Wiadomość wydrukowana ze stron: wiadomosci.wp.pl Wybory
Transkrypt
Wiadomość wydrukowana ze stron: wiadomosci.wp.pl Wybory
Wiadomość wydrukowana ze stron: wiadomosci.wp.pl Wybory samorządowe – przewidywania i niespodzianki 2006-11-15 (06:00) (wp.pl) Zaskoczenie, ale i radość niektórych komentatorów wywołała frekwencja w niedzielnych wyborach samorządowych. Uczestniczyło w nich 45,8 % Polaków. Jest to mniej więcej tyle samo co w 1998 roku (45, 4%) oraz w 2002 roku (44,2%). Uczestnictwo w wyborach samorządowych nie rośnie więc istotnie i nie upoważnia do entuzjastycznych reakcji, jakie pojawiły się m. in. w "Gazecie Wyborczej". Pewnie radość została wywołana wcześniejszymi pesymistycznymi oczekiwaniami, bo Prof. Lena Kolarskaspodziewano się niskiego uczestnictwa w tych wyborach. Ludzie zmęczeni konfliktami Bobińska toczącymi się od dłuższego czasu na scenie politycznej mogliby się od nich odwrócić. Wiele (fot. Paweł Jaworski) osób sądziło ponadto, że skoro spada od kilku lat uczestnictwo w wyborach parlamentarnych, to podobne zjawisko nastąpi i w lokalnych. Już we wrześniu w jednym z felietonów w Wirtualnej Polsce pisałam jednak, że silne konflikty i polaryzacja „na górze” mogą zmobilizować do uczestnictwa ("Czy Polacy pójdą na wybory?"). Emocje mają znaczenie motywujące oraz ułatwiają wybór – głosuje się często przeciw lub za rządem, bądź opozycją. Te wybory były też pierwszymi lokalnymi po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Rozsądek - chęć wybrania najlepszych osób, które będą dzieliły środki unijne, też pełniła rolę motywującą. W sumie mogło być gorzej, ale przesadnych powodów do radości nie ma - przecież połowa Polaków nie głosowała. A jakie inne wnioski można wyciągnąć z wyników wyborów samorządowych? Pierwszy to, że Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się zrealizować swoje plany polityczne z 2005 roku. Chciał on wziąć pod swoje skrzydła LPR i Samoobronę, aby zminimalizować ich rolę i przejąć elektorat tych partii. I to mu się udało. Obie partie przegrały te wybory z kretesem. Jest to pyrrusowe zwycięstwo, bo wchłaniając te partie PiS nie powiększył stanu posiadania. Jednak Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się nie tylko zmniejszyć liczbę graczy na scenie politycznej, ale też spolaryzować ją. Plan Jarosława Kaczyńskiego dotyczył również wzmocnienia podziału kraju na Polskę A i B: tę miejską, inteligencką, czyli na „łże-elity”, oraz na Polskę przegraną, biedniejszą, mniej wykształconą. Tej pierwszej PiS wypowiedział wojnę. Jak to jednak w polityce bywa, nie wszystkie plany przynoszą skutki zgodne z założeniami. Rzuconą „wykształciuchom” rękawicę podjął elektorat dużych miast i zagłosował w sejmikach wojewódzkich w dużej mierze przeciw PiS-owi. Widać to szczególnie w Warszawie - mieście, które 4 lata temu wybrało Lecha Kaczyńskiego na prezydenta. PiS jest natomiast dość silny w gminach i powiatach, a więc w „terenie”. Okazuje się też, co socjologowie od dawna podkreślali, że nie ma wyraźnego podziału na Polskę A i B. W powiatach i gminach PiS wygrał, ale tylko niewielką przewagą 2-3% głosów w stosunku do swojego liberalnego przeciwnika. PiS liczył też, że przejmie elektorat wiejski, ten, który czuje się najbardziej pokrzywdzony. Tak się nie stało. Co prawda przejął część elektoratu Samoobrony, ale dużo głosów wsi odzyskał PSL. Przeciw PiSowi obrócił się też pomysł tej partii dotyczący „blokowania”. Wprowadzony przy sprzeciwie opozycji. Miał on zwiększyć stan posiadania koalicji w wyniku wyborów, a zyskała na tym opozycja, czyli porozumienie PO i PSL. Nasuwa się pytanie, czy PiS uzna, że wygrał wybory, a więc podział na wygranych i przegranych jest skuteczny i warto dalej posługiwać się nim w retoryce partii rządzącej. Jednak, jak pokazały wybory, coraz mniej osób czuje się przegranymi, a populistyczny elektorat kurczy się. Prof. Lena Kolarska-Bobińska, Instytut Spraw Publicznych