Janusowe oblicze
Transkrypt
Janusowe oblicze
Jarosław Młynarczyk I rok Filozofii i etyki Janusowe oblicze Tragedia niejednoznaczności natury ludzkiej. 1 Słowo zamiast wstępu Wydaje się , że w sporze o naturę ludzką powiedziano wszystko co w jakiś sposób wartościowe, cenne i znaczące. Wielu znakomitych myślicieli najróżniejszych epok pochylało się nad jej problemem. Czy wobec tego mój nieśmiały głos będzie w tej sprawie jedynie nic nieznaczącym pustosłowiem…? Mam nadzieję, że nie. Jednocześnie nie zakładam sobie, że dokonam jakiegokolwiek nowego przedefiniowania myśli słynnych filozofów ani też jakiejś zaskakującej oceny ich rozważań. Uprzedzono mnie. Zrobiła to historia, a ściślej rzecz ujmując ludzie, których nie sposób jednoznacznie zdefiniować dając im jedynie kalkę rozumu albo namiętności. Dziś chcąc być podobnym do sokratejskiego gza gryzącego gnuśną kobyłę społeczeństwa pragnę przypomnieć mu ten problem. Chcę na nowo uzmysłowić współczesnemu człowiekowi, że nie tak łatwo mówić mu o sobie i wszechwiedząca – w jego mniemaniu – nauka pozytywna w tym aspekcie nie ma za wiele do powiedzenia. Poświęćmy więc kilka chwil przyglądając się temu z bliska. Autor 2 „W czasach takich jak nasze dziwną rzeczą byłoby żądać od ludzi jasności.” 1 Fiodor Dostojewski I. Kim jestem? „Kim jestem?” to jedno z najbardziej fundamentalnych pytań, które może postawić sobie człowiek. Do głosu dochodzi mnóstwo niejednoznacznych odpowiedzi. Otóż, wydaje się, że jestem człowiekiem, mężczyzną, Polakiem, chrześcijaninem, studentem, synem, bratem, współpracownikiem… Pewnie mógłbym wymienić tu jeszcze masę innych przykładów, ale te wciąż nie dają jednej – wiążącej – odpowiedzi na postawione wcześniej pytanie. Kim jestem ja – człowiek, człowiek sam, to znaczy, bez innych elementów, które mnie nie tylko definiują, ale także w pewien sposób determinują? Gdzie jest moje „ja”? Moje jestestwo, które jest tożsame ze mną, surowe i nieobrobione rolami społecznymi i jeszcze nieosłonięte otuliną religii? Jestem, jak pisał św. Augustyn, nieustannie między Aniołami a zwierzętami. Dusza ludzka nie zaznaje spokoju będąc rozrywana nieustannie przez zwierzęce instynkty, którym przeciwstawiają się pragnienia rzędu wyższego (spójne moralnie z częścią mnie nazywaną sumieniem) którymi są prawość, miłość, piękno i dobro, a które jako człowiek podświadomie chcę realizować w świecie. Ryczy we mnie potężny lew, ale i skomle czasami zbity kundel. Przewiązuję rany innym, ale sam nie daję rady się opatrzyć. Nie chcę ufać, a wciąż ufam… Już na tym zupełnie ogólnym poziomie, kiedy to pozwoliłem myślom na swobodny ruch, stanąłem nad przepaścią dwoistości natury ludzkiej. Jest w człowieku coś, co ogólnie możemy definiować jako dobro oraz coś, co w powszechnym rozumieniu nazywamy złem. II. Między dobrem, a złem. Między sercem, a rozumem. Największym „poszukiwaczem” zła w człowieku był w swoich czasach Thomas Hobbes. W swoim najbardziej znanym dziele pisze o tym, że człowiek jest istotą niebezpieczną, prawie zwierzęcą, zdolną sprawiać innym ból i zadawać śmierć w ramach prowadzenia szaleńczej wojny wszystkich przeciw wszystkim (Bellum omnium contra omnes.). Poza tym, jedyną, prawdziwą namiętność człowieka upatruje w chęci przeżycia i to przeżycia za wszelką 1 F. Dostojewski, Bracia Karamazow, Kraków 2009, s. 9 3 cenę. Ma to być prawo natury (lex naturalis), kształtujące całość ludzkiego istnienia, z którego to wynikają inne prawa natury, między innymi, tak zwane Prawo Podstawowe, które brzmi następująco: „A stąd jest przepisem czy regułą ogólną rozumu, że każdy człowiek winien dążyć do pokoju, jak dalece tylko ma nadzieję go osiągnąć, a gdy go osiągnąć nie może, wolno mu szukać wszelkich środków i rzeczy dlań korzystnych w wojnie i ich używać. Pierwsza część tej reguły zawiera pierwsze i podstawowe prawo natury, którym jest: dążyć do pokoju i podtrzymywać go. Druga część tej reguły zawiera najwyższe uprawnienie przyrodzone, którym jest: bronić samego siebie wszelkimi środkami, jakie są możliwe.”2 Znów dopada nas przykra konsternacja. Jak można dążyć do pokoju jednocześnie przyzwalając na wojnę? Czy „bronić samego siebie wszelkimi środkami, jakie są możliwe” nie oznacza przypadkiem przyzwolenia na zastosowanie ostatecznego rozwiązania, w granicach obrony własnej, jakim jest, niewątpliwie, pozbawienie życia osoby nas atakującej? Czy rozum jest złem zasłaniającym się przepisami, jakoś ogólnie przyjmowanego za wiążące, prawa? Prawa, które zupełnie jest wyzute z ludzkich przeczuć? Nie chciałbym doszukiwać się tu odwiecznego sporu o prawo i moralność. W sytuacji, która jednakże w jakiś sposób zaistniała, musimy się zapewne zgodzić z faktem, że dochodzi do zatargu, który jako pierwszy został zdefiniowany, w znanej nam do dziś formie, przez Blaise Pascala. „Serce ma swoje racje, których rozum nie zna, widzimy to w tysiącu rzeczy.”3 Trudno się nie zgodzić z francuskim myślicielem. Więcej jest w nas niż taka wizja szalonego zabójcy, który nawet nie przeżywa popełnionych zbrodni i powołując się na założenia prawa naturalnego, niby naburmuszony mały chłopiec, na pytanie dlaczego uderzył kolegę odpowie z czystym sumieniem: „On zaczął!”. Więcej w nas musi być niż ta ciemna strona rozumu, bo oto kolejny Francuz – Kartezjusz nie tylko za wszelką cenę rehabilituje go, 2 T. Hobbes, Lewiatan, Kraków 1954, s. 114 3 B. Pascal, Myśli, Warszawa 1977, s. 196, [477] 4 ale nawet stawia nam go za niedościgniony wzór możliwości ludzkich. Według niego kierować się należy jedynie rozumem, a on nas będzie bezpiecznie prowadził przez życie. Jego słynne „Cogito ergo sum” nie dopuszcza nawet możliwości, by coś innego zakłócało nasz spokojny marsz do kresu życia. Serce, dla niego, to rzecz wzbudzająca wątpliwość, a niepewności należy zwalczać za wszelką cenę. Czyż nie jest tak, że serce tknięte jakimś wrażeniem wzbudza w nas zmieszanie, ponieważ nie wiemy czy to, czego doznajemy jest prawdą? Można niemal postawić znak równości między uczuciowością jako taką, a jego wizją zmysłów. „(…) pragnąłem poświęcić się jeno poszukiwaniu prawdy, sądziłem, iż trzeba mi począć sobie wręcz przeciwnie i odrzucić, jako bezwarunkowo fałszywe, wszystko to, w czym mógłbym powziąć najmniejszą wątpliwość, aby się przekonać, czy nie zostanie potem w moich przekonaniach coś, co by było zupełnie niewątpliwe. Tak z przyczyny, iż zmysły nasze zwodzą nas niekiedy, przyjąłem, że żadna rzecz nie jest taka, jak one nam przedstawiają.”4 Słusznie – chciałoby się rzec – to bardzo rozsądne. Niestety idąc tą drogą możemy zupełnie zatracić się w meandrach naszego rozumu i stracić z oczu możliwość czucia, czy, co chyba najważniejsze, kochania. Rozum może być do czegoś przywiązany, ale nigdy nie może czegoś pokochać. Kartezjusz widzi sprawę jako czarno-białą fotografię, stosuje zapamiętale system zero-jedynkowy. Empedokles mówił jednakże, iż „W całości nic nie jest puste ani przepełnione.”5 Człowiek nie wydaje się stworzeniem zdolnym jedynie do działań rozumowych. Jest w nim pewna, powiedzmy, niedoskonałość, przekora i działanie absurdalne (z punktu widzenia logiki), które go kształtują i które pozwalają ludzkości na bycie ludzką, a nie na istnienie „chodzącego kalkulatora” zysków i strat. Rozum ratuje nas przed zwierzęcością, uczuciowość (serce) – przed bezdusznością. III. Równowaga twarzą wolności. „Zrzec się swej wolności, to znaczy zrzec się swego człowieczeństwa, praw ludzkości, nawet swych obowiązków. Nie może istnieć żadne wynagrodzenie dla tego, kto 4 5 Kartezjusz, Rozprawa o metodzie, Kraków 1952, s. 52 Wit Jaworski, W kręgu przedsokratyków, Kraków 2013, s. 50 5 się zrzeka wszystkiego. Takie zrzeczenie się jest sprzeczne z naturą człowieka i oznacza, odebranie wszelkiej moralności swoim czynom, odejmując wolność swojej woli.”6 Jean Jacques Rousseau pisząc te trzy zdania w pierwszej księdze „Umowy społecznej”, w rozdziale czwartym zatytułowanym „O niewoli” miał na myśli niewolę rzeczywistą, to znaczy długotrwałe pozbawienie wolności w połączeniu z przymusową pracą i ze wszystkim, co jest „przynależne” niewolnikowi. Twierdzi, w sposób jednoznaczny, że nie jest normalnym wyrzeczenie się swojej autonomii. To godzi w samą istotę naszego człowieczeństwa. To znaczy również, chociaż nie wiemy na ile Rousseau był tego świadomy pisząc te słowa, że człowiek jest naznaczony tą wolnością i nosi ją jak sztandar ponad swym janusowym obliczem. Z jednej strony człowiek jest chłodno myślącym, racjonalnym, spokojnym i ugrzecznionym, ale z drugiej strony – która sąsiaduje bezpośrednio z tamtą – uczuciowym, witalnym, szalonym i absurdalnym w swym postępowaniu. Nie sposób faworyzować jednej „twarzy”, nie niszcząc przy tym drugiej. Wolność bycia człowiekiem polega więc w dużej mierze na utrzymywaniu równowagi między nimi, nie wyrzekaniu się żadnej z nich. Nie powinniśmy rzucać się ślepo w ramiona rozumu, lecz nie powinniśmy również z przesadnym afektem obejmować serca. Oddalone jedno od drugiego, wcześniej czy później, zniszczą nas. Tylko razem mogą nas kształtować w pełni. Wspaniałą intuicję co do tego podziału istoty człowieka miał Nietzsche. On to, opisując ekstatyczną kulturę personifikowaną przez greckiego boga Dionizosa i przychylając się jej z największą aprobatą, wylał na głowy starych profesorów kubeł zimnej wody. Pokazał im, że istnieje coś ponad rozum, ponad apollińską harmonię, której tak otwarcie się przeciwstawił. Szczególnie brutalnie oddziałuje na odbiorcę przytaczany przez niego mit o Apollu i Marsjaszu. Apollo, i skryty za nim rozum, oszukuje uczucia, które utożsamia postać sylena, i dlatego wygrywa. Czyni także coś brutalnego, coś, co od razu dezaprobuje go w naszych oczach– zdziera skórę z pokonanego. Jakoś jednak mimochodem uchodzi nam fakt, że osamotniony w swym bólu Marsjasz wydaje z siebie straszliwy krzyk. Wszyscy widzą w nim jedynie ostatnie wycie z rozpaczy wobec tak makabrycznego zgonu i przeogromnego cierpienia. 6 J. J. Rousseau, Umowa Społeczna, Kęty 2009, s. 15 6 Wydaje mi się jednak, że uczucia pozostawione same sobie niosą siłę równie destrukcyjną. Kiedy selen wrzeszczy z bólu, idąc tropem słów wiersza Zbigniewa Herberta, z nieba pod nogi Apolla upada skamieniały słowik, a drzewo, do którego był przywiązany konkurent opiekuna Muz, siwieje. Nietzsche pomija jakoś fakt, że dionizyjskie uniesienie to nie tylko witalność, ale to też często osamotniony szał, któremu ulegają bachantki. To marsze korowodu bóstwa z Tracji, które – owszem – przynosiły szczęśliwość, ale często zostawiały po sobie spustoszenie. Niemiecki filozof jest chyba najbliżej opisaniu człowieka w jego naturze gdy pisze o Prometeuszu. „(…) dwoistą istotę Ajschylosowego Prometeusza, jako naturę zarówno dionizyjską, jak apollińską, można by tak oto wyrazić pojęciową formułą: „Wszystko istniejące jest sprawiedliwe i niesprawiedliwe, a w obu [wypadkach] jednako usprawiedliwione”. To jest twój świat! To się nazywa światem!”7 IV. Nieskończona tajemnica. Jak to jest z tymi ludźmi? Jak to jest z nami? Nie wiem do końca. Zapewne nikt do końca nie wie. Na nic się zda cała psychologia ewolucyjna z pracami jej czołowych przedstawicieli, na przykład: Davida M. Bussa i Geoffreya Millera, a także wszelkie wszelkiego rodzaju niepokojące postulaty socjobiologów pokroju Richarda Dawkinsa i Edwarda Wilsona. Nikt nie wie, co sprawia, że człowiek jest takim jakim jest. Nie przekonuje mnie władająca każdym aspektem mego życia praca genów, ani utrwalone w jakiś sposób sytuacje z pradziejów. Dlaczego? Otóż dlatego, iż nie odpowiadają na pytanie skąd w człowieku dwa bóstwa – Apollo i Dionizos, czy też – jak to wcześniej zauważyliśmy – rozdźwięk między sercem, a rozumem. Przyjrzyjmy się kilku założeniom tych „neodarwinistów”: Człowiek to zwierzę stadne, gdyż w stadzie łatwiej o przekazanie genów i od najdawniejszych czasów człowiek żył w grupie, która pozwalała mu na obronę przed silniejszymi stworzeniami i łatwiejsze znajdowanie pożywienia. 7 F. Nietzsche, Narodziny tragedii albo Grecy i pesymizm, Warszawa 2009, s. 105-106 7 Osobnik naszego gatunku zawsze skorzysta z okazji, by zjeść dużo, tłusto i słodko, ponieważ na wschodnioafrykańskiej sawannie, skąd pochodzi homo sapiens, trudno było o zdobycie pożywienia, a pokarmy tłuste i słodkie były rarytasem. Stąd nasze obżarstwo w barach szybkiej obsługi, czy podczas różnego rodzaju świąt. Człowiek, w końcu, zawsze będzie dążył do przedłużenia gatunku (tak zwanego: powielenia się genu). Czyni to często z narażeniem życia lub zdrowia. Gdy się zastanowimy, owszem, ma to jakiś sens. Pojawia się jednak jedno (a w tym wypadku nawet trzy) małe „ale”. Gdybym nie widział na własne oczy pustelników w ich eremach, ludzi poszczących lub oddających ostatnią kromkę chleba tym, którzy bardziej jej potrzebują, czy w końcu, gdybym nie wiedział o tym że wszelką odczuwaną żądzę cielesną można pohamować – tak, wówczas uwierzyłbym ich twierdzeniom i moje wątpliwości miałyby pełne prawo usnąć snem sprawiedliwego. Znając jednak zupełną odwrotność postulatów przez nich głoszonych nie mogę ich brać jako bezsprzecznych i jedynie słusznych. Nie są to zatem, według mnie, niezbite dowody na to, że nauka pozytywna wyjaśniła naturę ludzką. „A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. (…)» Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.”8 W tych słowach, już na początku Biblii, widzimy jakiś sekret. Oto Tajemnica Tajemnic, El Olam – Bóg Wieczności, o którym nie można powiedzieć zbyt wiele wiążących fraz, tworzy byt podobny mu. Co to znaczy dla nas? Tylko i aż tyle, że człowiek jest naznaczony odwiecznym, nieodgadnionym misterium zagadki, której zapewnie nigdy nie będzie w stanie odgadnąć. Zaś o te rozwiązanie, o istotę natury ludzkiej, będą pytać filozofowie aż do kresu czasów. V. Słowo na zakończenie. Ludzka natura nieustannie dopomina się o pytanie o nią, albowiem nauki pozytywne nie rozwiązują w wyraźny sposób tego problemu. Jest niejednoznaczna, sprzeczna, jakoby 8 Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań 2000, s. 23 [Rdz 1, 26-27] 8 dwubiegunowa. Anthropos (ἄνθρωπος) ma dwa oblicza – czy tego chce, czy nie – których symbolami są serce i rozum. Samotnie są one dewastacją człowieczeństwa. Rozwijając się wspólnie i uzupełniając się harmonijnie tworzą piękno istoty ludzkiej. Tragedią każdego człowieka jest tendencja do popadania ze skrajności w skrajność. Wyzwaniem stawianym przed nami wszystkimi jest zatem próba zachowania równowagi między nimi, nie uciekając ani przed jednym, ani przed drugim. Tej to właśnie symetrii szału dionizyjskiego uczucia oraz apollińskiego chłodu rozumu wszystkim i sobie życzę. 9 Bibliografia Dostojewski Fiodor, Bracia Karamazow, Kraków 2009 Hobbes Thomas, Lewiatan, Kraków 1954 Jaworski Wit, W kręgu przedsokratyków, Kraków 2013 Kartezjusz, Rozprawa o metodzie, Kraków 1952 Nietzsche Friedrich, Narodziny tragedii albo Grecy i pesymizm, Warszawa 2009 Pascal Blaise, Myśli, Warszawa 1977 Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań, 2000 Rousseau Jean Jacques, Umowa Społeczna, Kęty 2009 10