Dlaczego kiepski Mc Cain lepszy od fatalnego Obamy

Transkrypt

Dlaczego kiepski Mc Cain lepszy od fatalnego Obamy
Rodzina katolicka - Dlaczego kiepski Mc Cain lepszy od fatalnego Obamy
niedziela, 09 listopada 2008 14:38
Wynik wyborów prezydenckich w USA przyjąłem z pewnym niezadowoleniem, chociaż
przyznam, że z wygranej Mc Caina, również nie cieszyłbym się.
Neokonserwatyści skompromitowali się już całkowicie ze swoją fatalną polityką zagraniczną,
stąd kontynuowanie ich programu podbijania świata w imię demokracji, praw człowieka i dolara
nie wróżyłoby niczego dobrego - cały czas siedzielibyśmy na beczce prochu drocząc się z
Islamem, Rosją i prawdopodobnie w dalszej perspektywie Chinami. Barack Obama jest jakąś
gwarancją, że skończy się polityka amerykańskiego liberalnego bolszewizmu, uważającego się
za część ideologii konserwatywnej - wygrana demokraty stanowi pewną szansę na budowę
świata bardziej multilateralnego i odideologizowanie polityki międzynarodowej.
Barack Obama mógłby być dobrym prezydentem, gdyby nie pewna część jego planów, która
sprawia, że mając do wyboru pomiędzy dwoma kiepskimi kandydatami zdecydowałbym się na
głosowanie na Johna Mc Caina - człowiekowi temu należy się zresztą wielki szacunek nie tylko
za bohaterską przeszłość w Wietnamie, ale także za klasę, jaką okazał po ogłoszeniu wyników
wyborów (coś o czym w polskiej polityce możemy sobie tylko pomarzyć - przypominam jak się
zachowywało "Słońce Peru", kiedy okazało się, że nie zostanie prezydentem). John
Mc Cain jest jednak neokonserwatystą, a swoje zdanie na temat neokonserwatyzmu wyraziłem
na samym początku - pomimo to uważam neokonserwatyzm za mniejsze zło od liberalizmu i
dlatego też powierzyłbym republikanom Biały Dom na kolejną kadencję.
Na czym zaś polega większe zło Obamy? Jako prezydent USA potencjalnie będzie mógł
wpływać na skład Sądu Najwyższego, a to oznacza, że będzie miał szansę na wprowadzenie
doń sędziów liberalnych, którzy swoim orzecznictwem mogą doprowadzić do uznania na
poziomie federalnym praw homoseksualistów do ślubu, czy rozszerzyć dostępność aborcji.
Przypominam, że to właśnie Sąd Najwyższy w 1973 roku w orzeczeniu Roe v. Wade uznał
aborcję za prawo kobiety i zobowiązał wszystkie stany do zagwarantowania dostęponości
aborcji. Obama opowiada się za jej rozszerzeniem, a więc jego kompetencje kreacyjne w
stosunku do Sądu Najwyższego są bardzo groźne dla cywilizacji życia i miłości.
Neokonserwatysta Bush, choć prowadził tragiczną politykę zagraniczną, to jednak wprowadził
do Sądu Najwyższego dwóch katolickich konserwatywnych sędziów - Johna Edwardsa i
Clarence'a Thomasa, którzy obok mianowanego przez Reagana Anthony'ego Scalii wzmocnili
antyaborcyjny, prorodzinny i chrześcijański element w Sądzie Najwyższym.
Szczęśliwie w najbliższym czasie żadne roszady personalne w Sądzie Najwyśzym się nie
szykują, stąd Obama ma związane ręce, jeśli chodzi o zmiany w prawie amerykańskim - chyba,
1/2
Rodzina katolicka - Dlaczego kiepski Mc Cain lepszy od fatalnego Obamy
niedziela, 09 listopada 2008 14:38
że zmiany takie przeforsuje Kongres, to wówczas na weto Obamy liczyć nie ma co - sprawa
inaczej wyglądałaby w przypadku duetu John Mc Cain i twarda protestantka Sarah Palin. Gdyby
oni rządzili, wówczas z pewnością można byłoby liczyć, że Biały Dom poważnie utrudni
liberalizację aborcji, czy wprowadzenie przywilejów dla par homoseksualnych (Kongres do
odrzucenia prezydenckiego weta potrzebowałby 2/3 głosów, a zebranie takiej liczby byłoby
dość trudne). Barack Obama może, również prowadzić przeciwną nauczaniu moralnemu Kościoła politykę na
arenie międzynarodowej - zwłaszcza w odniesieniu do Afryki, z którą czuje się emocjonalnie
związany. Wraz z Obamą wrócą czasy Clintona, kiedy USA naciskały na kraje rozwijające się,
domagając się od nich wprowadzenia aborcji, czy uzależniając pomoc materialną od
stosowania środków antykoncepcyjnych. Pod rządami George'a W. Busha USA zmieniły front o
180% stając w awangardzie państw sprzeciwiających się bombardowaniu Afryki
prezerwatywami, czy zmuszaniu jej do zabijania dzieci nienarodzonych. USA Busha prawie
zawsze szło w tych sprawach ramię w ramię ze Stolicą Apostolską - USA Obamy
prawdopodobnie stanie po drugiej stronie barykady. Niestety wrócą czasy dyplomacji
clintonowskiej, wrogiej rodzinie i życiu człowieka. John Mc Cain prawdopodobnie kontynuowałby bezsensowny marsz neokonserwatystów w
kierunku unilateralnego świata demokratycznego, ale z pewnością - ze względu na
konserwatywny i chrześcijański elektorat Sary Palin - nie przeprowadzałby rewolucji
obyczajowej tak w USA, jak i na całym świecie. Na tym właśnie polega mniejsze zło
neokonserwatyzmu.... Jakub Kawka
Za: Konserwatyzm.pl 
2/2