Stare zabobony wracają tylnymi drzwiami
Transkrypt
Stare zabobony wracają tylnymi drzwiami
Stare zabobony wracają tylnymi drzwiami K lasycznym przykładem pseudonaukowych nadużyć w obszarze biologii jest bioenergoterapia. Jest ona integralną częścią ezoteryki spod znaku New Age. Znamy angielski, więc wiemy, że określenie to oznacza „nowy wiek”. Wiek bardzo swoisty, gdy stare zabobony, podobno nieodwołalnie zwalczone od czasów oświecenia, wracają tylnymi drzwiami, zamaskowane pozorami naukowości. Niegdyś zwolennicy tajemnych sił przywoływali moce niebiańskie lub piekielne za pomocą zaklęć, dziś uzbrojeni w niby naukową frazeologię przywołują różnorakie energie, nadzwyczajny magnetyzm i tajemnicze aury. Tyle że energia ezoteryków nie ma nic wspólnego z energią fizyków, magnetyzm jest bardziej „siłą nieczystą” niż oddziaływaniem, o którym uczyliśmy się w szkole, a „aura”, którą podobno roztacza każdy z nas, jest nie do zwalczenia za pomocą dezodorantu. A do tego dochodzi oddziaływanie kamieni szlachetnych na procesy w naszym organizmie, cudowne masaże, przekazywanie leczniczych bioprądów nie tylko przez nakładanie rąk, ale nawet na odległość (za odpowiednią opłatą – nawet na odległość międzykontynentalną). Nieco delikatniejszą kwestią jest zagadnienie kreacjonizmu. Kreacjonizm, dosłownie przyjmujący biblijny przekaz o stworzeniu świata, jest dziś głoszony przez nielicznych fundamentalistów ze skrajnych sekt protestanckich. Podobnie fundamentalistyczną postawę możemy też spotkać wśród wyznawców ortodoksyjnego judaizmu i islamu. Nauczanie Kościoła katolickiego jest dalekie od tak nienaukowej postawy. Rozum jest darem Boga, a poznanie empiryczne nie pozostawia wątpliwości, że ewolucja świata biologicznego była (i jest) faktem. Spór wokół ewolucji nie dotyczy więc samych przeobrażeń kosmosu i zmienności gatunków w świecie ożywionym, tylko ostatecznej przyczyny tych zmian i ich ewentualnego ukierunkowania. Koncepcja w pełni naturalistyczna zakłada, że przyroda przeobraża się sama z siebie; cały proces ma tylko przyczyny, toczy się bez założonego celu. Wspaniałe efekty ewolucji wynikają tylko z jej długotrwałości i wewnętrznej (immanentnej) siły doboru naturalnego. Z sumy przypadków powstaje także przypadkowy, ale imponujący skutek. Teocentryczna koncepcja ewolucji zakłada, że wszystkie zmiany kosmologiczne we wszechświecie, geologiczne w odniesieniu do Ziemi oraz ewolucyjne w biosferze, są przejawem kreacyjnej działalności Boga zapisanej w pierwszych rozdziałach Biblii w alegorycznej formie. Nauka musi taką koncepcję odrzucić, gdyż założeniem metody empirycznej jest wykluczenie celowości w przyrodzie i nieuznawanie przyczyn nadprzyrodzonych (transcendentnych wobec natury). Z drugiej strony statystyczna szansa zaistnienia w wyniku procesu wyłącznie przyczynowego, bezcelowego i przypadkowego tak fantastycznych efektów końcowych, jakimi są nasz świat i sam człowiek, jest prawie równa zeru. Co w takim razie robić? Przyjąć, że do samych fundamentów ewolucji póki co nauka nie sięga. Tak zresztą twierdzą pozytywistyczni agnostycy, dla których nauki przyrodnicze są wzorcem wiarygodnej wiedzy. Zadaniem humanistów jest przekonywać zwaśnione strony do przyjęcia tego rozwiązania. Aby jednak kogokolwiek przekonać, trzeba dużo o przyrodzie wiedzieć. Jerzy Pilikowski