cz 2.

Transkrypt

cz 2.
Wysoko, w Karyntii
[podpis] Paweł Kwaśniewski
TURYSTYKA nr 20 dodatek do TURYSTYKA nr 210, wydanie z dnia 09/09/1995 , str. 1
Austria nieznana
Austrię latem Polacy znają z wiaduktów autostrady. Tranzytem mkną nad ciepłe morza, czasem
zatrzymają się gdzieś na parkingu. Jedynie alpiniści wpadają na dłużej.
Wyjazd z Warszawy wieczorem. Po drodze Helga Bloder, szefowa warszawskiego oddziału
Austriackiego Ośrodka Informacji Turystycznej, zachwala atrakcje kraju: 1250 kąpielisk, 100 szkół
windsurfingu, 33 szkółki nart wodnych, 52 szkoły spadochronowe, 4840 publicznych kortów
tenisowych, 68 pól golfowych, 430 ośrodków konnej jazdy, 500 kempingów, 50 tys. km pieszych
szlaków turystycznych, 10 tys. km dróg dla rowerzystów (prawie na każdej stacji kolejowej można
pożyczyć rower i oddać na innej). - Do tego 600 miejscowości, gdzie można wędkować - uzupełnia.
Po całonocnej jeździe z Warszawy obiad można już zjeść nad Woerthersee, największym jeziorze
Karyntii, alpejskiego landu na południu Austrii.
Południowy brzeg jeziora to lasy i góry. Północny to góry i śmietanka towarzyska. Już sto lat temu
establishment Cesarstwa upatrzył tu sobie miejsca wypoczynku. Niewielkie wsie zostały kurortami.
Dziś mają tu wille artyści i politycy, także z Niemiec i Włoch.
Na wschodnim brzegu wrzecionowatego jeziora leży niewielkie Velden. To właściwie jedna ulica
obudowana hotelami i pensjonatami. W dzień spacerują nią młode małżeństwa z dziećmi i emeryci.
Wieczorem Corsostrasse zamienia się w Mekkę młodzieży i podtatusiałych playboyów. W tę i z
powrotem suną rolls-royce'y i ryczą kabriolety. To w Velden nagrywane są austriackie odpowiedniki
"Dynastii" lub "Denver".
Po zmroku letnie kino daje seanse. Olbrzymi ekran stoi na pontonach, na środku jeziora. Na
placyku przed kasynem jak na sopockim Monte Cassino: rewia mody, próżności i drożyzny.
W pubie po drugiej stronie ulicy już taniej - małe piwo za 4 dolary. - Żeby być na czasie, trzeba
wpadać do Velden - mówi Kurt z Klagenfurtu, stolicy landu położonej na drugim końcu
Woerthersee. Całą noc sączy w pubie jedno piwo, jednak co chwilę wyskakuje na stację benzynową
po Goesslera w puszkach.
Poranek w Velden bywa ciężki. Mocna kawa i jajko po wiedeńsku na śniadanie, wliczone w cenę
noclegu, nie każdemu wystarczają. Kąpiel w jeziorze prawie niemożliwa, plaże należą do hoteli.
Można ochłonąć na stateczku - godzinny rejs ok. 10 dolarów. Amatorzy szybkości mają szansę
wynająć superszybką motorówkę. Macham ręką z pomostu w Maria Woerth, wsi z zabytkową
kaplicą. - Do Klagenfurtu? - pyta motorowodniak. - 600 szylingów.
To ponad 140 złotych. Składamy się w kilka osób. Klagenfurt majaczy w oddali. - Nie dopłyniesz
tam w 10 minut - zakładam się o butelkę morelowej wódki. Przegrałem.
Dokończenie - strona 3
[podpis pod fot.]
Zamek w karyntyjskim Obervellach.
Paweł Kwaśniewski
[autor fot./rys] Fot. Biuro Turystyki Obervellach
WA-TTU