Czytaj

Transkrypt

Czytaj
Na śpiocha
Autor: Daisy
Spędził u rodziców miesiąc. Rozłąka z codziennością pomogła mu w powrocie do zdrowia i
przemyśleniu kilku ważnych kwestii. Po pierwsze - mimo obiecanej podwyżki,
zrezygnował z pracy dla Krawczyka. Po drugie – „policja” – na początku może nie potrafił
się do tego przyznać, ale tylko gmach Komendy Stołecznej sprawiał, że czuł się naprawdę
spełniony. A jako, że uważano go za rasowego glinę, nie mógł opędzić się od myśli, że
już nigdy nikogo nie przesłucha, nie skuje, czy nawet nie postrzeli. Dlatego po długiej
rozmowie z Adamem, zgodził się wrócić do firmy.
I po trzecie – najważniejsze – nie bacząc na swoje poprzednie związki z kobietami, które
nie raz dawały mu w kość, postanowił poszukać szczęścia na nowo, i to nieco bliżej niż
robił to dotychczas. Jego szczęście miało bowiem metr sześćdziesiąt wzrostu, blond włosy
i duże, orzechowe oczy. I nazywało się Barbara Storosz.
Z początku obojgu trudno było przyzwyczaić się do związku, który opierał się również na
czymś więcej, aniżeli przyjaźń i partnerstwo czysto zawodowe. Z czasem jednak nauczyli
się swojej bliskości, przywykli do coraz to wymyślniejszych, pieszczotliwych zwrotów –
„kochanie”, „skarbie”, „myszko”, „kotku”, i wreszcie po trzech miesiącach randkowania
niczym zakochane nastolatki wylądowali w łóżku. Tak minął rok – razem pracowali,
razem pomieszkiwali, razem spędzali każdą chwilę…
- Baaaaaasiu? – Marek z chytrym uśmieszkiem, zza ramienia Rafała, który zajmował
biurko naprzeciwko, spojrzał na dziewczynę – nie zareagowała. Wstał więc, odrzucając na
bok wypełniane właśnie akta i podszedł do jej gabinetu, opierając o framugę drzwi. –
Baśka?! – krzyknął .
- Hm? – nawet nie odwróciła głowy. Podparta na łokciu, raz po raz przecierając zmęczone
oczy, przepisywała dla Dumicza raport ze skończonej właśnie sprawy.
- Dochodzi dwudziesta! – zagadnął kucając tuż obok niej. – Nie uważasz, że zamiast
siedzieć tutaj, powinniśmy…
- Maaaaarek! – ledwo powstrzymała ziewnięcie. Uśmiechnęła się jednak i opuszkami
palców przejechała po jego podbródku. – Muszę to dzisiaj skończyć. Obiecałam Jackowi.
- Mi też coś obiecałaś… - mrugnął i delikatnie owiał oddechem jej lewe ucho, cichutko coś
szepcząc. Zachichotała, skrzętnie kryjąc zaczerwienione policzki i skradła mu szybkiego
całusa.
- Chyba masz rację! Jacek może poczekać… Rafał? – Tym razem zwróciła się do
odwróconego tyłem kolegi. – Poszukaj swojej drugiej połóweczki. Na dzisiaj koniec.
- A wy bawcie się dobrze! – roześmiał się, kiedy Marek posłał mu znaczące spojrzenie
przy wyjściu. – I nie rozrabiajcie!
W niecałą godzinę dotarli na miejsce, po drodze odwiedzając jeszcze sklep z
asortymentem alkoholowym oraz warzywniak po drugiej stronie ulicy od mieszkania Basi.
Miała być kolacja, wino i dobry film akcji, tyle tylko że wystarczyło, żeby zatrzasnęły się
za nimi drzwi klatki schodowej, a komisarz poczuła na szyi czuły pocałunek.
- Marek? … Wariat! – roześmiała się, kiedy wsunął jej dłonie pod bluzkę. – Marek, a
spaghetti? Nie jesteś głodny?
- Nie kochaliśmy się od tygodnia… - zagadnął jakby to miało być odpowiedzią na jej
wcześniejsze pytanie. Szybko otworzył drzwi i kiedy znaleźli się w środku, przywarł do jej
ust w silnym i żarliwym pocałunku, powoli prowadząc w stronę sypialni i dużego,
małżeńskiego łóżka.
Pożądanie rosło w nich z każdą minutą, z każdym pocałunkiem, dotykiem, czułym
słówkiem. Niemal siłą zrywali z siebie kolejne części garderoby, nie spiesząc się jednak
do ostatecznego połączenia. Leżeli nago na miękkiej pościeli, pieszcząc niemal każdą
część swoich ciał. Marek ssał jej piersi, Basia drażniła wargami jego tors. I tak na
zmianę, dopóki Marek nie poczuł, że nie w pełni mu to wystarcza...
- Kocham Cię! - wyszeptał i ostrożnie rozsunął jej uda, żeby zatopić się w wilgotnym
wnętrzu swojej kobiety. Coś go jednak zaniepokoiło – do tej pory odpowiadała na każde
wyznanie, zwłaszcza na to, którym ją przed chwilą obdarzył. Tym razem milczała.
Dlatego otworzył na wpół przymknięte z podniecenia oczy i spojrzał w kierunku Basi.
Spała! Jak mała dziewczynka, wtulona w poduszkę.
Nad ranem obudził ją zapach świeżo zaparzonej kawy, który szybko rozniósł się po całym
mieszkaniu. Przeciągnęła się leniwie i narzucając na siebie szlafrok, poszła w kierunku
kuchni.
- mmmmmm kawa? Tego właśnie mi trzeba! – podeszła do stojącego pod oknem
podkomisarza i mocno wtuliła się w jego plecy, pocałunkami obdarowując nagi kark i
ramiona. – Cześć! Mam nadzieję, że dla mnie też się coś znajdzie. – skinęła w stronę
trzymanej przez niego szklanki.
- Tak, nalej sobie! – odparł sucho. – A ja idę wziąć prysznic.
Basia, jak zawsze po upojnej nocy z Brodeckim, była w znakomitym humorze i nawet nie
zauważyła, że coś gryzie jej faceta. Dlatego ignorując jego nieprzyjemny ton, wzruszyła
beztrosko ramionami i z uśmiechem wymalowanym na twarzy sięgnęła po kawę. W
końcu nie mogło to być nic poważnego – wiedziałaby, albowiem od wyjścia z komendy do
dzisiejszego poranka była cały czas przy nim. Postanowiła więc niczym się nie
przejmować. Do czasu…
- Co się dzisiaj z wami dzieje? – Adam stał pomiędzy obojgiem przerzucając wzrok z niej
na niego. Najpierw nie odzywają się do siebie – zwłaszcza Marek, który tego dnia starał
się przebywać, jak najdalej od komendy, czyli załatwiał wszystko co związane ze sprawą
na mieście – a teraz kłócą, lustrując nawzajem wrogim spojrzeniem. I gdyby nie Zawada,
pewnie doszłoby również do rękoczynów. – Poprztykaliście się, okej! Ale nie przenoście
swoich spraw prywatnych na pracę. Mamy na głowie dwa zabójstwa i jak do tej pory
żadnych rezultatów.
- Nie pokłóciliśmy się! – Basia warknęła w stronę Brodeckiego. – Tylko pan podkomisarz
najwidoczniej wstał dzisiaj lewą nogą.
- A pani komisarz…
- Dość! – uciął inspektor. – Marek pojedziesz po sąsiadkę Raszyńskiego i sprowadzisz ją
tutaj jeszcze dzisiaj. Nie możemy czekać z portretem pamięciowym do jutra!
- A ja? – wtrąciła Storosz.
- Przesłuchasz z Julią Radomskiego. Facet kręci i to ostro. – Basia przytaknęła i kątem
oka spojrzała na wychodzącego Marka. Przegryzła delikatnie dolną wargę i z lekkim
zawahaniem wyszła za nim, zatrzymując tuż obok automatu z kawą.
- Marek, co się z tobą dzieje? – w odpowiedzi przewrócił tylko oczami. – Zrobiłam coś nie
tak, że jesteś na mnie zły?
- Nie jestem na Ciebie zły!
- Wściekły! Od rana chodzisz, jak nastroszony kogut! Unikasz mnie, nie odbierasz
telefonów, a teraz ta sprzeczka. – wskazała ręką na kanciapę, w której jeszcze pięć minut
temu toczyli batalię.
- Nie zgodziłem się po prostu z twoimi insynuacjami dotyczącymi Małego. Miał solidne
alibi. Czy to zabronione … szefowo? – Baśka zmrużyła oczy, powstrzymując się przed
kolejną scysją. - Siedział w tym czasie na wybrzeżu, więc to niemożliwe!
- Racja, niemożliwe… - powtórzyła cicho, ani na moment nie spuszczając z niego oka. –
Wierzbicka na mnie czeka. Muszę iść! – i minęła go, znikając po chwili za drzwiami
pokoju przesłuchań. Marek ciężko westchnął i ruszył w kierunku wyjścia, a potem
zaparkowanego niedaleko samochodu. Zanim jednak odjechał, miejsce obok niego zajął
inspektor.
- Pojadę z tobą! – zagadnął uśmiechając się pod nosem. – Będziemy mogli spokojnie
porozmawiać.
- A portret pamięciowy? Podobno nam się śpieszy.
- Owszem! Dlatego to zależy od Ciebie. – Marek zmarszczył brwi nie bardzo rozumiejąc
co Adam ma na myśli. – Zależy jak szybko opowiesz mi o swoich problemach. Czy
będziesz skłonny do zwierzeń…
- Co? – roześmiał się, ale widząc poważną miną przyjaciela, również spoważniał. – Nie
mam pojęcia o czym mówisz. Nie mam żadnych problemów.
- Basia.
- Co Basia?
- Basia Storosz.
- Co Basia Storosz?
- Basia Storosz, twoja dziewczyna, narzeczona… nie wiem na którym etapie związku
jesteście! – dodał wzruszając ramionami. – Zaczynam się powoli gubić!
- I co w związku z nią?
- Właśnie? … Jesteś naburmuszony! A to oznacza, że pani komisarz musiała nieźle
narozrabiać. I w dodatku o tym nie wie.
- Skąd wiesz? … Dorabiasz w przychodni dla terapeutów? – dodał mimochodem, mając
nadzieję, że zbije Adama z tropu. On jednak obserwował go z coraz większym
zainteresowaniem. – Dobrze, powiem Ci, ale nie tutaj. Pojedziemy coś zjeść.
(…)
- Naprawdę?! Żartujesz?! – śmiech Zawady słychać było niemal w całym pomieszczeniu.
Obaj panowie zwrócili na siebie uwagę gości oraz kelnera, który gestem ręki poprosił,
żeby się uspokoili. – Brodecki, starzejesz się! Trzydziestka Ci wyraźnie nie służy!
- Bardzo śmieszne! – burknął.
- Ale nie podejrzewasz chyba, że to ze znudzenia? – zapytał, zakrywając usta ręką przed
kolejnym wybuchem. – Przepraszam!
- Uspokój się! – pogroził inspektorowi palcem. – A jeśli tak? Może rzeczywiście coś jest ze
mną nie w porządku, skoro kobieta zasypia w trakcie seksu ze mną. Baśka jest przecież
młodsza ode mnie, energiczna. A ja? …
- Powolny?
- Dzięki! – zdenerwowany wypuścił z rąk sztućce, uderzając nimi o talerz. – Dobijaj mnie
jeszcze bardziej.
- Ale sam chciałeś to powiedzieć!
- To nie znaczy, że musisz mnie dołować! Jesteś moim przyjacielem i powinieneś mnie
wspierać… - Marek podparł się na łokciach, intensywnie nad czymś myśląc. – Uważasz, że
powinienem iść do lekarza?
- Co?! – Adam prawie zachłysnął się popijając sok pomarańczowy. – Że gdzie ty chcesz
iść? Do lekarza? A po jaką cholerę?
- Może mi coś przepisze na…
- Szybkość twojego członka? Baśka będzie wniebowzięta, kiedy się dowie! …
Zwariowałeś! – krzyknął, pukając się wskazującym palcem po czole. – Marek spójrz na
siebie! Jesteś młody i zapewniam Cię, że sprawny! Nie potrzebujesz żadnego lekarza! …
No, chyba że byłby to psychiatra!
- O co Ci chodzi?
- Baśka na pewno nie zasnęła z powodu twoich problemów seksualnych! Bo ich nie masz!
- Więc dlaczego?
W tym samym czasie na komendzie, Julia i Basia skończyły przesłuchiwać świadka oraz
rodzinę zamordowanego. A właściwie to Wierzbicka skończyła, ponieważ komisarz cały
czas była myślami gdzie indziej – przy Marku i ich kłótni.
Owszem, już kilkakrotnie zdarzały im się sprzeczki, ale zazwyczaj obracali je w żart albo
najdalej po godzinie godzili się, zamykając w jej niedużym gabineciku lub innym, wolnym
od niepowołanych osób pomieszczeniu – byle blisko siebie, ciesząc usta gorącymi
pocałunkami.
- Musimy chyba postawić na inny trop! Radomski ustaje przy swoim, a kelnerka
potwierdziła, że był wtedy w barze…. Basia, ty mnie w ogóle słuchasz? – dodała, widząc
roztargnienie koleżanki.
- Tak, tak… inny trop! – uśmiechnęła się. – Może wyniki daktyloskopijne coś wykażą.
- To pojadę z Rafałem do laboratorium.
- Nie musicie! Ja się tym zajmę, a ty sprowadź rysownika, Adam i Marek powinni zaraz
wrócić z Piotrowską. – posłała Julii serdeczny uśmiech i odwróciła się, żeby odejść, ale
wpadła na stojącego obok nich Jacka. – O, cześć! Nie zauważyłam Cię.
- Hej, jak sprawa? Mam nadzieję, że do przodu!
- Dupa blada! – odparła, doprowadzając tym oboje do gromkiego śmiechu. - Idzie nam,
jak krew z nosa. Nic nie mamy! – rozłożyła szeroko ręce. – Właśnie jadę do laboratorium.
- Mogę Ci towarzyszyć? … Bo właściwie zakończyłem już na dzisiaj pracę w prokuraturze i
jakby to powiedzieć, nudzę się! – mrugnął.
- Skoro tak… to idziemy! – skinęła w stronę wyjścia.
- Tak jest pani komisarz! – zażartował i natychmiast ruszył za Storosz. Zanim jednak
odjechali, na parkingu przed komendą zatrzymał się ciemny Fiat ze znajomymi twarzami
w środku. Jacek poczekał, aż wysiądą i podszedł do nich pierwszy, ściskając dłonie na
powitanie.
- Widzę, że nie jesteście sami… - zerknął w stronę staruszki.
- Pani Krysiu, proszę wejść na komendę i tam na nas poczekać! – zagadnął inspektor do
kobiety. – A wy gdzie się wybieracie… razem? – zapytał, ukradkiem spoglądając na
milczącego wciąż podkomisarza.
- Wiem od Basi, że stoicie w miejscu. Może wyniki daktyloskopii już będą.
- Jasne! – burkną Brodecki. – Tylko nie przepadnijcie gdzieś razem po drodze.
- Co sugerujesz, hm? – tym razem odezwała się Basia.
- Nic!
- Świetnie! Jacek, jedziemy! – rozkazała i pchnęła prokuratora w stronę swojego
samochodu, który po chwili zniknął włączając się do ruchu.
- Myślisz, że to Jacek? … Znowu Jacek? – westchnął podkomisarz, zaciskając mocno
pięści. – Podobno rozstał się z Pauliną, więc…
- Marek przestań! – Zawada zgromił przyjaciela wściekłym spojrzeniem. – Baśka nie chce
się z tobą rozstać! Nic gorszego wymyślić nie mogłeś!
- Tak? To skoro ja jestem sprawny, to dlaczego usnęła? Powoli się ode mnie oddala, aż
któregoś dnia mnie zostawi, oznajmiając że wychodzi za Jacka.
- Jesteś głupi, wiesz? Zamiast się zamartwiać, po prostu z nią porozmawiaj. Bo jak na
razie, to ona nawet nie wie dlaczego się na nią gniewasz.
- Pewnie, że nie wie! – prychnął. – Bo nie wie, że ją rozpracowałem! Ją i Jacka!
- Nie mogę tego słuchać!
(…)
- Wyniki nic nie wykazały, ale zleciliśmy dodatkowe badania, które będą dopiero na jutro
rano! … To co? Fajrant? – wykrzyknęła wesoło komisarz. – Mam ochotę na zimne piwko!
- Jeśli to rozkaz szefowej, to … nie mamy wyjścia, zmywamy się! – Rafał uśmiechnął się
szeroko i objął Basię ramieniem. – Ale ty stawiasz!
- Ej, nie ma mowy! – szturchnęła go.
Marek stał podparty o szafkę, tym razem dokładnie przyglądając się koledze, który
zacięcie droczył się o coś z jego kobietą. W każdym mężczyźnie, który nie był nim,
widział potencjalnego kandydata na jej kochanka. I mimo rozmowy z Adamem, nie mógł
odpędzić od siebie myśli, że Baśka nie jest nim już tak zainteresowana, jak kiedyś. Są
razem już rok i mogła przecież się nim znudzić. Może jego pieszczoty nie były już tak
namiętne, jak kiedyś? Nie zadowalał jej? Inaczej nie zasnęłaby w trakcie seksu. Był zły i
nie wiedział, co robić. Może rzeczywiście powinien jej powiedzieć, co czuje? I wymusić
przyznanie się do winy…. Tak, tak też zrobi.
- W takim razie idziemy! – z zamyślenia wybudził go głos Zawady. Rozejrzał się,
zatrzymując wzrok na Basi.
- Wy idźcie, my musimy jeszcze porozmawiać! Spotkamy się na miejscu! – wskazał na
siebie i Basię, a kiedy wyszli podszedł do okna.
- Najwyższy czas… - podeszła i objęła go od tyłu przytulając twarz do jego pleców. –
Marek, co się dzieje? Tęskniłam dzisiaj za tobą! Ani razu mnie dzisiaj nie pocałowałeś.
Zaczynałam się już martwić!
- Zasnęłaś!
- Co? – zmarszczyła brwi, kiedy odwrócił się w jej stronę.
- Wczoraj, kiedy… my… zasnęłaś w trakcie! – Basię od razu ogarnęło zmieszanie i wstyd.
Teraz dopiero uświadomiła sobie, czemu nie pamiętała ich zbliżenia – bo w ogóle do
niego nie doszło. – Czy coś zrobiłem źle? … Może to ze mną jest coś nie w porządku? Nie
zaspokajam Cię już? Powiedz!
- Nie, Marek to nie jest tak… - uśmiechnęła się, wyobrażając sobie jego zdziwioną minę,
kiedy zobaczył, że śpi. Albo co gorsza, usłyszał jak chrapie.
- Wiem, że mam już trzydzieści lat, ale chyba jeszcze jestem dobry w tych… rzeczach!
Nie zanudzam Cię! – niepewnie pokazał coś rękoma.
- Nie, Marek jasne, że nie! – w tym momencie już nie wytrzymała. Roześmiała się w głos,
przysiadając na biurku.
- Czyli to drugie? – bardziej stwierdził niż zapytał, nie tłumacząc jej czym jest „to
drugie”. – Jacek czy Rafał? A może ktoś trzeci? – mówił spokojnie, choć jego głos
przesiąknięty był złością.
- Co? Jacek? Rafał? Nie rozumiem!
- Więc usnęłaś, bo… bo co? Nie chciałaś? Udawałaś, żeby…
- Marek na miłość boską nie! Oszalałeś? … Byłam po prostu zmęczona!
- Byłaś zmęczona? – prychnął.
- Tak! W ciągu tygodnia spadło na nas więcej spraw, niż zwykle. Nie śpię po nocach,
żywię się głównie kawą! A od kilku dni…
- Co od kilku dni?
- Nie chciałam Ci mówić, ale źle się czuję. Mam nudności, bóle głowy… Marek, nie
chciałam Cię martwić! – nie odpowiedział. – Ale co ty myślałeś?
- Byłaś u lekarza?
- Nie! – pokręciła głową. – Właśnie dlatego Ci nie mówiłam, bo od razu zaciągnąłbyś mnie
do szpitala. A mi nic nie jest. Przejdzie!
- I nie zdradzasz mnie? … Ani z Jackiem? Ani z Rafałem?
- Ani Szczepanem, ani z Adamem! – dodała z uśmiechem. – Marek, przecież Cię kocham i
przepraszam! Wyobrażam sobie, jak musiałeś się poczuć, kiedy zasnęłam!
- Okropnie! – posmutniał.
- I dlatego byłeś na mnie zły? … Dlaczego mi nie powiedziałeś? Obiecaliśmy sobie, że nie
będziemy mieli przed sobą tajemnic, pamiętasz?
- Tak, ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Jesteś po prostu przewrażliwiony na punkcie swojego wieku…
Zapewniam Cię, że nie jeden trzydziestolatek jest bardziej skuteczny niż jakieś małolaty,
które w ogóle nie znają się na rzeczy.
- Skuteczny? – podkomisarz uniósł do góry jedną z brwi.
- Tak! – Basia przyciągnęła go natychmiast do siebie i cicho wyszeptała coś na ucho. –
Skarbie mam na myśli orgazm!
- aaaaaa! – uśmiechnął się.
- A poza tym to wstrętny z Ciebie zazdrośnik. Wystarczył niczemu winny sen, a ty już…
wpychasz mnie w ramiona Dumicza. Powinnam się obrazić!
- Ależ skarbie… - zbliżył się do niej i czule odgarniając opadającą na jej twarz grzywkę,
pocałował. – Dumicz przecież nie jest w twoim typie.
KONIEC