głosujemy! - DolinaBIOtechnologiczna.pl
Transkrypt
głosujemy! - DolinaBIOtechnologiczna.pl
Nominacje „Z życia wzięte” – głosujemy! Przedstawiamy nominacje prac biorących udział w konkursie „Z życia wzięte”, opisujących wydarzenia zarówno w Waszych laboratoriach jak i na uczelniach. Wesprzyjcie swoim głosem najciekawszą pracę! Kto wygra zależy już tylko od Was. Zachęcamy do głosowania! Pierwsze 3 miejsca zostaną nagrodzone voucherami. A oto wydarzenia z życia studenckiego lub zawodowego, które opisaliście: 1. „CZYSTE CYSTY” Do laboratorium dzwoni pediatra ze szpitalnego oddziału by dowiedzieć się o wyniku badania parazytologicznego kału. Telefon odbiera diagnosta, pada pytanie: Lekarz: Dzień dobry, czy wykryto coś w badaniu parazytologicznym u pacjenta X? Diagnosta delikatnie sepleni, udziela odpowiedzi: Cysty…. (diagnosta nie zdarzył dokończył odpowiedzi, w zdanie wtąrcił się lekarz), Lekarz: Czysty? Czyli nic nie znaleziono? Diagnosta: Nie, nie Pani doktor, nie czysty, wykryto Cysty Giardlii lamblii. 2. „SPLOT WYDARZEŃ LABORATORYJNYCH” W laboratorium, w którym pracuję, najciekawsze i najzabawniejsze sytuacje najczęściej mają miejsce w punkcie pobrań. Pomijając „rodzinną zbiórkę kału”, nagminnie przynoszone słoje kilkulitrowe z dobową zbiórką moczu, namolnego pacjenta, który ubzdurał sobie, że ma pasożyty, a w pojemniku przynosił kilkukrotnie kawałek zwiniętej nitki czy szminkę oddaną do analizy zamiast próbki kału, zdarzyło mi się dwa razy, że pacjent oddając kubeczek z moczem odkręcił go i podał w moim kierunku. Nie mam pojęcia, co sobie myślał, ale ja w języku nie mam czytnika pasków ani osadów, żeby na miejscu wykonać badanie. Sytuacja bardzo mnie rozbawiła. Podczas studiów w trakcie egzaminu praktycznego z immunologii koleżanka nie zamknęła wirówki i krew tryskała po ścianach. Natomiast w pracowni hematologii serwisant wezwany do naprawy lodówki zahaczył nogą o rurkę, którą spływały odpady do pojemnika po wykonaniu badań. Nagle spod lodówki wypłynęła czerwona ciecz. Pracownik serwisu zbladł i zaczął uciekać. A my miałyśmy niezły ubaw. Niestety z mojej winy pewnego razu zapchał się przewód odprowadzający zużyty barwnik po wykonaniu elektroforezy. Napływająca coraz większa ilość barwnika wytworzyła takie ciśnienie, że z aparatu zaczęło tryskać dość mocno, prosto na moją koleżankę, której fartuch przypominał obraz impresjonisty. Często zabawne sytuacje są prowokowane przez pacjentów, ale personel laboratorium też ma swoje na sumieniu. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w pracy diagnosty laboratoryjnego może przydarzyć się tyle zabawnych zdarzeń. 3. „PROFESJONALNY KONTAKT Z PACJENTEM” Przychodzi pacjent do laboratorium po wyniki badań. Pacjent: Dzień dobry, czy są już wyniki z dzisiaj? Laborant: Dzień dobry, proszę poczekać, już sprawdzam. Pracownik przeszukuje przegródkę w której znajdują się wyniki z nazwiskami zaczynającymi się na literkę Z. Niestety nie może znaleźć wyników. Po chwili zwraca się do pacjenta. Laborant: Czy mogę prosić o Pana imię? Pacjent: Oczywiście, Adam. Diagnosta ponownie wertuje wyniki, jednak nadal nie znajduje kartki z wynikami pacjenta. Ponownie zwraca się do oczekującego Pana. Laborant: Proszę powtórzyć jeszcze raz nazwisko, nie mogę znaleźć Pana wyników. Pacjent: Nowak, Adam Nowak. Laborant (z uśmiechem na twarzy): Jaka pomyłka, ja cały czas szukałem nazwiska Zdzisaj. 4. „TRUDNE NAZWY MIKROORGANIZMÓW” Zajęcia laboratoryjne z mikrobiologii zaczęły się podczas semestru jesiennego. Jako studentowi, zazwyczaj łatwo przychodziło mi zapoznawanie się z nowym materiałem dydaktycznym, ponieważ młody umysł z łatwością chłonął wiedzę. Trudność zaczęła się dopiero podczas nauki łacińskich nazw poszczególnych gatunków mikroorganizmów, które były dla mnie zupełnie egzotyczne. Próby nauczenia się mikrobiologicznej nomenklatury, jak tabliczki mnożenia, nie zdały egzaminu. A termin kolokwium zbliżał się z prędkością światła. Zarwane noce, tuziny wypitych filiżanek kawy też nie pomogły, a wręcz przeciwnie. Musiałem coś wymyślić, żeby nie zakończyć kariery studenckiej na 4. semestrze. Wtedy wpadłem na genialny pomysł. Moja idea polegała na tym, żeby trudną do zapamiętania łacińską nomenklaturę mikroorganizmów przetworzyć na polskie słowa. Poprzez skojarzenia mogłem swobodnie i szybko zapamiętać dziesiątki łacińskich nazw biologicznych, a dodatkowo miałem wiele radości, śmiechu i wyśmienitą zabawę. Przykłady zapamiętanych przeze mnie na całe życie łacińskich nazw patogennych bakterii, które zmodyfikowałem na język polski: –Treponema pallidum, czyli krętek kiły zmieniony na następujące polskie słowa: „trepa-nie-ma, dom-się-pali” – skojarzenie było dla mnie potoczne – gdy kota nie ma w domu to myszy harcują –Mycobacterium tuberculosis, czyli prątek gruźlicy fonetycznie zmodyfikowałem na: „berek-tu, kulejąca bakteria-myk” – skojarzenie polega na „bakterii”, która uczestniczy w zabawie w berka –Pasteurella pestis, czyli pałeczka dżumy, którą zmodyfikowałem na: „gdy je pestki-pas-uwiera” – skojarzenie z obżartuchem, który opycha się pestkami dyni, a przez to musi dorabiać dziurki w pasku do spodni –Clostridium tetani, czyli pałeczka tężca, którą fonetycznie zmodyfikowałem na: „te-Tani krosty powodują odium” – skojarzenie z Rosjanką, której pryszczata buzia zniechęca do obcowania I oczywiście zajęcia z mikrobiologii zaliczyłem na ocenę: BARDZO DOBRY 5. „NOWOCZESNA WAGA” Podczas zajęć z Mikrobiologii przemysłowej trzeba było coś odwirować. Były cztery falkony. Prowadząca zajęcia kazała je zważyć. Jednak nikt nie wiedział gdzie w laboratorium jest waga. Prowadząca chwyciła falkony i położyła je na kuchence grzejnej sądząc że to jest waga, próbowała zważyć falkony. Jednak nie za bardzo wiedziała jak „zważyć” falkony na kuchence. Dopiero ktoś po chwili ją uświadomił że to jest kuchenka a nie waga. Prowadząca skwitowała to tym że to nie jest jej laboratorium i nie wie gdzie co jest . Data publikacji: 24.02.2014r.