Jak ksiaże pszczyński służą za żubra wywianował
Transkrypt
Jak ksiaże pszczyński służą za żubra wywianował
Jak książę pszczyński służą za żubra wywianował Na podstawie opowieści Elżbiety Grymel napisała Elżbieta Krakowiak. Nazwami miejscowymi opatrzyła Inga Nowak. Treść legendy o wątki znane Winkler i Robert Szala. mieszkańcom Baranowic wzbogacili uczniowie: Agnieszka Książę pszczyński miał w swoich włościach kilka żubrów. Hodowla była jego "oczkiem w głowie". Szczycił się nią przed samym cesarzem Wilhelmem, który zajeżdżał czasem na polowanie do Pszczyny. Okoliczni chłopi nie byli jednak zachwyceni, bo zdarzało się, że co jakiś czas któryś z żubrów uciekał z zagrody i niszczył ich zasiewy. Książe kazał wypłacać odszkodowanie, ale dziwnym trafem niewiele z tego trafiało do rąk chłopów, bo większość znikała w urzędniczych kieszeniach. Pewnego razu, a było to wiosną, zbiegł z hodowli duży, okazały byk. Poszukiwania w okolicy Pszczyny skończyły się niczym. Zwierzę zawędrowało aż w okolice Kryr i Mizerowa. Tam długo błąkało się po lesie, strasząc okolicznych mieszkańców. Czego to ludzie nie nawydziwiali: ktoś widział wśród drzew diabelski, rogaty łeb z brodą i czuł piekielny odór, inny słyszał głośny tętent i straszliwy ryk. Dzieci bawiące się na łące widziały w krzakach na skraju lasu olbrzymią kudłatą górę, która zniknęła w pobliżu bagniska. Na ludzi padł blady strach. Kto nie musiał, nie chodził do lasu! Jeśli komuś wypadła tamtędy droga, żegnał się i trwożnie rozglądał na boki. Kiedyś gospodyni wysłała Hankę do lasu aż pod Suchą Kępę 1po podściółkę dla bydła. Dziewczyna bardzo się bała, ale nie chciała stracić jedynej pracy, z której utrzymywała steranych życiem rodziców. Szła z duszą na ramieniu, zwolna ciągnąc za sobą wózek, na którym leżały grabie. Była już prawie u celu, kiedy naprzeciwko niej, z krzaków wyszło dziwne, nieznane zwierzę. Było wysokie jak góra, całe kudłate, miało śmieszną brodę i malutkie czarne ślepka. Śmierdziało przy tym piekielnie! - Straszek ! - zdążyła tylko krzyknąć i cofając się, upadła na wózek. Zwierz zbliżał się nieubłaganie. Jeszcze chwila i poczuła na twarzy podmuch jego oddechu. - Matko Najświyntszo, chyba mnie zeżere ! - Przybiegło jej przez myśl, a za moment coś szorstkiego dotknęło jej szyi. Wielki ozór lizał jej spocony kark. Odetchnęła. Przypomniało się wtedy Hance, że ma w zapasce kawałek chleba. Wyciągnęła rękę z kromką na oślep tam, gdzie się spodziewała wielkiej gęby. Zwierzę odstąpiło i dziewczyna mogła wstać. Kiedy minął pierwszy strach, zwierz choć dziwny, nie wydawał się już taki wielki. Nie wykazywał też złych zamiarów. Hanka ostrożnie zebrała trochę liści i mchu, napełniła tym wózek. Kiedy zbierała się do odejścia, zwierz poszedł za nią aż do wsi, pod dom, w którym służyła, ale krzyki przerażonych ludzi i naszczekiwania psów kazały mu zawrócić do lasu. Jednakże następnego wieczoru pojawił się znowu we wsi i walił pyskiem w okno Hanki. Od tego czasu dziewczyna wynosiła mu trochę chleba i grudkę soli. Z czasem ludzie przyzwyczaili się do "dziwnej krowy", ale woleli ją omijać z daleka, bo zdenerwowana potrafiła sapać i bić kopytami ziemię. Któregoś jesiennego wieczoru zobaczył "stwora" leśniczy z Baranowic. Przyszło mu na myśl, że jest to żubr, który zginął wiosną z pszczyńskiego stada. O swoim przypuszczeniu powiadomił barona , a ten księcia. Niedługo potem przyjechało kilku leśników, ale zwierz ani myślał iść z nimi do Pszczyny. Nie pomogły nagonki ani próby uwiązania go za wozem. Problem udało się rozwiązać dopiero wtedy, kiedy ktoś wpadł na pomysł, że może wykorzystać jego sympatię do służącej. Dziewczyna szła z przodu, a za nią potulnie deptało wielkie stworzenie. Bocznymi leśnymi drogami zaprowadzono żubra do zagrody książęcej. Sucha Kępa – wzniesienie w Baranioku w pobliżu Kleszczowa. Nazwa topograficzna – wzniesienie słabo porośnięte szatą roślinną. 1 1 Uradowany książę (dziwak jakich mało) zapragnął zobaczyć dzielną dziewczynę, która odprowadziła mu jego zgubę. Wyszedł przed pałac w zniszczonym, myśliwskim odzieniu i zapytał, co mógłby dla niej zrobić. - Nic, panoczku yny niy bijcie tego boroka, bo łon się telki czos tułoł, a niy mógł do dom trefić, to przeca niy była jego wina, darujcie mu... - prosiła Hanka za żubrem. - A nie chce jakiej nagrody?- pytał dalej rozbawiony słowami dziewczyny książę. - Niy panoczku, niy wiym eliście som tyn ksionże, co sam mioł priść, ale na moc bogatego to wy niy wyglondocie! Chałpa mocie piykno, ale lonty liche, to za to, co żeście mi chcieli dać, to se ancug kupcie! - Mosz dziołcha recht – powiedział rozbawiony do łez książę i kazał wypłacić jej nagrodę, a było tego tyle, że starczyło Hance na wiano. Kiedy Hanka wychodziła z bramy zabudowań pałacowych jeszcze raz pojawił się obok niej książę i zapytał dziewczynę, jakiego by chciała męża: chłopa, urzędnika a może leśnika? Hanka zapomniała, że mówi do księcia i pewnie krzyknęła: - Fesztra jo bym chciała! – i spłonęła rumieńcem, bo się jej jeden książęcy leśnik, po drodze do Pszczyny, bardzo spodobał. - Już je dziołcha twój! – powiedział książę i słowa dotrzymał. 2