Biuletyn "Odwet" nr 14-15

Transkrypt

Biuletyn "Odwet" nr 14-15
1
Strona
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
2
Strona
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Opowieść o harcerzu Władysławie Jasińskim,
legendarnym ''Jędrusiu''
Motto:
''Nie zdobi nas mundur, nie chwali nas sztab,
Ni krzyżem z nas żaden znaczony,
Śmierć tylko odznakę bojową nam da,
My szare Odwetu plutony...'
(z Hymnu Jędrusiów)
O ile major Dobrzański, legendarny ''Hubal'', był po
klęsce
wrześniowej
pierwszym
partyzantem
Rzeczypospolitej
dowodzącym
''wydzielonym
oddziałem'', o tyle do tytułu drugiego partyzanta
okupowanej Ojczyzny w pełni pretenduje harcerz,
Władysław Jasiński, który przybrał sobie pseudonim
''Jędruś'', od imienia swojego, wówczas 4-letniego synka.
Pseudonim ten stał się z biegiem
czasu
synonimem
wszystkich
''chłopców z lasu'', nawet tych którzy
nie
tylko
że
nie
podlegali
''Jędrusiowi'', ale nawet nie widzieli go
na oczy.
Władysław Jasiński urodził się w
wiosce Sadkowa Góra 18 sierpnia
1909 r. w rodzinie nauczycielskiej
Piotra Jasińskiego i Marii z
Halardzińskich. Średnie wykształcenie
zdobył w gimnazjum im. Stanisława
Konarskiego w Mielcu, gdzie uczył
jego ojciec. Duży wpływ na
kształtowanie się jego charakteru
wywarło harcerstwo, szkolna drużyna
im. Tadeusza Kościuszki (Władek
jako młodzik należał do zastępu
Sokołów).
Przygotowanie wojskowe, tak
bardzo mu potem przydatne w
partyzantce, otrzymał w hufcu szkolnym przysposobienia
wojskowego, który prowadził jego ojciec. Po maturze (28
maja 1928r.) podjął studia na Uniwersytecie
Jagiellońskim, które ze względu na trudne warunki
materialne wkrótce przerwał. Następnie podjął obowiązki
nauczyciela w Albinówce na Wileńszczyźnie. Pod
wpływem perswazji swojej narzeczonej, również
nauczycielki, harcerki z Mielca - Stefanii Antoszówny oraz rodziny zapisał się na Wydział Prawa Uniwersytetu
Warszawskiego. Jeszcze w okresie studiów, w roku 1936,
bierze ślub z Antoszówną, która w rok później urodziła
synka Andrzeja.
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
3
hm. Władysław Andrusikiewicz
W 1939 r. już jako magister z bratem Stanisławem,
przybocznym tarnobrzeskiego hufca harcerzy, w
szeregach obrony narodowej, bierze udział w obronie
Tarnobrzegu. Bezpośrednio po wrześniowej klęsce,
Jasiński zakłada tajną organizację o wiele mówiącej
nazwie – ''Odwet''. Podstawą ''Odwetu'' stali się
tarnobrzescy harcerze, którzy nie mogąc pogodzić się z
klęską i okupacją, w październiku zawiązali kilka
konspiracyjnych ''piątek''. Pierwszy etap działalności
''Odwetu'' to zabieganie o broń i jej konserwacja, podjęcie
wydawania od marca 1940 r. gazetki ''Odwet'', nasłuch
audycji radia zachodniego, a także kompletowanie
dokumentalnych zdjęć rozstrzeliwanych na dziedzińcu
więzienia w Tarnobrzegu. Datą graniczną tego okresu jest
17 marca 1942 roku. W tym dniu Gestapo likwiduje
punkt redakcyjny we wsi Wiśniówka koło Staszowa. W
nierównej walce giną wówczas: redaktor ''Odwetu''
Bolesław Czub (''Szary'', ''Antoni''), maszynotypistka
Karolina Stawiarz (''Lala'') i dwóch łączników.
Następują liczne aresztowania. Zaistniała sytuacja
zmusza ''Jędrusia'' do utworzenia
oddziału partyzanckiego w okolicach
Sandomierza.
Oddział
ten
przeprowadza szereg akcji przeciwko
administracji okupacyjnej: rozbraja
granatowych
policjantów
i
żandarmów, likwiduje zdrajców. Na
pewno do najbardziej brawurowej
akcji należała rekwizycja gotówki w
Komunalnej Kasie Oszczędności w
Staszowie w dniu 26 stycznia 1942 r.
Zabrano tam 40 tys. złotych,
pozostawiając
pokwitowanie
następującej treści: ''Potwierdzam
odbiór całej zawartości kasy KKO w
Staszowie.
''Jędruś''.
Po
akcji
''Jędrusiów'' na magazyn i bank
''Społem'' Centrali Handlowej w
Mielcu 27 listopada 1942 r. Niemcy
rozplakatowali obwieszczenie ze
zdjęciem Jasińskiego. Informowało
ono, że za podanie miejsca pobytu
''Jędrusia'' alias Jasińskiego, wyznaczona została nagroda
w wysokości 5 tys. zł. Śmierć ''Jędrusia'' z rąk Niemców
nastąpiła zupełnie niespodziewanie w Trzciance 9
stycznia 1943 roku. Przebywał on tam służbowo, w
chacie Wiącków, z dwoma partyzantami. Miejsce jego
pobytu zdradził mieszkaniec wsi Tursko Wielkie, którego
przyjechali aresztować niemieccy żandarmi z osławionym
gestapowcem Gestapo w Tarnowie Andrzejem Reslerem,
popularnie zwanym ''krwawym Jędrusiem''. Chłopu
groziła kara śmierci za nielegalny ubój świni. Pragnąc
ratować swoje życie zdradził miejsce pobytu ''Jędrusia''.
Strona
Aby nie odeszli w mrok
Byłaś radością i dumą
Leszek Kalinowski
Wszelkie
wysiłki
zmierzające
do
wydania
książek o Armii Krajowej
spotykały się z krótkim
warknięciem: „nie mieści się
w planach wydawniczych,
brak mocy przerobowych,
brak przydziału papieru itd.”
Nie było jednak przeszkód
i nie brakowało papieru dla
książek i broszur wiadomej „wartości”.
Wiosną 1992 roku otrzymałem wiadomość, że „Bobo”
przyjedzie do Polski na krótki urlop. Zatelefonowałem do
niego do Kanady dwukrotnie, najpierw sam, następnie.
wraz z „Genkiem”. Usłyszeli się po raz pierwszy od 47
lat. Przyjechał, przebywał we Wrocławiu na przełomie
maja i czerwca. Doszło wreszcie, do naszego osobistego
spotkania. Powiedziałem mu wówczas, że zrobię
wszystko co tylko możliwe, aby wydano jego poezje.
Popatrzył na mnie niedowierzająco, ale nie wyraził
sprzeciwu. Wkrótce po powrocie „Boba” do Kanady,
A więc znalazły potwierdzenie słowa z jego
rymowanej autobiografii: „Zrozumiałem, że słowem
można się podzielić”.
Czas było spełnić to, co sobie przyrzekłem: rozpocząć
starania o wydrukowanie jego wierszy.
Czasy się zmieniły i dziś można wydać wszystko.
Wszystko - to znaczy nawet: „Mein Kampf” Hitlera
(ukazała się przecież po polsku) i wspomnienia byłych
komunistycznych
prominentów,
każdą
szmirę,
pornografię, w ogóle wszelki „chłam”.
Gorzej jest z wydaniem książek ambitnych,
patriotycznych, historycznych, także i poezji. Są już i
papier i „moce przerobowe” i miejsce w planach
wydawniczych, nie istnieje cenzura. A jednak pojawiły
się nowe problemy. Dziś modne są inne slogany, np.
ryzyko wydawnicze, trudności z dystrybucją, a co z
kolportażem? „Łatwiej wydrukować, a co ze zbytem?”
itd. Statystyki krzyczą na alarm, że podupada
czytelnictwo, bibliotekarstwo, księgarstwo. Wielu często
wybitnych autorów mówi z goryczą, że czytelnictwo
zastępują
często
niskiej
wartości
programy
najpotężniejszego środka przekazu - telewizji - „guma do
żucia dla oczu”.
Jak więc wydać piękne, tchnące patriotyzmem książki?
Mówi się przecież z gorzkim sarkazmem, że dziś jeśli już
ktoś coś czyta, to przeważnie jest to książka czekowa,
telefoniczna, no i może lektura obowiązkowa w szkole.
Książki są dość drogie, a społeczeństwo ubożeje.
Co robić? Czyżby więc „głową o mur”, „z motyką na
słońce?” lub „strzelanie do księżyca?”
Kiedyś dobry los zetknął mnie ze wspaniałym,
przezacnym człowiekiem mgr inż. Jerzym Okupnikiem, dyrektorem Wrocławskich Zakładów Graficznych.
Poszedłem do niego, z goryczą mówiłem mu o „Mein
Kampf ', o szmirze i pornografii na rynku wydawniczym.
Dorzuciłem coś jeszcze o tym, że wydawcy gotowi są
drukować dla pieniędzy wszystko, nawet Manifest
Komunistyczny. Mówiłem, że czytałem w prasie o
przypadkach, kiedy autor sam musi finansować wydanie
swojego dzieła. Temu, co ode mnie usłyszał nie
zaprzeczał. Zapytałem go w końcu dość zaczepnie: a
gdyby tak wydać coś naprawdę wartościowego - piękne
patriotyczne wiersze? Popatrzył na mnie dość długo, w
milczeniu, trochę tak jakby zobaczył przybysza z obcej
planety, po czym powiedział: Zgoda, robimy! Zdaję sobie
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
4
''A gdy dzieci zapomną, że mieszkały w schronach,
że widziały dni straszne, ponure i krwawe,
niechaj tylko to jedno pamiętają o nas,
żeśmy padli za wolność, aby była prawem''.
otrzymałem od niego (16 czerwca 1992) zbiór wierszy z
miłą dedykacją:
„Leszkowi Kalinowskiemu - od którego pierwszy raz
usłyszałem dźwięk moich własnych stów”
Z podziękowaniem.
Z. Kabata
6 czerwca 1992”.
Strona
Zaskoczony nagłym pojawieniem się Niemców ''Jędruś'' z
dwoma swoimi partyzantami Antonim Tosiem ''Antkiem''
i Marianem Goryckim ''Polikierem'', usiłowali w ostatniej
chwili ratować się ucieczką, ale niestety szybsze były od
nich niemieckie kule.
Partyzanci zostali pomszczeni przez swoich kolegów,
którzy wykonali wyrok śmierci zarówno na Reslerze jak i
donosicielu. Po śmierci ''Jędrusia'' dowództwo nad
oddziałem przejął Józef Wiącek, pseudonim ''Sowa''.
Walka ''Jędrusiów'' trwała aż do ''wyzwolenia''.
Kosztowała jeszcze życie niejednego partyzanta, m. in.
Zdzisława de Ville, któremu po śmierci niemieccy
żandarmi zdarli z wiatrówki harcerski krzyż. Ale to już
dalsze dzieje. A późniejsze to jeszcze śmierć z rąk
mieleckiego UB Józefa Bika, Jerzego Doktorowicza i
Władysława Pezdy. Na cmentarzu w Sulisławicach w
powiecie sandomierskim jest zbiorowa mogiła.
Pochowany tam jest harcerz, legendarny ''Jędruś'' i jego
dzielni chłopcy. Postawiono tu w 1957 r. pomnik.
Umieszczono na nim nazwiska poległych i napis:
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
5
Książka ukazała się pod dość niefortunnym,
ogólnikowym niewiele mówiącym tytułem „Wiersze”.
Została jednak przyjęta przez czytelników, szczególnie
tych wywodzących się ze środowiska akowskiego,
niezwykle gorąco, z bardzo serdecznymi uczuciami.
Otrzymała bardzo pozytywne recenzje w różnych
publikacjach. Dość szeroko spopularyzowała wiele
wierszy. Ich zwrotki znalazły się na tablicach
honorowych upamiętniających walki i prace Armii
Krajowej, w miejscach walki, w szkołach noszących imię
Armii Krajowej (np. w Płocku, w Toruniu) w Kościołach
(np. w Bazylice w Gdańsku) w Panteonie Chwały Armii
Krajowej w Wąchocku.
Do najbardziej sławnego wiersza Armia Krajowa
skomponował muzykę znakomity muzykolog i wielki
patriota, Tadeusz Kaczyński, który w stanie wojennym
założył Filharmonię im. R. Traugutta złożoną ze znanych
artystów, organizującą koncerty o charakterze
patriotycznym i religijnym, propagując w ten sposób
dzieła
zakazane
przez
komunistyczny reżim.
Dzięki
Tadeuszowi
Kaczyńskiemu (niedawno
zginął tragicznie) pieśń
Armia Krajowa została
włączona do repertuaru
Reprezentacyjnego Zespołu
Artystycznego
Wojska
Polskiego.
Dwukrotnie
byłem
uczestnikiem
ogromnie
wzruszającego
wydarzenia:
Podczas
okolicznościowych
akademii poświęconych AK, po pierwszych słowach
pieśni publiczność wstała i do końca wysłuchała jej
stojąc. A potem nastąpiły huraganowe brawa.
Zrozumiałem, że powstał, jeszcze nieoficjalny hymn
Armii Krajowej !
Nowa książka - „Wiersze”, wydana w dość niewielkim
nakładzie, ale według oceny wielu czytelników dość
starannie, rozpoczęła swoje własne życie. Spotkała się z
serdecznym odbiorem nie tylko w Kraju, ale również za
granicą. Dotarła do środowisk emigracji polskiej w
Anglii, Niemczech, Francji, Kanadzie, USA, Australii.
Zyskała sobie wysoką ocenę wybitnych osobistości.
Dwukrotnie trafiła do Ojca Świętego. Pierwszy raz za
pośrednictwem Episkopatu Polowego Wojska Polskiego,
a potem ofiarowana została Ojcu Świętemu przez
kardynała Henryka Gulbinowicza podczas odbywającego
się we Wrocławiu Kongresu Eucharystycznego.
„Wiersze” sprzedawane były po bardzo przystępnej cenie
przez sklep firmowy Wrocławskich Zakładów
Graficznych, oraz wysyłkowo - na zamówienie.
Strona
sprawę z tego, że bez życzliwości ze strony tego
szlachetnego człowieka trudno byłoby mi marzyć o
wydaniu książki. Gorąco mu za tę życzliwość dziękuję.
Nie skorzystaliśmy z usługi żadnego wydawnictwa. W
kierowanej przez dyr. Okupnika drukarni sami
stworzyliśmy czteroosobowy zespół, który z wielkim
zaangażowaniem zajął się przygotowaniem książki do
druku. We wspaniałej atmosferze zespół pracował rzec
można - społecznie.
Trzeba było wymyślić taką formę książki, aby zawarte
w niej wiersze stały się możliwie najbardziej zrozumiałe
dla czytelników (wiele wierszy „Boba” napisanych było
dla zorientowanych w ich tematyce przyjaciół). Troska o
to skłoniła mnie do włączenia do tomiku fragmentów
pamiętnika „Boba”, które wiele czytelnikowi wyjaśnią o
kim mówią wiersze, kto się kryje pod pseudonimami.
Trzeba było również pomyśleć o przypisach dotyczących
osób występujących w tekście książki. Zaistniał również
problem, czy nie należy wielu wierszy zaopatrzyć w
tytuły, chociażby dlatego,
aby sporządzić spis rzeczy.
Doszedłem do wniosku,
zgodnego
zresztą
ze
zdaniem autora, że wiersze
doskonale obejdą się bez
tytułów. W spisie rzeczy
umieściłem INCIPITY początkowe
wyrazy
utworów.
Do
współpracy
w
opracowaniu
przypisów
zaprosiłem
osobę
najwłaściwszą: „Genka” Eugeniusza Dąbrowskiego. Nikt bowiem lepiej niż on nie
mógłby pisać o swoich towarzyszach broni. Nabrałem
również przekonania, że tzw. „światła” - czyli puste, nie
zadrukowane miejsca na stronicach - można i trzeba
wykorzystać, wypełniając je ilustracjami związanymi z
tekstem i wizerunkami ludzi o których mowa. Pragnąłem
w ten sposób złożyć im hołd. Podejmując starania o
wydanie wierszy „Boba” jeden z nich miałem zawsze w
pamięci. Nie jest on może piękniejszy od innych, ale
szczególnie mi bliski, zapadł mi w pamięć. Zaczyna się
zwrotką:
Tak bardzo tego pragnę
ażeby moje słowa,
ażeby wiersz choć jeden
ktoś w pamięci zachowa...
Byłem głęboko przekonany, że ta książka dostarczy
czytelnikom wiele radości i wzruszeń. Wydana została po
to, aby głosić chwałę najwspanialszej armii świata Armii Krajowej - „Armii Dumnej”, tego największego
fenomenu w historii ludzkich zmagań.
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
6
Sławianskije Partizanskije Piesni (Izdatielstwo „Nauka” Leningradskoje Otdielenije.)
Spełniło się pragnienie „Boba”
Niepotrzebnym i nieuznawanym
tym najbliższym i tym zapomnianym
mój ubogi ofiaruję rym...
Ofiarował swojej ARMII DUMNEJ bezgraniczne
oddanie i umiłowanie.
Tej Armii, o której w kwietniu 1995 r. w tygodniku
„ŁAD” Janusz Zabłocki w swoim artykule Pamięć
ostatniego rozkazu napisał :...
Była Armia Krajowa dla mnie (i nie tylko dla mnie)
wybuchem oślepiającego piękna, poza którym mógł być
już tylko mrok. Był bowiem urzekającym wybuchem
moralnego piękna ten zdumiewający, z niczym nie
porównywalny fenomen podziemnej armii...
Te piękne słowa są prawie jak wiersz „Boba” o Armii
Krajowej, pisany prozą.
Już po ukazaniu się drukiem wierszy „Boba” tak do
mnie o nich napisali:
Dlaczego je w ogóle pisałem poza własną wewnętrzną
potrzebą? Przede wszystkim chodziło mi o tych, którzy
sami nie mogą dochodzić swoich praw, nie mogą wysunąć
przed ludzkie oczy tego jedynego na świecie fenomenu,
jakim była Armia Krajowa. ,leżeli te wiersze, ten tomik
będzie według Twych własnych słów, głosić chwałę
najwspanialszej armii świata - Armii Krajowej, to należeć
Ci się będzie ode mnie - i nie tylko ode mnie - wielka
wdzięczność.
Nie da to jej niedobitkom niczego poza spóźnioną
satysfakcją, ale może w jakimś małym stopniu pokaże
młodszym pokoleniom ,hej etos, który starałem się i nadal
będę się starał zamknąć w słowa. Wieszcz napisał, że
„pieśń ujdzie cało”. Pomogłeś tej właśnie pieśni ujść cało
i tym zrobiłeś nas swymi dłużnikami.
Czytając te słowa pomyślałem sobie:
Mój Boże. Czy mogłem marzyć o aż tak wielkiej
satysfakcji podejmując trud wydania tej książki?
***
Uchwałą Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej dzień 27
września ustanowiony został Dniem Podziemnego
Państwa Polskiego.
Prezydium Światowego Związku Żołnierzy Armii
Krajowej podjęło uchwałę ustanawiającą rok 1999.
Rokiem Polski Walczącej.
Dziś, w sześćdziesiątą rocznicę powstania Polski
Walczącej, oddając w ręce czytelników nową książkę,
jestem przekonany, że dostarczy im wiele radości i
wzruszeń. ,
Wierzę, że „Byłaś radością i dumą” dobrze przysłuży
się etosowi najwspanialszej armii świata - ARMII
KRAJOWEJ.
Wrocław, Październik 1999 r.
Strona
Stosunkowo nisko skalkulowana przez wydawnictwo
cena książki, ustalona została po to, aby uczynić ją
dostępną szerokim rzeszom często niezamożnych,
steranych życiem żołnierzy AK. Wiem, że ta książka stała
się spełnieniem duchowych potrzeb i oczekiwań wielu
tysięcy Polaków, po wielu latach pełnych udręki
zakłamywań historii.
Do wydawnictwa do autora, oraz na mój adres,
nadeszło wiele listów pełnych serdeczności.
Z uznaniem wypowiadało się o „Wierszach” wiele
bardzo szanowanych osobistości: Prezes Związku Pisarzy
Polskich na Obczyźnie - prof. Józef Garliński, legendarny
„Kurier z Warszawy”, długoletni dyrektor Radia Wolna
Europa - Jan Nowak-Jeziorański, były doradca prezydenta
Cartera - Zbigniew Brzeziński, ambasador USA w Polsce
wywodzący swój ród od „Ojca literatury polskiej” Nicolas Rey, minister - członek Krajowej Rady
Ministrów, zastępca Delegata Rządu na Kraj - Adam
Bień.
Nadeszło wiele bardzo wzruszających listów, jak np.
list od młodego księdza - neoprezbitera ze Zgromadzenia
Misjonarzy Oblatów, który napisał, że wyjeżdżając na
misję zabiera obok Pisma Świętego i Kazań - tomik
poezji „Boba”.
Wzruszające były listy od prostych ludzi kombatantów AK, pisane z kieleckich wiosek, często
niewprawną do pisania ręką, pełne troski o to czy
wystarczy dla nich książek. Te listy, jak i bardzo wiele
innych, stały się prawdziwą satysfakcją i nagrodą dla
wydawcy.
Poprzez
wydanie
„Wierszy”
„Boba”
nieprofesjonalnego twórcy, piszącego swoje utwory z
wielkiej, głębokiej potrzeby oddania sprawiedliwości i
hołdu poległym
Którzy nie mogą sami
krzywdy swojej dochodzić
których zmurszałe kości
nie zapłaty żądają
tylko sprawiedliwości.
spełniły się jego marzenia o tym, że dotrą do tych, do
których powinny dotrzeć. Nie potwierdziły się jego
obawy o których napisał
Oparem są porannym
słabiutkie moje słowa
Przewieją snem jesiennym
i nikt ich nie przechowa.
Jeden z wierszy „Boba” znalazł się w podręczniku do
nauki języka polskiego (Bronisława Urbańska,
Dobrochna Zakrzewska - Język Polski dla klasy 5 Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1996).
0 twórczości „Boba” napisał również, dość szeroko,
rosyjski autor W. E. Gusiew, w swojej książce:
Gdy pierwsza gwiazdka
Harcerskie Podziękowanie
Tekst i zdjęcie. Antoni Jawnik
Gdy pierwsza gwiazdka da nam znak
Że iść już trzeba w gwiezdny szlak
Pójdziemy, gdzie da Bóg
Tam gdzie powiedzie szary trop
Gdzie gwiazd migocze złoty snop
I Mlecznej Drogi próg
Staniemy w rojach na wprost drzwi
Gdzie Betlejemska gwiazda lśni
W szeregach szara brać
U żłobka pełniąc czujną straż
Będziemy śpiewać Ci i grać
O Panie Jezu nasz
Kolędę zaśpiewamy swą
Kolędę serc osnutych mgłą
Serc wiernych aż po grób
Będziemy śpiewać Ci i grać
Aż słodka matuleńka Twa
Utuli Cię do snu
15 listopada 2014 roku podczas Zlotu XXIX
Harcerskiego Rajdu „Szlakami Jędrusiów” Kapituła
Harcerskiej Oznaki „Jędrusie”, podjęła uchwałę o nadaniu
płk Mieczysławowi Korczakowi, ps. „Dentysta” Oznaki
Harcerskiego Środowiska „JĘDRUSIE” w formie
Plakietki I stopnia – Honorowej. Na grawerowanej
Plakietce
harcmistrzyni
Małgorzata
Ślaska,
przewodnicząca Kapituły Oznaki napisała dr M.
Korczakowi m.in.
„Kapituła wyraża podziękowanie za wkład w pracę
dla Środowiska „jędrusiowego” harcerstwa, za trud i
czas poświęcony dla kultywowania wśród młodego
Pokolenia Legendy Oddziału Partyzanckiego Jędrusie i
tradycji Polskiego Państwa Podziemnego.”
Oznakę „Środowiska Harcerskiego JĘDRUSIE” w
formie grawerowanej, oprawionej plakietki w imieniu
Kapituły wręczył płk Mieczysławowi Korczakowi p.
Józef Komarewicz, prezes Oddziału Tarnowskiego
Stowarzyszenia Autorów Polskich do którego to Doktor
od lat należy.
Redakcja „Odwetu”
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Gratulujemy!
7
W tych wyjątkowych dniach
chcemy Czytelnikom życzyć wiele
zadowolenia i sukcesów z podjętych
wyzwań.
– Jestem niezmiernie wdzięczny środowisku
harcerskiemu za zauważenie mojej skromnej osoby,
szczególnie młodemu pokoleniu harcerzy, jak i kadrze
instruktorów harcerskich z Łodzi i Starachowic. Jestem
przekonany, że dla kręgów harcerskich i instruktorskich
umiłowanie Ojczyzny, pamięć o tych, co oddawali za nią
życie w czasach ciężkich, niepewnych i tragicznych dla
Polski, kultywowanie naszej tradycji będą nadal
nadrzędną wartością - powiedział płk dr Mieczysław
Korczak.
Strona
Nadchodzące Święta Bożego
Narodzenia niosą ze sobą wiele radości
oraz refleksji dotyczących minionego
czasu i planów na nadchodzący Nowy
Rok 2015.
Miechocinie. Chwilę przed przybyciem Jasińskiego żona i
Eugeniusz Dąbrowski córka wyszły do sąsiadów, syn zaś, zaprzysiężony
„Bez broni” członek ZWZ, piętnastoletni „Mały Tadek”, pozostał na
ganku wychodzącym na ulicę. Później o swym spotkaniu
O współpracy z „Odwetem” i punkcie przebitkowym w z Jasińskim tak opowiadał: „Było ciemno i zimno, na
Miechocinie i pod Skopaniem ulicy błoto. Jasiński był bez czapki. Szalik obwijał mu
szyję z brodą włącznie, wysoko aż po sam nos. Kiedy
wskazałem mu wejście do mieszkania, powiedział: W drugiej połowie 1940 r.
Pilnuj dobrze. - Byłem bardzo tym wzruszony miałem
ZCZ, zainicjowany przez
przecież bohatera przed sobą, o którego ucieczce z rąk
lekarza
por.
Zbyszka
niemieckich tyle krążyło legend i o którym w ogóle już
Tychanowicza
(„Dzik”),
tyle mówiono. Byłem dumny jak paw”.
złączył
się
z
ZWZ,
Na tym spotkaniu omawialiśmy może przez jakąś
zorganizowanym
przez
godzinę
sprawy dalszej współpracy z „Odwetem” i
majora
„Jagrę”,
którego
kolportażu
na terenie powiatu, przy czym Jasiński
nazwiska nie znaliśmy przez
zapewnił,
że
postara się, aby pismo przychodziło
cały
okres
okupacji.
regularnie.
W
tym czasie do współpracy redakcyjnej
Komendantem
Obwodu
pozyskałem
docenta
Uniwersytetu Jagiellońskiego i
tarnobrzeskiego
ZWZ
Bratysławskiego
dr
Władysława
Bobka, który pisywał
„Twaróg” został kpt. Adam
artykuły
do
„Odwetu”
pod
pseudonimem
„Znicz” (np.
Pokorny („Kamionka”), który
Dwie
wiosny).
Doc.
Bobek
ukrywał
się
we
Wrzawach,
a
z
„Odwetem”
już
kontakt
z
nim
utrzymywany
był
przez
rządcę
folwarku
w
współpracował, zasilając go w papier i matryce, pracował bowiem w księgarni swego szwagra, Kazimierza Szpilki. W
Samołyka Krasoń
(„Żubr”),
którego wciągnięty
żona była
skład Obwodu wchodzili mjr Kazimierz Kowalski, inwalida Miechocinie,
wojenny, kpt. Kazimierz
(„Kriszna”),
siostrą
doc.
Bobka.
Zginął
zamordowany
przez
do konspiracji przez Tychanowicza, dwaj bracia Malinowscy - Stanisław (adwokat) i Józef (inżynier) oraz ja. W domu
hitlerowców
w
Oświęcimiu.
Od
spotkania
z
Jasińskim
pełnej poświęcenia Wiktorii Malinowskiej mieściła się kwatera dla inspektora i przyjeżdżających z Okręgu ZWZ z
jakoś docierać
na iczas,
chociaż
w
Krakowa. W kontakcie z Jasińskim pozostawał również kpt. zaczął
Krasoń, „Odwet”
który komunikował
się z nami
przysłał
mu swe
mniejszych
ilościach,
ale
znowu
na
krótko.
Powodem
artykuły do „Odwetu” przez specjalnego łącznika.
Ponieważ w powiecie tarnobrzeskim miałem duże tego stało się aresztowanie przez Gestapo dwóch
znajomości jako nauczyciel i jako członek Związku „Odweciarzy”, pracowników Ubezpieczalni Społecznej w
Inwalidów Wojennych i ponieważ czynnie działałem w Tarnobrzegu. Czując się zagrożony, komendant Obwodu
wielu organizacjach społeczno-oświatowych, spadły na „Kamionka” musiał się chwilowo odseparować od pracy
mnie następujące funkcje: „referat” organizacyjny ZWZ, konspiracyjnej, funkcję komendanta objął nominalnie do
służbowe wyjazdy do Komendy Okręgu w Krakowie jakiegoś czasu „Kriszna”. Była to połowa marca 1941 r.
(koszty biletu pokrywał Inspektorat) oraz do Inspektoratu Przez Tarnobrzeg przeciągało mnóstwo wojsk, sznury
w Mielcu, prowadzenie ewidencji placówek ZWZ i aut, chwilową więc przerwę w dopływie „Odwetu”
kolportaż „Odwetu”. Adiutant bowiem Obwodu, por. tłumaczyliśmy sobie trudnościami komunikacyjnymi dla
„Jurand”, nie był jeszcze dostatecznie zaznajomiony z kolporterów. Księgarnia Szpilki ma oddać wszystkie
książki polskie, a na wystawie okiennej pod surowymi
terenem.
Wskutek tego właśnie w moim jednoizbowym konsekwencjami dla właściciela nie może pojawić się
mieszkaniu w Miechocinie koncentrowała się cała prasa żadna książka polska obok niemieckiej. Zanosi się na
konspiracyjna Obwodu ZWZ, stąd rozchodził się wojnę z Grecją i Jugosławią. 13 kwietnia znowu
„Odwet” dostarczony przez Zdzicha de Ville, por. niesamowity ruch aut wszelkiego rodzaju. 18 kwietnia
Kazimierza Bogacza („Bławat”), niekiedy przez samego hitlerowska „szczekaczka” ogłasza upadek Grecji i
„Kamionkę”, między poszczególne placówki i niektórych kapitulację Jugosławii. I znowu wzmaga się ruch
konspiratorów. Stąd też wysyłano do Centrali „Odwetu” pojazdów mechanicznych, ciągnących dniem i nocą w
artykuły przekazane mi przez konspiratorów oraz datki na stronę Sandomierza i Rozwadowa. Gestapo szaleje.
Wśród „Odweciarzy” znowu 3 ofiary. Rozumiemy
fundusz prasowy, każdorazowo kwitowane w „Odwecie”.
dobrze,
dlaczego nie otrzymujemy „Odwetu”. Pod koniec
Wymieniano pseudonimy ofiarodawców i wysokość
maja
nakaz
zaciemniania okien czarnym papierem od 9
kwot. W ogóle „Odwet” Jasińskiego na terenie Obwodu i
wieczorem
do
12 w nocy. 10 czerwca przez całą noc. W
Inspektoratu ZWZ spełniał doniosłą rolę w zakresie
następnych
dniach
olbrzymi ciąg ciężkiej artylerii i
propagandowym oraz w dziedzinie podtrzymywania na
potwornych
czołgów;
w gimnazjum narada niemieckich
duchu miejscowego społeczeństwa.
generałów
z
hitlerowskim
feldmarszałkiem Reichenauem
Kolportaż „Odwetu” wśród członków ZWZ szedł
na
czele,
który
kwaterował
ze swoim sztabem w zamku w
różnymi drogami. Numery „Odwetu” docierały do nas
Dzikowie.
22
czerwca
o
godz.
3 min. 5 rano atak Hitlera
przez ostatni kwartał 1940 r. na ogół normalnie, ale już na
na
Związek
Radziecki.
Ale
wśród tych doniosłych
przełomie r. 1940 i 1941 nastąpiło z niewiadomych mi
wydarzeń
nowy
cios
dla
„Odweciarzy”.
25 czerwca
wtedy przyczyn pewne zahamowanie, tj. urwało się
aresztowany
dyrektor
Ubezpieczalni
K.
Wiszniowski
i
chwilowo ich dostarczanie. Ponieważ kpt. Krasoń
księgarz
Szpilka
oraz
bliżej
nie
znany
Kubski,
który
pozostawał w kontakcie z Jasińskim, zjawili się u mnie
obaj 21 lutego 1941 r. wieczorem w mieszkaniu w jednak po 14 dniach został przez Gestapo z więzienia w
Nisku zwolniony. W 2 dni potem żandarmeria i
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Strona
8
„Cyklop” - Zygmunt Szewera
Powielaliśmy zrazu 80 numerów „Odwetu”, pod
koniec 1941 r. - 120. Najsprawniej pracował Tadek, toteż
z uznaniem nazywałem go „pierwszym Odweciarzem” w
naszej trójce. Paczkę „Odwetów”, nowe matryce
przeznaczone do dyspozycji Centrali wraz ze starą
przemytą po powielaniu matrycą zabierał oddany sprawie
„Mietek”, uczeń gimnazjum leżajskiego, bardzo „fajny” jak mówił Tadek - chłopak, który czekał u nas w domu,
przeważnie śpiąc, był bowiem zawsze setnie zmęczony,
ciągle przecież jeździł rowerem lub koleją wioząc
matryce z Centrali z jednego punktu przebitkowego do
drugiego. Kolportaż „Odwetu” szedł poprzez siatkę
organizacyjną ZWZ. Poszczególni dowódcy placówek
odbierali ode mnie lub Tadka, głównego kolportera,
określone według rozdzielnika ilości egzemplarzy i
zajmowali się już osobiście ich rozprowadzeniem na
terenie swej placówki. Siatka więc organizacyjna ZWZ
zazębiała się ściśle z siatką kolporterską, dlatego wymaga
to szczegółowego przedstawienia w osobnej pracy,
omawiającej całość działalności ZWZ w Obwodzie
„Twaróg”. Na razie w tej relacji podaję tylko to, jak
doszło do współpracy z Jasińskim oraz historię dwóch
punktów przebitkowych „Odwetu”: w Miechocinie i u
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
9
klasy gimnazjum. Zginął w Miechocinie w walce z
hitlerowcami, w momencie odwrotu Niemców. Matryce
przywoził „Mały Mietek” (mgr Mieczysław Koziara) lub
z oznaczonego miejsca odbierał ją „Mały Tadek”.
Niekiedy przywoził je także „Kuwaka”. Papier i farby
przychodziły również różnymi drogami. Najpierw z
papierniczego sklepu Szpilki, dostarczała je absolwentka
seminarium nauczycielskiego, pracująca w sklepie jako
ekspedientka, członkini ZWZ (służba kobiet) łączniczka
Stefania Wójcikowska, obecnie Pruszyńska. Przywoziła
je także z Krakowa i Mielca łączniczka Obwodu ZWZ z
Okręgiem w Krakowie i Inspektoratem w Mielcu
Weronika Weissowa, żona dyżurnego ruchu na stacji
kolejowej w Tarnobrzegu, z którym pozostawałem w
osobistym kontakcie. Ten „towar” (jak się mówiło wtedy)
przynosił najbliższy inspektora łącznik Roś („Jawor”),
najczęściej jednak zjawiał się po jego odbiór na stacji
„Mały Tadek”.
Strona
„granatowa” policja urządziła łapankę kąpiących się w
Wiśle osób do obierania kilku ton ziemniaków, które
obrane miały być w bekach przewiezione na front.
Między schwytanymi był także kpt. „Kriszna”. Za to, że
stawił opór i powiedział - jak mi to sam później mówił że oficer polski nie będzie obierał ziemniaków, został
przewieziony do więzienia w Nisku, skąd wskutek starań
żony został zwolniony po 12 dniach, 9 lipca. Ponieważ
byłem przeświadczony, że będzie teraz mocno
inwigilowany przez konfidentów i żandarmerię,
oświadczyłem mu, że nie będziemy go angażować do
żadnej roboty i że musi jakiś czas być na uboczu
konspiracji i że wszystkie agendy ZWZ biorę w swoje
ręce. Dlatego też nie wtajemniczyłem go w to, że miałem
spotkanie z Jasińskim w lesie na Kamionce i że mamy
punkt przebitkowy „Odwetu” w Miechocinie. W lipcu
bowiem tegoż roku 1941 (dokładnej daty dotąd nie udało
mi się ustalić) otrzymałem przez Antoniego Urbaniaka z
Alfredówki, który wtedy jeszcze współpracował z
„Odwetem” (bo potem się poróżnili z Jasińskim, i to
nawet mocno), karteczkę przywiezioną w ramie roweru,
od Szefa Władka, ażebym się z nim spotkał o godz. 5 po
południu w lasku na Kamionce, dokąd wiele ludzi, w tym
i my, chodziło zbierać z braku drzewa na opał - szyszki.
O tym spotkaniu tak pisze jedna z pierwszych łączniczek
Szefa Władka („Jędrusia”), opiekunka jego matki, znająca
skrytkę, gdzie znajdował się powielacz, Kazimiera
Wiąckówna, obecnie Awchimieni, nauczycielka: „Sprawę
o tyle pamiętam, że znałam prof. Szewerę, no i
Władysław Jasiński był sam, tak że zmuszony był
posłużyć się mną jako osłoną. Dostałam wiadomość od
małej dziewczynki, że mam przyjść do Skiby, co też
zrobiłam. Tam był Jasiński i kazał mi jechać sprawdzić,
czy droga wolna, on sam miał się udać do prof. Szewery,
a ja obserwowałam drogę. W wypadku czegoś
podejrzanego miałam stanąć koło roweru, zdjąć drewniak
i przybijać pasek, a następnie udać się do domu i czekać,
aż przyjdzie „Franek”„.
Punktualnie o wyznaczonej godzinie zjawił się
Jasiński na rowerze. Usiedliśmy pod drzewami i
rozmawialiśmy o miejscu umieszczenia u nas punktu
przebitkowego „Odwetu”. Odpowiedziałem, że taki dobry
punkt mam w perspektywie i że mogę zorganizować u nas
odbijanie „Odwetu”. Nie wymieniłem jednak, gdzie i u
kogo, bez uprzedniego porozumienia się z odnośnym
konspiratorem. Wtem pojawili się w lesie na koniach 2
żandarmi, którzy widać jechali na przechadzkę i dlatego
nie zwrócili na nas najmniejszej uwagi, chociaż w lesie
poza nami nie było więcej nikogo. Mimo to trzeba było
czym prędzej wycofać się z Kamionki z uwagi na
Jasińskiego, poszukiwanego przez Gestapo. Jasiński
odjechał spokojnie, nie-zaczepiony. W jakiś czas potem
(notatka - niestety - kompletnie zbutwiała) por. „Kuwaka”
(Franciszek Stala) z kimś drugim, o ile mnie pamięć nie
myli, dostarczył mi powielacz. Punkt przebitkowy został
umieszczony w Miechocinie w domu nie pełniącego
służby urzędnika pocztowego Juliana Turbaka („Tur II”) i
tu pracowaliśmy wyłącznie w trójkę: „Tur II”, syn mój
Tadek i ja. W czasie pracy na punkcie służbę
obserwacyjną pełnili: żona „Tura” i córka (uczennica), od
strony zaś Wisły syn jego Marian („Tatar”), uczeń III
Tekst pochodzi z książki Eugeniusza Dąbrowskiego „Bez
broni”
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
10
punkt zaczęli przyjeżdżać „Kuwaka” razem z
„Mecenasem” czy „Sędzią”, którego nazywano
naczelnym redaktorem. Był to pan z suchą prawą ręką,
mgr Józef Bik („Brzezina”). Na punkt do pracy
przychodził także Michał Pitra („Szczapa”). Od tego
czasu odbierałem „Od-wet” z Nagnajowa od „Śmiałego”
albo ze skrytki na Kozielcu od „Bławata”. Roznosiłem
egzemplarze według starego rozdzielnika, a od kwietnia o ile się nie mylę - także za Wisłę, najpierw do starszego
kolegi, ucznia liceum, Mańka Wiśniewskiego, następnie
do przewoźnika Zycha i od nich to odbierali „Odwet”
Antek lub Jaś Tosiowie. Dwa, a może nawet 3 razy byłem
z „Odwetami” u Jasia Tosia w Koprzywnicy”.
W tym mniej więcej czasie wydarzyła się na stacji w
Baranowie następująca historia. Znam ją z opowiadania
„Kuwaki”. „Brzezina” w narzuconej na ramiona zarzutce
i „Kuwaka” wykupiwszy bilety wchodzili na peron,
pierwszy szedł „Brzezina”, za nim 2 lub 3 kroki
„Kuwaka”. Nagle między nich wszedł esesman. Nie
wiadomo, co mu się nie spodobało - czy to że „Brzezina”
miał zarzutkę na ramionach, czy to że nie usunął mu się z
drogi i nie zrobił wolnego przejścia przedstawicielowi
Herrenvolku - dość, że schwycił przez zarzutkę prawe
ramię „Brzeziny”, na co „Brzezina” zareagował tak, iż
pchnął serdecznie szwaba. Ten zatoczył się i byłby
niezawodnie się wywrócił, gdyby nie podtrzymał go
idący za nim „Kuwaka”, przez co umożliwił „Brzezinie”
czmychnięcie i ukrycie się. Ten gest „grzeczności” ocalił
obu konspiratorów. W ręku oszołomionego esesmana
pozostała jedynie zarzutka jako trofeum zdobyczne.
Niebawem jednak punkt u „Orlicza” wpadł
zadenuncjowany przez Octobra, kolczykarza, który
doniósł Niemcom, jakoby był tu tajny ubój i handel
skórami. Żandarmi znaleźli powielacz i sporo papierków
ze śladami palców. Łopatowscy uszli szczęśliwie za
Wisłę i tam się ukrywali. Na szczęście Niemcy nie wpadli
na niczyj trop, a z pozostałych w gospodarstwie nikt nic
nie powiedział. Punkt już w Tarnobrzeskie nie wrócił, ale
„Odwet” zaczął wychodzić na nowo, kolportaż zaś jego
szedł przez „Bławata”, który rulon „Odwetów” dla mnie
do dalszego kolportowania wrzucał rano na ganek przez
wybite okienko.
Na przełomie 1941/1942 r. Armia Radziecka przeszła
do kontrofensywy, stosując nową strategię. Właśnie na
ten temat ukazały się w „Odwecie” 2 fachowe artykuły
ppłk Zygmunta Wściślaka, który w kamieniczce obok
gimnazjum prowadził drobny sklepik tekstylny. W
artykułach tych wykazywał wyższość strategii radzieckiej
nad hitlerowską. Także autor niniejszej relacji zamieścił
w „Odwecie” w tym samym mniej więcej czasie artykuł
pt. „Bliski Wschód a obecna wojna, na temat, czy i kiedy
Turcja
wypowie
wojnę
Hitlerowi”.
Jednak
dotychczasowy kolportaż „Odwetu” przerwała tragedia,
jaka rozegrała się w Trzciance 9 stycznia 1943 r. - śmierć
Jasińskiego - i zaraz potem w marcu tegoż roku
aresztowanie kilku członków AK, następnie Komendy
Obwodu Tarnobrzeskiego „Twaróg”.
Strona
„Orlicza”, w pobliżu Skopania Baranowskiego. Punkt w
Miechocinie był tak zakonspirowany, że wiadomość o
nim nie dotarła - nic zresztą dziwnego - nawet do
„Jędrusiów”, w tym także i do autora tej książki.
Każdy, kto w obronie wolności podejmuje walkę z
wrogiem, orężną czy tylko słowem powielanym lub
drukowanym, musi być przygotowany na najgorsze, o ile
do niego - jak się to mówi poetycznie - nie uśmiechnie się
szczęście. Dziś z oddali czasowej epizod ten może się
wydać błahostką, ale wtedy... wpadka konspiratora z
plecakiem pełnym „Odwetów” stałaby się dla niego i jego
rodziny katastrofą. Więzienie, śledztwo, tortury, represje
wobec ludności cywilnej, egzekucje zakładników - oto
byłyby skutki takiej wpadki. Zdarzyło się raz tak, że na
punkcie przebitkowym pracowałem sam, Tadek bowiem
był chory na grypę i gorączkował. „Tur” zaś zajęty był
szatkowaniem i kiszeniem kapusty i tylko dorywczo mógł
mi pomóc. Powielanie „Odwetów” przeciągnęło się więc
poza godzinę policyjną. Z plecakiem wyładowanym
„Odwetami” znalazłem się akurat u wylotu uliczki
prowadzącej na stary cmentarz tarnobrzeski, gdy
usłyszałem gromkie kroki zbliżającego się niemieckiego
patrolu. W mig uskoczyłem w uliczkę i ukryłem się w
najciemniejszym miejscu. Patrol nie wysłał czujek, to
mnie ocaliło. Gdy przemaszerował, jak najciszej
przebiegłem odległość 150 kroków i szczęśliwie
wylądowałem w domu. Szczęśliwy zbieg okoliczności,
czyli szczęście się uśmiechnęło. „Odwety” schowałem w
skrytce i nazajutrz były już w kolportażu.
Zaraz po Nowym Roku, 2 lub 3 stycznia 1942, zjawił
się u mnie por. „Bławat” i oznajmił, że punkt przebitkowy
zostaje przeniesiony z Miechocina. Po powielacz
przyjechał sankami. Na wewnętrznej stronie pokrywy
„Tur” scyzorykiem wypisał swój pseudonim. Punkt
umieszczony został u Łopatowskiego („Orlicz”).
Łopatowscy posiadali duże gospodarstwo, oddalone
mniej więcej pół kilometra od toru kolejowego, położone
wśród drzew. Do stacji Baranów było chyba 1km.
Relację o pracy na tym punkcie przebitkowym miałem
od por. „Bławata”, por. „Śmiałego” (Józefa Motyki),
adiutanta inspektora „Jagry” na Obwód ZWZ Tarnobrzeg,
por. „Kuwaki” i od „Małego Tadka”, który tak o tym
napisał:
„Pierwszy numer biliśmy u „Orlicza” razem z
„Bławatem”. Było okropnie zimno. Przeżyliśmy na stacji
w Tarnobrzegu perypetie z Bahnschutzami, którzy chcieli
nas aresztować (mieliśmy jechać lokomotywą specjalnie
wysłaną w tym celu z Rozwadowa, ponieważ pociągi nie
chodziły, tory były zawiane). Uciekaliśmy, a potem
szliśmy torami aż do Skopania, niosąc ze sobą paczki
papieru, farby i matryce. Koło Chmielowa nadzialiśmy
się na patrol Wehrmachtu, który nas jakoś nie
legitymował, choć to było w nocy. Dobiliśmy do
Skopania gdzieś nad ranem. Odbijaliśmy numer w
okropnych warunkach, w nieogrzanym pokoju. Później
przyjechał saniami po nas „Śmiały”, zawiózł mnie do
Machowa i tam wysadził z uwagi na bezpieczeństwo,
obaj zaś z „Bławatem” pojechali na Ocice. Przyszedłem
do Tarnobrzega piechotą, mając ze sobą paczkę
„Odwetów”. Jeszcze raz biłem w tym punkcie „Odwet”,
po czym polecono mi jedynie kolportaż, od czasu jak na
W ostatnich dniach zmarł jeden z najwybitniejszych
polskich aktorów, Stanisław Mikulski.
Znany głównie z roli hauptmanna Hansa Klossa, w
serialu „Stawka większa niż życie”.
Odejście Stanisława Mikulskiego wywołało burzę
medialną, jakby z honorami chowano rzeczywistego
agenta NKWD.
Musimy jednak pamiętać, że Stanisław Mikulski był
AKTOREM, odtwarzajacym role sceniczne według
scenariusza, wybitnym artystą polskiego kina i desek
scenicznych. Skromnym i lubianym człowiekie, który w
swym życiu nie spotykał się wyłącznie z przychylnością
losu.
Dla mojego pokolenia był nie tylko „Klossem”, ale
może nawet głównie „Panem Samochodzikiem”
szukajacym skarbu Templariuszy w średniowiecznych
zamkach.
Z tej smutnej okazji chcę przypomnieć artykuł,
napisany dawno temu dla Stowarzyszenia Absolwentów
Szkoły Włókienniczej w Łodzi, gdzie w 1968 roku na jej
terenie nakręcono ostatni odcinek „Stawki…”
Mów mi Janek
Moje i kilka wcześniejszych pokoleń telewizyjnych
wychowywało się medialnie na najpopularniejszym i
chyba, jak na tamte czasy niedoścignionym warsztatowo
serialu o słynnym Janku… I nie mówimy tu o Janku z
załogi RUDEGO, ale o pseudonimie Agenta J-23,
zwanego dalej Hansem Klossem. Gdy któryś raz z kolei
oglądałem serial, nagle przeleciały mi na ekranie znajome
miejsca, znajome, ale jakże inne.
Ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” gdzie J23 poszukuje zbrodniarza wojennego, SS-Gruppenfurera
Wolfa w obozie jenieckim przy udziale oficerów CIC
spowodował u mnie wrażenie „deja vu”, oto zobaczyłem
ławeczkę na której w przerwie zajęć warsztatowych
wygrzewaliśmy się na słońcu, okna późniejszej harcówki.
Dziedziniec na którym nie ma jeszcze trylinki, tylko
szlaka. Kilka scen obejrzanych z niemałym
zaciekawieniem uświadomiło mi, że obóz jeniecki US
Army, to dziedziniec naszej Szkoły.
Tamte wydarzenia, zapewne dla wielu z Was, którzy
wtedy, w 1968 roku byli uczniami szkoły nie są
tajemnicą, dla mnie jednak było to sporym zaskoczeniem,
że to są te same miejsca, w których bywaliśmy kilka lat
będąc uczniami Szkoły .
Czy można się dziwić, że ekipa ulokowała obóz w
naszej szkole, wszak plenery idealne, stare budynki,
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
11
Jarosław Dybowski
mroczne
piwnice.
Przecież wtedy Łódź była
filmowym
centrum
Polski. Swą rolę Szkoła
zagrała znakomicie, a na
planie gościli najlepsi z
polskich aktorów.
Stanisław
Mikulski,
który zawsze pozostanie
Klossem. Emil Karewicz,
chyba jedyny filmowy
SS-man,
do
którego
odczuwało się sympatię
oglądając
odcinki
w
których
uczestniczył.
Nieodżałowany
Zygmunt
Kęstowicz, jako „Ohlers”, Tadeusz Pluciński wcielający
się w rolę cynicznego oficera służby wywiadu USA i
Zbigniew Zapasiewicz, jako porucznik Karpinsky. Kilka
planów zdjęciowych zamieniło posesję Szkoły w obóz
jeniecki. Stanęła dodatkowa brama, Sprowadzono
amerykańskie wozy pancerne i Willysy. Z biur
warsztatów zrobiono pokoje i biura obozu, tak
sugestywnie, że nie można od razu poznać miejsc gdzie
usadowiono kamerę. Temu wszystkiemu zza okien
korytarzy przyglądali się uczniowie, a jeden podobno
pozwolił sobie na nieco nieodpowiedzialny żart,
„wyrzucił przez okno petardę własnej konstrukcji i po
eksplozji cały Wehrmacht oraz cała U.S. Army leżała na
dziedzińcu szkolnym mocno spietruchana nie wiedząc co
się stało”
Do klasyki polskich powiedzonek przeszła scena w
wykonaniu Ryszarda Pietruskiego, gdy siedząc na
Willysie rozdziela pracę jeńcom, „łopata, miotła, łopata,
miotła, łopata, łopata…”
Wielu z Absolwentów Szkoły z tamtego okresu
zapewne wspomina ten plan filmowy z nutką nostalgii,
oto na naszym podwórku zagościła ekipa filmowa.
Musiało to być ciekawe wydarzenie, tym bardziej dla
naszych wspomnień ważne, bo znane całej filmowej
Polsce.
Niezależnie od historycznej, czy politycznej oceny
serialu, był to świetnie napisany scenariusz, genialne
plenery i ujęcia, których dziś chyba już się nie stosuje.
„Stawka…” to film rozrywkowy, sensacyjny i nie
oparty na żadnych historycznych faktach, a do dziś ogląda
się go tak samo jak kiedyś, gdy w porze emisji ulice miast
nagle stawały się opustoszałe, a z uchylonych okien
słychać było czołówkę muzyczną „Był taki czas…”
Cieszmy się więc, że w pewien sposób do powstania tej
opowieści przyczyniła się też nasza Szkoła. A Koleżanki i
Koledzy, którzy mieli wtedy szanse być przy tym, tej
przygody chyba nigdy nie zapomną. Co jakiś czas któraś
z telewizji Im przypomni.
Strona
Odszedł Stanisław Mikulski
Strona
12
abcia
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Babcia
„CZAS APOKALIPSY” - Film F.F. Coppoli
wyświetlany w kinie „MOSKWA” w Warszawie
w grudniu 1981 roku
Strona
13
Był początek roku 1982,
Warszawa. Dla wielu z
czytających jest to prehistoria.
Trwał
stan
wojenny.
Znajomy
bardzo
mocno
zaangażowany w działalność
związkową, zdołał uciec przed
internowaniem i działał w
nielegalnych
strukturach
„Solidarności”. Miał bardzo
ważną
przesyłkę
do
przekazania na drugi koniec miasta.
Została polecona mu pewna starsza pani jako osoba
godna zaufania do przetransportowania tej przesyłki.
Punktualnie na jego „melinie” zjawiła się sympatyczna
staruszka. Niepozorna, „szara myszka”. Znajomy zwątpił
czy to dobry pomysł, by takiej osobie przekazywać tak
ważne zadanie. Zaczął więc jej tłumaczyć, żeby uważała
na szpicli, żeby sprawdziła dyskretnie czy nie jest
śledzona, jak ma się zachować wsiadając czy wysiadając
z autobusu, tramwaju itd. Jednym słowem szybki kurs
konspiracyjny. Staruszka słuchając tego wszystkiego
dobrotliwie się uśmiechała. Znajomy miał coraz większe
wątpliwości. Na koniec zapytał:
- Czy pani to wszystko dobrze zrozumiała?
- Kochany, byłam kurierem Komendy Głównej Armii
Krajowej, - po czym zabrała z rąk zażenowanego
znajomego pakunek.
Prawda ekranu?
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Obejrzałem „kontrowersyjny” film, „Nasze Matki,
nasi ojcowie”, film który „wstrząsnął” podobno polską
opinią publiczną. Nasze „gadające głowy” tak się
rozpisywały nad tą szmirą, jakby stanowiło to płatny
marketing dla tego filmu. W mej skromnej ocenie jest to
film zrobiony wg zasady, „coś trzeba nakręcić, ale nie
wiemy co”…
Sam scenariusz i sugestia, że narrator i bohaterowie to
Osoby autentyczne
zalatuje
już
goebelsowską
propagandą, choć wykonanie filmu muszę uznać za
dobre, a wyraźnie widać w nim wpływ „Stalingradu”,
który dla mnie jest jednym z najlepszych filmów
wojennych.
Film o „dobrych Niemcach, szlachetnym i rycerskim
Wehrmachcie” i stojących ponad tym okrutnych nazistach
z SS i Gestapo ma za zadanie przedstawienie obecnemu
pokoleniu Niemiec, nową historię wojny…
Ale też niewiele się różni od PRL-owskich „Czterech
pancernych i psa”. Można by nawet powziąć tezę, że
został na nich wzorowany, z tym, że zamiast psa mamy
tutaj Żyda.
Dla mnie film jest pełen bzdur, kłamstw historycznych
i zwyczajnej „szwabskiej propagandy” i choć warsztat
jest niezły, niezłe zdjęcia i efekty, to nie mogę się oprzeć
wrażeniu, że robiony był „pędzikiem” i „scheis” z tego
wyszło. Żydowski krawiec chodzący wolno po Berlinie w
1941 roku, wygląda podobnie idiotycznie jak przyjaźni
„razwiedcziki” starszyny Czernousowa.
Tak się złożyło, że partyzantów Armii Krajowej
znałem kilkunastu, z kilkoma blisko się przyjaźniłem i
przyjaźnię nadal z tymi, którzy jeszcze są wśród nas. Ale
niebawem Ich zabraknie i wtedy kto da świadectwo
tamtych czasów? Czy damy w imię „poprawności
politycznej” pluć na polski mundur i Kotwicę Polskiego
Państwa Podziemnego, czy zdecydujemy się wreszcie
kopnąć w to, w co trzeba tych wszystkich, którzy te
symbole obrażają.
No i smaczek najlepszy… czołg T-34/85 o numerze
taktycznym „102” i rozmazanym napisem na burcie
dziwnie układającym się w doskonale nam znane imię
czołgu. Pomijając fakt, że w polskiej armii czerwonej
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
14
Jarosław Dybowski
Piątka przyjaciół, to żywo załoga „RUDEGO”…
Dylematy moralne jakie przeżywali bohaterowie filmu
są tak naciągane, a aktorstwo w tychże scenach żałosne.
Awantura jaka wyniknęła w Polsce (a raczej w
polskich mediach) dotycząca sceny z udziałem Akowców
i pociągiem wiozącym Żydów do obozu, to zwyczajna
prowokacja, opracowana bez żadnego sensu, choćby z
powodu ubrania części tych ludzi w obozowe pasiaki, jak
i fakt pozostawienia im w dyspozycji noży.
Obydwie sytuacje są bezmyślne jak i cały film, a do
łez rozśmieszyła mnie scena w której polscy chłopi mają
w chałupach karabiny (!)…, już widzę jak Niemcy
pozwalają Polakom trzymać broń w obejściu i oficjalnie
strzelać.
Przedstawienie polskich Partyzantów, a szczególnie
ich dowódcy jako prostaków i bandyckich antysemitów
ma bezpośredni związek z propagandą „polskich obozów
zagłady” i metodycznym działaniem na szkodę Polski i
Polaków.
Strona
Zemsta Obergefreitra Kugla
podczas II wojny nie było takiego numeru taktycznego, a
powstał na potrzeby książki Janusza Przymanowskiego i
zawołania „wszystko gra na 102” jest to wyraźne
odwołanie się do „Czterech pancernych i psa”. I trudno
tutaj mówić o przypadku, a o celowej prowokacji, bo w
naszej opowieści „RUDY” dotarł do Berlina, a tutaj
spłonął zapewne po bohaterskiej akcji Volkssturmu.
Obydwa te seriale, (choć pierwszy zawsze oglądam z
przyjemnością) miały ten sam cel, wmówić kolejnemu
pokoleniu inną, dziś jedynie właściwą historię czasów
ubiegłych. Nam wmawiano „przyjaźń polsko-radziecką”,
dzisiejszym młodym Niemcom wmawiają „rycerski
Wehrmacht” i w obydwu serialach jest tyle propagandy i
kłamstwa, że trudno się dziwić producentom, że
skalkowali historię pięciu przyjaciół na tle wydarzeń
historycznych, chcąc osiągnąć swe cele polityczne.
Jedynym jednak zamysłem Autorów było jednak to, by
była to „historia jedynie słuszna”.
Jestem wdzięczny Telewizji Polskiej, że mimo
nacisków „wszechwiedzących” zdecydowano się na
emisję tego filmu. Wdzięczny za to, że nie pozostawiono
Polaków na pastwie dziennikarzy i politykierów chcących
ugrać na tym „wydarzeniu” swoją kartę wyborczą.
Bo przecież dziennikarze i filmowcy zrobią i artykuł i
film zgodnie z linią programowo-polityczną wydawcy i
producenta.
W tym wypadku dano nam jednak szansę wyrobienia
sobie własnego poglądu, bez cenzury i jak widać po
oglądalności filmu decyzja ta była słuszna.
Wara
Zbigniew Kabata „Bobo”
Było nas trzysta pięćdziesiąt tysięcy,
a z etapami było znacznie więcej.
Przy takiej liczbie niech się nikt nie łudzi,
że był to huf aniołów, a nie ludzi.
Byli wśród nas ludzie wielce i mali,
ludzie ze słomy i ludzie ze stali,
ludzie którzy własne gniazda słali
i ludzie którzy o siebie nie dbali.
I nie zawsze najlepsi między nami
byli ci ze srebrnymi wężykami.
I nie zawsze w partyzanckie szli lasy
ci którzy dziarsko trzaskali w obcasy.
Lecz nad wszystkimi, nimbem uwieńczona,
z najzdrowszej miazgi narodu zrodzona,
nawet przyziemnych ku szczytom wznosiła
Armia Krajowa - ideał i siła.
W bólu zrodzona, w ogniu hartowana,
najlepszych synów krwią scementowana,
całość co sumę członków przewyższała,
Armia Krajowa - wezwanie i chwała.
Proszę bardzo, nieprzychylny historyku,
szukający dawnych dziejów wersji nowej,
ile tylko chcesz nas akowców krytykuj ale wara ci od Armii Krajowej.
Strona
15
29 czerwca 1997
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
16
Strona
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Major „Ponury”
Szare Szeregi
Mgła wschodzi z lasu Panie Majorze
Wiatr się po lesie chaszczy jak ptak
Już się szkopy nie tułają po borze
Niejednego przez nas trafił szlag.
Gdzie wichry wojny niesie wiatr,
Tam zza rogów stu,
Stoi harcerzy szara brać.
I flaga biało-czerwona.
Jutro do wsi pewnie zajdziemy
Pies nie szczeknie - przecież my swoi
U mej matuli cokolwiek zjemy
Potem śpiewaniem do snu ukoi...
Szare Szeregi, Szeregi,
Szare Szeregi,
W szarych mundurach
Szara harcerska, brać.
I dobrze odpoczniem nim odejdziem w góry,
Lecz do Pan Major taki ponury?
Nie straszny nam już wojny czas,
Ni strzał zza rogów stu,
Stoi pod krzyżem szara brać,
Opaska biało-czerwona.
Do diabła ze śmiercią, Panie Majorze
Pan szedł z nią razem w trzydziestym dziewiątym
Potem trza było się z wojskiem łączyć
I mieczy ostrzyć daleko za morzem.
Szare Szeregi, Szeregi...
Chwycił butelkę pełną benzyny
I wybiegł na drogę z nią.
Krzyknął do swoich: „Czuwaj! chłopaki”
I zginął za biało-czerwoną.
Myśmy czekali, bo wodza brakło
I chytry zwierz, co walczy bez oka
Wieści przesłali słowo się rzekło
Mim biały orzeł z góry spikował...
Szare Szeregi, Szeregi...
I w piersi wroga wbił swe pazury,
Lecz co Pan Major taki ponury?
To nie był taki zwyczajny bój,
Lufa się zgrzała jak klucze od piekła
Mocno się wrzynał w kieszeni nabój
I każda chwila się w wieczność wlekła...
Strasznie Pan dostał Panie Majorze
Jak mi Bóg miły nie mogło być gorzej
Krew się przelała prze głębokie rany
Archanioł Michał otworzył bramy....
Pozdrówcie ode mnie Świętokrzyskie Góry
Szepnął i skonał Major Ponury
Strona
17
Skonał i odszedł odnaleźć swe góry
Serca bohater Major Ponury....
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Historia konstrukcji
Jeszcze przed odrzuceniem w 1935 roku przez Niemcy
ograniczeń traktatu wersalskiego (zakazującego m.in.
prac nad pistoletami kalibru 9 x 19 mm Parabellum)
prowadzono prace nad nowym pistoletem, który miał
zastąpić drogi i skomplikowany w produkcji pistolet P08
Parabellum. Prace prowadzono w ścisłej tajemnicy w
firmach Mauser i Walther.
Pierwszą propozycją Walthera był Walther PP w
wersji kalibru 9 x 17 mm Short, ale został odrzucony,
ponieważ Reichswehra żądała broni kalibru 9 x 19 mm.
Następną propozycją był Militärpistole (MP, później
określany jako MP I), będący powiększonym Waltherem
PP. W latach 1930-32 wykonano cztery prototypy tego
pistoletu. Podobnie jak w PP zastosowano zamek
swobodny, czego skutkiem była duża masa pistoletu.
W 1932 roku powstał prototyp MP II z zamkiem
półswobodnym. Został on oceniony jako konstrukcja
lepsza niż MP I, ale armia uznała, że nowy pistolet musi
mieć zamek ryglowany. Zastrzeżenia budził także
mechanizm uderzeniowy z kurkiem zewnętrznym. Nowe
wymagania wojska żądały pistoletu z kurkiem lub
bijnikiem wewnętrznym.
Kilka egzemplarzy AP zostało przekazanych do testów
armii. Testy wypadły pomyślnie, ale testujący pistolet
postulowali przywrócenie kurka zewnętrznego. W efekcie
powstał prototyp MP V z kurkiem zewnętrznym i nowym
zamkiem o pogrubionych ściankach. Pomimo że
wprowadzenie kurka zewnętrznego było żądaniem armii,
znowu pojawiły się głosy, że taka konstrukcja jest mniej
bezpieczna i że lepszy będzie jednak kurek zakryty.
Fritz Walther postanowił, że nie będzie czekał, aż
armia niemiecka zdecyduje, jaki kurek jest lepszy, i
postanowił w 1938 roku rozpocząć produkcję seryjną
pistoletu pod oznaczeniem HP (Heerepistole). Seryjne
egzemplarze różniły się od MP V wprowadzeniem
samoczynnej blokady iglicy, zabezpieczającej broń przed
wystrzałem w przypadku uderzenia w zwolniony kurek.
Pierwszym kupcem była armia szwedzka, która
wprowadziła do uzbrojenia Walthera HP jako Pistol
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
18
Pistolet Walther P38 – niemiecki pistolet
samopowtarzalny skonstruowany przez Fritza Walthera i
produkowany od 1938 do 2004 roku.
W 1934 roku powstał prototyp MP III. Była to
konstrukcja zbudowana od podstaw, na żądanie wojska
wyposażona w lufę zewnętrzną, zamek ryglowany ryglem
wahliwym i kurek wewnętrzny. Ponieważ testy wykazały,
że zamek obejmujący lufę tylko przy pomocy dwóch
niepołączonych ramion ma niską trwałość, w następnym
prototypie oznaczonym jako MP IV oba ramiona
połączono mostkiem. Wyniki prototypu MP IV były na
tyle dobre, że Fritz Walther zdecydował o
wyprodukowaniu krótkiej serii informacyjnej tego
pistoletu. Wyprodukowane egzemplarze oznaczono jako
AP (Armeepistole). Poszczególne egzemplarze pistoletów
AP różnią się długością lufy i konstrukcją zamka.
Strona
Pistolet Walther P.38
Opis konstrukcji
Pistolet działa na zasadzie krótkiego odrzutu lufy.
Ryglowany za pomocą niesymetrycznego pionowego
wahliwego rygla umieszczonego pod lufą. Zasilany jest z
jednorzędowego magazynka pudełkowego o pojemności
8 nabojów, miał ponadto wskaźnik obecności naboi w
komorze. Mechanizm uderzeniowy kurkowy z kurkiem
obrotowym odkrytym. Posiadał mechanizm spustowy z
samonapinaniem
oraz
nastawny
bezpiecznik
skrzydełkowy, zabezpieczający przed przypadkowym
strzałem i wewnętrzny bezpiecznik samoczynny,
uniemożliwiający oddanie strzału przy niecałkowitym
zaryglowaniu przewodu lufy. Celownik stały na 50 m.
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
19
W następnych latach produkcja rozwijała się. Poza
zakładami Walthera w Zella-Mehlis P38 był
produkowany także w zakładach Mausera w Oberndorfie
(od 1942 roku), a od 1943 roku także w Spreewerke AG
w Berlinie. W sumie do końca II wojny światowej
wyprodukowano 1,32 mln sztuk.
Jednocześnie z produkcją pistoletów dla Wehrmachtu
zakłady Walthera produkowały HP na rynek cywilny.
Wyprodukowano też krótkie serie HP w kalibrach: 7,65 x
21 mm Parabellum, .38 ACP (9 x 23 mm) i .45 ACP
(11,43 x 23 mm ). Powstała krótka seria pistoletów P38
ze
szkieletem
aluminiowym.
W
1944
roku
wyprodukowano
również
serię
pistoletów
HP
wyposażonych w skróconą lufę (w literaturze określaną
jako „Gestapo-Modell”). Powstała także wersja
uproszczona, w której zamek wykonany z blachy
obejmował całą lufę, ale nie była ona produkowana.
Po zajęciu zakładów Mausera w Oberndorfie przez
Francuzów produkcję P38 kontynuowano, tym razem dla
armii i policji francuskiej. Do maja 1946, kiedy produkcję
wstrzymano, wyprodukowano 65 755 pistoletów. Zakłady
Spreewerke zostały zajęte przez Rosjan, one także
kontynuowały produkcję Waltherów po wojnie (dla
enerdowskiej milicji). Zakłady Walthera w Zella-Mehlis
zostały zajęte przez Amerykanów. Ponieważ Turyngia
znalazła się w radzieckiej strefie okupacyjnej,
Amerykanie wkrótce się wycofali. Rosjanie wyposażenie
zakładów wywieźli do ZSRR, a budynki wysadzili.
Fritz Walther zdołał przedostać się do zachodniej
części Niemiec. W Ulm w Badenii-Wirtembergii
otworzył zakład zajmujący się produkcją mechanicznych
kalkulatorów. Z czasem jego nowa firma zaczęła się
zajmować remontami broni strzeleckiej. W 1958 roku
wznowiono produkcję HP pod oznaczeniem P38. Po
wyprodukowaniu 200 egzemplarzy zaczęto produkcję
pistoletów z aluminiowym szkieletem. Właśnie ta wersja
stała się w 1963 roku przepisowym pistoletem
Bundeswehry jako P 1. Pistolety ze szkieletem
aluminiowym produkowane na rynek cywilny zachowały
oznaczenie P38.
W 1974 roku rozpoczęto produkcję pistoletu P38K.
Pomimo podobnego wyglądu i oznaczenia, była to nowa
konstrukcja z P38 mająca niewiele wspólnego.
Już w czasie drugiej wojny światowej używane były
Walthery P38, wyposażone w dołączany tłumik dźwięku
(nie zachował się żaden egzemplarz tej broni). Po wojnie
pojawiła się wersja z integralnym tłumikiem dźwięku,
produkowana dla Arabii Saudyjskiej przez brytyjską
firmę Cogswell & Harrison (ta sama firma produkowała
tłumiki wytłumionych wersji STENa). Wzorując się na tej
wersji, w zakładach Walthera Siegfried Hübner i KarlHeinz
Walther
opracowali
na
początku
lat
sześćdziesiątych wytłumioną wersję P38SD.
W 1963 roku rozpoczęto licencyjną produkcję we
francuskich zakładach Manurhin (pod oznaczeniem P1).
Pistolety produkowano na potrzeby rynków, na których
nie mogły być sprzedawane pistolety niemieckie (np. dla
policji Berlina Zachodniego).
Produkcję Walthera P38 zakończono pod koniec 2004
roku.
Strona
m/39. Szwedzi otrzymali tylko 1500 z zamówionych 11
000 pistoletów. Dalsze dostawy zostały wstrzymane po
przyjęciu HP do uzbrojenia Wehrmachtu jako P38.
Pomimo wprowadzenia pistoletu do uzbrojenia do
kwietnia 1940 roku zakupione pistolety były
magazynowane i nie dostarczano ich jednostkom
wojskowym.
20
Strona
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
XXIX Rajd „Szlakami Jędrusiów”
www.jedrusiowy.starachowice.zhp.pl
Strona
21
W
dniach
14-16
listopada 2014 r. już po raz
29-ty odbył się Harcerski
Rajd
„Szlakami
Jędrusiów”. Rajd i zlot
organizowany był przez XI
Szczep im. Bohaterów
Westerplatte i Hufiec ZHP
Starachowice w ramach
projektów finansowanych przez Urząd Marszałkowski
Województwa Świętokrzyskiego, Starostwo Powiatowe w
Starachowicach i Gminę Starachowice.
W tym roku trasami naszego rajdu wędrowało ponad
250 zuchów i harcerzy z całej Polski (Nadarzyn,
Ostrowiec Św, Rzeszów, Staszów, Szumsko, Łódź,
Kielce, Starachowice) trzema trasami (1 i 2 były trasami
pieszymi, 3 trasa była autokarowa (zlotowa).
Trasa 1 (Wędrownicza) wystartowała już w piątek o
godz. 9:07, a uczestniczy musieli się zmierzyć z dość
sporym dystansem przez Rezerwat Wykus, aż do
Harcerskiego Ośrodka Obozowego „Lubianka” gdzie
czekał na nich gorący żurek i herbata.
Trasa 2 (Harcerska) również wystartowała w piątek z
Wąchocka o godz. 9:02, harcerze maszerowali przez
kapliczkę św. Jacka i punkt po punkcie bardziej wczuwali
się w motyw rajdowy czyli „Konspirację” ,następnie
doszli do budynku Hufca ZHP Starachowice gdzie czekał
na nich gorący żurek i spotkanie z kpt. hm. Stefanem
Derlatką który opowiadał o ciężkich okupacyjnych
czasach.
Pierwszy nocleg dzięki gościnności księdza
proboszcza Grzegorza Roszczyka znajdował się w starej
kaplicy na Łazach. Po partyzanckim kominku przyszła
pora na sen. Następnego dnia uczestnicy rajdu
zmotywowani
wyznaczoną
godziną
rozpoczęcia
uroczystości wyruszyli na miejsce zlotu przy mogile
partyzanckiej.
Uroczysty zlot rajdu w 70 rocznicę bitwy tychowskiej
rozpoczął się 15 listopada o godz. 12.00
W tym roku na zlocie XXIX Harcerskiego Rajdu
„Szlakami Jędrusiów” pod tychowską mogiłą pojawiło się
ponad 300 osób z całej Polski (nie tylko harcerze, ale
także kombatanci, słuchacze Uniwersytetu III Wieku,
członkowie Stowarzyszenia „Semper Fidelis” ze
Starachowic, „Orlęta Armii Krajowej” z Kielc oraz
Harcerska Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Odwet” z
Łodzi. Uroczystym apelem zlotowym o godz. 12:00
wszyscy oddali hołd poległym partyzantom - „Junakowi”
i „Kokoszce”. Jak co roku w tym wydarzeniu uczestniczył
jeden z ostatnich żyjących „Jędrusiów” Jan Gałuszka ps.
„Mizerny” z Krakowa.
Mimo sędziwego wieku i odległego miejsca
zamieszkania jest z nami zawsze i to jest jeden z motorów
napędowych tego rajdu, drugim są oczywiście sami
uczestnicy. Obecna była także rodzina jednego z
poległych partyzantów – Jana Krali „Kokoszki” z
Trzcianki.
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Rozkaz
Panie Kapitanie! Melduje się plutonowy Korkuć
Dominik z drużyny saperów naszego pułku.
Proszę Pana Kapitana o przekazanie mnie w ręce
żandarmów z poleceniem rozstrzelania, bo nie
wykonałem rozkazu na polu walki. Znaczy rozkazu
wysadzenia mostu na Żyżmie, pod Solecznikami
Wielkimi.
Pan Kapitan ledwo słucha, bo też zmęczony i śpiący, a
ja i tak muszę wszystko opowiedzieć. Pan porucznik
Trybułtowski kazał wysadzić jak tylko sowiety pokażą się
na linii horyzontu, bo tam takie troszeczki górki byli, że i
widać z daleka. Tak my po minowaniu przytaili się i
czekali. Minowali jak zwykle. Materiał założyliśmy na
podpory skrajne i pośrednie, na dźwigary i te wszystkie
inne urządzenia - krótko mówiąc - jak na poligonie.
Połączyliśmy wszystko jak trzeba i czekaliśmy. Czekali
my szesnaście godzin, w których przeszło przez ten most
musi ze cztery tysiące narodu. Cały ten czas szła ludność
cywilna, co to wiedzieli jeszcze z dwudziestego roku jak
bolszewik obchodzi się z ludźmi. Jak oni zdążyli przejść
przed tymi ruskimi czołgami to ja i nie wiem, ale i ludzie
szli i żywioła, nawet nie poganiana, też była uciekająca
przed tą czerwoną zarazą.
Pan Kapitan daruje co mój meldunek tak się przeciąga,
choć ja i sam ledwo na nogach trzymam się. Mam usiąść?
Dziękuję, Panie Kapitanie. Zawsze Pan był nam jak
matka. Cztery tysiące... Może i więcej, Panie Kapitanie,
ale żołnierzom już i rachunek był pomylił się.
Przez te szesnaście godzin przeżyli my trzy naloty
hitlerów, którzy strzelali do wszystkiego. Ja żesz pod
Solecznikami urodził się to i znał każdego. Nawet ciućku
od Darula z Taboryszek, co biegł za uciekającą rodziną,
też razem z nimi zarąbali z kulomiotów. A mostu nie
ruszyli. Po tych szesnastu godzinach, kiedy na moście
jeszcze pełno było tych cywilów naszych pokazały się na
dwa kilometry odległe ruskie tanki. My nie mieli jak z
nimi załatwić się. Miałem przydzieloną jedną rusznicę
przeciwpancerną, a jak skrzynkę z amunicją do niej
otworzyliśmy to okazało się, że tam tylko troszku
pociętych jakichś rurek, czy innego paskudztwa z metalu,
żeby ciężar odpowiadał. Ot!
Jak ja zobaczył ile narodu przechodzi przez most i z
drugiej strony, jak ja zapamiętał twarz Pana porucznika
Trybułtowskiego, kiedy mnie wydawał rozkaz
wysadzenia, a jeszcze jak mnie pokazały się przed oczami
te wody, co one po wysadzeniu mostu i tych wałów przy
nim mogli zalewać pola aż do Taboryszek, tak ja i kazał
swoim ludziom odejść jak tylko prędko potrafią i został
się tylko z tym tutaj saperem Darulem. Czołgi
podjeżdżali, a my widzieli tylko zalane pola, pobitych
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
22
Kazimierz Laskarys
Strona
Jak co roku na uroczystym apelu zlotowym nadano
Plakietki „Oznaki Jędrusiowej” – Honorowe:
płk dr Mieczysławowi Korczakowi
hm Mirosławowi Szlęzakowi
hm Dariuszowi Kanclerzowi,
oraz II-go i III-go stopnia, a 100 Rzeszowska Drużyna
Harcerska im. Jędrusiów została przyjęta do Środowiska.
Z rąk komendantki hufca hm. Małgorzaty Ślaskiej
zieloną podkładkę podharcmistrzyni odebrała druhna
Katarzyna Dulęba z Wielkiej Wsi.
W imieniu komendy hufca ZHP Starachowice oraz
środowiska kombatantów i harcerzy „Jędrusie”
pamiątkową statuetkę i podziękowanie za wieloletnią
opiekę nad grobem bohaterów dla Lasów Państwowych
Nadleśnictwa Starachowice odebrali panowie Jan
Kaczorowski i Piotr Dygas.
W szczególny sposób w rocznicę bitwy tychowskiej
starachowickim harcerzom podziękował Jan Gałuszka
„Mizerny” wręczając im pamiątkowy grawerton.
Przewodnicząca kapituły „Harcerskiej Oznaki
Jędrusie” hm. Małgorzata Ślaska otrzymała także z rąk
hm. Wojciecha Pawlikowskiego, syna partyzanta
Zbigniewa Pawlikowskiego „Mimiego” – buławę Szefa
środowiska „jędrusiowego”.
Szef Harcerskiej Służby Porządku Publicznego
Starachowice phm. Mateusz Ślaski przekazał także
podziękowania za pomoc w tworzeniu i działaniu grupy
Panu Staroście Starachowickiemu Andrzejowi Matyni,
Pani Elżbiecie Pryciak – Prezes Stowarzyszenia
„Bezpieczny Powiat Starachowicki” oraz Komendantce
Hufca ZHP Starachowice hm. Małgorzacie Ślaskiej.
Minutą ciszy zebrani uczcili pamięć wszystkich
poległych i zmarłych kombatantów, harcerzy i przyjaciół
„Jędrusiowego środowiska” . Szczególne słowa popłynęły
do „ikony Jędrusiowej partyzantki” – Zbigniewa Kabaty,
który w lipcu b.r. odszedł na Wieczną Wartę w odległej
Kanadzie.
Po zapaleniu zniczy i złożeniu kwiatów pod
pomnikiem uczestnicy mogli obejrzeć sprzęt i
umundurowanie grupy rekonstrukcyjnej , skorzystać ze
strzelnicy ASG, oraz spróbować harcerskiej grochówki z
kuchni polowej.
Po apelu zlotowym uczestnicy udali się do ZSZ nr 1
przy ulicy Radomskiej. Tam wspólnym śpiewem i
pląsami czekali na apel końcowy który miał miejsce w
niedzielę o godz. 10:00.
www.romb.org.pl
Witamy
wszystkich
sympatyków
i
osoby
zainteresowane naszymi działaniami. Na wstępie kilka
słów o Ruchu Obywatelskim Miłośników Broni. Idea
powstania takiej organizacji nie jest nowa. Wszyscy o
tym myśleliśmy, szczególnie wtedy gdy osobiście
doświadczaliśmy lekceważenia i aroganckiego stosunku
urzędników do naszych praw, celów czy pasji. Dzisiaj
wiemy, że bez podjęcia wspólnych wysiłków mających
na celu zmianę tej sytuacji dalej będziemy traktowani jak
niewolnicy.
Organizacja którą powołujemy do życia to organizacja
obywateli. Ludzi których łączy wspólny cel NORMALNOŚĆ!
„Najmocniejszym powodem, by utrzymać prawo do
posiadania i noszenia broni przez ludzi jest to, że stanowi
ono dla nich ostateczny środek do obrony przed tyranią
rządu.” Thomas Jefferson (1743-1826) - amerykański
prezydent
Nasza organizacja nie nabrała jeszcze formalnego
kształtu. Oczekujemy że wszyscy, którzy chcą coś
zmienić dołączą do nas. Głos każdego jest ważny. Każdy,
jeżeli tylko będzie miał chęć może tworzyć ROMB. Z
radością przyjmiemy wszystkie propozycje czy pomysły
(konferencja programowa). A z jeszcze większą chęć
działania!
Celem, jaki chcemy osiągnąć jest ustanowienie i
utrzymanie jednoznacznych zasad regulujących dostęp do
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
23
Ruch Obywatelski Miłośników Broni
broni dla praworządnych obywateli. Najbardziej aktywni
z nas mogą liczyć na uznanie środowiska i satysfakcję, że
stworzyli coś ważnego nie tylko dla miłośników broni.
Coś, co może jak lawina zmieść stare przyzwyczajenia
i układy - a nam dać wreszcie zwykłe, uczciwe, służące
nam wszystkim Państwo, z którego będziemy dumni.
W organizacji jest miejsce dla każdego. Dla tych,
którzy chcą aktywnie działać i mają na to czas i hart
ducha. Dla tych, którzy wierząc w cele ROMB-u mogą
wspomóc działania organizatorów choćby samą
obecnością, a także dla tych którzy będą nas wspomagać
choćby dobrym słowem. Każdy głos poparcia się liczy.
Musimy pokazać, że są jeszcze w naszym kraju ludzie
którzy nie pogodzili się z tym jak jesteśmy traktowani.
Jesteśmy świadomi, że nasze dzieci i wnuki będą żyły w
takim kraju jaki im zostawimy.
Sama idea leżąca u podstaw powołania ROMB-u, czyli
doprowadzenie do przestrzegania prawa w zakresie
działania Ustawy o Broni i Amunicji, wydaje nam się
pierwszym krokiem do celu. A celem ważniejszym jest
doprowadzić do normalności w każdej dziedzinie życia w
Polsce. Myśląc takimi kategoriami w naszej organizacji
jest miejsce także dla osób nie będących sympatykami
broni.
Zarząd ROMB
Strona
ludzi, co na moście jeszcze byli i te złotówki nasze,
srebrne, przez nich na Fundusz Obrony Narodowej
składane, z Darem Pomorza i Marszałkiem, a nawet i
papierkowe z Emiliją Plater, co to ich trzeba było ze
Skarbu Państwa wydać na budowę mostu. Tak i dlatego
my nie zdetonowali.
Chciał ja sobie w łeb strzelić, ale Darul mnie ViS-a
odebrał, bo silniejszy i rzucił do Żyżmy, a potem złapał
za karszeń i przyszli my tutaj do Pana Kapitana. No i
proszę ja o rozstrzelanie, bo już mnie nie żyć nie
wykonawszy rozkazu...
Ptaki ptakom
Na orlackim biwaku
W ostatnim dniu czerwca na zaproszenie Pana
komendanta Pomiana przybyliśmy na biwak „Orląt...” .
Jeden dzień wyrwany z pracowitego tygodnia musiał
nam wystarczyć na poznanie pracy naszych Przyjaciół. O
7-mej rano stawiliśmy się w Gielniowie czekając na
kontakt z Panem Komendantem, niebawem zadzwonił
telefon z pytaniem, gdzie jesteśmy? Szczegółowy
instruktaż nawigacyjny doprowadził nas o miejsca
biwakowania patrolu Orlaków.
Miejsce to szczególne, na zarosłych lasem ruinach
partyzanckiej wsi Stefanów stoi podmurowany taras i
kamienny mur, na którym są zawieszone tablice
poświęcone poległym mieszkańcom wioski. Wszyscy
jeszcze spali, gdy Komendant Pomian witał nas na
obozowisku, podczas gdy sierżant Dragon oprawił sarnią
nogę otrzymaną dzień wcześniej od leśniczego z
przeznaczeniem na gulasz myśliwski. Obowiązkowa
herbata została zastąpiona tym razem przez słynną kawę
Romka, którą to już sławny się stał na ostatnim
Świętokrzyskim. Oczywistym ciągiem dalszym było
skromne biwakowe śniadanie (chleb, dżem i żółty ser), po
którym to nie można było się spodziewać specjalnych
atrakcji kulinarnych, jednakże klimat ciepłego letniego
poranka w głębokim lesie całkowicie zmienił nasze
odczucia.
Prawie dwugodzinna gawęda Komendanta o historii
wioski Stefanów, o majorze Hubalu i zmaganiach 25 pp.
Leg. Armii Krajowej we wrześniu 1944 roku
poprowadziła nas leśnymi duktami, które jeszcze 60 lat
temu były ulicami wioski, a zarośnięte paprociami i
pokrzywami wzgórki okazywały się zawalonymi domami
i jedynie nieliczne owocowe drzewa wskazywały, że
kiedyś zamiast mieszanego lasu istniała tu ludzka osada.
Zwiedzanie pozostałości wioski przekształciło się w
prawie
15-to
kilometrowy
spacer
przerywany
szczegółowymi opisami miejsc, w których stała chałupa
tej czy innej Rodziny.
Przy udziale Romka została zorganizowana gra
taktyczna, zakończona symulowanym (w pełni zgodnym
z Regulaminami Wojska Polskiego) strzelaniem z replik
broni bojowej. Sam sobie się dziwiłem, że mimo swego
wieku i nabytego mimochodem ciężaru podołałem tym
zadaniom. Kilkugodzinne ganianie się po lesie z
„kałachem” i wypatrywanie „wrogiego” patrolu, a potem
zasypanie go gradem plastikowych kulek nieco zmienia
perspektywę na moje 45 lat życia. Klęskę „wroga”
dopełnił Roman obrzucając wąwóz z którego przeciwnik
się ostrzeliwał kilkoma granatami dymnymi i hukowobłyskowymi. Na moją propozycję by położyć na dnie
wąwozu w którym szykowaliśmy zasadzkę pojemnik z
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Strona
Film
„Ptaki ptakom”
podejmują
temat
walki
Ślązaków z Niemcami we
wrześniu 1939 roku. Oprócz
doświadczonych
żołnierzy,
zwykle byłych powstańców
śląskich, pod bronią znalazły się
wtedy niemal dzieci - harcerze i
harcerki. To właśnie na nich
hitlerowcy
dopuścili
się
największych okrucieństw. Gdy
zdobyli obleganą przez ponad
dobę wieżę spadochronową, zaczęli po prostu zrzucać
młodocianych obrońców z kilkudziesięciometrowej
wysokości. Te i inne wydarzenia dokumentuje skromny,
lecz rzetelny film Pawła Komorowskiego.
Katowice, wrzesień 1939 roku. W mieście odbywa się
defilada oddziałów hitlerowskich. Na jej cześć wiwatują,
spędzone wcześniej z tej okazji, tłumy. Do jednego z
oficerów zbliża się dziewczyna z bukietem kwiatów.
Rozlega się strzał. Oficer pada na ziemię zalany krwią. To
pierwsza scena filmu. Resztę akcji pokazano w
retrospekcjach kilkorga bohaterów. Hitlerowcy prowadzą
ich do karetki więziennej, by przewieźć na miejsce
rozstrzelania.
Wśród skazanych są m.in. nauczyciel Karol Profaska
(Henryk Bista w głównej roli!), górnik Sobek, harcerze
Wilim i Danka. Karetka rusza, skazańcy zaczynają
wspominać. Karol nie dotarł na czas do swojej jednostki.
Gdyby zdążył, opuściłby wraz z wojskiem Katowice,
zostawiając je na pastwę najeźdźcy. Zamiast tego
przydzielono go do oddziałów samoobrony.
Przypadek sprawia, że ku swemu zdumieniu zostaje
dowódcą formacji. Ważny punkt obserwacyjny, wieżę
spadochronową, obsadzają harcerze. Kiedy grupa
Profaski wyrusza na patrol, zostają sami. Jak się później
okaże - do końca. W mieście nasilają się walki. Układ sił
jest taki, że od początku wiadomo, kto zwycięży.
24
Jarosław Dybowski
Strona
25
gazem pieprzowym i by w odpowiednim momencie
przestrzelić go z wiatrówki wywołał głośny śmiech i
natychmiastowe udanie się całego patrolu „nieprzyjaciół”
po maski p-gaz. Najśmieszniejsze było to, że nawet nikt
nie zaprotestował, a pomysł został uznany za kolejny
ciekawy element zajęć. Ja oczywiście żartowałem, ale
młodzieńcza fantazja Orlaków od razu podsunęła im
kolejny pomysł i zamiast gazu pieprzowego zastosowano
duży pojemnik z dezodorantem do stóp znanej marki.
Atrakcją na strzelnicy było używanie oryginalnego
karabinka Kałasznikowa (AKS) wyprodukowanego w
1961 roku, oczywiście pozbawionego sprawności
technicznej, ale w pełni oddającego ciężar, kształt i
działanie. Kolejną atrakcją były pokazy strzelania z
bandoletów skałkowych na czarny proch dymny.
Kilkanaście oddanych strzałów w powietrze robi
wrażenie na każdym, a zapach dymu z lufy snuł się do
wieczora po lesie. Wieczór zakończyliśmy późno
obiecanym „myśliwskim” gulaszem z sarny, który
przyrządził dla nas leśniczy, a o którego aromacie i smaku
wspominać nie będę z racji posiadania ludzkich uczuć,
było przepyszne.
Gdy w nocy opuszczaliśmy z Romkiem biwak,
wszyscy przygotowywali się do nocnego wymarszu na
ciąg dalszy zajęć, których jednak przebiegu nikt z
dowództwa biwaku nie chciał nam zdradzić. Wracaliśmy
więc do Łodzi pełni ciekawości czym jeszcze kiedyś
Komendant Pomian i jego Drużyna nas zaskoczy w
przyszłości.
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Strona
26
Moje i kilka wcześniejszych pokoleń telewizyjnych
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Już niedługo zasiądziemy tradycyjnie do wigilijnego
stołu. - Błyszcząca na zimowym niebie gwiazda znów
ogłosi nam Zbawcę, nadzieję i pojednanie. I znów jak co
roku, zostawimy przy wigilijnym stole dodatkowe
nakrycie i wolne krzesło dla pielgrzyma z daleka, dla
kogoś, kto zabłąkał się w szerokim świecie. Może w tym
roku powróci?
Takie wolne miejsce przy stole jest też w jednym z
miechocińskich domów nie opodal kościoła. Mieszka tu
wraz z córką pani Garbosiowa. Patrzy na to puste krzesło
już w kolejną 48 noc wigilijną i nie obce uwierzyć, że
nigdy już nie zasiądzie tu jej syn, Czesiu Garboś. Czeka,
wspomina i wciąż wierzy...
Czesiu Garboś urodził się 15 października 1921 r. w
Miechocinie, gdzie chodził do szkoły podstawowej. Był
pilny, chętny do nauki. Matka postanowiła wykształcić,
syna, dać mu jak najlepsze przygotowanie do życia.
Czesiu kontynuuje naukę w tarnobrzeskim gimnazjum. W
roku wybuchu II wojny światowej otrzymuje tzw. małą
maturę. Wspaniała, prężnie działająca na terenie szkoły
organizacja ZHP pociąga go swoją atrakcyjnością i
ideałami.
W 1934 r, 30-go listopada składa na ręce drużynowego
drużyny im. gen. H. Dąbrowskiego druha hm Ignacego
słonki przyrzeczenie harcerskie i otrzymuje książeczkę nr
L 25213 oraz Krzyż. Harcerstwo ta prawdziwa szkoła
patriotyzmu i człowieczeństwa pozwoliła Czesiowi
zetknąć się z wieloma wspaniałymi, znanymi z historii
ludźmi: I. Płonką, Zdzichem de Villem, braćmi
Dąbrowskimi, T. Szewerą i wielu innymi późniejszymi
konspiratorami, o których losy będzie się dopytywał w
listach z obozu...
Druh Czesiek Garboś był również jednym z
najwierniejszych uczniów por. Józefa Sarny. Był jednym
z tych, którzy wraz z porucznikiem zakopywali na
dziedzińcu starostwa szkolne karabiny. Por. J. Sarna
pozostał wraz z garstką obrońców na nadwiślańskich
szańcach na zawsze. Cześka i innych skierował: za San,
nie wiedząc, że jakakolwiek dalsza walka jest już
praktycznie bez sensu. W okolicach Hrubieszowa chłopcy
zostali na swoje szczęście, czy nieszczęście osaczeni
przez Niemców. Przedzierając się lasami, wrócili po
miesiącu do Tarnobrzega. Wkrótce po powrocie, pod
koniec października 1939r. dh Czesiek został przez swego
kolegę, Zdzisława de Ville'a wciągnięty do tajnego
zastępu starszoharcerskiego „Orły”. Praca konspiracyjna
polegała początkowo na poszukiwaniu po lasach i
gromadzeniu porzuconej w czasie działań wojennych
broni. Druh Czesiek był związany z konspiracją
Wspomina siostra Czesia, pani Michalina Ordyk:
„W więzieniu w Tarnobrzegu przebywał przez 10 dni.
W trakcie straszliwego śledztwa nie wydał nikogo,
chociaż był torturowany. Bity, katowany - całe ciało miał
pocięte batem do krwi, za paznokcie rąk i nóg wbijano mu
szpilki - nie załamał się ! Ja i matka ulałyśmy kontakt, z
nim cały czas, gdy przebywał w tarnobrzeskim więzieniu.
Po prostu umożliwiał nam to dozorca więzienny,
Młodzianowski wysiedleniec z poznańskiego. wspaniały
Polak ! Widząc te straszne katorgi młodzieży postanowił i
zobowiązał się rozpuścić więźniów, gdy będą wywożeni
(...)
Jak się później okazało, został przez kogoś wydany
Niemcom został wraz z więźniami wywieziony, po
uprzednich okropnych torturach”
Więźniowie zostali przewiezieni 14 marca 1941r do
więzienia w Tarnowie, gdzie Niemcy zgromadzili około
1000 więźniów z różnych miejsc, W bydlęcych
wagonach, pod eskortą i przy silnym mrozie (wiosna
bardzo się opóźniła w 1941r. ) więźniowie wywiezieni
zostali do Oświęcimia, gdzie wielu z nich wkrótce zmarło
(m.in. Młodzianowski). Po 3 miesiącach pobytu w
Oświęcimiu Czesiu Garboś został wywieziony w głąb
Niemiec, do obozu Hamburg - Neuengamme, gdzie jako
więzień nr 5057 przebywał do 3 maja 1945 r. Na 6 dni
przed zakończeniem wojny rozegrała się tragedia.
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
27
Maria Orzeł
tarnobrzeską w jej autentycznie harcerskim kształcie
organizacyjnym i ideowym.
Cichy, skromny, uczynny, zawsze gotów do Służby,
działał w konspiracji pracując równocześnie jako robotnik
w tarnobrzeskim browarze. Jakim człowiekiem był ten
20-1atek, zaledwie wkraczający w dorosłe życie? Było
tylu innych, aktywniejszych, biorących udział w
brawurowych akcjach. Prawdy o człowieku dowiadujemy
się w sytuacjach bezpośredniego narażenia życia,
narażenia na cierpienie.
Druh Czesiek został aresztowany 4 marca 1941 r. jako
pierwsza ofiara serii donosów Polaka - zdrajcy,
Michałowskiego. Zemścił się on w ten sposób na Czesku,
z którym był skłócony z bardzo błahego powodu.
Strona
Wierna Pamięć
www.goniec.net
– Proszę Księdza, po raz
kolejny gości Ksiądz w
Kanadzie. Może zaczniemy
od spraw polskich, bo kiedy
ostatni raz rozmawialiśmy,
to Ksiądz pisał w innych
mediach niż teraz, wtedy
była i „Gazeta Polska”, i
portal niezalezna.pl. Dzisiaj
są
inne
portale,
jest
prawy.pl. Jak to jest? Co się stało w tej polskiej
prawicowej polityce, prawicowej, bo wszystkie te
portale mówią o sobie, że są prawicowe i niezależne?
– Przez siedem lat, od 2007 roku, pisałem dla „Gazety
Polskiej” felietony, później dla „Gazety Polskiej
Codziennie”. Rozstaliśmy się ze względu na zastosowanie
cenzury przez redaktora naczelnego Tomasza Sakiewicza.
Ja miałem inne zdanie w sprawie Ukrainy i przez pewien
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
28
Nie można wspierać
ruchów antypolskich...
czas polemizowaliśmy ze sobą w tej sprawie. Polegało to
na tym, że ja pisałem felieton, a pod spodem Tomasz
Sakiewicz się wpisywał i jakby prostował te moje
poglądy. A w styczniu tego roku, kiedy napisałem
felieton o pięciu banderowcach, którzy znaleźli się w
rządzie ukraińskim Arsenija Jaceniuka, zdjął mi ten
felieton, zastosował cenzurę, i po tygodniu zrobił to samo.
Więc uznałem, że jeżeli redakcja używa określenia strefa
wolnego słowa, a stosuje cenzurę, to nie ma co dalej
współpracować. Jest mi o tyle przykro, że przez siedem
lat nigdy nie zawaliłem żadnego tekstu. Tam się
znalazłem na prośbę redakcji, to oni za mną chodzili,
żeby pisać. Natomiast wyraźnie w sprawach Ukrainy
stanęli przeciwko tym środowiskom Kresowian, którzy
jednak upominają się o prawdę o ludobójstwie
dokonanym przez UPA i którzy nie tolerują tego, że na
Majdanie są flagi czerwono-czarne UPA i portrety
Stepana Bandery.
Natomiast ta sprawa ma też niespodziewany obrót, bo
w tym roku, 11 listopada, Tomasz Sakiewicz przyjął w
Krakowie w czasie wiecu „Gazety Polskiej” od służby
bezpieczeństwa Ukrainy medal. Jest to pierwszy
przypadek we współczesnym polskim dziennikarstwie,
żeby redaktor naczelny przyjmował od bezpieki, czyli
policji politycznej, medal, i to jeszcze od służby
specjalnej obcego państwa. To jest też pokazanie, że
dzisiejsze związki „Gazety Polskiej” z Ukrainą są bardzo
ścisłe, i to są nie tylko powiązania, sympatie, ale też takie
związki, które budzą zastrzeżenia. Przecież medali nie
daje się za darmo, tylko za jakieś konkretne prace
wykonywane na rzecz ukraińskiej służby bezpieczeństwa.
Myślę, że to jest też ten spór, jaki jest w Polsce, w
jakim stopniu należy pomagać obecnie Ukrainie. Ja to
mogę powiedzieć w trzech zdaniach. Uważam, że trzeba
pomagać, aby Ukraina była niepodległa i niezależna,
natomiast nie można wspierać ruchów banderowskich,
nacjonalistycznych, bo one są antypolskie, a przy tym
proniemieckie. Dlatego to jest samobójstwo, jeżeli
przyjmuje się tego typu odznaczenia.
– Dlaczego w Polsce część elit tak bezwarunkowo
popiera te nowe władze ukraińskie, którym przecież
też można wiele zarzucać od strony demokracji, jest to
dalej oligarchia? Dlaczego bezwarunkowo takie
środowiska popierają Ukrainę? Jaki powinien być
stosunek niepodległej Polski do tego, co się dzieje na
Ukrainie?
– Jeszcze raz chcę podkreślić, że ja jestem za
niepodległą Ukrainą, wolną, która będzie związana ze
strukturami europejskimi. Tu nie mam cienia wątpliwości
również do tego, że agresorem jest Rosja, która chce
odbudować dawne imperium, czyli dawny Związek
Radziecki. Natomiast na Ukrainie są też różne
niebezpieczne siły, które tak samo zagrażają Polsce.
Strona
Według relacji świadków, oprawcy obozowi przemocą
załadowali więźniów na statki, aby ich przewieźć do
Lubeki, Na wyładowane więźniami statki nieoczekiwanie
spadły bomby z brytyjskich samolotów. Brytyjczycy
dostrzegli tylko znienawidzone flagi ze swastyką. Zginęło
około 8 tys. więźniów. Wspomina Erwin Geschonnek,
więzień obozu:
„Usłyszeliśmy warkot samolotów. Były to angielskie
bombowce. Wywiesiliśmy więc w oknach kajut białe
szmaty. Nagle poczułem w uszach ból spowodowany
potworną detonacją i przed oczami zobaczyłem morze
ognia. Statek stał w płomieniach. Uratować się z tego
piekła mogło tylko niewielu (…) Widziałem ląd odległy o
Jakieś 5 km. Podpływały łodzie ratunkowe (niemieckie
przyp. M.O.) wyławiając tylko mundurowych, Nas
więźniów koszono seriami z automatów (...)
Po kilku godzinach, tych niewielu, którzy mieli
szczęście pozostać przy życiu wyłowiły łodzie ratunkowe
angielskich jednostek pływających. Wśród ocalonych nie
było druha Cześka Garbosia W tym miejscu, gdzie morze
wyrzuciło ich ciała, w Grevesmuklen {była NRD)
znajduje się pomnik ofiar tej tragedii sprzed lat 44. Tyle,
lat upłynęło ... Coraz mniej ludzi pamięta tamte czasy.
Tylko przy bramce wiodącej do miechocińskiego domu
Garbosiów stoi staruszka przysłaniając drżącą ręką oczy.
Ktoś idzie” ... z daleka ...
Może to Czesiu wraca ...
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
29
między Polską a tymi krajami, które powstały na gruzach
Związku Radzieckiego, należy zapomnieć o Kresach,
zapomnieć o ludobójstwie, o kulturze polskiej, o
obecności tam Polaków. Niestety, prawie wszystkie
poszczególne rządy polskie z ostatnich lat, czy rządziła
prawica, czy rządziła lewica, są podporządkowane tej
teorii. I jest to oczywiście też na rękę Brukseli, która
kompletnie nie jest zainteresowana mniejszością polską
na Wschodzie. To powoduje, że Polacy tam mieszkający
mają ogromny żal do Polski jako niepodległego kraju, że
nie wspiera ich. Bo Niemcy wspierają swoją mniejszość,
czy to w Polsce, czy na Wschodzie. Węgrzy tutaj
wspomniani tak samo. Viktor Orban mówi wyraźnie, że
chce służyć interesom narodu węgierskiego, a nie
interesom Brukseli, i upomina się o bardzo liczną
mniejszość węgierską, która jest na terenie Ukrainy,
konkretnie na Rusi Zakarpackiej. Podobnie czyni państwo
Izrael czy wiele innych, które pamiętają o swoich
rodakach
poza
granicami.
Natomiast w Polsce
jest rzeczywiście bardzo
źle w tej sprawie. Nie
ma
wsparcia
finansowego, nie ma
przede
wszystkim
zainteresowania
polityków,
nie
ma
obrony.
Dzisiaj
na
Litwie
Polacy
są
autentycznie
prześladowani.
Jest
nawet gorzej niż za czasów Związku Radzieckiego. Na
Ukrainie tak samo. Polacy stanowią tam dużą grupę, to
jest ponad pół miliona ludzi rozsypanych w różnych
częściach Ukrainy i pozbawionych jakiejkolwiek opieki
prawnej czy politycznej. Myślę, że dzisiaj nie ma
polityka, który aspiruje do stanowiska prezydenta czy
premiera, dotyczy to także obecnego establishmentu,
który by chciał właśnie pomagać Polakom na Kresach.
– Kończąc te polityczne zagadnienia, chciałem
Księdza zapytać o ocenę ostatnich wydarzeń. Jesteśmy
świadkami jakiejś farsy wyborczej, i w Polsce ludzie
przestają mieć złudzenia, że żyją w kraju, w którym
demokracja czy ich głos ma jakiekolwiek znaczenie,
widzą, że w kraju te sprawy są rozstrzygane poza ich
plecami, i to się okazuje przy tak ważnej sprawie jak
wybory.
– Tak. To jest rzecz niesłychana. Będąc tu, w
Kanadzie, przeżywam bardzo mocno to, co dzieje się w
Polsce. Po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat tak
jawnie okazało się, że wybory są fałszowane, i to na
szeroką skalę. Tu nie ma cienia wątpliwości, że ten wynik
Strona
Dzisiaj wiele środowisk, myślę, że prawie wszyscy ważni
politycy tak Platformy Obywatelskiej, jak i Prawa i
Sprawiedliwości, przyjmują taką zasadę, że wróg mego
wroga jest moim przyjacielem, czyli że jeżeli ktoś jest
przeciwko Putinowi, to na pewno jest przyjacielem
Polski. Według mnie to jest fałszywa zasada, bo
przeciwko Putinowi jest na pewno wielu uczciwych i
sprawiedliwych Ukraińców, ale też są ludzie, którzy mają
złe intencje wobec Polski. To jest ten ruch Stepana
Bandery i ruch odwołujący się do gloryfikacji Ukraińskiej
Powstańczej Armii i SS „Galizien”, obecnie bardzo silny.
Tutaj muszę dodać – bardzo mocno wspierany przez
emigrację ukraińską z Kanady. Ten ruch z założenia ma
elementy antypolskie. I tak jak Bandera 70 lat temu
współpracował z Niemcami, był agentem wywiadu
niemieckiego,
tak
obecny
ruch
banderowski,
nacjonalistyczny, też ma powiązania z Niemcami. To jest
dla Polski nieprawdopodobnie niebezpieczne. Z dwóch
stron granic naszych, z
jednej strony Niemcy, z
drugiej strony sojusznicy
Niemców, czyli właśnie
banderowcy na Ukrainie.
Poza tym są ogromne
mity w Polsce. Ciągle
wiele osób się odwołuje
do Józefa Piłsudskiego,
że Ukraina ma być
państwem buforowym.
Tyle że Piłsudski to
mówił w całkiem innym
kontekście sto lat temu.
Natomiast nie wyobrażam sobie, by Ukraina, która jest
dwukrotnie większa od Polski, była dla nas państwem
buforowym. To my jesteśmy państwem buforowym
wobec Niemiec w tej chwili. I na Ukrainie wcale się
Polaków nie kocha.
– Czy państwo polskie zaniechało obowiązków
wobec Polaków, którzy na Ukrainie mieszkają? W
ogóle się nie słyszy o opiece państwa polskiego nad
Polakami choćby w strefie wojny na Ukrainie
wschodniej czy we Lwowie. W przeciwieństwie do
Węgier, które swoją mniejszość wzięły w opiekę na
szczeblu państwowym, Polska tych obowiązków w
ogóle nie dostrzega.
– Tak, oczywiście. To jest z kolei działanie od
dwudziestu pięciu lat, czyli od 89 roku. III
Rzeczpospolita jakby z założenia zaniechała opieki nad
Polakami na wschód od rzeki Bug, czyli na dawnych
Kresach wschodnich, czyli Ukraina, Białoruś, Litwa, ale
także głębiej, bo i w Rosji są, na Syberii są środowiska
polskie. Wynika to z kolei z tak zwanego mitu Jerzego
Giedroycia, który uważał, że aby były dobre relacje
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
30
aresztowano dziennikarzy, którzy przyszli służbowo tam,
robić po prostu relację z tego wydarzenia.
Myślę, że to są bardzo niepokojące zmiany, a w
najbliższym czasie nas czekają wybory prezydenckie i
parlamentarne w 2015 roku, i przypuszczam, że ludzie po
prostu nie uwierzą, że te wybory będą uczciwe. Obawiam
się, że będą protesty społeczne, które się mogą przerodzić
w pewien bunt, i także podważanie wiarygodności
państwa polskiego.
– Ksiądz tutaj przyjeżdża, zawsze kwestując dla
Fundacji. Jak wyglądają jej sprawy? Wiem, że buduje
się nowy dom w Łodzi, powstają nowe ośrodki, więc
jakoś to całe dzieło się rozwija.
– Przyjeżdżam do Toronto, Ottawy i Montrealu już po
raz siódmy. Zawsze ta moja wizyta ma podwójny cel. Z
jednej strony, to jest promocja moich książek, które piszę
na tematy głównie popularnonaukowe, historia, Kresy
wschodnie, ale ostatnio wydałem też „Personalnik
subiektywny”, książkę, w
której opisuję czterysta
różnych osób, żyjących i
nieżyjących, które miałem
okazję poznać. To jest
pierwszy cel, promocja
tych książek. Oczywiście
całkowity dochód idzie na
Fundację Brata Alberta. A
drugi to jest kwesta na
rzecz Fundacji, dlatego że
dzisiaj Fundacja bardzo
gwałtownie się rozrasta.
My działamy od roku 87,
czyli już dwadzieścia siedem lat. Prowadzimy ośrodki dla
dzieci, młodzieży i dorosłych osób niepełnosprawnych
intelektualnie. W tej chwili mamy już 32 ośrodki,
przybyły nam trzy w ostatnim czasie. Jest budowa
nowego domu w Łodzi. Bardzo ciekawy projekt domu dla
niepełnosprawnych w Lubinie koło Legnicy na Dolnym
Śląsku, który to dom nosi imię Dzieci Kresów, czyli
odwołanie się do tych wartości patriotycznych,
poświęcony dzieciom, które zginęły w czasie II wojny
światowej, czy na Syberii, czy z rąk Niemców czy
Ukraińców. No i trzecia sprawa to jest nasza placówka
macierzysta w Radwanowicach pod Krakowem, gdzie
istnieje kilka tych domów, jest również szkoła,
przedszkole, domy stałego pobytu. Ciągle to
rozbudowujemy, dlatego że są ogromne potrzeby
społeczne.
– Czy czasem Fundacja nie wyręcza państwa?
Państwo niedomaga w tej opiece socjalnej.
– Ależ oczywiście, że tak. Państwo jest kulawe w tej
sprawie. Najlepszym przykładem było to, że w tym roku
brałem udział w proteście, strajku okupacyjnym na
Strona
wyborczy jest kompletnie niewiarygodny. To nie dotyczy
tylko sejmików wojewódzkich, gdzie są autentyczne
„cuda” nad urną, ale wielu innych działań. Myślę, że to
jest wielka krzywda dla Polaków, bo Polacy wychodzą
jako kraj, jak gdyby to była druga Białoruś, władza ustala
wyniki wyborów. Druga rzecz, to zniechęca w ogóle ludzi
do brania udziału w wyborach w przyszłości. Po co iść na
wybory, jak one będą sfałszowane, a i tak jest bardzo
niska frekwencja. A trzecia rzecz, że młodzi ludzie,
którzy najbardziej w tej chwili protestują, oni później nie
widzą perspektyw życia w takim kraju. Stąd ta potwornie
duża emigracja młodych ludzi w tej chwili do Anglii, do
Europy Zachodniej, która jest jakby takim głosowaniem
nogami. Nie chcą takiego kraju, nie widzą dla siebie
perspektyw.
– Może ta elita polityczna też nie chce tych młodych
ludzi?
– Tak, nie chce ich. Myślę, że dzisiaj wypalił się ten
system. To jest system
oparty
na
dwóch
partiach, PiS i Platforma.
Na pewno w tych
partiach
jest
dużo
porządnych ludzi, ale te
partie już nic nie zrobią.
One
się
całkowicie
wypaliły,
nie
mają
pomysłów
na
to,
wzajemnie
się
zwalczają. Ani PSL, ani
SLD, partie dawnej
nomenklatury, też nie
mają pomysłu. Dlatego tylu ludzi młodych ostatnio
głosowało na partię Korwin-Mikkego, Kongres Nowej
Prawicy, jest też poparcie młodych dla Ruchu
Narodowego, bo szukają alternatywy. Więc jest taki bunt.
Okupacja Państwowej Komisji Wyborczej w Warszawie
to był taki akt desperacji. To nie był akt terrorystyczny,
jak próbuje to przedstawić „Gazeta Wyborcza”, ale taka
desperacja obywateli, którzy mają dość tego fałszu i tego
kłamstwa. W tej chwili, gdy rozmawiamy, nie wiem, jak
się potoczą losy dwojga bardzo wybitnych polskich
reżyserów niezależnych, Ewy Stankiewicz i Grzegorza
Brauna, którzy brali udział w tych protestach. Ale co jest
ciekawe, że oni zostali zaatakowani nie tylko przez
„Gazetę Wyborczą”, ale też przez „Gazetę Polską” czy
przez portal Fronda.pl, który nosi taką nazwę „portal
poświęcony”, czyli odwołuje się do wartości katolickich.
Więc widać wyraźnie, że podziały są ogromne, a ci
ludzie, którzy walczą o prawdę, znajdują się w bardzo
trudnej sytuacji. Może dojść do sytuacji bez precedensu w
Europie, że dziennikarze są skazani tylko dlatego, że
relacjonowali wydarzenia, bo na terenie PKW
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
31
stałego pobytu, gdzie już te osoby po śmierci rodziców u
nas mieszkają do końca swojego życia.
Bardzo ciekawy mamy projekt, że od ośmiu lat pracują
u nas więźniowie z zakładu karnego. Oni pracują u nas
jako pracownicy gospodarczy, ale także jako asystenci
osoby niepełnosprawnej. To jest taka resocjalizacja dla
nich, a dla nas konkretna pomoc w postaci ich pracy
wolontariackiej.
– Mówił Ksiądz, że jest potworna znieczulica,
zbiurokratyzowanie itd. Jak to jest, że dwadzieścia
pięć lat „po wolności”, społeczeństwo, które zrodziło
Solidarność, czyli to, że jesteśmy razem, wspieramy
się, nagle jest tak rozwarstwione, że ci posłowie, którzy
mają być reprezentacją narodu, są nieczuli na
problemy tych najbardziej potrzebujących?
– Myślę, że ten system polityczny jest bardzo zły. On
oczywiście odwołuje się do wartości chrześcijańskich, do
wartości solidarnościowych, ale bardzo szybko się
okazało, że wytworzyła się taka kasta polityczna. To jest
może ostre słowo kasta, ale tak jest. Widać wyraźnie, że
jeszcze na dołach samorządu, gminy, powiatu,
województwa, to jeszcze lepiej lub gorzej, ale jakoś
funkcjonuje. Natomiast jak to jest już na górze, czyli na
szczeblu centralnym, tam są olbrzymie konflikty
polityczne, walka o władzę, bezwzględność, i widać
wyraźnie, że bardzo wielu polityków nie traktuje tego w
żaden sposób jako służby dla społeczeństwa, tylko jako
własne korzyści, ucieczkę później do Brukseli na lepsze
stanowiska. To jest złe. Myślę, że państwo jest chore od
tej strony, że te wartości zostały podeptane. Dlatego jest
taki opór społeczny. Ludzie nie idą na wybory – parę
miesięcy temu były wybory do europarlamentu i poszło
zaledwie 24 proc. Teraz poszło dwa razy więcej, ale jak
myśmy zobaczyli, jak te wybory są fałszowane, to moim
zdaniem przy następnych wyborach znowu nie pójdą.
Myślę, że jest zniechęcenie też wśród ludzi młodych, stąd
ta emigracja do innych krajów Unii Europejskiej, bo nie
mają pracy.
Tu aż się prosi o reformę państwa, o zmianę tego
systemu, o to, żeby jednak lepiej tymi sprawami
zarządzać.
Natomiast co jest pozytywne? Myślę, że
zaangażowanie społeczne, to znaczy, że jest znieczulica
na górze, ale takim rzeczywiście pozytywnym elementem
działalności są organizacje pozarządowe, społecznicy,
często na szczeblu powiatu, gminy czy danego
miasteczka. Ludzie, którym jednak zależy na tym, żeby
pomagać, na tych dołach wartości chrześcijańskie się
utrzymują.
– Dziękuję bardzo. Miejmy nadzieję, że następnym
razem będziemy mogli bardziej pozytywnie mówić o
sytuacji w kraju. Szczęść Boże.
– Szczęść Boże.
Strona
terenie Sejmu, zorganizowanym w takim desperackim
ruchu przez rodziców dzieci niepełnosprawnych. Dlatego
że państwo marnotrawi ogromne środki, a równocześnie
brakuje takiego nawet drobnego wsparcia dla rodzin,
które wychowują osoby niepełnosprawne i nie chcą oddać
swoich dzieci do zakładu, tylko same wychowują. Tych
rodziców ciągle zwodziły władze polskie, obietnice
Donalda Tuska, wówczas premiera, były bez pokrycia – i
rodzice weszli na teren Sejmu i zaczęli okupację. Ja
razem z nimi byłem dziewięć dni. Spaliśmy na
marmurowych posadzkach na materacach. I tylko ten
strajk spowodował, że w ogóle problem został poruszony.
I to pokazuje najlepiej, do jakiej paranoi dochodzi. Służba
zdrowia czy opieka społeczna są położone na łopatki w
Polsce. I właśnie organizacje pozarządowe, fundacje i
stowarzyszenia, także organizacje kościelne, ratują tę
sytuację. Oczywiście, istnieje zasada pomocniczości
państwa polskiego, to znaczy że państwo powinno dawać
wolność w organizowaniu się obywatelom, którzy
wspierają
państwo.
My
jesteśmy
jakby
współpracownikami rządu. Ale na co dzień jest
oczywiście szara rzeczywistość. Władze państwowe
marnotrawią środki, jest potworna biurokracja,
znieczulica. I gdyby nie organizacje rządowe, byłoby
jeszcze gorzej. My w tej chwili mamy pod opieką ponad
1100 osób w 32 placówkach. Z tych 32 trzy są w trakcie
budowy, więc wymaga to nakładów i środków.
Utrzymujemy się generalnie z kwest, darowizn, dotacji
bądź własnej pomysłowości. W tym roku założyliśmy
nawet fundację gospodarczą, po to żeby prace osób
niepełnosprawnych można było sprzedawać w formie
sklepiku, również sklepików internetowych, więc szeroko
tę działalność rozwijamy.
– Gdzie jest główne miejsce, skąd można zasięgnąć
informacji?
– To jest oczywiście siedziba Fundacji, Radwanowice
pod Krakowem. Najlepiej wejść na naszą stronę
internetową, jest bardzo prosta: www.albert.krakow.pl. I
tam są wszystkie informacje. Tam jest też ten sklepik
internetowy, tam będzie możliwość dokonania wpłaty, a
przede wszystkim zorientowania się, jak działa Fundacja.
W tej chwili mamy domy w Toruniu, Aleksandrowie
Kujawskim, w Nieszawie koło Włocławka, w Łodzi,
okolice Zgierza na Dolnym Śląsku, Lubin koło Legnicy,
Wrocław, Sosnowiec na Śląsku, na zachodzie Małopolski
– Kraków, Chrzanów, Libiąż, Trzebinia, Chełmek,
Oświęcim. Tych placówek jest dużo. To są albo dzienne
ośrodki i świetlice terapeutyczne dla młodzieży szkolnej
bądź dla młodzieży, która wyszła ze szkół, warsztaty
terapii zajęciowej. Także prowadzimy dla osób z
zaburzeniami psychicznymi środowiskowe domy
samopomocy. No i ten dział najważniejszy, czyli domy
32
Strona
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Zniszczenie Polski jest na pierwszym planie. Celem
naszym jest zniszczenie żywych sił nieprzyjaciela, a nie
dotarcie do określonej linii. Nawet gdyby wojna wybuchła
na Zachodzie, zniszczenie Polski musi być zasadniczym
celem… Dam propagandzie jakiś powód dla uzasadnienia
wybuchu wojny, mniejsza o to, czy wiarygodny. Nikt nie
będzie pytał później zwycięzcy, czy mówił prawdę, czy nie.
Przy rozpoczęciu i prowadzeniu wojny chodzi nie o
prawo, lecz o zwycięstwo. Litość wykluczyć z serca.
Postępować brutalnie!… Pierwsze zadanie: dotarcie do
Wisły i Narwi. Nasza przewaga
techniczna zniszczy odporność
nerwową
Polaków.
Każda
tworząca się na nowo żywa siła
polska musi być natychmiast
rozbita” – tak niemiecki kanclerz
Adolf Hitler tłumaczył generalicji
Wehrmachtu cele przyszłej wojny
z Polską, którą miał wkrótce
rozpętać.
Nazajutrz, 23 sierpnia 1939 r.,
przyszła dobra wiadomość z
Moskwy o podpisaniu paktu
Ribbentrop-Mołotow.
Stalin
wznosił toast za zdrowie führera.
Los Rzeczypospolitej był
przesądzony.
Panowie i niewolnicy
Dzięki uległości Wielkiej
Brytanii i Francji Hitler realizował swoje marzenia w
sposób „pokojowy”, zajmując Austrię i Czechosłowację.
Po nich przyszła kolej na Rzeczpospolitą, która stawiła
opór, co zapowiadały słowa ministra spraw zagranicznych
Józefa Becka z maja 1939 roku. „Pokój jest rzeczą cenną i
pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na
pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie
wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę wysoką, ale
wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za
wszelką cenę. Jest jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i
państw, która jest bezcenna: tą rzeczą jest honor”.
Kilka dni później warszawski dziennik „Gazeta
Polska” pisał: „Jako Polacy nie możemy oddać Niemcom
pełnej kontroli nad całym naszym dostępem do Bałtyku.
Nie możemy pomagać własnymi rękami do zakładania
sobie sznura na szyję… Chodzi po prostu o to, czy
Europa ma być sprawiedliwie zrównoważoną wspólnotą
wolnych i równych narodów, czy też organizacją, w
której narody niewolników miałyby przyczyniać się do
dobrobytu narodów panów”.
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
33
www.naszdziennik.pl
W czasie, gdy ukazał się ten tekst, w Berlinie
przygotowano już pierwsze listy proskrypcyjne Polaków
mających trafić do więzień i obozów po wkroczeniu armii
niemieckiej, obejmujące ponad 60 tysięcy osób. Na
inteligencję, duchowieństwo, elity państwotwórcze,
patriotyczne,
weteranów
powstań
śląskich
i
wielkopolskiego, ziemiaństwo został wydany wyrok
śmierci.
„Usuńcie wszystko, co nie jest niemieckie”
„Tylko naród, którego warstwy kierownicze zostaną
zniszczone, da się zepchnąć do roli niewolników” –
przekonywał niemiecki kanclerz. I do takiego poziomu –
po dokładnej selekcji rasowej – miała zostać sprowadzona
reszta Narodu Polskiego.
Zbliżająca się wojna miała być
bezlitosna. Tego zresztą żądał
Hitler od swoich oddziałów SS,
którym rozkazał „zabijać bez
litości i pardonu mężczyzn,
kobiety i dzieci polskiego
pochodzenia i polskiej mowy”.
Od pierwszego dnia kampanii
polskiej we wrześniu 1939 roku
towarzyszyły
niemieckie
zbrodnie: naloty lotnictwa na
bezbronne miasta, rozstrzeliwania
ludności
cywilnej,
jeńców,
palenie wsi, miasteczek… Każdej
z dokonującej agresji armii
Wehrmachtu
towarzyszyły
Einsatzgruppen
–
policyjne
formacje – stanowiące aparat
terroru z rozkazami eksterminacji
„warstw
kierowniczych”,
duchowieństwa
oraz
mniejszości żydowskiej. Poza masowymi egzekucjami
przejmowały obiekty przemysłowe, administracyjne,
archiwa, biblioteki, organizowały władzę policyjną na
okupowanych terenach, rozpracowywały partie i wszelkie
polskie organizacje czy instytucje, tworzyły sieć agentów.
Już po rozpoczęciu agresji na Polskę powołano
ochotniczą milicję Volksdeutscher Selbstschutz, przejętą
wkrótce przez SS. Na Pomorzu i w Prusach Wschodnich
dowodził nią adiutant szefa SS Heinricha Himmlera,
Ludolf von Alvensleben, wsławiony niezliczonymi
okrucieństwami. Alvensleben organizował pokazowe
egzekucje przypadkowych, niewinnych ludzi i osobiście
dobijał skazanych strzałami. Do swoich podwładnych
mówił: „Jesteście teraz rasą panów. Niczego nie
zbudowano łagodnością i słabością… Dlatego oczekuję,
tak jak oczekuje tego od was nasz Führer Adolf Hitler, że
będziecie zdyscyplinowani i razem staniecie się twardzi
jak stal Kruppa. Nie bądźcie łagodni, bądźcie bezlitośni i
Strona
Plan unicestwienia Polski
Pozostałe, niższe warstwy ludności nie otrzymają
specjalnych szkół, lecz zostaną w jakiejś formie
uciemiężone… Problem, co zrobić z więźniami,
przysparza trudności.
Zdecydowano, że przodująca warstwa, która w
żadnym wypadku nie może pozostać w Polsce, będzie
przewieziona do niemieckich obozów koncentracyjnych,
natomiast dla niższych utworzone zostaną na zapleczu
grup operacyjnych, w pobliżu granicy, prowizoryczne
obozy koncentracyjne…”.
„Przodujące warstwy” miały zostać unicestwione.
Tylko we wrześniu 1939 roku w egzekucjach Niemcy
wymordowali blisko 20 tysięcy Polaków, do wiosny 1940
roku liczba ta zwiększyła się do 50 tysięcy. Tyle też
zesłano do obozów koncentracyjnych, skąd wrócili
nieliczni. Jednocześnie do Rzeszy włączono byłe
województwa: śląskie, poznańskie i pomorskie, oraz
części
województw
białostockiego,
kieleckiego,
Frank rezydujący odtąd na Zamku Królewskim na
Wawelu. Na konferencji dowództwa Wehrmachtu z
Hitlerem ten wyjaśniał, jak widzi przyszłość GG: „Należy
zapobiec temu, aby polska inteligencja stała się warstwą
kierowniczą. W kraju tym ma być utrzymana niska stopa
życiowa, chcemy stamtąd czerpać tylko siłę roboczą”.
Temu celowi była podporządkowana bezwzględna
polityka Franka, mająca uczynić z Polaków
zamieszkujących
Gubernię
jedynie
„niższych”,
„niewolników”. Mogli oni co najwyżej ukończyć cztery
klasy szkoły powszechnej, opanować liczenie do 500 i
umieć się podpisać. Stanowiliby wyłącznie bezwolną,
posłuszną i wydajną siłę roboczą, pozbawioną
wykształcenia i kultury. Dzieci wykazujące rasowe cechy
miały być odbierane rodzicom, wysyłane do Rzeszy i
zniemczane. Sam Hans Frank tłumaczył: „Polakom
należy umożliwić kształcenie się jedynie w takim
zakresie, aby uświadomili sobie, iż jako naród nie mają
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
34
krakowskiego, łódzkiego i warszawskiego. Ziemie te
miały zostać całkowicie zgermanizowane przy użyciu
wszelkich bezwzględnych metod, m.in. w Okręgu Rzeszy
Poznań, nazwanym później Krajem Warty, poza
bestialskimi mordami rozpoczęto wysiedlenia Polaków.
Do końca okupacji ze swoich domów wypędzono tam
860 tysięcy osób, a w ich miejsce sprowadzono 750
tysięcy Niem- ców z Rzeszy i innych państw.
Uświadomić Polakom, że nie mają perspektyw
Z ziem niewcielonych do Rzeszy utworzono
Generalne Gubernatorstwo. Rządy w nim objął Hans
Strona
usuńcie wszystko, co nie jest niemieckie i co mogłoby
przeszkodzić nam w procesie tworzenia”.
Elity „unieszkodliwić”, resztę „uciemiężyć”
Na początku września 1939 roku w Berlinie szef
służby bezpieczeństwa i policji bezpieczeństwa Reinhard
Heydrich zwołał konferencję, na której dyskutowano o
przyszłości okupowanych przez Niemców ziem. „Dla
Polski nie przewiduje się ustanowienia rządu jak dla
Protektoratu, lecz utworzenie całkowicie niemieckiej
administracji… Przodujące warstwy ludności w Polsce
winny być w miarę możliwości unieszkodliwione.
rynkach zainstaluje się stałe głośniki, które w określonych
porach nadawać będą wiadomości, rozkazy i hasła dla
Polaków”. Polecił jednocześnie zlikwidować cały system
informacji Polaków. W tym celu już we wrześniu 1939
roku wydano zarządzenie nakazujące konfiskatę
radioodbiorników.
Szkoły wyższe zostały zamknięte, a seminaria
duchowne, które zostały otwarte przez Wehrmacht,
również postanowiono zlikwidować, gdyż – zdaniem
gubernatora – są „one jedynie inkubatorami nienawiści do
Niemców”.
W listopadzie 1939 roku dwóch pracowników Urzędu
do Spraw Polityki Rasowej NSDAP, Erhard Wetzel i
Günther Hecht, przygotowało obszerny memoriał
poświęcony
traktowaniu
ludności
polskiej
na
okupowanych terenach. Wskazywał on, jak w dłuższej
perspektywie doprowadzić do likwidacji podbitego
Narodu. Zakładano, iż germanizacja „nadających się do
zniemczenia” Polaków może potrwać nawet dwa-trzy
pokolenia, a ci, którzy jej nie ulegną, zostaną
„wysiedleni”.
egzystencji…”.
Podkreślano, iż nasze zarobki muszą być dużo niższe,
a „standard mieszkaniowy nie może bezwzględnie, nawet
w przybliżeniu, osiągać poziomu niemieckich mieszkań
robotniczych”. Większe grupy Polaków należy stłoczyć w
„osiedlach masowych”.
Emigracyjne plany
Zakładano doprowadzenie do zmniejszenia liczby
Polaków na okupowanym terenie. W tym celu
proponowano kilka rozwiązań.
Autorzy zastanawiali się, czy „ograniczenie urodzin
wskutek gospodarczej nędzy” nie będzie mogło być
zwiększone przez emigrację. Rozważano „niektóre
państwa południowoamerykańskie”, ale pojawiały się
wątpliwości, czy „emigracja może w ogóle służyć
interesom Rzeszy”, ponieważ „każdy Polak, także
prymitywny, będzie za granicą opowiadał o cierpieniach
biednych, dręczonych Polaków w ojczyźnie w taki
sposób, który ze względów politycznych należy brać pod
uwagę. Z tego powodu wydaje się słuszne odrzucenie
emigracji, biorąc pod uwagę tę rasowo-psychicznie
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
35
Odebrać własność i zubożyć
Przede wszystkim postanowiono pozbawić nas
własności i uczynić ubogimi. „Polakom nie wolno być
właścicielami przedsiębiorstw. Zostaną wywłaszczeni z
ich dotychczasowej własności gruntowej i ziemskiej,
także rolnej. Polakom nie wolno wykonywać
samodzielnie jakiegokolwiek rzemiosła i nie wolno im
być majstrami… konieczne jest, aby cała ziemia, także i
ta, która znajduje się w rękach od dawna osiadłych
Polaków, została wywłaszczona na korzyść niemieckich
osadników. Polski rolnik traci w ten sposób podstawę
Strona
żadnych perspektyw. W grę mogą więc wchodzić co
najwyżej złe filmy, względnie takie, które obrazują
wielkość i siłę Rzeszy Niemieckiej. Trzeba będzie w
szerokim zakresie wprowadzić system głośników; będą
one pełnić rolę swego rodzaju służby informacyjnej
wobec Polaków”.
Głośnik z rozkazami i hasłami dla Polaków
Z kolei minister propagandy Joseph Goebbels,
przeciwny organizowaniu sieci polskich teatrów, kin i
kabaretów, „aby nie przypominali sobie stale o tym, co
utracili”, zaproponował, że w „większych miastach i na
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
36
rachowanie, czytanie, pisanie. Nauka ważnych z
narodowego punktu widzenia przedmiotów, jak:
geografia, historia, historia literatury, jak również
gimnastyka, jest wykluczona. Szkoła natomiast powinna
przygotowywać do zawodów rolniczych, leśnych oraz
niewykwalifikowanych zawodów przemysłowych i
rzemieślniczych”. Zakładano, iż „w przyszłości nie będzie
już polskich szkół na polskich obszarach”.
Kościół dobrze byłoby zlikwidować
Natomiast „polska inteligencja musi w całości i
niezwłocznie zostać wysiedlona na pozostały obszar” –
pisali autorzy, którzy pominęli fakt, iż w tym czasie
tysiące przedstawicieli polskiej elity było już
mordowanych na całym okupowanym obszarze, a
pozostali trafiali do obozów koncentracyjnych, gdzie
większość zmarła.
Duży problem stanowił Kościół katolicki, gdyż ze
względu na jego znaczenie w Narodzie „słuszne byłoby w
ogóle nie zezwolić” na jego istnienie i zlikwidować
polskie święta kościelne. Jednakże „ludność jest
zdecydowanie katolicka i tego rodzaju pociągnięcie
mogłoby, być może, spowodować coś przeciwnego niż
zniemczenie”. Lepszym sposobem byłoby dobranie
księży „o niemieckich przekonaniach”, a tacy mogliby
„osiągnąć prawdopodobnie znaczne sukcesy w
zniemczeniu”.
Zabrakłoby lasów
Powyższy plan był w następnych latach realizowany,
towarzyszyły mu bezwzględne rządy terroru, o czym
jawnie mówił choćby Hans Frank w słynnym wywiadzie
z lutego 1940 roku: „W Pradze np. wywieszono wielkie
czerwone plakaty podające do wiadomości, że tego dnia
rozstrzelano 7 Czechów. Powiedziałem sobie wtedy:
Gdybym chciał przeznaczyć po jednym plakacie na
każdych siedmiu rozstrzelanych Polaków, wówczas
wszystkie lasy razem wzięte nie wystarczyłyby na
wyprodukowanie dostatecznej ilości papieru…”. Mimo
takich działań nie udało się Niemcom zamordować
Polski.
Czekała ją jednak kolejna okupacja – tym razem
sowiecka i lata komunistycznego zniewolenia.
dr Jarosław Szarek
Strona
ugruntowaną
mentalność
Polaków”.
Planów
emigracyjnych Niemcy nie zdecydowali się zrealizować,
ale zadbali, by przestały się rodzić polskie dzieci, a starsi
szybko umierali.
Aborcja i homoseksualizm bez ograniczeń
Zmniejszanie śmiertelności nie leżało w interesie
niemieckiego okupanta, zatem jak stwierdzali Wetzel i
Hecht: „Opieka lekarska z naszej strony ma się
ograniczyć wyłącznie do zapobiegania przenoszeniu się
chorób zakaźnych na teren Rzeszy”. Natomiast aborcja
stała się w pełni dopuszczalna i zalecana, a
homoseksualizm dozwolony. „Wszystkie środki, które
służą ograniczeniu rozrodczości, powinny być tolerowane
albo popierane. Spędzanie płodu musi być na pozostałym
polskim obszarze niekaralne. Środki służące do spędzania
płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie
publicznie oferowane, przy czym nie może to pociągać za
sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji.
Homoseksualizm należy uznać za niekaralny.
Przeciwko instytucjom i osobom, które trudnią się
zawodowo spędzaniem płodu, nie powinny być
wszczynane policyjne dochodzenia”.
Teatry i kina „na jak najniższym poziomie”
Na okupowanych ziemiach nie było miejsca na
stowarzyszenia kulturalne, towarzystwa śpiewacze,
krajoznawcze, zrzeszenia gimnastyczne i sportowe,
związki socjalne, „ponieważ łatwo mogą prowadzić do
wytworzenia narodowej postawy u swych członków.
Szczególnie zrzeszenia gimnastyczne i sportowe służą
także podniesieniu fizycznej tężyzny ludności, czym nie
jesteśmy wcale zainteresowani”.
Zakładano
uderzenie
w
instytucje
służące
podtrzymaniu narodowej tożsamości: szkołę i Kościół
katolicki, instytucje kultury. „Teatry, kina i kabarety z
powodu ich wielkiego narodowego znaczenia powinny
być utrzymane możliwie na jak najniższym poziomie…
Produkcję książek należy jak najbardziej ograniczyć.
Dzienniki i okresowo ukazujące się czasopisma powinny
zostać ograniczone i nadzorowane; zaleca się dostarczanie
im odpowiedniego materiału wyszukanego przez
placówki niemieckie”.
W szczegółowych rozporządzeniach z wiosny 1940
roku niemiecki okupant wykluczał z teatralnych scen
poważne pozycje, zalecając, aby nie mieć żadnych
zastrzeżeń przeciwko „trywializowaniu i erotyzowaniu
repertuaru”.
Historia wykluczona, trochę rachowania
W szkolnictwie „uniwersytety i inne szkoły wyższe,
szkoły zawodowe, jak również średnie były stale
ośrodkami polskiego szowinistycznego wychowania i
dlatego z zasady powinny być zamknięte. Dozwolone
będą tylko szkoły powszechne, mają one jednak uczyć
tylko najbardziej podstawowych wiadomości, jak
Spotkanie na Rynku
www.zhp.pl
Jarosław Dybowski
„Pokój jest w nas!” to hasło
przyświecające
tegorocznej
sztafecie Betlejemskiego Światła
Pokoju. Już niedługo po raz
dwudziesty czwarty do Polski
dotrze płomień, który jest
symbolem nadziei i pokoju
między narodami.
Betlejemskie Światło Pokoju to symbol, którym
chcemy się dzielić z każdym, bez wyjątku na język, wiek,
stanowisko. Po raz dwudziesty czwarty, harcerze i
harcerki Związku Harcerstwa Polskiego pragną przekazać
dalej niezwykłe światło, które zostało rozpalone w
Betlejem w Grocie Narodzenia Pańskiego.
Nawiązujemy do słów „Królestwo Boże to nie sprawa
tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość
w Duchu Świętym. A kto w taki sposób służy Chrystusowi,
ten podoba się Bogu i ma uznanie u ludzi. Starajmy się
więc o to, co służy sprawie pokoju i wzajemnemu
zbudowaniu.” (Rz 14, 17-19).
W Betlejem odbyła się tradycyjna ceremonia zapalenia
Światła Pokoju. Od oliwnej lampki w Grocie Narodzenia
Betlejemskie Świałto Pokoju zapalił 9-letni Tycjan
Ronacher z Linzu.
Wyróżniony chłopiec przekazał ten magiczny płomień
ponad stu austriackim pielgrzymom, którzy na tę
ceremonię przybyli do Betlejem. Otrzymane światło
zostało przetransportowane w specjalnej lampie liniami
lotniczymi Austrian Airlines.
Betlejemskim Światłem Pokoju skauci austriaccy
podzielili się w Wiedniu ze swoimi kolegami z ponad 20
krajów europejskich. Przekazanie światła nastąpiło 13
grudnia, podczas ekumenicznego nabożeństwa w
wiedeńskiej katedrze. W Wigilię Bożego Narodzenia
Światło zapłonie w blisko 30 krajach Europy.
Sztafeta Betlejemskiego Światła Pokoju organizowana
jest od 1986 roku. Rokrocznie tuż przed Adwentem,
wyróżnione za aktywność społeczną, dziecko z Górnej
Austrii zapala w Grocie Narodzenia Jezusa Światło
Pokoju i przewozi je do swojego kraju, by następnie
przekazywać je mieszkańcom swej ojczyzny oraz krajów
sąsiednich.
Wakacje w 2008 roku postanowiliśmy spędzić nie w
Strużnicy, ale odwiedzić Bieszczady. Nieco dalej, mniej
znane tereny, a trochę i zmęczenie „obozowymi
atrakcjami lokalowymi” spowodowało, że taka zapadła
decyzja. Dwa tygodnie nad Zalewem Solińskim minęło
szybko i powracaliśmy do Łodzi.
Powrót ten był dość skomplikowany, bo po drodze
mieliśmy plany „Jędrusiowe”, odwiedziliśmy Doktora
Korczaka w Tarnowie i gościliśmy u Pani Teresy
Majczak w Koprzywnicy, zwiedzaliśmy Zamek
Krzyżtopór w Ujeździe i Sandomierską starówkę.
Kilka
godzin
spędzonych
w
Sandomierzu,
wspomnienia Rajdu z 1983 roku, gdy nocowaliśmy wtedy
w budynku PTTK przy Rynku, spacery po Wąwozach i
uliczkach nie zapowiadały nic szczególnego.
Ja kręciłem się po Rynku robiąc zdjęcia, a moja
Małżonka przysiadła na ławce przy starszym panu
wygrzewającym się na słońcu.
Nagle zawołała mnie podnieconym głosem do ławki
- Słuchaj, Pan mówi że jest synem jednego z
Jędrusiów!
Zaskoczenie jakie mnie dosięgło spowodowało, że
przez chwilę odebrało mi mowę. Po krótkim powitaniu
szybko zadałem pytanie:
- Przepraszam, jak pańska godność?
- Klusek
- „Fugas-Jastrząb” - wypaliłem bez chwili namysłu…
Potem rozmawialiśmy o moim spotkaniu z Ojcem
pana Alfreda, Stanisławem Kluskiem ps. Fugas-Jastrząb,
saperem w Kompanii Jędrusiów w 1944 roku.
O nadaniu imienia, o mym niedawnym spotkaniu z
Doktorem Korczakiem, o Bobie, Tadeuszu Szewerze i
tym wszystkim co z Jędrusiami łączyło nasze przeżycia .
Jak to mawiają – „góra z górą…”
Strona
37
Betlejemskie Światło Pokoju zapalone
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
Plany odwiedzenia naszego wielkiego przyjaciela Jana
Gałuszki „Mizernego”, konspiratora, a od jesieni 1943 r.
członka oddziału partyzanckiego „Jędrusie” działającego
w okresie okupacji na terenie obecnej południowej części
województwa
świętokrzyskiego
i
północnej
podkarpackiego, czyli po obu stronach Wisły, istniały w
Kręgu Starszyzny i Seniorów „Jędrusie” w Łodzi od dość
dawna.
Ale dopiero we wrześniowy weekend 2014 roku udało
się zrealizować tę wyprawę. Udział w niej wzięli byli
członkowie szczepu ZHP „Jędrusiów” działającego w
Technikum Włókienniczym Nr 1 w Łodzi: Lech Margiel,
Staszek Gałecki, Iza Gołąb oraz ja, syn „Mimiego”
partyzanta oddziału „Jędrusie”, również członek kręgu
Wojtek Pawlikowski.
Po wygodnej podróży dotarliśmy do Krakowa, gdzie
czekał już na nas, rezerwując już kawałek miejsca na
zaparkowanie przed kamienicą w której mieszka
„Mizerny”.
Jest to o tyle istotne, że znalezienie miejsca w pobliżu
Rynku Głównego w Krakowie graniczy z cudem.
Sprawniejsi powędrowali schodami, pozostali wjechali
windą, którą jazda jest dużym wyzwaniem. Jasiu i jego
córka Ania przyjęli nas po królewsku – gadanie o
krakowskich centusiach to bajdy wierutne.
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
38
Wojciech Pawlikowski
Po pierwszych rozmowach, posiłku, zachwytach nad
zgromadzonymi pamiątkami, koneksjach rodzinnych
„Mizerny” poprowadził nas do Muzeum Armii Krajowej,
gdzie służył jako przewodnik. Jest to muzeum
interaktywne, nowoczesne, gdzie można dużo się
dowiedzieć, lub uzupełnić wiedzę o działaniach
największej podziemnej armii w czasie II wojny
światowej. Jak zwykle mężczyzn interesowała
wystawiana broń, przekrój rakiety V-2, której plany i
najistotniejsze części z opisem elektroniki dokonanym
przez prof. Groszkowskiego Armia Krajowa przekazała
Brytyjczykom, w ramach akcji „Most”.
W galerii „Panteonu
Armii
Krajowej”
odnaleźliśmy
również
tablicę
poświęconą
Władysławowi
Jasińskiemu „Jędrusiowi”.
Po zwiedzaniu wróciliśmy
na
smaczny
obiad
przygotowany przez panią
Anię i dalsze rozmowy.
Leszek
usiłował
dowiedzieć
się
od
„Mizernego” o Jego udziale w pracach wywiadu i
powojennej działalności konspiracyjnej, ale o ile wiem to
nadal pozostały one tajemnicą.
Po spacerze, po Rynku Głównym, okolicach Wawelu,
Plantach pożegnaliśmy się z miłymi gospodarzami i
pojechaliśmy na nocleg, gdzieś obok krakowskiego
WORDu.
Następnego dnia spotkaliśmy się z „Mizernym” przy
Cmentarzu Wojskowym, po którym zostaliśmy przez
Niego oprowadzeni.
Następnie
przeszliśmy
na
teren
Cmentarza
Rakowickiego, gdzie „Mizerny” wskazał nam groby
„Jędrusiów”, co skrzętnie zostało odnotowane, celem
sporządzenia planowanego spisu miejsc pochowania
byłych partyzantów od „Jędrusia”. Po wizytach na
grobach i zapaleniu zniczy pojechaliśmy na spacer na
Błonia i do parku im Jordana, gdzie znajdują się popiersia
znanych i zasłużonych Polaków, w tym sławnych
dowódców AK Leopolda Okulickiego „Niedźwiadek”
ostatniego dowódcy AK i jego zastępcy, twórcy Kedywu
Augusta Fieldorfa „Nila”.
Po wizytach na grobach i zapaleniu zniczy wróciliśmy
z „Mizernym” do jego mieszkania, gdzie nie chcąc
nadużywać gościnności pani Ani, pożegnaliśmy się z
Gospodarzami, dziękując za przyjęcie i umawiając się na
kolejne spotkanie. Przed nami była jeszcze podróż,
podczas której dzieliliśmy się wrażeniami.
Dokumentację wyjazdu wykonała Iza, Leszek ze
Staszkiem fotografowali, a ja tu opisałem.
Strona
Z wizytą u „Mizernego”
Dom Wigilijny
Czytelnikom „ODWETU”
Ten dom ciepły
jak życzenia szczerego opłatka
jak oddechy zwierząt rozgadanych o północy
jak stół dań gorących
Ten dom kolędą radosną
wita Nowonarodzonego
pod choinką uginającą się pod ciężarem
naszych wciąż niespełnionych nadziei
Ten dom wita i Ciebie Gościu Niespodziewany
Kolędniku nocy wigilijnej
Wejdź i usiądź z nami przy stole
w tym dalekim a jakże bliskim Ci domu
w tym dalekim a jakże bliskim Ci kraju
Wejdź bez obaw że przepędzą
jak bezdomnego psa
Strona
39
Władysław Jan Burzawa
Chicago, grudzień 2014
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015
40
Strona
Odwet – Grudzień 2014 – Styczeń 2015

Podobne dokumenty