File
Transkrypt
File
DHiH GP - TERMINARZ 2013 / 2014 wrzesień 2013 marzec 2014 - 17 – rocznica napaści ZSRR na Polskę - 22 - Msza św. harcerska - 27 – rocznica powstania Polskiego Państwa Podziemnego - 23 - Msza św. arsenałowa, kominek z seniorami - 26 – rocznica Akcji pod Arsenałem październik 2013 - 10 – rocznica przyjęcie imienia i sztandaru przez WCh.H-y, rocznica katastrofy w Smoleńsku - 23 – Św. Jerzego - 26/27 - Msza św. harcerska, rajd - 27 - Msza św. kominek listopad 2013 - 1 – Wszystkich Świętych - 11 – Święto Niepodległości – Msza św. za Ojczyznę i kominek - 24 - Msza św. harcerska grudzień 2013 kwiecień 2014 maj 2014 - 3 – rocznica Konstytucji 3 Maja - 25 - Msza św. harcerska - 13 - rocznica ogłoszenia stanu wojennego - 22 - Msza św. harcerska, jasełka, opłatek - 27 – rocznica wybuchu Powstania Wielkopolskiego czerwiec 2014 styczeń 2014 lipiec 2014 - 6 – Trzech Króli, orszak - 26 - Msza św. harcerska - Msze św. i odwiedziny duszpasterzy na obozach i koloniach luty 2014 sierpień 2014 - 22 – Dzień Myśli Braterskiej, - 23 – Msza św. harcerska, wspomnienie bł.W.Frelichowskiego - 1 – rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego - Msze św. i odwiedziny duszpasterzy na obozach i koloniach - piesza PPH na Jasną Górę - 7 - Lednica - 19 – Boże Ciało, procesja - 22 - Msza św. harcerska - 28 – 58 rocznica Czerwca 1956 Kolejnych części książki sir Roberta Baden-Powella "Gry skautowe" w tłumaczeniu phm. Pauliny Skorupskiej HR szukajcie w następnych numerach. Pismo Duszpasterstwa Harcerek i Harcerzy Grodu Przemysława Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej Redaktor Naczelny: Michał Kozanecki Wydawca: Przemysław Stawicki Korekta: Paulina Skorupska Skład: Przemo Stawicki Redaguje zespół: dział WIARA - Magdalena Szymańska dział HISTORIA - Monika Wojtkowiak dział WYDARZENIA - Natalia Pawlak dział SŁUŻBA - Wojciech Bielecki ilustracje: Aleksandra Włodarczyk Kontakt: [email protected] SIERPIEŃ 1920, SIERPIEŃ 1944 Milionowa armia po kilku miesiącach nieustającej ofensywy nagle zmienia się w bezładną kupę uciekinierów. Nie było jednak do tego potrzeba „Cudu” nad Wisłą (choć są świadectwa szczególnej Opatrzności Bożej w tamtym czasie), ponieważ j armia polska przewyższała technologicznie wielokrotnie liczebniejszą Armię Czerwoną. Polacy orientowali się w ruchach przeciwnika dużo lepiej niż Rosjanie i to umożliwiło marszałkowi Piłsudskiemu obmyślenie strategii, która doprowadziła do zwycięstwa. Fakt, że na wiele dni przed 15 sierpnia zachodni dyplomaci opuścili stolicę dziwiąc się niezwykłemu spokojowi Polaków i polskiego rządu (premier Witos miał nawet czas na żniwa) jest bardzo wymowny. Prawie ćwierć wieku później, 4 lata po klęsce wrześniowej, wschodni front II Wojny Światowej przesuwa się z powrotem na ziemie polskie. Niemcy wycofują się pod naporem Armii Czerwonej, dowodzonej przez człowieka, który przyczynił się do klęski Rosjan w 1920 roku, oblegając Lwów i nie przybywając pod Warszawę na czas – Józefa Stalina. Tym razem Rosjanie są lepiej przygotowani technologicznie, ale tak samo wygłodzeni i biedni. Świadectwa z pochodu krasnoarmiejców przywodzą na myśl skojarzenia z atakiem zombie. Na wieść o porażkach Niemców na wschodzie 1 sierpnia w Warszawie wybucha powstanie. Stalin celowo jednak wstrzymuje ofensywę na północnej części frontu, by pozwolić Niemcom na jego stłumienie. Jak dzisiaj patrzeć na te wydarzenia? Jak obchodzić te rocznice? Pomimo że wypadają w wakacje, to nie powinniśmy o nich zapominać. Bo nasi przodkowie pokazali, że Polacy mogą zwyciężać, ale pokazali też, że w obliczu klęski bycie Polakiem tylko wtedy jest coś warte, gdy przyczynia się do bycia dobrym człowiekiem. Michał Kozanecki redaktor naczelny „Harmelu” SŁOWO DUSZPASTERZA Druhny i Druhowie ! Zbliżamy się do wakacji. Jest to czas wyjazdów na obozy i kolonie. Jest to czas nie tylko spędzania dobrze czasu na łonie przyrody w doborowym towarzystwie, ale też czas rozwinięcia swojej duchowości (w czym mają nam dopomóc przygotowane rozważania na każdy dzień przez Duszpasterstwo Harcerek i Harcerzy Grodu Przemysława). Kilka lat temu w jednym z numerów prestiżowych czasopism harcerskich pojawił się artykuł o duchowości harcerskiej. Czy taka istnieje, czy można mówić o wychowaniu duchowym w harcerstwie, a jeżeli tak, to o jakim wychowaniu należy mówić albo jak je rozumieć? Błędnym jest założenie, iż „wychowanie duchowe jest drogą w nieznane”. Najwięcej do powiedzenia o wychowaniu duchowym mają Ci, którzy nie wierzą, bądź podają się za wierzących niepraktykujących, w harcerstwie zaś określają się oni jako ci, którzy poszukują. Nie ulega wątpliwości, iż wychowanie duchowe należy wiązać z określonym rozwojem wewnątrzosobowościowym. Nie znaczy to, że każdy wybiera sobie to, co najbardziej mu odpowiada – chodzi tu o osobisty kontakt z Bogiem, który dokonuje się w sumieniu człowieka. „Sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa.” Wychowanie duchowe według wielu harcerzy rozumiane jest jako nieustanne dążenie do poszukiwania głębszego zrozumienia i pełniejszego kierowania się w życiu określonym systemem wartości. Miłość, nadzieja, dobro, prawda, wolność, sprawiedliwość, tolerancja i przyjaźń stanowią harcerski system wartości opar- ty na zasadach chrześcijańskich. Powstaje, zatem pytanie, w jaki sposób rozumieć powyższe pojęcia, czy nie są to przypadkiem puste słowa, nic nie znaczące frazesy. Jak realizować w harcerstwie np. miłość czy sprawiedliwość. Według jakiego kryterium postępować. Bardzo często o wychowaniu duchowym w harcerstwie usłyszymy, że jest to życie według cnót. Podsumowując, trzeba powiedzieć, że rozwój duchowy osiąga się wypełniając obowiązki wobec samego siebie, innych ludzi i swojego otoczenia oraz otwierając się na to, co duchowe, co znajduje się poza zasięgiem materialnego postrzegania świata. Rozwój duchowy w harcerstwie może być realizowany między innymi poprzez: • życie religijne, rozumiane jako dialog z Bogiem, • refleksję nad samym sobą, • pokonywanie własnych słabości, • rozwijanie swoich zdolności i doskonalenie samego siebie, • poszukiwanie sensu życia, • służbę innym, • kontakt z przyrodą, • rozbudzenie wrażliwości etycznej i estetycznej, • budowanie harmonii, • poznawanie i tworzenie kultury. Czas wakacji, obozu czy kolonii niech będzie też czasem spojrzenia na swoją duchowość i rozwijanie jej korzystając z przygotowanych rozważań na każdy dzień przez Duszpasterstwo. Niech ten czas będzie dobrze przeżyty i pomoże w zaglądnięciu we własne sumienie. Tego Wam i sobie życzę. ks. Mikołaj Graja Kapelan Wlkp. Okręgu ZHR rvival, tylko będzie prawdziwe pytanie, jak się robi podstawowe rzeczy, jeśli nie będzie wszystkich tych zabawek. Moim zdaniem to jest ta rzadka umiejętność, którą Wy pielęgnujecie. Trwałość przeciwko ulotności. Żyjemy w świecie, w którym zaangażowanie w sprawy publiczne jest po prostu coraz bardziej „punktowe”, tzn. ludzie wchodzą i wychodzą. Harcerstwo pielęgnuje trwałość, także poprzez poświęcenie. Trwałość przeciwko „zabawie” i chwilowemu zainteresowaniu. Służba przeciwko hedonizmowi, narcyzmowi – widać, że jest to bardzo ważny element. Niełatwo jest to robić i do tego wzywać. Łatwo popaść w zarzut nachalnego dydaktyzmu, ale pojęcie służby jest tu niezwykle ważne. Bezinteresowność przeciwko pazerności, niezależność przeciwko wasalizacji. Harcerstwo ma piękną kartę obrony suwerenności Rzeczypospolitej, ale też piękne karty obrony własnej suwerenności. Naprawdę ta relacja jest bardzo szczególna i musi polegać na uznaniu wzajemnej suwerenności. To nie jest kategoria konfliktowa, jest to kategoria partnerstwa. Wreszcie interes publiczny przeciwko różnym zbiorowym egoizmom. To także jest bardzo ważne i w Waszej pracy się to przejawia: szacunek dla reguł przeciwko cwaniactwu. Gdyby było tak, że na skutek niemądrych przepisów harcerze uczeni będą jak przemycać cwaniactwo, to byłaby bardzo zła formacja, więc te reguły powinny być tak skonstruowane, żeby docenić specyfikę tego, jak Wy funkcjonujecie i nie uczyć tego, jak te reguły omijać. Aby uczyć ludzi kombinować, by przetrwać w tym porządku. I to jest to, co wydaje mi się podstawowym katalogiem. Mam też na myśli szereg rzeczy, które wydają się wyzwaniami dużych organizacji, bo to są duże organizacje, organi- zmy i mają swoje cykle życiowe. One żyją, one czasami się biurokratyzują i czasami nawet umierają, trzeba to brać pod uwagę. Pewnie na co dzień spotykacie się z różnymi kryzysami, które dotyczą wielu organizacji. Jest to rodzaj pewnego schematu, który trzeba jakoś „przesilić”. Po trzecie. Ostatni z tych wszystkich punktów. To jest ta relacja z państwem. Ja mam wrażenie, i to jest doświadczenie tych minionych 25 lat, że długo byliśmy wychowywani i kształtowani w takiej kategorii społeczeństwa obywatelskiego i państwa, które żyją, można powiedzieć, w rywalizacyjnym konstrukcje – że im silniejsi jesteśmy my, tym słabsi są oni. Obecnie żyjemy w czasach, w których szczęśliwie dla Polski nie trzeba umierać, a trzeba dla niej żyć. I społeczeństwo obywatelskie, i państwo, mam wrażenie, w Polsce w tej chwili są słabe. Takie słabe były też przy Okrągłym Stole i tego nie udało nam się zmienić. Paradoksalnie siebie wzajemnie potrzebują, żeby się wzmacniać. Życzę Państwu oraz różnym urzędnikom i politykom: kiedy my nie wierzymy państwu i państwo nie wierzy nam, to ta samonakręcająca się spirala musi zostać przerwana. Państwo w pewnych zagadnieniach musi – jeśli mogę tak powiedzieć – abdykować i zostawić coś samoorganizującemu się społeczeństwu. Nie widzę lepszego kandydata na wykonanie próby w tej sprawie niż harcerstwo, więc we wszystkich tych rzeczach, w których harcerze mogą być uznani i respektowani z umiejętnością samoorganizacji i samoregulacji, która usprawniałaby ich zdolność organizowania obozów, dostępu do szkół itd. należałoby to moim zdaniem zrobić, aby udało się odbudowywanie wzajemnego zaufania.» tycznego, w rozumieniu ustawodawstwa, wolnych wyborów, mniej więcej 6 lat zajmuje odbudowa rynku i mniej więcej 60 lat – odbudowa społeczeństwa obywatelskiego. Ktoś może powiedzieć, że skoro społeczeństwo obywatelskie w Polsce było zamrażane dłużej niż 60 lat, to tyle samo będzie się odmrażać i możemy różne cyrki wokół tego wyczyniać, ale tak będzie. Co z kolei uczy nas tego, że zegar ten cyka pokoleniami. To nie są kolejne kadencje, to jest po prostu bardzo długi i złożony organiczny proces, którego istotą jest wychowanie, a nie regulowanie. I ja na Państwa patrzę przede wszystkim jako na organizację wychowawczą – inną niż pozostałe. 25 lat temu byłem jednym z najmłodszych uczestników Okrągłego Stołu i mój „stolik” zajmował się demonopolizacją ruchu harcerskiego. Jest to szczególnie istotne w wywodzie: społeczeństwo obywatelskie a państwo, ich relacje, wzajemne zależności. W czasie Okrągłego Stołu „wybuchły” organizacje pozarządowe, powstał ekosystem, który jest „zaludniony” przez prawie 100 tysięcy organizacji. Państwo jesteście szczególną organizacją, ze wszystkimi tego konsekwencjami i przywilejami – jeśli mogę tak powiedzieć – i problemami, które z tego wynikają. Zacznę od tego, dlaczego to, co Państwo robicie, jest tak ważne. Po pierwsze. Wydaje mi się, że szczególne w tym wszystkim jest to, że to jest ten mechanizm, w którym młodzież pracuje ze sobą, tzn. konwencja, że istnieje starszy brat i starsza siostra. To, że oni dzielą się doświadczeniem, jest szczególnie ważne w czasach, w których naprawdę komunikacja międzypokoleniowa z różnych powodów jest bardzo trudna do utrzymania. To rówieśnicy często – albo niewiele więcej niż rówieśnicy – są autentycznymi wzorcami i autorytetami dla mło- dych ludzi i trzeba to przyjąć z pokorą. Pewnie tak zawsze było. Po drugie. W tym dzisiejszym świecie, wydaje mi się, że reprezentujecie idealizm przeciwko cynizmowi, który jest – w moim przekonaniu – dosyć powszechny. Myślę, patrząc na Was, na Wasze mundury, że macie rzadko spotykaną odwagę do identyfikacji z symbolami przeciwko hipsterce i logomanii, że macie odwagę przyznawać się do symboli. To nie jest łatwe nosić mundur, przyznawać się do flagi, do symboli narodowych itd. W obecnych czasach wymaga to odwagi i za to bardzo Wam jestem wdzięczny. Kształtujecie i stawiacie na rozwój, samorefleksję, pracę nad sobą, samodoskonalenie siebie przeciwko różnym formom intelektualnego koszarowania, formatowania. Naprawdę, stawiacie na to, że ludzie muszą to w sobie przepracować i „przerobić”. W strukturze tej ważny jest autorytet, przywództwo i demokracja, jeśli mogę tak powiedzieć. Mimo że nosicie mundury - to nie jest wojsko. To jest instytucja, która jest instytucją społeczną, w której władze pochodzą z wyboru, czyli jest to autorytet przeciwko biurokracji. Braterstwo – to super ważne – przeciwko plemienności. W tym, co robicie, jest bardzo dużo elementów dobrze rozumianej rywalizacji, pięknej rywalizacji, dumy z tego, jaki mundur nosicie, jakie barwy, ale nie są to plemiona, którą chcą się nawzajem „wymordować”. To jest bardzo ważne, aby umieć zbudować taki sposób komunikacji między sobą. Żyjecie w świecie, w jakimś sensie, analogowym i rzeczywistym przeciwko światu, który jest cyfrowy i czasami kompletnie wirtualny. Jak ktoś kiedyś wyciągnie wtyczkę, to chyba wszyscy pójdą do harcerzy pytać, w jaki sposób zestawić podstawowe sprzęty, żeby przetrwać. I to nie będzie zabawa biznesmenów w su- BÓG W PRZYRODZIE Pierwsze promienie słońca nad drzewami rozbłyskujące feerią barw w drobnych kroplach rosy. Droga wije się leniwie wśród mokrych pól, wśród bursztynowego świerzopu, śnieżnobiałej gryki, gdzieniegdzie ocieniona przez plamy soczystej ciemnozieloności - pachnące gałęzie topoli oraz czeremch, w których szpacy i skowronkowie stroją się już na poranny koncert. Przy drodze chata słomianą strzechą okryta, bocian na niej przycupnął, skrzydła swe białe w jutrzenki blasku promiennym susząc. Rozpostarł je dumnie, do lotu się szykuje, a wtem sarny dwie zza miedzy wyskakują, mignęły jeno pośród łanów złotej pszenicy i już za gumnem się skryły... Przepraszam Cię, drogi Czytelniku, jeśli w Twojej głowie wytworzył się właśnie kiczowaty obrazek ze wschodzącym słońcem i pasącymi się sarenkami. Musisz mi jednak uwierzyć na słowo, że scena, którą próbowałem tutaj przedstawić, kiczu nie miała w sobie ani odrobiny, ale przesączona była najprawdziwszym pięknem (a może nawet Pięknem). Działo się to wszystko ledwie parę tygodni temu, kiedy pośród rozpoczynającego się dnia wracaliśmy z Pól Lednickich na pociąg ze wszystkich stron otoczeni przepięknym polskim pejzażem. I nagle, w blasku tego świtu, w tym rześkim porannym powietrzu, spłynęła na mnie jakaś taka niemożliwa do opisania i wytłumaczenia radość. Nogi same zerwały się do tańca, mimo ciężkiego plecaka i nieprzespanej nocy za sobą, śpiew wyrwał się z moich ust i te wszystkie przydrożne wierzby, sarenki, skowronki, nawet zarumienione dzięcieliny zdawały się razem ze mną śpiewać na chwałę Pana. Pana, którego obecność czuło się tu, wśród pól i łąk jeszcze mocniej, niż kilka godzin temu w otoczeniu tysięcy młodych ludzi oraz ojca Góry powtarzającego, jak to on bardzo nas kocha. Gdyby w tamtej chwili podszedł do mnie jakiś poważny naukowiec w okularach i białym fartuchu, próbując mi udowodnić, że to wszystko wokół jest wynikiem przypadku, padłbym chyba na ziemię i tarzał się ze śmiechu. Przypadek! P r z y p a d e k ! Cholera jasna, człowieku, rozejrzyj się! Czy ty naprawdę chcesz mi wmówić, że coś tak pięknego, niezwykłego i dopracowanego w każdym najdrobniejszym szczególe powstało samo z niczego? Czy ty naprawdę wierzysz, że cały wszechświat jest wynikiem zwykłego zbiegu okoliczności? Jeśli ktoś przekonałby mnie kiedyś, że traf losu jest w stanie zdziałać takie cuda, w przeciągu niespełna tygodnia roztrwoniłbym cały majątek na hazardzie. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak hojnie zostaliśmy obdarowani przez Boga, który uczynił świat tak pięknym i różnorodnym. Przecież wcale nie musiał bawić się w takie drobnostki jak projektowanie setek tysięcy gatunków roślin i zwierząt, przecież równie dobrze wszechświat mógłby być szarą, niekończącą się betonową płaszczyzną, nad którą nigdy nie świeciłoby słońce, nigdy nie migotałyby gwiazdy i gdzie jedynym rodzajem pokarmu byłaby jakaś bezsmakowa breja w takim samym odcieniu szarości, jak wszystko inne dookoła. Bóg jednak zdecydował się stworzyć dla nas istne arcydzieło, coś tak wielkiego i genialnego, że ludzki umysł nigdy nie będzie w stanie tego ogarnąć i bezustannie powinniśmy Mu za to dziękować. Grzechem byłoby z otrzymanego daru nie korzystać (nie wspominając nawet o jego niszczeniu) - chłońmy zatem wszystkimi zmysłami tę niesamowitą barwność, mi- sterność i jedyność w swoim rodzaju każdego wschodu słońca, każdego podmuchu wiatru w koronach drzew, każdego listka schylającego się pod ciężarem biedronki, każdej złocącej się kropelki rosy na oplatających trawy pajęczynach i niech nasz zachwyt nad cudownością świata będzie jednocześnie najpiękniejszym i najszczerszym wyrazem uwielbienia dla Tego, który wszystko stworzył. Kamil Idzikowski 3 PGZ "Słoneczne Pszczółki" W IMIĘ WOLNOŚCI I CHLEBA Wydarzenia poznańskiego czerwca 1956 roku są, jak prawie wszystkie zagadnienia współczesnej historiozofii, kwestią bardzo dyskusyjną i w zależności od wyznawanych poglądów różnie interpretowaną, dlatego już na wstępie przeprosić muszę za wszelkie skróty myślowe i symplifikacje – zwyczajnie brakuje mi stron na pełną analizę tematu. Zanim jednak przejdziemy do opinii, warto przypomnieć sobie, co tak naprawdę się wtedy zdarzyło. Jak powszechnie wiadomo, po śmierci Stalina w roku 1953 w większości krajów bloku komunistycznego nastąpiła odwilż[1]. Potępiano komunistyczne czystki, kult jednostki, ograniczano również cenzurę, a uwolniona spod jej jarzma prasa zaczęła wreszcie dotykać istotnych dla Polaków problemów[2]. Sytuacja gospodarcza jednak, jak na złość, zamiast się poprawiać dramatycznie się pogarszała. Niezadowoleni ze swojej sytuacji robotnicy organizowali manifestacje i strajki. Stało się tak również w Poznaniu, gdzie robotnicy dawnych zakładów H. Cegielskiego noszących wówczas imię Stalina po nieudanych próbach podwyższenia płac i obniżenia norm rano 28 czerwca wyszli na ulicę. Na początkowo pokojowej ogromnej manifestacji liczącej ok. 100 tys. ludzi podnoszono takie hasła takie, jak „chleba i wolności”, śpiewano pieśni pa- triotyczne, niesiono sztandary narodowe. Już po paru godzinach jednak demonstranci wdarli się do więzienia, uwolnili kilkuset więźniów, zdemolowali sąd i prokuraturę. Tłumy próbowały również niszczyć budynek Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Kochanowskiego za pomocą wyrwanych kostek brukowych i kamieni. Tam padły pierwsze strzały. Po parogodzinnej bitwie, około godziny 14:00 skierowano do Poznania regularne oddziały wojska, które brutalnie tłumiły powstanie aż do dnia następnego. Zginęło, według rożnych statystyk, około 75 osób, a ponad 600 zostało rannych. Po stłumieniu rozruchów nastąpiły aresztowania, zatrzymano prawie 800 osób. Biorąc pod uwagę straty, logicznym wydaje się być pytanie: co zyskaliśmy i czy śmierć kilkudziesięciu ludzi była tego warta? Niestety bardzo trudno na nie odpowiedzieć. Z pozoru oczywiście wydawać by się mogło, że stłumienie manifestacji było zwycięstwem władzy komunistycznej. Użycie siły wobec robotników, którzy stanowili większość pośród protestujących tamtego dnia[3], było jednak największą klęską rządu nazywającego się dotychczas właśnie „proletariackim”. Nagle okazało się, że klasa, która rzekomo rządzi, w rzeczywistości jest mordowana. Słyn- nt. „Otoczenie prawne funkcjonowania harcerstwa”. Nie wyczerpano podczas jej trwania wszystkich wątków, jednak może się ona stać przyczynkiem do dalszych, daj Boże, skutecznych działań. Link do archiwum tej debaty: http://www.prezydent.pl/dialog/fdp/ tworczosc-dziedzictwo-kulturowe-iprzyrodnicze-bogactwem-polski/filmy/ art,11,fdp-otoczenie-prawnefunkcjonowania-harcerstwa.html Starałem się jej wysłuchać on-line, jednak w drugiej części przekaz zaczął się „zacinać”, pewnie oglądało ją coraz więcej odbiorców. Mnie szczególnie utkwiła w pamięci i wzbudziła wiele pozytywnych emocji wypowiedź Kuby Wygnańskiego. W cyklu „Piramida harcu” przedstawiam różne sprawy, często problematyczne, które na co dzień dotyczą naszego harcerskiego życia. Część z nich sami generujemy, ale większość z nich, jestem o tym głęboko przekonany, atakuje nas z zewnątrz i my próbując się dostosować, komplikujemy sytuację jeszcze bardziej. Pisałem niedawno m.in. o tym, że sami siebie nie doceniamy, nie czujemy własnej wartości. Chciałem o tym „skrobnąć”, jednak uczestnik wspomnianej debaty mnie wyręczył. Świetnie ukazał cechy harcerstwa na tle społecznego otoczenia. Jestem pewny – zawsze byłem i nikt tego nie zmieni – że harcerstwo to nie statuty, regulaminy, przepisy, ani nawet tylko wiedza i uzyskane stopnie harcerskie i instruktorskie albo zaszczyty. Harcerstwo jest o wiele bardziej spontaniczne i naturalne, trzeba mieć w sobie pewnego bakcyla, by to zrozumieć. Może dlatego tak często jest nam się trudno wzajemnie porozumieć – każdy ma inną mutację tego bakcyla. Być może dlatego warto czasami wysłuchać głosu „z zewnątrz”. Poniżej prezentuję treść wypowiedzi pana Wygnańskiego, sam podkreślał, że nie jest i nie był harcerzem. Życzę miłej lektury, nieco refleksji, może i obozowych debat przy ognisku. Zazdroszczę Wam tego. Czuwaj! Przemo Stawicki Jakub Wygnański Fundacja Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia” „Ruch harcerski, jako czynnik budowania społeczeństwa obywatelskiego.” «(...) Chcę powiedzieć, dlaczego ten ruch, który Państwo reprezentujecie podziwiam i zawsze podziwiałem. Dlaczego on mi się wydaje ważny – z punktu widzenia kogoś, kto na tzw. ugorze budowania społeczeństwa obywatelskiego, występuje jako jeden z maklerów i administratorów. Umyślnie autoironizuję w tej sprawie, bo chcę wyprowadzić z tego wniosek, że to co Państwo robicie – to nie jest kokieteria – jest prawdopodobnie najważniejsze punktu widzenia społeczeństwa obywatelskiego, bo wszystkie próby budowania syntetycznego społeczeństwa obywatelskiego: przez ustawy, przez pieniądze itd., wszystko to bardzo dobrze, ale generalnie jest to zjawisko organiczne ze wszystkimi swoimi konsekwencjami. Dahrendorf kiedyś powiedział, w 1989 roku, o tym, jak zmieniają się kraje po okresie transformacji. Że w 6 miesięcy można odbudować reguły systemu poli- powiedzianym przy świetle świecy; może być słowem drużynowego dla wspólnej refleksji; może być słowem „przepraszam” czy „dziękuję” wypowiedzianym wobec wszystkich, a może w ciszy serca; może być słowem opowiastki czy gawędy; może być słowem zapisanym przez każdą harcerkę i schowanym gdzieś przy kapliczce; wreszcie – może być Słowem Bożym, czytanym wspólnie. Form modlitwy jest bardzo wiele, a podczas obozowych dni warto wykorzystać ich różnorodność. Nie można skupiać się li i tylko na modlitwie wieczornej, choć zaniedbywać jej też się nie powinno. Może jednak przyda się czasem zwolnić nieco tempo obozowego życia, rano nie gonić na złamanie karku do mycia, sprzątania, na gimnastykę, na apel, szybko, szybko, bo zaraz zajęcia, a modlitwę sprowadzić do jednej pieśni, jednego pacierza i już, już kończymy, bo wszyscy biegną do latryny. A może tym razem wspólna poranna modlitwa stanie się okazją do skupienia się na czekających nas wyzwaniach, na podziękowaniach za minioną noc, za myśli, które spotkały nas we śnie. Także przed posiłkiem zwyczajowo już harcerze śpiewają modlitwę. Piszę – zwyczajowo – bo odnoszę wrażenie, że z czasem urosło to (czy też bardziej: zmalało) to rangi zwyczaju, zaśpiewania piosenki, nierzadko niezwiązanej nawet z Bogiem, której jedynym przesłaniem jest gromkie: smacznego! Pytanie, czy modlitwa przed posiłkiem jest dla nas tylko pretekstem do śpiewu – a może to sam posiłek powinien być dla nas pretekstem do modlitwy? Wymieniać można by wiele innych jeszcze możliwości wplatania modlitwy w obozowe życie. Samotnie, rozważania, Msze święte pośród lasu – sama wiem, że nie wymienię wszystkich. Czasem wpaść na pomysł w pojedynkę może być trudno, żeby nie popaść w zbytnie udziwnienia lub zwykłą przesadę. Czasami jednak sposobem może być wspólna modlitwa z innym środowiskiem, z inną drużyną – może panują w niej zwyczaje nieznane nam, może praktykują formy modlitwy całkiem dla nas nowe? Życzę owocnych spotkań z Panem Bogiem podczas Waszych dłuższych lub krótszych wyjazdów na łono przyrody. phm. Paulina Skorupska HR PIRAMIDA HARCU Za chwilę zaczną się wakacje, czas koloni, obozów i wędrówek. Wielu z Was, którzy zajmują się ich przygotowywaniem, jest świadomych, jakie zakazy, nakazy i ograniczenia wiążą się z organizacją harcerskiego lata, a także pracy śródrocznej. Gąszcz przepisów i regulacji, który nas oplata, potrafi skutecznie przeszkadzać i nierzadko wręcz zniechęcić. Oczywiście są one w wielu przypadkach niezbędne. Jednak rodzi się pytanie, czy i w jakim zakresie jest potrzebna tak głęboka i daleko idąca kontrola oraz ingerencja państwa w nasze harcerskie sprawy. Niedawno przetoczyła się przez media, w tym także „Harmel”, dyskusja o tzw. ustawie harcerskiej. Z jej powodu 12 czerwca br. w kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej odbyła się, w ramach Forum Publicznej Debaty, konferencja nym stało się przemówienie premiera Cyrankiewicza, który powiedział, że: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie, (…) w interesie naszej Ojczyzny”. Postawienie jednak tezy, że precedens ten był przyczynkiem demokratyzacji i dalszych przemian jest dość ryzykowne, gdyż analizując kolejne bunty przeciwko władzy ludowej (czy to marzec ’68, czy grudzień ’70) dostrzec możemy, że każdy z nich miał nie tylko inną genezę, ale i charakter[4]. Aby jednak analiza była rzetelna, a przekazywana wiedza prawdziwa, należy dopowiedzieć parę faktów, na które, być może ze względu na niezwykle martyrologiczne podejście do tego tematu przez większość publicystów, rzadko zwraca się uwagę. Mianowicie zauważyć trzeba, że spośród zabitych przerażającą większość (ok. 80%) stanowiły osoby przypadkowe, niebiorące udziału w walkach. Ginęli przypadkowo ranieni kulami przez jedną lub drugą stronę. Mieć należy na uwadze, że i jedna i druga strona dopuszczała się okrucieństw. Kolejnym zaskakującym odkryciem może być dla niektórych fakt, że spośród 800 zatrzymanych osób skazano jedynie trzy – w pełni słusznie, za zabicie dwudziestokilkuletniego funkcjonariusza UB. Pamiętać też trzeba, że w czasie rozruchów zdemolowano kilkadziesiąt sklepów i mieszkań prywatnych, znajdujących się w większości z dala od miejsc starć wojska z protestującymi. Podsumowując, każdy sam powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, „czy było warto”. Bez względu jednak od rezultatu pamiętajmy o ludziach którzy wtedy zginęli. O młodym Romku Strzałkowskim, o kilkunastu innych dzieciach zabitych przez walczących i o wszystkich innych, którzy wtedy zginęli. Pamiętajmy o odwadze i poświęceniu tych, którzy z własnej woli przelali swoją krew w imię chleba i wolności. Aleksander Barszczewski HO Drużynowy 7 PDH „Binduga” Przypisy: [1] W Polsce destabilizację systemu komunistycznego przyniosło jednak dopiero październikowe IX Plenum KC PZPR. [2] Sztandarowym wręcz przykładem zmian w prasie jest przebiegunowanie linii pisma „Po prostu”. [3] Według oficjalnych danych robotnicy stanowili ok. 60% manifestujących, w rzeczywistości jednak liczba ta sięgać mogła nawet 80%. [4] Widać np. wyraźną różnicę między gospodarczo-społecznym charakterem Czerwca’56 a patriotycznorasowymi rozruchami Marca‘68. KOEDUKACJA. CZEMU NIE W ZHR? Ważnym elementem metody stosowanej w ZHR jest równoległe działanie dwóch pionów wychowawczych męskiego i żeńskiego, które powinny ze sobą współpracować. Przyczyną takiego prowadzenia pracy harcerskiej jest m.in. oparcie się o chrześcijański model ról społecznych kobiety i mężczyzny, co w związku z przekazywaniem postaw i wartości przede wszystkim przez przykład osobisty instruktora, wymaga osobnej pracy kobiet wychowawców z dziewczętami i mężczyzn – z chłopcami. Przyczyną takiego podziału jest też występowanie odrębnych potrzeb, warunków i możliwości psychofizycznych obu płci, co wymaga stosowania odmiennych form i programów pracy tak, aby jak najlepiej przygotować młodych ludzi do przyszłych powołań życiowych. Tyle na temat koedukacji mówią Podstawowe zasady wychowania harcerskiego w ZHR. Wszystkie przesłanki są zasadne, ale mimo tego czasem zastanawiam się, dlaczego zdecydowana większość szkół i organizacji młodzieżowych dzisiaj uważa koedukację za coś oczywistego, w przeciwieństwie do ZHR-u. Porządek koedukacyjny zaczął kształtować się po II wojnie światowej, kiedy to już prawie wszystkie demokratyczne państwa miały za sobą zrównanie praw kobiet i mężczyzn albo przynajmniej próbowały to wprowadzić w życie. Harcerstwo jednak cały czas znajduje przesłanki do tego, aby istniały odrębne piony: żeński i męski. Zarówno chrześcijański model ról spo- łecznych, jak i przygotowywanie do podjęcia powołania życiowego zdają się być niepodważalnymi argumentami. Przecież role kobiety-chrześcijanki i mężczyznychrześcijanina, choć nierozerwalnie ze sobą powiązane, są całkiem odmienne. O tym najwięcej można się dowiedzieć w drużynie wędrowniczej, która przede wszystkim pomaga odnaleźć powołanie. Cytowany fragment autorstwa Rady Naczelnej mówi także o różnicach psychofizycznych między płciami. Tę kwestię warto rozwinąć. Harcerki i harcerze przychodzący do drużyny harcerskiej wchodzą właśnie we wczesną fazę dorastania, która przypada na dziesiąty-dwunasty rok życia. Nie da się oczywiście wyznaczyć jednego wieku rozpoczęcia tej fazy dla wszystkich dziewcząt lub chłopców, ponieważ jest to zależne od indywidualnego rozwoju. Już wcześniej, w wieku szkolnym wśród dzieci można zaobserwować segregację płciową. Wynika to przede wszystkim z innych oczekiwań obu płci względem swoich kolegów. Chłopcy „organizują się” chętnie w grupy o zróżnicowanym wieku, potrzebują dominacji i współzawodnictwa oraz rywalizacji wewnątrz paczki. Natomiast dziewczynki wolą zadawać się ze swoimi rówieśnicami, tworzyć bliskie przyjaźnie. Odzwierciedleniem takiego stanu w harcerstwie jest poziom zuchowy. Wczesna faza dorastania to okres przejściowy między czasem szkolnym, a późną fazą dorastania, w której rówieśnicy różnych płci za- celem puszczaństwa. Mając ten cel na uwadze, z pewnością znajdziemy sposób, by zaaplikować je do działań drużyny mimo warunków wydawałoby się absolutnie niesprzyjających. Wojciech Bielecki HO Przypisy: [1] To zdanie od początku miało zaczynać się od słów „Jak obejść przeszkadzające mu... [przepisy]”, ale autor uznał, że to nie brzmi jednak zbyt dobrze. [2] Ktoś mógłby powiedzieć, że najprostszą odpowiedzią na tego typu rozterki jest wyjazd poza granice Ojczyzny. Ten ktoś mógłby być zaskoczony jak bardzo się myli uważając, że „zagramanica” załatwi wszystko, jeśli przeczytałby mój artykuł na ten temat, który planuję zamieścić w następnym numerze. [3] Jest to bodaj najbardziej intrygujący mnie przymiot metody harcerskiej. Analizując jak niewiele zmian zaszło w jej rdzeniu od samego początku, doszedłem do przekonania, że skauci znaleźliby swoje miejsce nawet w futurystycznych, steampunkowych i międzygwiezdnych realiach. Jak bardzo nie zmieniałby się świat, skauci są nie do zabicia. PIEŚNIĄ I SŁOWEM Kiedy byłam małą harcerką, po powrocie z obozów zawsze uderzało mnie to, jak bardzo różnią się moje własne modlitwy od tych obozowych. Trudno powiedzieć, że były gorsze, bo nie mnie osądzać, jaka modlitwa jest lepsza, ale trafnym określeniem, które mi się tutaj nasuwa jest: „mniej doskonałe”. To, czego brakowało mi najbardziej, był śpiew. Mawia się, że kto śpiewa, ten modli się dwa razy – i pewna prawda jest w tym stwierdzeniu ukryta. Nie chodzi oczywiście o to, że śpiewana modlitwa liczy się za dwie, a raczej o to, że modlitwa wyśpiewana ma w sobie dwakroć więcej mocy i zapału, więcej gorliwości i jednoczy najczęściej kilka osób, a jak wiadomo „Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20). Truizmem jest stwierdzenie, że obóz jest idealnym czasem na śpiewanie modlitw, bo w to chyba nikt nie wątpi. Ważnym jest jednak, aby dobierać pieśni odpowiednie do pory dnia, odpowiednie do przedmiotu modlitwy, do wieku uczestników i sytuacji. Wiele drużyn wyjeżdżając na obóz opracowuje śpiewniki obrzędowych pieśni, pieśni harcerskich czy tematycznych. Warto zadbać przy tym i o część pieśni religijnych – może takich już zapomnianych, może nawiązujących do sytuacji w drużynie albo poznanych od innego środowiska. Sam śpiew to jednak połowa drogi. Powtarzany bowiem sam w sobie może spowodować, że śpiewający przestaną skupiać się na treści pieśni, może potraktują to bardziej jako zabawę niż modlitwę – a nie to jest przecież celem. By więc pieśń pozostała piękną modlitwą, trzeba przybrać ją wieloma innymi elementami, przede wszystkim słowem – tak jak skądinąd dobra potrawa bez soli zatraca gdzieś swój smak. To słowo nie musi być tylko recytowaną formułką - może być słowem każdej harcerki wy- PUSZCZAŃSTWO - CZYLI POZNAWANIE ZWIERZĄT I PRZYRODY Zbliżają się letnie obozy - czas harcerskiego karnawału, będącego dla drużynowych swoistym maratonem w pracy metodą harcerską. Jednym z jej istotnych filarów jest puszczaństwo. Wielu z nas prawdopodobnie zadaje sobie pytanie o rację bytu idei puszczaństwa w dzisiejszym skolonizowanym, zurbanizowanym i zindustrializowanym świecie. Jak stosować puszczaństwo w półmilionowym mieście? Jak znaleźć dla niego miejsce[1] w gąszczu obostrzonych przepisów bezpieczeństwa? Jak uprawiać pierwotny „woodcraft”, jeśli jedyne naprawdę dzikie rejony Polski[2] są objęte specjalną ochroną jako parki narodowe? Sam Baden-Powell zwraca uwagę na fakt, że w różnych miejscach różnie można uczyć puszczaństwa. Świadom, że nie każdy ma swobodny dostęp do absolutnej biblii skautowej, załączam stosowny fragment z polskiego tłumaczenia “Scouting for Boys”: „Jeżeli masz drużynę w Londynie, weź swoich skautów do Ogrodu Zoologicznego i Muzeum Historii Naturalnej w South Kensington. Pokaż im te zwierzęta, o których przygotowałeś sobie coś do powiedzenia. Na jeden dzień wystarczy sześć zwierząt. Na wsi poproś gospodarza lub woźnicę, żeby pokazał chłopcom jak zakłada się uprząż itp., jak pasie się i poi konie; jak koń jest podkuty itd. Jak chwyta się konia, który uciekł z uprzęży. Jak się doi krowy. Podpatrujcie zwyczaje krów, królików, ptaków, szczurów wodnych, pstrągów itd. podkradając się do nich i przypatrując się wszystkiemu co robią.” Tyle klasyk i tu właściwie artykuł mógłby się skończyć, tyle tylko, że zacytowany wstęp do V rozdziału „Skautingu dla chłopców” został napisany ponad sto lat temu. Ci, którzy nie są entuzjastami teorii, że metoda skautowa jest oszołamiająco uniwersalna i daje się zaadaptować do każdych warunków[3], mogliby czuć niedosyt, bo przecież „czasy się zmieniają, a Baden-Powell urodził się, jakby nie patrzeć, w wiktoriańskiej Anglii”. Tacy nie znajdą tu pocieszenia w gotowych rozwiązaniach problemu puszczaństwa w XXI wieku - nie chciałbym ograniczać ich kreatywności. Gorąco za to namawiam do główkowania, jak puszczaństwo do obecnych warunków zaadaptować. Stosowanie puszczaństwa nie musi oznaczać ograniczania się do robinsonady odbywającej się pod troskliwym nadzorem instruktorów (przebywających wraz z podopiecznymi w jednym szałasie). Wcale też nie musi prowadzić do przyjęcia założenia o programowym balansowaniu na krawędzi przepisów bezpieczeństwa. Czasami zapominamy, że niekoniecznie ważne jest, by puszczaństwo przybrało postać iście survivalową, gryllowską wręcz. To prawda, że puszczaństwo, tym bardziej puszczaństwo „intensywne”, może nauczyć harcerzy wielu przydatnych umiejętności i dostarczyć głębokiej wiedzy. Pisząc w „Obozie harcerzy” o przyrodzie, Maracewicz podkreśla tymczasem, że w obcowaniu skautów z przyrodą „ponad wiedzę jednak i umiejętność liczy się najbardziej stosunek emocjonalny, pozytywny stosunek emocjonalny pełny poczucia jedności i troski”. Nie zapominajmy, co właściwie jest czną tworzyć paczki. Zastępy są odpowiednikiem klik, czyli nieformalnych grup rówieśniczych, składających się z 4-6 członków. Kliki są formą pośrednią pomiędzy szkolnymi paczkami i przyjaźniami, poważniejszymi paczkami. Drużyny harcerskie odpowiadają potrzebom dziecka, które powoli zaczyna się otwierać na płeć przeciwną. Ten czas w rozwoju jest niezwykle istotny, ponieważ jednym z jego ważniejszych zadań jest przygotowanie młodego człowieka do funkcjonowania w świecie dorosłych. Następuje wówczas identyfikacja płciowa związana z biologicznym dojrzewaniem oraz dorastaniem społecznym. Podział na męskie i żeńskie drużyny ułatwia przebieg tych procesów. Formowanie tożsamości dokonuje się poprzez poszukiwanie, zdobywanie wiedzy, eksperymentowanie. W tym burzliwym czasie nastolatek zaczyna podważać racje dorosłych, tych, którzy przez długie lata dawali mu przykład. Formuje swoje poglądy i zauważa, że ci, którzy byli dla niego autorytetem, nie są wcale tacy idealni. Swoje kształtujące się racje konfrontuje z racjami rodziców oraz innych dorosłych. Tym innym może okazać się instruktor, dlatego tak ważne jest jego zadanie. Harcerz i harcerka mają szansę na poznanie norm etycznych, zasad życia w grupie, odpowiedzialności – przez przykład drużynowego. Jest on niezastąpiony w świecie środków masowego przekazu, pokazujących często zachowania i postawy, których my, harcerze, wcale nie chcemy powielać. Zdarza się, że w pracy drużyn zapo- minamy o tym, że zarówno harcerki, jak i harcerze potrzebują siebie nawzajem. Powody zaniku współpracy między drużynami harcerek i harcerzy są różne – od trudności w kontakcie na poziomie kadry, do niechęci harcerek względem harcerzy i odwrotnie, wynikającą z powodów losowych. Czerpmy od siebie nawzajem! Harcerstwo jest jedno i to samo dla harcerek i harcerzy, dlatego warto jest wymieniać się między sobą pomysłami oraz znajdywać pole współpracy drużyn. Potrafię przypomnieć sobie wiele sytuacji, w których bez pomocy męskiego ramienia (którego właścicielem był harcerz) trudno byłoby mi sobie poradzić; także niejedna harcerka pomogła już harcerzowi. Podczas zajęć zz-ów mojej i bratniej drużyny usłyszałam, że „takie gry szczepu, kiedy jest nas dużo, są najfajniesze”. Też tak uważam. Warto wysilić się raz na jakiś czas, aby zorganizować grę, podczas której dobrze bawić się będą zarówno harcerki, jak i harcerze. Pamiętajmy, że jeśli postawimy pierwszy krok i stworzymy w swoich drużynach atmosferę szczerości, zaufania i wzajemnej akceptacji, możemy postawić i drugi – stopniowo dawać okazję do dzielenia się tym, co dobre powstało w drużynie, z siostrą harcerką lub bratem harcerzem. pwd. Weronika Kaźmierczak wędr. Żródła: • Podstawowe zasady wychowania harcerskiego w ZHR. • A. I. Brzezińska, Psychologiczne portrety człowieka, Gdańsk 2005. POŻYCZKA OD DZIECI Mówiąc oględnie, stosunki między ludźmi a całą resztą stworzenia, zwłaszcza tą ożywioną częścią, układają się bardzo różnie. Tak naprawdę dostrzec można całą pulę zachowań – od przesadnego uwielbienia zwierząt do całkowicie bezmyślnego zadawania im cierpień lub niszczenia środowiska naturalnego. Jak to zwykle bywa, wszelkie skrajności – w tym także w naszym odnoszeniu się do roślin, zwierząt i przyrody – nie są prawidłowe i powinniśmy się ich wystrzegać. Odnajdywanie się ludzi wobec środowiska może z jednej strony przybrać postać afirmacji tego ostatniego kosztem człowieka. Przejawem tej postawy – punktując dwa wybrane zjawiska – jest uznawanie zwierząt za najlepszych członków rodziny (lub najwspanialszych przyjaciół) czy też „wrogi wegetarianizm”. Przyznam, że co jakiś czas spotykam się z pierwszym z tych zachowań i nie przestaje on mnie trochę przerażać. Jakkolwiek mamy odnosić się do zwierząt dobrze, to jednak „uczłowieczanie” ich nie może być uznane za dobry kierunek. Zwierzęta nie są i nigdy nie będą dla nas pełnoprawnymi parterami i oparciem (por. Rdz 2, 20). Inne podejście tak naprawdę degraduje wartość i godność człowieka. Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że mityzując zwierzęta – uznając, że zawsze są przy nas, nie zdradzają, nie powiedzą złego słowa (bo i jak?) – ucieka się przed trudnościami, z którymi zawsze wiąże się budowanie relacji z innymi ludźmi. Oni nie poddają się naszej woli, mają swoje dążenia, zachowanie, sposób bycia – nie tak jak (wytresowane) zwierzęta. Z psem czy kotem jest łatwiej „spędzać czas”, ale nie będzie to rozwijające dla człowieka, ani tak wartościowe, jak otwieranie się na inną osobę. Uciekanie przed światem w „relacje” ze zwierzakiem („tylko on mnie rozumie”, „jemu na mnie zależy”, „tylko on jest wierny”), może być świadectwem tego, że to nie inni ludzie na świecie są problemem, ale raczej to uciekający ma problem ze światem i samym sobą. Warto też przypomnieć, że zwierząt nie możemy kochać, bo jest to relacja osobowa. Miłość, jako dostrzeżenie dobra i wartości innej osoby oraz pragnienie jej szczęścia nawet kosztem własnego, pomoc w jej rozwoju i uzyskaniu przez nią świętości – co chyba nietrudno dostrzec – zupełnie nie przystaje do naszych relacji ze zwierzętami. Nie jesteśmy na tym samym poziomie stworzenia i nasze „kochanie” psów, kotów i rybek jest co najwyżej chybionym środkiem retorycznym. Drugim wybranym przejawem zbytniego nadmiaru w kulcie przyrody jest „wojujący wegetarianizm”, który ma za cel budzić poczucie winy z barbarzyństwa, jakim rzekomo jest jedzenie mięsa. Nie mam nic przeciwko sytuacji, w której ktoś aplikuje sobie dietę wegetariańską, ale kreowanie poczucia winy w jedzących schabowego, że dopuszczają się praktycz- nie aktów kanibalizmu jest naprawdę nie do zaakceptowania. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, gdy ktoś stara się powoływać na argumenty biblijne twierdząc, że Pismo Święte wymaga wegetarianizmu (bez problemu znalazłem takie strony internetowe), powołując się przy tym na własną egzegezę tekstów biblijnych – choćby Księgi Rodzaju czy innych wyrwanych perykop. Należy więc dla jasności stwierdzić, że chrześcijaństwo nie zabrania jedzenia mięsa, a wywodzenie rzekomego zakazu z Pisma Świętego jest zakłamywaniem rzeczywistości. Aby nie posługiwać się podobnym poziomem argumentacji, nie będę już przywoływał wizji prorockich o zastawionych mięsami stołach po apokalipsie, czy pisał o jedzeniu ryb przez Jezusa. Gdy tylko wyboru między jedzeniem mięsa a wegetarianizmem dokonuje się w oparciu o argumenty zdrowotnosmakowe wszystko jest w porządku, ale próby wprowadzenia jakiś argumentów religijnych są już zdecydowanie nie na miejscu. Skrajnością z drugiego bieguna relacji człowieka do przyrody jest oczywiście jej niszczenie, rabunkowa eksploatacja złóż, zanieczyszczanie środowiska czy zabijanie zwierząt, gdy nie jest to konieczne dla zdobycia pożywienia (moim zdaniem łącznie więc ze wszelkimi polowaniami wyłącznie dla przyjemności). Wszystkie takie zachowania są przekraczaniem pozycji człowieka i nie są realizacją władzy zostawionej mu przez Boga w stosunku do stworzenia, ale jej nadużywaniem. Odpowiedzią na te skrajności może być zdrowy rozsądek (który w zadziwiający sposób bardzo się przydaje we wszystkich sferach działania człowieka), a także nasze prawo harcerskie. Miłować przyrodę i starać się ją poznać. Odrębnym tematem do rozważań jest to, co kryje się pod tym „miłowaniem”. Nie wiem czy jest to najlepsze słowo, ze względu na to, co pisałem wyżej o miłości. Oczywiście może być ono pewnym skrótem myślowym, dla troszczenia się o to, by nie była ona niszczona, ale mądrze wykorzystywana, dla dobra człowieka i reszty stworzenia. Ważne jednak, aby tego skrótu nie rozumieć opacznie i płytko. Poznawanie stanowi natomiast zawsze punkt wyjścia i fundament dla kolejnych kroków. Aby chronić, konieczna jest znajomość tego, co chcemy otoczyć troską. Poznanie piękna i bogactwa przyrody może też być uzasadnieniem dla jej „miłowania”. Przyczyną troski o przyrodę jest szacunek człowieka dla pracy Boga, którą wykonał On w stworzeniu świata oraz mądra realizacja wezwania do czynienia sobie ziemi poddanej. Na zakończenie chciałbym pozostawić cytat, który może skłonić do odpowiedzialnego podejścia do środowiska: nie odziedziczyliśmy ziemi po naszych przodkach, ale pożyczyliśmy ją od naszych dzieci. Ku refleksji na wakacyjne miesiące obcowania z przyrodą. phm. Artur Piwowarczyk