do kuchni i zabrała się za zmywanie stosu brudnych naczyń, zalegających w zlewie. Brodecki patrzył na nią - jak stara się skupić na wykonywanej czynności, jak szkarłatne rumieńce barwią jej policzki, a ręce co chwila wyciera w prowizoryczny fartuszek którym się przewiązała w pasie. Podszedł do niej i z porozumiewawczym uśmiechem zaczął wycierać mokre talerze. Po dłuższej chwili milczenia wreszcie odezwał się pierwszy ... - Wiesz, że nigdy dotąd tego nie robiłem? - Czego? – spytała nie bardzo rozumiejąc co też ma na myśli. – Nigdy nie wycierałeś talerzy? To proste… - Nie, Baśka ja nie o tym! – zaśmiał się. – Nigdy nie kochałem żadnej kobiety… Znaczy myślałem, że kocham, ale to było tylko długotrwałym zauroczeniem lub krótkotrwałą fascynacją. - Dlaczego mi o tym mówisz? - Bo chcę? – odłożył naczynia i usiadł na blacie pod oknem. - Okej… - w geście poddania uniosła do góry obie ręce. – A Patrycja? … I Natalia? – imię tej drugiej ledwo przeszło jej przez gardło. - Właśnie o tym mówię, Patrycja była tylko zauroczeniem, a Natalia fascynacją. Imponowała mi, ale teraz… - zamyślił się. – Teraz cieszę się, że nie jestem ani z jedną, ani z drugą. - Nooo, ale nie martw się… - poklepała go po ramieniu. – Nie od parady mówią, ze do trzech razy sztuka. Jeszcze znajdziesz dziewczynę swojego życia…. O zgrozo, mówię jak Agata! – dodała do siebie. 3 - Nie zamierzam jej szukać! … Jestem pewny, że ona kręci się gdzieś w zasięgu mojego wzroku. Jest blisko, może nawet mijamy się na ulicy. - Może jest policjantką… - burknęła nieprzyjemnie komisarz. - Otóż to! – skwitował zeskakując z bufetu. – Mielibyśmy przynajmniej wspólne zainteresowania. Zamiast romantycznej randki, poszlibyśmy na strzelnicę, albo… - … kogoś razem aresztowali? – wtrąciła. – Użyłbyś swoich wystrzałowych kajdanek od Zuzia i Szczepana. Na pewno by się ucieszyła. - Mówisz? – uśmiechnął się. – I masz… - nie zdążyła się nawet obejrzeć, gdy za plecami usłyszała charakterystyczny odgłos zatrzaskiwanych kajdanek, a na prawym nadgarstku poczuła pluszowe futerko. - Marek?! Co ty robisz? – szarpnęła ręką, tym samym pociągając za sobą podkomisarza, który przykuł ich do siebie swoim perwersyjnym prezentem. – Nie mam ochoty na głupie żarty. Rozkuj nas. - Baśka, czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? Do trzech razy sztuka. Ty jesteś tą trzecią… znaczy pierwszą! – poprawił się natychmiast. – To jest… jednocześnie pierwszą i trzecią. - Możesz mówić jaśniej? - Nigdy nie potrafiliśmy rozmawiać o tym, co do siebie czujemy… Dlatego staram się to zmienić. Ostatnie miesiące, mój wypadek coś mi uświadomiły i wiem, że jesteśmy głupi. - Mów za siebie. - Kręcimy się w kółko… raz się całujemy, potem się nie odzywamy, znowuż się całujemy i przez tydzień się kłócimy. Zataczamy koło i próbujemy uciec przed tym, co i tak jest nieuniknione. Tylko pogarszamy sprawę, zamiast być szczęśliwi. - Marek… - Baśka, zakochałem się w tobie! - Baśka po tym wyznaniu zastygła w jednej pozycji - z jedną ręką uwięzioną w pluszowych kajdankach, a w drugiej trzymając talerz ociekający z piany. Nie była w stanie wykonać choćby najmniejszego ruchu w obawie, że to co się dzieje jest kolejnym z jej chorych snów. Serce jak oszalałe tłukło jej się w piersi. Choć wyobrażała sobie wiele scenariuszy, gdy wreszcie usłyszy od niego wyznanie miłości, przez myśl by jej nie przeszło, że usłyszy sakramentalne "zakochałem się w tobie" przy zlewie pełnym brudnych naczyń, przewiązana w pasie jakąś ścierką. – Powiedz coś! - Ja… Marek, ja… Żartujesz, tak? Nabijasz się ze mnie? - Nie, dlaczego? Baśka, ja po prostu się poddaję. – wzruszył ramionami. – I jestem gotowy przyznać się do tego, co czuję. Zakochałem się w tobie! – powtórzył. - Skąd wiesz? … Może to długotrwałe zauroczenie, albo … albo krótkotrwała fascynacja. Nie chcę być czyjąś zachcianką. - Po prostu wiem… - wyszeptał. A Basia widząc w jego oczach tyle czułości, na ile jeszcze nigdy się nie zdobył co do jej osoby, zrozumiała, że jemu naprawdę na niej zależy i naprawdę jest w niej zakochany. I bez względu na to, co przyniesie przyszłość, uwierzy mu i postara się być wreszcie szczęśliwa z mężczyzną, na którego czekała długie cztery lata. Wyciągnęła wolną rękę i dotknęła opuszkami palców jego szorstkiego policzka, położyła mu dłoń na karku i przytuliła jego twarz do swojej. Zatonęli w pocałunku – głębokim, pełnym żaru i namiętności. – Dziękuję! - Za co? - Za to, że jesteś… - szczerze się uśmiechnęła, mocno do niego przytulając. – A teraz na miłość boską, rozkuj nas wreszcie! - Co? – zmarszczył brwi. - R o z k u j nas. – warknęła. - A tak, tak… - zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu malutkiego kluczyka, którym byłby w stanie uwolnić od siebie ich splecione ręce. – Gdzie on jest? … - Nie masz go? 4 - Oczywiście, że mam! – oburzył się. – Zawsze wszystko chowam do kieszeni. Musi gdzieś tu być. - Nie masz go! - Mam! – pociągnął ją w stronę pokoju, w którym na stole leżały jego urodzinowe prezenty. – Gdzie jest pudełko, w które były zapakowane? - Wyrzuciłam. – zachichotała, choć tak jak teraz Brodeckiemu, jej również nie było do śmiechu. – Do zsypu. Razem z papierem ozdobnym. - Świetnie! – opadł na kanapę, a Baśka od razu za nim, lądując na jego kolanach. Wyjął z kieszeni spodni telefon komórkowy i wykręcił numer przyjaciela. – Szczepan? … Masz może zapasowy klucz do tych kajdanek? Baśka rozrabia! KONIEC 5