materia³y źród³ow e

Transkrypt

materia³y źród³ow e
Kosów Poleski i Mereczowszczyzna za w³adzy
sowieckiej — jak je pamiêtam (1939-1941)
Wybuch II wojny œwiatowej w 1939 r. nie by³ zaskoczeniem dla mieszkañców Kosowa1. Nawet my, dzieci, wyczuwaliœmy, ¿e dzieje siê coœ niezwyk³ego.
Na d³ugo przed wybuchem wojny zaczê³y pojawiaæ siê buñczuczne plakaty mówi¹ce, ¿e jesteœmy „silni, zwarci i zbrojni”, ¿e nie oddamy nawet
„guzika”. Równoczeœnie w Kosowie zaczê³y pojawiaæ siê anty¿ydowskie
ulotki. Jedn¹ z nich dobrze pamiêtam. By³a na niej postaæ chudego ch³opa,
który dŸwiga³ na swoich plecach grubego ¯yda z workiem pe³nym pieniêdzy, oraz jakiœ napis. Ponadto by³o wiele ulotek nawo³uj¹cych, aby niczego
nie kupowaæ u ¯ydów. Szeroko by³a znana anty¿ydowska piosenka o dziwnej treœci:
Hej, ¯ydki wraz
Przed wami Palestyna.
Arabski stoi nó¿.
I przyjdzie Hitler,
G³owy wam poœcina,
I skoñczy siê wam
¯ydowska Palestyna.
Ktoœ to uporczywie propagowa³, gdy¿ wszyscy moi rówieœnicy j¹ znali
i do dziœ pamiêtaj¹. Uwa¿am, ¿e piosenka ta bierze swój rodowód nie od
ludnoœci miejscowej, lecz przyjezdnej. Wydaje siê, ¿e rozpowszechniali j¹
tzw. narodowcy lub szpiedzy niemieccy, jak siê potem okaza³o, rezyduj¹cy
na tym terenie.
Wszystkie organizacje m³odzie¿owe ogarn¹³ patriotyczny zryw. Zaczêto
uczyæ pos³ugiwania siê mask¹ przeciwgazow¹, nawo³ywano, aby ka¿dy zaopatrzy³ siê w takow¹. Niektórzy otrzymali maski w pracy. Ponadto uczono
obs³ugi sanitarnej. Za cmentarzem prawos³awnym i w innych czêœciach miasta kopano okopy. Zaczê³y siê te¿ aresztowania niektórych mieszkañców miasta. Aresztowano znanego wtedy w Kosowie fotografa Józefa Szymañczyka
1
Zob. F. S[obieszczañski], Kosów, [w:] S³ownik geograficzny Królestwa Polskiego
i innych krajów s³owiañskich, t. 4, Warszawa 1883, s. 473; Ì. Â. Áàíàñåâ³÷, Â. ß.
Ìàðîç, Ó. Â. Ìàðîç, Êîñàâà (Êîñà¢), [ó:] Ïàìÿöü. ²âàöýâ³öê³ ðà¸í, ̳íñê 1997,
ñ. 481-485; Êîñàâà, [ó:] Ãàðàäû ³ â¸ñê³ Áåëàðóñ³. Ýíöûêëàïåäûÿ, ò. 3, êí. 1, ̳íñê
2004, ñ. 484-487; E. Iwaniec, Napad sowieckiej partyzantki na Kosów Poleski 3 sierpnia 1942 r., „Bia³oruskie Zeszyty Historyczne”, Bia³ystok 2006, nr 25, s. 259-297.
203
materia³y Ÿród³owe
Eugeniusz Iwaniec
(£ódŸ)
(1909-2003)2. Jedni twierdzili, ¿e aresztowano go za fotografowanie okopów, inni — ¿e to konkurent go pomówi³. On sam twierdzi³ w rozmowie ze
mn¹, ¿e aresztowano go i osadzono w Berezie Kartuskiej3 za fotografie obrazuj¹ce nêdzê wsi poleskich. S¹dzê, ¿e do aresztowania J. Szymañczyka
przyczyni³a siê równie¿ jego korespondencja z przyrodnim bratem Fiodorem Szurko (1900-1965) zamieszka³ym na sta³e w ZSRR oraz — jak niektórzy twierdzili — jego prosowieckie wtedy sympatie4.
Od pierwszych dni wrzeœnia 1939 r. w Kosowie Poleskim z niepokojem
s³uchano informacji radiowych o posuwaniu siê wojsk niemieckich na
wschód. Jednak¿e oddzia³y niemieckie do Kosowa nie dosz³y. Nie przechodzi³y te¿ przez Kosów liczniejsze oddzia³y polskie. Pamiêtam tylko, jak mówiono, ¿e w pobliskim Niechaczewie (stacja kolejowa Kosów Poleski) niemiecki samolot zrzuci³ trzy bomby. Nikogo nie zrani³, tylko zabi³ jednego
cz³owieka, uciekiniera z Gdyni. Komentowano to mówi¹c, ¿e cz³owiek nigdzie nie ucieknie od swego przeznaczenia.
WyraŸny niepokój mo¿na by³o zauwa¿yæ wœród urzêdników administracji pañstwowej. Wielu z nich pochodzi³o z centralnej Polski i w Kosowie
znalaz³o siê tylko ze wzglêdu na oferowan¹ im tu pracê na korzystnych dla
nich warunkach. W urzêdach przegl¹dano dokumenty, niektóre niszczono,
a czêœæ, widocznie z rozkazu w³adz zwierzchnich, przygotowano do wywiezienia do odleg³ego od Kosowa o ponad sto kilometrów Piñska.
Na wieœæ o niespodziewanym przekroczeniu granicy pañstwowej przez
wojska sowieckie 17 wrzeœnia 1939 r. administracja polska w Kosowie prak2
3
4
204
J. Szymañczyk, By³em fotografem w Kosowie Poleskim (opracowanie tekstu Anna
Engelking), „Twórczoœæ Ludowa”, 1991, R. 6, nr 3-4, s. 44-45; ten¿e, Jestem fotografem (opracowanie Anna Engelking), „Kontrasty”, 1992, R. 46, nr 3-4, s. 183-193;
1993, R. 47, nr 1, s. 58-57. Zob. tak¿e: Å. Ñåëåíÿ, Ôîòîãðàôèè ðàñêàçûâàþò,
„Ìàÿê êîììóíèçìà”, Áåð¸çà, 1.VIII.1989, ñ. 3; 26.VIII.1989, ¹ 102; òîò æå, Áûëî âåäü îíî áûëî..., „Ìàÿê êîììóíèçìà”, 25.²Õ.1990, ¹ 115, ñ. 2.
Áåð¸çà. Êîíöåíòðàöèîííûé ëàãåðü, [â:] Ïàìÿòü. Èñòîðèêî-äîêóìåíòàëüíàÿ
õðîíèêà Áåð¸çîâñêîãî ðàéîíà, Ìèíñê 1987, ñ. 83-87; W. Œleszyñski, Aspekty prawne
utworzenia obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej i reakcje œrodowisk politycznych, „Bia³oruskie Zeszyty Historyczne”, Bia³ystok 2003, nr 20, s. 262-276; A. Garlicki, Bereza, polski obóz koncentracyjny, „Gazeta Wyborcza”, 19-20.IV.2008, s. 2930; M. Paw³owski, Bereza — polskie Dachau, „Fakty i Mity”, 2008, nr 50, s. 11.
J. Bakijewicz, mieszkanka Kosowa (pasierbica Osipa £ukaszewicza — ojca chrzestnego Józefa Szymañczyka) w rozmowie z autorem 15.VIII.2006 r. O niej: Jelena Bakijewicz (ur. 3.VI.1918 r.), teraz najstarsza mieszkanka Kosowa, posiada fenomenaln¹ pamiêæ. Jest chodz¹c¹ histori¹ tego miasta. Nikt tak dok³adnie jak ona nie pamiêta
historii poszczególnych rodzin, nazewnictwa zwi¹zanego z miastem, ró¿nych wydarzeñ. Jest kobiet¹ inteligentn¹, pogodn¹, goœcinn¹ i serdeczn¹. Szkoda tylko, ¿e nikt
tej wiedzy systematycznie nie utrwala³, pomimo moich usilnych zabiegów. Jelenê
Bakijewicz mo¿na œmia³o nazwaæ ¿yw¹, jedyn¹ w swoim rodzaju, encyklopedi¹ miasta
Kosowa i Mereczowszczyzny.
tycznie przesta³a istnieæ. W mieœcie zapanowa³o bezprawie, rozpoczê³a siê
grabie¿ opuszczonego mienia pañstwowego. Wtedy w³aœnie rozszabrowano te¿ pa³ac Pus³owskich5, siedzibê w³adz powiatowych i in. Uczynili to
g³ównie mieszkañcy pobliskiej wsi Skuraty. Obok tzw. Riewkomu (Komitetu Rewolucyjnego) w mieœcie pojawi³o siê wiele samozwañczych grup
rewolucyjnych, przewa¿nie rekrutuj¹cych siê z pobliskich wsi. Grupy te,
z czerwonymi opaskami na rêkawach i niekiedy z pistoletami w rêkach, zaczê³y nêkaæ Bogu ducha winnych obywateli. Jedna z takich grup na czele
z panem Mo¿ejk¹ ze wsi Skuraty póŸnym wieczorem z³o¿y³a nam nieproszon¹ wizytê. Mo¿ejko z towarzyszami domaga³ siê od mojego ojca 10 kg
cukru i Bóg wie co jeszcze. Wówczas moja matka Luba Iwaniec (19061995) zapyta³a Mo¿ejkê, czy on aby nie „zdureú” (tj. nie zwariowa³), sk¹d
bowiem mój ojciec mia³ wzi¹æ tyle cukru. Przed wojn¹ rzadko kupowano
cukier w iloœci wiêkszej ni¿ jeden kilogram. Nastêpnie matka przypomnia³a
Mo¿ejce, jak jad³ on z moim ojcem kartofle z jednej miski, gdy na naszym
placu budowano Powiatow¹ Spó³dzielniê Rolniczo-Handlow¹. Wtedy ten¿e Mo¿ejko pomaga³ murarzowi przy budowie, za co otrzymywa³ pieni¹dze
i posi³ki. Dobrze pamiêtam, jak zdenerwowany ojciec wymachuj¹cemu pistoletem Mo¿ejce powiedzia³ po bia³orusku: „Ty haraú i haraæ budziesz, a ja
pisaú i pisaæ budu” (Ora³eœ i bêdziesz ora³, a ja pisa³em i bêdê pisa³), co
niebawem mia³o siê sprawdziæ.
Samozwañcze grupy nie poprzestawa³y na rabunku i grabie¿y. Rozpoczê³y siê represje i szykany przede wszystkim wobec wysokich urzêdników
pañstwowych i oficerów, osadników oraz tych „tutejszych”, którzy rzekomo byli s³ugusami „polskich panów”6. Aresztowano wówczas m.in. wicestarostê Mariana Zabie³³ê, sekretarza sejmiku Ludwika Banclebena, sêdziego Nielubowicza, adwokata Majkowskiego i gajowych — Konstantego £uszczyka i Niko³aja Kowalewicza oraz rolnika Kazimierza Borowskiego, Adama Ptasznika z synami i oko³o dwudziestu osadników, którzy otrzymali pokaŸne nadzia³y ziemi za udzia³ w wojnie polsko-bolszewickiej, zamieszkuj¹c obok ludzi ledwie wegetuj¹cych, okropnie biednych. Ponadto aresztowano kilkudziesiêciu uciekinierów z zachodniej i œrodkowej Polski, którzy
szukali tu schronienia przed wkraczaj¹cymi na ich tereny Niemcami. Zatrzymanych umieszczano w budynku magistratu, gdy¿ w niewielkim areszcie, popularnie zwanym „koz¹”, nie mo¿na by³o ich wszystkich pomieœciæ.
5
6
R. Aftanazy, Dzieje rezydencji na dawnych Kresach Rzeczypospolitej, t. 2, Warszawa
1992, s. [255]-257; Ï. Êîíÿåâ, Øëÿõåòñêèå ðîäû è Êîññîâñêàÿ çåìëÿ. Wydruk
komputerowy opracowania, nades³any do redakcji „Ãàçåòû äëÿ âñåõ” w Iwacewiczach, s. 25-32, w posiadaniu autora; P. Piotrowski, Przodkowie Dudkiewiczów z Kosowa, Wieluñ 2008, s. 10-12, wydruk komputerowy w posiadaniu autora.
Por.: M. Wierzbicki, Stosunki polsko-bia³oruskie pod okupacj¹ sowieck¹ (1939-1941),
„Bia³oruskie Zeszyty Historyczne”, Bia³ystok 2003, nr 20, s. 179-182.
205
Zatrzymanych bito i torturowano fizycznie i moralnie. Wed³ug W³adys³awa
Sawickiego pana L. Banclebena zastrzelono, gdy stan¹³ w obronie ¿ony, nazywaj¹c bandytami znêcaj¹cych siê nad ni¹ oprawców. Cia³o zabitego wrzucono do zwyk³ej jamy i jak psa pochowano obok okopu przeciwlotniczego7.
Podobne represje ze strony samozwañczych grup rewolucyjnych mia³y miejsce w ró¿nych miejscowoœciach powiatu kosowskiego.
W mojej pamiêci szczególnie mocno utkwi³o zabójstwo Witolda Czeka³y z Grudzi¹dza przyby³ego do Kosowa do pracy w miejscowym Urzêdzie
Skarbowym. Przez pewien czas mieszka³ on u nas, zaprzyjaŸni³ siê z moimi
rodzicami, przez których z czasem by³ traktowany niemal jak cz³onek rodziny. Zwierza³ siê mojej mamie, ¿e by³ synem ubogiej wdowy, która bardzo ciê¿ko pracowa³a jako praczka, by jej syn móg³ ukoñczyæ gimnazjum.
Mówi³, ¿e czêsto po lekcjach, „gdy ¿ryæ siê chcia³o”, bieg³ na dworzec kolejowy, aby zarobiæ parê groszy, proponuj¹c podró¿nym us³ugi baga¿owego. Wyprowadzi³ siê on od nas po urodzeniu siê mojego brata Walentego
(1938-1981). Nie móg³ œcierpieæ nocnego p³aczu dziecka i z bólem serca —
jak mówi³ — musia³ nas opuœciæ. Jednak czêsto nas odwiedza³, mama nadal
pra³a mu koszule i czêstowa³a wyrobami mlecznymi. Ojciec proponowa³
mu przeczekaæ okres zawieruchy wojennej w naszym domu, a potem obieca³ pomóc mu przekroczyæ Bug za poœrednictwem swojej rodziny, zamieszka³ej w pobli¿u tej rzeki. W. Czeka³a nie skorzysta³ z jego propozycji. Wyjecha³ razem z urzêdnikami Urzêdu Skarbowego. Prawdopodobnie, jako wzorowy urzêdnik, wykonywa³ on polecenie wojewody poleskiego, dotycz¹ce
ewakuacji dokumentów i pieniêdzy do Piñska. Wed³ug jednej wersji zosta³
on wspólnie z kolegami, po wykonaniu zadania, w drodze powrotnej zastrzelony w Iwacewiczach przez samozwañcz¹ bojówkê rewolucyjn¹. Wed³ug innej wersji bojówkarze potopili ich w bagnach w pobli¿u rzeki Hrywdy. W koñcu 1945 r. mój ojciec Daniel Iwaniec (1897-1961) w zak³adzie
fotograficznym Józefa Okowitego (1907-1989) w Szczecinie spotka³ przypadkowo brata Witolda Czeka³y i opowiedzia³ mu o tragicznym losie tego
wspania³ego m³odego cz³owieka.
Wojska sowieckie wkroczy³y do Kosowa 19 wrzeœnia 1939 r. Witane by³y przez Miejski Komitet Rewolucyjny. Na ulice wyleg³a przewa¿nie m³odzie¿ ¿ydowska i bia³oruska oraz wielu gapiów ró¿nych narodowoœci. Wœród
m³odych Bia³orusinek gruchnê³a wieœæ, ¿e „swoi id¹”. Pobieg³y wiêc do
7
206
W. Sawicki, Kosów Poleski moje miasto rodzinne, Nowy Targ 1991, s. 219-221. Praca nie jest opublikowana w formie ksi¹¿kowej, kr¹¿y jednak w maszynopisie w licznych egzemplarzach w Polsce i na Bia³orusi. Praca nosi znamiona monografii miasta
Kosowa Poleskiego. Zawiera wiele wartoœciowego materia³u do dziejów miasta, Mereczowszczyzny i osoby Tadeusza Koœciuszki w oparciu niekiedy o zasoby archiwalne. Jednak¿e niektóre relacje zawieraj¹ te¿ informacje nieprawdziwe lub przedstawione jednostronnie czy tendencyjnie.
o. Wasilija Siemaszki (1870-1940), duchownego prawos³awnego8, aby im
sprzeda³ kilka wi¹zek kwiatów, których du¿o ros³o u niego w ogrodzie. Duchowny da³ im kwiaty, choæ bez entuzjazmu, nie wzi¹³ te¿ od nich ¿adnych
pieniêdzy. Dziewczêta kwiaty rzuca³y przewa¿nie czo³gistom, którzy jednak nie wywarli na nich spodziewanego wra¿enia, poniewa¿ byli umorusani i brudni. A maszeruj¹cy ¿o³nierze znacznie ró¿nili siê wygl¹dem od znanych dziewczêtom ¿o³nierzy Wojska Polskiego, niekiedy ich braci9.
Na ulicy Tadeusza Koœciuszki (wczeœniej S³onimskiej, potem Sowieckiej, teraz 3-go Fiewrala) wzniesiono bramê powitaln¹ w odleg³oœci jakichœ
stu metrów od zakrêtu w ul. Niepodleg³oœci (dawniej Ró¿añsk¹, teraz
T. Koœciuszki). Wojsko witano chlebem i sol¹. Przynosi³a chleb i sól ¯ydówka Biernacka (akuszerka), która potem po wkroczeniu Niemców b³aga³a
J. Szymañczyka, aby odnalaz³ film z tej uroczystoœci i zniszczy³ go. Ponoæ
bochen chleba z du¿¹ kie³bas¹ wrêczy³ rzeŸnik Iwan Karnijewski, Bia³orusin.
Wed³ug W. Sawickiego wœród cz³onków komitetu powitalnego odnotowano
Iosifa Turkiniewicza, Alinê Kalinowsk¹, Adama Filipowicza (1898-1950), Antona Pliskiewicza (1898-1967), Niko³aja Trindê (1904-1944) i in.10
Wkraczaj¹c¹ Armiê Czerwon¹ wita³a te¿ zdekompletowana orkiestra miejskiej stra¿y po¿arnej pod kierownictwem m³odej ¯ydówki. Polacy i czêœciowo Bia³orusini, cz³onkowie orkiestry, zbojkotowali powitanie11. Pamiêtam, ¿e na czele ka¿dego oddzia³u kroczy³ dumnie „komandir” (dowódca),
a za nim pod¹¿a³ „politruk” (oficer wychowania politycznego). W ci¹gu paru dni przez Kosów przesz³a du¿a iloœæ wojska. Niektóre jednostki biwakowa³y w pobli¿u naszego domu. Przy ogniskach siedzieli „krasnoarmiejcy”
(czerwonoarmiœci). Próbowali oni zabawiæ gromadz¹cych siê wokó³ dzieciaków. Pokazywali nam sowieckie monety. Wielu z nich kupowa³o u nas
scyzoryki z drewnian¹ r¹czk¹, które masowo by³y sprzedawane na bazarze.
Pamiêtam, ¿e p³acono nam za nie po 20 kopiejek. ¯o³nierze ci byli nie tylko
inaczej umundurowani ni¿ ¿o³nierze Wojska Polskiego, ale te¿ biednie wygl¹dali. Niektórzy nosili karabiny na sznurkach. Palili œmierdz¹c¹ machorê,
skrêcan¹ w gazetowy papier. A co najgorsze, dawali nam, dzieciom, paliæ te
skrêty. Wtedy to nam imponowa³o, choæ mnie one nie smakowa³y i po paru
próbach zrezygnowa³em z tego dobrodziejstwa.
8
9
10
11
O nim: Od 21.X.1900 r. by³ klucznikiem Soboru Katedralnego w Grodnie, od
25.III.1902 r. proboszczem soboru w S³onimiu, od 23.III.1924 r. czêœciowo zarz¹dza
parafi¹ w Kosowie, od 12.IV.1926 r. by³ proboszczem parafii w Kosowie, od
9.VIII.1937 r. p.o. dziekana 1 okr. Kosów — o. Grzegorz Sosna, m. Antonina TrocSosna, Katalog hierarchii i kleru parafialno-zakonnego Koœcio³a prawos³awnego
w granicach II i III Rzeczypospolitej Polskiej (1839-2010), Rybo³y 2010 (w druku).
J. Bakijewicz, mieszkanka Kosowa, w rozmowie z autorem dn. 20.VIII.2008 r.
W. Sawicki, Kosów Poleski moje miasto..., s. 219.
Por.: przypis 9.
207
W MereczowszczyŸnie12 utworzono zamkniête miasteczko wojskowe. A to
oznacza³o koniec wspania³ego drzewostanu, œci¹ganego z ca³ego œwiata.
Drzewa i ró¿norodne roœliny wymaga³y sta³ej opieki, czego wojsko nie by³o
w stanie zapewniæ. Pocz¹tkowo sta³a tam jednostka czêœciowo zmechanizowana. Czêœæ kadry oficerskiej szuka³a mieszkañ w prywatnych budynkach. Po wyjeŸdzie do centralnej Polski zamieszka³ego u nas Bronis³awa
Rutki (kierownika kancelarii Urzêdu Skarbowego) z rodzin¹, mieszkanie
sta³o wolne, tote¿ moi rodzice, podobnie jak inni mieszkañcy Kosowa, postanowili je wynaj¹æ jednemu z „komandirów”. By³ nim niejaki Kisielow;
wydaje mi siê, ¿e na imiê mia³ Niko³aj. Kisielow okaza³ siê mi³ym i sympatycznym oficerem, z którym ca³a nasza rodzina szybko siê zaprzyjaŸni³a.
Pewnego razu, w piêkny jesienny dzieñ, Kisielow kupi³ i przyniós³ do
domu 5 kg kie³basy, p³ac¹c po 3 ruble za kilogram. Wywo³a³o to zrozumia³e
zdziwienie mojej mamy; u nas w domu nikt nie kupowa³ takiej iloœci kie³basy. Czêsto posy³a³a mnie do sklepu pana I. Karnijewskiego po æwieræ
kilograma rozmaitoœci. Ale ¿eby kupowaæ kie³basê w takiej iloœci i to po
3 ruble za kg, gdy nie kosztowa³a wiêcej jak 2 z³ote za kilogram! Wtedy nie
by³o przecie¿ lodówek czy zamra¿arek, no i kogo by³o staæ na taki wydatek.
Kisielow zacz¹³ uspokajaæ mamê. „Niczego, niczego choziajka, u nas dienieg mnogo” (Nic, nic gospodyni. Mamy du¿o pieniêdzy), a nastêpnie zacz¹³ wyjmowaæ kie³basê z pakunku i wszystkich obecnych obdarzaæ pokaŸnymi kawa³kami. A na koniec wyj¹³ du¿y kawa³ek kie³basy i da³ stoj¹cemu
obok Bobikowi, memu ulubionemu psu, przy tym mówi¹c: „Na, Bobik, spieszy ¿yt’!” (WeŸ, Bobik, œpiesz siê ¿yæ!). S³owa te nie wywar³y na nas ¿adnego wra¿enia i nikt wtedy nie zrozumia³ ich sensu.
Jeszcze nie zd¹¿yliœmy zjeœæ tej kie³basy, jak Kisielow dokona³ ponownego zakupu. Tym razem a¿ 10 kg, ale ju¿ po 5 rubli. I tym razem wprowadzi³ w os³upienie moj¹ mamê, uspokajaj¹c j¹, aby siê nie martwi³a, poniewa¿ on ma du¿o pieniêdzy. Nastêpnie rozpakowa³ pakunek i ka¿demu z obecnych wrêczy³ po kó³ku kie³basy. Nie zapomnia³ te¿ o Bobiku, krêc¹cym ogonem i wpatruj¹cym siê przymilnym wzrokiem w Kisielowa. A ten, podaj¹c
psu du¿y kawa³ek kie³basy, jeszcze mocniej ni¿ poprzednio zaakcentowa³:
„Na, Bobik, spieszy ¿yt’”. Dziwiæ siê nale¿y, ¿e i teraz nikt nie zrozumia³
sensu tych s³ów. Dopiero po paru tygodniach okaza³o siê, ¿e ju¿ nie mo¿na
kupiæ ¿adnej kie³basy, nawet i po 25 rubli za kilogram. Rodzice zrozumieli
co znaczy³ zwrot skierowany do Bobika.
12
208
J. Krz., Mereczowszczyzna, [w:] S³ownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych
krajów, t. 6, Warszawa 1885, s. 259; Ì. Áàíàñåâ³÷, Â. ². Ìàðîç, Ìåðà÷î¢ø÷ûíà,
[ó:] Ïàìÿöü. ²âàöýâ³öê³ ðà¸í, ñ. 486. Uwa¿a siê, ¿e to tutaj Andrzej Tadeusz Bonawentura Koœciuszko 12.²².1746 r. zosta³ ochrzczony w obrz¹dku rzymskokatolickim
w miejscowej kaplicy, nale¿¹cej do parafii w Kosowie, gdzie nastêpnie zosta³ zarejestrowany w ksiêdze metrykalnej.
Z biegiem czasu, gdy Kisielow nabra³ do nas zaufania, zacz¹³ opowiadaæ
o swoich stronach rodzinnych, o rodzicach i kolektywizacji wsi bia³oruskiej.
Mówi³, ¿e on osobiœcie „rozku³aczy³” swego ojca, zostawiaj¹c mu tylko
jedn¹ krowê i tym samym uratowa³ go przed zes³aniem na Sybir.
Kisielow by³ bardzo niezadowolony, gdy moja mama przyjê³a na mieszkanie jeszcze jednego lokatora, komsomolca, chyba o imieniu Wasia. Kisielow przestrzega³ przed takimi, którzy, jego zdaniem, przyjechali ba³amuciæ
m³odzie¿. Wasia rzeczywiœcie czu³ siê w swoim ¿ywiole, jeŸdzi³ konno, organizowa³ spotkania m³odzie¿owe, namawia³ do Komsomo³u i szydzi³ z religii. D³ugo u nas nie pomieszka³, bo wkrótce siê wyprowadzi³ do lepszego
mieszkania. Kisielow równie¿ nas opuœci³, gdy¿ jego jednostkê przeniesiono do Berezy Kartuskiej, odleg³ej od naszego miasta o jakieœ 25-30 km,
gdzie ich zakwaterowano w przedwojennym obozie koncentracyjnym. Bereza Kartuska by³a wiêkszym miastem ni¿ Kosów i le¿a³a bezpoœrednio na
szlaku szosowo-kolejowym Brzeœæ — Baranowicze — Miñsk. Widocznie
uznano, ¿e tam jest w³aœciwsze miejsce dla tej jednostki wojskowej. Kisielow jednak nie zapomnia³ o nas i, gdy tylko móg³, odwiedza³ nas.
Zbli¿a³y siê œwiêta Bo¿ego Narodzenia. Tradycja nakazywa³a ubieraæ choinkê. Cukierki w papierkowym opakowaniu stanowi³y niemal nieroz³¹czn¹
czêœæ wystroju choinki. A w sklepach by³y pustki; o cukierkach mo¿na by³o
tylko pomarzyæ. Pojawia³y siê niekiedy, ale trzeba by³o d³ugo staæ w kolejce, aby je zdobyæ. Z pomoc¹ przyszed³ Kisielow. Obieca³ przywieŸæ cukierki, kiedy bêdzie wraca³ od rodziny mieszkaj¹cej gdzieœ pod Miñskiem. Poda³ nawet w przybli¿eniu termin przyjazdu i to w towarzystwie innych oficerów. Niecierpliwie oczekiwa³em na ich przyjazd i zastanawia³em siê jak
tych sowieckich komandirów powitaæ. A w gazecie akurat w tym dniu opublikowano portret Józefa Stalina (1879-1953). Postanowi³em na ich powitanie wyci¹æ z gazety podobiznê J. Stalina i powiesiæ na œcianie, zupe³nie nie
zdaj¹c sobie sprawy jakie to poci¹gnie konsekwencje. Mama niechêtnie spogl¹da³a na moje przygotowania.
I oto nareszcie pojawi³ siê w naszym domu Kisielow z kilkoma oficerami i przywióz³ upragnione cukierki. Ca³¹ walizkê! Przywióz³ te¿ kilka butelek wódki produkcji sowieckiej. Mama przygotowa³a kolacjê i rozpoczê³o
siê powitanie goœci. W czasie biesiady po paru kieliszkach Kisielow spojrza³ na wisz¹cy na œcianie wyciêty z gazety portret J. Stalina i zawo³a³: „Czort
pobieri, kuda nie prijediesz, wiezdie wisit eta sowietskaja ikona” (Niech to
szlag trafi, gdzie nie przyjedziesz, wszêdzie wisi ta sowiecka ikona). Zrobi³o siê krótkie zamieszanie, a siedz¹cy obok Kisielowa politruk zwróci³ siê
do niego z poleceniem: „Dawaj, wyjdiem” (ChodŸ, wyjdziemy). Pocz¹tkowo Kisielow nie chcia³, ale w koñcu wyszed³ z politrukiem. A ja za nimi.
Obaj oficerowie odeszli parê metrów i zatrzymali siê przy studni. Politruk
wyj¹³ z kabury pistolet i podaj¹c go Kisielowowi powiedzia³: „Na, zastrie-
209
liœ! Ty znajesz, czto ty skaza³?” (WeŸ, zastrzel siê! Czy wiesz co powiedzia³eœ?). Kisielow odepchn¹³ rêkê z pistoletem politruka i powiedzia³ mu kilka
mocno niecenzuralnych s³ów. W tym momencie z domu wyszed³ mój ojciec
i jakoœ za³agodzi³ sprawê. Oficerowie wrócili do domu i ponownie zasiedli
za sto³em. Teraz ojciec postawi³ swoj¹, jeszcze polsk¹, wódkê i towarzystwo jakoœ siê uspokoi³o. Kolacja trwa³a przez jakiœ czas, a nastêpnie Kisielow serdecznie siê z nami po¿egna³ i wszyscy oficerowie wspólnie odjechali w kierunku Berezy Kartuskiej.
Po tym incydencie Kisielow wiêcej nas nie odwiedzi³, nie dawa³ te¿ znaku ¿ycia. Bardzo martwiliœmy siê, a ja prze¿y³em to szczególnie. Ma siê
rozumieæ, zerwa³em ze œciany wizerunek J. Stalina i spali³em go w piecu.
Potem ju¿ nigdy wiêcej w ¿yciu ¿adnych podobnych wizerunków na œcianach nie wiesza³em i nie wieszam. A¿ oto pewnego razu przyszed³ d³ugo
oczekiwany list od Kisielowa w formie trójk¹cika charakterystycznego dla
sowieckiej poczty polowej. Z listu wynika³o, ¿e walczy on z „bie³ofinami”
na froncie sowiecko-fiñskim. Chocia¿ zmartwieni, ale z pewn¹ ulg¹ odetchnêliœmy. Jednak wiêcej ¿adnej wiadomoœci od Kisielowa nie by³o. Nie wiadomo czy poleg³ on w walce, czy dosta³ siê do niewoli, czy potem, po wymianie jeñców, odsiedzia³ dziesiêcioletni wyrok w ³agrach za poddanie siê
do niewoli, czy nie pos³a³ ostatniej kuli w swoj¹ g³owê, czego wymaga³ od
sowieckich ¿o³nierzy ówczesny regulamin wojskowy. Jeszcze dziœ, gdy us³yszê nazwisko Kisielow, wypytujê ka¿dego, czy aby nie ma czegoœ wspólnego ze znanym mi z dzieciñstwa Kisielowem13.
Do Kosowa przyby³a te¿ jednostka NKWD. £atwo by³o enkawudzistów
rozpoznaæ, gdy¿ nosili okr¹g³e czapki w rzucaj¹cym siê w oczy niebieskim
kolorze. Rozpoczê³a siê inwigilacja spo³eczeñstwa kosowskiego. Pomiêdzy
Domem Ludowym a Magistratem rozpoczêto budowaæ siedzibê NKWD z wiêzieniem, kuchni¹ i innymi budynkami. Wiêkszoœæ terenu ogrodzono kilkukilometrowym p³otem z desek. Latem 1940 r. kompleks ten by³ ju¿ gotowy. Enkawudzistów bano siê jak ognia. Pewnego razu widzia³em, jak pêdzili grupê
wiêŸniów do miejskiej ³aŸni, przerobionej z ¿ydowskiej mykwy. Widok by³
niesamowity. Enkawudziœci po bokach, z przodu i z tylu konwojowali grupê
z wyci¹gniêtymi z kabur pistoletami w pozycji gotowej do strza³u.
Nieco póŸniej widzia³em przera¿aj¹ce wydarzenie. Jeden z osadzonych
w wiêzieniu Polaków podj¹³ brawurow¹ ucieczkê z placu wiêziennego. Przeskoczy³ przez bardzo wysoki p³ot i zacz¹³ uciekaæ w stronê cmentarza prawos³awnego. Nie zd¹¿y³ jednak dobiec do niego, gdy¿ trafi³a go kula enkawu13
210
Latem 2010 r. w archiwum Twierdzy Brzeskiej odnalezione zosta³y dane o stacjonuj¹cej w 1939 r. w Berezie Kartuskiej jednostce wojskowej, w której s³u¿y³o a¿ dwóch
oficerów o nazwisku Kisielow. Wed³ug tych danych jednostkê tê w 1940 r. w ca³oœci
wys³ano na front fiñski. Jednym z oficerów na pewno by³ znany nam Kisielow, który
jak widaæ, na szczêœcie, nie by³ wys³any karnie.
dzisty. Le¿a³ w upalny dzieñ, jêcza³ i b³aga³ o wodê. Nie udzielono mu ¿adnej
pomocy, a wszystkim, którzy próbowali siê do niego zbli¿yæ, gro¿ono u¿yciem broni. Zabrano go dopiero po paru godzinach. Widzia³em, ¿e ktoœ z rodziny wiêŸnia chodzi³ w pobli¿u. W tamtych czasach by³em bardzo odwa¿nym ch³opcem. By³ taki moment, ¿e chcia³em mu zanieœæ kubek wody, ale jak
tylko siê zbli¿y³em, ukazywa³ siê enkawudzista. Wieœæ o tym wydarzeniu b³yskawicznie rozesz³a siê po ca³ym mieœcie i wywar³a na mieszkañcach ponure
wra¿enie. A ja to barbarzyñstwo zapamiêta³em na ca³e ¿ycie.
Po enkawudzistach do miasteczka zaczêli przybywaæ inni przedstawiciele aparatu ucisku, dzia³acze partyjni i nas³ani urzêdnicy pañstwowi. A w œlad
za nimi ich ¿ony, dzieci i ca³e rodziny. Przyby³ych z ZSRR mê¿czyzn nazywano Sowietami, a kobiety — Sowietkami lub „wostocznikami” (wschodniakami). To pojêcie przetrwa³o nawet do czasów obecnych. Byli oni bardzo skromnie ubrani i wyczuwa³o siê, ¿e ¿ycie w Kosowie wywiera³o na
nich du¿e wra¿enie. Szczególnie wyró¿nia³y siê Sowietki. Pamiêtam, jak
g³oœno by³o w miasteczku, gdy ¿ony czy córki enkawudzistów i innych dygnitarzy zaczê³y chodziæ na zabawy i nawet po ulicy w nocnych koszulach
z falbankami, ofiarowanymi im widocznie przez mê¿ów z zarekwirowanego mienia „polskich panów”. Nie zdaj¹c sobie sprawy, ¿e s¹ to nocne koszule, m³ode kobiety sta³y siê poœmiewiskiem miejscowej ludnoœci. Tylko moja mama nie œmia³a siê, gdy¿ — jak mówi³a — ¿al jej by³o tych m³odych
kobiet, czêsto panienek, poniewa¿ przyjecha³y one z rozku³aczonego kraju,
niekiedy w jednej tylko sukience i nie wiedzia³y, ¿e gdzieœ tam na œwiecie
mo¿na tak ubieraæ siê do snu, a nie na zabawê.
Oprócz ¿on sowieckich dygnitarzy w miasteczku i w okolicznych wiejskich szko³ach pojawi³y siê tzw. „pionierowa¿ate” (instruktorki pionierów),
których g³ównym zadaniem by³o utworzenie pionierskiej organizacji m³odzie¿owej. A ta poprzez atrakcyjne zajêcia pozaszkolne mia³a za zadanie
odci¹gn¹æ od cerkwi czy koœcio³a jak najwiêcej m³odzie¿y. Temu celowi
s³u¿y³ te¿ pocz¹tkowo piêciodniowy tydzieñ pracy.
Dzieci Sowietów by³y skromnie ubrane i oczywiœcie nie zna³y miejscowego jêzyka. Szczególnie mocno w mojej pamiêci utkwi³o zachowanie dzieci
sowieckich dygnitarzy pochodzenia ¿ydowskiego. Nie chodzi³y one do czynnej wtedy siedmioklasowej szko³y ¿ydowskiej, lecz do naszej. WyraŸnie
negatywnie ró¿ni³y siê one od miejscowych dzieci ¿ydowskich. By³y (zw³aszcza ch³opcy) zarozumia³e, ha³aœliwe i aroganckie. Wszyscy byli pionierami, nosili na co dzieñ czerwone krawaty i ka¿dy z nich wyœmiewa³ religiê
chrzeœcijañsk¹. Rzucali stek obel¿ywych s³ów pod adresem chrzeœcijañskich
duchownych, œwi¹tyñ i przedmiotów kultu, co dla nas by³o upokarzaj¹ce.
Czêsto nie pozostawaliœmy im d³u¿ni, niekiedy dochodzi³o do awantury czy
nawet draki. Przewa¿nie nosili imiona Wowa lub Dima. Mam o nich jak
najgorsze wspomnienia. I mo¿e dlatego nie lubiê, gdy œwiête dla prawos³a-
211
wia imiona W³odzimierz czy Dymitr s¹ przekszta³cane na ró¿nego rodzaju
Dimy czy Wowy.
Przybyli z ZSRR ¯ydzi stanowili w Kosowie tylko ma³¹ cz¹stkê tej spo³ecznoœci, która w latach 1939-1941 by³a najliczniejsz¹ grup¹ w mieœcie, a to
za przyczyn¹ pojawienia siê w Kosowie du¿ej iloœci uciekinierów z terenów
Polski zajmowanych przez Niemców. Wielu z nich pochodzi³o z zamo¿nych,
rodzin inteligenckich. Niekiedy byli to synowie fabrykantów, niektórzy po
studiach lub szko³ach fachowych. Wyró¿niali siê wiêksz¹ og³ad¹ i kultur¹ osobist¹. Rodzice wyposa¿ali ich w podrêczny ekwipunek, pieni¹dze, kosztownoœci, ró¿ne dokumenty i adresy do nawi¹zania kontaktów i odprawiali na
Wschód. W ten sposób chcieli ich ocaliæ przed hitlerowsk¹ zag³ad¹, której
echa dociera³y do Polski. W Kosowie znajdowali oni oparcie w miejscowych
¯ydach, którzy jak mogli starali siê pomagaæ swoim wspó³braciom. Dziêki tej
pomocy niektórzy z uciekinierów ¿ydowskich w 1940 r. zdo³ali przedostaæ
siê z Kosowa na Litwê, a stamt¹d do Szwecji i dalej do Ameryki14. Solidarnoœæ ¯ydów ju¿ wtedy mnie zachwyca³a i wprawia³a w zdumienie. By³a godna naœladowania. Nic wiêc dziwnego, ¿e przy takiej przewadze ludnoœci ¿ydowskiej wiêkszoœæ eksponowanych stanowisk w mieœcie by³a obsadzona
przez nich. ¯ydzi nie byli te¿ poddawani represjom przez samozwañcze grupy rewolucyjne pomimo tego, ¿e wielu z nich mo¿na by³o zaliczyæ do wrogiej
grupy kapitalistów. Poza konfiskat¹ tartaków czy drobnych przedsiêbiorstw
¯ydzi w Kosowie nie ponieœli ¿adnych strat.
W³adza sowiecka przynios³a te¿ niespotykan¹ w jêzyku polskim ani bia³oruskim rosyjsk¹ nazwê ¯ydów: „Jewriej”. Czêœæ ¯ydów kosowskich podchwyci³a tê nazwê, zw³aszcza m³odzie¿ znajduj¹ca siê pod wp³ywem ¯ydów sowieckich. Starzy do dziœ trzymaj¹ siê swojej dawnej nazwy.
Przybyli z Polski ¯ydzi przewa¿nie nie znali jêzyka „tutejszego” czyli
bia³oruskiego czy rosyjskiego. Wyró¿niali siê oni wiêksz¹ skromnoœci¹, robili wra¿enie przygnêbionych, zachowywali siê ciszej i nie wyzywaj¹co.
Nie oponowali, gdy ich nazywano ¯ydami, a nie Jewriejami. To s³owo by³o
im przedtem ma³o znane. Natomiast czêœæ tutejszych ¯ydów, a szczególnie
ci, którzy przybyli z wojskiem sowieckim, bardzo byli uczuleni na s³owo
„¯yd”. Za pos³ugiwanie siê nim grozi³a kara do 2 lat pozbawienia wolnoœci.
Pamiêtam, ¿e taki wyrok (chyba w zawieszeniu) zapad³ w kosowskim s¹dzie. Denerwowa³o to nie tylko miejscow¹ ludnoœæ, ale równie¿ niektórych
Sowietów. To od nich wysz³o popularne powiedzenie: „Nie gowori ¯yd —
budiet do³go ¿yt’. Gowori Jewriej — podochniet skorej” (Nie mów ¯yd —
bêdzie d³ugo ¿yæ, mów Jewriej — zdechnie szybciej).
14
212
N. Bart (geb. Jurewitsch), Erinnerungen an mein Leben in der ersten und zweiten
Heimat, Saulgau 1999, s. 9.
Popularnoœæ tego powiedzenia potêgowa³y jeszcze z³oœliwe wypowiedzi
(i to doœæ czêste) niektórych ¯ydów pod adresem Polaków czy nawet „tutejszych”. Szczególnie czêsto mo¿na by³o us³yszeæ od nich: „Nu, skoñczy³a
siê ju¿ wasza pañska Polsza”.
Pomimo tych s³ownych utarczek powa¿niejszych spiêæ miêdzy ¯ydami,
Bia³orusinami i Polakami trudno by³oby siê dopatrzyæ. Dopiero tu¿ przed
wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej w 1941 r. czêsto dochodzi³o do ostrych spiêæ s³ownych miêdzy m³odymi ¯ydówkami a Bia³orusinkami i Polkami, których razem wo¿ono do prac przymusowych. Do spiêæ dochodzi³o
przewa¿nie podczas budowy zaplanowanego przez w³adze sowieckie lotniska w Baranach, tu¿ za Iwacewiczami w kierunku Niechaczewa. M³ode
dziewczyny ¿ydowskie, nie przyzwyczajone do ciê¿kiej pracy fizycznej, wiêcej odpoczywa³y oparte o ³opatê ni¿ pracowa³y. Wówczas stawa³y siê przedmiotem ró¿nych szyderstw ze strony Bia³orusinek i Polek. Dochodzi³o do
wzajemnych obelg i gróŸb. ¯ydówki straszy³y, ¿e poskar¿¹ siê na swoje przeciwniczki do przewodnicz¹cego Rady Narodowej Aleksandra Œwirguna
(1903-1971)15, o¿enionego z ¯ydówk¹ z Ró¿any16. Wówczas otrzymywa³y
jeszcze wiêksz¹ porcjê niewybrednych obelg, w rezultacie jednak bez jakichkolwiek nastêpstw17.
Miejscowa starszyzna ¿ydowska, z¿yta ze œrodowiskiem, w którym od
dawna mieszka³a, zachowywa³a siê w stosunku do swoich wspó³wyznawców ze Wschodu z pewnym wyczuwalnym dystansem. Chêtnie nas³uchiwa³a, co oni im mówi¹, a zw³aszcza przypatrywa³a siê co oni robi¹, nie zawsze aprobuj¹c ich zachowanie ani sposób bycia. Prawdopodobnie dziêki radom sowieckich ¯ydów bardzo szybko znik³y niemal wszystkie towary ze
sklepów ¿ydowskich. Tylko niektóre z nich sprzedawano nieswoim, czêœciowo na kredyt.
W mieœcie w³adze sowieckie podjê³y dzia³ania w celu zorganizowania
nowej administracji. Miastu nadal pozostawiono charakter siedziby powiatu, od po³owy stycznia 1940 r. zorganizowanego na wzór sowieckiego rejonu. G³ówne stanowiska objêli funkcjonariusze ze Wschodu i miejscowi ¯ydzi, którzy wykazywali siê du¿¹ lojalnoœci¹ wobec nowej w³adzy. We w³adzach znaleŸli siê te¿ byli wiêŸniowie przedwojennej Polski, szczególnie ci,
co byli wiêŸniami obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej. Wprowadzono te¿ sowieckie nazewnictwo instytucji pañstwowych i samorz¹dowych.
G³ówn¹ jednak rolê w mieœcie odgrywa³ Rajkom Partii (Rejonowy Komitet
Partii). Poniewa¿ pa³ac w MereczowszczyŸnie zajêty zosta³ przez jednostkê
15
16
17
O nim: Ì. Áàíàñåâ³÷, [ó:] Ïàìÿöü. ²âàöýâ³öê³ ðà¸í, ñ. 117.
W. Karpyza, Ró¿ana, [w:] Ziemia Wo³kowyska, [Lêbork — S³upsk ok. 2005], s. 111122.
J. Bakijewicz, mieszkanka Kosowa, w rozmowie z autorem 13.VII.2004 r.
213
wojskow¹, wszystkie urzêdy znalaz³y siê w obrêbie miasta. Miasto sta³o siê
przeludnione.
Pod koniec 1939 r. dokonano bardzo niekorzystnej wymiany polskich pieniêdzy na sowieckie pozbawiaj¹c wielu ludzi oszczêdnoœci, zw³aszcza srebrnych monet, które posiada³y jak¹œ wartoœæ. A w pierwszym kwartale 1940 r.
rejonowe NKWD zaczê³o „paszportyzacjê” ludnoœci. Nowy dowód to¿samoœci zawiera³ dane o narodowoœci, pochodzeniu spo³ecznym i stosunku
do s³u¿by wojskowej. Adnotacje takie w dowodach osobistych niekiedy bardzo utrudnia³y ¿ycie ich w³aœcicielom, albowiem z góry skazywa³y ich jako
„nieb³agonadio¿nych” (niegodnych zaufania) na niepowodzenie lub wzbudza³y podejrzliwoœæ wobec nich.
W rozumieniu ustawodawstwa sowieckiego ludnoœæ zamieszka³a na terenie Kosowa sta³a siê obywatelami Republiki Bia³oruskiej. Poniewa¿ wiêkszoœæ mieszkañców Kosowa nie posiada³a dowodów osobistych, wszystkich
urodzonych na tym terenie starano siê zaliczyæ do Bia³orusinów. Ró¿nice wyznaniowe, nie tak jak przed wojn¹, nie mia³y ¿adnego znaczenia i nie by³y
brane pod uwagê. Jedynie ¯ydów to nie dotyczy³o, gdy¿ wszyscy oni podawali siê za „Jewriejów” i w³adza tê oddzieln¹ narodowoœæ akceptowa³a.
Przedwojenne dowody zabrano, a nowe wydawano na podstawie metryki wystawianej przez Gorsowiet (Radê Narodow¹). Wiele przedwojennych
dowodów wróci³o do w³aœcicieli po panicznej ucieczce NKWD w 1941 r.,
poniewa¿ zosta³y one w opuszczonych budynkach, które ja równie¿ z ch³opakami pl¹drowa³em.
W³adze sowieckie zaczê³y likwidowaæ drobne prywatne zak³ady pracy
tworz¹c tzw. artiele (spó³dzielnie pracy). Zlikwidowano równie¿ zak³ad fotograficzny J. Szymañczyka, który znajdowa³ siê w jego domu. Pocz¹tkowo
by³ on kierownikiem artieli, ale wkrótce przys³ano z Brzeœcia ¯yda Kaleckiego, „bardzo wyrobionego, inteligentnego cz³owieka, syna fotografa”.
Klientami przewa¿nie byli ¿o³nierze sowieccy, którzy z Mereczowszczyzny
oddzia³ami przychodzili w niedzielê „na przepustkê” fotografowaæ siê. Ponoæ „dla nich fotografia by³a symbolem, ¿e oni byli na wojnie”18.
Ponadto nowe w³adze skonfiskowa³y w mieœcie wszystkie budynki handlowe, których powierzchnia przekracza³a 110 m2. Proces nacjonalizacji by³
ogromnym wstrz¹sem dla w³aœcicieli i trudny do zaakceptowania przez
znaczn¹ czêœæ spo³eczeñstwa Kosowa. Skonfiskowano i nasz budynek, w którym znajdowa³a siê Spó³dzielnia Rolniczo-Handlowa. Sta³ on na naszym
placu. Dokonano tego bezprawnie, poniewa¿ nie spe³nia³ on wymaganych
kryteriów konfiskaty, gdy¿ jego powierzchnia by³a znacznie mniejsza. Budynek przejê³o wojsko. Pocz¹tkowo sk³adowano w nim owies dla koni wojskowych, a potem worki z m¹k¹.
18
214
J. Szymañczyk, Jestem fotografem..., s. 59-61.
Pewnego razu w czasie roz³adunku owsa zebra³o siê sporo gapiów. Przygl¹da³em siê temu i ja z ojcem. Obok nas sta³a kobieta ze wsi Bie³awicze.
Dobrze j¹ znaliœmy, poniewa¿ czêsto, przechodz¹c obok naszego domu, korzysta³a z wody, któr¹ udostêpnialiœmy przechodniom przez wystawianie
przy studni wiadra z kubkiem. W pewnym momencie kobieta podesz³a do
kieruj¹cego roz³adunkiem oficera sowieckiego i ku zdumieniu ojca zaczê³a
mu perswadowaæ, jak dobrze zrobi³a w³adza sowiecka zabieraj¹c nam ten
budynek, poniewa¿ mój ojciec to bur¿uj, który workami nosi³ pieni¹dze.
Pamiêtam jak oficer podszed³ do ojca i zacz¹³ go wypytywaæ ostrym tonem.
Ojciec uœmiechn¹³ siê i wyt³umaczy³ oficerowi, ¿e pieni¹dze nie by³y jego
w³asnoœci¹, tylko Powiatowej Spó³dzielni Rolniczo-Handlowej, dzia³aj¹cej
oficjalnie od 1 paŸdziernika 1938 r. Pieni¹dze rzeczywiœcie trzyma³ w woreczkach, gdy¿ w nich je otrzymywa³ z banku, poniewa¿ pos³ugiwa³ siê g³ównie srebrnymi 2- i 5-z³otowymi monetami oraz mnóstwem drobniejszych
monet. Oficer coœ powiedzia³ kobiecie, a ta zabra³a siê i chyba ze wstydem
posz³a. Wiêcej nie zachodzi³a do nas napiæ siê wody.
Utworzenie magazynu ze zbo¿em czy m¹k¹ w budynku Spó³dzielni Rolniczo-Handlowej sta³o siê dla nas swego rodzaju gehenn¹, gdy¿ zaraz po
za³adowaniu go postawiono wartownika, a ten pod groŸb¹ u¿ycia broni zabrania³ nam przechodziæ obok. Mieliœmy go omijaæ przechodz¹c na drug¹
stronê niebrukowanej ulicy, czêsto w b³ocie po kolana, aby dostaæ siê do
domu, który sta³ jakieœ 40 m w linii prostej od budynku Spó³dzielni. Szczególnie niebezpiecznie by³o póŸn¹ jesieni¹ wieczorem, zw³aszcza wtedy, gdy
wartownikiem by³ ¿o³nierz pochodz¹cy z którejœ republiki azjatyckiej. Ci
¿o³nierze s³abo znali jêzyk rosyjski i czêsto umieli tylko ostrzegaæ: „Moja
twoja nie ponimaja, moja twoja strielaja, stoj”. Takich wartowników ludzie
bali siê jak ognia, zw³aszcza po incydencie, jaki zdarzy³ siê w MereczowszczyŸnie, gdy taki wartownik zastrzeli³ swojego kolegê — Rosjanina, który
poszed³ po drzewo do pieca i ponoæ nie potrafi³ podaæ has³a. By³em na pogrzebie tego biedaka. Pochowano go na skraju cmentarza prawos³awnego,
tu¿ przy drodze do wsi Skuraty. Widzia³em zap³akanych rodziców i dobrze
zapamiêta³em pierwszy raz w ¿yciu s³yszan¹ salwê ¿o³niersk¹. Ponadto by³
to pierwszy pogrzeb, jaki widzia³em bez udzia³u duchownych. Wyda³o mi
siê to bardzo dziwne. Rodzice wyjaœnili mi, ¿e udzia³ jakiegokolwiek duchownego by³ wtedy nie do pomyœlenia, gdy¿ religiê Sowieci uwa¿ali za
„opium dla narodu”, a ludzi wierz¹cych — za ciemnych, których traktowano jak jakichœ przestêpców. Jako przyk³ad niech pos³u¿y nastêpuj¹ce wydarzenie. Pewnego razu w niedzielê do kosowskiej cerkwi przysz³o trzech ¿o³nierzy — czerwonoarmistów. Ponoæ robili wra¿enie, jakby pierwszy raz w ¿yciu byli w œwi¹tyni i bardzo uwa¿nie, z zaciekawieniem s³uchali przebiegu
liturgii cerkiewnej. D³ugo jednak nie postali, gdy¿ wkrótce, w czasie nabo¿eñstwa, do cerkwi z ha³asem wszed³ oficer sowiecki z dwoma ¿o³nierzami.
215
Nie zdejmuj¹c nakrycia g³owy doœæ, brutalnie wyprowadzi³ tych biednych
¿o³nierzy. S¹dzê, ¿e drogo musieli zap³aciæ za pójœcie do cerkwi.
O. Wasilij Siemaszko w otoczeniu cz³onków chóru cerkiewnego z Kosowa. Obok siedzi
psalmista Wasilij Antonik. Fot. Józef Szymañczyk
Nie mieli ³atwego ¿ycia ani proboszcz cerkwi prawos³awnej o. Wasilij,
ani ksi¹dz rzymskokatolicki Albin Rojsza (1900-1942). Ci¹g³e wizyty nieproszonych goœci, aroganckie zachowanie wobec nich, rewizje, groŸby nie
sprzyja³y pracy duszpasterskiej tych kap³anów. Ojciec Wasilij po spowiedzi
prowokatora nades³anego przez NKWD, aresztowany i przes³uchiwany przez
ca³¹ noc, wyczerpany fizycznie i moralnie po powrocie wkrótce zmar³ pozostawiaj¹c w rozpaczy wiernych. Mia³o to miejsce tu¿ przed Wielkanoc¹
1940 r. Jednak¿e g³ówny atak na religiê nast¹pi³ ze strony szko³y, któr¹ zasadniczo zmieniono. Przede wszystkim szko³a przesta³a byæ siedmioklasow¹ szko³¹ powszechn¹. Utworzono sowieck¹ szko³ê dziesiêcioletni¹ z wyk³adowym jêzykiem rosyjskim i bia³oruskim. M³odsze klasy polskiej szko³y
cofniêto o jeden rok, t³umacz¹c to s³abym poziomem tej szko³y w porównaniu z sowieck¹. Pozostawiono tylko pierwsze cztery klasy z wyk³adowym
jêzykiem polskim dla chêtnych lub nieznaj¹cych innego jêzyka ni¿ polski.
Dla nauczycieli m³odszych klas z miejscowej ludnoœci zorganizowano specjalny kurs. By³y to g³ównie te osoby, które pozna³y jêzyk rosyjski przebywaj¹c w Rosji w latach 1915-1923 jako tzw. „bie¿eñcy” (uciekinierzy). Na
taki kurs zapisa³a siê te¿ moja mama i wujek Stefan £asko (1907-1980).
Trzeba by³o z czegoœ ¿yæ, a ponadto trzeba by³o pracowaæ, aby nie zostaæ
216
zaliczonym do paso¿ytów spo³ecznych. Po ukoñczeniu kursu mamê zatrudniono w charakterze nauczycielki nauczania pocz¹tkowego w drugiej klasie, a wujka — w trzeciej.
Uczniów starszych cofniêto o dwie-trzy klasy. Tutaj nauczali ju¿ nauczyciele sowieccy. Byli to Rosjanie, Bia³orusini, ¯ydzi, i nawet, jak siê póŸniej
okaza³o, jeden szpieg niemiecki. Ró¿nice miêdzy przyjezdnymi nauczycielami sowieckimi i miejscowymi by³y ogromne. Przede wszystkim nauczyciele miejscowi, zarówno prawos³awni, jak i katolicy, wywodzili siê z rodzin kultywuj¹cych tradycje religijne. Mimo oficjalnej propagandy ateistycznej nauczyciele ci nie zaniechali praktyk religijnych i choæ nieco ograniczyli swój udzia³ w ¿yciu religijnym, to jednak nie zaniechali uczestnictwa w nabo¿eñstwach w koœciele lub cerkwi. Popadali wtedy w konflikt z kierownictwem szko³y. Za czynny udzia³ w nabo¿eñstwie wielkanocnym moja
mama musia³a stawiæ siê przed obliczem „zaucza” (zastêpcy dyrektora do
spraw pedagogicznych) o nazwisku Jomdin. Miêdzy nimi dosz³o do powa¿nej wymiany zdañ. Jomdin mówi³: „Przecie¿ pani jest sowieck¹ nauczycielk¹, wychowawczyni¹ m³odzie¿y, pani powinna byæ przyk³adem dla tej m³odzie¿y i wychowywaæ j¹ w duchu wolnym od religijnych zabobonów”. W odpowiedzi mama wyjaœni³a Jomdinowi, ¿e tak zosta³a wychowana, ¿e jest
wierz¹c¹ i tak¹ ju¿ pozostanie. Na zakoñczenie rozmowy mama spyta³a swego rozmówcê, czy on aby w nic nie wierzy. Wed³ug matki Jomdin, jak na
sowieckiego ¯yda by³ wyj¹tkowo uprzejmy i taktowny, na pewien moment
zamilk³, spojrza³ w okno, po chwili odwróci³ siê i powiedzia³: „Da, ja to¿e
wieriu” (Tak, ja te¿ wierzê). Przez chwilê zapanowa³a cisza, po czym Jomdin zastanowi³ siê i doda³: „Wieriu w pobiedu kommunizma” (Wierzê w zwyciêstwo komunizmu). Wiêcej mamy nie wzywano, ale nie wiadomo jakby
dla wierz¹cych nauczycieli to siê skoñczy³o, gdyby nie wybuch³a wojna
niemiecko-sowiecka19.
M³odzie¿ nie ucz¹c¹ siê w dziesiêciolatce wywo¿ono przymusowo do
przyzak³adowych szkó³ FZO (fabryczno-zak³adowej nauki), czêsto doœæ odleg³ych od sta³ego miejsca zamieszkania. Przygotowywano ich tutaj na
przysz³ych robotników wykwalifikowanych. W szko³ach tych z regu³y by³y
liche warunki mieszkaniowe i ¿ywieniowe oraz ca³kowita ateizacja, tote¿
wielu, zw³aszcza Polaków, stara³o siê za wszelka cenê unikn¹æ wcielenia do
takiej szko³y.
M³odzie¿ odci¹gano od œwi¹tyñ w ró¿ny sposób. Wypo¿yczano narty na
19
K³amliwym oszczerstwem jest wiêc, nie poparta ¿adnym dowodem, informacja
W. Sawickiego (Kosów Poleski moje miasto..., s. 225), ¿e w kosowskiej szkole „zespó³ nauczycielski by³ starannie dobrany, bowiem ka¿dy z nich by³ agentem, a rzadko
kto tylko by³ informatorem na s³u¿bie NKWD”. Takie oskar¿enie nie tylko znies³awia moj¹ œp. Matkê, lecz równie¿ jej kole¿anki Mariê Borowsk¹, Katarzynê Mukosiej i innych.
217
niedzielne poranne wycieczki lub ³y¿wy na œlizgawki. W dni œwi¹teczne
organizowano atrakcyjne imprezy. Rozdawano gazetki i czasopisma o tematyce wykpiwaj¹cej duchowieñstwo i ludzi wierz¹cych.
W Kosowie i okolicznych wsiach rozwieszono du¿¹ iloœæ plakatów zachêcaj¹cych m³odych ludzi do pracy w Donbasie. Wielu da³o siê nabraæ,
licz¹c na œwietne zarobki w kopalniach. Jednak ich zapa³ szybko ostyg³.
M³odzi ludzie, wychowani wœród kwitn¹cych pól i ³¹k, nie nadawali siê do
uci¹¿liwej pracy pod ziemi¹ i to jeszcze w doœæ prymitywnych warunkach.
I chocia¿ nieŸle zarabiali, to nic nie mogli kupiæ, gdy¿ w sklepach by³y pustki. W sto³ówkach wy¿ywienie równie¿ by³o s³abe, tote¿ wielu z nich ucieka³o do domu. Jednym z takich uciekinierów by³ wspomniany wczeœniej
Mo¿ejko. Pewnego razu wieczorow¹ por¹ rozpozna³ go ojciec, przemykaj¹cego chy³kiem przy p³ocie cmentarnym po drodze do wsi Skuraty. Wychudzony i obdarty, ju¿ bez dawnej zadziornoœci i pewnoœci siebie, opowiada³
o tym co go spotka³o w Donbasie. Maj¹c doœæ trudnej pracy i warunków
¿ycia uciek³ z Donbasu i przez trzy miesi¹ce przedziera³ siê do domu pieszo
i okazj¹ w ci¹g³ym strachu przed aresztowaniem. I wówczas ojciec przypomnia³ Mo¿ejce, co kiedyœ wyrokowa³, gdy on lata³ po mieœcie wymachuj¹c pistoletem. Ojciec zosta³ buchalterem w inspektoracie szkolnym, a Mo¿ejko wróci³ do domu, by nadal klepaæ biedê na skrawku ziemi i szukaæ
dorywczej pracy.
Nie tylko Mo¿ejce w³adza sowiecka przesta³a siê podobaæ. Ludzie zaczêli narzekaæ na liczne podatki, nawet od drzew owocowych, tote¿ niektórzy
sypali sól, by drzewo usch³o. N. Bakijewicz twierdzi³, ¿e „jak nasta³a w³adza sowiecka, to niemal ka¿dy miesi¹c, co parê dni, przychodzili, aby dano
cetnar ¿yta lub dwa czy nawet piêæ, to na Czerwony Krzy¿, to na Armiê
Czerwon¹, to na pomniki i koñca nie by³o, id¹ i id¹. Mleka daj, we³ny daj
i cholera wie co jeszcze daj”20. Ponadto zale¿nie od posiadanych hektarów
ziemi wprowadzono po bardzo niskich cenach tzw. obowi¹zkowe dostawy
zbo¿a i miêsa (lub lnu i ziemniaków). Podatek ten by³ bardzo uci¹¿liwy,
gdy¿ po wywi¹zaniu siê z niego ziarna nie starcza³o ju¿ na wy¿ywienie rodziny i na wiosenny zasiew. Najgorzej mieli posiadacze wiêkszej iloœci ziemi, których zaliczono do tzw. ku³aków — krwiopijców i wyzyskiwaczy ludu. Jednak¿e wbrew temu, co o nich mówiono, w wiêkszoœci byli to bardzo
pracowici ludzie, którzy w pocie czo³a powiêkszali swoje gospodarki. W³adza sowiecka obarcza³a ich ponad si³y ró¿nymi podatkami, z których w ¿aden sposób nie mogli siê wywi¹zaæ. Wtedy stawiano ich przed s¹dem, a potem deportowano w g³¹b Rosji21. Ucierpieli te¿ ch³opi z pobliskiej wsi Sta20
21
218
N. Bakijewicz, mieszkaniec Kosowa, w rozmowie z autorem dn. 3.VIII.2006 r.
Â. ²ïàòàâà, Çâ³í³öü ó äóøû áåëàðóñêàå ñëîâà, „Íàøà ñëîâà”, 23.VI.2004, ¹ 24
(659), ñ. 10-11.
ro¿owszczyzna, którzy bezprawnie zagarnêli przykoœcieln¹ ziemiê. Maj¹c
jej wiêcej nie mogli wywi¹zaæ siê z narzuconych im podatków, tote¿ wielu
stara³o siê porzuciæ gospodarstwa i szukaæ innych zajêæ. Wówczas przypomniano sobie, ¿e Polacy nie dusili takimi podatkami. „Podatek zap³aci³eœ, to do ciebie nawet pies kulawy nie zajrzy”. Ludzie w mieœcie mieli pieni¹dze na podatek. Przewa¿nie karmili œwinie, trzymali Ÿrebaki. Na mleko
nie by³o du¿ego zbytu, ale niemal wszyscy trzymali krowy. Ko³chozów w Kosowie jeszcze nie by³o, a w ca³ym powiecie istnia³y mo¿e dwa. Ponadto na
posiadaczy zaprzêgów konnych nak³adano obowi¹zek wywózki drewna z lasu, który eksploatowano chaotycznie i niegospodarnie. Zaopatrzenie w produkty ¿ywnoœciowe by³o bardzo z³e. Nie by³o nafty, ani cukru, a jak jakiœ
ciuch wyrzuc¹ na pó³ki, to od razu ustawiaj¹ siê du¿e kolejki22.
W listopadzie 1939 r. otwarto now¹, sowieck¹ bibliotekê pañstwow¹. Do
jej kierowania powo³ano Eugeniê Bauer (1915-1988)23, dotychczasow¹ kierowniczkê biblioteki Zwi¹zku Nauczycielstwa Polskiego. Przys³ano mnóstwo ksi¹¿ek i czasopism ze Zwi¹zku Sowieckiego. Ksi¹¿ki by³y w jêzyku
rosyjskim, bia³oruskim i polskim. Tych ostatnich z biblioteki ZNP nie wyrzucono i nadal je wypo¿yczano. Lokal biblioteki powiêkszono i zatrudniono jeszcze dwóch pracowników; utworzono równie¿ czytelniê czasopism.
Wypo¿yczanie ksi¹¿ek by³o dla wszystkich bezp³atne, tote¿ znacznie wzros³a
liczba czytelników. Propaganda sowiecka sprytnie wykorzysta³a fakt, ¿e za
Polski w bibliotece kosowskiej nie by³o ani jednej ksi¹¿ki w jêzyku bia³oruskim czy rosyjskim. Usilnie podkreœla³a, ¿e biblioteka polska s³u¿y³a polonizacji i wynaradawianiu, a sowiecka teraz temu nie s³u¿y, a wrêcz przeciwnie: s³u¿y ludziom, by poznali lepiej swój kraj ojczysty, sprawiedliwoœæ
spo³eczn¹ i wiedzê ogóln¹24.
W domu ¯uka na g³ównej ulicy miasta urz¹dzono drukarniê, w której
zaczêto drukowaæ „Zor’kê” (Jutrzenkê”), gazetê kosowsk¹25. Zamieszczano w niej przewa¿nie materia³ propagandowy, g³ównie przed wyborami do
najwy¿szych i miejscowych w³adz. Nie wiem kto mojej mamie nie spodoba³ siê, czy to ktoœ z kandydatów do Rady Najwy¿szej, czy miejscowej,
22
23
24
25
Por.: przypis 20.
O niej: Bauer Eugenia (z domu Dackiewicz), ¿ona nauczyciela jêzyka niemieckiego
w przedwojennym Gimnazjum Handlowym w Kosowie Poleskim. Po wojnie pracowa³a w £odzi w bibliotece Towarzystwa PrzyjaŸni Polsko-Radzieckiej. Zmar³a
w 1988 r. w £odzi i pochowana zosta³ w tym¿e mieœcie na prawos³awnym cmentarzu
przy ul. Telefonicznej 4.
W pracy korzystam ze wspomnieñ pisemnych Eugenii Bauer.
W czasie okupacji niemieckiej ocala³¹ czêœæ czcionek z tej drukarni przewieziono do
S³onimia, aby móc uruchomiæ tam drukarniê (w³asna spali³a siê), a nastêpnie rozpocz¹æ wydawanie gazety „Ñëîí³ìñê³ Ãîëàñ” i „Êàëàñîê” — pismo dla dzieci.
Þ. Ãðûáî¢ñê³, Ïîëüñêà-áåëàðóñê³ êàíôë³êò ó Ãåíåðàëüíàé àêðóçå „Áåëàðóñü”
(1941-1944), „Bia³oruskie Zeszyty Historyczne”, Bia³ystok 2006, nr 25, s. 156.
219
gdy¿ ca³ymi dniami g³owi³a siê jak go skreœliæ, aby nikt tego nie widzia³.
W koñcu zdecydowa³a, ¿e w³o¿y malutki o³óweczek miêdzy palce i tym o³óweczkiem skreœli kandydata. Jak postanowi³a, tak i uczyni³a, ciesz¹c siê, ¿e
jej siê to uda³o.
Œwietne polskie przedszkole zosta³o zlikwidowane, a na jego miejsce zorganizowano nowe, umieszczaj¹c je w centrum miasta, w budynku naprzeciw cerkwi. Przez krótki czas wozi³em na sankach do przedszkola moj¹ m³odsz¹ siostrê Alê (ur. 1936) i brata Walentego. Wiêkszoœæ dzieci w przedszkolu nale¿a³a do rodzin miejscowych dygnitarzy sowieckich. Ale nie to by³o
g³ówn¹ przyczyn¹, ¿e moi rodzice postanowili nie posy³aæ tam dzieci. W porównaniu z przedwojennym przedszkolem, do którego ja uczêszcza³em, tutaj panowa³ okropny ba³agan i z³e warunki sanitarne. Moje rodzeñstwo czêsto
chorowa³o. Ale ktoœ musia³ siê nimi w domu opiekowaæ. Oboje rodzice pracowali — mama w szkole, ojciec w inspektoracie szkolnym, a ja uczêszcza³em do drugiej klasy, tote¿ przez pewien czas opiekowa³a siê nami 77letnia staruszka, pani Ulitkowa. Babcia ta czêsto zasypia³a, a dzieciaki
w styczniu same wychodzi³y rozebrane na dwór i hula³y, po czym chorowa³y. Z koniecznoœci zostawiono mnie w domu z dzieæmi. By³ to najsmutniejszy okres w ca³ym moim ¿yciu, gdy¿ po powrocie z pracy mama siada³a ze
mn¹ do lekcji. A co najgorsze, mama by³a w szkole wychowawczyni¹ mojej klasy, a to znaczy³o, ¿e musia³em œwieciæ przyk³adem. Po odrobieniu
lekcji na dworze by³o ju¿ ciemno i zbyt póŸno, by pojeŸdziæ z ch³opakami
na nartach czy ³y¿wach. Wiêcej czasu mia³em, gdy mróz przekracza³ 15oC;
wtedy nie chodzi³o siê do szko³y i mama by³a w domu, za to hasa³o siê po
dworze. Taki mróz wtedy nas nie przera¿a³. Jeden taki mroŸny dzieñ szczególnie mi utkwi³ w pamiêci, bowiem w tym dniu od starszych ch³opaków
dosta³em nauczkê, któr¹ do dziœ dobrze pamiêtam. Twierdzili oni, ¿e pomimo, i¿ jestem taki chojrak, to jêzykiem nie dotknê mosiê¿nej klamki
w drzwiach. Ja nie dotknê!? A có¿ to takiego? I dotkn¹³em, pozostawiaj¹c
czêœæ skóry z jêzyka na klamce. By³o to chyba jedno z nielicznych w moim
¿yciu oszustw, na które naiwnie da³em siê nabraæ. D³ugo nie mog³em przeboleæ swojej g³upoty.
Zima 1939/1940 r. ch³odna by³a nie tylko na dworze. Mrozem wia³o z poczynañ w³adz sowieckich. Sta³a siê rzecz straszna z soboty na niedzielê z 10
na 11 lutego 1940 r., kiedy to przy ponad 30-stopniowym mrozie NKWD
przeprowadzi³o w Kosowie, zaplanowan¹ odgórnie, pierwsz¹ wywózkê obywateli polskich na Sybir. Do wywózki w³adze sowieckie przygotowywa³y
siê przez 6 tygodni bardzo starannie i w ca³kowitej tajemnicy. Do jej realizacji zaanga¿owano prawie 10 tysiêcy osób — enkawudzistów, czerwonoarmistów, milicjantów i innych funkcjonariuszy. 7 stycznia 1940 r. podczas
narady u sekretarza KC KP(b)B Pantelejmona Ponomarienki postanowiono
w pierwszej kolejnoœci przeznaczyæ do wywózki osadników wojskowych,
220
bior¹cych kiedyœ udzia³ w wojnie bolszewicko-polskiej. Ponadto postanowiono wysiedlenie osadników po³¹czyæ z wysiedleniem pracowników s³u¿by leœnej — leœników, gajowych, dozorców, inspektorów i innych. Uwa¿ali, ¿e ludzie ci mieli przeszkolenie wojskowe, a tym samym zagra¿ali bezpieczeñstwu Zwi¹zku Sowieckiego26. Wiêkszoœæ tych ludzi stanowili Polacy. Bia³orusinami byli tylko przewa¿nie pracownicy s³u¿b leœnych. Powstaje pytanie kto uk³ada³ listy do wywózki? Doœæ powszechnie przypisuje to
siê Rosjanom i co gorsza wbija to siê do g³ów m³odszemu pokoleniu. Ale to
nie jest dok³adna informacja. Czêsto Rosjaninem by³ tylko „wostocznik” —
wysoki partyjny aparatczyk, który z urzêdu realizowa³ wytyczne w³adz odgórnych. W Kosowie mówi¹, ¿e by³ nim S. £atyszew. Natomiast listy uk³ada³ miejscowy aktyw niejednolity narodowoœciowo. Na czele zawsze sta³,
jeœli by³ w tej miejscowoœci, by³y wiêzieñ przedwojennego obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej lub innego ciê¿kiego wiêzienia polskiego.
W sk³ad tego aktywu wchodzili miejscowi Bia³orusini i ¯ydzi z udzia³em
nielicznych wprawdzie, ale tak¿e Polaków. Wed³ug W. Sawickiego w Kosowie w czasie wywózki aktywny udzia³ bra³ równie¿ Polak Stanis³aw Radkiewicz (1903-1987)27, póŸniejszy cz³onek Biura Politycznego PPR i minister bezpieczeñstwa publicznego PRL28.
W Kosowie dzia³a³ sztab wywózki, który obradowa³ w MereczowszczyŸnie w domu przedwojennego wicestarosty Stanis³awa Rudnickiego29. Dom
ten ocala³ jako jedyny z ca³ej Mereczowszczyzny i stoi do dziœ (jego w³aœciciel zmar³ w £odzi, bêd¹c do emerytury urzêdnikiem w³adz województwa
³ódzkiego). W tym domu zapada³y najwa¿niejsze decyzje, tak brzemienne
w skutkach dla niewinnych ludzi. St¹d czêœciowo wyrusza³y podwody wyznaczone do wywózki.
26
27
28
29
E. Mironowicz, Zmiany struktury narodowoœciowej w zachodnich obwodach Bia³orusi w latach 1939-1941, „Bia³oruskie Zeszyty Historyczne”, Bia³ystok 2003, nr 20,
s. 198-200.
O nim: Stanis³aw Radkiewicz urodzi³ siê 19.I.1903 r. we wsi Razmierki, wówczas gmina i powiat Kosów. By³ synem Franciszka i Pauliny z domu Lenczewska. Ochrzczony
zosta³ w rzymskokatolickim koœciele w Kosowie, póŸniej zwanym Poleskim. Przed wojn¹ by³ sekretarzem Komunistycznego Zwi¹zku M³odzie¿y. Siedzia³ w ró¿nych wiêzieniach. Ostatnie by³o w Bia³ymstoku, z którego wyszed³ w 1939 r. Powróci³ do Kosowa, gdzie zosta³ inspektorem szkolnym i wyk³adowc¹ na kursach nauczycielskich. Jego ¿ona Ruta z domu Teutsch (ur. 1912) by³a ³ódzk¹ ¯ydówk¹, urodzon¹ przy ul. Zielonej 6 w domu stoj¹cym przed zburzon¹ przez Niemców synagog¹. W PRL przez d³u¿szy czas zajmowa³a wysokie stanowisko naczelnego dyrektora Filmu Polskiego.
W. Sawicki, Kosów Poleski moje miasto..., s. 200.
O nim: Stanis³aw Rudnicki zamieszka³ w £odzi przy ul. Próchnika 30 m. 16. By³
zatrudniony na stanowisku prawnika dzia³u Organizacji Zatrudnienia i P³acy Wojewódzkiego Zarz¹du Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w £odzi.
221
Kurs dla nauczycieli w Kosowie, jesieñ 1939 r. W pierwszym rzêdzie trzeci od lewej siedzi Stanis³aw Radkiewicz (wyk³adowca). Fot. Józef Szymañczyk
Dzia³ania organizacyjne do wywózki by³y prowadzone w niespotykanej
tajemnicy. Nie by³o ¿adnych przecieków ze strony przygotowuj¹cych akcjê, co ca³kowicie uniemo¿liwia³o jak¹kolwiek wczeœniejsz¹ ucieczkê.
W Kosowie przy wywózce zatrudniano te¿ miejscowych zwyk³ych obywateli, bez wzglêdu na narodowoœæ czy wyznanie, nieraz ludzi w podesz³ym wieku, byle tylko umieli pisaæ. O okreœlonej godzinie wezwanym kazano stawiæ siê w domach Rudnickiego i Chitrina w MereczowszczyŸnie. Przyby³ym wrêczano zeszyty i o³ówki, a gdy przyby³o „naczalstwo” (w³adza),
kazano im wsiadaæ na podstawione sanie czy furmanki, na których ju¿ siedzieli uzbrojeni enkawudziœci. Przewa¿nie mia³o to miejsce miêdzy godzin¹ 24.00 a 1.00 w nocy. Zadaniem wezwanych by³o w opuszczonym domu
wywiezionej ofiary dokonaæ dok³adnego spisu pozostawionych rzeczy.
W mieœcie na ulicach ustawiono wojskowe posterunki, przewa¿nie rekrutuj¹ce siê z Uzbeków, którzy s³abo znali jêzyk rosyjski i nikogo nie przepuszczali przez ulicê30.
W Kosowie przy pierwszej wywózce, gdzieœ oko³o godziny pierwszej
w nocy, ju¿ 11 lutego 1940 r. do wielu domów zapukano w okno. Zbudzony
gospodarz na podwórku zobaczy³ dwóch uzbrojonych enkawudzistów w towarzystwie miejscowego aktywisty. Polecili oni natychmiast ubraæ siê, zaprz¹c konia w sanie i pojechaæ z nimi. Miejscem, do którego kazano jechaæ,
30
222
J. Bakijewicz, mieszkanka Kosowa, w rozmowie z autorem, dn. 3.VIII.2006 r.
okaza³a siê siedziba gminy. Po jakimœ czasie ko³o gminy zebra³o siê 37 zaprzêgów. Wkrótce pojawi³ siê i dysponent, który wyczyta³ z przywiezionej
ze sob¹ listy nazwiska osób kto i do kogo ma jechaæ. Po do³¹czeniu do tych
zaprzêgów osób przeznaczonych do inwentaryzacji, wszyscy rozjechali siê
pod wskazane wczeœniej adresy31.
Jednego z takich inwentaryzatorów Jasia Helmera przywieziono do osadnika o nazwisku Kamio³ko. Mieszka³ on za lasem Je³awasty w kierunku wsi
Hoszczewo. Jak wszed³ on do chaty, to s³abo mu siê zrobi³o, nie móg³ zrobiæ
kolejnego kroku. Mówi³: „Polak przyszed³ Polaka wywoziæ”. Okaza³o siê,
¿e w domu znikli mê¿czyŸni. Kobiety zaczê³y ich szukaæ. A tu nawo³ywano
„szybciej i szybciej”. A potem, gdy J. Helmer wróci³ do domu, nie móg³ nic
jeœæ, pad³ na kanapê i powiedzia³ „Nie durcie mojej g³owy”. A jak oprzytomnia³ z tego szoku powiedzia³: „Jak wszed³em do domu Kamio³ki, a tam
golizna, dzieci maleñkie, wtedy jak œcisnê³o mnie za serce”32. Nic te¿ dziwnego, ¿e potem Jaœ Helmer na pocz¹tku okupacji niemieckiej zapisa³ siê do
„polskiej policji”.
Do znanego w mieœcie i bardzo cenionego leœnika, gajowego Sylwestra Osowieckiego (1876-1961) w charakterze inwentaryzatora skierowano Osipa £ukaszewicza (1879-1954). By³ on dobrym znajomym gajowego, z którym by³
serdecznie zaprzyjaŸniony. Dom Osowieckich znajdowa³ siê tu¿ przy samym
lesie zwanym Hulinem. Pamiêtam, ¿e opodal w lesie by³a strzelnica miejska.
W tym czasie w domu gajowego znajdowa³o siê 10 osób. S. Osowiecki, jego
¿ona Stefania Osowiecka (1885-1969), syn Jerzy Osowiecki (1916-1988), drugi syn Zbigniew Osowiecki (1822-1986), córka Aleksandra Osowiecka (ur. 1926),
druga córka Krystyna Matuszko z domu Osowiecka (1909-1984) i jej syn Krzysztof (ur. 1936). Mê¿a Krystyny Matuszko, Stanis³awa, sekretarza kosowskiego
S¹du Grodzkiego w paŸdzierniku 1939 r. aresztowano i zes³ano do ³agru gdzie
w 1941 r. zmar³. Ponadto przebywa³a tu jeszcze jedna córka Konstancja Pepiñska z domu Osowiecka (1906-1987) z pasierbic¹ Wand¹ Pepiñsk¹ (ur. 1923)
i synem Zygmuntem Pepiñskim (ur. 1933). W listopadzie 1939 r. przywióz³ ich
do Kosowa dziadek Sylwester Osowiecki ze Zdziêcio³a (teraz Dziat³awa/Diat³owo), po³o¿onego niedaleko Nowogródka. Nast¹pi³o to wtedy, gdy m¹¿ Konstancji, Kazimierz Pepiñski, zagro¿ony aresztowaniem przez NKWD, musia³
uciekaæ do Warszawy. Z ca³ej rodziny nie by³o tu tylko syna Stefana Osowieckiego, który, zmobilizowany do wojska, trafi³ we wrzeœniu 1939 r. do niewoli
sowieckiej. Siedzia³ w ³agrze jenieckim w Komi ASRR a¿ do zwolnienia i wcielenia do Armii Andersa. S³u¿y³ w si³ach lotniczych w Anglii33.
31
32
33
W. Sawicki, Kosów Poleski moje miasto..., s. 227-228.
J. Bakijewicz, mieszkanka Kosowa w rozmowie z autorem, dn. 3.VIII.2006 r.
Z. Pepiñski, Krótkie opisanie pobytu w ZSRR w latach 1940-46, [Bia³ystok] 2010,
listopad, rkps. w posiadaniu autora, s. 1-2.
223
Domowników obudzono po godzinie drugiej w nocy, a nastêpnie zawiadomiono ich, ¿e przejd¹ oni reedukacjê w oddalonych terenach Zwi¹zku
Sowieckiego: „¯yŸñ budiet pieriewospitana s kapitalisticzeskoj na socyalisticzeskuju” (Reedukowane z kapitalistycznego na socjalistyczne bêdzie
ich ¿ycie). Ponadto powiadomiono ich, ¿e na ubranie siê i zabranie niezbêdnych œrodków do ¿ycia maj¹ tylko dwie godziny. O. £ukaszewicz stara³ siê
jak móg³ podpowiadaæ co braæ zdenerwowanym i wystraszonym Osowieckim. A jeden z „aferzystów”, jak nazwa³ aktywistê potem, zacz¹³ na niego
krzyczeæ dlaczego podpowiada. Jak nie podpowiadaæ, jak tu gromada wystraszonych dzieciaków34.
Rodzinê Osowieckich za³adowano na troje sañ. Oddzielnie kobiety i oddzielnie mê¿czyŸni. Nastêpnie w asyœcie trzech enkawudzistów wyruszyli
w kierunku Niechaczewa (stacji kolejowej Kosów Poleski). W domu pozosta³ jeden aktywista i rozpoczê³a siê inwentaryzacja pozostawionego mienia. Na stacji zes³añców za³adowano do zwyk³ego wagonu towarowego w poci¹gu o d³ugim sk³adzie. Zwalniaj¹c wozaków kieruj¹cy akcj¹ aktywista grozi³ powa¿nymi konsekwencjami za ujawnienie tego co widzieli.
Podró¿ z Kosowa do nowego miejsca osiedlenia trwa³a oko³o czterech
tygodni. Najpierw poci¹giem, nastêpnie — gdy przyjechali w okolice Archangielska — saniami i pieszo. Przez zamarzniêt¹ na dwa metry DŸwinê
Pó³nocn¹ dojechali do osiedla Kargowino w rejonie winogradowskim jako
pierwsza grupa wygnañców. W ci¹gu paru najbli¿szych dni przyby³y kolejne transporty — ³¹cznie 102 rodziny, 516 osób. Wszyscy zes³añcy od 15
roku ¿ycia byli zobowi¹zani do prac przy wyrêbie lasu i przygotowywaniu
zr¹banych drzew do sp³awu pod kierunkiem sowieckich brygadzistów. M³odsi w pierwszym roku zsy³ki nie chodzili do szko³y. Pod kierunkiem dziadka
Osowieckiego, wszak leœnika z zawodu, zbierali w lesie ¿urawiny, ³ochynie
i grzyby, a na ³¹kach nadbrze¿nych — szczaw, cebulê dymkê, m³ode pokrzywy. Zbieractwo pomog³o rodzinie przetrwaæ, gdy¿ wy¿ywienie w karnym osiedlu by³o równie liche jak kwatery, a z wybuchem wojny niemiecko-rosyjskiej jeszcze siê pogorszy³o. Wtedy jednak (pod koniec 1941 r.)
NKWD wyda³o deportowanym zaœwiadczenia amnestyjne (!), nawi¹zali z nimi kontakt przedstawiciele polskiej ambasady, otrzymali paczki z ¿ywnoœci¹ i ubraniem, mogli poruszaæ siê po terenie Zwi¹zku Sowieckiego, z czasem zamieszkali na cieplejszej Ukrainie. Rodzina Osowieckich w marcu
1946 r. przekroczy³a now¹ granicê w Medyce i dojecha³a na Opolszczyznê.
Autor wspomnieñ o deportacji kosowian zaznacza, ¿e „wiêkszoœæ by³ych
„specosiedleñców” dokona³a (wyboru) nowych miejsc osiedlenia w stanie
przymusu, gdy¿ do powrotu na ziemie sprzed lutego 1940 r. ludzie ci ¿adnych realnie szans nie mieli”. Ich miejsce czêœciowo zajêli ludzie, którzy
34
224
J. Bakijewicz, w rozmowie z autorem dn. 4.VIII.2006 r.
nap³ynêli do Kosowa z okolicznych wiosek, czêœciowo jednak ubytek ludnoœci przez wszystkie nastêpne lata nie zosta³ wyrównany35.
Oprócz rodziny Osowieckich w tym „specposio³ku” umieszczono jeszcze kilka innych rodzin z Kosowa i okolic. Byli to Edward Kulesza z ¿on¹
Mari¹ i dzieæmi, Antoni Kulesza z ¿on¹ i dzieæmi, Antonina Kulesza z rodzin¹ i Ptasznik z rodzin¹. Pozosta³ych wywiezionych z Kosowa umieszczono w innym „specposio³ku”, oddalonym kilkadziesi¹t kilometrów od nich.
Wszelkie kontakty miêdzy „posio³kami” by³y zabronione36.
Pierwsza wywózka wywar³a wœród ludnoœci miasta niesamowit¹ trwogê.
Formy represji, bez jakiegokolwiek s¹du, okreœlano jako bezprawne, nieludzkie, barbarzyñskie i uw³aczaj¹ce godnoœci ludzkiej. Odt¹d nikt nie by³
pewny swego jutra, tote¿ postêpowanie nowej w³adzy sowieckiej potêpi³a
wiêkszoœæ mieszkañców Kosowa. Inaczej jednak na deportacjê zapatrywa³a
siê ludnoœæ uboga, zw³aszcza z okolicznych wsi. Wprawdzie niektórzy wspó³czuli s¹siadom osadnikom, g³ównie tym, z którymi zd¹¿yli siê zaprzyjaŸniæ, ale jakoœ zauwa¿alnie nie potêpiali samej wywózki. Uwa¿ali oni bowiem osadników Pi³sudskiego, jak ich nazywano, za intruzów na ich ojczystej ziemi, których obdarowano nadzia³ami od 9-10 do 30 ha, czêsto
najbardziej urodzajnej ziemi. Natomiast oni musieli zadawalaæ siê ma³ymi
skrawkami kar³owatych gospodarstw (0,5-2,8 ha) wegetuj¹c i czêsto przymieraj¹c g³odem na przednówku37. Ponadto razi³ ich te¿ budowany na osadnikach miejscowy patriotyzm, gdy¿ by³ on tylko polski, a o bia³oruskim
w ogóle nie by³o nawet mowy. Nie darzyli te¿ sympati¹ tych, co za nadzia³
ziemi przechodzili z prawos³awia na rzymski katolicyzm38. Nie wspó³czuli
te¿ wywo¿onym przedstawicielom aparatu ucisku, do których zaliczali policjê, s³u¿by leœne czy urzêdników skarbowych i in.
Strach przed deportacj¹ ogarn¹³ ca³e miasteczko. Niektórzy przygotowywali siê zawczasu. Byli tacy, co nie sypiali nocami. A kiedy przyszli po nich
w nastêpnej wywózce, to ze zdenerwowania brali czasem nie te rzeczy, jakie przygotowali (np. worek ³upin zamiast s³oniny).
Drug¹ wywózkê przeprowadzono z 13 na 14 kwietnia 1940 r. Obejmowa³a
35
36
37
38
Z. Pepiñski, Krótkie opisanie pobytu w ZSRR..., s. 4-14.
W. Sawicki, Kosów Poleski moje miasto..., s. 233; Zob. tak¿e: A. Gurjanow, Alfabetyczny wykaz 6672 obywateli polskich wywiezionych w 1940 roku z obwodu brzeskiego, [w:] Deportowani w obwodzie archangielskim, t. 14, czêœæ 4, Warszawa 2006.
Por.: Ãàðàäû ³ ðà¸íû Áåðàñöåéø÷ûíû: ã³ñòîðûÿ ³ ñó÷àñíàñöü. ²âàöýâ³öê³ ðà¸í,
Áðýñò 2009, ñ. 139-140. Praca ta bardzo traci na wartroœci, poniewa¿ nie uwzglêdnia
skutków napadu partyzantów sowieckich 3.VIII.1942 r. na Kosów Poleski. Bez dok³adnej analizy tego wydarzenia dalsze losy miasta i Mereczowszczyzny s¹ niekompletne, niejasne, czêsto ba³amutne i nieprawdziwe.
A. Trinda, mieszkaniec Tweru dn. 14.VIII.2006 r. w rozmowie z autorem. Zobacz
tak¿e: E. Mironowicz, Bia³orusini, komunizm i w³adze sanacyjne w latach 1937-1939,
„Bia³oruskie Zeszyty Historyczne”, Bia³ystok 2006, nr 25, s. 102-115.
225
ona g³ównie rodziny osób przebywaj¹cych w obozach jenieckich NKWD. Wtedy wywieziono z Kosowa m.in. wielce szanowanego pana Remigiusza G³ogowskiego z ¿on¹ Ann¹ i córk¹ Halin¹. Miejscem deportacji tym razem by³
Kazachstan, gdzie mieszkali i pracowali równie¿ w okropnych warunkach39.
Trzecia wywózka, przeprowadzona przez w³adze sowieckie 29 czerwca
1940 r., ominê³a Kosów. Dotyczy³a ona g³ównie ¯ydów uciekinierów, którzy czêsto pozbawieni dachu nad g³ow¹, pracy i œrodków do ¿ycia oraz nêkani przez brud i wszawicê postanowili powróciæ do kontrolowanych przez
Niemców dawnych miejsc zamieszkania w Generalnej Guberni. Oburzone
w³adze sowieckie potraktowa³y ich teraz jako szpiegów i niewdziêcznych
zdrajców pañstwa sowieckiego, które udzieli³o im schronienia40.
W Kosowie wszyscy ¿ydowscy uciekinierzy, którzy chcieli wyjechaæ i sami
sobie nie zdo³ali zorganizowaæ powrotu do Generalnej Guberni lub na Litwê
b¹dŸ dalej, urz¹dzili siê na dogodnych kierowniczych stanowiskach: dyrektorów, buchalterów i in. Nikt nie pamiêta, aby jakiegoœ ¯yda w³adza sowiecka
z Kosowa zes³a³a na Sybir, poza jedynym wyj¹tkiem. By³ nim ubogi szewc
Pines, który ukrad³ 6 kawa³ków myd³a i je sprzeda³. Za czyn ten otrzyma³ 10 lat
³agrów na Syberii. Pines po wojnie wróci³ jako jeden z nielicznych ocala³ych
kosowskich ¯ydów. Mówi³, ¿e wygra³, bo nie zgin¹³ w getcie. A na Syberii by³o
mu nawet nieŸle. By³ on tam jak mówi³ „stakanowcem” (szklankowcem), co
mo¿na t³umaczyæ, ¿e by³ pijaczyn¹. W rzeczywistoœci chcia³ on powiedzieæ, ¿e
by³ tam „stachanowcem”, tj. przodownikiem pracy. W Gu³agu dawano mu „zapa³czane pude³ko chleba”. A gdy wróci³ po wojnie do Kosowa i po pewnym
czasie znalaz³ siê w szpitalu, gdzie otrzyma³ przewidzian¹ dla chorego porcjê
chleba, czêœæ odk³ada³ do szafki, poniewa¿ „jak wyjdzie ze szpitala, bêdzie mia³
chleb”. Pielêgniarka, gdy to zobaczy³a, opró¿nia³a mu szafkê. Wówczas wywo³ywa³ wielk¹ awanturê, bo w Rosji dawali mu „pude³ko od zapa³ek chleba”, a tu
nie chc¹, aby on w domu jad³ chleb. Tam by³ przodownikiem pracy, za co otrzymywa³ nawet „ba³maszku” tj. buma¿ku (dyplom), ¿e dobrze pracowa³. Niestety
biedak nie cieszy³ siê d³ugo wolnoœci¹. W drodze do Palestyny zgin¹³ w Polsce,
zabity na korytarzu poci¹gu wraz z innymi dwudziestoma wspó³braæmi. Kto
by³ sprawc¹ tego zabójstwa w Kosowie nie wiedz¹41.
Tragiczna historia tego biednego, prostego, prowincjonalnego ¯yda Ÿle
œwiadczy o jego kosowskich wspó³braciach, którzy dzier¿¹c wiêkszoœæ wszelkiej w³adzy w mieœcie nie zechcieli go wybroniæ przed tak nieludzko surowym wyrokiem. Prawdopodobnie miejscowi ¯ydzi chcieli i zrobili z niego
koz³a ofiarnego, aby pokazaæ innym, ¿e ¯yda równie¿ mo¿e spotkaæ kara za
nieprzestrzeganie prawa w³adzy sowieckiej.
39
40
41
226
W. Sawicki, Kosów Poleski moje miasto..., s. 239.
E. Mironowicz, Zmiany struktury narodowoœciowej..., s. 197, 200-201.
J. Bakijewicz, mieszkanka Kosowa, w rozmowie z autorem, dn. 23.VII.2004 r.
Czwart¹ wywózkê (w Kosowie trzecia) przeprowadzono tu¿ przed wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej w dniach 19-20 czerwca 1941 r. Objê³a
ona urzêdników pañstwowych, bogatych ch³opów i wszystkich, których mo¿na by³o uwa¿aæ za „element kontrrewolucyjny”42. W Kosowie deportacji dokonano z czwartku na pi¹tek dnia 19 czerwca 1941 r. Wywieziono wtedy Olgê Buczyñsk¹ (ur. 1900) z córkami Ann¹ i Janin¹ oraz synem Miko³ajem, których ojciec by³ urzêdnikiem, i Gajewskich, poniewa¿ ich ojciec by³ woŸnym
w s¹dzie nie bacz¹c, ¿e rodzina ta by³a bardzo uboga. Purzyñskich wywieziono tylko dlatego, ¿e ich syn Stanis³aw by³ w niewoli u Niemców. By³a to bardzo liczna rodzina, z u³omn¹ córk¹. ¯ukowskich wywieziono ze wzglêdu na
pobyt w stalagu ich syna Alfreda. Podobnie, jak podczas poprzednich wywózek, obudzono ich w nocy i nakazano w ci¹gu dwóch godzin zebraæ najpotrzebniejsze rzeczy oraz koniecznie pi³y i siekiery43.
Szczególnie drastyczny przebieg mia³a wywózka Lidii Pe³czyñskiej z domu Honczaruk. By³a ona ¿on¹ przodownika policji. Z mi³oœci do niego wychodz¹c za m¹¿ zmuszona by³a zmieniæ wyznanie z prawos³awnego na rzymskokatolickie, poniewa¿ tego wymaga³y ówczesne w³adze od ¿on urzêdników pañstwowych. Dla jednych by³a ona „pieriechrystk¹” (przechrzt¹), która
„wieru po³ama³a” (wiarê z³ama³a), obdarzan¹ milcz¹c¹ pogard¹ wspó³wiernych, a dla innych kobiet¹, która chcia³a tylko polepszyæ swój byt. Przyjechali po ni¹ i dwoje dzieci, a ona nie chcia³a iœæ. Wówczas enkawudziœci
usi³owali j¹ si³¹ posadziæ z dzieæmi na wóz. Wtedy matka i siostry wczepi³y
siê w ni¹ i nie chcia³y puœciæ. Sami enkawudziœci nie dawali rady, a woŸnica o nazwisku Hrib, cz³owiek kosowski, odszed³ na bok. Potem mówi³: „Co,
swoich ludzi bêdê wywoziæ”. Enkawudziœci odeszli, a on odjecha³ do domu. Nie minê³o jakieœ 20-30 minut, gdy u Pe³czyñskiej pojawi³ siê samochodem sam naczelnik NKWD o nazwisku Cybin z innymi enkawudzistami. Si³¹ wci¹gniêto L. Pe³czyñsk¹ z dzieæmi i marnymi baga¿ami do samochodu. Dzia³o siê to na oczach ca³ej rodziny oraz kobiet postronnych, które
ju¿ sz³y doiæ krowy. Wówczas ta zrozpaczona kobieta otworzy³a okno w aucie i zaczê³a g³oœno krzyczeæ: „Ludzi, kto w Boha wieriæ, spasajcie” (Ludzie, kto w Boga wierzy, ratujcie). Niektóre kobiety tak siê przejê³y tym
okropnym widowiskiem, ¿e nie by³y w stanie wydoiæ krów. Inne przez 2-3
dni nie mog³y ani jeœæ, ani spaæ. Rodzina próbowa³a dogoniæ poci¹g. Nie
zdo³ano tego uczyniæ ani na stacji Kosów Poleski, ani w Baranowiczach,
gdzie oprócz ¿ywnoœci chcieli jej podaæ rêczn¹ maszynê do szycia, by mog³a sobie jakoœ radziæ na wywózce, gdy¿ by³a z zawodu krawcow¹44.
42
43
44
E. Mironowicz, Zmiany struktury narodowoœciowej..., s. 201-202.
W. Sawicki, Kosów Poleski moje miasto..., s. 239-240.
Por.: przypis 41.
227
Wywózka dotknê³a te¿ ku³aków tj. bogatych ch³opów, którzy dorobili siê
ponoæ na „wyzysku mas”. Wywo¿ono te¿ niekiedy z wydumanym bogactwem. Mój ojciec zna³ taki wypadek, ¿e wywieziono zwyk³ego ch³opa bia³oruskiego tylko dlatego, i¿ jako jedyny we wsi mia³ dach pokryty dachówk¹.
Nikt nie zapyta³ sk¹d u niego dachówka. Otó¿ biedaczyna pracowa³ ca³e
lato w wytwórni dachówki, a po zakoñczeniu pracy w³aœciciel czêœæ zap³aty
da³ mu w naturze. Wszyscy ch³opi w tej wsi mieli strzechy pokryte s³om¹,
a ten „gdyby nie by³ bogaty, nie pokry³by dachówk¹”. I w ten sposób najbardziej pracowity cz³owiek we wsi sta³ siê ofiar¹ stalinowskiego re¿imu.
Wywo¿eni w ostatnim rzucie nie mieli szczêœcia, gdy¿ w Miñsku dowiedzieli
siê o wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. S³yszeli wybuchy bomb. Ogarn¹³
ich wtedy podnios³y nastrój, zaczêli œpiewaæ polskie pieœni patriotyczne. £udzili
siê, ¿e to ju¿ kres ich dalszej deportacji. Myœleli, ¿e z Miñska powróc¹ do domów.
Niestety, mylili siê, los by³ nieub³agany. Poci¹g powoli ruszy³ dalej i mkn¹³ w g³¹b
Rosji. Przez Ural dotarli do rzeki Ob, a stamt¹d statkiem do tajgi...
Pierwsze wiadomoœci od deportowanych rodziny otrzyma³y dopiero po
paru miesi¹cach. Listy przychodzi³y ocenzurowane i lakoniczne. Czêsto zawiera³y one opisy piêknej przyrody oraz informacjê, ¿e ¿yje siê w nowym
miejscu nieŸle, z dyskretnym wskazaniem imienia najgorszego biedaka i nêdzarza w rodzinie lub wspólnego znajomego. Niektóre z tych listów nie by³y adresowane do rodziny, lecz do kole¿anek szkolnych lub znajomych.
Wszystkie zawiera³y proœbê o przys³anie paczki ¿ywnoœciowej ze szczególnym uwzglêdnieniem potrzeb dzieci. W Kosowie zorganizowa³a siê nawet
pewna grupa ludzi, która zajmowa³a siê zbiórk¹ i wysy³k¹ ¿ywnoœci dla zes³añców. Wolno by³o wysy³aæ paczki do 8 kg. Przewa¿nie wysy³ano s³oninê,
mas³o topione, suchary, ró¿ne kasze, czosnek i cebulê. Nadawcy nie zawsze
podawali swoje nazwiska w obawie przed ewentualnymi represjami.
Natomiast o warunkach pracy deportowanych i ich zakwaterowaniu krewni
dowiadywali siê dopiero po wojnie. A by³y one okropne. Przera¿eni zes³añcy
mieszkali w barakach w pomieszczeniach o powierzchni 15-25 m2 na rodzinê.
Spali na pryczach z desek „z dowoln¹ iloœci¹ insektów: pluskiew, karaluchów,
wszy, a latem rojów komarów”. Brakowa³o nale¿ytej opieki zdrowotnej. Czêsto by³ tylko jeden felczer dla wszystkich z apteczk¹ chininy, gorzkiej soli i sody
oczyszczonej — na wszystkie choroby. G³ównym zajêciem by³y „roboty leœne
i przygotowanie do sp³awu drewna”. Praca by³a na akord od szeœciennego metra przerobionego drewna, nisko op³acana. Brygadziœci, miejscowi Rosjanie, ró¿nie odnosili siê do Polaków. Jednak¿e najwa¿niejszymi zwierzchnikami „specposio³ków” byli enkawudziœci45. Niektórzy z nich wyró¿niali siê pogard¹ w stosunku do deportowanych, stosuj¹c rygory wrêcz niewolniczej pracy. Za niewype³nienie norm produkcyjnych ograniczali wy¿ywienie lub stosowali inne kary.
45
228
Z. Pepiñski, Krótkie opisanie pobytu w ZSRR..., s. 5-35.
Nikt jednak z deportowanych nie narzeka³ na prostych ludzi rosyjskich. Chocia¿ sami byli w biedzie i nieszczêœciu, czêsto wspó³czuli i jak mogli pomagali
deportowanym obywatelom polskim.
Okres poprzedzaj¹cy wybuch wojny niemiecko-sowieckiej w Kosowie niczym specjalnym siê nie wyró¿nia³. Pewnym niepokojem ogarniête by³o miasto, ale to tylko ze znanych nam poczynañ w³adz sowieckich. By³y wakacje,
pe³no by³o dzieci i m³odzie¿y na stadionie i basenie. Nie by³o wprawdzie popularnych jak kiedyœ majówek w MereczowszyŸnie, poniewa¿ teren by³ zamkniêty przez stacjonuj¹ce tam wojsko. W Domu Ludowym czêsto wyœwietlano filmy, przewa¿nie z odcieniem propagandowym. Tylko wœród przyjezdnych ¯ydów mo¿na by³o zaobserwowaæ pewien niepokój. Oni zdawali sobie
sprawê czym jest hitleryzm, poniewa¿ zetknêli siê ju¿ z nim osobiœcie w Niemczech czy Polsce. Nie zawsze dawali im pos³uch, zw³aszcza ¯ydzi sowieccy,
tote¿ dla wszystkich wielkim zaskoczeniem by³a wieœæ o wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Pamiêtam, by³a to niedziela 22 czerwca 1941 r., ³adny
pogodny dzieñ. Beztrosko bawi³em siê z ch³opakami... w wojnê! Dopiero ryk
doœæ nisko przelatuj¹cych samolotów uœwiadomi³ mi, ¿e dzieje siê coœ niesamowitego. Ludzie zaczêli mówiæ, ¿e to samoloty sowieckie lec¹ na Niemców.
Radio bez przerwy podawa³o komunikaty. Potem ludzie uœwiadomili sobie,
¿e to samoloty nie sowieckie, lecz niemieckie, które wraca³y po wykonaniu
zadania. Czêœæ administracji sowieckiej niemal natychmiast opuœci³a miasto.
Tu¿ po obiedzie ze strony wsi Bie³awicze zaczê³y pojawiaæ siê pierwsze wojskowe ciê¿arówki zamaskowane zielonymi brzózkami. By³o na nich pe³no
ludzi, przewa¿nie rodzin wojskowych. Potem przez kilka dni nic ciekawego
siê nie dzia³o. Dopiero kiedy puszczono pog³oskê, ¿e Niemcy wysadzili desant w MereczowszczyŸnie, natychmiast ca³a sowiecka w³adza opuœci³a Kosów. Po bezmyœlnej strzelaninie wycofa³o siê te¿ wojsko. W ten sposób zakoñczy³a siê w³adza sowiecka w mieœcie, a rozpoczê³a okupacja niemiecka.
Blisko dwuletnie sprawowanie w³adzy sowieckiej w Kosowie przynios³o nastêpuj¹ce skutki:
— zmniejszy³ siê dystans spo³eczny miêdzy ludŸmi;
— zosta³o rozbudzone wiêksze poczucie narodowe wœród Bia³orusinów;
— polski element nap³ywowy zosta³ ca³kowicie usuniêty, a na to miejsce
pojawi³ siê rosyjski;
— zahamowana zosta³a szybko postêpuj¹ca polonizacja i czêsto wymuszona katolicyzacja;
— znacznie wzrós³ poziom oœwiaty i zmniejszy³ siê analfabetyzm; wzros³o
czytelnictwo;
— rozpowszechni³o siê szkolnictwo w jêzyku bia³oruskim i rosyjskim,
którego przedtem nie by³o;
— wiêcej zdobyczy medycznych dotar³o do miasta i okolicznych wsi,
szczególnie w po³o¿nictwie.
229
Pomimo tych znacz¹cych zdobyczy okres sowiecki zapisa³ siê wieloma
negatywnymi cechami. A mianowicie:
— nadszarpniête zosta³y doœæ przyjazne stosunki miêdzy trzema narodowoœciami: Bia³orusinami, Polakami i ¯ydami od wieków zamieszka³ymi
w Kosowie;
— pojawi³ siê niepokój, zw³aszcza wœród Polaków, o swój los;
— zachwiana zosta³a tradycyjna religijnoœæ tych narodowoœci;
— wielkie szkody poczyni³a powszechna, urzêdowa ateizacja;
— zwiêkszy³ siê alkoholizm i zw³aszcza nikotynizm doros³ych, m³odzie¿y i nawet dzieci;
— ludzie w stosunku do siebie stawali siê bardziej agresywni, zaczê³o
pojawiaæ siê wiêcej wrogoœci ni¿ mi³oœci;
— zmala³o przywi¹zanie do ziemi i zmala³ te¿ rzetelny stosunek do pracy;
— wielu zdolnych i pracowitych ludzi nigdy ju¿ nie powróci³o do Kosowa.
Wywózka ludzi bez s¹dów w odleg³e miejscowoœci ZSRR, pogarda dla
uczuæ religijnych g³êboko zakorzenionych wœród ludu, niepokój o jutrzejszy dzieñ, nadmierne i uci¹¿liwe podatki, s³abe zaopatrzenie w ¿ywnoœæ i artyku³y pierwszej potrzeby zrazi³y i rozczarowa³y wielu ludzi, nawet tych,
co wczeœniej byli przychylni w³adzy sowieckiej. Dlatego te¿ wydaje mi siê,
¿e wielu Bia³orusinów oczekiwa³o od nowej w³adzy nie takiego zjednoczenia obu czêœci Bia³orusi. A dla wiêkszoœci Polaków by³ to ponury okres
uwa¿any za okupacjê sowieck¹.
Eugeniusz Iwaniec — dr hab., historyk i rusycysta, prof. nadzw. Wy¿szej Szko³y Studiów Miêdzynarodowych w £odzi. Emerytowany, d³ugoletni pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu £ódzkiego. Badacz dziejów i kultury duchowej i materialnej Rosjan
staroobrzêdowców. Autor kilku ksi¹¿ek i oko³o czterdziestu artyku³ów. Obecnie utrwala
wspomnienia zwi¹zane z Kosowem Poleskim — miejscem swego urodzenia.
230