Wywiad z panem Bogusławem Pierogiem - działaczem
Transkrypt
Wywiad z panem Bogusławem Pierogiem - działaczem
Wywiad z panem Bogusławem Pierogiem - działaczem NSZZ ”Solidarność” w Mielcu. 1. Co skłoniło Pana do podjęcia działalności związkowej? Taki mam charakter. Jako dziecko lubiłem dużo czytać i na bazie powieści historycznych wlał się we mnie patriotyzm. Pamiętam jak babcia dała mi książkę – „Pan Wołodyjowski”, przeczytałem ją i to mnie zainteresowało, zainspirowało. Takie wartości jak: Bóg, Honor i Ojczyzna wykreowały mnie, a Solidarność powstała właśnie na tych wartościach 2. Jako działacz „Solidarności brał Pan udział w organizacji strajków w WSK PZL Mielec. Co było ich powodem? Powodem było to, że poszły pogłoski, iż tylko Solidarność w Gdańsku będzie zalegalizowana i będzie mogła działać, a w innych zakładach nie zalegalizują związków zawodowych. Ludzie nie mogli tego zrozumieć. Zaczęto na własną rękę tworzyć przestoje, a potem pojawili się działacze, którzy zaczęli przewodzić temu. Pierwszym, który stanął na ich czele był Dionizy Dziak. Z nim to były prowadzone rozmowy przez dyrektora Ryczaja. Przeżywaliśmy to bardzo podniośle, wszystko było jakby pod napięciem, była niesamowita dyscyplina. Każdy się pilnował. Pilnowano tez innych żeby nie było rozkradania, żeby nie było dywersji. To było niesamowite! Trzeba powiedzieć, że to trwało 4 dni. Dzień i noc ciągłe dyżury. Pilnowali tego mienia bo przecież za tym wszystkim kryły się duże pieniądze. Jeżeli by to poszło jako działalność dywersyjna, to wtedy była by obciążona strajkowa opozycja, która się tam zawiązała 3. Jaką funkcję pełnił Pan w Solidarności? Początkowo byłem tylko członkiem związku. W wyborach brałem udział, ale nie pełniłem żadnej funkcji, bo uważałem, że nie mam doświadczenia. Dalsze sprawy to już rok 1989.Wtedy były wybory i zostałem zastępca przewodniczącego WSK w Mielcu, pełniłem tą funkcję dwa lata. 4.Kto był wówczas przewodniczącym? Pierwszym przewodniczącym był Pan Leon Skiba. 5. Jakie szczególne zadania Pan wykonywał? Ten okres był dla mnie bardzo trudny, fizycznie jak i psychicznie. Kolportowałem ulotki, przewoziłem tajne drukarnie, zbierałem pieniądze, organizowałem dziesiątki. 6. Co to takiego była dziesiątka? Każdy działacz - założyciel miał pod sobą dziesięć ludzi i miał koordynować ich działania. Ciężko było w tamtym czasie znaleźć dziesięć ludzi, którzy chcieli by się w to zaangażować. Ja znalazłem tylko sześciu chętnych, ale nie składaliśmy wtedy przysięgi tylko była to po prostu codzienna działalność. Ja przekazywałem te ulotki i przede wszystkim organizowaliśmy zbiórki pieniędzy, co miesiąc na internowanych. To była taka działalność, że ja nie mogłem tego nigdzie wpisywać w żadnej ewidencji. Budowało się wszystko tylko na zaufaniu, bo nie można było jakichkolwiek dowodów takiej działalność prowadzić. W razie wpadki groziło więzienie i to bardzo wysokie więzienie. 7. Czy był Pan inwigilowany? Ja się maskowałem. W rozmowach wiadomo, artykułowało się poglądy, ale wiedziałem, że jestem w tych strukturach podziemnych i nie powinienem obnażać się ze swoich poglądów. Przecież wiemy, że ten okres był bardzo penetrowany przez donosicieli. 8. Jak wyglądały przesłuchania członków Solidarności? Mój kolega Tadeusz Kula w maju 1982 roku to był przesłuchiwany 48 godzin. Dzień i noc przesłuchiwali go na zmianę. Jeden wychodził, drugi wchodził i tak się zmieniali. Kiedy już był prawie nieprzytomny to po prostu przystawiono mu pistolet do głowy i powiedziano, że pojedzie do Piątkowca, tam dostanie kule w łeb i nikt go nie znajdzie. No to człowiek się załamał … i podpisał. Potem powiedział mi o wszystkim. To było uczciwe z jego strony, bo tacy, co się z tym kryli, to robili nieuczciwie. 9. Jak wyglądało Pana przesłuchanie? Dwóch kolegów mnie ubezpieczało, Pan Kurdziel i świętej pamięci Andrzej Butelewicz, niestety już nie żyje, a był z mojego rocznika. Był to mój bardzo zaufany kolega. Oni mnie w jakimś sensie pilotowali, co ze mną zrobią. Tego przesłuchania było ze dwie, trzy godziny, ale już nie pamiętam. Było to na zmianę, jeden krzyczał, a drugi łagodnie, spokojnie. Zapali pan?- Nie palę! Napije się pan kawy?- Nie chce mi się pić!.Właściwie cały czas chodziło o to, kogo namawiałem do strajku? Dlaczego wyłączali maszyny? Skąd pojawiały się ulotki? Oni nie mówili, że to ja , tylko skąd się pojawiały. Na to wszystko odpowiadałem, że proszę pokazać mi tego, co mu maszynę wyłączyłem i będziemy wtedy dyskutować. A jeśli nie ma takiego to uważam, że jest to zwykłe pomówienie. I znowu pytanie, pali pan?- Nie palę? Napije się pan kawy?- Nie piję. No to dalej krzyk tamtego i tak było 2 – 3 godziny. Chodziło o to, kto dowodził, szukano przywódców. 10. Proszę nam opowiedzieć o jakimś publicznym wydarzeniu, w którym odegrał Pan ważną rolę? Pamiętam wydarzenia z pod pomnika Świętej Barbary. Ustaliliśmy w zakładzie, że 4 grudnia pójdziemy tam po pracy i odśpiewamy „ Boże coś Polskę” oraz zaświecimy świeczki. Ja dodatkowo zająłem się wieńcem. Zbiórkę zrobiono tak by nikt nie wiedział. Po godzinie 15, wziąłem wieniec, świeczkę i wraz ze wszystkim poszliśmy pod pomnik. Patrzymy, a tam ze 150 ludzi się zebrało. Myślałem, że będzie garstka, a tu tyle osób przyszło. Obok był budynek administracyjny wszyscy na nas patrzyli, a my tam stanęli pod tym pomnikiem. Ja wieniec złożyłem i mówię do mojego kolegiJózek zaczynaj! Wcześniej to umówiliśmy się z tym Józkiem, a że on zacznie śpiewać „ Bożę coś Polskę”, bo ma ładny głos. Ja mu mówię zaczynaj, a jego tak zamurowało, że nie mógł słowa wydobyć. Spodziewał się, że będzie mało ludzi i to my sami swoi, a tu tyle ludzi. Ale w końcu jakoś udało się i zacząć śpiewać „ Ojczyznę wolną daj nam wrócić panie”. Chwilę postaliśmy, a potem się rozeszliśmy się. 11. Czy przyjechała milicja? Nie przyjechała. Myślałem, że będziemy mieć pranie mózgów. Rankiem Sztygar mówił no, co to tam wczoraj było?. Każdego z osobna pytał. A mu wcześniej mieliśmy ustalone, że jakby się kto pytał to chcieliśmy się pomodlić i to wszystko. W pewnym momencie mnie zawołali i pytają, co to tam wczoraj było ? Ja mówię, że 4 grudnia, że była figura św. Barbary i chcieliśmy się pomodlić, jako górnicy już po trzeciej. Kierownik pytał, kto ten wieniec położył, a ja mu na to, że jak przyszliśmy to wieniec już leżał. Że to wszystko było spontanicznie i tak wyszło. Pytał też: kto był przywódcą? A ja na to, że nie było przywódcy. Ludzie dołączyli do nas, zaśpiewaliśmy, zapaliliśmy świeczki i tyle. Bałem się bardzo, co dalej będzie, ale minął jeden tydzień, potem drugi i nic. W końcu skończyło się tylko na tych przesłuchaniach, ale na jak tamte czasy to był wielki wyczyn. Dziękujemy Panu za udzielenie nam wywiadu i przekazanie tylu cennych informacji o tamtych trudnych czasach.