Gawęda o Człowieku, który spłonął pochodnią

Transkrypt

Gawęda o Człowieku, który spłonął pochodnią
ks. Ferdynand Ochała CSMA
Gawęda o Człowieku, który spłonął pochodnią
„Jeśli istniejesz Boże, nieomylna prawdo,
Daj mi się poznać, a wszystko uczynię,
By na włos nie uchybić poznanej Prawdzie.
Niech się śmieją i natrząsają ze mnie,
Niech stracę władzę w rękach i w nogach,
Bylebym Cię poznał, byłem znalazł Ciebie….”
(na tle muzyki)
Prawda była u źródeł Jego dzieła,
Prawda tkwiła u podstaw wszystkiego
Odrzucał ułatwione życie.
Prawda nie dała mu spocząć,
Piekła, ogniem parzyła.
Wiedział, że nie zbudujemy niczego,
gdy jedni drugim nie będziemy wierzyli.
Wiedział, czym jest głód Prawdy
Dlatego zostawiał drzwi otworem.
Nikt od niego nie odszedł zawiedziony
Nie ryglował swej duszy,
Nie lękał się złodziei ni kpiarzy.
Lecz otwierał swe łzy i radości.
Myśli jego leciały w świat, jak iskry z ogniska.
Był przejrzysty jak potok i zupełnie czytelny.
Nie przywdziewał maski ni kostiumu,
Stąd ludzie wokół niego stawali się prawdziwi.
Znosili mu swoje dręczące pytania,
I tajemnice, które im trudno było udźwignąć.
A znajdowali odpowiedź jasną, nawet w jego milczeniu.
Wiedzieli, dokąd iść i starczyło im siły
Do dźwigania szarego życia opromienionego głębokim spojrzeniem.
On szedł spokojny, wierząc, że przez niego
Bóg dokonuje odwiecznych zamierzeń.
(śpiew: Mój Mistrzu…)
Wpatrywał się w tajemnice Boże –
W Bogu żył, poruszał się, istniał.
Nie opierał niczego na ludziach
Nie budował na panach
Znał jedną linię działania
Jeden klucz rozwiązywania zagadek.
Jedną receptę zdrowia
Jeden cel istnienia i działania –
I wołał niezmordowanie
Któż jak Bóg! Któż jak Bóg!
Bóg: skała, tarcza i ocalenie
Bóg: siła, która wszystko porusza
Niby olbrzymi motor świata –
Która przenika ludzi i rzeczy –
Działa niezmordowanie
Bóg: nieskończone Piękno, Prawda absolutna,
Sprawiedliwość bezwzględna –
I miłość, miłość nieopisana.
Służebna w stosunku do stworzeń,
Ojcowska miłosierna, przebaczająca,
Miłość darząca życiem.
(muzyka)
Wpatrywał się w tajemnice Boże
I już nie mógł żyć w sposób przeciętny
Miłość budziła, przynaglała, zaostrzała poczucie obowiązku,
Redukowała do minimum.
Ograniczała spożycie pokarmu
Zakładała na biodra pasek druciany,
Rozjaśniała oblicze uśmiechem,
Wyczerpywała wszystkie siły pracą,
Pod jej dyktandem rodziły się myśli, słowa i czyny.
Miłość pokonywała lęk i kazała głosić prawdę,
Miłość dławiła samolubne wołanie o szczęście osobiste
Zażądała, by stał się wszystkim dla wszystkich
Na ciało i duszę nałożyła kajdany powściągliwości i pracy,
Jako słodkie wyzwalające jarzmo Chrystusowe.
(śpiew: Któż jak Bóg)
To wystarczy…
To wystarczy, o Boże nasz,
Że kwiaty Twojego ogrodu
Zaplanowane przez Ciebie,
Wypieszczone w Twoim marzeniu,
Rozwinęły się w słońcu
I zachwycają Twe oczy.
To wystarczy, że widzisz gwiazdy w ciemną noc….
I pochwalasz ich złoty blask:
Wystarczy, że Ty słyszysz ptaszęcą pieśń,
Chociaż nie doszła do ludzkiego ucha.
(muzyka)
Niczego nad to nie pragnął,
Niczego prócz Twojej pochwały.
Pokorny błogosławiony
Nie chciał by wyliczano jego zasługi
I przypinano ordery.
Nie chciał, abyś go Boże odsłaniał przed światem…
Choć pomiędzy Twoim marzeniem,
A kreacja powierzonej mu roli
Nie było takiej przepaści:
Jaka w grze naszych ról się zdarzaUmiał iść prosto, pisać prosto,
Jak Ty o Boże, po krzywych liniach swej opieki.
(muzyka)
Umiał pokonać smutek przez radosne miłowanie CiebieI grosz wdowi wsuwał do ręki bliźniego,
Który my tak pragniemy zachować dla siebieNie dawał tego co zbywa z jaśniepańskim, nieprzyzwoitym gestemAle dawał wszystko: dnie i noce z największym wysiłkiem tkane przędziwem życia.
Dał sierotom, ubogim- bezzwrotnie, bez liczenia na wdzięczność.
Szedł spokojnie i cicho w hałasie codziennych obowiązków.
(muzyka)
Dziękujemy Ci dobry Boże,
Że odsłoniłeś to dzieło sztuki, jakim był w Twoich rękach,
By ogrzewał nas jak słońce, cieszył jak kwiat,
Był gwiazdą przewodnią na szarym niebie.
(śpiew: Płyń modlitwo)
Portret naszego Ojca – rozważania nowicjuszki
Z obrazu, Bronisławie, Twe ruchome oczy
Wodzą ciągle za nami po nowicjacie –
Czytamy Twoje dzieje, jak u książki uroczej,
Z tej pędzlem wyrzeźbionej, niezwykłej postaci.
Artysta jedną tylko chciał zatrzymać chwilę
Jeden tyko w spojrzeniu błysk słodkiej dobroci,
A przecież w tym zawarte poprzednich chwil tyle!
Całość jakże wspaniała, chwycona w przelocie.
Usta Twoje okolił rys walk i goryczy,
Którymi okupiłeś niezmącony spokój.
Nad czołem tli się lampa myśli tajemniczej,
Która mogła zaświtać jedynie w proroku.
Chcemy przejąć jej wątek, szept niedosłyszalny,
Odkryć bieg tego nurtu, co ginie w niebiosach,
Jeżeli prześlepimy znak nam z nieba dany –
To na naszych tragicznie mścić się będzie losach.
Więc co dzień studiujemy Twój portret na ścianie
Skąd schodzi nam w głąb duszy jak ciepło słoneczne
I ciągle nie pokoi dręczącym pytaniem:
Czy kroki nasze nie są z tamtą myślą sprzeczne?
Czy z twarzy potrafimy wyczytać głęboko
Przez Boga napisane dla nas tylko słowa?
Czy mamy dość uważne i dość bystre oko?
I serce podatne prawd ziarna zachować?
(pieśń)